LogowanieZarejestruj się
News

IFi iDSD Nano LE …mały, ale wariat?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170524_180212593_iOS

Dzisiaj, nie oszukujmy się, liczy się przede wszystkim to, co w kieszeni. Liczy się mobile. Owszem, ludzie słuchają muzyki z (umownie) komputera, ale przede wszystkim słuchają streamingu na jakimś handheldzie. Nikt nie zabiera ze sobą laptopa do biegania, przemieszczania się z pkt A do pkt B, nie słucha przykuty do desktopa, tylko ma w kieszeni coś, co mu gra. Bezprzewodowo (efektory w postaci słuchawek, całych systemów z transmisją, kolumn… wszystko bez druta), albo (jeszcze) przewodowo. I tak to wygląda, nie inaczej. Rzecz jasna dźwięk z samego telefonu, czy tabletu zazwyczaj jest co najwyżej akceptowalny, na pewno nie da się sensownie pożenić takiego źródła z dobrej klasy słuchawkami (pomijając konwersję, chuda amplifikacja zaszyta w takim fonie nie da im rady), często (gęsto) układ zamontowany w środku to kosteczka za parę centów, która niczego nie wyczaruje, bo niby jak? Dodajmy do tego niejako zakładany przez projektantów tandem z wysoceefektywnymi IEMami (implikuje to walka o jak najmniejsze drenowanie baterii… o to toczy się bój, to jest w centrum uwagi) i już wiemy, że 99% tego co oferuje obecnie rynek wymaga „usprawniacza”.

No właśnie. Usprawniacza. Można oczywiście kupić wyspecjalizowanego DAPa, ale gdzie tu ergonomia takiego rozwiązania? Gdzie wygoda? Kolejny byt, wyspecjalizowany, utrudniający albo wręcz uniemożliwiający równoczesną komunikację ze światem (to przeklęta konieczność w obecnych czasach, coś co jest z jednej strony wymogiem, z drugiej – jednoczesnym – uzależnieniem), coś dla amatorów bezkompromisowości, absolutnych maniaków dobrego brzmienia. Innymi słowy – nisza, niszy. Można jednak inaczej, można coś wpiąć, by było lepiej, albo w ogóle było bardzo lepiej… mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko (no prawie ;-) ). Tym czymś są właśnie wszelkiej maści USB DACzki, uzupełnione solidnym ampem, do tego z autonomią zasilania (bateria) i zakładaną kompatybilnością z mobile. To ostatnie to nie błahostka, bo raz że standardy różne, dwa że jak z komputerem to zawsze, to z handheldem wcale nie koniecznie zawsze (działa), trzy sterowanie, możliwości uzależnione są ściśle od współpracy producenta wspomagacza z gigantem IT (software, interfejsy, ciągłe i częstsze niż w PC/Mac aktualizacje). Także to potencjalna mina i wcale nie takie „wystarczy podpiąć”.

Wspominałem wczoraj o V30. Nowym flagowcu LG, który ma łączyć światy, być kompletnym (w dziedzinie jakości audio) smartfonem, który takiego wspomagacza, jak tytułowy, zwyczajnie nie będzie potrzebować. Fajnie, problem w tym, że szanse na to, że takie dopieszczone konstrukcje (pod kątem SQ) staną się standardem na rynku są nikłe. I nie chodzi tu o to, że temat jest marketingowo be. Wręcz przeciwnie. Wspominałem o tym we wpisie, to temat nośny i może nawet znajdzie naśladowców i tylko się cieszyć, ale będzie ich mało i telefonów tak wyposażonych będzie niewiele i będą to te najdroższe, bo… Apple to widzi i inni też to widzą – królować będzie wireless. Tylko. Napisałem, że nie nastąpi to zaraz, za moment, ale też nie nastąpi to za dekadę, a nawet pół. Nastąpi to szybciej. Jak ktoś się pyta, dlaczego nawet w klamotach za 20k i więcej implementują Bluetooth, to ja mu odpowiadam krótko – a co, dziwisz się? Przecież to jest przyszłość, przecież dzisiaj muzyka to fruwa sobie, strumieniem leci do i z. Dlaczego zatem ludzie mieliby rezygnować z wygody? Bo jakość?

Na łamach nie raz, nie dwa czytaliście jak wiele się zmieniło i jak wiele się zmienia w zakresie jakościowym odnośnie transmisji bezprzewodowej. Konieczność wymusza postęp, a ten dokonuje się na naszych oczach, jest realny. Nie chcę przez to powiedzieć, że bohater naszego najnowszego tekstu nie ma czego szukać, że jest „przestarzały”. Nie, to jeszcze nie nastąpiło, to jeszcze jest potrzebne, chciane, co więcej takie wspomagacze jako rozwiązanie uniwersalne (w sensie, że zagra sobie na wynos, ale i w domu się sprawdzi podpięte pod jakiegoś PC, na stacjonarnym torze znaczy się popracuje) mają jak najbardziej rację bytu. Choć i tu widać, że producenci czują, że idzie to nowe, także IFi doskonale to wyczuwa (nowa linia produktów z modułem bezprzewodowej łączności to naprawdę nie przypadek) i trudno się dziwić. Trochę bawiąc się we wróżkę, wywróżę że za dwa, trzy lata standardem będzie bezprzewodowy moduł wielokierunkowy obsługujący każdy rodzaj transmisji. Mhm, tak to będzie wyglądało. Dobra, czas zejść z obłoczków i przejść do meritum, do naszego malucha, do iDSD Nano LE. O firmie już pisałem (patrz tutaj oraz w zajawce), nie będziemy zatem się rozwodzić kto zacz, nadmienię tylko, że to jeden z najbardziej ekspansywnych, najszybciej zdobywający uznanie użytkowników, producentów z segmentu PC Audio. I nie tylko PC Audio, bo ma ambicję oferować kompleksowe, pełne rozwiązania, gdzie znajdzie się miejsce dla czarnego krążka, gdzie cały tor będzie by IFi (no efektorów brakuje, bo w elektronice siedzą, ale kto ich tam wie, zobaczymy co przyniesie przyszłość…)

 

 

Małe, ale wcale nie aż takie małe

Ten DAC/AMP nawiązuje w sposób oczywisty formą do całego przekroju produktów IFi, nie wyłamuje się ze schematu – aluminiowe pudełko, z dużą gałką, z (nieczęsty przypadek w tej klasie urządzeń) portami RCA, z drukarkowym USB (złącze w takich produktach zazwyczaj płaskie jest, albo wręcz mikro jest). Tak, jest inaczej. Nie jest wielki, jest lekki, zgrabny, ale mówi: podepnij kompa, a nie podepnij mobile. Taki przekaz idzie na dzień dobry, tak to widzę. Widać, producent jest konsekwentny, bo faktycznie samo wyposażenie Nano też pod komputer. Kabel USB 3.0 (taki, szybszy i nowszy od najczęściej spotykanego USB 2.0 zastosowano w tym, jak i innych produktach IFi Audio) jest w komplecie i bez trudu podepniemy sobie dowolnego PC/MACzka… chyba że to sprzęt już mocno leciwy, gdzie występuje magistrala 2.0. Wtedy, podobnie jak to ma miejsce w przypadku 99% handheldów, trzeba będzie użyć innego kabla. Tak innego, bo kabel USB 3.0 (tak, tak to ten kolor niebieski właśnie) nie jest wbrew pozorom kompatybilny. Mamy kompatybilność, ale w dół, to znaczy możemy spokojnie podpinać pod Nano sprzęty starszej daty, przy czym jw. wymaga to zmiany okablowania. Dlatego też, jak sobie podpięliśmy iPada na dzień dobry (w celach poglądowych – spodziewaliśmy się takiego właśnie efektu) to zapadła głucha cisza, mimo że HF Player Onkyo „on”, Camera Connection Kit dyndało sobie radośnie i nic się właśnie nie wydarzyło. Producent sugeruje, że jabłkoluby powinny zakupić taki gadżet jak wspomniane CCK i dobrze o tym pamiętać, bo inaczej niczego sobie nie odtworzymy. No i kabel, kabel USB 2.0 też trzeba. W przypadku Androida jak nie ma UTG (a często nie ma, co jest wielce naganne i powinno być nawet karalne ;-) ) to jest USB Audio Player, który „ogarnia”, a jak jest UTG to znowu odpowiedni kabel.

Jak RCA to nie płaski naleśnik

…jak drukarkowe USB 3.0 to tym bardziej

Mamy fajną gałkę, prawdziwy, analogowy potencjometr, dzięki czemu działa w określonej skali (yes!) a nie że się kręci w kółko macieju, który wyłącza/włącza nam DACzka. Najważniejsze – daje nam możliwość precyzyjnego ustawienia wzmocnienia, a to w tego typu produktach (USB DAC) prawdziwa rzadkość. Stąd też wynika taka, a nie inna forma. Coś za coś. Mamy też jacka małego i ten jacek będzie nam głównie służył, a jak podepniemy coś pod L/R port RCA (coś, znaczy ze stacjonarnym torem pożenimy) to albo, albo. Dzięki wspomnianej gałce, mamy pre (stałego inaczej niż kręcąc w prawo nie ustawimy), a zatem warto by sprzęt był dostępny „pod ręką”. Tu widzę pewien szkopuł, choć rozumiem, że w tak małym urządzeniu trudno było inaczej – porty RCA są z przodu, jacek jest z przodu i gałka jest z przodu. Komplikuje to nieco sprawę (kabelki, porządek, ergonomia). O ile z jackiem nie ma problemu to już z okablowaniem do dużego audio jest, bo zazwyczaj duże, ciężkie, niekoniecznie elastyczne. A DACzek mały. Może się przesuwać.

Tak czy inaczej, danie główne to jacuś i jakiś mobile lub laptop podpięte do tylnego wejścia USB. I tak będzie to zapewne głównie grało. A co będzie? Ano nie byle co, bo producent stosuje także w tym najprzystępniejszym cenowo, najtańszym, powiedzmy to wprost: budżetowym i to używając anglikanizmów (przepraszam) „entry level” sprzęcie nie byle jakich, a wręcz jak na te realia znakomitych komponentów z kosteczką Burr-Browna 179x na czele. Te kości to sprzed fuzji z TI. No to mamy NOSowe (New Old Stock) układy, mamy firmowe technologie jak DirectDrive (brak tranzystorów sprzęgających – czysty sygnał), skuteczną eliminację opóźnień czasowych via USB (Zero Jitter Lite) oraz precyzyjne zegary. Sama kość C/A mimo, że ze starej produkcji, to parametrami zupełnie dzisiejsza, bo umie dekodować PCM aż do 384kHz jak i DSD aż po 128 (5,6448 MHz) natywnie. W specyfikacji podano, że PCM także 32bit (pod Mac faktycznie tak się zgłasza). Litowo-polimerowa bateria o pojemności 1000 mAh wystarczyć ma na 8 godzin grania (do tej kwestii odniosę się jeszcze poniżej), a sam ampodaczek waży prawie 170 gram, mierzy zaś 106 (l) x 67 (w) x 28 (h) mm. Mała, dyskretna dioda informuje nas kolorem o stanie urządzenia oraz spec. sygnału.

I jeszcze jedno, na zakończenie tego zapoznawczego akapitu „z kim zacz”: na obudowie producent informuje 130mW z jacka. Uważam, że informuje uczciwie, o czym w opisie SQ będzie…

 

Jak to ma w zwyczaju, firma informuje nas na spodzie, czego możemy się spodziewać, czego oczekiwać. Jest informacja o mocy ampa (powiększ – duża rozdzielczość foto)

 

iDSD Nano LE… FORCA

Ano naprzód, naprzód bracie, siostro. Ten maluch to taki hej do przodu właśnie, trochę wariat, ale… Jak macie jakieś orto, to może być to udane połączenie, może to być kompan dla takich słuchawek, bo przykładowo u mnie i z HE-1000 i z HE-400 było przyjemnie i sensownie całkiem (choć bez dużego zapasu, tak z 10-20% zostało na potencjometrze), z drugiej strony są takie nauszniki, które tutaj nie zagrają. Konkretnie miałem dwa modele, które mi się tutaj nie dopasowały, oba dynamiczne, oba trudne i przez to w testach jakże pożądane, bo testujące kompetencję, możliwości. Mam tu na myśli AKG K701 oraz HD650. Brakowało gain-u, brakowało skali, brakowało mi tego w połączeniu z iDSD Nano. Wzmacniacz poradził sobie znakomicie z Momentum (1 gen i drugiej gen), co było do przewidzenia, z NADem HP50 też świetnie było, ale te dwie klasyczne konstrukcje to niekoniecznie, przy czym K701 dało się słuchać, a HD650 nie dało. Brakowało dynamiki, siadło, było za mało, wyraźnie za mało. Wspominam o tym na wstępie opisu brzmienia, chcąc poinformować użytkowników takich słuchawek, aby przed zakupem podpięli sobie nausznice do jacka w tym IFi, zrobili to koniecznie i posłuchali.

Inni, wyposażeni w łatwiejsze do wysterowania (co nie oznacza wcale, że łatwe, patrz HiFiMANy!) słuchawki mogą przystąpić do dalszej lektury :) A że warto, to zaraz Wam tu udowodnię, bo ten maluch grał sobie w torze pod ROONem ponad miesiąc, grał też w scenariuszach mobilnych (iPad głównie, co ciekawe, choć z iPhonem takoż grał) i były to bardzo, bardzo mile spędzone chwile. Spore wrażenie zrobiło to, co w połączeniu z oprogramowaniem (ROON z załączonymi trybami DSP) pokazał ten maluszek, a pokazał sporo. Podłączyłem go także pod tor stacjonarny, z NAD D3020 na selektorze, z Pylonami Topaz (podstawki małe) i zagrało to wybornie. Wybornie. Przy czym (co warto podkreślić) końcówka NADa (klasa D), jak i same kolumny stanowiły bardzo dopasowane zaplecze dla IFi, który to jest wymagający (w tej konkretnie aplikacji) dla stacjonarnego toru. Mamy na RCA nie 2V, a 1.8 i trzeba to uwzględnić. W przypadku wspomnianej integry nie stanowiło to problemu i łatwe, żwawo reagujące monitory zabrzmiały blisko, intymnie, a jak trzeba było i donośnie (w gabinetowej skali). Grało to dużo lepiej od wbudowanego w NADzie rozwiązania (jest tam USB, można połączyć bezpośrednio nie tylko z PC, ale także – jak u mnie na co dzień – z NASem… i działa to, takie pomocnicze, komputerowe granie z dysku sieciowego). To był wyraźny upgrade tego jw. pomocniczego toru (USB), wyraźny progres w dziedzinie SQ. Na szczęście konstruktorzy „cyfrowej integry” nie zapomnieli o analogowych wejściach audio, tak w sam raz by podpiąć Nano. Patrząc na to praktycznie, za 650 złotych otrzymaliśmy lepiej grający system, którego modyfikacja w zakresie głównych komponentów wymagałaby poniesienia dużo wyższych kosztów. Sukces.

Bardzo…

…ładnie

The Knife @ ROON/ Core Mac/ Nano LE & HE400. Mniam, mniam :)

Wspomniałem o mobile. O jabłkowym mobile. Był też Nexus. Także kompleksowo podeszliśmy do tematu. iPad okazał się fajnym źródłem, szczególnie fajnym w kontekście dużej pojemności (128GB), bo pozwoliło to na nakarmienie urządzenia wyczynowymi plikami. Poza Tidalem (jakość bez zarzutu, żeby nie było, bezstratna, ale da się znaleźć lepsze materiały – to oczywiste) mocno eksploatowany, wspomniany HF Player by Onkyo pokazał jak to jest, gdy z pamięci handhelda odtwarzamy najlepsze, gęste formaty. Zagrały 1 bitowe albumy DCD, zagrały ripy SACD DM, zagrało binauralnie z oferty Dr.Chesky’ego, wreszcie posłuchaliśmy to, co na najwyższym możliwym poziomie wydawniczym (pliki) oferuje Linn, Bowers oraz 2L. Zdarzyły się niewielkie problemy w przypadku transmisji, przy czym dzięki odtwarzaczom softwareowym (w przypadku Neksusa – USB Audio Player) każdy materiał był odtwarzany, było tak jak z komputera. I tu taka drobna dywagacja. Fajnie, że Apple daje 256, a nawet 512GB w swoich najnowszych handheldach. Wiecie o co chodzi? ;-) Bateria daje radę wytrzymać te 8 godzin, ale wtedy, gdy amp gra ciszej, tak do 50-60% w skali. Jeżeli na jacku wisieć będą jakieś trudniejsze do wysterowania (dla Nano) słuchawki to nie ma zmiłuj – zamiast 8 zrobi się godzin 6, albo i mniej. Warto o tym pamiętać.

No dobrze, ale jak to konkretnie brzmi, zapytacie? Ano po pierwsze niezwykle czysto i klarownie. Czysto, w sensie, nic tutaj nam nie zakłóca odbioru, nie pojawiają się żadne artefakty, a do tego dźwięk jest – właśnie – poukładany. To nie jest wulkan ekspresji, ale tym, co mocno ujmuje i daje sporo satysfakcji z odsłuchu jest naturalny, koherentny, spójny przekaz. Bezpieczny? Tak, to też dobre określenie, ale na pewno nie nudy, może co najwyżej …przewidywalny. Nano należy do tych przetestowanych urządzeń, które od razu klasyfikowane są przeze mnie jako udane połączenie kompetencji z przyjemnością płynącą z użytkowania. Nic tu nie irytuje, nic nie daje powodu do narzekania (SQ). Do tego wspomniane możliwości, umiejętności (DAC) pozwalają na wykorzystanie malucha zarówno w domu, jak i poza nim. Co prawda poza domem trzeba będzie pamiętać o konieczności jakiegoś sensownego pożenienia telefonu z interfejsem/ampem, nie da się tego raczej zrobić w ramach jednej kieszeni, ale gdy już przebrniemy przez to, Nano odwdzięczy nam się dźwiękiem porównywalnym z tym, co we wspomnianym domu. Wystarczą dobre IEMy (u mnie początkowo były RHA, potem red. dokanałowe Momentum) albo nausznice (praktyczna rada – takie łatwe, właśnie mobilne modele) i mamy wszelkie możliwe hi-resy (polecam, poza HF Playerem, CapTune – aplikację firmową Sennheisera, grupującą streamingi, w tym Tidala). Grało to przepysznie, szczególnie gdy korzystaliśmy z wyczynowego materiału… tak, można smartfona, można tablet wykorzystać w roli cyfrowego transportu na równi z komputerem, takim niewyspecjalizowanym. Dzisiejsze oprogramowanie dostępne w sklepach z aplikacjami na mobilne platformy daje możliwości grania na poziomie. Wystarczy tylko odpowiedni „usprawniacz”, taki co to przekształci te zera i jedynki, przemieni i wzmocni, a następnie nakarmi słuchawki, albo (NAD) kolumny, bez różnicy. Do czego można się przyczepić? Na pewno nie do przestrzeni (jest głębia, nie ma że instrumenty w linii, a konkretnie umiejscowione na scenie), na pewno nie rozdzielczość (wgląd w detale powyżej przeciętnej), może nieco zaangażowania mi brakowało i to konkretnie nie na dole, nie na górze, a w środku. To jednak subtelny szczegół, a w tym zakresie cenowym można śmiało powiedzieć, że nie ma o czym mówić. To dobre HiFi w cenie zbliżonej do Low-Fi (subiektywnie i całkowicie uznaniowo poziom 500zł u mnie).

    

ROON pozwoli wykorzystać w pełni możliwości tego DACzka. Pamiętajmy o doborze odpowiedniego oprogramowania z obsługą zaawansowanych trybów, z rozbudowanym DSP

Te 130mW na obudowie to asekuracyjnie, ale jak wspomniałem wyżej, w opisie, ma to swoje uzasadnienie. Wysokoomowe nauszniki nie znajdą w Nano właściwego partnera, a ten nadruk sugeruje wprost: żeń to z mobilnymi słuchawkami. I słusznie, choć, jak udało mi się potwierdzić, z wymagającymi HiFiMANami (no te, konkretnie, to są właśnie łatwiejsze, ale łatwiejsze w ramach oferty producenta, a nie w ogóle) dzielnie dawał radę, miałem pewne uwagi do grania z LCD-3, ale to słuchawki, których na pewno nie zabiorę ze sobą, nawet do samolotu/pociągu… no może na statek, w długi rejs transatlantycki bym je wziął, jednakże to mocno obok i sensu w podpinaniu takich nauszników do Nano specjalnie nie widzę. Lżejsze orto z bieżącej oferty mogą się tu sprawdzić, mam tu na myśli przetestowane u nas EL-ki, lub/i Sine (Audeze), myślę że najnowsze propozycje wspomnianego HiFiMANa takoż (w końcu tak je odchudzają, „ergonomizują”, żeby dało się chodzić z tym wygodnie). Aha z MrSpeakers nie było problemu, wysterowane bez żadnych „ale”. Na pewno warto podpiąć wyczynowe IEMy, myślę, że kompetencje wbudowanego układu C/A i zaszyte, autorskie technologie pozwolą wydobyć z customów, albo droższych doków wszystko co najlepsze.

 

Identyfikuje się jak widać. Jest 32 bit, pod macOS oczywiście bez drivera, a pod Win …jak macie najnowszą aktualizację to też bez (obsługa natywna UAC 2) 

 

Na koniec

Firma jest konsekwentna w zakresie formy. Wszystkie klamoty są dopasowane do siebie, takie właśnie, nie inne. W przypadku Nano implikuje to konieczność znalezienia miejsca (w sytuacji, gdy korzystamy na wynos) w dodatkowej kieszeni, jakimś nosidle. To komplikacja. Bardziej kompaktowa, płaska forma na pewno byłaby w takim scenariuszu wskazana. Jak jednak wspomniałem, IFi widzi to tak – jest klamotek z RCA, z dużą gałką jest, ba – ma nawet komputerowe wejście USB (drukarkowe). Sugeruje to podpięcie pod komputer, ale komputer jak wspomniałem to raczej nie „on the go”, no chyba że środkami dalekodystansowej komunikacji. Jak się już uporamy z formą to IFi zaserwuje nam treść na poziomie ponadprzeciętnym. Gra to bardzo dobrze, a jak jeszcze będzie korzystało z odpowiedniego oprogramowania… Jeszcze raz to podkreślę: ODPOWIEDNIEGO OPROGRAMOWANIA. Bez dopieszczenia tego elementu (w HF trzeba wykupić ,w przeklętych mikropłatnościach, opcję hi-res…) cała para w gwizdek. Bo na sukces składa się – właśnie – software oraz odpowiedni materiał i to nie są pomijalne sprawy. Trzeba o to zadbać. Gie pozostanie gie i jak w HF zagrały stare pliki z biblioteki iTunes (czasy pierwszego red. iPoda tj. 2004-2005) to tylko nasunęło się oczywiste pytanie: i ludzie za to płacili? Serio? Za nędzne popłuczyny w AAC c.a 64kbps.

Jest więc Nano LE przenośny, ale pamiętajmy, że trzeba stworzyć warunki pod wspomniane „on the go”, że kabelek, że adapterek (Apple), że soft i materiał. Z komputerem, w torze stacjonarnym, będzie to świetny, pierwszy DAC (gdy z pliku specjalnie nie graliśmy… są takie osoby na świecie? No są), po prostu DAC, gdy ten komputer nam do toru jednak buciorami wchodzi. Koszt / efekt wybitnie dobrze tutaj wypada, także ten pierwszy DAC to tak, a może nawet (jak jakiś stary jest i już niekoniecznie potrafiący, czy za mało potrafiący) upgrade w cenie dużo niższej od tego, co to ma być zastąpiony. Tak, na szczęście dla nas, w audio dzisiaj idzie to także w tę stronę, że można tanio i można dobrze. Za rogiem czają się fatalne wieści dla branży kablarskiej. Wireless nadciąga i anihiluje (oczywiście zawsze via USB-C (problematyczne, oj problematyczne to, kiedyś napiszę dlaczego), Lightning (do kiedy?) sobie cyfrę wyprowadzimy), porty analogowe anihiluje, zawsze to parę milimetrów bezcennej przestrzeni na coś innego. Jest zatem miejsce na poprawiacze, te są i będą, bo też w standard wyposażenia fona LG V30 w zakresie audio niestety prawdopodobnie nie ma co liczyć (choć ja tam jednak trzymam kciuki za naśladowców). Owszem, branża IT stara się tu i tam coś poprawiać (dźwięk z wbudowanych głośników), ale my nie mówimy o Low-Fi, tylko o czymś zgoła innym. A tym czymś może być tytułowy mały wariat. Bardzo dobry DAC, niezły mobilny amp. iDSD Nano LE

Możliwości na tym poziomie ponadprzeciętne, a ten poziom to właśnie bardzo atrakcyjna cena 

Mobilny przetwornik C/A oraz wzmacniacz słuchawkowy (+ pre) IFi iDSD NanoLE (649zł)

Plusy:
- solidne HiFi za takie pieniądze? Mhm
- jako DAC może stanowić bazę dla niejednego systemu (mobile i nie mobile)
- czyste, koherentne, spójne, z bardzo ładną przestrzenią, detaliczne brzmienie
- potencjometr analogowy
- duże możliwości w zakresie obsługi sygnału audio

Minusy:
- w scenariuszu „on the go” forma może przeszkadzać
- natywnie nie współpracuje z mobile (okablowanie)
- nie wysteruje wszystkiego jak leci (słuchawki) 


Podziękowania dla dystrybutora za wypożyczenie sprzętu!


Autor: Antoni Woźniak

Tak to, moi drodzy, nie zagra. Nie ten kabel

Oj, polecam…

Wiadomo, polecam!

Bardzo, bardzo polecam!

I najlepsze, każdy z tych ww. wyczynowych materiałów audio ruszy na iPadzie. Jak ten pliczek DXD.
IFi z podpiętymi orto MrSpeakers Ether Flow C i mamy ucztę dla ucha (i ducha) :)

Dodaj komentarz