LogowanieZarejestruj się
News

Chiny atakują, żadnego respektu nie czują #1 SMSL Idea, Topping…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_2880 2

Dzisiaj wielka paczka zapowiedzi. Zaczynamy od chińskich przetworników, jakie ostatnio w dużej liczbie i różnorodności zalewają alliexpress. W redakcji jest już SMSL Idea, najmniejszy, najlżejszy, najmobilniejszy USB DAC/AMP, który jako pierwszy zagroził (konkuruje jak równy z równym) pozycji hiFace DACa (m2tech). Pomarańczowy jest znakomicie brzmiącym audio donglem, jedną z najlepszych tego typu konstrukcji na rynku. Teraz ma konkurenta, który zaskakuje świetną dynamiką, wybitną rozdzielnością oraz głębią przekazu. To naprawdę robi wrażenie, szczególnie, że w malutkiej obudowie zamknięto mocarny układ dwóch, wykorzystywanych „w dużym” audio i to takim z wyższej półki audio, kości odpowiedzialnych za przyjmowanie i przetwarzanie sygnału: kości ESS 9018Q2C oraz XMOSa serii 200 (XU208). Wyobraźcie sobie małego grzdyla o wymiarach 60x16x6mm (sic!), wadze niecałe 10g. zdolnego do obsługi sygnału o parametrach 32/768KHz i DSD512. Mamy zatem nano daka, małego pena zdolnego do obsługi hi-resów 24, 32 bitowych oraz wszelkich, dostępnych materiałów 1 bitowych, w tym ich konwersji w locie do poziomu DSD512 (z PCM), natywnie. W takiej jw. formie. Niebywałe! Jak dodamy do tego regulację fizyczną poziomu, bardzo prawidłowo zrealizowane zasilanie w oparciu o niskoszumowe LDO (niski pobór energii w połączeniu z czarnym jak bezksiężycowa noc tłem – żadnych zakłóceń, żadnych interferencji… to zresztą zasługa nie tylko aplikacji zasilania, ale także niskiego poziomu szumu oraz bardzo niskich opóźnień, jittera, dzięki precyzyjnemu zegarowi (PLL od Silicon Labs)).

   

 

Innymi słowy mamy tutaj coś, czego nie powstydziłaby się konstrukcja stacjonarna, a najmniej biurkowa (btw czekamy na pro-jectowego mini boksa z dwoma układami nowszej generacji 9038Q2M, który mam nadzieję że niebawem trafi wraz z boksowym streamerem do redakcji… będzie test systemu o dość unikalnych cechach tj. filtracja sygnału USB). SMSL Idea doskonale wpisuje się w mobilne, będzie świetnym partnerem dla handheldów, a dzięki odpowiedniemu oprogramowaniu odtwarzającemu (Roon, Vox, HF Player by Onkyo…) w przypadku jabłczanej elektroniki zdolnym do obsługi maksymalnych, wzmiankowanych powyżej, parametrów dźwięku. W takim Roonie, każdy iPad przykładowo może być wyczynowym transportem audio, z podpiętym, tytułowym dakiem, pozwalając w dowolnym miejscu stworzyć strefę z dźwiękiem wysokiej próby. I to wszystko w tak zminiaturyzowanej formie. Od razu nadmienię, że nawet z wymagającymi słuchawkami ten maluch radzi sobie nad wyraz dobrze, pozwala napędzać stacjonarne nauszniki, nawet tak trudne jak HD650! Testuję na iPadzie Pro 10.5 z Roonem i to naprawdę daje radę i to jak daje. Wygodniejsze od laptopa, taki audio pen w ogóle nie przeszkadza (via CKK, niestety nie dają kabla lightningowego, wielka szkoda, choć użytkownicy nowych Pro, nowych makówek (współczuję skądinąd), będą mogli via USB-C. Dowolne słuchawki (wspomniane Senki, Audeze, HiFiMANy, szczególnie HE400/Sundara) i jest grane. A jak sobie to skojarzymy stacjonarnie (bo czemu nie?) z jakimiś np. aktywnymi monitorami bliskiego pola? Mamy wtedy minimalistyczny, wygodny, biurkowy zestaw audio oparty na tablecie (z wygodnym, dotykowym UI), każdym możliwym streamem, protokołem transmisji, grający dowolny materiał. I to wszystko, że nie widać, elegancko, bez zbędnych elementów. Jak jeszcze dodamy do tego – bardzo istotne – uproszczenie toru, jego w dużej mierze uodpornienie na wpływ zasilania ze ściany (baterie), to przyznacie, że robi się ciekawie, a patrząc przez pryzmat nakładów, jeszcze ciekawiej…

Pod Roonem

Wyczynowy materiał i wyczynowe granie. Ten maluch gra to bez żadnych problemów, kompleksów, może za wyjątkiem braku native, ale to leci przez Core Audio (makówka) także nie dziwota. 

Z takiego małego czegoś

Przebosko @ LCD3, przy czym w torze gra tu WA8 Eclipse, jako preamp (liniowo połączony z Idea)

Pod Audirvaną

Wiecie, to dopiero początek. W najbliższych planach będzie tego na kopy. Trafią do nas tej samej firmy (SMSL), designerskie daki M100 oraz M300*, oparte nie na kościach ESS a AKM (drugi, na topowej AK4497, SE/balans), jak również elektronika Topping-a. W przypadku tego ostatniego – nie da się kupić taniej dac/ampów opartych na flagowych kościach C/A i to w układzie jedna kość na kanał. Tak, Topping to przetworniki z dwoma, osobno na kanał, przetwornikami z topowych serii z katalogów ESS/AKM. Przetestujemy dwie najmocarniejsze konstrukcje tj. D50 i D70. Obie konstrukcje mają ambicję zajęcia miejsca głównego, cyfrowego huba w salonie, w najważniejszym systemie audio w domu. D50 to mały DAC SE, zaś D70 to już konstrukcja będąca jednocześnie mocarnym pre z AES/EBU oraz balansem. Oczekiwania wobec nich spore, podobnie jak w przypadku całej tej, chińskiej elektroniki, ceny bardzo, bardzo zachęcające. W końcu poziom 2k za sprzęt, który dysponuje podwójnym układem AK4497 (najlepsza kość, autorska technologia przetwarzania Velvet Sound) to naprawdę nie w kij dmuchał. A za nieco ponad 1k można mieć D50 z dwoma mobilnymi ESS9038 (czyli o jakieś 400 mniej niż u wspomnianego Pro-Jecta). Wielu mówi o dumpingu, o psuciu rynku, ja mówię o zdrowej konkurencji. Akurat wspomniany Pro-Ject ma coś ekstra do zaoferowania, coś co uzasadnia wyższą cenę (cały system, współpraca ze streamerem, wspomniana filtracja USB, możliwość rozbudowy w ramach linii produktowej etc). Także tylko się cieszyć, że mamy szeroki wybór i jeszcze nigdy tak dużo sprzętu o doskonałych parametrach, zaawansowanej konstrukcji, opartych na najlepszych układach dostępnych na rynku nie było oferowanych globalnie, dostępnych dla każdego zainteresowanego.

 

 

Aha, i jeszcze jedno. Na tapecie jest też bardzo, bardzo nietypowy (lubimy takie) też ultrakompaktowy, tyle że nie na ESS a na AKM oparty USB DAC/AMP od iBasso. Chińczycy zrobili coś jedynego w swoim rodzaju, zbalanowany (via 2,5mm jack) przetwornik/wzmacniacz wyposażony w złącze USB-C (jedna z nielicznych, jedna z pierwszych konstrukcji audio pendrive’ów wyposażona w ten nowy standard złącza) a oparty na flagowej kości AK4497. Mowa o iBasso DC01. Kosztuje gorsze, a integruje rzeczy w tym segmencie niespotykane. To zamiast gównianych adapterów audio, dodawanych do najnowszych telefonów pozbawionych złącza jack. Pisałem, że Chiny atakują? Pisałem. Pisałem, że żadnego respektu nie czują? Ano żadnego nie czują. Patrząc na ofertę zachodnich producentów (tak piję do najnowszego Cobalta Audioquesta) jakoś tak mizernie to wygląda. Jak zgłębimy temat pomiarów (AudioScienceReview) to w ogóle robi się ciekawie. Pamiętajmy, pomiary ważna rzecz, ale nasze uszy to rzecz najważniejsza. Wskazówka? Jak najbardziej. Wyrocznia? Absolutnie nie. Tego się trzymamy/-ajmy.

* a to nie jest ich ostatnie słowo, bo M500 w planach, oparty na ESS9038PRO oraz bezkompromisowe (spec), zahaczające o high-endy: strumieniowice DP5 (też ESS9038Pro) oraz następca (?) flagowego D1 oparty na układzie 4xPCM1704 D2. Grubo.

Pierwszy mobilny DAC z USB-C… jeszcze nie do kupienia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-12-08 o 12.05.50

Nowy standard. USB-C. Uniwersalny. Taki był pomysł, a wyszło jak zwykle: kable ładują, ale nie przesyłają danych, w ramach specyfikacji możemy znaleźć obsługę wielu technologii ….opcjonalnie, nie ma ujednoliconych parametrów wydajnościowych dla złącza itd. itp. Można powiedzieć, że to problemy wieku dziecięcego. Ano można, tyle że trwa to już kolejny rok od chwili debiutu i ogólnie panuje niezły bałagan, chaos. Dodajmy do tego opornie idącą implementację w elektronice konsumenckiej, gdzie nadal króluje microUSB, powolny proces wdrażania interfejsu w handheldach i mamy nieciekawy obraz sytuacji. A przecież miało być tak pięknie, jedne port co wszystko łączy i ze wszystkim co popadnie jest kompatybilny. Pewnie tak będzie, ale póki co nie jest. Fatalnie wygląda to w działce, która jest w centrum naszych zainteresowań. Obecnie nie kupicie żadnego konsumenckiego komponentu audio wyposażonego w takie złącze. I nie mam tu na myśli A1 od B&O, gdzie port służy tylko i wyłączenie do podładowywania głośnika, czy paru modeli bezprzewodowych słuchawek, gdzie w końcu wprowadzono ten typ złącza (P7 od B&W ostatnio), chodzi mi o komponent audio, który wykorzystuje to złącze do transmisji dźwięku.

Może jednak wreszcie coś się w tej kwestii zmieni. Wczoraj Qualcomm (tak, to ten wielki producent układów SoC oraz sieciowych jakie wykorzystują producenci elektroniki mobilnej) zaprezentował PIERWSZEGO DACa na tym złączu (są pierwsze profesjonalne interfejsy wyposażone w to gniazdko z interfejsem Thunderbolt 3 btw). Nietypowego, co prawda, choć w sumie forma nie dziwi, zważywszy że mówimy o firmie, która przede wszystkim działa w segmencie dostawcy komponentów do smartfonów i tabletów. To przetwornik wpinany w okablowanie z jednej strony zakończone złączem USB-C, z drugiej ze standardowym złączem jack. Rzecz zintegrowana ze sterowaniem oraz wzmacniaczem w formie klasycznego pilota dyndającego na okablowaniu wpiętym do smartfona.

Nazwali to Aqstic HiFi DAC AQT1000 i patrząc na opublikowane parametry tego malucha, faktycznie może i HiFi, bo obsługa 24, a nawet 32 bitów w standardzie (częstotliwość próbkowania do 384KHz), bo THD na poziomie 105dB, a DR to aż 128dB, bo wreszcie natywna obsługa 1 bitowego dźwięku DSD. Firma podkreśla, że ten DAC w bardzo niewielkim zakresie odpowiada za drenaż energii z źródła/transportu tj. handhelda. Właśnie, odnośnie nazwy, to Aqstic Hi-Fi jest nowym działem Qualcomma odpowiedzialnym za rozwój układów oraz gotowych produktów z zakresu audio. Ma, w zmierzeniach producenta chipów, być standardotwórcą, ułatwiać zainteresowanym producentom sprzętu mobilnego wprowadzenie podobnych rozwiązań do swoich produktów. Brzmi sensownie – to właśnie na tym poziomie warto pokazywać możliwości, zachęcać do implementacji nowości, ułatwiając i zachęcając do wdrażania. Innymi słowy, na razie tego AQT1000 nie znajdziecie w pudełku najnowszego smartfona, ale jest szansa że niebawem się to zmieni. Akurat takie coś znacznie szybciej trafi do wyposażenia standardowego mobilnej elektroniki niż bezprzewodowe słuchawki, które są obecnie za drogie, aby je dodawać do kompletu.

Parametry niczego sobie, zakładana uniwersalność (USB-C), ciekawe opcje (UAC3.0), integracja klasycznych słuchawek z mobilną elektroniką pozbawioną analogowego interfejsu audio na odpowiednim poziomie jakościowym.
Jesteśmy na tak.

W przypadku takiego DACa jest to jak najbardziej wykonalne (to nie jest drogie akcesorium) i dopiero gdy producenci handheldów zdecydują się na to (a stanie się to zapewne bardzo szybko, bo na wyścigi rezygnują ze złącza analogowego audio-jack) to takie coś, być może, stanie się nieodzownym elementem wyposażenia (byłoby to znacznie bardziej uniwersalne, wygodne rozwiązanie, niż słuchawki ze zintegrowanym USB-C, dakiem wbudowanym na kablu). Sam smartfon, pozbawiony jacka, staje się obecnie transportem cyfrowym i poza zdobywającymi coraz większe udziały na rynku bezprzewodowymi słuchawkami, które jw trzeba dokupić, taki produkt będzie miał rację bytu. Zarówno w kontekście grania na klasycznych słuchawkach z przewodem analogowym, jak i podstawowego wyposażenia, umożliwiającego odtwarzanie dźwięku na dołączonych do kompletu „pchełkach”.

Ciekawe, kiedy to złącze zastosują producenci stacjonarnej elektroniki? Tutaj nie ma ciśnienia na miniaturyzację (w przypadku elektroniki mobilnej to oczywisty kierunek, szczególnie że microUSB jest rozwiązaniem nie tylko przestarzałym odnośnie specyfikacji, ale także mocno awaryjnym), właściwie jedynym mocnym argumentem byłoby wprowadzenie rozwiązań zgodnych z nowym UAC 3.0 (USB Audio 3.0). Szybszy transfer, możliwość wprowadzenia Thunderbolta 3, pewna standaryzacja okablowania… tak, to wszystko kiedyś może zachęcić do migracji, ale na razie standardowe USB-B (drukarkowe) lub płaskie USB-A trzyma się dzielnie i nie zanosi się, żeby coś w tej materii szybko się zmieniło. Nie zapominamy, że wcześniej trafił do wybranych produktów USB 3.0 pozwalające na wydajniejszą transmisję, na przesył dużo większej energii, zgodne elektrycznie ze starym standardem USB. Wielu producentów zdecydowało się zastosować to rozwiązanie i nie jest obecnie zainteresowane wprowadzaniem kolejnych zmian. Dodajmy do tego także nowe, uwzględnione w najnowszym standardzie USB Audio, technologie DSP: przestrzennego dźwięku (wyjście poza stereo, w tym binauralizacja), adaptacji akustycznej itp. To już konkretne zalety, także w przypadku stacjonarnej elektroniki, jakie moglibyśmy zobaczyć w wyposażonych w USB-C urządzeniach audio.

W moim odczuciu dopiero oferta alternatywy (thunderbolt) w konsumenckim PC Audio mogłaby coś tu zmienić. Przy czym szanse na to wydają się niewielkie, wystarczy przypomnieć sobie co się stało z działającym w podobny sposób co thudnderbolt FireWire. Umarło, a przecież oferowało wiele zalet w stosunku do USB (point-to-point, brak współdzielenia, szybsze transfery, lepsze, pewniejsze złącz). Także w przypadku rynku mobilnego, interfejs zapewne dość szybko stanie się obowiązującym standardem, inaczej niż w stacjonarnych klamotach …tam tego szybko nie zobaczymy. Oczywiście taka sytuacja będzie musiała się zmienić, szczególnie w kontekście wyrugowania starych typów złącz z nowych komputerów (głównie przenośnych). Stosowanie adapterów oczywiście zawsze będzie w modzie (Apple coś o tym wie, kasując grubą kasę za przejściówki), ale może to pośrednio wpłynąć na producentów audio, by wprowadzić USB-C do swoich produktów, także stacjonarnych produktów. Poczekamy na to, kiedyś USB-C będzie wszędzie, ale to kiedyś.

 

A tutaj rozwiązanie @ USB-C z możliwością integracji w słuchawkach smartfona, z wbudowanym mikrofonem (rejestracja dźwięku o wysokich parametrach vide układ ADC HiFi o parametrach zbliżonych do wspomnianego DACa, tutaj także zintegrowanego) z możliwością nagrywania binauralnego (to może mieć dodatni wpływ także na jakość samych rozmów)

 

Kompleksowa oferta dla mobilnej elektroniki w zakresie audio @ USB-C od Qualcomm-a. Może być to jw. rozwiązanie zintegrowane ze smatrfonem, z zewnętrznym przetwornikiem, a także ze słuchawkami, zestawami głośnomówiącymi

Parę bieżących spraw na koniec: już w weekend możecie spodziewać się drugiej części kino spotyka audio. Tym razem będzie o Oppo BDP-205D, nowym flagowcu, który został przeze mnie bardzo gruntownie obadany, nie tylko w kinie ale także w audio, w tym również wielokanałowym audio. Zaraz potem pojawi się zaległa recenzja słuchawkowego setu Cayin’a tj. iHA-6 oraz iDAC-6… dla wielu może to się okazać docelowa propozycja, szczególnie wzmacniacz bardzo przypadł do gustu… świetny amp, kolejny bardzo udany produkt z tej kategorii jaki trafił do nas.

Rzecz jasna będzie także długo przeciągany Polaris, świątecznie będzie, bardzo obszerny tekst dla czegoś, co w mojej opinii zamyka (podobnie jak LS50 Wireless) etap poszukiwania klamotów… mając takiego Auralika, można skoncentrować się na słuchaniu, na poszukiwaniu nowych doznań estetycznych w muzyce, bo już zupełnie nie trzeba, nie ma sensu wymieniać. No chyba, że jesteśmy tak zblazowani, tak nam się nudzi, że dla sportu, ale lepiej wg. mnie w zakresie jakości i synergii nie będzie… może forma, tak, może to. Softwareowo to ideał z ROONem, z własnym Lightningiem DS grupującym wszystkie źródła streamingowe audio). Hmmm, tak wiem co by ewentualnie mnie zachęciło do wymiany takiego klamota – wielokanałowy, bezkompromisowy set, albo coś o tej samej funkcjonalności z dodatkiem wybitnego ampa słuchawkowego). Czyli jednak ;-)

FLAC z oficjalnym wsparciem w najnowszym iOS11 (z dużym ale…)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Logo FLACnaIOS

No dobrze, pamiętacie? Tylnymi drzwiami, via ichnia chmura FLAC zawitał jako pełnoprawny kodek w systemie (w wersji testowej). Jutro nowy iOS będzie oficjalnie, będzie obsługa najpopularniejszego bezstratnego kodeka audio natywnie, w systemie. Co to oznacza w praktyce? Ano oznacza, że będziecie mogli słuchać swoich kolekcji muzycznych w dowolnej aplikacji, w tym systemowej (Music) bez konieczności konwertowania czegokolwiek do strawnego (przez Apple) formatu. Do tej pory trzeba było albo zainstalować jakąś apkę odtwarzającą flaczki, albo zdecydować się na mozolne konwertowanie plików, wybierając bezstratny kodek ALAC (jabłkowy wynalazek, który dzięki zerowemu zainteresowaniu samego jabłka popularyzacją jest obecnie niszowym rozwiązaniem na rynku).  Odnośnie samej apki – jest ich obecnie w AppStore całkiem sporo, część z nich oferuje naprawdę spore możliwości, przy czym ostatnie zmiany jakie zaordynowało Apple do programu iTunes mogą skutecznie zniechęcić Was do użytkowania oprogramowania innego, niż systemowe. I widzę tu pewną niebezpieczną korelację, ba widzę konsekwentną politykę mającą na celu skłonienie użytkownika jałbkofona (etc) do wyboru jedynie słusznej aplikacji firmowej, najlepiej z wykupionym abonamentem na Apple Music.

To, że iTunes powszechnie jest krytykowane za swoje przeładowanie, ociężałość, fatalny UX to oczywista, oczywistość, ale Apple usuwając aplet Programy ze swojej aplikacji zarządzającej pamięcią naszego iCośtam usunął jednocześnie najprostszą możliwość przenoszenia danych z pamięci komputera do pamięci handhelda (w tym muzyki do alternatywnych aplikacji odtwarzających muzykę). p W praktyce oznacza to, albo korzystanie z pośredników tj. chmury, lub bezprzewodowych sposobów transmisji (o ile takie możliwości dev przewidział w oprogramowaniu) lokalnie z komputera/serwera, albo faktyczną bezużyteczność danego programu odtwarzającego. Będzie zatem tak, jak w becie, to znaczy zagramy z nowej aplikacji Files (i będzie ściśle powiązane z ekosystemem) wspomniane FLACZki, a korzystanie z własnych zbiorów zapisanych w takim formacie nie będzie wcale proste i intuicyjne. Oczywiście użytkownicy dysponujący Makiem będą mogli, przykładowo, skorzystać z AirDropa, z współdzielenia pamięci masowych na urządzeniach z logo jabłka na obudowie – inni będą musieli kombinować.

Widzicie to „duże ale” w tytule? Już tłumaczę to „ale”: natywny FLAC w iOS nie jest dla wszystkich. To znaczy nie wszyscy użytkownicy jabłkofonów skorzystają, a użytkownicy iPadów w ogóle obejdą się smakiem. Jak tylko aktualizacja stanie się ciałem, ewentualnie zaktualizuje wpis, ale wszystko wskazuje na to, że z nowych możliwości skorzystają wyłącznie użytkownicy iPhone 7, 7+, 8, 8+ oraz X. Dodatkowo takie możliwości zapewni Apple TV 4 oraz nowy model 4K, tyle że w przypadku tych urządzeń nie mamy możliwości wygodnego wyprowadzenia dźwięku na zewnętrzny tor audio (w praktyce musi być amplituner, bo w ATV obecnie jest tylko HDMI, zrezygnowano z wyjścia optycznego). Prawdopodobnie takimi możliwościami będzie także dysponował nowy głośnik od Apple: Home Pod, przy czym nie jest to na razie w żaden sposób przesądzone, producent nie podaje dokładnych danych, specyfikacji tego nadchodzącego produktu. Co jeszcze bardziej zastanawiające, w specyfikacji obsługiwanego dźwięku w najnowszych modelach iPhone zniknęły AIFF oraz WAV. Dziwne, raczej oczywiste jest, że te formaty, szczególnie WAV nadal będą wspierane (muzyka nadal jest obecna w iTunes, nadal można konwertować, nadal mamy tam kolekcje/bibliotekę i integrację z usługami AM/iTunes Match). Być może Apple dokonało „skrótu myślowego” podając ogólnie informację o wsparciu dla Linear PCM w najnowszych modelach (wcześniej takiego zapisu w specyfikacji wspieranych formatów audio nie było). Sumując, użytkownicy wszystkich iPadów oraz iPhone <7 nie będą mieli nadal możliwości odtwarzania muzyki zapisanej we FLACzkach (podobnie iPodów Touch) natywnie w iOS11. Trudno na pierwszy rzut oka powiedzieć, co się za tym kryje, choć pewną wskazówką może być BRAK ANALOGOWEGO WYJŚCIA DLA SŁUCHAWEK WE WSPIERANYCH MODELACH. Wszystkie iPady oraz modele 5S/SE/6(+)/6S(+) dysponują audio jackiem. Innymi słowy taka decyzja miałaby uzasadnienie czysto marketingowe (nie techniczne, choć właśnie techniczny aspekt przesądza o wsparciu). Apple chce zasugerować w ten właśnie sposób, że jedynie słusznym wyborem dla kogoś, kto ma ochotę na słuchanie muzyki w jakości bezstratnej z jabłkowego telefonu jest zakup nowego modelu (to raz) oraz wybór takiego, który dysponuje wyłącznie złączem Lightning służącym do transmisji dźwięku (cyfrowo – to dwa). Przejściówka na jacka, dodawana do nowych modeli iPhone, kłóci się z uzyskaniem wysokiej jakości dźwięku – to jasne dla każdego, kto zwraca uwagę na SQ, stąd… no właśnie, dodatkowa zachęta do zakupu odpowiednich (lightningowych) słuchawek oraz ewentualnie akcesoriów (DAC/ampy).

Na taki wpis mogą liczyć wyłącznie użytkownicy wybranych, najnowszych modeli iPhone: 7/7+/8/8+ oraz X.
Po aktualizacji do iOS 11 tylko te modele będą wspierać natywnie najpopularniejszy kodek audio, z takiej możliwości skorzystają także użytkownicy Apple TV 4/4k, które również takie pliki odtworzą

A tak to wygląda i wyglądać będzie na reszcie urządzeń z iOS/tvOS, w tym m.in. @ wszystkich iPadach

Tu, co prawda, pojawia się kwestia wyraźnego promowania bezprzewodowego słuchania (co z wyżej wymienionymi kwestiami nie ma nic wspólnego, bo transmisja BT jest stratna, a o lepszym transferze w ramach aptX nie ma mowy w iOSie), własne słuchawki (te z logo i te pod marką Beats Audio) są praktycznie bez wyjątku Wireless, ale… ale sporo można zarobić, jak wyżej, licencjonując własny interfejs (Lightning), a bez certyfikacji (MFI) żaden z producentów (poważnych) produktu kompatybilnego z nowymi iPhone’ami nie wypuści. Chcesz słuchać w jakości HiFi? Kup odpowiedni telefon, kup odpowiednie słuchawki (z licencją) lub/i kup odpowiedni zew. DAC/AMP oczywiście z licencją. Trudno znaleźć inne uzasadnienie tego ruchu, szczególnie, że samo Apple mimo podjętych pewnych działań, nie zdecydowało się na wprowadzenie do swojego kramiku (iTunes) oraz streamingu (Apple Music) bezstratnej jakości dźwięku. Gdyby się na to zdecydowało, odcinanie wielu milionów potencjalnych klientów od swoich usług (lepszej jakości audio) byłoby kompletnie bezsensowne. W opisanej powyżej sytuacji, taki ruch wydaje się z marketingowego punktu widzenia całkiem sensowny, oczywiście z punktu widzenia użytkowników wygląda to zgoła inaczej i takie działanie producenta należy ocenić jednoznacznie negatywnie, bo nic nie stoi na przeszkodzie (techniczne) by wsparcie dla FLACów było oferowane dla wszystkich urządzeń przewidzianych do aktualizacji do najnowszej wersji iOS.

Moim zdaniem to decyzja o daleko idących konsekwencjach dla całego ekosystemu w aspekcie odtwarzania muzyki. Poza czynnikami wymienionymi powyżej jest jeszcze jedna kwestia, o której warto wspomnieć – wprowadzenie modelu Apple Watch’a LTE (seria 3) oznacza, że Apple Music na pewno w dającej się przewidzieć przyszłości nie dostanie opcji strumieniowania dźwięku o wyższych parametrach transmisji. To jeden z głównych marketingowych argumentów Apple podczas kampanii zachęcającej do zakupu nowego zegarka… dostęp do 40 milionów utworów (oczywiście via Apple Music) z nadgarstka, bez pośrednictwa iPhone, autonomicznie (dzięki modułowi komórkowemu zamontowanemu w najnowszym zegarku). To ma zachęcić do zakupu pierwszego AW lub do wymiany starszego modelu. A to się kłóci z transmisją lepszej jakości (zużywającej więcej energii, a ta jest tutaj na wagę złota oraz wyczerpującej szybciej paczkę danych w ramach abo). Do tego mamy konieczność wykorzystania w takim wypadku transmisji BT do transferu audio do bezprzewodowych słuchawek, sparowanych z zegarkiem i cały zysk z kompresji stratnej zostaje w dużej mierze zaprzepaszczony (nie ma tu zatem miejsca dla FLACzka)).

Apple wyraźnie ma ochotę sprzedać Apple Watch’a jako nowego iPoda, stąd zresztą decyzja o zaprzestaniu produkcji tego ostatniego (poza Touch’em, ale to i tak margines i Touch nie ma LTE, czyli streaming on the go odpada). FLAC zatem zostaje przez Apple wpasowany do własnej wizji sprzedaży w ramach ekosystemu i ma być oferowany jako „dodatek” do drogich i bardzo drogich, topowych modeli iPhone. Trochę na zasadzie: stać cię na kosztowny telefon, chcesz słuchać w bardzo wysokiej jakości? To proszę bardzo, możesz, ale musisz nam za to jeszcze parę razy ekstra zapłacić. Producenci „lightningowych” słuchawek oraz akcesoriów audio (DAC/AMPy kompatybilne z jabłkową elektroniką) mogą zacierać ręce. To co prawda nisza, ale z widokami (w końcu stream hi-res nam się też rozwija, nieprawdaż?) na spore zyski. Apple na tym zarobi, niemało zarobi, a do tego najmniejszym, nie – wróć, praktycznie zerowym kosztem (właściwie ograniczając się tylko do implementacji wsparcia dla kodeka w najnowszym iOS dla wybranych urządzeń). Tak się zarabia pieniądze. Nawet wbrew i na przekór interesom własnych klientów, użytkowników. Jak dla mnie, właśnie osiągnęli w tej materii prawdziwe mistrzostwo. Smutne to, ale jakże prawdziwe.

Złącze audio jack wyklucza natywnie FLAC na iOSie. Musi być jak powyżej. Tak to właśnie wygląda…

 

PS. Biorąc powyższe pod uwagę, nie liczę na jakieś większe zmiany w protokole AirPlay 2 (ma to przecież działać w całym ekosystemie, a nie tylko z najnowszym sprzętem… chyba). W przypadku SQ nic się nie zmieni i nadal nie będzie to zbliżone do możliwości konkurencyjnych rozwiązań odnośnie jakości brzmienia. Brak bitperfect, brak obsługi lepszej jakości niż 16/44-48, może chociaż opóźnienia zredukują i responsywność (multiroom tego wymaga).

IFi iDSD Nano LE …mały, ale wariat?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170524_180212593_iOS

Dzisiaj, nie oszukujmy się, liczy się przede wszystkim to, co w kieszeni. Liczy się mobile. Owszem, ludzie słuchają muzyki z (umownie) komputera, ale przede wszystkim słuchają streamingu na jakimś handheldzie. Nikt nie zabiera ze sobą laptopa do biegania, przemieszczania się z pkt A do pkt B, nie słucha przykuty do desktopa, tylko ma w kieszeni coś, co mu gra. Bezprzewodowo (efektory w postaci słuchawek, całych systemów z transmisją, kolumn… wszystko bez druta), albo (jeszcze) przewodowo. I tak to wygląda, nie inaczej. Rzecz jasna dźwięk z samego telefonu, czy tabletu zazwyczaj jest co najwyżej akceptowalny, na pewno nie da się sensownie pożenić takiego źródła z dobrej klasy słuchawkami (pomijając konwersję, chuda amplifikacja zaszyta w takim fonie nie da im rady), często (gęsto) układ zamontowany w środku to kosteczka za parę centów, która niczego nie wyczaruje, bo niby jak? Dodajmy do tego niejako zakładany przez projektantów tandem z wysoceefektywnymi IEMami (implikuje to walka o jak najmniejsze drenowanie baterii… o to toczy się bój, to jest w centrum uwagi) i już wiemy, że 99% tego co oferuje obecnie rynek wymaga „usprawniacza”.

No właśnie. Usprawniacza. Można oczywiście kupić wyspecjalizowanego DAPa, ale gdzie tu ergonomia takiego rozwiązania? Gdzie wygoda? Kolejny byt, wyspecjalizowany, utrudniający albo wręcz uniemożliwiający równoczesną komunikację ze światem (to przeklęta konieczność w obecnych czasach, coś co jest z jednej strony wymogiem, z drugiej – jednoczesnym – uzależnieniem), coś dla amatorów bezkompromisowości, absolutnych maniaków dobrego brzmienia. Innymi słowy – nisza, niszy. Można jednak inaczej, można coś wpiąć, by było lepiej, albo w ogóle było bardzo lepiej… mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko (no prawie ;-) ). Tym czymś są właśnie wszelkiej maści USB DACzki, uzupełnione solidnym ampem, do tego z autonomią zasilania (bateria) i zakładaną kompatybilnością z mobile. To ostatnie to nie błahostka, bo raz że standardy różne, dwa że jak z komputerem to zawsze, to z handheldem wcale nie koniecznie zawsze (działa), trzy sterowanie, możliwości uzależnione są ściśle od współpracy producenta wspomagacza z gigantem IT (software, interfejsy, ciągłe i częstsze niż w PC/Mac aktualizacje). Także to potencjalna mina i wcale nie takie „wystarczy podpiąć”.

Wspominałem wczoraj o V30. Nowym flagowcu LG, który ma łączyć światy, być kompletnym (w dziedzinie jakości audio) smartfonem, który takiego wspomagacza, jak tytułowy, zwyczajnie nie będzie potrzebować. Fajnie, problem w tym, że szanse na to, że takie dopieszczone konstrukcje (pod kątem SQ) staną się standardem na rynku są nikłe. I nie chodzi tu o to, że temat jest marketingowo be. Wręcz przeciwnie. Wspominałem o tym we wpisie, to temat nośny i może nawet znajdzie naśladowców i tylko się cieszyć, ale będzie ich mało i telefonów tak wyposażonych będzie niewiele i będą to te najdroższe, bo… Apple to widzi i inni też to widzą – królować będzie wireless. Tylko. Napisałem, że nie nastąpi to zaraz, za moment, ale też nie nastąpi to za dekadę, a nawet pół. Nastąpi to szybciej. Jak ktoś się pyta, dlaczego nawet w klamotach za 20k i więcej implementują Bluetooth, to ja mu odpowiadam krótko – a co, dziwisz się? Przecież to jest przyszłość, przecież dzisiaj muzyka to fruwa sobie, strumieniem leci do i z. Dlaczego zatem ludzie mieliby rezygnować z wygody? Bo jakość?

Na łamach nie raz, nie dwa czytaliście jak wiele się zmieniło i jak wiele się zmienia w zakresie jakościowym odnośnie transmisji bezprzewodowej. Konieczność wymusza postęp, a ten dokonuje się na naszych oczach, jest realny. Nie chcę przez to powiedzieć, że bohater naszego najnowszego tekstu nie ma czego szukać, że jest „przestarzały”. Nie, to jeszcze nie nastąpiło, to jeszcze jest potrzebne, chciane, co więcej takie wspomagacze jako rozwiązanie uniwersalne (w sensie, że zagra sobie na wynos, ale i w domu się sprawdzi podpięte pod jakiegoś PC, na stacjonarnym torze znaczy się popracuje) mają jak najbardziej rację bytu. Choć i tu widać, że producenci czują, że idzie to nowe, także IFi doskonale to wyczuwa (nowa linia produktów z modułem bezprzewodowej łączności to naprawdę nie przypadek) i trudno się dziwić. Trochę bawiąc się we wróżkę, wywróżę że za dwa, trzy lata standardem będzie bezprzewodowy moduł wielokierunkowy obsługujący każdy rodzaj transmisji. Mhm, tak to będzie wyglądało. Dobra, czas zejść z obłoczków i przejść do meritum, do naszego malucha, do iDSD Nano LE. O firmie już pisałem (patrz tutaj oraz w zajawce), nie będziemy zatem się rozwodzić kto zacz, nadmienię tylko, że to jeden z najbardziej ekspansywnych, najszybciej zdobywający uznanie użytkowników, producentów z segmentu PC Audio. I nie tylko PC Audio, bo ma ambicję oferować kompleksowe, pełne rozwiązania, gdzie znajdzie się miejsce dla czarnego krążka, gdzie cały tor będzie by IFi (no efektorów brakuje, bo w elektronice siedzą, ale kto ich tam wie, zobaczymy co przyniesie przyszłość…)

» Czytaj dalej

Apple rzuca do sklepów AirPodsy tuż przed świętami (ograniczona dostępność) & oferuje płatne uzupełnienie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AirPods Apple

Nie wiem, a może inaczej wiem… coś się w tej maszynce drukującej dolary zacięło, coś nie działa, wszystko opóźnione. WSJ wspominało o przesunięciu premier tytułowych słuchawek po nowym roku, to samo dotyczy Beats X, które pojawią się nie wcześniej niż w lutym 2017. Apple ma problem z pokazanymi na wrześniowej konferencji słuchawkami. I nie chodzi tutaj o ewentualne wypadanie ;-) :

 gif

…a raczej o problemy z działaniem słuchawek, lub/i z ich masową produkcją. Dlatego ta premiera obarczona jest wymownym ostrzeżeniem o „ograniczonej dostępności” produktu, co de facto oznacza że wielu zainteresowanych odejdzie z kwitkiem, lub będzie musiało (zamówienia w AOS) pogodzić się z długim okresem oczekiwania na dostawę. O słuchawkach możecie dowiedzieć się czegoś więcej z mojego wpisu mieszczącego się pod tym adresem. Przypomnę tylko, że forma taka jak EarPodsów, dźwięk prawdopodobnie na tym samym poziomie (nie zmieniono nic w zakresie konstrukcji – przetworniki, obudowy – to wszystko jest tożsame ze słuchawkami jakie znajdziemy w komplecie z iPhonem), to co stanowi novum to interfejs bezprzewodowy z całkowitą eliminacją kabelka, autoparowanie z naszymi handheldami, nowy układ W1 pozwalający na sterowanie pracą Podsów. To, mówiąc wprost, przede wszystkim interfejs dla Siri, pomysł na wygodną integrację cyfrowej asystentki/a z takimi właśnie, bezprzewodowymi IEMami. Niewątpliwie swoboda użytkowania będzie magnesem przyciągającym potencjalnych klientów, bezkonfigurowalność ma wyróżniać te słuchawki spośród innych tego typu rozwiązań na rynku (Here, Bragi Dash i wiele innych, które pojawiają się właśnie w sklepach). Wśród osób, które miały styczność z AP, wątpliwości budziła kwestia ewentualnego zagubienia jednej ze słuchawek.

Apple (odpowiadając na to, co powyżej) postanowiło wprowadzić program płatnego uzupełnienia ubytku, za co liczy sobie 69$ (pojedynczy AirPod), tyle samo zapłacimy za futerał z funkcją ładowania (tj. power bank). Ważne – futerał jest elementem, który jak wskazują na to pierwsze recenzje, musimy mieć stale ze sobą (daje do 20h działania, same słuchawki mogą grać przez ok 5 godzin na jednym ładowaniu). Informacje podał dobrze zorientowany w jabłkowym światku portal The Verge (złośliwi: iVerge). Dla osób zainteresowanych tańszym nabyciem AP, to znaczy zgłoszeniem zagubienia dwóch słuchawek (całego kompletu) zła wiadomość: takie uzupełnienie braków to koszt nie 138$ (jak wynikałoby z prostej arytmetyki) tylko aż 208 dolarów (przypominam, za nowe zapłacimy 159$ – w Polsce będzie to 799 złotych). Także nie, tak to nie działa i warto o tym pamiętać. Poza tym Apple podało, że będzie można za 49$ dokonać wymiany baterii. Ciekawe, jak to będzie w praktyce wyglądało – słuchawki wyglądają na takie „nierozbieralne” raczej. Tak czy inaczej wprowadzenie takiego programu jest korzystne dla potencjalnego nabywcy, bo zamiast wymieniać całość, przyjdzie wymienić baterie (gdy te się zużyją, co przy intensywnym korzystaniu może nastąpić (według moich wyliczeń) w drugim, maksymalnie trzecim roku użytkowania).

Postaram się coś więcej na temat tego, wywołującego spore zainteresowanie (i spore kontrowersje) produktu napisać niebawem, tzn. gdy tylko słuchawki będzie można osobiście wypróbować. Innymi słowy, jeszcze te AirPodsy na łamach się pojawią, chcę sprawdzić m.in. na ile wygodne będzie sterowanie odtwarzaniem bez fizycznych przycisków, wyłącznie za pomocą komend głosowych (bo tak to będzie wyglądać).

AKTUALIZACJA: Niestety w Polsce nie będzie możliwości skorzystania z programu uzupełnienia stanu AP (gdy się zapodzieje) oraz wymiany baterii. Takie rzeczy tylko w fizycznych sklepach Apple (a nie w APR-ach). Najbliżej w Berlinie zatem…

 

Test systemu bezprzewodowego NuForce Air DAC (aktualizacja!)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
nuforce-air-dac-itx

AirPlay rozleniwia. Stworzony przez Apple, bezprzewodowy system transmisji obrazu i dźwięku pozwala obecnie na niemal całkowite wyeliminowanie kabli. Ma to swoją cenę – o ile proste, firmowe transmitery w rodzaju AirPort Express czy Apple TV nie są zbyt kosztowne, to już stacje muzyczne swoje kosztują. Na szczęście obecnie AP staje się standardem w elektronice użytkowej i coraz więcej odtwarzaczy stacjonarnych, amplitunerów, a nawet wzmacniaczy otrzymuje takie udogodnienie. To niewątpliwie bardzo wygodne rozwiązanie, oferujące naprawdę przyzwoitą jakość dźwięku. Na rynku można znaleźć alternatywę pod postacią zestawów, sprzętu wspierającego transmisję Bluetooth. Nie jest to jednak najszczęśliwsze rozwiązanie odnośnie audio. Konieczność parowania urządzeń, możliwe interferencje / zakłócenia, a przede wszystkim jakość dźwięku pozostawiają sporo do życzenia.

Oczywiście także w tym wypadku mamy do czynienia z ewolucją – obecna wersja apt-X sprawdza się o niebo lepiej od poprzednich standardów (transfer audio), ale pozostaje problem obsługi, kompatybilności z tym standardem. Innym możliwym wyborem jest specjalnie stworzony na potrzeby audio rodzaj technologii bezprzewodowego przesyłu dźwięku SKAA. To dedykowana technika, pozwalająca na eliminację paru bardzo ważnych dla uzyskania odpowiedniej jakości dźwięku ograniczeń (szczególnie w kontekście porównania z BT) – po pierwsze niczego tutaj nie parujemy, sprzęt łączy się całkowicie przezroczyście dla użytkownika, w pełni automatycznie, po drugie niezwykle małe opóźnienie (wręcz rekordowo małe) przekłada się na niezakłóconą transmisję, wreszcie jakość muzyki jest – co potwierdziło się podczas testów – na bardzo wysokim poziomie.

Dość powiedzieć, że czasami wolę słuchać ripów CD z małej skrzyneczki podpiętej pod wzmacniacz, niż z klasycznego, bardzo dobrego odtwarzacza C515BEE. Dźwięk imponuje czystością, skalą – naprawdę to znakomity system transmisji, wg. mnie lepszy od jabłkowego (AirPlay sprawdza się bardzo dobrze, żeby nie było wątpliwości, ale transfer w technologii SKAA oferuje lepsze brzmienie, o czym przeczytacie poniżej). NuForce zaprezentował swoje rozwiązanie oparte na wspomnianej powyżej technice bezprzewodowego transferu audio. To AirDAC – odbiornik oraz maksymalnie cztery, współpracujące z nim nadajniki. Dla handhelda (na razie Apple, choć podobno niebawem ma do sprzedaży trafić nadajnik pod Androida) oraz PC. Przetestowaliśmy wersję handheldową, w niedalekiej przyszłości uzupełnimy opis, zamieszczając wrażenia płynące z użytkowania nadajnika dla komputera. Zapraszam do lektury…

» Czytaj dalej

Czy strumieniowanie uratuje telewizory? Raport specjalny Skąpca o HDTV

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2014-10-15 o 10.42.56

Objęliśmy jak co roku patronat nad raportem specjalnym Skąpca, tradycyjnie napisaliśmy coś o telewizorach, o telewizji – ogólnie rzecz ujmując – jak widzimy przyszłość odbiornika w dobie Internetu, wszędobylskich handheldów oraz stałego odpływu (tele)widzów, rezygnacji z klasycznego oglądania programu telewizyjnego. Poza tym w raporcie sporo o nowych trendach (krzywe ekrany, ekrany UHDTV, obraz 4K etc.). W sumie kilkadziesiąt stron z ciekawymi, problemowymi tekstami oraz krótkim przeglądem nowości z zakresu HDTV (czy może już UHDTV? ;-) ). Z całością można zaznajomić się pod podanym poniżej linkiem:

http://www.skapiec.pl/site/doc/200/20/33/

Nasz tekst, opublikowany w raporcie, znajdziecie poniżej, w rozwinięciu newsa…

» Czytaj dalej

09.09.14 Konferencja Apple naszym okiem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Apple Conf 090914

Zupełnie nowe produkty (i nie mam tu na myśli iPhone), wprowadzenie ważnych, wnoszących istotne nowości, nowe możliwości, nowe usługi oraz usprawnienia, wersji mobilnego oraz komputerowego systemu operacyjnego oraz (niewykluczone) wprowadzenie wielkich zmian w systemie dystrybucji muzyki… tego mniej więcej możemy się spodziewać po dzisiejszej, chyba najważniejszej od czasu przejęcia steru przez Tima Cooka konferencji Apple. Będę relacjonować to wydarzenie, a właściwie to precyzyjniej, na gorąco postaram się o ocenę oraz subiektywny opis tego co pokaże firma z Cupertino podczas dzisiejszego wydarzenia. Najistotniejsze, z punktu widzenia branży audio, pytanie brzmi: Czy Apple zapowie ewolucyjną zmianę (koniec?) obecnego iTunes, narodziny nowego modelu dystrybucji opartego na miesięcznych opłatach, na subskrypcji? A jeżeli tak, to jaki to będzie miało wpływ na oferowane przez firmę urządzenia? Czy w związku z tym znikną iPody? Czy model oparty na płaceniu za piosenkę, album będzie utrzymany tylko i wyłącznie na potrzeby zapowiadanego przez niektórych wejścia Apple na rynek dystrybucji muzyki w bezstratnej jakości? Czy model subskrypcyjny będzie oznaczał progres do bezstratnego strumieniowania, a iTunes store zaoferuje hi-resy? Jak Apple zdyskontuje zakup Beats, w jaki sposób przełoży się to na oferowane przez siebie produkty, usługi (streaming jest tutaj moim zdaniem pewniakiem).

Muzyka rzecz jasna nie będzie głównym bohaterem – tutaj rzecz jasna dominującym produktem będzie iPhone oraz prawdopodobny iWatch. Jednak muzyka może być jednym z głównych motywów, szczególnie jeżeli Apple postanowi wprowadzić gruntowne zmiany w swoim wirtualnym kramiku, jeżeli całości będzie towarzyszyła poważna zmiana iTunes (rozumianego szerzej, a konkretnie jako model dystrybucji, łącznik, kluczowy element ekosystemu). Ten mianownik, wg. mnie, wymaga pilnej modyfikacji, odważnych decyzji. Czy tak się stanie, przekonamy się już niebawem. Nie można zapominać, że zapowiadane na WWDC nowości dotyczą innych dziedzin, takich jak zdrowie, jak płatności mobilne, jak integracja usług w obu systemach, jeszcze ściślejsza współpraca, współdziałanie handheldów z Makówkami, inteligentny dom itp. Liczę jednak na to, że Apple zaskoczy nas, informując o nowościach z zakresu audio i będzie to jeden z ważnych punktów konferencji. W końcu od iPoda to się zaczęło, od iPoda oraz iTunes. Od muzyki. Byłaby to ładna klamra, bo oczekiwania względem Apple są ogromne, a jednocześnie wiele rzeczy w „królestwie” zdążyła się wyraźnie zestarzeć, żeby nie powiedzieć zdewaluować. Sprzedaż „mp-3ek” za kilkanaście dolarów za album to nie jest coś, co dzisiaj ma przyszłość. Brak lepszej jakości muzyki, brak atrakcyjnego serwisu streamingowego, przy jednoczesnym inwestowaniu w ten segment (Beats) to coś, co mocno tu nie pasuje, nie koresponduje. To tylko jeden z elementów, ale istotny, bo powiązany z całym ekosystemem. Pytanie, czy oni zdążą to wszystko pokazać w trakcie dwugodzinnego spotkania? Cóż, w tym prezentowaniu, pokazywaniu są niewątpliwie mistrzami.

Ten wpis będzie aktualizowany… Aktualizacja (po konferencji)

» Czytaj dalej

Bateryjne iFi Audio: iDSD nano, iDSD micro, iCan nano. Wizyta w salonie Premium Sound

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
iFi Audio_0a

O sprzęcie iFi Audio jest głośno, ostatnio nawet bardzo. Młodziutka marka, za którą stoi nie byle kto – specjalista od high-endowego audio, firma AMR, nie tylko doczekała się bardzo pochlebnych opinii, otrzymała także znaczące wyróżnienie: jeden z produktów, konkretnie iDSD nano, otrzymał nagrodę EISA 2014/2015 (o tym kto dostaje, dlaczego dostaje i kto za tym stoi nie będę się rozwodził, bo nie ma to większego sensu, to strata czasu). Postanowiłem przekonać się ile jest w tym całym szumie prawdy, sprawdzić samemu, na własnych uszach, jak to się ma do moich doświadczeń z podobnymi urządzeniami, sprzętem testowanym u nas na łamach HDO (NuForce, FiiO, Audioquest, M2Tech, Matrix etc.). Miałem (a właściwie to nadal mam) także dodatkowy powód, dla którego zainteresowałem się ofertą iFi Audio… przyszedł czas na zmiany mobilnego toru, głównie mam tu na myśli laptopa, który służy mi na co dzień do pracy, jest często zabierany w podróże. Fantastyczny M2Tech hiFace DAC to rzecz wybitnie pod stacjonarny tor, o czym zresztą wspominałem w naszej recenzji, mój prywatny Matrix Portable trafił w inne ręce (mam nadzieję, że nabywca ma tyle radości z użytkowania, co wyżej podpisany), DragonFly w wersji 1.0 nie można pożenić z handheldami. Handheldy. Tak, to źródło awansuje za sprawą takich usług jak WiMP HiFi (nie wszystko złoto, sporo albumów jest do niczego, ale trafia się wiele pereł, no i ten wybór!), rozbudowanych odtwarzaczy programowych (obsługa hi-res bez ograniczeń, w tym DSD vide USB Audio Player na Androida, czy HiFi Player Onkyo dla iOSa) do miana alternatywy, wygodniejszego, a czasem oczywistego wyboru, szczególnie gdy zależy nam na mobilności. Komputera nie zabiorę ze sobą wszędzie, poza tym muzyka towarzyszy mi na tyle często poza domem, czy poza jakimś innym miejscem, gdzie dłużej przebywam (pociąg, hotel etc.), gdzie mógłbym skorzystać z komputera, że zadbanie o jakość „tego co na wynos” staje się kluczowa, bardzo ważna. Zresztą, jak pamiętacie, wspominałem niedawno o tym, że obecnie duża część naszego obcowania z muzyką to słuchawki, to jakieś urządzenie które stale nam towarzyszy. Zazwyczaj jest to po prostu smartfon, czasami tablet, stąd konieczność zadbania o odpowiednią jakość tego, co dociera do uszu z tego typu źródła.

Sprzęt iFi Audio na pewno przykuwa uwagę ceną. Ta jest, jak na standardy branży, w której cztero-, czy pięciocyfrowe kwoty są czymś oczywistym, „naturalnym”, bardzo przyzwoita, by nie powiedzieć wręcz niska, budżetowa, kojarząca się z produktami z segmentu Lo-Fi. Ok, ten, często kluczowy przy podejmowaniu decyzji przez potencjalnego nabywcę element, prezentuje się bardzo atrakcyjnie, atrakcyjnie w zestawieniu z możliwościami, funkcjonalnością, konstrukcją oraz materiałami, które wykorzystano do budowy sprzętu oferowanego przez tytułowego producenta. Oczywiście rodzi to od razu pewną podejrzliwość, bo niestety znaczna część audioświatka, czy może precyzyjniej audiofilskiego światka, nie może zrozumieć, przyjąć do wiadomości, że to nie cena „gra”, że to nie cena czyni dany sprzęt wyjątkowym, idealnym narzędziem do reprodukcji dźwięku, do słuchania muzyki. Jak coś jest względnie tanie, to po prostu wg. co poniektórych nie może, bo nie, bo przecież jak… mój DAC za 30 tysięcy, musi grać lepiej o te prawie 30 tysięcy od produktu XYZ. Dodatkowym problemem jest to, że dzisiaj wykorzystane w budowie komponenty (układy, elektronika), materiały są często tożsame, identyczne w sprzęcie za może nie kilkaset, ale w cenie z przedziału 2000-5000 tysięcy złotych, a tym wycenionym na kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy. Przykładów na to jest całe mnóstwo, pamiętamy zdjęcia pokazujące wnętrze odtwarzaczy, urządzenia które właściwie niczym, poza ceną nie różniły się od siebie. To raz. Dwa – popatrzmy na wiele produktów z najwyższej półki, które zwyczajnie nie potrafią tego, co urządzenia sporo tańsze, co gorsza (dla tych droższych) nie chodzi tu tylko o wsparcie dla określonych formatów, ale właściwości, możliwości brzmieniowe. Całkiem łatwo wejść tu na minę. Czarowanie doborem (rzecz jasna właściwym) odpowiedniego kabla, różnego rodzaju mniej lub bardziej (są też takie!) przydatnych akcesoriów, jakże częstym pomijaniem (no tak, bo w pomieszczeniu z dobrą akustyką, gdzie zadbano o to, by grało, a nie „grało”, taki dużo tańszy sprzęt może zmienić perspektywę, to znaczy jak każdy dobry produkt zagrać po prostu świetnie, wpasować się w nasze potrzeby) miejsca w którym system ustawimy, w którym będzie grało to wszystko typowe grzeszki, typowe dla całego audioświatka.

Po tym, nieco przydługim wstępie, warto w końcu wspomnieć coś o urządzeniach, które podłączyłem do swoich, przenośnych źródeł. Miałem precyzyjnie ustalone, co z czym i na czym ;-) Posłuchałem przygotowanego wcześniej zestawienia paru testowych utworów na dwóch DAC/AMPach iDSD nano oraz iDSD Micro, poza tym do tej dwójki dołączył wzmacniacz iCan nano. Cechą wspólną wymienionych produktów było zasilanie bateryjne, rzecz wg. mnie nieodzowna w przypadku współpracy z handheldami (przetworniki bez własnego zasilania, mają zazwyczaj problemy z integracją vide wspomniany hiFace DAC, poza tym szybko wyczerpujemy baterię szczególnie w telefonie, co także nie jest bez znaczenia). Dwa mniejsze produkty można zaliczyć do grona sprzętu w pełni przenośnego, mobilnego, choć konstrukcja obudowy (spora kosteczka) nie za bardzo koresponduje z gabarytami współczesnych smartfonów czy tabletów. To pewien ergonomiczny mankament, bo „kanapka” z przylegającego do płaskiej obudowy handhelda przetwornika, wzmacniacza to coś, co i tak idealne nie jest (od, daleko takiej kanapce do ideału, ale tutaj trzeba godzić się na kompromisy odnośnie wygody przenoszenia, użytkowania mobilnego sprzętu), w przypadku wspomnianych urządzeń prezentuje się to bardzo tak sobie. Zastanawia mnie zastosowanie typowo komputerowego złącza USB-B w iDSD nano… w końcu tutaj właściwym adresatem nie jest komputer, tylko handheld, nie ma potrzeby, a nawet nie należy podpinać jakiegoś drogiego, zazwyczaj mało (albo w ogóle nie-) elastycznego kabla i tak zachodzi konieczność zastosowania odpowiednich przejściówek, złącz USB micro / Lightning czy 30 pin. Po co w takim razie takie coś w urządzeniu, które jednocześnie dysponuje (jak pokazał odsłuch) wyraźnie mniejszymi możliwościami po stronie wzmacniacza, dedykowanemu do współpracy z łatwiejszymi do wysterowania słuchawkami (przenośnymi), jakimiś dokanałówkami, względnie lekkimi, mobilnymi nausznikami (3.5mm wyjście), takie coś jak USB-B? Nie wiem. Druga sprawa to złącza RCA. Fajna rzecz do podłączenia pod stacjonarny tor, ale… znowu… ten sprzęt wg. mnie ma być, powinien być przede wszystkim urządzeniem podpinanym pod handhelda lub/i laptopa (w przypadku komputera przenośnego, podpinanym w scenariuszu mobilnym, nie stacjonarnym).  Tak więc złącza tego typu uważam w tego typu produkcie za zbędne, wystarczyło dać wyjście liniowe w formie gniazdka 3.5mm, tudzież (bardziej ambitnie) zastosować dodatkowo zbalansowane gniazda (ponownie w kompaktowym wydaniu, czytaj złącza jack). Tutaj nie ma żadnego dodatkowego zasilania, zewnętrznego znaczy się, wbudowany wzmacniacz nie zaoferuje nic więcej, ponadto co podano w specyfikacji.

» Czytaj dalej

Optymalne dokanałówki. Recenzja Westone UM 30 PRO

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
um30pro

Początkowo miał być zbiorczy test słuchawek dokanałowych. Testowałem kolejne modele, porównywałem, w między czasie opisałem niesamowite S-EM6, wszystko skrzętnie notowałem. Kiedy liczba produktów zaczęła niebezpiecznie rosnąć, przystąpiłem do tworzenia artykułu. Przy wielu słuchawkach, potrzebnej (przy okazji testowania czegokolwiek z audio) adaptacji, mocno rozbieżnych opinii (prosiłem o opisanie wrażeń paru znajomych, z których jeden należy do szczególnie wybrednych – ma customy i świata poza nimi nie widzi ;-) ) wszystko zaczęło mi się rozłazić. Wśród tych wszystkich słuchawek (AKR 01, RE-600, Westone UM30 Pro, Earsonic SM64, RE-400, Final Audio Design Heaven IV, AKG 323, B&W C5…) o mocno odmiennej konstrukcji, zaliczających się do mocno różnych przedziałów cenowych, jedne wyróżniały się, albo inaczej jedne, jedyne tak wyraźnie, tak bez żadnych ale spodobały mi się od momentu zaaplikowania ich sobie w uszach, że postanowiłem nieco zmodyfikować pierwotne plany dotyczące publikacji testów IEMów…

I tak oto, postanowiłem osobno poświęcić nasze łamy na recenzję Westonów UM 30 PRO, słuchawek dokanałowych, z którymi mógłbym żyć. To wielki komplement, bo ja dokanałówek zwyczajnie nie lubię i gdzie tylko mogę, zabieram ze sobą moje ulubione Momentum. Wiem, że customy mogą być niczym przylegająca do ciała, idealnie dopasowana koszula, coś co pozwala osiągnąć pełen komfort mimo wkładania sobie czegoś w ucho. Rozumiem, akceptuję, ale i tak wszelkie słuchawki douszne traktuję jako coś nie dla mnie. Mogę doceniać możliwości, brzmienie, jak to miało miejsce w przypadku wspomnianych, flagowych EarSoników, mogę zachwycać się sposobem komunikowania, odmiennym od tego, który jest udziałem słuchawek nausznych. Tak mogę, ale generalnie ja po prostu dokanałówek nie lubię. Jestem przy tym bardzo krytyczny, bardzo wyczulony na wszelkie braki w zakresie wygody, ergonomii, stąd przykładowo moja krytyka pod adresem szwedzkich a-jay’ów (testowany u nas model four) i wytykanie dyskomfortu w przypadku wielu innych modeli, które przewinęły nam się przez ręce.

Z UM 30 Pro było / jest inaczej. Te słuchawki nie tylko są po prostu wygodne (zaleta, typowej dla Westone aplikacji, konstrukcji obudowy dopasowanej do fizjologii), nie tylko nie wkurzają (idealny kabel, który się nie plącze, nie przenosi niczego z garderoby, jest wytrzymały, jest w sam raz), ale jeszcze dodatkowo potrafią zagrać w sposób zbliżony do… moich ulubionych Sennheiserów. Momentum są i będą punktem odniesienia, bo uważam je za absolutnie wybitne słuchawki mobilne, na pewno jedne z najlepszych słuchawek tego typu jakie pojawiły się na rynku. Każda z testowanych przeze mnie konstrukcji mobilnych (różne Beyery, Bowersy, Gradosy, AKG, Audio Techniki itd, itp.) nie zdetronizowała w moich oczach moich ulubionych, przenośnych słuchawek. UM30Pro (a to nie jedyne Westony, które były u nas testowane, że chociaż wspomnę opisane przez nas Adventure) mimo że nie najdroższe, mimo że nie te najbardziej wyczynowe, moim zdaniem wyszły producentowi wybornie. Od strony dźwiękowej oraz wygody to IEMy bliskie perfekcji. Dlaczego? Ano dlatego, że przez prawie dwa miesiące, w czasie których tytułowe IEMy były u nas „na stanie” najczęściej wybieranymi, najchętniej wybieranymi, a wręcz wybieranymi zamiast Momentum słuchawkami były UM30Pro właśnie. No dobrze, to teraz warto uzasadnić te ochy i achy… powiem tak, w przypadku tych konkretnie słuchawek, nie będzie to specjalnie trudne :)

» Czytaj dalej