Ok, ja rozumiem, że diamentowy iPhone może kosztować te kilkaset tysięcy dolarów, euro czy czego tam jeszcze, ale tutaj mamy już kompletne pomieszanie z poplątaniem. Słuchawki Happy Plugs (AB, bo to produkt szwedzki) to moi drodzy odpowiednik pchełek, dokładnie odpowiednik pchełek jakie swego czasu Apple ładowało do pudełek z iPodami, iPhone. To rzecz kompletnie nie nobilitująca (a chyba taki jest zamysł wykosztowania się na sumę 11 czy 14,5 tysiąca euro za złotą wersję tytułowych „wisiorków”), to znaczy posiadanie takich słuchawek w niczym nie dodaje splendoru użytkownikowi, a wręcz przeciwnie… może być dla kogoś, kto zwróci na ten „szczegół” uwagę, powodem do niewybrednych drwin i trudno się dziwić drwinom. Wszak topowy model telefonu można jeszcze jakoś pogodzić z szaloną ceną za wersję platynowo-diamentową, bo to iPhone, coś – powiedzmy – wyróżniającego właściciela (też nie bardzo, ale mniejsza), natomiast douszne Happy Plugs to rzecz, o której można powiedzieć jedno… takie coś, bez problemu, można by znaleźć w kiosku i nie byłoby to nic nadzwyczajnego. To tak, jakby wałek do ciasta wykonać z masy perłowej wysadzanej brylantami i zażądać za takie coś pół miliona.
Gdyby te HP były choćby tak rozpoznawalne, tak modne jak b (od Beats) to jeszcze można by przyjąć, że jest tu jakiś patent na łojenie klienta, ale tutaj go po prostu nie ma, nie ma nic, absolutnie nic… ot, kioskowe słuchawki ze złota kosztujące kilkanaście tysięcy euro. Chciałbym zobaczyć klientów, którzy taką wersję nabyli i się (ob)noszą. Zabawne, że sam producent oferuje także wersje dopasowane do iPhone 5S (pozłacana oraz srebrna) za kilkadziesiąt euro. No ale te złoto jest 18 karatowe i się świeci, jak garnitur złotych zębisk. Cholera, chyba już wiem dla kogo te słuchawki! Dla braci ze wschodu, z wielkiej Rosji, tam takie coś faktycznie mogłoby znaleźć nabywców. Taka, specyficzna biżuteria, jak trzy zegarki na nadgarstku (wiadomo, element obowiązkowy wyposażenia kadry oficerskiej niezwyciężonej Armii Czerwonej), wspomniana złota klawiatura zastępująca naturalne uzębienie i tym podobne gadżety nieodparcie kojarzące się z wysoką cywilizacją zza (no właśnie, pytanie co tu obecnie wstawić…). Koniec wycieczek, czas na podsumowanie, będzie krótko – te słuchawki brzmią jak jabłkopchełki, czyli w ogóle nie brzmią (ostatnio boleśnie się o tym przekonałem korzystając z kompletu ikonograficznych słuchawek Apple – beznadzieja). Jedenaście tysięcy euro… no, wiecie, za takie wisiorki, koraliki, czy coś w ten deseń. Kto bogatemu zabroni…
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.