LogowanieZarejestruj się
News

Nowy, szybszy DAP HiFiMANa: HM802s (s od speed ;-))

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
unspecified

Zadebiutował właśnie. Przypomnę tylko, że mieliśmy wcześniej styczność z paroma grajkami HiFiMANa (np. topowy HM-901 patrz tutaj) i ogólnie to bardzo wartościowe źródła mobilne, potrafiące przenieść nas w świat muzyki wysokiej jakości, dodatkowo dające się pożenić z typowo stacjonarnymi nausznikami (a więc takimi, które potrzebują konkretów na wyjściu słuchawkowym). HM802s to model z wyższej, choć nie najwyżej, firmowej półki. Zmiany w stosunku do poprzedniego modelu serii 8 to znacznie wydajniejszy procesor, zdolny m.in. do wyraźnie szybszej obsługi wymagających plików DSD. O tym, że taki materiał potrafi „dać w kość”, można przekonać się odpalając tego typu kontent na tablecie PC (z intelowskim procesorem serii Atom), patrząc na użycie zasobów – pamięci oraz mocy CPU -podczas odtwarzania. Także dobrze, że producent wprowadził w tym zakresie modyfikacje. Cena na polskim rynku: 4195 zł.

Jak wspomina dystrybutor:

HM-802s to nowa, udoskonalona wersja HiFiMAN HM-802- następcy HM801 – pierwszego hi-endowego przenośnego odtwarzacza przenośnego. HM-802s bazuje na nowym procesorze z HM901s, który pozwala na obsługę plików DSD oraz gwarantuje włączanie urządzenia w czasie niższym niż 3 sekundy. Umieszczenie w układzie pary układów WM8740 pozwoliło na uzyskanie ekstremalnie wysokiej separacji kanałów oraz znakomitej wartości parametru stosunek sygnał/szum na poziomie 110 decybeli. Przez to scena znacznie zyskała na szerokości, zaś cały przekaz na detaliczności. Wraz z HM802s debiutuje nowa karta wzmacniaczy Power II, która jest następcą pierwszej wyprodukowanej przez HiFiMANA karty z HM801. Jak zwykle w przypadku HiFiMANa oferuje ona znakomity dźwięk, który jest znakiem rozpoznawczym przenośnych odtwarzaczy: analogowy, odprężający, miękki i gładki, bez grama zbędnej ostrości. Opatentowany system analogowej kontroli głośności zaprojektowany został z myślą o precyzyjnej kontroli natężenia dźwięku oraz właściwej separacji kanałów. Rezystory w obu kanałach zostały dobrane tak, aby były w 100% identyczne. Brak regulacji wzmocnienia gwarantuje, że sygnał nie jest poddawany cyfrowej obróbce. Do uszu użytkownika trafia klasowy, analogowy dźwięk.

Główne cechy:

  • opatentowany analogowy potencjometr oparty o drabinkę rezystorową
  • system operacyjny Taichi 2.0
  • oddzielne wyjścia: zbalansowane i klasyczne
  • przetwornik cyfrowo-analogowy: WM8740 x2 (po jednym na kanał)
  • zniekształcenia THD: 0.008%
  • stosunek sygnał/szum: 110dB
  • możliwość dokupienia pamięci SD do 256GB
  • odtwarzane formaty: MP3, ACC, WMA, OGG APE (16Bit/44.1KHz ,48.0KHz, 88.2KHz,
  • 96.0KHz, 192.0KHz) 16Bit & 24Bit: WAV, FLAC, AIFF (poza 176.4KHz), DSD64 (DFF,
  • DSF)
  • przenośne wymiary: 117mm (szer.) x 72mm (gł.) x 29mm (wys.)
  • żywotność baterii: 11 godzin
  • waga: 250g
  • karta Power II
  • moc: 200mW
  • THD: 0.03%
  • stosunek sygnał/szum: 108dB

» Czytaj dalej

MQA pojawia się w Tidalu. Gdzieniegdzie…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
e3d186e857615ca1fff556338c246f11d35357f2

Po odpaleniu najnowszej wersji aplikacji w niektórych lokalizacjach (niestety, obecnie, brak dostępności takiej opcji w Polsce – mam nadzieję, ze niebawem to się zmieni) pojawiła się tajemnicza opcja Master (jako najlepsza jakość, po HiFi, czyli strumieniu bezstratnym o parametrach 16/44~48). Tajemnicza dla kogoś, kto nie słyszał o MQA. Ten nowy sposób pakowania muzyki hi-res do postaci umożliwiającej strumieniowanie w ramach dostępnych pakietów danych w sieciach komórkowych (o to się rozchodzi – żeby najlepsza jakość audio nie oznaczała konieczności przeznaczania 30 i więcej GB z pakietu na streaming muzyki) to zapowiedź rewolucji w sposobie dystrybuowania dźwięku w usługach streamingowych. Tidal zapowiadał wprowadzenie tego i wprowadził. Na razie dotyczy to tylko malutkiej części katalogu – utworów z wytwórni 2L. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by nowo publikowane albumy (albo te, które już są, pamiętajmy, że materiał źródłowy to często jakość >16/44) pojawiły się w wersji Master. Oczywiście, aby w pełni cieszyć się z tej opcji potrzebujemy odpowiedniego DACa, wyposażonego w natywną obsługę MQA. Otwarte pozostaje pytanie, czy obsługa MQA nie będzie mogła być scedowana w pełni na transport komputerowy (programowy support w odtwarzaczu softwareowym). Wprowadzenie pełnego wsparcia dla MQA zapowiada m.in. ROON. To z całą pewnością przyczyniłoby się w pozytywny sposób do popularyzacji nowego standardu.

Na temat MQA pisaliśmy wielokrotnie, przykładowo pod tym adresem oraz tutajTo jedna z najbardziej obiecujących technologii, która może wprowadzić streaming audio na zupełnie nowy poziom – umożliwiając podniesienie jakości z radykalną redukcją zapotrzebowania na ilość danych koniecznych do przesłania muzyki hi-res (maksymalnie 24/192, a w przyszłości także strumieni DSD/DXD). To konieczność, także w aspekcie bezstratnego strumieniowania audio. Z doświadczenia – moja miesięczna 30GB paczka danych w abonamencie nie daje pełnej swobody słuchania muzyki z Tidala w jakości HiFi. Przy przesyłaniu 1411kbps (zmienny bitrate, średnio jest to jakieś 1200-1300kpbs) godzina strumieniowania dziennie redukuje pakiet do zera w około 20 dni (mniej więcej 3 tygodnie). To, jak na warunki oferowane przez operatorów, całkiem spory pakiet danych, a – jak widać - niewystarczający na swobodne strumieniowanie dźwięku w jakości bezstratnej.

 

W takiej sytuacji MQA staje się KONIECZNOŚCIĄ, bez której lepsze strumienie w Spotify, Apple Music, Deezarze i innych usługach streamingowych audio nie mają szans na wprowadzenie / popularyzację. Trzeba też widzieć szerszy kontekst tego, co się dzieje. I tak Bluetooth to obecnie ciągle doskonalony kodek aptX (obecnie minimalizacja opóźnień do 20-10 ms wraz z bitrate powyżej 1000kbps pozwalają na uzyskanie przez sinozębny protokół jakości zbliżonej do streamingu bezstratnego), a to przecież standard obejmujący swoim zasięgiem cała sferę Lo-Fi, każdy sprzęt z dostępem do sieci oraz słuchawki bezprzewodowe… Dalej, mamy technologie przesyłu danych multimedialnych w ramach Cast/AiPlay/DLNA (uPnP), czytaj WiFi, z jakością płyty CDA – coś, co dysponuje sporym zapasem patrząc na obecnie oferowane strumienie (do 320kbps). Wreszcie nowe handheldy to lepsze, często dużo lepsze możliwości w zakresie odtwarzania muzyki vide nowe iPady z wbudowanymi, czterema głośnikami, czy spodziewany, nowy iPhone z cyfrową transmisją dźwięku via Lightning/USB, czy też nowe Samsungi z układami audio Wolfsona itd. itp. To wszystko wymusza zmiany i te zmiany mogą mieć wspólny mianownik:

MQA

AKTUALIZACJA: cały proces przekształcania materiału w przypadku Tidala zachodzi w usłudze streamingowej (innymi słowy sprzęt bez natywnej obsługi nie tylko gra taką muzykę, nie tylko zyskujemy na redukcji przesyłu danych, ale dodatkowo mamy progres jakościowy). Najlepsze, że dotyczy to plików flac/alac, a nie tylko przygotowanych pod kątem MQA, innymi słowy mamy lepsze brzmienie przy odtwarzaniu dowolnego materiału PCM (w przypadku DSD – na marginesie – to nie działa). Innymi słowy nie tylko albumy z 2L, ale cała biblioteka Tidala dostępna w ustawieniu MASTER (MQA) zyska podwójnie (redukcja ilości danych oraz lepszy dźwięk). Znakomity artykuł na digitalaudioreview wyjaśnia niemal wszelkie wątpliwości związane z tą technologią (jedyne, co pozostaje nie do końca określone, to w pełni programowa, nie hardware’owa implementacja technologii – tutaj twórcy pozostawiają pole do spekulacji, nie wykluczając takiego rozwiązania w przyszłości).

PS. W przypadku hi-resów, na Tidalu pojawią się pliki o parametrach 24/44-48, takiej jaką natywnie obsługuje strumień MQA (tyle widzicie na wyświetlaczu DACa, który prezentuje dane o parametrach sygnału). Twórcy nowego standardu strumieniowej transmisji dźwięku hi-res nie wykluczają wprowadzenia technologii do najpopularniejszych usług streamigowych tj. Spotify, Pandora czy Apple Music. Tu również, mimo stratnej kompresji (ogg/mp3/aac) będzie można cieszyć się lepszą jakością dźwięku (takie deklaracje padły podczas spotkań z branżą na CES 2016)

Małe FiiO w redakcji: amp A1 & DAP M3. Mały, ale wariat? Zobaczymy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
FiiO_malutkie takie

Takie właśnie maluchy do nas trafiły: miniaturowy wzmacniacz A1 oraz też mikromały odtwarzacz osobisty M3. Z poziomu kliku tysięcy schodzimy do kilkuset złotych. I to raczej dwustu. I dobrze. Bo w audio można za grubą kasę, w domyśle (nie w rzeczywistości, jak nie raz się przekonałem) wszystko, można też inaczej – niewielki budżet plus ambitne cele. To, co testujemy to absolutny „entry level”, to produkty z kategorii Lo-Fi, takie, które swoją wartość mają udowodnić nie wysublimowanymi parametrami oraz formą (jest tanio, przypominam), a tym, co w sumie decyduje …jakością dźwięku. Ta ma być, bo przecież o to tutaj chodzi, lepsza niż z mobilnego źródła, czytaj ze smartfona z podpiętymi, firmowymi dokanałówkami. Przy czym DAP to taki mp3 player z domieszką cech droższych braci (czytaj, z obsługą formatów bezstratnych), amplifikacja natomiast to dopalacz tego, co fabryka dała w telefonie. Tyle. Oba formą nawiązują do jabłczanych iPodów (A1 jako żywo przypomina Suffle… ta sama bryła, obudowa, wielkość oraz sposób mocowania do np. paska spodni, M3 zaś to Nano, tyle że bez dotykowego ekranu).

Czy to dobrze, czy inaczej, ocenimy podczas właściwej recenzji, powiem tle tylko, że A1 bardzo fajnie integruje się nam z telefonem, bo w odróżnieniu od wielkich ampdaków, zwyczajnie nie przeszkadza, wygodnie umiejscowiony na garderobie łączy się przewodem z naszym smarfonem – nie ma mowy o niewygodnej, nieergonomicznej i utrudniającej obsługę telefonu kanapce. M3 zaś jest na tyle niewielki, że można go umieścić gdziekolwiek bądź, np. na ramieniu. W komplecie dają jakieś słuchawkowe wynalazki, pchełki takie jak na zdjęciu – cóż, sprawdzę, czy da się z tego słuchać. Poza tym podepniemy tego M3 pod coś lepszego (Momentum In-Ear oraz Momentum Wireless tworząc z podpiętym modułem bezprzewodowym Satrun do grajka zestaw bezdrutowy) i sprawdzimy, czy ten tani DAP można potraktować jako wartościowe źródło muzyki na wynos.

Oczywiście sprawdzę także zestaw firmowy A1 + M3, bo widzę tutaj atrakcyjny zestaw, który może być bardzo fajnym rozwiązaniem dla kogoś, kto szuka czegoś bardzo przystępnego cenowo, a jednocześnie czegoś, co mu zagra na odpowiednim poziomie. Ciekawe, co z tego wyjdzie? :) A1 ma aż trzy ustawienia podbicia basu, co może znacząco wpłynąć na to, co usłyszymy i jak usłyszymy. Także interesujące combo do testowania, a do tego wspomniane słuchawki Sennheisera oraz akcesoria (… dodatkowo porównam ten bass boost z patentem Oppo zastosowanym w HA-2, a co! :) ).

» Czytaj dalej

Recenzja nowego M-Stage: Matrix HPA-3U

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
01

Nowy model ma szansę powtórzyć sukces poprzednika. To wzmacniacz z wbudowanym przetwornikiem opartym na kości XMOS z obsługą sygnału PCM 24/192 oraz DSD 64 (wyłącznie DoP), zdolny do współpracy z mobilną elektroniką @ iOS/Androidzie. Przetestowałem go gruntownie, także na wspomnianych systemach mobilnych oraz komputerach z Windowsem oraz OSX-em. To urządzenie pierwszorzędnie wykonane, z dbałością o każdy detal, z bardzo dobrymi komponentami użytymi w konstrukcji. Matrix udowadnia po raz kolejny, że jego klamoty to pierwsza liga, to nie jest jakiś przypadkowy, tani sprzęt a porządne, konkretne HiFi. Tym, co w M-Stage było i jest najistotniejsze, to oczywiście świetnie zrealizowana sekcja wzmacniacza słuchawkowego, to stanowi clou tej konstrukcji. W przypadku omawianego urządzenia dostajemy ponadto przedwzmacniacz analogowy (jedno źródło analogowe można podpiąć, szkoda btw, że nie zaoferowano takiej opcji w przypadku nowego Quattro 2 Advanced) oraz wymienionego powyżej DACa.

Ten DAC jest na tyle dobry, że ta integracja praktycznie zamyka temat komputerowego interfejsu – wystarczy jakikolwiek transport plików (nie musi być PC/Mac, wystarczy tablet a nawet smartfon) i już można grać. Plusem takiego rozwiązania jest dostęp do dowolnych sieciowych źródeł muzyki, nie tylko lokalnych oraz wygoda obsługi. Matrix HPA-3U to typowo desktopowe rozwiązanie i wg. mnie nic nie stoi na przeszkodzie, by ten amp/DAC wylądował właśnie na sekretarzyku, na biurku z podpiętym via camera kit (albo bezpośrednio w przypadku obsługi OTG na urządzeniu z Androidem) tabletem czy telefonem. Do tego jakieś dobre słuchawki i już można mieć system.

Oczywiście można też inaczej. Dzięki wspomnianemu preampowi, integracji z komputerowym transportem oraz wyjściu na resztę toru HPA-3U może także pełnić funkcję głównego DACa w systemie. Co prawda forma na to raczej nie wskazuje (a na biurko właśnie), ale z powodzeniem można opisywane urządzenie użyć w salonowym HiFi. U mnie grało to z elektroniką NADa na kolumnach Pylon Audio Sapphire 23 i poza brakiem zdalnego sterowania (tylko manualna obsługa) miałem w torze konkretny przetwornik z opcją podpięcia analogowego źródła (podpiąłem SBT grającego z analogowych wyjść, w gabinecie zaś był to kompakt firmy Onkyo). Sprzęt dzięki grubej, metalowej obudowie z obfitymi radiatorami po bokach oraz odpowiednio naciętymi otworami wentylacyjnymi nagrzewał się nieznacznie, był ciepły, ale nie gorący, co kontrastowało wyraźnie z transportem / odtwarzaczem Auralica – jak wspominałem Aries Mini to niezły piecyk, a przecież tam niczego nie wzmacniamy, a nawet niekoniecznie konwertujemy, tylko przesyłamy…

Dobrze, dość dywagacji, dlaczego nowy M-Stage jest taki dobry (ostrzę sobie zęby na jego wersję zbalansowaną, bez DACa… a i właśnie ogłosili klasyka, patrz nasz wpis tutaj)? Ano dlatego jest…

» Czytaj dalej

Wiosenna promocja na modyfikowalnego grajka HiFIMANa – model HM-650

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
unspecified-9

Rafko, dystrybutor marki HiFiMAN, startuje z wiosenną promocją na modyfikowalnego, wysokiej klasy DAPa: model HM-650. Tną cenę o 20%teraz ten grajek jest dostępny za 1990 zł. Za pomocą modułów możecie dowolnie modyfikować brzmienie tego mobilnego źródła, zgodnie z własnymi gustami, upodobaniami… Akcja trwa od 1 marca do 31 sierpnia (lub do wyczerpania zapasów).

HM 650 – najważniejsze cechy:

  • potencjometr oparty na drabince rezystorowej
  • system operacyjny Taichi 2.0
  • przetwornik cyfrowo-analogowy: WM8740
  • zniekształcenia THD: 0.008%
  • stosunek sygnał/szum: 106dB
  • możliwość dokupienia pamięci SD do 128GB
  • odtwarzane formaty: MP3, ACC, WMA, OGG APE (16Bit/44.1KHz ,48.0KHz, 88.2KHz,96.0KHz, 192.0KHz) 16Bit & 24Bit: WAV, FLAC, AIFF (poza 176.4KHz)
  • przenośne wymiary: 117mm (szer.) x 72mm (gł.) x 29mm (wys.)
  • żywotność baterii: 9 godzin,  waga: 250g

Brzmienie z kartą Power?

Karta Power II to rozwinięcie pierwszego projektu karty wzmacniacza, który znalazł zastosowanie w legendarnym modelu HM801. Power II oferuje typowe brzmienie z jakiego znane są playery HiFiMANa – ciepłe, dynamiczne, miękkie i gładkie.

Zachęcam do lektury naszych testów DAPów HiFiMANa, jakie publikowaliśmy do tej pory na HDO: http://tnij.org/wda3tho (HM-901) oraz http://tnij.org/og78ic8 (HM-601). Może przyjdzie nam ochota na eksperymentowanie, do tego granie na wynos i sprawdzimy tego grajka, konfrontując nasze dotychczasowe doświadczenia z testów grajków HiFIMANa…

» Czytaj dalej

Rzut okiem (uchem): FiiO E17K Alpen II gen.

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
FiiO_3_0

Dawno, dawno temu testowaliśmy poprzednika, który ujął nas powierzchownością, tzn. był świetnie wykonany, z dbałością o każdy detal (jak to u FiiO), trochę gorzej było tam z ergonomią, dźwiękowo zaś nie była to nasza bajka, choć doceniłem w recenzji umiejętności wydobycia z komputera detalu, DAC potrafił zrobić użytek z nagrań hi-res (rozdzielczy był), można było zrezygnować z gorszej jakościowo integry (egzaminowałem model 1 gen., o ile mnie pamięć nie myli, na laptopie Asusteka UL30 oraz MBA), można było także poeksperymentować z handheldami. Alpen drugiej generacji, którego testowałem niedawno, to produkt dojrzalszy, wg. mnie jest pod każdym względem lepszy od poprzednika. Progres jest spory, właściwie to gdybym miał porównać dźwięk tych dwóch modeli, to – dla lepszego zobrazowania – pierwszą generację określiłbym jako analityczno-detaliczoną z metalicznym posmakiem (tak, dość wyostrzone to było granie, takie mocno cyfrowe), podczas gdy drugą przyjemnie wyrównaną, neutralną, ale nie suchą, pozbawioną życia, a całkiem wciągającą, nawet muzykalną. Nie ma tu ciepełka (podobnie jak wcześniej), nawet grama nie ma ciepłoty, przy czym (na szczęście) sprzęt nie atakuje nas rozjaśnieniem, nie ma ostrości, ani piłowania – może nie jest to wulkan emocji, ale w tym sposobie prezentacji można się odnaleźć i sumując to przyjemne, łatwe do zaakceptowania, brzmienie.

Zacząłem od konkretów, rozwinę zaraz co miałem na myśli, tym czasem parę informacji o samym Alpenie 2. Kosztuje to, to tak jak poprzednik (wróć, tańsze o ok. stówę jest, poprzednik kosztował 649zł – z tego co pamiętam), tj. 589zł i za te pieniądze dostajmy aluminiowe, bardzo ładnie wykonane urządzenie. Do tego nas FiiO przyzwyczaiło, że jak już coś wypuści, to nie ważne czy za sto parę, czy za kilkaset parę złotych, zawsze forma jest bez zarzutu. Zrezygnowano i na całe szczęście, z kolorowego ekraniku (który w niczym nie pomagał – to znaczy kolor nie pomagał), na rzecz monochromatycznego, czytelnego wyświetlacza, prezentującego niezbędne informacje o pracy, w tym częstotliwość taktowania oraz długość słowa. Odnośnie długości i częstotliwości, to mamy tutaj nadal DACa USB 1.0, czytaj wspierającego sygnał maks. 24/96 (pod OSX zgłasza się jako DAC 32/96). Zaleta? Brak konieczności stosowania sterowników w Win, minus to pewne, w sumie niewielkie, ograniczenia związane z materiałem hi-res, obsługą jego najbardziej wyśrubowanych wariantów (no, plików 192KHz jest już trochę na rynku). W zanadrzu mamy SPDIF 24/192. Jest też wsparcie dla DSD (DoP), co w sumie niczego wg. mnie nie zmienia – pliki .dsf, .dff nie brzmią tak, jak gdzie indziej, gdzie natywna obsługa daje wymierne korzyści podczas odsłuchiwania takiego materiału.

Co jest tutaj na pierwszym miejscu? DAC czy AMP? Według mnie wzmacniacz, który sprawia się lepiej od zamontowanego konwertera C/A, oferując całkiem dobre warunki dla szerokiego zakresu słuchawek, w tym także takich trudniejszych do wysterowania (grał Alpen II z K701 poprawnie, jak i z HD650 całkiem fajnie, z planarami zaś pół na pół – przy HE-400i problemów nie było, przy LCD-3 były, to definitywnie zły pomysł). To jest danie główne, a DAC to dodatek, wartościowy o ile nie mamy pod ręką lepszego przetwornika. Trochę żałuję, że nie miałem sposobności przetestować razem rewelacyjnego E10K gen.2 z Alpenem dwójką. Coś czuję, że te dwa urządzenia stanowiłyby razem bardzo fajny duet, przy czym E10K robiłby za zewnętrzną kartę dźwiękową (w tym jest świetny!) a energię słuchawkom dostarczałby tytułowy E17. Niewykluczone, że to taki, kosztujący w sumie około 900 złotych zestaw, mógłby być najlepszym rozwiązaniem w kategorii mobilnego grania do 1000 złotych. Całkiem niewykluczone. Wzmacniacz jest maksymalnie liniowy, neutralny, niczego nie dodaje ani nie zabiera i wg. mnie stanowi idealnego partnera dla – właśnie – lepszego DACa. Szkoda, że w E17 nie zastosowano sekcji C/A (USB) z E10, bo mógłby to być wtedy absolutny killer.

Jak zwykle u FiiO jest na bogato, gdy zajrzymy do pudełka. Samo opakowanie niewielkie, ale co z tego że niewielkie, jak skrywa, poza instrukcją: pokrowiec (zamykany na rzep), interkonekt L8 (10 cm), adapter koaksjalny (3,5 mm-RCA in), kabel USB-micro USB (1 m), 2 silikonowe opaski, 6 silikonowych nóżek oraz dwie folie na wyświetlacz (jedna firmowo założona). Inne firmy powinny brać przykład z tego producenta, jak dostarczać kompletny produkt klientowi. Tu jest wszystko, niczego nie trzeba dosztukowywać. Brawo. Samo urządzenie w porównaniu z poprzednikiem jest cieńsze, lżejsze i wg. mnie prezentuje się dużo lepiej. Wspomniałem o wyświetlaczu, reszta także wygląda sensowniej, szczególnie regulacja poziomu wzmocnienia – zamiast niewygodnych, niewielkich, nieprecyzyjnych przycisków mamy tutaj potencjometr zamontowany „po bożemu”, na bocznej ściance. Pełni on też funkcję przycisku wyboru w menu (daje się o wcisnąć). Na górze znajdziemy trzy metalowe gniazda 3,5 mm: wyjście słuchawkowe, wejście/wyjście liniowe oraz wyjście cyfrowe (koaksjalne). Na dole znajdziemy samotne gniazdo micro USB do ładowania oraz do grania z interfejsu komputerowego. Czas działania jest bardzo przyzwoity – w trybie DACa wynosi 9 godzin, w trybie wzmacniacza ponad 15. To dobre wartości. W niecałe dwie godziny podładujemy Alpena do pełna.

Podsumowując, to ciekawy produkt dla kogoś, kto chce wydać około 500 złotych na zintegrowane urządzenie, dobrze wykonane, w którym główny akcent położono na napędzenie słuchawek, nieco zaś mniejszy na konwersję sygnału cyfrowego. Nie oznacza to bynajmniej, że DAC jest do kitu. Nie jest. Mamy tutaj przecież nie tylko granie via USB (które specjalnie mnie nie ujęło), ale także elektryczne SPDIF, które to może całkiem nieźle wypaść – w końcu jest 24/192 i można swobodnie podpiąć transport cyfrowy (z tym że, zazwyczaj w takim źródle jest Toslink). My na chwilę podpięliśmy naszego SB Touch z mod. EDO (USB->konwerter cyfrowy USB-SPDIF M2Tech hiFace 2) i powiem Wam, że było to dużo lepsze granie od tego, demonstrowanego w konfiguracji z komputerem. Zresztą, podejrzewam (nie sprawdziłem, ale pewnie byłoby podobnie) że komp z włoskim konwerterem cyfrowym i podpiętym na koaksialu E17K pokazałby się z ciekawszej strony niż via USB. Na marginesie, utrata możliwości odtwarzania DSD to w tym wypadku niewielka strata. Owszem, nie odtworzymy takiego materiału (chyba że soft nam w komputerze na to pozwoli robiąc konwersję w locie z DSD na PCM), ale jak wspomniałem różnicy jakościowej na E17K z odtwarzanym DSD nie zauważyłem. Patrząc na to z marketingowego punktu widzenia, FiiO dało obsługę takiego materiału w bardzo przystępnej cenie… to jeden z najtańszych modeli DACów pozwalający na granie z plików .dsf, .dff (z tym że nie mówimy tutaj o natywnym wsparciu! Patrz specyfikacja zastosowanych w produkcie kości). Kończąc ten rzut okiem/uchem, w tej cenie nie będzie łatwo znaleźć tak wszechstronnie wyposażonego, oferującego taką funkcjonalność dac/ampa. FiiO ponownie udowadnia, że dobre nie musi być wcale drogie, że może być przystępne cenowo.

Z tego powodu E17k Alpen II otrzymuje od nas znaczek dobra cena. Podziękowania firmie Audiomagic za wypożyczenie.

Spec.:

  • DAC: PCM5102
  • USB: SA9027  (32bit / 96kHz)
  • DSD: ze sterownikami ASIO (DoP)
  • Filtrowanie: OPA1622
  • Wzmocnienie: OPA1642 + Bufor LMH6643
  • Wejścia: Micro USB, koaksjalne SPDIF (24bit / 192kHz) oraz liniowe
  • Wyjścia: liniowe, słuchawkowe 3,5 mm
  • Impedancja zalecane: 16-300 omów
  • Cyfrowa kontrola głośności
  • Moc wyjściowa: 200mW (32 Ohm)
  • THD + N <0,003% przy 1kHz
  • Pasmo przenoszenia: 20Hz – 20kHz
  • Stosunek sygnału do szumu:> 113dB
  • Bateria (1500mA):  do 15h
  • Obudowa: anodowane na czarno aluminium szczotkowane
  • Wymiary: 104x62x13mm
  • Waga: 110g

 Autor: Antoni Woźniak

Mobilne razy dwa? DAP: Cayin N6 oraz FiiO X5. Test!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
CAYIN-N6_15-600x582

Mobilnym źródłem muzyki jest obecnie jakiś smartfon. W 99,9% przypadków. Nie chodzi nawet o to, że DAP, czyli wyspecjalizowane urządzenie do odtwarzania dźwięku, jest dodatkowym bytem, czymś w co trzeba dodatkowo zainwestować, chodzi o coś innego – o rosnący udział streamingu, o usługi strumieniowe, które w przypadku mobilnego odsłuchu zaczynają zastępować odtwarzanie muzyki ze zgromadzonych na sprzęcie, w jego pamięci, kolekcji. Nie ma przed tym odwrotu i jak wspomniałem ostatnio, przyszłe DAPy muszą być usieciowane, tj. otrzymać moduły komórkowe, pozwalające na dostęp do Spotify, Tidala i innych tego typu usług. To konieczność. Już się pojawiają takie urządzenia i kwestią czasu jest implementacja modułów w grajkach, co pozwoli na integrację strumieni z osobistymi odtwarzaczami muzycznymi. Wraz z np. MQA będzie można liczyć na bezstratny streaming w jakości co najmniej płyty CDA, a już się mówi o wprowadzeniu streamingu hi-res. I tak to zapewne niebawem będzie wyglądało.

Czy to oznacza, że DAP bez 3G/4G nie ma racji bytu? Nie, jeszcze nie, bo jesteśmy nadal przyzwyczajeni do odtwarzania muzyki zgromadzonej, kupionej, zripowanej, którą (nadal) gromadzimy na lokalnych pamięciach masowych. Czy to komputer, czy NAS, czy jakieś inne, fizyczne nośniki, muzyka nadal egzystuje jako zbiór osobistych danych zapisanych, skatalogowanych (w często mozolnie, przez wiele lat tworzonych kolekcjach) i udostępnianych. No właśnie, to udostępnianie także przybiera coraz częściej formę nie lokalnego, a globalnego dostępu – wystarczy jakaś muzyczna chmurka (w rodzaju opisywanego przeze mnie Loopa), może to być też usługa typu iTunes Match (co niestety oznacza kompromisy jakościowe) i już można cieszyć się swoimi zbiorami wszędzie, gdzie przyjdzie nam na to ochota. Pod warunkiem, że będziemy mieli Internet, sprzęt zdolny do połączenia z globalną siecią. No dobrze, ale to na razie niszowe usługi, a przegranie na kartę pamięci czy do wbudowanej pamięci urządzenia muzyki to coś, czym oswoiliśmy się przez lata. DAP daje nam przewagę nad tabletem czy smartfonem, bo jest zbudowany, zaprojektowany w jednym celu – jak najlepszego odtworzenia dźwięku. Alternatywą dla niego będzie amp/dac, pozwalający na przekształcenie dowolnego telefonu w transport, z wspomnianymi powyżej zaletami takiego rozwiązania (dostęp). Tyle, że nie jest to wygodne tak do końca, bo wiadomo: „kanapki”, kable, bywa że jeszcze jakieś przejściówki. Mnożymy byty, choć DAP nie uwalnia nas przecież od telefonu (niestety dzisiaj nic nas już od niego nie uwolni).

Wspomniałem o tym wszystkim nie bez przyczyny… widzę zmieniające się tendencje na rynku, widzę jak wyglądają najnowsze odtwarzacze osobiste, zapowiedzi takich urządzeń – producenci zdają sobie sprawę, że bez sieci niebawem nic nie sprzedadzą. Tak czy inaczej, jest nisza dla takich grajków, są osoby nimi zainteresowane i do nich właśnie adresowany jest niniejszy artykuł :) W przyszłości skupię głównie na DAPach nowego pokolenia, takich, które mają sieć, a te które jej nie mają, będą musiały czymś szczególnym przykuć moją uwagę i nakłonić do zainteresowania się nimi, do przetestowania i opublikowania recenzji na ich temat.

Dwa playery, jeden od Cayin’a (wcześniej testowaliśmy bardzo ciekawy tandem – wzmacniacz oraz wzmacniaczo-dak z serii C5), drugi od FiiO. Pierwszy – N6 – to sprzęt mający przenieść nas do świata najwyższej jakości materiału, przenieść nas w sposób bezpośredni …to jeden z nielicznych grajków rozpoznających i pozwalających na odczyt obrazów ISO z plikami DSD. W ogóle wsparcie dla formatu SACD jest tutaj czynnikiem wyróżniającym, do tego cała konstrukcja ma gwarantować napędzenie nie tylko mobilnych, ale także stacjonarnych nauszników, jest gapless, są audiofilskie tapetki ;-) W przypadku X5, średniopółkowego DAPa FiiO mówimy o sprzęcie, który nie ma aż takich ambicji, ale – co warte podkreślenia – ma bez żadnych „ale” odtworzyć nam muzykę zapisaną bezstratnie, także 24 bitową, także DSD. To produkt, który ma być z jednej strony przystępny cenowo, a z drugiej oferować zauważalny progres w stosunku do wyjścia słuchawkowego w dowolnym smartfonie. Poniżej opiszę, czy obu producentom udało się przekonać mnie do swojej wizji osobistego odtwarzacza, czy te DAPy warte są zachodu i czy taki sprzęt można potraktować jako alternatywę (a nie fanaberię) dla źródła mobilnego w postaci telefonu. Zapraszam…

» Czytaj dalej

Chromecast Audio patent @ bezprzewodowy stream hi-res. Czas na Cast!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
chromecast audio

I tak i (w pełni) – jeszcze – nie. Miałem sposobność zaznajomić się z nowymi Chromecastami (tak, liczba mnoga, bo to się teraz rozrosło o odbiornik audio właśnie) i właśnie ten do muzyki zwrócił moją uwagę (nowa wersja podpinana pod HDMI nie daje jakiegoś wielkiego progresu w stosunku do opisywanej przez nas pierwszej generacji). Tak, teraz możemy zrobić cast nie na wielu odbiornikach, nie tylko na wyżej wymienionych, ale także niektórych telewizorach Sony Bravia, na głośnikach bezprzewodowych różnych firm, niektórych amplitunerach oraz projektorach dźwiękowych. Zaczyna to żyć, swoim życiem, tworząc ekosystem oparty na pomyśle Google, a samych aplikacji / usług jest już ponad 150 (w ramach Chromecast).

Mały odbiornik bezprzewodowy audio wyglądem nawiązuje do wpinanego do telewizora via HDMI brata i jest z założenia maksymalnie uniwersalny, bo… wyposażony w jedno wyjście, analogowe wyjście audio w formie mini audio jacka oraz SPDIF (optyk). Czyli podepniemy do wszystkiego jak leci, przekształcając dowolny sprzęt audio w bezprzewodowy sprzęt audio, z dostępem do wielu usług strumieniowania muzyki z sieci. Oczywiście, w tym wypadku nie będzie możliwości zasilania z podpiętego urządzenia. Jest kabel microUSB i na jego końcu musi znaleźć się jakiś mały zasilacz ścianowy. Może być ten od handhelda (tabletu np.), jaki dostaliśmy w komplecie.

Jakie są parametry transmisji? No i tutaj jest coś, co powoduje, że może być to ciekawe rozwiązanie, sporo tańsze od dostępnych, nielicznych audio streamerów 24bit, które podobnie, mają w założeniach przekształcić każdy klamot, nawet staromodnie nie-na-czasie, w urządzenie zdolne do przyjęcia strumienia bitów z eteru. Mamy 24/96, co pozwala strumieniować pliki hi-res w bardzo, bardzo przystępnej cenie. Ta nie powinna na naszym rynku przekroczyć 200 złotych (35$ w Stanach), a to oznacza że testowane przez nas Saturny i w ogóle wszelkie nadajniko/odbiorniki Bluetooth w zbliżonej cenie mają bardzo poważnego konkurenta, który oferuje lepszą jakość dźwięku. To także ciekawa alternatywa dla AirPlay’a – stacja bazowa AP Express to 429 złotych (nowa), albo ok. 200 złotych (stara), przy czym mimo że nie ma stratnej kompresji w tym przypadku, to jednak musimy zadowolić się parametrami jakościowymi płyty kompaktowej (16/44).

Czego można słuchać? Ano można, m.in.: Google Play Music, Spotify, Rdio, Pandory oraz z DS Audio (serwery Synology), jak również, przy wykorzystaniu rozszerzenia cast w Chrome, webowych odtwarzaczy: Tidala, YouTube, Deezera czy Soundcloud i pewnie wielu innych serwisów z web playerem (iTunes nie ma webowego odtwarzacza i tutaj nic z tym nie zrobimy). Oczywiście jest i Plex, choć w tym wypadku często spotykane jest transkodowanie (formaty apple’owe np.). Wszystko działa bardzo dobrze, szybko, bez wielkich opóźnień. Można też strumieniować lokalnie, z NASa, jest już parę apek pozwalających na to (uPnP). Obsługiwane są najpopularniejsze formaty: FLAC, WAV, AAC, MP3, Ogg Vorbi. Sam Chromecast daje pewne możliwości wpływania na dźwięk, dzięki EQ, jest natywnie wyłączona opcja HDR (przyda się w przypadku malutkich głośniczków na BT, w sumie warto to włączyć, bo jakość dźwięku jest lepsza – tak, jak zalecają). Fajne jest to, że koszt takiego upgrade jest właściwie pomijalny, możemy dodać sieć, dodać serwisy, dodać streaming do dowolnego sprzętu audio za naprawdę śmieszne pieniądze.

Nie kojarzy Wam się to z winylem? Bo mi, bardzo…

Pamiętam pierwszy kontakt z Chromecastem I gen., podpiętym do redakcyjnej plazmy. Początkowo mało było aplikacji, pisałem o tym, pisałem że to rzecz, która ma potencjał, ale niewykorzystany, że to chwilowo ciekawe uzupełnienie dla HDTV o przeglądarkę (Chrome), dające dostęp do wielu rzeczy, jednak nie bezpośredni dostęp. Cast działał przyjemnie, ale jednak nie dawał takiej wygody jak aplikacja, trzeba było szukać, wchodzić, nie zawsze działało to dobrze (choć zazwyczaj bezproblemowo to funkcjonowało). Jak wspomniałem, przy okazji Netfliksa, jakość obrazu nie jest w Chromecast tak dobra jak w innych rozwiązaniach (pierwsza generacja), natomiast w przypadku Chromecast Audio nie mam większych uwag, zastrzeżeń do działania tego akcesorium od strony jakościowej. Gra to bardzo przyzwoicie, nie jest to (rzecz jasna) najlepszy wybór docelowego transportu bezprzewodowego dla głównego systemu stereo (w tym kontekście, poza samą kwestią jakości brzmienia, brakuje paru rzeczy: obsługi DSD, >24/96, grania z dużego bufora / pamięci wew. itd.), jednak dla drugiego systemu i dla stref, to wg. mnie bardzo dobre rozwiązanie. I podkreślam, gra to hi-resy natywnie, jest zdolne do odtwarzania 24 bitowego audio, mamy bitperfect, czasami (trudno powiedzieć dlaczego) jakiegoś flaczka nie zagra.

Ktoś, kto za tym wszystkim stoi, tzn. Google, gwarantuje, że będzie się to rozbudowywać, że będzie mieć zapewnione wsparcie, że – po prostu – będzie działać. Inaczej, niż w przypadku nielicznych, alternatywnych rozwiązań – testowany przez nas AIRTry, potencjalnie świetna rzecz, bo z obsługą wszelkich standardów (z AirPlay’em), w związku ze słabym wsparciem nie był w stanie podołać… z nowym iOSem nie chciał się w ogóle dogadywać. Producent musi wypuścić aktualizację, bo w przeciwnym razie produkt sporo straci na funkcjonalności (do tej pory wyszła tylko jedno zmodyfikowane firmware). Sonos (wciąż bez obsługi hi-res) jest świetny, ale dużo droższy, wspomniałem też o możliwości oparcia multiroomu o stacje AirPort – ponownie drożej to wyjdzie i też bez grania plików hi-res. Z drugiej strony znajdziemy dużo droższe produkty producentów audio, takie jak np. stacje NADa (rewelacja, szczególnie wersja DAC 2 wireless z 24/96, tyle że cena zupełnie inna – ok. 1200zł). Pisałem także o NuForce AirDACu (SKAA) i to nadal wart rozważenia system bezprzewodowy (podobnie jak Sonos, niezależna sieć do przesyłu audio), ale znowu droższy, wymagający integracji nadajników w transporcie (komputerze, handheldzie), a więc mniej pod tym względem wygodny niż tytułowy produkt. Chromecast music to – w odróżnieniu od Bluetooth’a – dobre rozwiązanie dla systemu wielostrefowego, możliwe do integracji ze wszystkim, z niższymi (dużo) opóźnieniami w stosunku do BT, z lepszą jakością (hi-res), z opcją parowania dwóch urządzeń równocześnie (tryb imprezowy). To wszystko, co powyżej, za jedyne 35$. Także tak, jak najbardziej półdarmo, nie – w sensie – nie zastąpi to jakiegoś dobrego DACa w systemie, choć można będzie to zintegrować via optyk z takim, lepszym przetwornikiem, w sumie. Tak czy inaczej, bardzo przydatny, bardzo fajny produkt! Dla fanów streamowania wideo jest Chromecast, a dla tych co chcą posłuchać muzyki jest Chromecast audio. I tak oto, Google, ma coś, co może zawojować rynek. Zresztą, to już się dzieje :)

AKTUALIZACJA: Publikujemy materiał zdjęciowy z opisem prezentujący Chromecast Audio w akcji. Po restarcie, z włączonym „pełnym zakresem dynamicznym”, ten maluch gra bardzo przyjemnie, a podpięty cyfrowo do wzmacniacza NAD D3020 (optycznie) w systemie z kolumnami Topaz Monitor gra na poziomie AirPlay’a (porównanie do stacji AP Express, jednej wyposażonej w prosty Burr-Brown PCM2705 oraz 2-ej gen. dysponującej układem Cirrus Logic I2S CS4344). Przewagą rozwiązania Google jest oczywiście, o czym wspomniałem, wsparcie dla materiału 24 bitowego (96KHz). Na marginesie, w najnowszej stacji AP znajdziemy chip AKM4430, zdolny do dekodowania sygnału 24/192, jednak produkt Apple nie wykorzystuje możliwości kości Asahi Kasei, ogranicza próbkowanie do 16/44-48, parametrów obsługiwanych przez protokół wykorzystywany w przesyle strumieniowym AirPlay. Tak czy siak można sobie stację podrasować, czego dowodzi ten ciekawy wpis… tyle, że to w sumie ciekawostka. Powracając do naszego bohatera, mam nadzieję, że niebawem pojawi się Tidal, a poza DS Audio oraz Pleksem, Google zaoferuje inne player’y z obsługą dźwięku hi-res. Obecnie można wybrać Cast we wszystkich usługach oferujących streaming stratny (Deezer, wspominany Spotify, jest też Vevo, dziesiątki stacji internetowych, jest Pandora – niestety nie w .pl), ostatnio pojawił się Qobuz (bezstratna jakość, w tym hi-res w strumieniu). Sumując, podtrzymuję w pełni to, co napisałem przed tygodniem… to może zawojować rynek. Za 200 złotych od sztuki tworzycie sobie kompletne rozwiązanie strefowe, do tego obsługujące 24/96, multiplatofrmowe, ze wparciem internetowego giganta. Nasza rekomendacja!

PS. warto zainteresować się apką AirMusic, wspierającą Cast, która potrafi zintegrować nam popularne konsole w roli odtwarzaczy muzycznych (PS3, Xbox One, Xbox 360) oraz PC (WMP), która to prześle nam dźwięk skompresowany bezstratnie na Chromecast Audio. Strumieniujemy z iPhone/iPada/iPoda touch via iCloud/Music ze zbiorów jakie sobie zgramy do pamięci urządzenia.

Chromecast Audio – bezprzewodowy interfejs 24/96 z wyjściem analogowo/cyfrowym w cenie 199zł

Plusy:
- najtańszy i najwygodniejszy sposób osieciowania sobie sprzętu audio, strefowo, z wsparciem największej firmy internetowej na ziemi
- możliwość strumieniowania w jakości bezstratnej, do tego obsługa dźwięku 24/96 (w tej cenie to K.O. dla konkurencji)
- CENA, cena, cena …kupujesz do każdego pomieszczenia po jednym, podłączasz do tego, co tam gra i już…
- prosty interfejs, aplikacja sterująca wszystkimi Chromecastami to kwintesencja: prosto, łatwo i do celu
- wraz z Chromecast (video) tworzymy cały ekosystem, kolejny duży plus (o video cast jeszcze coś u nas przeczytacie btw – wcześniejsze wpisy znajdziecie tutaj i tu …przy okazji opisu Netfliksa)
- po uruchomieniu HDR gra to bardzo przyjemnie, bez większych zastrzeżeń odnośnie jakości brzmienia (także przy połączeniu analogowym)
- wreszcie Google zrobiło coś, co nie jest dziwadełkiem (wcześniejsze, nieudane projekty urządzeń i usług audiowizyjnych), a bardzo pożytecznym i użytecznym urządzeniem.

Minusy:
- brakuje wspieranych aplikacji wykorzystujących pełen potencjał urządzenia (bezstratna transmisja, 24/96)
- drobne problemy w działaniu, co prowadzi do konieczności restartu stacji
- kabel kosztuje, wiadomo, ale wtyk / konwerter optyczny 3,5mm za 2zł mogli dać w pudełku
- bardzo lekkie to, podatne na poruszenie, z kablami (zasilanie i audio) trudne do umiejscowienia (przydałby się jakiś magnetyczny klips, czy też montaż na rzep)

Chromecast Audio analogowo @ S5BT Scansonika oraz cyfrowo @ NAD D3020&Topaz Monitor 

» Czytaj dalej

Rzut okiem: słuchawki Encore RockMaster

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20160208_092722997_iOS

Miała być zapowiedź wieczorem, jednak postanowiłem rzecz krótko opisać, bo w sumie w te rejony ostatnio nie zapuszczamy się za bardzo, a przecież nie każdy ma ochotę, chce wydawać średnią krajową na nowe nauszniki? Prawda? Po wymownej ciszy wnioskuję, że jednak chce i warto ;-) Dobrze, zostawmy to, powiem tylko tyle, że produkt opisywany to totalna budżetówka w cenie 199 złotych. Czy za tyle można kupić jakiekolwiek słuchawki, czy mona kupić coś sensownego, czego od razu nie zdejmiemy z głowy. Właśnie, nie zdejmiemy, bo to nauszniki są, takie wokółuszne nawet, spore, choć lekkie, czytaj mobilne. No więc da się, czy nie da? Pewna polska firma na U też robi tanie, bardzo atrakcyjnie wyglądające (vide piguła, czy model na głowę „tu brzoza, jak mnie słyszysz?”… no właśnie nie bardzo), ale niestety grające tak, że nie ma szans, aby zagościły dłużej u kogoś, kto ma choćby minimalne wymagania odnośnie jakości brzmienia. Z tytułowymi Encore jest inaczej. Nie, żeby to była jakaś nie wiadomo jaka rewelacja. Te słuchawki mają swoje oczywiste ograniczenia, ale po pierwsze kosztują tyle co nic, po drugie są naprawdę dobrze wykonane, a w komplecie znajdziemy wszystko co niezbędne (tak, są nawet wymienne „weluurowe” pady) to jeszcze (po trzecie) potrafią zagrać przyzwoicie. Nazwa słuchawek – RockMaster – wiele mówi o ich charakterystyce brzmieniowej, faktycznie mocniejsze granie, riffy, rock to właśnie te gatunki muzyczne, które pasują tutaj jak ulał, można też spokojnie słuchać na tych nausznikach elektroniki, alternatywy, czy drumbassu, hiphopu i tym podobnych. Generalnie syntetyczne dźwięki oraz brudne, ostre granie to ten adres, natomiast klasyka, klasyczne instrumenty, spokojna wokaliza, jazz, muzyka akustyczna to zdecydowanie nie te rejony. Ważne w tym wypadku jest to, że te słuchawki nie silą się na coś, czym nie są, a w wymienionych rodzajach muzyki grają na tyle dobrze, że słuchamy tego z przyjemnością, beż żadnego dyskomfortu.

Co dostajemy za 199zł? Ano to, co poniżej:

– Przetworniki: 50mm, konstrukcja dynamiczna, zamknięta
– Pasmo przenoszenia: 20 Hz ~ 20 kHz
– Impedancja: 32 ohm
– Czułość: 107 dB

W zestawie:
– odpinany kabel 1 m jacek-jacek 3.5mm (do jednej, prawej muszli wpinany)
– materiałowy pokrowiec do przenoszenia
– nausznice zapasowe „welurki”

Materiały niczego sobie (nie plastik, a metal w elementach kluczowych dla trwałości np.), prostokątne muszle, całkiem wygodne, choć ta zamkniętość wspomniana powyżej, jest dyskusyjna, bo raz że nie ma docisku (co ma swoje plusy dodanie, jak i jw. ujemne – bo w pełni nie separują od otoczenia), dwa same muszle mimo 50mm przetworników nie są takie wokółuszne jakby się nam początkowo wydawało. Tak czy inaczej, źle nie jest, a nawet całkiem nieźle w kwestii wygody użytkowania. Kabel sznurek, trochę za krótki jak na mój gust, łatwo można wymienić, bo nie ma tu jakiś niestandardowych patentów, jakiegoś głębokiego, wąskiego portu w muszli. Jest standardowe 3.5mm po obu stronach, tak więc w wymianą ewentualnie nie będzie problemu. Obszycie pałąka jak i same pady są skóropodobne, wyglądają na trwałe, nie wywołują siódmych potów – jest dobrze. Ten krótki kabel wskazuje zastosowania – grajek, komputer i to w sensie, że nie tylko muzyka, ale też elektroniczna rozrywka (tak, tak alternatywa dla CAL!) to takie wskazówki co do wykorzystania, sugestie samego producenta. Tyle, że jak poniżej przeczytacie, nie będzie żadnym faux paux podpięcie adaptera 6.3mm i wykorzystanie tych nauszników do grania na poważnie, przy zastrzeżeniach natury gatunkowej, poczynionych powyżej. Do laptopa jak znalazł, a do desktopa szukamy dłuższego przewodu, chyba że buda wyposażona jest w gniazdo słuchawkowe (podpięliśmy tasiemkę? Nie? To podepnijmy ;) ). Inwestycja w przewód powinna korespondować z kosztem nabycia samych słuchawek – nie szukamy czegoś za 100 albo 200, bo to kompletny przerost treści nad formą, tylko kupujemy takie ProCaby przykładowo i już mamy co trzeba za 40-50 złotych. Słuchawki sprawdziłem na obu rodzajach padów i nie ma jakiś diametralnych różnic między nimi w sensie brzmieniowym – przy wyborze kierowałbym się preferencjami ergonomicznymi, związanymi z wygodą użytkowania, a nie dźwięku, który dochodzi do naszych uszu. Same muszle musimy na głowie nieco sobie poustawiać (nachylenie), ale nie jest to jakoś przesadnie upierdliwe, a sam mechanizm regulacji pozwala na dość precyzyjne dopasowanie, można mieć tylko zastrzeżenia do tego, czy z biegiem czasu się nie wyrobi. Dostajemy, sumując, materiał na coś, co będzie nam służyło zarówno w terenie, jak i w domu, a biorąc pod uwagę koszta, to w terenie, szczególnie gdy mówimy o aktywnym spędzaniu czasu (na kajak zabrałbym te RM na pewno!) to why not, a nawet bardzo chętnie…

Na początku wszystko było nieco (konkretnie nieco) zamulone, ale wystarczyły dwa dni dość intensywnego używania, by dźwięk się ucywilizował. Nie, nie pojawiły się szczegóły, detale, rozdzielczość tych słuchawek pozostawia do życzenia, ale dźwięk się poukładał. Jest bas, konkretny, po tych kilkudziesięciu godzinach już nie zlewający się, mięsisty, który stanowi tu na pewno danie główne, co nie oznaczy, że basem sieją i na basie kończą… na szczęście tak nie jest, bo takie słuchawki (Beats Solo pierwszej generacji – kto tego słuchał, jak to zatwierdzali do produkcji?) są bez sensu i jako takie nie mają racji bytu. Tak, podoba mi się ten bas, czy nawet czasami basior (trochę bywa frywolny), bo jak już kiedyś wspomniałem, basshead ze mnie – lubię te wszystkie ummm, ommmm, nie wstydzę się tego, problem w tym, że nic nie chcę tracić, chcę wszystkiego, a to już nie jest takie proste. W przypadku RockMasterów nie mamy „wszystkiego”, jak wspomniałem, bo nie ma takiej opcji, żeby to się automagicznie pojawiło (ale wierzcie mi, lub nie, posłuchajcie sobie pierwszej generacji Momentum OvE – patrz test – teraz śmiesznie tanich, najlepszych za te słuchawek na tym łez padole). Także cudów nie ma, ale 199 złotych to jest coś, co nie pozwala mi wyobrazić sobie jakiejś sensownej marży ;-) dla producenta, czy handlowca, a tu wygląda, materiałowo i ergonomicznie ogólnie bez zarzutu i jeszcze na dokładkę potrafi zagrać. No da się.

Nie są to słuchawki efektywne, do ich napędzenia ledwo starcza mocy we wzmacniaczyku mobilnego źródła. Smartfon (iPhone 5S) musiał mieć ustawione wzmocnienie na czerwonym polu (druga, a nawet trzecia kreska), by osiągnąć poziom akceptowalny. W niektórych utworach, tych wyraźnie ciszej zarejestrowanych (czy raczej sztucznie niepodrasowanych), takich jak choćby pliki DSD odtwarzane w HF Playerze, po prostu brakowało mi skali. Także dziurka w telefonie może okazać się niewystarczająca i trzeba będzie szukać jakiegoś wsparcia. U mnie był to HA-2 Oppo, ale może to być jakiś tani FiiO i będzie ok. Te słuchawki niespecjalnie różnicują nagrania, nie ma większego znaczenia czy gramy Spotify’a, z Tidala, czy odtwarzamy wspomniane pliki DSD. Pisałem o tym, że nie są RM rozdzielcze, bo nie są, co jednakowoż nie przeszkadza im w gatunku, który wcale na tę rozdzielczość obojętny nie jest – mam tu na myśli metal – ale tam gdzie im brakuje, nadrabiają innymi zaletami, z których na pierwszy plan, poza wspomnianym basem, wysuwa się całkiem przyzwoita góra. Raz, że ta występuje tutaj (posłuchajcie talerzy na RM-ach), to jeszcze występuje w formie co najmniej satysfakcjonującej. A to już nie jest takie byle co, bo jak wiadomo na tym zakresie pasma potrafią się wyłożyć konstrukcje wielokrotnie droższe od opisywanych. Nie ma tutaj wyostrzenia, syku, ale też żadnego maskowania, ukrywania, góra jest czytelna i to niewątpliwie spore osiągnięcie w przypadku takich, tanich słuchawek. Szczegółów zatem nie będzie. Mikroplanktonu nie będzie, ale góra będzie :)

Średnica niczym specjalnym się nie wyróżnia, nie przykuwa uwagi. Wokale raczej wycofane, nie ma tutaj miejsca na zachwyty, także nie jest to coś, co dodawałoby punktów tej konstrukcji. Cały przekaz jest całkiem spójny, nie nazwałbym go ciepłym, ale też nie ma tutaj miejsca na analityczną wiwisekcję (bo do tego potrzeba rozdzielczości, której to za bardzo nie doświadczymy). Ciemne, trochę pogłosowe to granie, ale jak na wstępie napisałem, nie ma tutaj zamulenia (dźwięk z czasem wyraźnie się cywilizuje i nie jest to kwestia przestawienia zwrotki w głowie, a wyraźnie słyszalny proces), tak czy inaczej ograniczenia są czytelne, ale w pełni wg. mnie akceptowalne. Pamiętam HM5 Brainwavs, pamiętam K530, modele które wcześniej testowałem, zwracając uwagę na bardzo dobrą relację koszt-efekt. Tu jest podobnie, to znaczy, dostajemy naprawdę sporo za te pieniądze, choć – co oczywiste – zarówno świetne HM5, jak i K530 są po prostu dużo lepszymi słuchawkami od opisywanych RockMasterów. To jednak w niczym nie ujmuje RM, bo też inwestycja na innym poziomie, oczekiwania też jakby inne. Ma grać, nie odrzucać i gra, nie odrzuca, a nawet daje sumarycznie sporo przyjemności. Czyli dobrze jest. Sprawdziłem jak sobie Encore poradziły w stacjonarnym torze, podpinając je do M1 HPA, do Capelli oraz lampowego MiniWatta (przez router głośnikowy z wyjściem 6.3mm). Bez zaskoczenia przyjąłem dodatkowy progres, zauważalny przy dobrym napędzie, gdy dźwięk nabrał nieco powietrza, a dodatkowo – i to było naprawdę fajne – wyraźnie poprawiła się dynamika (korespondowało to z przyrostem mocy, jak widać poprawiła się także szybkość, reakcja). Z HA-2 ten progres był porównywalny, a odstawała wyraźnie dziurka soute w smartfonie czy tablecie (to samo, na Neksusie 7, a nawet gorzej, bo jakość wyjścia jest tam poniżej krytyki jednak). Wspominałem o metalu, o ciężkim graniu? No właśnie. Przestrzenność jest tutaj umiarkowana, stereofonia tylko poprawna, trochę lepiej z reprodukowaniem efektu w osi tył-przód, ale nie ma się co oszukiwać, nie będzie to poziom droższych konstrukcji.


Wnioski?

Pozytywne. To tanie jak barszcz słuchawki, które świetnie sprawdzą się jako dodatek do czegoś lepszego, dodatek bardzo cenny, bo pozwalający – przykładowo – na granie na wynos (przy czym pamiętajmy, że napędzenie ich wymaga albo solidnego wzmocnienia w mobilnym źródle, albo dodatku pod postacią mobilnego wzmacniacza, czy wzmacniaczo/daka). Mając dobrej klasy, głównie jednak stacjonarne, słuchawki (np. K701 czy HD650), kupujemy takie RockMastery i mamy fajne, przenośne nauszniki. Są, nominalnie, zamknięte i choć tak nie do końca jak wspomniałem, to jednak izolują dużo lepiej od każdego, 30-40mm modelu nausznego, nadają się zatem do podróży, przemieszczania się środkami komunikacji miejskiej. Rock prezentuje się atrakcyjnie, nawet jeżeli sama realizacja pozostawia sporo do życzenia, to tutaj mamy to, co kluczowe: rytm, bas, szybkość (pod warunkiem właściwego napędzenia!), a jeszcze dochodzi naprawdę fajna góra. Wypada to w ogólnym rozrachunku całkiem przekonywająco, muzykalnie, choć droga do tego inna, niż ta wychodzona zazwyczaj przez inne konstrukcje. Encore zrobiło dobre, tanie słuchawki, uniwersalne w sensie wykorzystania – bo na wynos i do domu, do muzyki, jak i do gier, takie, które sprawdzą się świetnie jako pomocnicze, albo – jak ktoś nie ma potrzeb związanych z inwestowaniem w tor słuchawkowy, bo to nie jego działka, jako coś do bezbolesnego użytkowania. Znaczek dobry zakup się zatem należy , bo to dobrze zainwestowane 199 złotych.


Plusy:
- w tej cenie mamy dobry bas (nie różnicują tego zakresu jak droższe konstrukcje, ale atrakcyjnie to gra, ma masę, ma wolumen) oraz (zaskakująco) przyzwoitą górę
- nie mulą, grają przyjemnie, muzykalne nawet, ciemne, gęste brzmienie
- (zaskakująco) dynamiczne to, przy spełnieniu określonych warunków (patrz tekst)
- CENA
- wykonane bez zarzutu, materiałowo bardzo dobrze
- wyposażenie, z niewielkimi ale (krótki kabel)
- wygodne

Minusy:
- niewielkie mankamenty ergonomiczno-konstrukcyjne (niepełna izolacja, choć to te plusy dodatnio – ujemne), mechanizm regulacji…
- nie są muzycznie uniwersalne, niektóre gatunki kompletnie się tutaj nie odnajdą
- krótki kabel
- na wstępie mulą, ale dajmy im trochę czasu
- średnica jest dla Ciebie kluczowa? Kup inne słuchawki
- nie jest to rozdzielcze granie
- wysterowanie nie jest proste, wymagają odpowiedniego napędu

 

Dziękuję firmie Audiomagic za udostępnienie słuchawek do testu

Autor: Antoni Woźniak

Głośnik BT Mass Fidelity Core – innowacyjny projekt, rekordowe wsparcie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
unspecified-2

No proszę, nawet tak, zdawałoby się opatrzona sprawa, jak bezprzewodowy głośnik na Bluetooth może zebrać 1,5 miliona dolarów. To jakieś kilkadziesiąt raz więcej niż chcieli Kanadyjczycy. Wspominałem o nich, w tym wpisie, jak widać innowacyjne przedsiębiorstwo z branży audio pracuje w pocie czoła nad kolejnymi, ciekawymi produktami. Co wyróżnia ten produkt? Ano, jest po pierwsze naprawdę ładnie zaprojektowany, choć to kwestia gustu rzecz jasna, ale prezentuje się nad wyraz elegancko. To jednak za mało, by zdobyć serca fundatorów, przyznacie. No właśnie, twórcy tego głośnika postanowili podejść do sprawy inaczej, niż większość branży i zaproponować coś kompletnie wyposażonego i pod pewnymi względami innowacyjnego: 

Czym jest Core?

Core to aktywna kolumna Bluetooth, składająca się z 5 przetworników o sumarycznej mocy 120W sterowanych procesorem ARM. Przetworniki pracują w specjalnie przygotowanej obudowie w technologii ABT (Absolute Bass Technology). Innymi słowy, mamy tutaj bardzo rozbudowany układ głośnikowy zamknięty w w jednej obudowie, z własnym, zaawansowanym DSP, dodatkowo umieszczony w czymś, co ma pozwolić na wydobycie z takiej, niewielkiej skrzyneczki soczystego, dobrego jakościowo basu.

Najważniejszą różnicą w stosunku do innych produktów na rynku jest zdolność kolumny do generowania holograficznej sceny dźwiękowej za pomocą technologii wave field synthesis (wirtualna przestrzeń akustyczna). Innymi słowy, mamy tutaj sterowany programowo sposób na uprzestrzennienie dźwięku, coś co znamy od dawna, ale – jak zachwalają twórcy: holograficzne pole dźwiękowe to zdaniem producenta pozbawione tzw sweet spota, czyli jedynego miejsca do prawidłowego odsłuchu sprzętu. Dzięki temu, jedna kolumna aktywna może nagłośnić całe pomieszczenie muzyką o wyjątkowej przestrzenności dźwięku i mocy niskich tonów – w większości przypadków niezależnie od miejsca, jakie zajmą słuchacze.

To raz, a dwa – ma być, co jest innowacyjne, bo do tej pory nikt tego nie zrobił w takiej skali, multiroom z możliwością grania w 8 strefach! To dla Bluetooth’a absolutny rekord. Dodajmy do tego wejście optyczne 24/192 (można zatem grać w lepszej jakości ze źródła, kablowo, wykorzystując do tego opisywany głośnik) oraz 12 godzin grania na wynos (akumulator). Jest także mikrofon (praca w charakterze zestawu głośnomówiącego / konferencyjnego), natychmiastowe parowanie za pośrednictwem NFC, USB do ładowania handhelda (opcja power banku?) i – oczywiście – komplet kodeków z aptX na czele. Widać, że producent przewidział także możliwość stworzenia na bazie tego rozwiązania zestawu wielogłośnikowego – jest wyjście dla suba.

Mass Fidelity Core – budowa & funkcjonalność

  • technologia przetwarzania dźwięku holograficznego dzięki aż 5 przetwornikom: czterem na bocznych ściankach i jednym niskotonowym na dole urządzenia
  • sumaryczna moc to 120W w oszczędnej klasie D
  • wbudowany akumulator zdolny do pracy nawet 12 godzin
  • wbudowany mikrofon dla rozmów telefonicznych
  • procesor obliczeniowy ARM
  • odbiornik Bluetooth w klasie 1 dla najlepszego zasięgu i stabilnych połączeń w odległości nie mniejszej niż 10 metrów
  • obudowa ABT (Absolute Bass Technology) – połączone siły, elektroniki, oprogramowania i mechanicznych przetworników dźwięku w celu wygenerowania jak największego i najlepiej kontrolowanego niskotonowego ciśnienia akustycznego
  • komplet kodeków Bluetooth audio na pokładzie: aptX, AAC, SBC
  • wejście optyczne dla sygnałów PCM 24/192
  • wejście mini jack aux 3.5mm dla klasycznego kablowego połączenia
  • wyjście USB do ładowania smartfonów/tabletów
  • wyjście subwooferowe
  • wygodna łączność NFC
  • możliwość pracy w trybie multiroom – praca we wspólnej sieci 5Ghz do 8 głośników CORE – bez dodatkowego routera lub łączności Wi-Fi. Jeden Core do jednego pomieszczenia w domu to propozycja Mass Fidelity.

O Mass Fidelity – Smart Sound Systems

Mass Fidelity to kanadyjski producent bezprzewodowych systemów audio opartych o autorskie rozwinięcie technologii Bluetooth. Ideą Mass Fidelity jest łączenie najpopularniejszych rozwiązań bezprzewodowych z zaawansowanymi autorskimi rozwiązaniami, które pozwalają na zachowanie audiofilskiej jakości dźwięku. Producent określa siebie jako wspólnotę audiofilów, projektantów oraz inżynierów, którym wspólnym celem jest wniesienie wysokiej jakości dźwięku do codziennego życia.

Cena: 2499 zł - sporo jak na głośnik Bluetooth, ale patrząc na potencjalne możliwości…

Galeria z opisem poniżej w rozwinięciu

» Czytaj dalej