LogowanieZarejestruj się
News

Nowy M-Stage! Opinia o Matrix HPA-2C

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20161110_131133367_iOS

Nowy M-Stage, pierwotnie jeden z najlepszych klonów Lehmanna (niemieckie, wysokiej klasy, słuchawkowe ampy), teraz w nowej odsłonie z obsługującym (prawie) wszystko, co popadnie, dakiem USB. Zamiast kątów prostych, obłości, zmiany konstrukcyjne spore, funkcjonalność dokładnie taka, jaką ten sprzęt oferował poprzednio, czyli konkretnie: komputer, wzmacniaczo-dak, słuchawki i gramy. Jakiś czas temu zrecenzowaliśmy M-Stage’a HPA-3U oraz wcześniejszą generację i oba wzmacniacze bardzo przypadły nam do gustu. Wtedy jednak nie było możliwości sprawdzić jak sobie skrzynki radzą z większym arsenałem słuchawek. Tym razem będzie inaczej, to znaczy będzie szeroko – tytułowy dakoamp zagrał w tandemie z LCD-3, HE-400, AKG 701, H650 oraz NAD HP50 (zmod., do odsłuchu stacjonarnego). Do tego sprawdziłem jak radzi sobie z Momentum 1 i 2 generacji oraz z redakcyjnymi IEMami.

Nowy HPA ma wygodną przeplotkę, można zatem śmiało integrować go w głównym torze z jakimś analogowo podpiętym źródłem. Oczywiście numerem jeden jest tutaj wejście USB, które oparto na najnowszym układzie programowalnym XMOS U (interfejs) oraz kości DAC od CirrusLogic-a CS4298. Mamy zatem wsparcie dla PCM 24/192 oraz obsługę DSD 64/128. To ostatnie obsługiwane zarówno w trybie DoP jak i natywnie w ASIO. Dodatkowo będzie można grać z bezpośrednio podpiętego pod cyfrowe wejście handhelda. Rzecz jasna nie omieszkam sprawdzić pod iOSem (z odtwarzaczem softwareowym Onko HF Player – będzie można zobaczyć dokładnie parametry transmisji oraz obsługę plików DSD). Jak wspominałem we wpisie parę miesięcy temu (kiedy C jak Classic wchodził na rynek), jest to tańszy model od HPA-3, co ciekawe z bardziej rozbudowaną funkcją grania DSD (układ Texas Instruments z trójki nie ma takich możliwości co Cirrus). Jest tańszy, a ten element stoi tutaj na wyższym poziomie. Rzecz jasna DSD sobie też odtworzymy.

W środku dobrze znane, wysokiej jakości komponenty. Mamy potencjometr oparty na ALPSie (27), kondki WIMA/Nichicon, mamy solidne trafo w typowej dla Matriksa, monolitycznej, błękitnej obudowie. Sprawdziłem jak sobie poradził podpięty pod Makówkę, jak i również sparowany z laptopem @Win10. Udało się także sprawdzić jak sprawował się w roli prostego przedwzmacniacza w stacjonarnym torze… Jakość dźwięku na słuchawkach skonfrontowałem z naszym M1HPA od Musical Fidelity. Opisany sprzęt kosztuje w Polsce 1350 złotych, a poza opisywanym urządzeniem, w ofercie jest jeszcze zbalansowana wersja HPA-3B, którą też spróbuję niebawem przetestować. Poniżej galeria przedstawiająca HPA-2C wraz z opisem wrażeń z odsłuchu…

 

Specyfikacja

Wyjście liniowe:

  • SNR (stos. sygnał/szum): >-95dB przy 20Hz-22kHz (A-ważony)
  • THD+N : < 0.0017% przy 1kHz 1Vrms (A-ważony)
  • Odpowiedź częstotliwościowa: 20Hz-20kHz (+0.01dB/-0.04dB)
  • Impedancja wyjścia: 51 Ω

Wyjście słuchawkowe:

  • SNR (stos. sygnał/szum): >-95dB (A-ważony)
  • THD+N : <0.0017% przy 300 Ω 13mW 1kHz(A-ważony)
  • Odpowiedź częstotliwościowa: 20Hz-20kHz (+0.01dB/-0.04dB)
  • Impedancja wyjścia: 10 Ω
  • wyjścia zasilania: 110mW przy 33 Ω / 310mW przy 300 Ω / 160mW przy 600 Ω

Wzmacniacz:

  • L=+6dB H=+15dB

Wejście USB:

  • USB: Asychroniczny USB 2.0 audio
  • D/A: Cirrus Logic CS4398
  • SNR: >-103dB(A-ważony)
  • THD+N: <0.0009% przy 1kHz A-Weighting
  • Częstotliwość próbkowania PCM: 16-24 Bit/44.1kHz 48kHz 88.2kHz 96kHz 176.4kHz 192kHz
  • Częstotliwość próbkowania DSD: DSD2.8MHz/DSD5.6MHz(DoP & ASIO Native)

Wymagania systemowe dla USB:

  • Windows XP/Vista/7/8/8.1/10 – konieczna instalacja sterownika
  • Mac OS X10.6.4 i nowsze – obsługa natywna
  • Kompatybilny z większością urządzeń Android ze złączem OTG
  • Możliwość podłączenia do urządzeń iOS przez Apple Camera Connection Kit

Zasilanie:

  • 230V ustawienie przełącznika na AC 220-240V 50/60Hz
  • 115V ustawienie przełącznika na AC 100V-120V 50/60Hz
  • Pobór mocy: <15W
  • Bezpiecznik: AC250V/500mA 5×20mm

Pozostałe cechy:

  • Masa: 1,22 kg
  • Wymiary: 280 x 120 x 47 mm

Akcesoria

  • Kabel zasilający
  • Płyta z istrukcją i sterownikami
  • Kabel USB

 

Ładna obudowa

Komputer albo analogowe źródło

Solidna konstrukcja

Przełącznik gain tym razem z tyłu (w HPA-3U był z przodu), niezbyt to wygodnie

W komplecie dostajemy dwa kable: zasilający i USB


Wrażenia z odsłuchu

M-Stage to rasowy wzmacniacz słuchawkowy, jeden z najlepszych klonów legendarnego Lehmanna. Najnowsza wersja to nie tylko świetny amp pod nauszniki, ale także bardzo dobry interfejs USB Audio. Całość stanowi wyjątkowo atrakcyjną propozycję dla kogoś, kto szuka czegoś właśnie pod komputer. Podobnie jak w będącym pkt odniesienia M1HPA, tu także mamy możliwość podpięcia źródła analogowego. Może to być jakiś CD-ek, może być gramofon… na co przyjdzie nam ochota (oczywiście aby grać z płyty czarnej trzeba będzie jeszcze gramofonowego pre, chyba że będzie to nowy gramofon, taki z wbudowanym przedwzmacniaczem). Urządzenie jest znakomicie wykonane, dostajemy kawał porządnego audio klamota… wcześniejszym M-Stage’om nie można było za wiele zarzucić, ale w tym przypadku jest jeszcze lepiej: full metal, wszystko precyzyjnie spasowane, piękna obudowa, precyzyjny potencjometr – często w takim budżecie dostajemy znacznie gorzej wykonane urządzenia. Matrix dba o wysoki UX – mamy poczucie, że wydaliśmy pieniądze na coś wartościowego. To tak odnośnie wrażeń estetycznych, przejdźwmy do dźwięku…

Interfejs USB z obsługą sygnału 1 bitowego

Zacznę od IEMów. Nie podpinajcie, to nie ma sensu. Słuchać szum w takich słuchawkach o wysokiej efektywności, nie ma na szczęście o tym mowy na dowolnych nausznikach, także tych mobilnych, także banalnie prostych do wysterowania. Jednak dokanałówki to nie ten adres. Wzmacniacz lubi słuchawki wysokoomowe, na wyjściu (6.3mm) mamy 10Ω (świetnie gra z K701 oraz z HD650… idealny partner dla takich słuchawek). Jak gra zatem? Nie koloryzuje, jest dość neutralny, a przy tym dźwięk znakomicie zbalansowany, czasami lekko chropowaty, ogólnie dobrze zdefiniowany z doskonałą dynamiką. To nieco rozjaśnione, rześkie granie, bardzo przyjemne w odbiorze. Jak wspomniałem nie ma tu żadnego czarowania na siłę, jest raczej obiektywna prawda (o nagraniu), dodatkowo wsparta konkretną mocą, potrafi ten wzmacniaczo-dac zagrać potężnie, konkretnie. Separacja, czytelność wypada tu klasowo, świetnie, mamy bardzo rozdzielcze, bardzo precyzyjne reprodukowanie dźwięków. Jak wspomniałem nie koloryzuje, nie ma też mowy o ocieplaniu, a właśnie jest obiektywnie, czysto, jasno, z pięknie ukazaną sceną. Stereofonia, przestrzeń to kolejne zalety tej propozycji.

DAC naprawdę „daje radę” i w moim odczuciu taki zintegrowany ampo-przetwornik może spokojnie stanowić alternatywę dla interfejsów USB w przedziale od kilkuset do ok. 3 tysięcy złotych. Taki jest dobry. Nie ma żadnych ograniczeń odnośnie stacjonarnych słuchawek, to sprzęt właśnie pod takie – trudne do wysterowania – nauszniki. Przy czym przyjemniej słuchało mi się nowego M-Stage’a z HE-400 niż z LCD-3. Klamot grał bez wysiłku, lekko i według mnie może być świetnym kompanem dla osób z totalnie eklektycznym podejściem do repertuaru. Pokaże prawdę o nagraniu (tzn. pokaże mankamenty), ale zachowa przy tym swój charakter kompatybilny z dowolnym gatunkiem… to uniwersalne narzędzie, nie takie z preferencjami.


Konkrety!
 

Sumując

Dostajemy nowego M-Stage’a, jeszcze lepszego od poprzedników, wyraźnie lepszego, takiego, w którym ciężko będzie coś radykalnie poprawić. To idealny partner dla wymagających słuchawek, można też bez problemu podpinać dowolne nauszniki mobilne (grał z Momentum wybitnie dobrze, dogadał się bezproblemowo z HP50, wspomniałem jak dobrze zagrały z nim HE-400). Także tylko podpinać i słuchać. Na pewno w aspekcie neutralności można jeszcze więcej, jakby nie było to budżetowa propozycja (choć, gwarantuję, że z widokami aby zawstydzić wiele urządzeń za wielokrotność wspomnianej na wstępie sumy), taka która jednak bez żadnego mezaliansu da się pożenić z najdroższymi nausznikami na rynku. Nie będzie to dla słuchawek za grube tysiące, albo dziesiątki tysięcy ujmą, bo tytułowy partner pozwoli na rozwinięcie potencjału drzemiącego w muszlach. Dźwięk jest pod ną kontrolą, mamy bogaty, rozciągnięty bas, dobrą średnicę i precyzyjnie rysowaną górę. Jeżeli zasyczy to tylko wtedy, gdy tak to właśnie brzmi, czy powinno wybrzmieć. Ze wspomnianymi komputerami, czy to na macOSie, czy Windowsie HPA-2C dogadał się bezproblemowo. W roli prostego pre, z dwoma źródłami (analogowym oraz cyfrowym), nowy M-Stage przeistacza się w kompletne, minimalistyczne w formie, ale nie treści, rozwiązanie. Jest czysto, dynamicznie, ale nie klinicznie… pamiętajmy o tym, w przypadku tego modelu, oni nie brzmi natarczywie, „cyfrowo”. Sprawdzi się jako prosty, nierozbudowany pre. Sprawdzi się znakomicie w takiej roli.

Bardzo udany produkt!


Autor: Antoni Woźniak

Dodaj komentarz