LogowanieZarejestruj się
News

Zrobili to jeszcze lepiej. Test Sundara Closed

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0349

Ta, zdradziłem zakończenie. Słuchawki otwarte, jak może pamiętacie (?) zdobyły uznanie, więcej, zdobyły czarne serducho piszącego i zdania nie zmieniłem (http://hd-opinie.pl/4926,audio,hifiman-sundara-zwienczenie-pewnego-etapu-recenzja.html). Sundary były i są słuchawkami, które nie tylko doczekały się później wielu entuzjastycznych recenzji, ale co ważniejsze zaskarbiły sobie uznanie wielu użytkowników. Świetny, w wielu aspektach „więcej mi nie trzeba do szczęścia” sound, do tego wyśmienita ergonomia pałąka – debiutującego wtedy w budżetówce HiFIMANowej nadal trudnego do pobicia wzorca wygody, lekkości, braku ucisku, nacisku …no cóż, zrobili to po prostu blisko perfekcji. Blisko, bo zabrakło przysłowiowej kropki nad i czyli szerszej, czy może precyzyjniejszej regulacji (schodkowa jest OK, ale nie jest TipTop).


Ze standem w komplecie. Ładne drewienko

Jak tylko pojawiły się informacje o wersji zamkniętej poczułem dużą chęć zaznajomienia się z modelem izolującym od otoczenia nas i otoczenie od nas. Jako, że planary słyną głównie z kompetencji przestrzennych, a zamknięcie przetwornika jest teoretycznie ograniczeniem swobody jaka cechuje ortodynamiczne słuchawki byłem szalenie ciekaw, czy uda się nie wylać dziecka z kąpielą tj. nie ubić sporych możliwości otwartego modelu w reprodukowaniu wokół i szeroko. Poza tym byłem zainteresowany jak taki układ wpłynie na całe pasmo – co będzie bardziej, co mniej, jakie będą zmiany w stosunku do modelu otwartego. Jako, że mam wersję wcześniejszą na stanie, są w redakcji takoż do porównania inne słuchawki HiFiMANa (droższe i porównywalne cenowo) oraz – co istotne – konkurencyjne nauszniki closed Ether CX specjalisty Dan Clark Audio mogłem wyrobić sobie opinię popartą bezpośrednim zestawieniem wspomnianych słuchawek i mam nadzieję, że miarodajnie, odpowiedzieć na wspomniane pytanka.

Także jak to lepiej? Jeszcze lepiej? Co takiego Sundara Closed mają, czego inne słuchawki (w ogóle) nie mają, szczególnie w segmencie zamknięte? Zapraszam…

» Czytaj dalej

Pierwszy taki na ESS9039PRO: DAC SMSL DO300 premierowo

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0347

Obiecujemy, że będzie płodozmian zaraz (nauszniki znaczy się będą, zamknięte Sundary), bo się DACzkowo zrobiło za bardzo ostatnio. To rzutem na taśmę leci kolejna wybitna nowość, powiem szczerze, że ciężko nadążyć z tymi wszystkimi nowościami, bo liczba premier z fabryki świata ma tendencję do „wypłaszczania” jak inflacja w kraju nad Wisłą. Glapa mówi tak, rzeczywistość robi siak. Także ta klęska urodzaju, co to na nią pomstowałem swego czasu, to jest nic z tym, co teraz (inflac… dobra zmilczę, bo ma być przyjemnie, a nie „nerwowo”). No i macie dobry przykład na poparcie powyższego, kolejny z co najmniej kilku nowych, DAC ze stajni S.M.S.L. Malutki, kompaktowy DO300. Był u nas testowany, wtedy też nowy (a to tylko rok różnicy) DO200 vide: http://hd-opinie.pl/13826,audio,pierwszy-taki-mqa-dac-do200-od-s-m-s-l-test.html a tu kolejna setka + i nowość. Ktoś mógłby powiedzieć – eeee, bez sensu, na pewno to, to jakaś mała polerka i kolejna cyferka. Nic bardziej błędnego! To progres i w ogóle PREMIERA NOWEGO HIGH_ENDOWEGO ESS9039PRO! Tak, tak Panie, Panowie nowa topowa kość flagowa Sabre tutaj ma swój debiut. Z tego co widzą, chyba niespecjalnie gdziekolwiek, ktokolwiek pisał o tym na sieci (nie tylko w .pl) także trochę trema zjada (serio, to nie, kryguję się tylko ;-) ) i cóż…

Wbrew pozorom jest dobrze, nawet bardzo.

…jak tam, w tym DO200 mieliście też brand new dwa razy ESS9068AS i bardzo mocno podkreślane MQA (które uważam osobiście za największe rozczarowanie i wręcz szkodliwy dla branży wynalazek) to tutaj poza MQA (też pełne origami, też ze wszystkich interfejsów i jeszcze podobnie z CDA MQA wsparciem jw, co jest moim zdaniem porównywalne z CD-RW z MP3) jest ta flagowa kość właśnie. I ta kość moi drodzy, mimo że wielu mówi, że postępu tu już nie ma i kości a) nie grajo b) brzmio tak samo c) w ogóle na SQ średnio wpływajo (przepraszam, że tak, ale nie mogłem się powstrzymać) to ten tu układ jest tego zaprzeczeniem i mimo mojej już nie pierwszej świeżości, wbudowanej aparatury odsłuchowej czuć progres. To ESS, który nie brzmi jak ESS (czytaj typoweo czyli przestrzenno-rozdzielczo na pełnej, ale z pewnym dystansem odnośnie kolorytu, plastyczności, czy jak kto woli ciepła, lepkości & muzykalności). Nope. Ten tu nowy przestawciel rodziny next gen. jest na moje ucho syntezą tego, co w ESS było palce lizać z konkurentem japońskim spod znaku Asahi Kasei Microdevices Corporation.

Fotogaleria jak zwykle na profilu

Powstałe z popiołów AKM charakteryzowało się nieco innym podejściem do konwersji cyfrowo-analogowej dając wedle wielu music loverów dźwięk bliższy analogowemu (cokolwiek rozumiemy pod tym pojęciem), mniej analityczno-suchy itd. No to mamy coś symbiotycznego i z przyjemnością dzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami z testów SMSL DO300 czytaj jednej z pierwszych konstrukcji na nowym czipie topowym która ujrzała światło dzienne.

Pasy zapięte? To wciskamy gaz do dechy…

» Czytaj dalej

Questyle M15 by z USB audio moc móc wzmóc. Mała petarda!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0557

Z tradycyjną obsuwą (ta, z miesiąc zleciał głupi!) leci pierwsza z zapowiadanych: Questyle M15, nie 16, także nie będzie o karabinku szturmowym, natomiast będzie o przenośnej rewelacji Questyle – mobilnym, malutkim, a potężnym (mocą) ampie & DACzku, który spokojnie może być zamiast. Zamiast czego? Zamiast stacjonarnego. Możemy sobie spokojnie podpiąć bardzo, bardzo wymagające nauszniki (takowe były używane z tym maluchem, wiecie kilkaset omów, planary łase na moc itd). Jest to pierwszy i jedyny taki dongielek, który daje radę.

Czymś, co robi tu zasadniczą różnicę jest amp. Ten amp, moi drodzy, to NAJLEPSZY NAPĘD DLA SŁUCHAWEK jaki stworzono pod zasilanie z magistrali USB. Nie ma, piszę to z całą odpowiedzialnością, nie ma na rynku żadnego lepszego rozwiązania. I tylko trochę (ale tylko troszeczkę) szkoda, że producent nie poszedł za ciosem i nie dał jakiegoś potencjometru (ahhh rozmarzyłem się, koronka, taka większa, z oporem… co by to było, mniam, mniam) albo chociaż przycisków fizycznych. Także sterujemy poziomiem za pośrednictwem źródła. I to jedyny zonk, bo reszta to poezja. Przetwornik robi robotę, jest z tych umiejących wydobyć sedno z nagrania, także rozdzielczy, skrupulatnie dokładny, ale to nie jest najważniejsza cecha tego dongla. Jest nią, jak wyżej, wzmacniacz.

» Czytaj dalej

Wszystko co chcielibyście wiedzieć o AirPods Pro 2…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0197

Wszystko co chcielibyście wiedzieć o AirPods Pro… 2, ale nie mieliście okazji się dowiedzieć. Tak, mniej więcej dwa lata temu na HDO podobnie zaczynał się wpis o pierwszej generacji (można se luknąć: http://hd-opinie.pl/9278,audio,wszystko-co-chcielibyscie-wiedziec-o-airpods-pro.html) No to dzisiaj wpadła nowa iteracja i od razu przystąpiłem do przetestowania nowości. Lista zmian całkiem tłusta, choć na pierwszy rzut oka to prawie, że dokładnie to samo (forma). Treść na szczęście mocno zmieniona, także jak porównacie foty poniżej, to meh (no sterowanie wyszło mocno tak sobie, końcówki teraz jeszcze z dotykiem to jest właśnie meh), ale jak już zaczniemy konfigurowanie i słuchanie to wychodzą (nie małe) różnice. Także to nie jest modyfikacja starego, a po prawdzie zupełnie coś nowego (SQ zupełnie inne!).

No dobra, od czego by tu zacząć? To może zacznę od pierwszego wrażenia, jeszcze przed parowaniem, konfigurowaniem i słuchaniem… kompatybilne ze starymi (pudełko dokujące minimalnie, ale to minimalnie wydaje się szersze, ale to może być złudzenie, a i tak akcesoria pasują w obie strony). Pasują wymiennie, nowe słuchawki mają dodatkowe porty mikrofonów (wincyj), są leciutko bardziej pękate (obudowa przetworników i nowego układu H2), mają dodatkową parę gumek ultra małych, no i w sumie to tyle. Pudełeczko jest z głośniczkiem (będzie pipczył, jak sobie zgubienie zapodamy w Find my), otworami dla smyczy. Wiadomo, że jedno i drugie ma (jeszcze tego nie zweryfikowałem, bo od południa grają i komplet był treściwie naładowany) więcej soczku. Słuchawki 6h, a dokujące aku nosidło 30h. Miło.

Siedzą w uchu lepiej. Pewniej. Pierwsza gen., z którą porównuję, ma od nowości tendencje do samoczynnego wypadania. Tu duży plus, bo trzyma się pewniej kanału. Nadal niestety nie ma 100% izolacji (to kwestia nasadek dousznych, po mojemu hehe gumek, są niezbyt szczelne), nadal brakuje nam alternatywnych rozwiązań, typowych dla 99,999% IEMów na rynku. Cóż. Oczywiście parowanie w jabłuszkowym sadzie aka ekosystemie jest full auto i w ramach AID wszystkie urządzenia od razu się komunikują. Jabco dało wreszcie nareszcie w iOS16 osobną zakładkę dla swoich słuchawek w Ustawieniach, także nie trzeba wchodzić do BT.

No to siedzą nam w uchu i co? No standard, znaczy dopasowanie końcówek. Jednak tu pomiar jest jeszcze dokładniejszy niż wcześniej, bo ponieważ H2 tandem z mikrofonem w środku mierzy nam i w ogóle sporo ma pracy w realtime uskutecznia – jak zachwala producent, we will see. To początek atrakcji z pomiarami, dopasowywaniem, ciągle pracującym DSP. Kolejna sprawa to adaptacyjny tryb kontaktu. Bardzo chwaliłem w pierwszej gen. to rozwiązanie, bo pozwala na znaczny progres użytkownika w zakresie słyszenia rozmówców, wręcz mimikuje to do pewnego stopnia aparat słuchowy. W nowej wersji pożeniono to z ciągłym adaptowaniem tego „lepiej rozmówcę” z wycinaniem nieporządanych dźwięków z tła. Działa? No fakt, wycina bardzo głośne, także nagłe skoki hałasu z zewnątrz, ale też upośledza wg. mnie to, co w trybie transparentnym robiło robotę. Takie mam na wstępie odczucia. Czyli lipa. W końcu do całkowitej separacji jest ANC, tu podobno DWA RAZY lepszy. Takie slogany są mocno bezwartościowe, bo niby jak to stwierdzić, pomierzyć, zbadać. Mogę powiedzieć tyle, że dla mnie aktywna redukcja działa wydajniej, ale to nie jest żadna tam komora, cisza absolutna, czy nawet bardzo mocne wycięcie tła. Tu imo wychodzą ograniczenia formy, gumek, wspomniany brak pełnej izolacji. Także co z tego, że H2 pewnie się poci (no nie, pewnie nie, bo taki zaawansowany), jak i tak trochę para w gwizdek. Jest lepiej, ale są lepsi na rynku, Apple musi w Pro 3 zmienić konstrukcję, choćby aplikatorów, względnie dać nam wybór (alternatywnych rozwiązań, lepiej tłumiących, dopasowanych, czy wygodniejszych jak kto woli).

Z reszty ficzerów softowo-procesorowych mamy jeszcze bardziej zaawansowany system dopasowania indywidualnego słuchwek na potrzby dźwięku przestrzennego. Mhm, mhm, cały łeb nam mierzy iPhone (byle miał Face ID) i w dość upierdliwym procesie (często dalej, bliżej, pod innym kątem) tworzy cyfrową mapkę łepetyny. To jest ficzer, podobnie jak wszystko tutaj, do wyboru, nie olbi. I co to daje? Znamy już umiejscowienie źródła audio zgodnie z pozycją łba do ekranu, to miały 1 gen, tu jest jeszcze nieco pogłębiona immersja, nazwałbym to pewnym rozszerzeniem na osi góra/dół, przód i tył. Nie jest to jakaś rewolucja w stosunku do tego, co znamy, ale progres jest, a dodatkowo, być może będzie to jeszcze rozwijane. Tak, czy siak przestrzenno-obiektowy by Apple jest jednym z najlepszych tego typu rozwiązań, świetnie że zarówno w kramiku z filmami i serialami, jak i w muzie można tego często, gęsto doświadczać. Tu Apple zdecydowanie jest w awangardzie i to jest super!

Siri od teraz towarzyszy inny dźwięk wywoływania i działa to zdecydowanie szybciej i dokładniej. Także na plus. Niestety coś, co miało być wybawieniem tj. fizyczne sterowanie poziomem, moim zdaniem skopano. O ile jeszcze naciskanie końcówek (czy ściskanie ściśle rzecz biorąc) jest OK, można się przyzwyczaić, to dotykowe góra/dół w bardzo słabo umiejscowionych do takich akcji aktywnych dotykowo polach jest niedokładne, niewygodne i rozczarowujące. Nadal zatem lepiej mieć AW i koronką sobie kręcić, bo to powyżej mimo nawet dość sporych możliwości konfigurowania (cały, osobny, panel w dostępności dla słuchawek zrobiony) nie daje wg. mnie satysfakcjonującego rezultatu. Ogólnie można tego używać nazwijmy to sporadycznie, czy awaryjnie, ale to nadal nie to. Wiem, że w IEMach bezdrutowych trudno zrobić to dobrze, no ale… Apple, taka innowacyjna firma, a tu coś wg. mnie po najmniejszej linii oporu. Zawód? Zawód.

Fajnie, że już teraz można dość rozlegle konfigurować sobie pracę pojedynczej, albo pary słuchawek odnośnie redukcji hałasu, pracy mikrofonów itd. To daje sporo użytecznych możliwości dla osób, które niekoniecznie będą ten produkt widziały tylko jako słuchawki do muzyki, filmów czy ogólnie elektronicznej rozrywki. Mam nadzieję, że z czasem Apple będzie to jeszcze bardziej rozwijał i rozbudowywał (choćby, jak teraz w dostępności). To istotne dla osób z deficytami, ale też wszystkich, bo można APP2 wykorzystać nie tylko do tego, z czym się przede wszystkim kojarzą. Ze słuchaniem muzy, znaczy się.

No właśnie, to jak to jest z tą muzą i w ogóle z SQ w tych nowych AirPodsach Pro 2? Jest inaczej. Dźwięk już na dzień dobry jest bardziej „punchy”. Przepraszam za to obce określenie, ale świetnie oddaje ocb. Obfitość z dosadnością (aż za?) z bardzo basowym (ale nie przewalonym na niskich – co to, to nie) soundem. To się na dzień dobry bardzo, bardzo podoba. Jest wincyj, jest bardziej, słuchając APP 1 wydawałoby się, że grało ze znacznie mniejszą emfazą. I tak jest na wstępie, ale potem… 

Słuchałem sobie to jednych, to drugich, to znowu tych nowych i potem tych starych. Tak, adaptacja, to coś co ZAWSZE odgrywa kluczową rolę i jak ktoś się mądruje, że on słyszy precyzyjnie różnice i w mig dokonuje oceny bezwzględnej to zwyczajnie ten ktoś pier nanana. No sam się okłamuje. Nie wykluczam, że jeszcze tu aktualizacja będzie, ale… APP 1 są zrównoważone, są równiejsze. APP 2 to trochę wulkan. Tam się dzieje, dla mnie trochę za dużo nawet się dzieje. Pamiętajmy, Apple bierze na siebie dopasowanie brzmienia, tu ciągle chodzi DSP, ciągle dźwięk jest robiony. Może dlatego właśnie nie ma w zakładce żadnego klasycznego EQ (firmowego)? Kto wie? Można jedynie ustawić 125% poziomu (fajnie!) i sobie uszy bardziej rozmasować, to tyle w kwestii zmiany parametrów pracy przetworników. Oczywiście możecie olać ficzery, wyłączyć ANC i w ogóle dać (teoretycznie, bo i tak H2 liczy) popracować „samym” przetwornikom. Tyle, że nie po to się APP2 kupuje, poza tym nie zmienia to zasadniczo SQ.

Sumując, grają inaczej, bardziej euforycznie, dla wielu pewnie atrakcyjniej. Ja muszę się zaadaptować on the go (bo APP 1 grały w uszach poza chałupą 2 lata) i finalnie odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: progres czy regres. Z pewnością Jabco będzie rzecz rozwijać i dopieszczać. To oczywiste. Czy będzie to hi-res kodek? Nie wiem, nie wydaje mi się, nie będzie to miało tutaj większego znaczenia. Na pewno polubią opisane APP2 kino-serialo maniacy. Tak, rozrywka jest tu na pewno w centrum, a jeszcze pewnie dojdą do tego gry, może za jakiś czas AR/VR firmowe? Cena? Przewalona. U nas po ostatnich podwyżkach jesteśmy na 5 miejscu na świecie. Drogo. W USA nadal 249$ i to wydaje się adekwatną ceną. Jak się jednak ma imbecyli, krańcowych debili u steru, gospodarczych analfabetów, to jest jak jest. Także płać i płacz, albo nie płać i słuchaj se swoich starych APP1. Mimo sporych zmian (doceniam i szanuję) nie wydaje się sensownym przesiadka ze starych na nowe. Dla userów innych owszem, dla newbee jak najbardziej, dla oglądaczy bardzo polecam i tych przygłuchych – to będzie najlepsze, co możecie dostać na rynku (przygłusi APP1 równie dobre!). A SQ, konkretnie muza? Na razie pozostaję z lekka sceptyczny. Jak robi nam różnicę Spatial (w jabłeczniku zdecydowanie imo robi) to TAK, ale jak ma nam to grać w szerokim spektrum i ma to być stare dobre stereo… tu może się okazać, że jednak pierwsza generacja bardziej. Ja, na początku przygody, nie jestem przekonany, czy to progres.

CENA: 1449 pln

 

MA X-Sabre 3, czyli jak to się robi! Processing @DSD512 robi robotę po sieci…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_9626 2

Najlepszy streamer na rynku? Czy może raczej najlepsze cyfrowe źródło (tak będzie trochę kompletniej ;-) )? A może jeszcze inaczej – najlepszy klient cyfrowy (Roon Ready end-point) jaki można upolować na tym łez padole? To wszystko, co napisałem powyżej to jest prawda. A ta prawda dotyczy przezajebistego MATRIX AUDIO X-SABRE 3. Powiem Wam coś, o czym nie przeczytaliście jeszcze w ŻADNEJ recenzji tego klamota. To jest maszyna z dźwiękiem robionym, przetworzonym, to jest ideał inżyniersko-projektowy, który umie W SIECI (net, kabel) OGARNĄĆ KONWERSJĘ NA POZIOMIE DSD512. Takich klamotów ze świecą szukać, właściwie to jakieś nieliczne i arcy drogie, jak niemieckiego high-endowca T+A (jakieś poziomy 45MHz po up, znaczy DSD1024 nawet).

No dobrze, cyferki? Serio? Wiele razy czytaliście na łamach HDO o moim podejściu do tematu, o tym że DSP ma obecnie znaczenie pierwszorzędne i może dzisiaj stawać w konkury z całym inżynierskim kunsztem w realu, znaczy „metalu”. Można dzisiaj wyczarować WSZYSTKO. Zera i jedynki rządzą. Po prostu. Korekcja, wspomniana konwersja (na tym poziomie, trudna, rzadko spotykana, wg. mnie przy topowej realizacji w metalu KSZTAŁTUJĄCA NOWY POZIOM DOZNAŃ DŹWIĘKOWYCH) wraz z odpowiednio dużą mocą obliczeniową wprowadzają nas w zupełnie inny wymiar. Wielokrotnie dawałem świadectwo na łamach HDO niezachwianej wiary w potęgę KODU i ten produkt stawia wg. mnie kropkę nad „i”. Chcesz słuchać ze źródła dźwięku, które nie tylko wypada oszałamiająco dobrze w pomiarach (vide ASR), ale jeszcze dodatkowo stanowi bazę dla idealnego połączenia medium (sieć) z processingiem (wspomniane PCM-DSD czy DSD-DSD na poziomie 45MHz, oczywiście natywnie, bo tu nie ma mowy o upośledzającym tę zabawę trybie DoP) to właśnie je znalazłeś.

Ten klamot jest stworzony do właśnie tego typu transmisji. Macie tam możliwość podpinania zewnętrznych źródeł cyfrowych via SPDIF czy USB/I2S, ale… to sieć robi tutaj robotę moim zdaniem i to na niej powinniśmy się skupić. X-Sabre 3 to ostateczne i finalne dzieło inżynierów z MA, którzy jako jedni z nielicznych okiełznali rozdzielczo-precyzyjno-dynamiczną naturę tandemu ESS&XMOS z obsługą wspomnianego processingu na wyczynowym poziomie. Tu, wierzcie mi, wszystkie elementy są precyzyjnie przemyślane i zaprojektowane tak (nastawy pozwalają na dopasowanie, odczuwalne różnice, pozwalające na uzyskanie optymalnego efektu – prawdziwa rzadkość na takim poziomie dopracowania, tj. filtry, tj. praca interfejsów, tj. wspomniane szerokie pasmo dla LANu), aby użytkownik dostał dokładnie to, co wprowadza go do królestwa brzmienia najwyższej próby. Brzmienie, moi drodzy, jest IDEALNIE GŁADKIE, po uskutecznieniu DSP na poziomie tych 22,4MHz po sieci, to dźwięk, który odczuwamy jako AKURAT, taki, który nie musi czegoś udowadniać, bo nie ma analizy. Nie ma na to miejsca, gdyż, ponieważ, gra to dokładnie TAK. Słuchamy z rozdziawioną japą i zastanawiamy się tylko, czy to JUŻ? Według mnie tak. Znaczy jest to poziom dla źródła na tyle kompletny, że pozostałe zmienne mogą to tylko uwypuklić, albo nieco „wyszarzać”… innymi słowy dobrze podpiąć tu to, co najlepsze „in da house” i cieszyć się brzmieniem od A do Z satysfakcjonującym. Serio, NIE MA do czego się przyczepić.


Czysta, niczym nie zmącona przyjemność

Sieć. Jako medium, jako bezpośredni, nie podlegający fluktuacjom i najbardziej że tak powiem (od strony teoretycznej, od strony naukowej) koszerny nośnik dla cyfrowego dźwięku, który nie wymaga żadnych dodatkowych hokus-pokus. Wiem, narażę się lan-kablarzom, przełącznikowo-routerowym fetyszystom, ewangelistom światłowodu i tym podobnych wynalazków zwolennikom totalnym freakom… tu wystarczy LAN 5e (jak mamy nową instalację i kompy z 6e akt 10GB/S to niech będzie, ale chodzi tylko o pasmo, nie jakość!) i już. Strumień leci z dalekich centrów danych, leci przez te wszystkie podmorskie info-strady i to, co mamy w domu (yhy) ma znaczenie tylko w takim zakresie, by strat pakietów nie było, by dotarło. Także, jak widzicie bardzo nieszablonowo podeszliśmy do tematu testu, bo dokonując wyboru najlepszego (wg. mnie ofc, subiektywnie) medium i w ten sposób klamot został przetestowany. Sprawdziłem rzecz jasna i USB i I2S i SPDIF (było ATV podpięte starej generacji, brzmiało świetnie, ale to tylko dodatek do kożuszka, bo jest coś lepszego, znacznie w menu), jako DAC ta maszyna sprawdza się bez zarzutu, ale LAN, LAN robi tu robotę i tak bym tego klamota używał, w takiej konfiguracji właśnie.

Zdecydowanie preferowałem LAN, przy USB co ciekawe pod macOSem wiadome ograniczenia (DoP i DSD256 tylko), a NET dawał radę wyczynowo!

Czy X-Sabre 3 jest bez wad? Oczywiście nie jest. Płaska (mmmm… lubimy), bardzo płaska (mmmmm… jeszcze bardziej) konstrukcja full metal body z odpowiednim, jakże przez audiomaniaków lubianym, „słodkim” ciężarem (zwarte, wydaje się lżejsze, a jest ciężkie!) ograniczało projektantów i musieli iść na kompromisy. Pierwszy, dotyczy displeja. To jest taka cecha specyficzna dla tego właśnie i tylko tego modelu. Małe oczko jest tak małe, że wszystko co pokazuje (a pokazuje bogactwo, bo okładki, full menu i sporo informacji) jest maciutkie, maluteńkie, no tylko z poziom biurka idzie to odczytać. Matrix Audio, mam propozycję, dodajecie do pudła małą, gustowną, teatralną lornetkę, albo jeszcze lepiej lunetkę i jest OK ;-) Także tu design wziął górę nad rozsądkiem. Dotykowe, wirtualne przyciski na froncie to też coś, co dalekie jest od precyzji, pewności użycia i ogólnie lepiej wygląda (bo fajnie, faktycznie się prezentuje) niż sprawdza. Także pilot jest jednak tutaj rzeczą dość istotną i dobrze go mieć na podorędziu, by to, to obsługiwać bez zgrzytów. Druga kwestia to brak pożądanego przez nielicznych (ale jednak) AES/EBU. Nie zmieściłoby się? No zmieściło na upartego, bo przecież są tu zbalansowane wyjścia analogowe dla sygnału, jednakowoż miejsca z tyłu niewiele i producent zrezygnował z tego interfejsu. Nie ma też WiFi (moim zdaniem to jest prawidłowo, ja zawsze wierzyłem w kable… ale nie tak jak myślicie, nie nie w boa, tylko po drucie pewniej, niż w eterze) co obecnie stanowi dla wielu problem ergonomiczno-użytkowy. Bo w domu, gdzieś tam, LANu ni ma. I co teraz? No można oczywiście sobie AP postawić, ale to kolejny element a chciałoby się wpiąć, czy połączyć raczej i już. Tu kabel musi być, albo jak wyżej. WiFi nie ma*. Zresztą odnośnie bezprzewodowego, to po przebudowie swojej mesh widzę, że technologia na tyle jest pewna, niezawodna i daje pewność, że to bez druta daje radę (ale nadal stare przyzwyczajenia biorą górę ;-) ).


Taki cienki, a taki dobry :P Naleśnik, który robi pierwszorzędną robotę.

Roon Labs (przez chwilę obraziłem się na nich, bo poziom zabudowania oraz skandalicznie źle działającego softu niemalże przesądził o rozstaniu z tak bardzo wcześniej chwalonym przeze mnie front-endem) powinien reklamować te skrzynkę jako najlepsze doznania z naszym kodem ever i w ogóle tej części galaktyki. To jest aż tak dobre! Roon Labs ogarnął ostatnio działanie software, ogarnął nowości jakie wprowadził i cały silnik (co najważniejsze), znowu zatem można mówić: jest Roon i długo, długo, długo nie ma nic, co by poziomem integracji i możliwości a jednocześnie UI/UX i agregacji treści mogło konkurować, wchodzić w konkury. X-SABRE 3 w takim środowisku, z takim DSP, z takim potężnym zapleczem możliwości wpływu na brzmienie (po stronie kodu) staje się dla mnie punktem odniesienia. Myślałem, że ten klamot przejdzie trochę bez echa, bo ostatnio sporo świetnych streamerów było (będzie o tym niebawem), miałem też doskonałe źródła (bardziej tradycyjne, ale cyfrowe)… jednak, no cóż, jak druga edycja wylądowała w pierwszej trójce naj, to ten sprzęt znowu definiuje na nowo. Jakiś egzotycznych, za bajońskie sumy, klamotów od high-ednowych (czy raczej ultra-high-endowych) nie miałem sposobności (nie mam tu na myśli DACów, tylko streamery), ale niech mi wolno będzie to powiedzieć: dobra, można wydać 10 razy więcej, ale można też 10 razy mniej i mieć DOKŁADNIE TEN SAM POZIOM IMMERSJI, TOTALNEGO ZANURZENIA W DŹWIĘKU co to oferuje opisywane urządzenie. Na pewno pomogło tu trzymanie na łbie (oj tak) NAJLEPSZYCH SŁUCHAWEK EVER czytaj: Dan Clark Audio STEALTH, no ale przecież jako napęd służył masowy (a bezbłędny) Topping A90. I to pokazuje, że można uzyskać efekt bez wydawania kroci. Wiem, dla branży akcesoryjna-kablarsko-ultrahighendowej (elektronika) to nie jest miłe, nie jest fajne, to jest wręcz niedopuszczalnie skandaliczne postawienie sprawy. To dodam tylko że Aquarius, że Terminator, że DACzki i streamery (Azja, ale i Europa, prawda) za 20-30k, które się słuchało w niczym tego X-Sabre 3 nie zawstydzały. W NICZYM. Nie miałem jw sposobności T&A, czy francuza za 12 czy 15 teraz razy więcej słuchać, ale jak wspomniałem: no i co z tego?

Podpięty do diabłeków, w podwójnej roli LAN end-pointa oraz pre

Na kolumnach (zaraz będzie gotowy tekst o małych Diamondach tj. podstawkowych 15-kach, mniejszych braciach red. 18-ek) słuchało się tego giganta z prawdziwą przyjemnością. Gładkość, o której jako głównej i niejako układającej wszystko, cesze wspomniałem na wstępie była tu jak najbardziej obecna, a wszystko co trzeba – pełne, przebogate, bez żadnych niedostatków pasmo, przestrzeń, obłędna dynamika (te mniejsze to potrafią btw i to jak!) to wszystko obecne, ale niejako przy okazji, jako coś oczywistego. Jak mówiłem, nie analizujemy takiego brzmienia, bo ono wchodzi, naturalnie wchodzi i to jest moim zdaniem najwyższy poziom kompetencji jaki można osiągnąć. GRA JAK MA GRAĆ. Czułem, że stały progres i ogromne kompetencje MA pozwolą z generacji na generację topowych X-Sabre stworzyć najlepsze cyfrowe źródło (DAC z – teraz – siecią). Nie wyobrażałem sobie tylko, że to najlepiej będzie uzupełnione w tak fantastyczny sposób medium (dla sygnału) docelowym. Siecią właśnie. No i jest. Czego chcieć więcej? Od strony brzmieniowej? Niczego więcej do szczęścia nam nie trzeba. Brawo.

Bezapelacyjnie gorąca rekomendacja. Za ok. 16 koła nie kupicie lepszego DACa, ale przede wszystkim lepszego streamera (czy sieciowego end-pointa, kurde jak trudno dzisiaj te klamoty klasyfikować!), nie kupicie według mnie żadnego lepszego źródła cyfrowego. Ma, to, to możliwość pracy jako cyfrowy pre-amp również (i wg. mnie sprawdzi się w tej roli znakomicie, mimo braku gały, mimo beznadziejnych dotykowców z przodu i tylko guzików na RC +/-), nie ma niestety (szkoda, szkoda) choćby 6.3mm dziurki dla słuchawek. Nad tym boleję, bo byłby komplet, a tak trzeba i tak coś jeszcze dodatkowo podpinać (no chyba że adapter do wyjść, albo aktywne, wtedy nie).


Lepiej po kablu ;-) LAN się nie da… X-SABRE 3

* się odnalazło, na swoje usprawiedliwienie mogę napisać, że za taflą szkła (co się kurzy), znaczy górna część obudowy przepuszcza fale. Jak? Szkło? No magicy z MA to jakoś ogarnęli, a z tłu nie znajdziecie ludziska żadnej, powtarzam żadnej anteny, nawet wypustki jak w Mini-i Pro 3. Zmyliło mnie to, bo w życiu bym nie powiedział, że taki bezantenowy (to raz) i jeszcze do tego metalowo-szklany (to dwa) klamot może te WiFi jednak zawierać. Owszem, zawiera i to full wypas, czytaj także gigabitowe 5GHz (ac).

 

Plusy:
– fantastyczny moduł sieciowy, który wraz z bezbłędną aplikacją ESS9038Pro&XMOS216 robi robotę
– po zadaniu processingu, konwersji PCM-DSD (DSD-DSD) natywnie (DSD512), słuchamy i zapominamy o otaczającym świecie. To jest ten dźwięk
- pierwszorzędne jakościowo I/O 
- ładny design, ciężki kawał high-endu
- bogactwo możliwości (DSP, ustawienia)
- koszt nabycia tj. 14,5k bodaj teraz (inflacja hula), to przy tych kompetencjach wcale nie wygórowana cena, a wręcz przeciwnie (niestety już 16k… wielkie dzięki Morawiecki, dzięki Glapa, dzięki debile)
- wzorowa współpraca z Roon, najlepszy wg. mnie obecnie RAAT player na rynku, idealny Roon Ready end-point 

Minusy:
- prymat designu nad ergonomią
- bardzo mały displej
- bardzo niewygodne dotykowe przyciski na froncie 
- zaledwie poprawny pilot RC (brakuje szybkiego dostępu do funkcji, brakuje precyzji, trzeba celować)
- brak AES/EBU (dla niektórych istotne)
- brak WiFi (dla mnie bez znaczenia, ale dla kogoś wręcz odwrotnie – nie ma, tylko kabel)

Podziękowania dla dystrybutora marki

za użyczenie sprzętu do testów

Autor: Antoni Woźniak 

O NuPrime plus galeria, w tym kod, ustawienia poniżej…

» Czytaj dalej

AOSHIDA & Dilvpoetry DT-1 na bańkach DAC przetestowany

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_8648

Czas na drugi z klamotów, który dojechał ostatnio z fabryki świata: DT-1. Pod tym niepozornym oznaczeniem kryje się lampiszonowa konstrukcja powstała w intrygującej kooperacji. AOSHIDA to jeden z większych globalnych dystrybutorów chińskiego HiFi, natomiast Dilvpoetry to producent tanich, często wyposażonych w bufory lampowe, klamotów w bardzo kompaktowej formie. Co ciekawe, specjalizują się tam niekoniecznie w cyfrze, a – co niezbyt często dzisiaj spotykane – na analogowych komponentach. Ten DT-1 to najwyższy w ofercie przetwornik cyfrowo-analogowy, właściwie mimo nazwy to bardziej DAC/hp amp, bo mamy tutaj bardzo solidną sekcję napędzającą nauszniki. Do tego, też nie tylko DAC, ale cyfrowa integra z linkiem bezdrutowym… nie zapomniano o BT, które w tytułowym oparto na topowej kości, obsługującej wszelkie najnowsze kodeki „hi-res” w sio zębnym. Macie zatem i aptX HD, jak również LDAC-a macie, a jak ktoś jest jabłczany to nie zapomniano na szczęście o AAC (które w BT nie wadzi, ale co robi w AirPlay 2, bez żadnej kontroli ze strony usera, naprawdę trudno dociec i nie jest to nic fajnego, a wręcz przeciwnie). Małe to, z dedykowanym pilotem to, z malutkim ekranikiem (wszystko co trzeba pokazuje, można wygasić, z kanapy poziomu nieczytelne). Oczywiście to, co przykuwa uwagę to… wyoblona obudowa z ciekawie zaprojektowanym wykończeniem, wzornictwem ala nutki na pięciolinii (wyróżnia się) oraz – no a jak! – lampki dwie. I choć opis nieco nam gmatwa sprawę, bo raz jest dekoder C/A z 6N3 (znaczy bufor w torze cyfrowo-analogowym zastosowany), a raz jest amplifajer z lampami (że niby te lampy napędzają nam słuchawki) to śpieszę wyjaśnić i przypomnieć (było już w pre-recenzji), że te lampy z ESS9038Q2M, mobilną wersją topowego Sabre, współdziałają i mogą być załączone, jak i wyłączone, wedle gustu, a z amplifikacją nie mają bezpośrednio żadnego związku, bo tam podwójny TPA6120A siedzi przed jackami (6,3 i 4,4 – mamy zatem balans!). Sekcja wzmacniająca dla słuchawek jest w ogóle niczego sobie (w sensie mocy & dynamiki), a dodatkowo sekcja ta czerpie korzyści z tego bańkowego smaczenia (się wie!),  także sporo tu zabawy i sporo możliwości kształtowania brzmienia. No właśnie, sporo, bo set lampowy da się w bardzo prosty sposób apgrejtować, do czego zachęca sam producent i co na potrzeby recenzji zresztą uskuteczniłem.


:)

Jak widzicie ciekawa rzecz, mocno niebanalna, z widokami na zabawę w podmienianie wsadu lampowego, czytaj modelowanie brzmienia. Do tego bardzo przemyślana konstrukcja, z możliwością wyprowadzenia sygnału dalej (proste pre), tylko na wyjściach RCA, albo równocześnie z jackami, jak wspomniałem z buforem, albo bez. Bardzo korzystnie na papierze wygląda tutaj napęd, bo obiecują na pentaconie aż 2W na kanał (!). Na dużym, niesymetrycznym, jacku jest to nadal bardzo przyzwoite 0,5W – innymi słowy z podawaną w instrukcji charakterystyką czułości od 16Ω aż do 600Ω można będzie tutaj zapodać dowolne słuchawki, przy czym przede wszystkim podpiąć sobie coś bardzo wymagającego i to coś powinno w takich okolicznościach zagrać na maksimum swoich możliwości. Czy faktycznie, to się zaraz poniżej okaże :-) Wreszcie na koniec jeszcze jeden mocny i wyróżniający tego klamota element, czyli CSR8675. Pisałem przed chwilą o BT, zazwyczaj spotykamy na PCB któryś z najnowszych układów Qualcomma, nie inaczej jest w tym wypadku, ale jednak… tej kości w stacjonarnym audio się nie stosuje (bo to układ pod telefony i słuchawki „ze wszystkim”, na bogato). Producent zdecydował się na taką właśnie, topową i przynajmniej parametrami jeszcze lepszą od najnowszych i najmocniejszych układów spotykanych w audio sprzęcie kość, obsługującą bardzo rzadko spotykany kodek apt-X Low Latency. Podsumowując, jest tutaj w tym małym klamocie sporo ciekawych rzeczy, oryginalnych rozwiązań, których w takim miksie gdzie indziej nie uświadczymy. I choć forma wskazuje na biurkowo-gabinetowe zastosowania, to jak widać z powyższego, można sobie tego malucha wyobrazić spokojnie jako całościowo spinające rozwiązanie we wspomnianej sypialni, albo – drugi system – w salonowym AV, gdzie będzie spaczył ze źródeł typowych dla tego typu miejsca (SPDIF w komplecie), albo też komputerowo-mobilnych (BT i USB). Do wyboru, do koloru z kolorowaniem, bo bańki. Fajnie, ale jak to wypada w praktyce?

No popatrzmy…
» Czytaj dalej

Pierwszy taki MQA DAC: DO200 od S.M.S.L TEST

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_8694

Czas coś więcej napisać. Testował się przez ostatnie dwa tygodnie bardzo intensywnie, tytułowy DO200 SMSLa się testował. Uwaga MQA luby… nie ma lepszego źródła obecnie, które obsługiwałoby origami. Po pierwsze dekoduje ZAWSZE niezawodnie (ani razu nie przyłapałem na problemach z odpakowaniem, pełen proces zawsze, pewnie), po drugie można spokojnie korzystać ze wszystkich głównych, że tak powiem, i/o aby móc sobie te origami zdekodować. Po trzecie uzupełnienie tego klamota o napęd dla fizycznego nośnika (MQA CD) to kompaktowa propozycja rozbudowy systemu o odtwarzanie płyt CD (dla mnie sens egzystencji nośnika fizycznego z materiałem MQA jest totalnie niezrozumiały, ale co ja tam wiem). Wraz z BT 5.0 (najlepsza jakość via BT) stanowi to całościowe rozwiązanie dla kogoś, kto nie chce mnożyć bytów, a słucha i tak głównie za pośrednictwem streamera / komputera jako głównego transportu cyfrowego. DAC w ogóle się nie grzeje, natychmiast się inicjuje, a kwestia możliwego upgrade oprogramowania (nadal rzadkość w przypadku przetworników) daje nadzieje użytkownikowi, że będzie „na czasie”. To już na wstępie sporo i bardzo konkretne, bardzo dobre wiadomości, a przecież dopiero zaczynamy.


Przyleciało dosłownie niecałe dwa tygodnie temu, w sprzedaży dopiero od paru dni

Zacytujmy się zatem: „Kolejny DAC? Ktoś powie: meh, ile tego ostatnio, co w tym interesującego? Otóż, moi drodzy, całkiem sporo, bo rzecz jest niebanalna z paru powodów i warto się nad tą nowością pochylić. Po pierwsze to zdaje się póki co jedyna taka, znaczy premierowa konstrukcja oparta na dwóch najnowszych kościach ze stajni ESS. To potężne (o czym zaraz) procesory dźwiękowe, nie tylko układy konwertujące sygnał cyfrowy do postaci analogowej, wyposażone w bardzo rozbudowane (jak wspomniałem, za moment napiszę o tym więcej) DSP (układ wspomagająco-zawiadujący to dobrze nam znana kość ARM Altera MAX, tu w nowej wersji „2″, zamontowana na płytce… zresztą widać tam jeszcze jeden tajemniczy koprocesor ARM na PCB). Już nie tylko filtry, ale także różne tryby pracy z tworzeniem określonego efektu (żar lampy, szkiełko i oko itd) uskutecznianego w czasie rzeczywistym, do wyboru w menusach. I jest tego naprawdę sporo i jest to naprawdę coś, co zmienia (w odróżnieniu od przebiegu sygnału, prostych filtrów cyfrowych) brzmienie całego toru, nie subtelnie, a konkretnie. Coś zaimplementowanego na poziomie konwertującego krzemu i wspierającego krzemu (wyżej wymieniony proc ARM)znaczy tytułowych dwóch ESS9068AS, każdej jednej pracującej osobno na kanał. Będzie o tym sporo w recenzji, bo to nowe podejście, nowe w tym sensie, że do tej pory DAC po prostu konwertował (ewentualnie w niewielkim stopniu mógł kształtować w zależności od wybranego filtra brzmienie), a za zabawę w DSP odpowiadał zewnętrzny software, zazwyczaj komputer, PC, dużo rzadziej jakiś wyspecjalizowany procesor dźwiękowy. Tu jest – jak widzicie – inaczej. Aha i jeszcze jedno (a nawet nie jedno ;-) ) – to bardzo kompaktowa konstrukcja (dużo mniejsza od innych innych, opartych na podwójnych kościach C/A, klamotach), znaczy wymagania termiczne (nowy proces / wymiar technologiczny odnośnie zastosowanego krzemu) niższe, wzrost mocy obliczeniowej wyraźny, dwie nowe 9068 w sprzęcie kosztującym… ~500€ (!) I już samo to byłoby dobrym powodem, by bliżej się z tą nowością zapoznać, a to dopiero wstęp do innych rzeczy, które lądują w audio klamotach po raz pierwszy (a całościowo w jednym produkcie, bo takiego combo jeszcze nie mieliśmy).”


Premierowo… SMSL DO200

No i faktycznie ten sprzęt wyznacza nowy standard, bo jest kompaktowym, wyposażonym w wewnętrzną sekcję zasilania, wyposażonym w dwie kości (nie mobilne!) przetwornikiem pod kurek nafaszerowany nowymi funkcjami, możliwościami, a do tego (co nadal stanowi rzadkość) gotowy na aktualizacje. DAC, niby tylko DAC, a jednak coś wyznaczającego, mam nadzieję, nowy standard. Bo kto chce wymieniać skrzynkę co chwila, bo mu czegoś nie obsługuje, albo nie działa dokładnie tak, jakbyśmy sobie tego życzyli? Tu jest klamot gotowy przyjąć nowe linijki kodu i biorąc pod uwagę, że to z Państwa Środka, to można też przyjąć niemal za pewnik, że nie skończy się na firmware v 1.0. Co więcej ten niewielki przetwornik w odróżnieniu od wielu pobratymców poprzednich generacji podczas pracy pozostaje zimny, nic tu się nie grzeje, termicznie jak wspomniałem jest progres i to znaczący – nowa generacja, nowe możliwości. Dla audiofilów to może nie jest zaleta, bo lubią duże, ale dla wielu którzy niekoniecznie chcą stawiać pełnowymiarowe klocki, niekoniecznie chcą płacić i płakać (prąd drożeje nam z miesiąca na miesiąc) taka miniaturyzacja, ergonomia energetyczna to niewątpliwe plusy.

Popatrzmy co ten klamot potrafi, czym mnie zaskoczył (a zaskoczył vide DSP):

» Czytaj dalej

Jedna skrzynka i już? Rose RS201E …idzie nowe

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_8039

Idzie nowe i nawet nazwy nie ma. Bo jak nazwać to nowe audio, jak integruje nam nie tylko WSZYSTKIE dzisiejsze źródła materiału (znaczy odtwarzacz, czy może transport, bo przecież to wszystko w ramach jednego się dzieje, a komputer wszystkim zawiaduje), jest oczywiście pre, jest jak tutaj oczywiście ampem, ma własny system operacyjny i własny interfejs pozwalający na obsługę bez tego, co stało się „niezbędnikiem” w audio tj. komputera, smartfona czy czego tam jeszcze strumieniującego, sterującego… to może powrót do wreszcie purystycznego, osobnego, nie wymagającego tych, przez wielu niechcianych urządzeń ze świata elektroniki użytkowej, sprzętu grającego, zaprojektowanego, przemyślanego i oferującego (więcej), dla melomana czy audiofila. W końcu ten Rose RS201E to klamot stworzony pod określone potrzeby, dla kogoś kto chce słuchać w możliwie najlepszej jakości, jednocześnie korzystać z wszelkich dobrodziejstw dzisiejszych technologii. Wreszcie?

Stworzenie czegoś, co wychodzi naprzeciw teraźniejszości, a jednocześnie bez kompromisów, bez odpuszczania tego, co stanowi dla zainteresowanego hajfajowym/hajendowym setupem rzeczy niezbędne, wymagane, bez których nie wyobraża sobie ekhmmm słuchania muzyki. Popatrzmy co Koreańczycy tu zaaplikowali, chcąc w ramach miksu, stworzyć klamot audio ultranowoczesny, bardzo dzisiejszo-jutrzejszy, dysponujący ogromnymi możliwościami, ogarnianymi za pośrednictwem prostego, intuicyjnego, dopasowanego do dzisiejszych wymagań (dotyk) i przyzwyczajeń (obraz, duży ekran na froncie, dominujący, cały przód to interfejs) oraz okoliczności (jak komputerowe, skomplikowane, przeformować w proste, łatwe, przyjemne w użytkowaniu, dodatkowo możliwe do akceptu przez osoby atechniczne itd itp). Było i jest sporo podejść do tematu. Szczerze? Większość daleka do optimum, najczęściej jest tak, że duże możliwości = trudna, skomplikowana obsługa i „wiedza tajemna” z zakresu IT, a jak są rzeczy łatwiejsze do zaadaptowania to wiele dziór (sporo braków funkcjonalnych, kiepskie wsparcie, interfejsy dalekie od ergonomii itd). Rose umie.


Mhm, wolę kręcić gałą, ale ta wajcha sprawdza się tutaj. Także jako potencjometr (pre) Rose daje radę

Zrobiło coś, co łączy i w bardzo atrakcyjnej formie daje użytkownikowi pakiet rozwiązań z zakresu PC Audio (cholerne komputery! ;-) ) w wersji strawnej, strzelam, dla każdego. Nawet tradycjonalisty, nawet reagującego alergicznie na komputerowe audio… bo jest dopracowany interfejs dotykowy z obsługą dopasowaną do preferencji (od frontu klamota, przez pilota, zdalny dostęp ze smartfona), potrzeb… tu można skrzynkę użytkować jako tradycyjny łącznik wszystkiego, ze wszystkim, znaczy źródeł tradycyjnych, kolumn czy słuchawek, nie zwracając uwagi na inne możliwości i da się to zrobić tradycyjnie, albo zanurzyć się w świecie strumieni audio, ogromnych zasobów sieciowych, „ogarnianych” przez napisany „od nowa” kod, którego fundamentem był Android. Robota w leciwej już wersji 7.0, co wszakże tutaj kompletnie nie robi, bo oni sami to aktualizują, rozbudowują, także ten element zrywa z tymczasowością czegoś, co tylko w niewielki sposób dopasowano do hardware, software stanowiącego wydmuszkę, fatalnie wpływającego na całościową ocenę użytkownika, nawet jeżeli klamot brzmi satysfakcjonująco.

Rose zrobił to jak należy. Ten OS jest „it just work”, jest aktualny, znaczy aktualnie wspierany w sposób ciągły, kompleksowy, a nie – jak to niestety często bywa – wersja 1.0 i potem może drobiazg i szlus. To podstawowa sprawa i nawet jak coś wygląda na dopracowane, to z doświadczenia, wymaga ciągłych poprawek, usprawnień. Atrakcyjna forma, dopracowany UI/UX to tylko część, ważna część, ale jedna z tego, co nazywam synergią pozytywnego doświadczenia – w dobie skomplikowanych, rozbudowanych, osieciowanych produktów elektronicznych rzecz wielce pożądana, bardzo często nieistniejąca, daleka od optimum (jak coś totalnie leży, bywa że sami się samooszukujemy, wmawiając sobie, że „no ale przecież, jednak…”). Kupując sprzęt za kilka, kilkanaście tysięcy wszystko powinno być na poziomie co najmniej dobrym, albo inaczej, nic nie może być poniżej standardu: działa (bez zarzutu), wspiera (reaguje, poprawia, aktualizuje), pozwala na bezproblemową obsługę (każde odstępstwo jest, przy braku reakcji, NIEAKCEPTOWALNE).

Piękna forma, niekoniecznie te stopy co widać :P Alu, dominujący 8’8″ LCD multidotykowy, tyle…

Widzicie ocb? Biega właśnie o to, że nie wystarczy stworzyć jednego elementu tip top, albo stworzyć czegoś, co tylko w jednym (a każdy jest ważny!) zakresie odstaje. Wymagajmy. Wydajemy niemałe pieniądze i naprawdę ten, kto zarabia, jest zobligowany – szczególnie dzisiaj – do posprzedażowego, wysokiego standardu wsparcia i obsługi. Bo dzisiaj sam hardware to jeden z wielu elementów, a czas użytkowania, czas „życia” produktu to rozwój, wysokie wymagania w zakresie kodu, obsługi, dostosowania do nowego. Opisywany sprzęt nie tylko realizuje powyższą ideę „po prostu działa” w sposób ponadstandardowy, ale dodatkowo, dzięki wsparciu rozbudowuje możliwości klamota, co oznacza ni mniej, ni więcej tylko kupuję coś, co się rozwija stale, płacę (sporo) za nowe możliwości, to o co producent zadba (bo i powinien) w całym cyklu życia / użytkowania. Tak, to komputery (tfu! ;-) ) właśnie, tak to działa(-ło) w IT i jak ktoś nie czuje, nie potrafi, to zwyczajnie nie powinien oferować (nabijać w butelkę) potencjalnym klientom czegoś, co nie spełnia wymogów.

A teraz, po tym przydługim wstępie, czas na konkrety. Znaczy all-in-one wyznaczający standard obsługi oraz wsparcia, coś, co uwidacznia co można zrobić, wykorzystując elementy „z półki” tj. Android, przy chęci, konsekwencji i umiejętnościach (soft – developerka) może być optymalnym „wsadem”, dać stabilny, bardzo atrakcyjny wizualnie, obsługowo bez zastrzeżeń audio OS – dzisiaj bez tego wsadu, w nowoczesnym audio, ani rusz!

» Czytaj dalej

Topping A90 idealne pre, nie tylko pod słuchawki

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_7154

Pre? A dlaczego nie amp? Przecież A90 to napęd dla nauszników, jak ktoś słusznie skoryguje. No tak, niby jest to sprzęt pod słuchawki, po pierwsze wzmacniacz z całą baterią wyjść słuchawkowych, świetnymi na papierze (a czy w realu, to zaraz, poniżej będzie) parametrami… jakie więc pre i to jeszcze „nie tylko pod słuchawki”? Rozpatrywanie tego malucha (bo kompaktowe, bo raczej biurkowe, a nie na stolik audio w salonie) w kategoriach jeden co wszystko łączy wydaje się mocno kontrowersyjne, szczególnie gdy popatrzymy na metkę. Za tanio. Błąd. Ten sprzęt oczywiście może służyć do tego, do czego przede wszystkim został stworzony (nauszniki), ale równie dobrze można A90 widzieć w roli potencjometru dla (obu) torów, czy precyzyjniej, czegoś co łączy w jednej skrzynce stacjonarny tor z kolumnami wraz z napędem słuchawkowym. Mniej, razem, nawet mimo – jak na pre – niewielkiej liczby I/O, bo maluch ma po parze SE/XLR i jak ktoś tak to sobie wykombinuje (niżej podpisany) to może zachodzić konieczność zastosowania akcesoriów. Jeden taki miś, wróć – nawet dwa takie misie – tj. Little Bear, będzie / będą opisany(e) poniżej… świetna rzecz btw, zerowy wpływ na sygnał, dodatkowe I/O i to w takiej konfiguracji, że naprawdę w 99% wystarczy.

Faktycznie ultra

Klamot został przetestowany szczególarsko i porównawczo. Szczególarsko, bo przewinął się tabun przeróżnych nauszników, od takich prostych do napędzenia, po takie stanowiące wyzwanie, słuchawek mocno wybrednych (np K701), IEMów… przeegzaminowałem tak szeroko, bo raz, że pozwala to na miarodajną ocenę potencjału, dwa często wychodzą kwiatki i dobrze o nich napisać, przestrzec potencjalnego nabywcę. Jednak nie zatrzymałem się na tym, tylko sprawdziłem A90 na dwóch torach stacjonarnych, z lampą i tranzystorem (końcówki) i mogę już na wstępie powiedzieć jedno: ten klamot oferuje nieprawdopodobnie neutralne, przezroczyste dla sygnału medium, z bardzo precyzyjnie reagującym potencjometrem, działającym w domenie analogowej (a nie jak teraz w modzie, cyfrowej). Także mamy tu kawałek tradycyjnego, wręcz konserwatywnego, podejścia do tematu. I dobrze. Rzecz jasna kwestią otwartą i bardziej sprawą preferencji (według mnie), a nie SQ, jakościowego progresu (choć tak się utarło) jest wybór – integra albo osobno. Obecnie, gdy klasa A/AB powoli, ale nieubłaganie przechodzi do historii, gdy efektywność energetyczna, integracja (mhm) wszystkiego jak leci w ramach jednego (all-in-one) to pomysł na dzisiejsze i jutrzejsze audio mówimy o coraz częściej wyborze podyktowanym starymi, nieaktualnymi dogmatami. Nowoczesne końcówki mocy, mieszczące się w malutkiej obudowie, bez ograniczeń termicznych, skalowalne wypierają i wypierać będą. Ok, tutaj jednak idziemy po staremu, zgodnie z dewizą, że jak osobno to bardziej, mocniej, szybciej, lepiej ;-) . Według mnie to się mocno już zdezaktualizowało, jednakże dzielony system daje – co logiczne – większe możliwości manewru i dopasowania całości do swoich potrzeb. Stąd A90 w podwójnej roli, wręcz na równo jako amp (słuchowy) i jako pre (kolumny)… ano tak to sobie wykombinowałem.

» Czytaj dalej

Dynamiczne wbrew fizyce? Zamknięta rewelacja HiFiMAN HE-R10D

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_7709-kopia

Popatrzyłem na cenówkę i od razu zwątpiłem. Dobra, rozumiem, że te słuchawki mają szlachetne drewienko na sobie (wielka, drewniana komora – może w tym właśnie, głównie, tkwi sekret tych nausznic?), ale formą wyraźnie nawiązują do najtańszych w ofercie HE-4xx. Tak, dostajecie tutaj kuferek, dostajecie świetne okablowanie (sztuk trzy, znaczy komplet: XLR, 6.3 i 3.5), to wszystko prawda… ale 6 tysięcy za DYNAMICZNE słuchawki? Sześć koła za coś, w czym producent – specjalista od planarów – nigdy specjalnie się nie uskuteczniał. Pisałem w zajawce o HE-300 (dawno, dawno temu), fajnych, budżetówkach, ale to było tylko raz. Zapomniało mi się, że próbowali jeszcze w po prostu tanie, masowe, nauszne (to te z wymiennymi wkładkami czyt. zamknięto/otwarte serii Edition), ale to też było na marginesie i zdaje się wielkiego sukcesu nie odniosło. Także WTF?

Co więcej, jak zobaczyłem co jest na pierwszym miejscu wśród flagowców to o mało nie spadłem z fotela… planarna wersja R10P za – uwaga – 5500 USD. Może szlachetniejsze jeszcze drewienko, nie wątpię że najlepsze przetworniki otrodynamiczne, ale forma dokładnie jotka, w jotkę jak bohaterowie niniejszego wpisu. WTF do kwadratu? Dobra, myślę sobie, tu musi być jakiś haczyk, tylko w drugą stronę. No jeżeli producent chce ponad 1200 papiera (u nas jw. 6k pln) za dynamiczne słuchawki oraz strzelam jakieś 25 tysięcy, a może nawet 30 tysięcy (!!!) za wersję planarną zamkniętych nausznic to musi coś się za tym kryć. Znaczy musi się kryć jakieś nieprawdopodobnie dobre, naprawdę odkrywczo lepsze brzmienie jakie serwują te cholernie kosztowne nowości. No bo jakżeby inaczej uzasadnić te cenówki i w ogóle takie, a nie inne miejsce w ofercie. HiFiMAN już wcześniej próbował swoich sił w zamkniętych konstrukcjach planarnych, przy czym nigdy nie były to rzeczy odkrywcze, przełomowe, produkty które zapisałby się w annałach. I żeby było jasne, uważam że poziom ergonomii, wygody osiągnięty w nowych HE-4xx jest znakomity i właściwie za te sporo mniej niż dwa Sobieskie optymalno-wystarczający, to jednak mówimy o słuchawkach wielokrotnie droższych, a formą oraz w ogóle pałąkiem / mechanizmem regulacji tożsamych z budżetówką. Odważnie! A może niepoważnie?

Zaraz będzie szukanie szczęki pod biurkiem

R10 kojarzy się słuchawkomaniakom jednoznacznie – święta trójca, znaczy AKG K1000, Sennki Orfeusze (1) oraz R10 Sony-ego właśnie. Absolutny top, topów wszechczasów, rzeczy być może cześciowo tu i tam zdetronizowane kompetencjami, ale nadal zapisane złotymi zgłoskami w pamięci audio-freaków. Poziom słuchawkowego absolutu. Czy HiFiMAN postanowił właśnie, nawiązując w oznaczeniu rynkowym produktu, dać nam do zrozumienia, że oto nadchodzi coś wyjątkowego, wybitnego, o czym będą mówić nasze latorośle, wnuki? Stąd ten poziom wysoki na metce? Takie buty? Nie wiem rzecz jasna co przyświecało działowi marketingowemu firmy, ale po zapoznaniu się z dynamiczno-zamkniętą konstrukcją mogę co nieco powiedzieć jaki pomysł miał R&D HiFiMANa, co zrobiły zdolne inżyniery, bo jest to coś z pogranicza omijania zasad fizyki, przekraczania barier, wyznaczania nowej granicy. I nie piszę tego na wyrost, bo słyszałem i K1000 i nowe skrzydełka na uszach i w ogóle najdroższe, w teorii najlepsze, słuchawki świata (oba tory z Orfeuszami, przy czym stary podobał się bardziej od nowego). Nie, żebym był alfą/omegą i wszystkie rozumy pozjadał. Jestem skażony swoim subiektywnym osądem, gustem, takim a nie innym wyborem cech, które przemawiają do mnie naj, także na pewno tylko jednym z wielu. Mam jednak jakieś doświadczenie i mogę się odnieść. No i się odnoszę.


Ogólnie nie mam zastrzeżeń, to dobra, wygodna konstrukcja, tylko ta metka

Te słuchawki w paru aspektach są nieprawdopodobnie bardziej od tego, co słuchałem do tej pory. Tak, pewnie chodzi o komorę w połączeniu z dopasowanym do charakterystyki „pomieszczenia” przetwornikiem. To jest układ, gdzie wcześniej muszla po prostu stanowiła ograniczenie, a tutaj jest inaczej. Nie, nie jest to odkrywcze, w tym sensie, że już wcześniej pojawiały się na rynku grające na głowie głośniki (wspomniane powyżej), ani że nie próbowano z różnymi formami zamknięcia różnorodnych przetworników akustycznych drzewiej… ale tym razem wyszło coś, na co powinni zwrócić uwagę wszyscy. Coś oryginalnego i – moim zdaniem – przełamującego pewne ograniczenia, bariery. Takie, wiecie, sztampowe (przy naj, naj słuchawkach) określenie: „słucham tego, jakbym siedział przed kolumnami” nabiera, w przypadku tych słuchawek, zupełnie nowego znaczenia. I nie jest na wyrost. W paru aspektach nie jest. 

Zaintrygowani? No to tradycyjnie zapraszam na recenzję po bandzie, czy może po pałąku ;-) …no mniejsza, na test HiFiMAN HE-R10D!

PS. Od razu, jeszcze we wstępniaku. Za 3 tysiące bez kufra, nawet z jednym, a nie trzema kablami i bierę… za 6 nie bierę. Jak widzicie recenzje na HDO to nie jest marketingowo-sprzedażowa laurka i ludzie odpowiedzialni za wspomniane pewnie nie są naszymi fanami. Trudno.

PPS. W zajawce widać jakie to giganty :P

» Czytaj dalej