LogowanieZarejestruj się
News

Strefa audio-komfortu, czyli fotel, mebelki kluczowa rzecz!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0577

No i masz! Miało być o Nuprime, względnie o tanim R2R czytaj DRACO, a tu łysy zmienił i nie tylko będzie poniżej o czymś z zupełnie innej beczki, to jeszcze na tematy obok. Jakie obok? Ano miejsce, mebelki… te do słuchania, do kontemplowania. Nie jest to błahe, oj nie, to ważne, to ma ogromne znaczenie. Zasadniczne ma. Także zaraz przeczytacie o dość nietypowym klamocie, ale też o otoczeniu, które sprokurowałem na potrzeby tego wpisu. Miejsce do słuchania, miejsce specjalnie takie, znaczy forma, wygoda, udogodnienia pod (słuchawki w centrum uwagi). Będzie i o cyfrze i o analogu, bo o specjalnym, pod słuchawy setupie przeczytacie, będzie o fotelu i stoliczku dla systemu. Będzie wszystko. Bo słuchanie z uwagą, skupieniem, w pełni to słuchanie nie byle jak.

Na wstępie zdjęcie…


Stanowisko przyjemnościowe, na długie słuchanie gotowe…

Jaki klamot bohaterem? I-O Data Soundgenic HDL RA4TB z Nipponu. Nazwa taka, że o ja cież… no poetyki tu za grosz, ale też korespondująca. Komputerowcy, fidata, ktoś kto w kodzie, w płytkach PCB itd robi. Takie komputerowe wszystko w jednym, ale zupełnie nie z audio się kojarzące, choć jak najbardziej pod audio robione. Nieźle, nie? Pomysł całościowy, bo hardware z software się tu spotyka i tworzy propozycję. Dla staroszkolnych komputerowców (jest coś takiego w ogóle, łysy co ty piszesz tutaj?!) rzecz od razu kojarzy się bardzo sentymentalnie… interfejs rodem z lat 90-tych, na pewno stare softy, jakiś foobar, okienka, tekst, okienka, wiele suwaczków, kropeczek do trafienia. No to już wiecie o co biega.


Muzyka na pewno w centrum, ale w przeszłej już formie, bo skoncentrowanej na własnych zbiorach. Muzyka z pliku na dysku. Serwer muzyczny. NAS. O to, to… dla dzisiejszych streamingowców tylko via Spotify ichni Connect (miło) i tyle. Bo jest tu jak najbardziej Player, mamy aplikację muzyczną o wspomnianej staroszkolnej mocno formie, ale właśnie tak. Strumienie lokalnie, a nie z usług, hen daleko, zdalnie. To taki powrót do źródeł, bo kiedyś (ehh, raptem dekada upłynęła) z pliku własnego, kupionego, ściągniętego, zripowanego się słuchało. Patrząc przez pryzmat danych fonograficznej branży, dzisiaj to jest to, to w totalnym odwrocie i albo strumień z usługi, albo winyl i koniec.


Mmm…

Także przypominamy sobie o rendererach, serwerach, protokołach sieciowych, administrowaniu bazami …już widzę, jak niektórzy przyzwyczajeni do samo się i ogólnie wygody jaką dają serwisy streamingowe przewracają gałami, a jeszcze inni w ogóle klikają właśnie w pudelka i odpuszczają sobie dalszą lekturę. Chwilunia, nie jest tak strasznie, jak piszę, znaczy jest wczorajszo, ale w sposób mocno zautomatyzowany. Mała skrzynka, wyglądająca jak peryferia komputerowe, o sporych możliwościach z wsadem softwareowym napisanym na bazie, ale autorskim pomysłem na zawiadywanie, administrowanie zbiorami muzyki i dopasowaniem metadanych wreszcie robieniem ze srebrnych krążków pliczków po podpięciu napędu. Komputerek audio? Tak. Sprzęt z dodatkowymi możliwościami (hub i podpiamy) dla dłubaczy, komputerowców. No też, na marginesie, jak ktoś takie zabawy lubi to sobie wpisuje IP sprzętu i mu się dużo więcej (do konfigurowania) wyświetla. Mówię – jak drzewiej bywało.


Mini Wacik od APPJ, adapter HE od HiFiMANa (bo odczepy głośnikowe ze wzmaga tutaj, a słuchawki), opisywany w tekście I-O Soundgenic NAS / Player oraz DAC Chord Mojo i wspomniane w recenzji efektory słuchawkowe

Stooooop! Może dla odmiany coś dla ludzi, a nie te, tfu! komputery brrrr. No dobra, to setup i stanowisko. Jak widać po fotach postawiłem na szlachetny minimalizm formy. Mniej = więcej. Co my tu mamy? No mamy tego opisywanego multitoola, ale żeby to miało ręce i nogi to musi być i efektor jakoś i konwerter jakoś. Mini Watt w wersji APPJ z Brimarem sterującym i Mullardami mocy, czyli banieczki na odczepach. To kolumny zatem? A gdzież by… z odczepów do dość niecodziennej skrzyneczki ,czyli HiFiMANowego HE-Adaptera po drutach dobro płynie. I to jest clou. Taki set z dużą mocą na banieczkach pod słuchawy. Konwertery dwa – jeden natywnie tu robiący robotę tj. Mojo od Chorda (w trybie fixed) oraz przegenialny M15 (i tu omijamy banie, bo tam jest CMA czyli wybitne wzmocnienie na kości, doskonałość imo a jeszcze balans na dokładkę via 4.4). Oba DACzki podpinane do dwóch i tylko dwóch portów USB na I-O Soundgenic-u. Tyle. Listwa rackowa, serwerowa i prąd wprost ze ściany. Fajne, że taki setup pod słuchawki, dzięki kompetencjom I-O spokojnie może słać dźwięk 16/44 do SONOSa endpointów (głośniki bezdrutowe, mój ulubiony AMP czytaj klasyczne paczki). Także szybka zmiana z na głowie… z głowy i słuchamy se systemu opartego na kolumnach w salun.


fiData apka autorska dla iOS oraz Androida

Forma. Fotel. Awangarda, retro, mhm, to oczywiście tylko kopia, ale wysokiej próby. Ma wyglądać i ma być – moje – UJUTNY. Czyli super, jak kapcie, wygodny, na dłuuuuugie słuchanie, a jeszcze do tego dobrze „współpracujący” ze słuchawkami oraz całym, wspomnianym setupem. No i się znalazł, idealny, właśnie pod to co powyżej. Dobry mebel audio – jak już planujecie coś, co ma rozpieszczać i maksymalizować przyjemność z obcowania – nie może być fotel w żadnym detalu kompromisowy. To, wg. mnie, ważniejsze od umownie wyższej klasy sprzętu, ważniejsze od fancy kabelków, ważniejsze od duperelków znaczy akcesoriów – gradacja powinna być dokładnie odwrotna i jak już musimy w coś zainwestować to zainwestujmy w samodopieszczanie 4 liter! Także jest ten fotel, podnóż, no i stolik. Z kulą disco, która stała wcześniej na balkonie, a teraz włożona w stojak – stolik robi. Metal, szkło i kółka oraz wspomniana kula. Może być kwiat, znaczy banan albo inna palma, może być i coś na drinki bezalkowe, czy czarny napój bogów i tym podobne. Robi to właśnie to, co powyżej, robi miejsce do kontemplowania i wielogodzinnego słuchania.


...i nie trzeba stojaków dla słuchawek jak widać

Współpracujący? Owszem, nie inaczej. Jak widzicie nie używam w salonie stojaków dla nauszników, bo te idealnie wiszą sobie na skórą obszytych oparciach. IDEALNIE się to sprawdza. To raz, a dwa forma siedziska współgra ze stolikiem – sięgasz po napój, gałką znaczy potencjometrem kręcisz i to wszystko, czego ci do szczęścia potrzeba. W zasięgu i wygodnie z dostępem …tylko trzeba uważać, by w zapomnieniu nie chwycić lampki, bo będzie auć! Jak widać na fotach takie stanowisko może zajmować minimum przestrzeni (fotele zasadniczo potrafią być strasznie zawaliste, zagracając skutecznie przestrzeń życiową). Znaczy jak na obrazkach kompaktowe być, a jednocześnie bez kompromisów w zakresie wygody i ergonomii.

Dobrze, powrót do skrzynki i do brzmienia. To jak ten I-O wypada? Po pierwsze macie 4TB przestrzeń na dźwięk i ten dźwięk warto by był najlepszej próby. Warto, naprawdę warto, zadbać o to. Jak ktoś ma swoje własne, fizyczne zbiory, to nic nie stoi na przeszkodzie by digitalizować i w tej formie słuchać. Wielu (pozdrawiamy Panie Wojciechu) to uczyniło i z wygody, prostoty, ale też – cóż – coraz częściej także jakości wybrało tę metodę słuchania kolekcji, własnych zbiorów. Dzisiejsze setupy cyfrowe, nowe kości C/A, nowe systemy korekcji i w ogóle DSP pozwalają na przeskok w SQ (jak widzą to jedni), albo na doświadczenie inaczej (wiecie, już samo PCM na DSD w locie to inna bajka, wiemy o co chodzi). I nie to, że nie było super systemów, transportów z procesorami, albo super odtwarzaczy srebrnego krążka za miliony złotych monet, które dawno, dawno temu, gdy się to co grało kręciło i podobnie (co do zasady) uszlachetniało materiał zapisany na płycie, a potem ochy i achy. Dzisiaj, dzięki tfu! komputerom, dzięki oprogramowaniu można to uzyskać w dowolnych realiach budżetowych, dostęp powszechny, no zdemokratyzowało się i przy odrobinie wysiłku „każdy może” usłyszeć.


Music Player I-O… bez wodotrysków, głównie pod staroszkolne granie (album, wykonawca, gatunek)

Także serwer muzyczny, dostęp z dowolnego software (omijamy i na razie pomijamy na chwilę fidata) i już te własne archiwa uszy nasze pieszczą, cieszą. DSD Native, znany pewnie wszystkim HDtracks, niestety niedostępny u nas nadal Qobuz (z kramikiem), hiresaudio, 2L, LSO, Linn i można jeszcze, co nieco powymieniać… Tak, tanio nie jest, tak stream przecież za 29,99 czy coś, ale właśnie lepsze (bo zdecydowanie te pliki górują nad strumieniem, a w przypadku MQA w ogóle nie ma o czym mówić imo, bo to jest ułuda, złuda i origami to żadne HQ) i zwyczajnie to słychać. Także materiał plikowy, obecnie dostępny na poziomie tak wyśrubowanym jakościowo (w odróżnieniu od fizycznego – dostępnym dla każdego za dineros bez szukania), że naprawdę grzech nie skorzystać. Jak już się znajdzie własne, albo zakupione w kramikach na dysku to tylko klasycznie, nawigując po folderkach słuchać i słuchać, skupiając się na sednie.
To serwer (np. z Roonem), a autorski soft dla Andka czy iOS-a? No jak napisałem, rzecz to bardzo oldskulowa, oprogramowanie żywcem przeniesione sprzed dekady, a nawet dwóch dekad wręcz. Koncentracja na płycie, albumie, wykonawcy, jak z półki brane w pudełku czy okładce. Staromodnie. Owszem są jakieś tam plejlisy, radia netowe ale to dodatkowo i na marginesie, raczej żeby było (bo obsługiwane), ale najważniejsza kolekcja i słuchane jak przykazał wszechmogący od pierwszego do ostatniego, jak nie album, to EPka, jak nawet składanka to z jakimś pomysłem człowieka, a nie algorytmu. Ehhh, stary jestem.

Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by powrócić do świata serwisów strumieniowych, algorytmowych podpowiedzi, sztucznointeligentnych kuratorów… jak wspomniałem, to też „tylko” serwer, muzyczny (albo dowolnie pod inne dane ofc) NAS. Ciekawostką jest tu fakt, że – wielu na to zwraca uwagę – dźwiękowo ciekawiej, no lepiej, wypada to z pliku lokalnie niż ze strumienia (o czym nie raz było na HDO), ale też że można to lepiej zyskać dzięki zastosowaniu określonego software. Powiem tak – owszem Audirvana zazwyczaj bardziej się podoba od Roona, tak są pewne dla mnie zauważalne różnice w sposobie reprodukowania, bo nawet jak nie załączamy żadnego DSP (występującego w programowych odtwarzaczach) to i tak silnik, sposób działania aplikacji może mieć wpływ i determinować. Tutaj, ten staroszkolny soft, radzi sobie bardzo dobrze, wręcz lepiej od wymienionych super hiper duper front-endów audio. Nie ma nawet ułamka ich możliwości, jest wręcz niemodnie nierozbudowany, ale SQ wypada znakomicie. To jak z foobarem dobrze skonfigurowanym. Potrafi być nie do pobicia. Oba skądinąd darmowe softy, choć to od Japończyków wespół z elektroniką oferowane w komplecie, podobne jeżeli chodzi o estetykę, ten pecetowo/windowsowy oczywiście bardzo rozbudowany, ale właśnie oba generujące podobne wrażenia odsłuchowe. Inne skojarzenie? Kinsky. Tak. W ogóle jak plik, plikowi dalece nie równy, tak i kod, który to przepuści i zreprodukuje takoż nie równy, tylko różny.


Naprawdę staroszkolny UI/UX

Aspekt brzmieniowy nie wprost, bo o tym decyduje i ten wzmaczek z adapterem i konwerter C/A a jakże, ale jako składowa wybrzmiał powyżej… że jest dobrze, nawet bardzo dobrze, że lepiej niż z nowoczesnego software wszystko ogarniającego często. Na końcu i tak to, co może wznieść nas na wyżyny, albo sprowadzić do parteru znaczy efektor i tu, jako że o setupie mówimy, konkretnym systemie wspomnę tylko… lampa, moc (spora w tym wydaniu) i otwarte K701 to (podobnie jak z testowanym Z6 EverSolo) niespodziewana rewelacja. Słuchawki wybredno-niełatwe i nawet nie chodzi o napęd, tylko raczej o wszystko… potrafiące spowodować opad szczęki, albo odrzucające i to na kilometr (podepnijcie te AKG do wspomnianego Mojo soute… gwarantuje, że każdy kto spóbuje będzie mieć koszmary). Stara produkcja spod Wiednia (nasz redakcyjny egz.), w czasach gdy słuchawki to było kilka modeli i w cenie budżetowych paczek hajfajowych maksymalnie, potrafią na tym setupie wznieść się na absolutne wyżyny. Oczywiście nadal gatunek robi, znaczy symfoniczna, soundtraki, klasycznie i jazzowo, ale to, co pokazują te słuchawki to jest poezja i fajny powrót do źródeł (były 701 i 650 i tyle).

Nie zawsze i nie ze wszystkim, żeby była jasność to gra. Znaczy setup np z kapciuchami (LCD_3) jest zwalisty i mulasty. Muszę popracować nad tym i spróbować rzecz okiełznać, na razie bez sukcesu. HiFiMANy zdecydowanie na tak, ale już DCA różnie (czasami podoba się, czasami mniej). Oj lubimy, lubimy takie rzeczy, a jak jeszcze dochodzą manewry z kształtowaniem dźwiękowej sygnatury za pośrednictwem wymienianych baniek we wzmaku, jak sobie manewrujemy różnymi konwerterami to… no słucha się, kontempluje, ale i tu dosmacza, a tam nieco eksperymentuje. Wystarczy tylko jedno maźnięcie i „przesiadka” na kolumny (Sonos AMP) co odbywa się – pochwalę – super szybko, bez opóźnień i w ogóle odtwarzanie, odpowiedź na komendy jest u komputerowców z I-O Data natychmiastowa.
O różnych sposobach dodatkowego zawiadywania (zegarek, zegarek ma koronkę? Ma. Jest na ręce zazwyczaj? Jest. To dlaczego nie mógłby via API być takim potencjometrem dla choćby Soundgenic-a w opcji music playera?), o metadanych, o doskonale napisanej obsłudze sieci oraz interfejsu USB znajdziecie jeszcze co nieco w fotogalerii z opisami (też @ główna HDO). Zachęcam, bo to część tego wpisu poszerzająca, a przez wzgląd na wspomniane mebelki wręcz warto się zainspirować i sobie coś maksymalizującego doznania sprokurować.


Bardzo ładnie z SONOSem jak widać. Protokoły obsługiwane i leci sobie dźwięk na głośnikach…

Sumując, ta skrzynka występująca w wariancie z pamięcią półprzewodnikową (tu mamy klasyczne talerze) to niecałe 3k złociszy i to są rozsądnie, adekwatnie wydane pieniądze na audio z pliku. Tak, komputerowcy, tak forma skrzyneczki jak ze sklepu PC coś tam (solidne, dobrze wykonane, metal, bezszelestne, małe), ale to tylko pozory. Jak wyżej stoi, to może być i dla wielu będzie fundament systemu audio, z własnym patentem na odtwarzanie z pliku, na zawiadywanie i tworzenie zbiorów plikowych, albo ważny dodatek uzupełniający istniejący tor (jak u nas w redakcji). I choć ktoś mógłby na koniec powiedzieć – ale po co to, jak można inaczej w sensie jakieś Apple Music z natywną dla klasyki – to z powodów wymienionych taki oldskulowy pomysł na granie muzyki z komputera nadal się broni. Tak, Apple Music jest obecnie wraz z natywną (świetną, była krótka recka u nas, teraz mogę to tylko po kilku tygodniach potwierdzić) aplikacją pod muzykę dawną, klasyczną nie do pobicia w streamingu. Tidal się chowa, w ogóle cała reszta poza nieobecnym u nas Qobuzem się chowa. Tyle, że można z własnych zbiorów, można z własnej kolekcji. A jak z własnej, to właśnie tak.

PS. HD-650 też bardzo na tym setupie dają radę.
PPS. Oczywiście klasycznie zapraszam też na główną, bo tam będzie galeria uzupełniona o soft, nadal haram (serio fb?) w sensie zrzuty, tutaj na profilu zabronione.

 

Autor: Antoni Woźniak


No i źródła… wszystkie ważne protokoły sieciowe obsługiwane bezproblemowo, pewnie!

Można z apki, może być zewnętrznie (Sonos.app) i wreszcie może być fixed (jak w setupie z Mini Watt)

DAC Mojo podpięty i leci muzyka… jak widać, może być re-stream z iPada

I gra…

Sterowanie z łocza, jak napisałem, szkoda że API nie wykorzystane,
że nie ma obsługi potencjometru choćby z koronki

Jak bateryjny padnie (Mojo), to bez odpinania można jeszcze jeden DAC podpiąć, bo są dwa porty.
Tutaj -jak widać- mamy Questyle M15 i to jest bardzo zacna konfiguracja…

Interfejs webowy. Warto. Bo tam jest więcej ustawień!

I dodatkowo Twonky

Sporo rendererów u nas…

Jak to ma być w apce potem widoczne, możemy sobie dostosować do własnych preferencji

Konfiguracja sprzętowa, przystępnie, każdy to ogarnie…

Webowe, jak wyżej, bardziej i kompletniej niż w mobilnej apce

Jak renderujemy…

I jak, przykładowo, gramy via odtwarzacz fiData DSD

Dodaj komentarz