LogowanieZarejestruj się
News

AudioQuest z grającym pendrivem… recenzja DragonFly

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AudioQuest DragonFly slider

Postęp w PC Audio jaki dokonał się w ostatnich paru latach jest ogromny. Wcześniej praktycznie wszystko stało w miejscu, to znaczy jedna – znana wszystkim firma – na C. wypuszczała co jakiś czas nowe karty dźwiękowe, ktoś tam próbował z gigantem konkurować i to w praktyce tyle, co można powiedzieć o muzyce z peceta. Nikt nie traktował komputera jako rasowego źródła audio, owszem w studiach, w profesjonalnych zastosowaniach taki sprzęt od dawna funkcjonował, ale rynek masowy był jw. zdominowany przez produkty jednego producenta, produkty które miały przede wszystkim być kompatybilne z najnowszymi grami, z bibliotekami MS. Od chwili popularyzacji grania z pliku sytuacja zmieniła się diametralnie.

Zmiany wymusił przewrót kopernikański w dziedzinie dystrybucji. Ten zresztą przez cały czas się dokonuje. Dzisiaj jest już dla wszystkich oczywiste, że muzykę będzie kupowało się, słuchało się za pośrednictwem Internetu. Komputer awansował do roli głównego źródła, stał się dość nieoczekiwanie punktem odniesienia – wszystko za sprawą wspomnianych zmian w zakresie dystrybucji oraz łączności z siecią. Co prawda pojawiły się wyspecjalizowane urządzenia, będące alternatywą dla PC – odtwarzacze strumieniowe audio – ale na razie nie zdobyły większego uznania, być może za sprawą dość wysokich cen, czasami niedopracowanego firmware (przykładowo, często spotykany brak trybu gapless, poza tym mniejsze możliwości konfiguracyjne od komputera). Patrząc na rynek, na to co jest obecnie standardem, na to co pokazują przy okazji imprez branżowych producenci, dystrybutorzy sprzętu widać wyraźnie, że komputer zdominował temat cyfrowego audio, stał się głównym źródłem muzyki odtwarzanej z pliku.

Setki przetworników C/A, w tym dedykowanych do współpracy z PC, które pojawiły się na rynku jednoznacznie wskazują „z czego się gra”. W przypadku wyspecjalizowanych DACów, właściwie mówimy o zewnętrznych kartach dźwiękowych. Innymi słowy nagle, myślę że dla niektórych dość zaskakująco (tak, mam tu na myśli firmę Creative – w końcu od ładnych paru lat dział marketingu tej firmy starał się promować muzyczne aspiracje firmowych dźwiękówek), pojawił się ogromny wybór, nowy segment rynku. Rzecz jasna szybko stało się jasne, że skonstruowanie dobrze brzmiącego urządzenia nie jest proste. Kluczowy interfejs – USB – to spore wyzwanie, coś co nadal stawia duże problemy w implementacji. Jitter, transfer adaptywny/asynchroniczny, filtry, sampling… droga do dobrego brzmienia to wyzwanie, innymi słowy stworzenie sprzętu dobrze grającego z komputera to nie błahostka. Z tym większym zaciekawieniem rozpocząłem testy czegoś, co w pierwszej chwili nasunęło dość oczywiste skojarzenia z przenośną pamięcią flash, popularnym pendrivem. Takie coś ma zagrać? Przemknęło mi przez głowę. Po założeniu słuchawek (później także podpięciu głośników) szybko wyzbyłem się wątpliwości. O cholera! Postęp w dziedzinie PC Audio nie tylko jest faktem, ale ten postęp jest – patrząc przez pryzmat przetestowanego DragonFly`a – faktycznie gigantyczny. Zaintrygowani? Zapraszam zatem do lektury, sam muszę się jeszcze od czasu do czasu uszczypnąć, korzystając z tego „pendraka” w torze.

Grający pendrive – Audioquest DragonFly

Konstrukcja
To chyba jedno z najbardziej zaawansowanych urządzeń audio na rynku, biorąc pod uwagę liczbę rozwiązań, zastosowanych układów na milimetr kwadratowy ;-) Patrząc na specyfikację tego sprzętu widać, że ktoś tutaj zadał sobie wiele trudu, aby stworzyć sprzęt zdolny do grania na poziomie… dobrego, stacjonarnego systemu stereo. Nie, nie ma w tym żadnej przesady, to wyrafinowana konstrukcja, bardzo przemyślana od strony technicznej. Na co zatem się zdecydowano?  Zastosowano wzmacniacz Texas Instruments TPA6130A2 z regulacją po szynie I2S, z 64 stopniowym, krokowym regulowaniem głośności (przy maksymalnym ustawieniu, urządzenie przełącza się w tryb liniowy) oraz dwie kości: układ ESS Sabre 9023P (DAC) i odpowiadający za konwersję asynchroniczną USB, popularny TAS1020B z oprogramowaniem od Wawelenght Audio. W urządzeniu są w sumie aż 3 zegary. Dwa referencyjne zegary do tworzenia strumienia audio dla krotności częstotliwości 44,1kHz i 48kHz oraz trzeci, który przyporządkowano kości TAS. Urządzenie wykorzystuje do transmisji sygnału protokół Streamlength™. Podsumujmy: mamy tutaj zminiaturyzowany układ pozwalający na asynchroniczną transmisję dźwięku hi-res z precyzyjną regulacją wzmocnienia w domenie analogowej! Do tego zaimplementowano jedno z lepszych rozwiązań na rynku – chodzi mi zarówno o bardzo dobrą kość ESS (komunikacja via I2S), jak i odpowiednio zaprogramowany odbiornik USB. Znakomicie! Dodatkowo DragonFly za pomocą wielobarwnej diody komunikuje nam jaki materiał odtwarzamy. Proste? Proste. Ładne? Ładne i do tego funkcjonalne…

HD650 to idealny kompan dla DragonFly`a

Jak to zatem sklasyfikować?
Według mnie, trudno tu mówić „tylko” o karcie dźwiękowej, czy „tylko” wzmacniaczu słuchawkowym. Dlaczego? Ano dlatego, że – jak przeczytacie poniżej – to urządzenie pozwala do pewnego stopnia zastąpić „duży system”, po podłączeniu dobrej klasy, aktywnych monitorów (ostatnio jest ich na rynku coraz więcej) można stworzyć super minimalistyczny system oparty na komputerze, tytułowym urządzeniu oraz parze aktywnych kolumn. Teoretycznie każda dźwiękówka daje takie możliwości, jednak chodzi tutaj o to co w efekcie otrzymujemy – w przypadku DragonFly`a (DF) trudno by mi było znaleźć kartę (zewnętrzną lub wewnętrzną dedykowaną pecetowi), która mogłaby być odpowiednikiem. Pewnie dopiero urządzenia profesjonalne, dźwiękówki stworzone na potrzeby profesjonalistów, mogą stanowić porównywalne rozwiązanie.

Sprzęt testowy (pogrubione elementy wykorzystanie w niniejszym teście):

  • Zestaw #1: przedwzmacniacz NAD 1020, NAD T743 (końcówka mocy, kino), kolumny Pylon Pearl (nasz test), kolumny Pylon Topaz (nasz test)
  • Zestaw #2: aktywne kolumny Microlab Solo 7C (z przetwornikiem Beresford TC-7520)
  • Zestaw #3: Zeppelin Air (nasz test)
  • Zestaw #4: NAD C-315BEE/C-515BEE (kolumny jw. nasz test)
  • DAC: Arcam rDAC (nasz test), Beresford TC-7520 (nasz test), Peachtree Audio DAC IT, Matrix Portable DAC (nasz test)
  • Główne źródła cyfrowe: Squeezebox Touch (muzyka 24/96KHz nasz test), laptop z Win 7 (foobar z WASAPI, MediaMonkey + ASIO, muzyka 24/96~192 via USB-SPDIF), MacBook Air (Decibel, wszystko via USB oraz USB-SPDIF)
  • Konwertery SPDIF-USB: M2Tech HiFace Two & Matrix USB (nasz test)
  • Dodatkowe źródła cyfrowe: PlayStation 3 (dla SACD, BD), handheldy Apple, Toshiba E-1 (HD-DVD)
  • Gramofon NAD 5120
  • Modyfikacja (opcjonalna) toru analogowego: bufor lampowy DIY
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Music Hall ph25.2 (nasz test); Musical Fidelity HPA 1 (nasz test); Schiit Audio Asgard
  • Słuchawki: AKG K701 (nasz test), Klipsch Image One (nasz test), Sennheiser HD650, HiFiMan HE-400 oraz Sennheiser Momentum (nasz test)
  • Sterowniki: iPod (nasz test) oraz iPad 2 (nasz test) z oprogramowaniem odtwarzającym & sterującym
  • Okablowanie: Supra DAC, Dual, USB oraz Trico (analog, cyfra), Procab (analog – głośnikowe), Klotz (analog) oraz Prolink (cyfra), Belkin (cyfra -> USB)
  • Router audio: Beresford TC-7220 (nasz test)
  • Zasilanie: Tomanek ULPS dla rDAC & SB Touch (nasz test) & Peachtree DAC IT, listwy APC (SA PF-8 oraz Cyberfort 350 z UPS), listwa Tomanek TAP6, kable Supra LoRad

Brzmienie, które definiuje na nowo to, co można (i jak można) uzyskać z PC/Mac
Oczywiście warto na wstępie dodać: „w takiej, minimalistycznej formie”. Są urządzenia kosztujące do pięciu tysięcy, które zabrzmią lepiej, będą dysponowały większymi możliwościami. Tak czy inaczej to co prezentuje DF każe na nowo zdefiniować to, co można uzyskać wykorzystując jako źródło komputer. Jeżeli napiszę, że dzięki temu niepozornemu urządzeniu mam dźwięk jaki znam z domowego zestawu stereo (budżetowej klasy) to nie będzie w takim stwierdzeniu grama przesady. Jeżeli napiszę, że gra to z dobrej klasy nausznikami, jak tor za parę tysięcy złotych (wzmacniacz słuchawkowy, źródło oraz dobrej klasy zasilanie) to też nie skłamię. Tyle, że tutaj mamy niepozornego pendrive`a, którego wystarczy podłączyć do komputera, podpiąć słuchawki i tyle. Nie wymaga to żadnej konfiguracji, można po prostu podłączyć i słuchać. Z tym „żadnej”, to może tak nie do końca – w przypadku PC konieczne jest ustawienie programowego odtwarzacza (wybór sterownika WASAPI, odpowiednie ustawienie systemowego suwadła głośności), w sumie podobnie jest z makiem (w opcjach MIDI warto dokonać ustawień zgodnie z instrukcją). Tak czy inaczej, łatwiej, prościej się po prostu nie da. To PC Audio dla każdego, także dla tych, którzy odczuwają mniejszą/większą awersję do komputera.

Gramy kompakt – 16bit 44.1kHz

Odtwarzamy 16bit / 24bit 48kHz 

Tym razem leci sobie hi-res 24bit 88.2kHz

Maksimum via USB class 1 – 24bit 96kHz

Decibel to bardzo dobre rozwiązanie gdy chcemy grać hi-res pod MacOS X – asceza formy, maksimum treści…

W moim przypadku z PC DragonFly nie polubił się od pierwszego, odtworzonego dźwięku. Okazało się, że komputer służący nie tylko do muzyki (laptop Asusa), z wcześniej instalowanymi, licznymi wtyczkami, sterownikami nie był najlepszym kompanem dla DF. Pojawiły się trzaski, w przypadku Foobara trzeba było szukać alternatywnego sterownika. Na szczęście z HTPC oraz Makówką sprzęt zagrał koncertowo, bez żadnych problemów. Mac pełni u mnie rolę sprzętu głównie do audio, stąd odsłuchy przede wszytkim przeprowadziłem w jego towarzystwie (z zainstalowanym programem Decibel, który obecnie awansował u mnie do rangi podstawowego, programowego odtwarzacza na MacOS X).

Mocny, kipiący energią, dynamiczny oraz bardzo rozdzielczy dźwięk to coś, co od razu przykuwa naszą uwagę. I nie ma tu różnicy czy słuchamy na słuchawkach czy na głośnikach. Podłączenie dobrym kablem NuForce z moim torem stacjonarnym było zaskakującym doświadczeniem. Oczekiwałem jakiejś degradacji, dźwięku przynajmniej odchudzonego, nie tak dynamicznego… nic z tego! Wręcz przeciwnie, aż z wrażenia musiałem sprawdzić, czy faktycznie gra ten malutki „pendrak”. Znakomite właściwości soniczne tego urządzenia ujawniały się z każdym kolejnym odtworzonym materiałem. Fantastyczny prezent, jaki zrobił nam Linn, składanka świąteczna w hi-res pokazała fantastyczne możliwości brzmieniowe DF. Na Sennheiserach HD-650, a potem dodatkowo na HiFiMANach HE-400 (wysterowane bezproblemowo) dźwięk był niezwykle namacalny, sugestywny, wyraźnie trójwymiarowy, pełen wybrzmień, smaczków.

Rozdzielczość? Znakomita! Dynamika? Świetna. Bas? Twardy, zdecydowany, pod pełną kontrolą, szybki, dokładny, podawany dokładnie w takich proporcjach jak trzeba. Co więcej, nie udało mi się DF przyłapać na jakiejś ewidentnej wpadce, na braku jakiś umiejętności. Takich możliwości w zakresie wydobywania z nagrania mikrodetali, uzyskania takiej rozdzielczości, nie otrzymamy z klasycznych źródeł, z płyty CDA. Jednocześnie nie ma tu mowy o analitycznym chłodzie, o rozjaśnieniu. To dźwięk przypominający czarną płytę. Tak, napisałem to, no i trudno – tak to właśnie wygląda, to nie tylko urządzenie potrafiące uwypuklić wszelkie zalety cyfrowej muzyki, grania z pliku, ale jednocześnie zachowujące analogowy charakter brzmienia (które kojarzy się z czarnym krążkiem, rzecz jasna bez trzasków oraz innych przypadłości typowych dla winylu). Pełnego, naturalnego, harmonijnego… Piękne wokale, niezwykle muzykalny przekaz jednoznacznie kwalifikują DragonFly`a do grona urządzeń referencyjnych. Referencyjnych w tym sensie, że nic w porównywalnej cenie, o takich właściwościach (ergonomii użytkowania) na rynku nie istnieje.

…ortodynamiki? Bardzo proszę, świetny duet!

Podsumowanie
Audioquest DragonFly mnie uwiódł. Nie myślałem, że jest jeszcze coś, co może mnie tak mocno zaskoczyć w dziedzinie audio, jak ten niepozorny „pendrak”. Przecież to nie powinno tak grać! To obraza dla wielkich, zbudowanych z grubych płatów szczotkowanego aluminium „klocków”, które wcale niekoniecznie zagrają …no właśnie… lepiej. Trudno to zrozumieć, szczególnie komuś, kto myśli „analogowo”, dla którego komputer „nie gra”. Rozumiem takie podejście i choć jest ono całkowicie błędne (sorry, ale ten produkt uwidacznia to w 110%), to sam niejednokrotnie rozkoszując się brzmieniem wydobywającym się z podpiętych pod DF słuchawek, mówiłem sobie: „nie wierzę”. A jednak! Nie mam żadnych wątpliwości, „wybór redakcji” się należy, bez żadnych ale. To fantastyczny produkt i teraz dobrze rozumiem, te zachwyty, te wszystkie laury jakie spłynęły na AudioQuesta za DragonFly`a. To faktycznie niesamowite urządzenie…

 

AudioQuest DragonFly DAC USB (1200zł)

Plusy:
- brzmienie jak z rasowych komponentów audio
- a konkretnie… niezwykle harmonijne, z bardzo dobrym basem
- znakomitą dynamiką
- z powietrzem & przestrzenią
- … oraz świetną rozdzielczością
- do tego 100% plug&play
- a przy tym równie dobrze ze słuchawkami, jak i z głośnikami
- … a, bym zapomniał, gra także fenomenalnie czysto, bez żadnych pyknięć, trzasków
- podsumowując: brzmienie analogowe, niezwykle przyjemne w odbiorze
- dodatkowo, bardzo zaawansowana konstrukcja, precyzyjna regulacja wzmocnienia (w domenie analogowej)
- no i to się nazywa przenośność!

Minusy:
- początkowo cena, ale po podłączeniu do komputera mija
- jak to z pendrivem… wystaje, można coś uszkodzić, a za kabelek (DragonTail) trzeba dodatkowo dopłacić
- osłonki lubią się gubić
- z ciężkim kablem (patrz obrazki) „leci na łeb”

W teście wykorzystano: Sennheisery Momentum (także świetny kompan dla DF), HD-650 oraz HIFIMAN HE-400.

Autor: Antoni Woźniak

 

 


Ważka wyraźnie polubiła się z HE-400

 
Najprostsza możliwa konfiguracja odtwarzająca dźwięk w wysokiej rozdzielczości

Komentarze Czytelników

  1. aliendonald

    Od kilku dni jestem szczęśliwym posiadaczem tego cudeńka w wersji 1.2. U mnie głównie jest pomostem między Tidal’em a Grado SR80, na androidzie. Ujarzmiłem go też na linuxie, tak by działał z każdą aplikacją, w tym z Youtube czy webowym playerem. Co ciekawe, różnicę, na plus oczywiście, słychać nawet na zwykłych, firmowych słuchawkach dołączanych do smartfonów. Nawet moje kino domowe (Dragonfly podłączony jack-rca do input direct) nabrało „audiofilskiego” charakteru.
    Zamiast opisu moich wrażeń z słuchania, a raczej uczestniczenia w muzyce, posłużę się klasykiem z pewnego, rodzimego filmu: „Niby taki pokurcz, a jakie ma pier***nięcie?”

Dodaj komentarz