LogowanieZarejestruj się
News

Kabel co gra, ale nie tak, jak myślicie: Woo Phantom DAC

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0717

Kabel grający. Kable nie grają. Woo Audio Phantom DAC. Zasadniczo jestem kablosceptykiem to znaczy nie pomniejszam wpływu, tylko całkowicie inaczej rzecz postrzegam… niwelowanie charakterystyki tego co podpięte, ot co, a nie samo w sobie z charakterystyką, bo to BZDURA. Innymi słowy pomiary dowodzą w czym rzecz, a że klamot potrafi brzmieć różnie, czasami lepiej, gorzej, coś ktoś popsuł, albo przedobrzył (i trzeba korygować) to jest, jak jest. Można w domenie korekcji analogowej bądź cyfrowej to robić, czyli bawić się korektorem, uzyskując efekt porównywalny do wpięcia węża boa za 10000$, można też dobrać odpowiedni przetwornik (medium, kabel, drut) i w efekcie dostać to samo. Ot, kto co tam lubi.

Często klamoty za milion wypadają zawstydzająco źle w pomiarach i wtedy dorabia się filozofię do tego (mhm, mhm) tudzież manewruje kablami, żeby coś tam bardziej, coś mniej, wreszcie przypadkowo (aha) uzyskać efekt satysfakcjonujący słuchacza. Tyle. Przypadkowy? No przypadkowy, w sensie, nigdy do końca nie da się powtórzyć, bo składowe (taaa, te wszystkie akcesoria, te warunki akustyczne, no milion czynników, są unikalne). I to właściwie zamyka temat. Wszelkie złotouche i poetyckie opisy, jak to i dlaczego oraz co powoduje, są wg. mnie o kant 4 liter, bo albo coś ma na granicy percepcji, subtelnie, albo ktoś spie…lił projekt i jest jakiś zasadniczy błąd w elektronice, efektorze, jakimś tam źródle, no.

Woo

Co zrobił lampolubny producent z UeSeJ? Ano postanowił, jak pisałem w zajawce, ułatwić sobie życie tworząc szybkowpinalny, testowo-pozytywny, życiowo-ułatwiający kabel zakończony przetwornikiem C/A. Kabel taki nie byle jaki, znaczy po prostu solidny, z dobrymi jakościowo wtykami, w oplocie, raczej sztywny niż miękki (także żadne mobile!!!), do słuchania stacjonarnego. Nietypowo? No nietypowo, a ja lubię takie rzeczy. Bierzesz wpinasz, przetwarza i co tam będzie, czy integra, czy pre-amp, kolumny, czy niby oczywiste (a wcale, bo nie) słuchawki. Tak, to jak napisałem stacjonarne jest (na upartego łatwo przenośne, znaczy jak ktoś krąży praca, biuro, dacza, praca, biuro to mu się to na pewno przyjemnie wpisze w potrzeby), także wcale bym nie upierał się, że nauszniki, wręcz przeciwnie, poza biurkowym head-ampem widzę tu głównie tor stacjonarny, albo biurkowy z aktywnymi kolumnami. Także niby małe, a jednak duże i z fotela.

Woo było u nas nie raz, nie dwa, zarówno mobilne lampki choinkowe czytaj WA8, jak i stacjonarne, dzielone, kostki WA-7 i były to rzeczy oryginalno-inne. W pomiarach do czterech liter, bo też (no Woo w końcu, nie?) lampiszonowe, a połączenie przetwarzania C/A z wzmocnieniem na bańkach w jednej obudowie to zawsze kompromisy. Przy czym kompromisy w zakresie właśnie tego, co na oscyloskopie wyjdzie, bo te smaczenie, koloryzacja, przyjemne w odbiorze zniekształcenia po prostu mają swoich zwolenników i mogą się podobać. Tak też to opisywałem. Bo się podobało (choć obiektywnie było dalekie od neutralności, wierności czy – jak to mówią niektórzy „puryści” – uczciwości nawet), bo forma zajefajna, znaczy design bardzo przypadający opisującemu do gustu itd itp. No dobra, a to, co jest bohaterem wpisu, a do tej pory nawet się nie zająknąłem ki diabeł?

» Czytaj dalej

Pierwszy taki na ESS9039PRO: DAC SMSL DO300 premierowo

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0347

Obiecujemy, że będzie płodozmian zaraz (nauszniki znaczy się będą, zamknięte Sundary), bo się DACzkowo zrobiło za bardzo ostatnio. To rzutem na taśmę leci kolejna wybitna nowość, powiem szczerze, że ciężko nadążyć z tymi wszystkimi nowościami, bo liczba premier z fabryki świata ma tendencję do „wypłaszczania” jak inflacja w kraju nad Wisłą. Glapa mówi tak, rzeczywistość robi siak. Także ta klęska urodzaju, co to na nią pomstowałem swego czasu, to jest nic z tym, co teraz (inflac… dobra zmilczę, bo ma być przyjemnie, a nie „nerwowo”). No i macie dobry przykład na poparcie powyższego, kolejny z co najmniej kilku nowych, DAC ze stajni S.M.S.L. Malutki, kompaktowy DO300. Był u nas testowany, wtedy też nowy (a to tylko rok różnicy) DO200 vide: http://hd-opinie.pl/13826,audio,pierwszy-taki-mqa-dac-do200-od-s-m-s-l-test.html a tu kolejna setka + i nowość. Ktoś mógłby powiedzieć – eeee, bez sensu, na pewno to, to jakaś mała polerka i kolejna cyferka. Nic bardziej błędnego! To progres i w ogóle PREMIERA NOWEGO HIGH_ENDOWEGO ESS9039PRO! Tak, tak Panie, Panowie nowa topowa kość flagowa Sabre tutaj ma swój debiut. Z tego co widzą, chyba niespecjalnie gdziekolwiek, ktokolwiek pisał o tym na sieci (nie tylko w .pl) także trochę trema zjada (serio, to nie, kryguję się tylko ;-) ) i cóż…

Wbrew pozorom jest dobrze, nawet bardzo.

…jak tam, w tym DO200 mieliście też brand new dwa razy ESS9068AS i bardzo mocno podkreślane MQA (które uważam osobiście za największe rozczarowanie i wręcz szkodliwy dla branży wynalazek) to tutaj poza MQA (też pełne origami, też ze wszystkich interfejsów i jeszcze podobnie z CDA MQA wsparciem jw, co jest moim zdaniem porównywalne z CD-RW z MP3) jest ta flagowa kość właśnie. I ta kość moi drodzy, mimo że wielu mówi, że postępu tu już nie ma i kości a) nie grajo b) brzmio tak samo c) w ogóle na SQ średnio wpływajo (przepraszam, że tak, ale nie mogłem się powstrzymać) to ten tu układ jest tego zaprzeczeniem i mimo mojej już nie pierwszej świeżości, wbudowanej aparatury odsłuchowej czuć progres. To ESS, który nie brzmi jak ESS (czytaj typoweo czyli przestrzenno-rozdzielczo na pełnej, ale z pewnym dystansem odnośnie kolorytu, plastyczności, czy jak kto woli ciepła, lepkości & muzykalności). Nope. Ten tu nowy przestawciel rodziny next gen. jest na moje ucho syntezą tego, co w ESS było palce lizać z konkurentem japońskim spod znaku Asahi Kasei Microdevices Corporation.

Fotogaleria jak zwykle na profilu

Powstałe z popiołów AKM charakteryzowało się nieco innym podejściem do konwersji cyfrowo-analogowej dając wedle wielu music loverów dźwięk bliższy analogowemu (cokolwiek rozumiemy pod tym pojęciem), mniej analityczno-suchy itd. No to mamy coś symbiotycznego i z przyjemnością dzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami z testów SMSL DO300 czytaj jednej z pierwszych konstrukcji na nowym czipie topowym która ujrzała światło dzienne.

Pasy zapięte? To wciskamy gaz do dechy…

» Czytaj dalej

Nowości na HDO (aktualizowane) w lutym 2022…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_9475

Rozpoczynamy od nawiązania do borewiczowskiej klasyki: „Nowości #1: się ma, się słucha  :P  Co się ma? Kompaktowe Diamondy od Pylona. A dokładnie Pylon Diamond 15, które konfrontujemy bezpośrednio i pośrednio (znaczy będzie przepinane  ;-) ) z większymi (sporo!) 18-kami. Jak już wspomniałem w poprzednim wpisie, te kolumny mogą być dobrym wyborem zarówno do gabinetu / sypialni, jak i niewielkiego salonu. Różnica w skali dźwięku i sposobie reprodukcji wg. mnie ogromna. A przecież mówimy o tej samej linii, a jednak! Nie to, że słyszę coś zupełnie odmiennego, ale pewne cechy brzmienia są tutaj całkowicie inne. Mnie to bardzo leży, bo zamiast różnicy pt. „no mniejsze są, w dostępnych powierzchniach pomijalne” mam dwa ®różne zestawy. Nie ma miejsca na nudę, jest miejsce na słuchanie równoczesne i – przepinanie – choć do czasu, bo właśnie udało się upolować matrycę audio Nobsound 4-1-1-4 i powiem Wam coś… zaje fajna rzecz to jest. Możemy równocześnie 4 różne konstrukcje głośnikowe na jednym ampie, albo cztery różne ampy na jednym zestawie testować. Dla mnie to ogromne ułatwienie w pracy. Rzecz zrobiona pierwszoklaśnie, znaczy z wielką dbałością o przebieg sygnału. Parametry idealnie dopasowane do moich potrzeb (maks. 200W na kanał, więcej nie planuję w moich warunkach, nie miałoby to żadnego uzasadnienia i waliłoby ściemą na kilometr, gdyby się testowało jakieś megapiece przykładowo). Aha, wspomniana matryca wielogłośnikowo/ampowa pozwala na przyłączanie pieców lampowych z odpowiednich dla nich (lamp) parametrem tj. stałym obciążeniem rezystancyjnym, co by nam bańki jak najdłużej w dobrym zdrowiu służyły…” (…)

 

Ciąg dalszy po kliknięciu w „dalej…”

Nowości #2: tym razem coś, co łączy światy na poziomie… dotychczas niespotykanym. Wiem, co mówię, bo przewaliło się przez redakcyjny regał AV pierdyliard skrzynek audio-wizyjnych Dune, Zidoo, Oppo, Cambridge Audio, NAD, Egreat, Elec, czy HTPC różnej maści (z dedykowanym softem znaczy front-endem tj. Minix choćby… btw androidowców nie zaliczam do av blaszaków). Ostatnio był u nas także ekskluzywny i wybitnie pod audio robiony ROSE. U Koreańczyka wideo było wyraźnie dodatkiem tylko, nawet mimo wyświetlania na dużym panoramicznym mazianym displeju np. klipów, bo poza VLC właściwie tam nic nie robiło roboty w wizji, a spec/ustawienia pozostawiały spory niedosyt. Z Zidoo Neo S jest ZUPEŁNIE INACZEJ. To takoż bardzo mocno pod audio robiony klamot, powiem więcej – to jest część elektroniki audio na poziomie wykraczającym nawet poza wysokoklaśne HiFi. Znakomite komponenty, znakomite wyposażenie i wszystko zaprojektowane tak, by brzmieniowo i obsługowo (muza) było tiptop. I tak jest. Ale to tylko A. Bo jest jeszcze B… znaczy jest jeszcze V. I to jakie! Ciąg dalszy w ciągu dalszym ;-) (…)

 Megagaleria z opisami po kliknięciu w powyższe…

 


Doskonałość na łysej glacy. Nie przesadzam!

Nowości #3. Jak na tytułowej focie… pojedynek niewidzialnych nauszników ;-) Panie, Panowie w prawym narożniku hajendowa najtopowsza konstrukcja Dana Clarka STEALTH za c.a 20k aka 4k zielonego siana, w lewym Dr Fang wystawia najnowszą V3 wersję naszych ulubionych swego czasu Arya STEALTH Magnets! Cena nadal wysoka, choć porównując wręcz okazyjna ;) :P …w okolicach 8k aka 1.6k zielonego siana. Dlaczego niewidzialne jety na obrazku, zapytacie? Nie chodzi tu tylko o same nazewnictwo, nie, chodzi tu moi drodzy o charakterystykę brzmieniową tych nowości. To NAJBARDZIEJ neutralne, najbardziej hmmmm… wierne (?) nausznice jakie przyszło mi nakładać na łysą glacę. Tak, mam tu przede wszystkim na myśli „dan clarck-i”, ale i hifimanowa Arya to słuchawki bardzo ale to bardzo niepodkoloryzowane. Także punkt styczności jest, mimo że obie konstrukcje, poza metką, różni co nieco… pomijając, że planary, to zamknięta konstrukcja rywalizuje tutaj z w 100% otwartą, a choć obie dysponują „niewidzialnymi” membranami, to mocno inaczej szefowie kuchni podeszli do tematu. Oczywiście o tym przeczytacie w recenzji, nie zajawce.

I tu i tam łezka (muszla), super wygodne ze wskazaniem na Dan-a, bo topowa DCA dopasowuje się (yhy samo się) do glacy jak najlepsze włoskie obuwie. Serio, tym razem naprawdę nie czujecie, że macie coś na głowie i moim zdaniem osiągnięto tutaj ergonomiczną perfekcję. Lepiej się nie da. W przypadku Arya mamy powtarzany przez producenta, wypracowany w kolejnych generacjach, doskonale sprawdzający się w codziennym użytkowaniu pałąk – jedynie regulacja stopniowa to coś, co bym tutaj zmienił / poprawił. Okablowanie w DCA jest fantastyczne, firmowe kable wg. mnie nie wymagają żadnego „no dobra, trzeba dorzucić do ceny wyjściowej ileś tam na nowe druty”, są docelowe. Układają się perfekcyjnie, w miękkiej, materiałowej otulinie, są lekkie, nie mikrofonują i jedynie mogłby być dłuższe (znaczy mogą, ale to kosztuje). Dostajemy (zdaje się) 1.8 metra, a to trochę mało jak na standardy stacjonarnego słuchania. W Arya kabel jest, jaki jest. Da się z nim żyć, ale jednak dla wymagającego trzeba będzie czegoś więcej i na potrzeby testu to więcej wylądowało w redakcji (symetryczne więcej). Dobrze, że ujednolicono (no prawie) standard wtyków w muszlach HiFiMANów (3.5) i można sobie przy paru w kolekcji nowościach ze stajni stosować te same przewody.

Mimo zamkniętości DCA wymagają… odpowiednich warunków. To w ogóle kapitalna konstrukcja, bo według mnie referencyjne NARZĘDZIE dla kogoś zainteresowanego słuchawkami do odsłuchu studyjnego. Już tłumaczę. Te nauszniki w sposób absolutnie bezwzględny różnicują nagrania, pokazują na co stać (albo nie) podpiętą elektronikę, no są takim szkiełko-okiem, ale (co istotne) bez wyzucia z emocji & przyjemności. Co to, to nie, te słuchawki dostarczają potężną dawkę dobra, tyle, że są wrecz podręcznikowym przykładem na: shit in, shit out. Wspaniały tool dla realizatora dźwięku? Mhm. Co więcej w studiu nie może być głośno, toczyć się jakieś przyziemne życie ;-) obok, tu jest tak samo: musicie się skupić tylko i wyłącznie (bo odkrywamy) i musicie mieć cisze. Mimo zamkniętości te słuchawy nie tłumią z otoczenia. Jak słuchamy, nie przeszkadzają domownikom (co innego Arya, tam macie wszystko dokładnie zapodane na zewnątrz, jakbyśmy kolumienki mieli na cichości słuchane), ale właśnie jak wyżej.


Pojedynek świetnych słuchawek. DCA Stealth vs HiFiMAN Arya V3. Na Zidoo AiO testowane jak widać.

Odkrywamy? A i owszem, ale co to za odkrywanie jest! No słuchamy sobie najpierwej i nuda panie, jak w polskim kinie (to nieprawda oczywiście, szczególnie kinie sprzed paru dekad) nic się nie dzieje. Nie z nami te numery, wiemy o co chodzi, wiele produktów z najwyższej półki wydaje się nudnych na wstępie. Wiele takimi pozostaje, znaczy okazuje się że odbiegają w jakimś aspekcie od doskonałości i są po prostu do dupy (za kontener siana chcemy naj i koniec i basta). Tu jest na szczęście właśnie tak, jak to bywa z najdoskonalszym – dzieje się, wszystko na miejscu, wszystko w takich proporcjach jakie uznamy za ekhmmm prawdziwe. Słuchamy i nie (jak zwykle) przechodzimy przez etap adaptacji i przyzwyczajenia do charakterystyki efektora, a… efektor pokazuje nam obiektywnie o co tu chodzi. Słuchamy muzyki. Reprodukcji? Tak. Interpretacji? No właśnie nie.

Arya są łatwiejsze, łatwiejsze w tym sensie że przewidywalne. Już tłumaczę – tam nie robi różnicy czy mamy, czy nie mamy na nosie okularów. W DCA robi. Byłem serio w totalnym szoku, gdy zdjąłem patrzałki (mode: krtek) i usłyszałem więcej. Nie, zioła nie było, nie – nie przyśniło mi się, nie …to nie było subtelne. Musi być idealna komora odsłuchowa, musi być szczelnie. Jak nie jest (okulary) to okazuje się, że jest mniej dobra. Wyjaśnię fenomen (tak duży, zauważalny wpływ) w recenzji, powiem tylko jeszcze tyle, że pisząc te słowa mam okulary założone idiotycznie, poza muszlami, poza uszami, bo właśnie tak trzeba, by pełen potencjał mieć móc. Arya są łatwiejsze, bo nie wymagające aż tak od materiału i elektroniki. Właśnie elektroniki – DCA łase są na energię, moc wzmocnienia, muszą dysponować odpowiednio mocarnym wzmacniaczem. Inaczej blakną. Co ciekawe, nie reagują wcale w oczywisty sposób na zabawy w ust. gain (o tym też więcej w recenzji będzie). Na pewno trzeba tutaj solidnej elektrowni, by zapewnić odpowiednie warunki dla słuchawek. Arya są dużo mniej wymagające, właściwie można je kojarzyć swobodnie z mobilną elektroniką odtwarzająco-wzmacniającą i będzie okej.


Oj tak!

Na koniec powiem Wam jeszcze coś – producenci słuchawek odpłynęli (metki), kiedyś było to uzupełnienie, nie alternatywa dla kolumn, a właśnie uzupełnienie, coś obok. Dzisiaj często traktowane zamiast. Stąd pewnie to odpłynięcie. Patrzę na to trochę w taki sposób, by sobie to jakoś zracjonalizować: zamiast systemu za 20 czy 30k kupuje taki jeden z drugim dwie  składowe, przy czym wydaje głównie na efektor właśnie. Ten nie wymaga dodatków jak w opartym na zestawie głośnikowym systemie, torze. Tyle. Czy dostaje coś porównywalnego? Do niedawna (mimo oczywistego skrzywienia piszącego, skrzywienia słuchawkowego, bo lubię i się zajmuję) powiedziałbym, że nie bardzo. Teraz nie jestem taki pewien. Równorzędne, inne, ale równorzędne? Arya są doskonałym potwierdzeniem jak bardzo rozwinęły się możliwości tego co na uszach. A topowe DCA są – no cóż – są póki co najlepszymi słuchawkami jakie miałem na głowie. Pełne uzasadnienie znajdziecie w całościowej publikacji. Poniżej galeria prezentująca te precjoza. Smacznego. I to jeszcze nie koniec O_o, o nie…

PS. Dan jak ktoś płaci 4k zielonego to nawet jak mu się tylko niepodoba to odkształcanie padów (wg. mnie nie ma wpływu na SQ na szczęście) to nie ma to, tamto, tylko wymieniasz…

PPS. Na ASR efendi sprawdził i tak się pozachwycał, że aż nie wytrzymał i nabył. Nie dziwię się. Mniejsza o idealnego Harmana (bo to wcale nam nie mówi całej prawdy, słuchawki to w ogóle inne zwierzę, znaczy wiele zakłóceń, artefaktów w pomiarach pozwala na osiągnięcie LEPSZEGO SQ np. w zakresie przestrzenności… tu zresztą w przypadku DCA będzie ciekawie, oj ciekawie będzie ;-) ), mniejsza o bardzo, bardzo podręcznikowe pomiary tej konstrukcji, mniejsza. Chodzi o to co w efekcie dociera do uszu. Tylko to. Także zabawy z EQ dla pełnego obrazu będą, ale nie będą stanowiły żadnego punktu odniesienia. Dlaczego? Bo to imo indywidualne dosmaczenie w przypadku tak wyjątkowej konstrukcji. Także ciekawostka tylko. Nie zgadzam się z naczelnikiem ASR w tym względzie w pełni, jak widać. Zgadzam się natomiast w tym, że sam te słuchawki najchętniej bym przytulił i już nie wypuścił z ręki. Ehhh.


» Czytaj dalej

AOSHIDA & Dilvpoetry DT-1 na bańkach DAC przetestowany

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_8648

Czas na drugi z klamotów, który dojechał ostatnio z fabryki świata: DT-1. Pod tym niepozornym oznaczeniem kryje się lampiszonowa konstrukcja powstała w intrygującej kooperacji. AOSHIDA to jeden z większych globalnych dystrybutorów chińskiego HiFi, natomiast Dilvpoetry to producent tanich, często wyposażonych w bufory lampowe, klamotów w bardzo kompaktowej formie. Co ciekawe, specjalizują się tam niekoniecznie w cyfrze, a – co niezbyt często dzisiaj spotykane – na analogowych komponentach. Ten DT-1 to najwyższy w ofercie przetwornik cyfrowo-analogowy, właściwie mimo nazwy to bardziej DAC/hp amp, bo mamy tutaj bardzo solidną sekcję napędzającą nauszniki. Do tego, też nie tylko DAC, ale cyfrowa integra z linkiem bezdrutowym… nie zapomniano o BT, które w tytułowym oparto na topowej kości, obsługującej wszelkie najnowsze kodeki „hi-res” w sio zębnym. Macie zatem i aptX HD, jak również LDAC-a macie, a jak ktoś jest jabłczany to nie zapomniano na szczęście o AAC (które w BT nie wadzi, ale co robi w AirPlay 2, bez żadnej kontroli ze strony usera, naprawdę trudno dociec i nie jest to nic fajnego, a wręcz przeciwnie). Małe to, z dedykowanym pilotem to, z malutkim ekranikiem (wszystko co trzeba pokazuje, można wygasić, z kanapy poziomu nieczytelne). Oczywiście to, co przykuwa uwagę to… wyoblona obudowa z ciekawie zaprojektowanym wykończeniem, wzornictwem ala nutki na pięciolinii (wyróżnia się) oraz – no a jak! – lampki dwie. I choć opis nieco nam gmatwa sprawę, bo raz jest dekoder C/A z 6N3 (znaczy bufor w torze cyfrowo-analogowym zastosowany), a raz jest amplifajer z lampami (że niby te lampy napędzają nam słuchawki) to śpieszę wyjaśnić i przypomnieć (było już w pre-recenzji), że te lampy z ESS9038Q2M, mobilną wersją topowego Sabre, współdziałają i mogą być załączone, jak i wyłączone, wedle gustu, a z amplifikacją nie mają bezpośrednio żadnego związku, bo tam podwójny TPA6120A siedzi przed jackami (6,3 i 4,4 – mamy zatem balans!). Sekcja wzmacniająca dla słuchawek jest w ogóle niczego sobie (w sensie mocy & dynamiki), a dodatkowo sekcja ta czerpie korzyści z tego bańkowego smaczenia (się wie!),  także sporo tu zabawy i sporo możliwości kształtowania brzmienia. No właśnie, sporo, bo set lampowy da się w bardzo prosty sposób apgrejtować, do czego zachęca sam producent i co na potrzeby recenzji zresztą uskuteczniłem.


:)

Jak widzicie ciekawa rzecz, mocno niebanalna, z widokami na zabawę w podmienianie wsadu lampowego, czytaj modelowanie brzmienia. Do tego bardzo przemyślana konstrukcja, z możliwością wyprowadzenia sygnału dalej (proste pre), tylko na wyjściach RCA, albo równocześnie z jackami, jak wspomniałem z buforem, albo bez. Bardzo korzystnie na papierze wygląda tutaj napęd, bo obiecują na pentaconie aż 2W na kanał (!). Na dużym, niesymetrycznym, jacku jest to nadal bardzo przyzwoite 0,5W – innymi słowy z podawaną w instrukcji charakterystyką czułości od 16Ω aż do 600Ω można będzie tutaj zapodać dowolne słuchawki, przy czym przede wszystkim podpiąć sobie coś bardzo wymagającego i to coś powinno w takich okolicznościach zagrać na maksimum swoich możliwości. Czy faktycznie, to się zaraz poniżej okaże :-) Wreszcie na koniec jeszcze jeden mocny i wyróżniający tego klamota element, czyli CSR8675. Pisałem przed chwilą o BT, zazwyczaj spotykamy na PCB któryś z najnowszych układów Qualcomma, nie inaczej jest w tym wypadku, ale jednak… tej kości w stacjonarnym audio się nie stosuje (bo to układ pod telefony i słuchawki „ze wszystkim”, na bogato). Producent zdecydował się na taką właśnie, topową i przynajmniej parametrami jeszcze lepszą od najnowszych i najmocniejszych układów spotykanych w audio sprzęcie kość, obsługującą bardzo rzadko spotykany kodek apt-X Low Latency. Podsumowując, jest tutaj w tym małym klamocie sporo ciekawych rzeczy, oryginalnych rozwiązań, których w takim miksie gdzie indziej nie uświadczymy. I choć forma wskazuje na biurkowo-gabinetowe zastosowania, to jak widać z powyższego, można sobie tego malucha wyobrazić spokojnie jako całościowo spinające rozwiązanie we wspomnianej sypialni, albo – drugi system – w salonowym AV, gdzie będzie spaczył ze źródeł typowych dla tego typu miejsca (SPDIF w komplecie), albo też komputerowo-mobilnych (BT i USB). Do wyboru, do koloru z kolorowaniem, bo bańki. Fajnie, ale jak to wypada w praktyce?

No popatrzmy…
» Czytaj dalej

DTS w głośnikach Sonos-a! …oraz Beam w nowej odsłonie Atmos-lubnej odsłonie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
tn_Beam-Credenza-White

Doskonała wiadomość dla użytkowników Sonos-a… wielki nieobecny, konkurencyjny sposób zapisu dźwięku dla Dolby, znaczy DTS trafi do wszystkich, sprzedawanych obecnie, kino-domowych urządzeń producenta… i nie tylko. Innymi słowy DTS będzie dostępny w Playbar, Playbase, AMP-ie, w obu generacjach Beam’a oraz najnowszej graj belce ARC. Znakomicie, bo wiele osób, które wcześniej za niemałe pieniądze zakupiło projektory dźwiękowe Sonos-a będzie mogło cieszyć się pełnym wsparciem kodeków kina domowego, obsługą dźwięku przestrzennego w obu rynkowych standardach. DTS to rzadko obecnie spotykany gość w dostępnych na rynku produktach (szczególnie w grajbelkach rzadko). Bardzo fajnie, że wśród urządzeń wspieranych wylądował także AMP. Choć dla wielu ten wg. mnie mocno niedoceniany (pomiary, gdy gra z cyfrowych źródeł, stawiają ten wzmacniacz w absolutnej czołówce, deklasuje wiele wzmaków utytułowanych marek. Stereo, nie amplitunerów KD, tylko integr, końcówek mocy!), to głównie źródło dwukanałowego dźwięku (wpięcie ekosystemu sonos-a w HiFi… bo tym oczywiście jest AMP), sprzęt pozwala na połączenie stereofonii z kwadrofonicznym, uzupełnionym o bezprzewodowy, firmowy sub, kino domowym zestawem jaki można na bazie tej skrzynki stworzyć. Sam użytkuję takie coś i wierzcie mi, że naprawdę warto. W teście (patrz tutaj) klamot wypadał bardzo fajnie, ale głównie skupiłem się tam na stereo, dlatego planuję uzupełnienie wpisu o kino domowe stworzone wokół „sono-wzmacniacza”. Swoją drogą to jedyna taka konstrukcja na rynku, która pozwala na integrację wizji (wzorowa i wzorcowa implementacja kanału zwrotnego HDMI – ARC działa bez żadnych „ale”, a jak ktoś ma starą, ale jarą, plazmę i starsze stand. HDMI to przejściówka optyczna i lecimy*) z dwoma klasycznymi wyjściami LFE dla aktywnych niskotonowców i dodatkowo bezprzewodowym linkiem dla dwóch kolejnych Sonos Sub-ów (3 gen).  Mhm. Tu nie ma pomyłki i jak ktoś chce bawić się w poważne nagłośnienie kino-domowe, chce doświadczyć dobrodziejstw dźwięku obiektowego, to konfiguracja z 2 woferami to jest właśnie TO. Fenomenalną sprawą jest także bardzo prosty, ale też bardzo skuteczny, sposób ustawienia parametrów pracy takiego wielokanałowego zestawu w oprogramowaniu Sonos-a. Wzmak nie tylko da się kontrolować w sofcie, znaczy w apce, zmieniając nastawy… można też tradycyjnie z dowolnego pilota do TV uczynić proste narzędzie do podstawowej kontroli. Cóż, w takim „bukiecie” nikt tego nie oferuje. Aha, dzięki funkcji wzmocnienia mowy w aplikacji kino-domowej, mimo formalnego braku centralnego, dźwiękom dialogów w takiej konfiguracji naprawdę trudno coś zarzucić. Dla jabłkolubów dodatkowym, ogromnym plusem, jest jedyna na razie, pełna integracja API streamingu jabłczanego w obsługiwanych przez soft sonosowy serwisach strumieniowych. Także można sobie grać te losslessy dostępne od niedawna, bez wad jakie czyhają na korzystających z AirPlay-a (w „2″ często, gęsto macie mimo materiału bezstratnego, konwersję do AAC na urządzeniach niejabłkowych! Nie jest to rozwiązanie bitperfect takoż i to bez względu na okoliczności, nawet w bezstratnej jakości streamu). Do tego rozrastająca się biblioteka dźwięku przestrzennego w Apple Music, dostępna na sono-klamotach.

Tia, pozachwycałem się DTSem (bo też jest się z czego cieszyć), obecnymi możliwościami sprzętu, a tu dzisiaj zdjęto NDA i wylądował w ofercie podrasowany Beam Gen.2. Ta belka wywarła na mnie (test) bardzo dobre wrażenie… lepsze niż dużo droższy ARC, cieszy zatem informacja o uzupełnieniu jej możliwości o wsparcie dla obiektowego. Dolby Atmos to najistotniejsze novum, ale nie jedyne. Cała belka to de facto nowa konstrukcja (choć tego nie widać, może poza zmienionym grillem z poliwęglanu), bo nowy procesor, bo nowe przetworniki akustyczne / ich układ, bo wreszcie nowa komunikacja… jest obsługa najnowszego standardu eARC oraz NFC do szybkiego sparowania belki z aplikacją, sonosową siecią mash via telefon. Także jednak nie taka kosmetyka, choć na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Niestety zmieniła się także cena. Było 1899, jest 2199 pln. To jak na możliwości, nadal konkurencyjnie, ale warto nadmienić, że mówimy o kompaktowej, małej belce, a nie dużym soundbarze, zazwyczaj w komplecie z subem. Także trzeba rozważyć za i przeciw, jak ktoś wejdzie w ekosystem nie będzie miał wątpliwości, dla kogoś mniej, czy w ogóle nie zainteresowanego multistrefowym setupem Sonos-a taki produkt traci sporo na atrakcyjności. Firma ostatnio zapowiedziała wzrost cen swoich produktów (zauważalnym – średnio ok. 50$, przy czym niektóre rzeczy pozostały ze starą ceną jak Move np.), tutaj boli nieco mniej, bo nowa wersja, progres możliwości itd. Jak się pojawi u nas w dystrybucji, zapewne przeczytacie na łamach HDO naszą opinię o tym sprzęcie. W pdf-ie, dla zainteresowanych, pełna specyfikacja nowości. Rozpoczęcie sprzedaży – 5 października.

* przy optyku, co warto zaznaczyć, nie ma pełnego Atmosa, dekodowanie maksymalnie w Dolby Digital + (kompresja stratna, ograniczenia obsługi obiektowego). Dotyczy to każdego sprzętu wspierającego, po zastosowaniu przejściówki musimy liczyć się z obsługą kompromisową w zakresie nowych technologii dźwięku przestrzennego.

PS. Czekam na dwie rzeczy: integrację podrasowanego Trueplay (auto korekcja, dopasowanie do pomieszczenia ustawień brzmieniowych sprzętu) w całej linii produktowej z uwzględnieniem spec. wariantu dla AMPa oraz wypuszczenie zapowiedzianych kiedyś (nieoficjalnie!) produktów domykających ofertę: mniejszego sub-a (i tańszego zarazem) oraz bezdrutowych słuchawek.

PPS. Jeszcze jedno: wspierany będzie w całym ekosystemie Dolby Atmos Music oraz (na wybranych urządzeniach) Amazon Music Ultra HD. Także nie tylko kino z dookolnym dźwiękiem, ale także muzyka. Kiedyś wspominałem o tym na HDO – to będzie spora rewolucja na rynku AUDIO – wejście na poważnie w coś więcej niż stereo. Moim zdaniem będzie to znacznie większa rzecz od hi-resów, bezstratnej jakości, które dopiero teraz zaczynają być jakościowym standardem w oferowanej nam muzyce (w sieci). Mało kto przejdzie obojętnie obok wielokanałowego AUDIO. Dlaczego? Bo tu od razu słychać różnicę (nie przesądzając, czy to dla każdego będzie progres, czy w ogóle akceptowalne, dla purystów pewnie niekoniecznie, ale dla mas… oj będzie to coś wielkiego, zobaczycie).

Sonos Beam (Gen2) Fact Sheet

 

Obraz i dźwięk razem? Zidoo UHD3000 synergia na którą czekaliśmy!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_7625

Wspominałem w zajawce, że to ma być (wreszcie?) następca nieodżałowanych Oppo BDP. Ma w końcu pojawić się na rynku skrzynka, która łączy światy audio oraz wideo na poziomie wcześniej (dawno) nieoglądanym, integrująca to co dla wideo i audio -fila stanowi obowiązkowe elementy setupu w jednym klamocie. Odtwarzacz, na który – jak głosi tytuł dzisiejszej recenzji – czekaliśmy. Czy się doczekaliśmy? Odpowiedź na to pytanie jest złożona, są tacy, którzy (nadal) czekają na coś, co wypluje im na analogowych wyjściach pełne osiem kanałów. Tu tego nie ma, uprzedzam, tego na razie bez procesora / amplitunera / setupu zbudowanego pod wielokanałowe nie uświadczymy. Także funkcjonalność w zakresie autonomicznego grania w wielu kanałach nadal jest wyzwaniem dla branży. No to jak z tym Oppo w końcu, hę? Otóż, moim skromnym zdaniem, poza wielokanałowymi ścieżkami audio (muzyka), które stanowią raczej niszę, dostajemy produkt kompletny, co więcej produkt, który broni się całościowo jakością wykonania, parametrami, funkcjonalnością oraz możliwością integracji tego co na ekranie z tym co na kolumnach na poziomie unikalnym w skali rynku. Owszem, są nadal produkowane hi-endowe odtwarzacze wieloformatowe (nisza, niszy), kosztujące krocie (znacznie więcej niż tytułowy) z jednym, istotnym, ale – to praktycznie wyłącznie japońszczyzna z wsparciem nieistniejącym w praktyce, z ogromnymi ograniczeniami odnośnie obsługi nowego (formaty, kodeki, usługi), często skoncentrowane na obsłudze tego co na fizycznym, optycznym dysku i tyle. UHD3000 jest plikowcem, płyta może być tu co najwyżej dawcą materiału, można podpiąć czytnik i sobie zgrywać (na upartego też grać, ale to bardziej ciekawostka), ale to właśnie dyski twarde czy półprzewodnikowe mają być clou, względnie to co w zasobach lokalnych udostępnione jest ma nam grać. Można połączyć to, to ze streamem, ale nie jest to coś, co jest tutaj w centrum uwagi (usługi strumieniowe). Zwyczajnie, nowoczesny SmartTV zrobi to szybciej/lepiej, choć z drugiej strony UHD3000 będzie prawdopodobnie znacznie dłużej „na czasie”, podczas gdy sezonowy TV ze swoim fw utraci po 2-3 latach aktualność w necie, będzie już niewspierany. Także pliki, te najlepsze, te abolutnie naj (zarówno audio jak i wideo) o DOWOLNYCH w praktyce parametrach można za pośrednictwem tego playera grać. W przypadku strumieniowców HiFi/high-end z branży stricte audio, właściwie nic nie oferuje takich zdolności, jesteśmy zwyczajnie ograniczeni przez niezbyt wydajne plaftormy SoC, oprogramowanie oraz cały projekt nawet bardzo drogich urządzeń streamingujących audio z najwyższej półki zwyczajnie nie obsługuje ekstremalnych parametrów transmisji, wyczynowej konwersji w locie, nie gra ISO, nie potrafi poradzić sobie z obsługą sygnału DSD w trybie Native itd.

Opisywany Zidoo potrafi to i dużo więcej. Sześciordzeniowe serce dba o to (w audio branży stosuje się wyłącznie 2 lub 4 rdzeniowe, niezbyt wydajne CPU/SoC) by wszystko działało sprawnie, szybko, bez przycięć. I faktycznie w czasie testów nie natrafiłem na materiał, który nie mógłby się odtworzyć, a próbowałem „zagiąć” odtwarzacz na naprawdę wymagających plikach. Co istotne, mimo ograniczeń samego Androida (który jest tu tylko jedną z możliwości, o czym poniżej), Zidoo napisało fw w taki sposób, by obejść rafy OS, pozwalając na cieszenie się pełnym potencjałem wbudowanej sekcji C/A oraz strumieniowania czy lokalnego grania muzyki. Nie ma zatem sztywnego ustawienia dla próbkowania na poziomie 48kHz, można odtwarzać w jakości redbooka (44.1), można spokojnie strumieniować z każdego możliwego serwisu streamingowego audio (także tych niszowych, o wysokich parametrach dźwięku!), tutaj w odróżnieniu od wideo nie ma żadnych ograniczeń (czekamy na wsparcie dla Youtube 4K z Dolby Vision oraz ewentualne dodanie Netflix-a …choć jak wspomniałem, ma to być jakościowy odpowiednik dobrego BD-playera, tyle że z plików grający), można sobie słuchać muzyki bez odpalania ekranu, wyświetlacza na przedzie, wszystko z apki lub interfejsu przeglądarki www. Warta podkreślenia, już na wstępie, jest doskonała kultura pracy – mimo aktywnego chłodzenia, sprzęt pozostaje cały czas cichy (można ustawiać w menu parametry pracy sys. chłodzenia), w praktyce całkowicie bezszelestny. Cóż, poprawiono ten element zdecydowanie względem testowanego X20Pro (obok mniej audiofilskiego, bardziej pod wideo UHD2000 należącego do poprzedniej gen topowych playerów Zidoo), który nie dość że potrafił być bardzo ciepły to jeszcze czasami był bardzo głośny. Jest naprawdę cicho i w trybie auto (który można spokojnie zostawić w ustawieniach na stałe) jest po prostu cicho. Ważne, szczególnie w aspekcie grania na tym klamocie muzyki. W trakcie testów siedział stary dysk talerzowy, tylko HDD był słyszalny – nowoczesne „twardziele” mają znacznie poprawioną kulturę pracy, nie mówiąc o bezgłośnych SSD (ale tu jednak więcej zapłacimy za GB, choć dzięki dwóm zatokom można pokusić się o hybrydowe rozwiązanie tj. SSD do muzyki / odtwarzania oraz HDD do magazynowania / wideo). W porównaniu z poprzednikiem zmieniono (poprawiono) właściwie każdy element konstrukcji – brawo – dopieszczając to, co albo kulało, albo po prostu można było jeszcze poprawić względem poprzednika. W kolejności: nowy, potężny SoC (cholernie ważne!), układ ESS9068 (szybsze przełączanie do trybu DAC, działanie w automacie tj. HDMI -> DAC zmienia nam ustawienia z mch na stereo i z powrotem bez konieczności przestawiania czegokolwiek! Przy czym S/N wyższy od tego, co oferuje ESS9038Pro), wreszcie kompletnie nowe PSU z nowym modułem chłodzenia (wiatrak w centralnej części chłodzi wszystkie elementy). Zwraca uwagę surowa, elegancka, minimalistyczna forma, grube aluminiowe ścianki frontu, to wszystko pozytywnie wpływa na odbiór całości zaraz po wyjęciu z pudła i ustawieniu na AV szafce.

Sumując wstępniaka, tak, ten player to dopracowany wszystkograj plikowy, który w ramach przyjętej koncepcji (wideo bez ograniczeń cyfrowo i audio na najwyższym poziomie w 2ch) nie pozostawia wiele do życzenia. Poniżej, w rozwinięciu uzasadnienie, wyszczególnienie paru baboli oraz – na koniec – apel do Zidoo dotyczący umownego „UHD4000″:

PS. Dobre wieści, proces certyfikacji właśnie z sukcesem zakończony dla modelu Z9X. Trwało to okrągły rok… nieźle! Widać, że dev bardzo skrupulatnie podchodzi do tematu i nie daje certyfikatu na piękne oczy! Odnośnie zrecenzowanego modelu, praca nad certyfikatem w toku, także na pewno sprzęt doczeka pełnego wsparcia Roon Ready. Pojawiła się zakładka partnera https://roonlabs.com/partners/zidoo …to świetna wiadomość dla użytkowników produktów marki Zidoo. Jak tylko model UHD3000 otrzyma certyfikat nie omieszkam wspomnieć.

» Czytaj dalej

CD kontra plik… flagowy NuPrime CDT10 vs Qobuz&Roon+NativeDSD

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_5945

Ale pięknie to gra! Fantastyczny dźwięk! Gdzieś nam się ulatnia granica między (umownie) analogowym vs cyfrowym graniem. Tak, wiem, zaraz ktoś będzie poddawał w wątpliwość przed momentem napisane… bo subiektywne to, bo przecież tej granicy (naukowo) nie da się udowodnić, zmierzyć, przebadać, jednoznacznie opisać. To prawda, ale też nasze uszy, dość niedoskonałe, porównując do wielu braci mniejszych, bez większego trudu są w stanie rozróżnić granie z pliku / kompaktu vs czarnego krążka / taśmy. Nie mamy z ttym większego problemu i nawet jeżeli nasz sposób opisania inności brzmienia jest mocno niedoskonały (bo jest) to zjawisko jest dość oczywiste, powtarzalne i przez nikogo nie kwestionowane. Plik oraz srebrna płyta dzisiaj potrafią zadziwić płynnością, przestrzennością, swobodą, najlepsze transporty cyfrowe / integralne źródła zerojedynkowe osiągnęły taki stopień wyrafinowania (mam tu głównie na myśli kompakt, który obecnie mimo coraz większej niszowości staje się dojrzałym, opanowanym w pełni, pokazującym cały swój potencjał źródłem dźwięku HiFi), że wielu, naprawdę wielu melomanów (niekoniecznie tożsame z audiofilią, choć często współistniejące) całkowicie odpuściło sobie temat analogowych nośników, czasami tylko (jeszcze) trzymając zbierający kurz odtwarzacz/transport fizycznego (ale już cyfrowego) nośnika, czy to z sentymentu, czy bez jakiejś określonej przyczyny. W końcu ktoś tych płyt z roku na rok nie kupuje, przestaje inwestować w kolekcję krążków, przechodzi na strumienie.

Oj jak dobrze! ;-)

Z tym tu, zresztą pięknie skądninąd prezentującym się (formą i treścią) hybrydowym DAC/pre Cayina nasz Nu w ogóle via I2S nie zagrał. Cisza była

Tak, to naturalna kolej rzeczy. Wygoda, rozpasanie (dostęp do wszystkiego za grosze) przemawia za zmianą sposobu – tfu – konsumpcji, a dystrybucja muzyki jest i będzie należała do Internetu. To przesądzone i nie ma nad czym deliberować. Tyle tylko, że całe bogactwo doznań, możliwości to zbiór otwarty (na nowe, czy – wróć – stare), można nie pozbywać się fizycznych i to nie tylko z sentymentu, przyzwyczajenia, a dla jakiejś wartości dodanej. Dzisiaj kupno dobrego, fizyczne nośniki grającego, klamota jest niestety bardzo kosztowne (dużo bardziej niż kiedyś, co zrozumiałe, bo nisza, bo wyższe koszty wynikające z korzystania z nieprodukowanych elementów itd itp), może nie wygląda to źle w przypadku czarnego krążka na którego jest moda i można w każdym zakresie cenowym, ale CDA to już wyzwanie i sytuacja dla kogoś, kto chciałby na nowo wejść w temat (albo też słuchać z czegoś, co gwarantuje, o czym dalej, progres) to nie lada wyzwanie.

Tu też na AKM (D90) tylko bez konwersji i w ogóle z problemami via I2S było grane z NuPrime

A tutaj, siłą rzeczy, o I2S w ogóle nie było mowy, bo D1 ma tylko USB pod wyczynowe granie. Trzeba było spiąć via SPDIF.
To w przypadku Nu oznaczało brak możliwości wykorzystania potencjału. No ale inaczej się nie dało. 

Akurat trafiła się okazja sprawdzenia i porównania dwóch, opartych na odmiennych nośnikach muzyki, klamotach wyposażonych w interfejs, który stanowi wg. mnie bramę do uzyskania tego, o czym mowa w pierwszym akapicie. Aksamitności, swobody, płynności którą do tej pory utożsamialiśmy raczej z analogiem, a nawet jeżeli udawało się coś zbliżonego „z cyfry” uzyskać, to miało to swoje kapitałowe konsekwencje, konsekwencje wyczyszczające stan konta dwóch pokoleń w przód mniej więcej ;-)  Także ta umowna, a jednak niezbyt trudna do uchwycenia, różnica w przypadku opisanego w niniejszym wpisie setupu wyraźnie się zaciera. I to jest piękne. Zaciera się z plikiem, ale jeszcze bardziej zaciera się wg. mnie z kompaktem. Właściwie, mógłbym powiedzieć tak: komputer czy raczej plik był tutaj kierunkiem zmian, progresu jaki dokonywał się w SQ słuchanym za pośrednictwem I2S wraz z konwersją do sygnału 1 bitowego, a płyta finał, kropkę nad i, tego progresu uwieńczenie. Czy to dziwne? Nie bardzo. Kompakt jest z nami od bez mała 40 lat jako nośnik audio, także przebył długą, wyboistą drogę (to po pierwsze), stał się opanowanym, dojrzałym medium (właściwie to niedawno, bo wcześniejsze próby jego udoskonalania, jak wiemy, poniosły rynkową klęskę, nie przyjęły się vide SACD/DVD-A). Tylko, w sumie, co z tego, jak zwija się dzisiaj (wiele muzyki wychodzi wyłącznie w pliku, czasami dochodzi do tego winyl, ale już nie srebrny nośnik) i tego zjawiska nikt już nie odwróci. No tak, ale – na szczęście – poza tym co nowe jest całe bogactwo świata dźwięków zarejestrowanego wcześniej i nadal egzystującego na kompakcie. Co prawda, podobnie jak to się ma z czarnym krążkiem, płyta podlega przemijaniu, nie jest wieczna, ale na tyle wytrzymalsza od poprzedników, że prędzej będziemy szukać na rynku czegoś, co nam to fizyczne odtworzy (z czym coraz trudniej, jak wyżej), oczywiście pod warunkiem odpowiedniego uszanowania, dbałości o kolekcję, zbiory.

» Czytaj dalej

HiFiMAN DEVA bezdrutowe, przenośne (niemobilne) planary – nasze PW*

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_6603

*PW czytaj Pierwsze Wrażenia. Uzupełnione, zaktualizowane… Jak coś u nas od teraz wyląduje, to po paru dniach tradycjonalnie wpis, właśnie tytułowany PW – czasami taka prerecka, bo zazwyczaj tym to się właśnie kończy (skończyło się na recenzji ;-) ). No dobra, co też tym razem HiFiMAN upichcił. Po pierwsze słuchawki life-stylowe. Widać to po formie, wzornictwie, przyjętej koncepcji – ma być wrażenie „luksusowości” (średnio to lubimy, bo zazwyczaj kryje się za tym wieś potiomkinowska), ma być nowocześnie, właśnie life-stylowo, czyli ma się sprzedać masowo, niekoniecznie z akcentem na wysokie kompetencje, a raczej trafienie w uśrednione gusta. No to pojechałem na wstępie, co? To co napisane odnośnie się do DEVA zatem? No nie strzępiłbym sobie języka, gdyby nie było czegoś na rzeczy, bo tak – to projekt, który widziałbym w sprzedaży u resellerów jabca, to takie coś jak te wszystkie B&W, BeoPlay (Bang & Olufsen) i tak dalej produkty, które widać na resellerskich, czy elektro-marketowych półkach. Czy to coś złego, czy zdrożnego? Otóż nie, ale warto sobie uświadomić na wstępie, że to co w tytule nie ma się ścigać z typowymi audio hajfajowymi (nie mówiąc już o hajednowych) nausznicami – to nie jest w ogóle ten target wg. mnie. Dlatego, porównując sobie te DEVA do Sundara, HE-400, czy z pamięci (notatek) do bezdrutowych Ananda BT słyszę wyraźnie, że to jest obok. I nie, nie zgadzam się z opiniami, że to przecież takie Sundary pozbawione kabla. Absolutnie się z tym nie zgadzam.

Lifestyle

To słuchawki inne brzmieniowo, gdzie zupełnie inaczej rozłożono akcenty i ze stacjonarnymi planarami (bo umówmy się, wszystkie te wymienione ze zbliżonego zakresu $$$ oraz jedyny, wcześniej dostępny w portfolio, model bez druta to de facto słuchawki nie mobilne) nie mają za wiele wspólnego. W zamierzeniach na pewno miały być bardzo na wynos, konkurując z ww. produktami life-stylowymi, z jakimiś Senkami Momentum dajmy na to, czyli właśnie mobilnie, strojone pod upodobania bardziej masowe, bez ambicji w zakresie choćby neutralności, wyczynowej rzetelności, czy też dbania o liniowość pasma. Ma to być – tak to widzę – teoretycznie rzecz grająca via fon lub DAP, ma być gotowa do współpracy z komputerem (znaczy już nie, tylko tableto-komputerem, bo w tym kierunku idziemy obecnie w PC) i już. Niech nie zwiedzie nas oryginalny pomysł na oddzielenie tego co mobilne (moduł symetrycznie podpinany do jacka 3.5 TRRS w muszli), który jakby sugeruje coś odmiennego (uniwersalnego?) Otóż ten moduł to sedno pomysłu, patrząc z perspektywy użytkowej, niegłupi pomysł na ominięcie dwóch problemów słuchawek bezdrutowych, w których wszystko zintegrowano w muszlach… tak, tu bateria, jak padnie to wystarczy wymienić w module, czy sam moduł, poza tym teoretycznie można by iść w upgrade – wymieniając „dyngsa” na coś nowszego, lepszego.

» Czytaj dalej

Jak soundbar to taki? Sonos Beam SYSTEMOWO przetestowany

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_5863

Tylko właściwy kontekst, tylko szczególarskie sprawdzenie z uwzględnieniem możliwości, których zazwyczaj recenzenci nie uwzględniają (tytułowe systemowe okoliczności przyrody plus kompleksowo software – tu takoż Roon) pozwala na ujawnienie potencjału testowanego klamota, pozwala na miarodajną opinię o możliwościach sprzętu. Przetestowanie samej „belki”, dźwięku jaki się z niej wydobywa to dalece niekompletny obraz produktu, a suche wymienienie potencjalnych możliwości, bez ich empirycznego przetestowania to bardziej folder reklamowy, materiał promocyjny… większość recenzji ogranicza się do „liźnięcia” tematu. Takie coś jest kompletnie pozbawione sensu, mija się z celem. Subiektywny opis brzmienia to jedno, kompletne sprawdzenie (czasami weryfikacja tego, co „na pudełku”), ujęcie wszelkich sposobów i możliwości wykorzystania klamota to wg. mnie coś dającego miarodajny (a nie folderowy) obraz czego może się spodziewać Czytelnik po odpakowaniu kartonu, na co może realnie liczyć.

Romuś approved ;-)

Miałem możliwość zaznajomienia z innymi projektorami dźwiękowymi Sonosa, sam Beam został przetestowany w całej, rozbudowanej instalacji, sprawdzony nie tylko w firmowym software, ale także przy wykorzystaniu front-endu Roon oraz odtwarzaczu programowym z dostępem chmurowym (do własnej kolekcji nagrań) Vox Player. Każda z tych opcji pozwalała na uruchomienie odtwarzania w natywnym, firmowym protokole transmisji mesh (sprawdziłem ofc AirPlay, ale ten mimo nowej wersji, nadal nie jest bitperfect), na odtwarzanie w strefach / grupach, dodanie nowych możliwości (zarówno Vox, jak i Roon, przy czym ten ostatni z mocarnym silnikiem DSP daje naprawdę ogromne możliwości). Belka grała podpięta pod odbiornik telewizyjny (HDMI ARC), gdy miało być z wizją (naturalne otoczenie, ale jak przeczytacie nie tylko stanowi o wartości tej propozycji), grała strumieniując z wielorakich źródeł (Roon i Vox pozwalają na dalsze rozszerzenie streamów do rekordowego poziomu, nic innego Wam nie zagra absolutnie wszystkiego w natywnym dla siebie protokole transmisji). Wspominałem o fundamentalnych zmianach jakie przynosi nowe środowisko – firmware S2… działanie w ramach ekosystemu, płynność, brak opóźnień, natychmiastowa reakcja, możliwość elastycznego łączenia wszystkich elementów systemu. Mhm, to wszystko mamy tu w standardzie. Cholernie to ważne, bo właśnie ten element – stabilność, pewność działania oraz odpowiednie wsparcie zazwyczaj powoduje problemy, bywa że totalnie leży, a recenzenci z braku czasu, braku chęci, czasami możliwości, ten kluczowy aspekt pomijają, albo uwzględniają na marginesie. A to jest clou sieciowych, skomputeryzowanych systemów audio i właściwie każdy opis nie uwzględniający powyższego jest nie tylko nie pełny, ale bywa całkowicie błędny, sugerujący „wszystko na zielono”, podczas gdy faktycznie strasznie chrupie.

Podniesienie odbiornika pozwoliło umiejscowić niewielki projektor pod telewizorem…

Z ambilightem Philipsa, z Hue Play

Beam wg. mnie jest najlepszym kinodomowym produktem Sonosa, lepszym od nowego ARCa, lepszym od pierwszej belki, czy podstawki grającej pod telewizor tego producenta…

» Czytaj dalej

Na wywczas w sam raz: HIDIZS DAP AP80PRO & IEM MS4 Mermaid

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_6024

Jakiś czas temu rozwodziłem się o tym, czy DAPy mają sens. Wyszło mi, że nie mają. No dobra, to co w takim razie robi tutaj ten AP80Pro, ktoś przytomnie zapyta. Ano trafił na tapetę, akurat okoliczności sprzyjają, a – jak pamiętacie z niedawnych wpisów – jakość muzyki ze streamu (Tidal) jest mocno dyskusyjna, Deezer lepiej dużo, siak czy tak bezkompromisowe hi-resy trzeba jednak żenić z jakimś zewnętrznym przetwornikiem (jak smartfon), który to ogarnie. A przede wszystkim z dobrym mobilnym amp/przetwornikiem, który nam odpowiednio i bez kompromisów wzmocni sygnał. To może jednak te DAPy nie takie bez sensu? Hmmm, no tu można zastanowić się nad tym, czy mnożenie bytów ma sens. Znowu niedawno na łamach pojawił się test zajebistego malucha (publikacja „ale jaja Hidizs S8„), który jest maluteńki, nie robi ze smartfona cegły a brzmi (przetwarza i wzmacnia) jak talala. Hidizs. Znowu Chiny i specjalizujący się w mobilnym producent, którego portfolio warto poznać, oj warto. Także z czystej, wrodzonej ciekawości, to raz, a dwa – ten DAP nie jest drogi, a to wraz z gabarytem stanowi wg. mnie kluczowe aspekty dla „być, albo nie być” DAPów jako takich… już tłumaczę. Cena ustrojstwa, które funkcjonalnie zawsze będzie w tyle za smarttelefonicznym transportem, które nie pozwoli na taką swobodę użytkową (wszystko w jednym, komunikacja – wiadomo – bez której nie idzie dzisiaj funkcjonować), którego wadą jest już samo to, że to obok być musi, cena powinna być skalkulowana na poziomie dalekim od nie tylko flagowych, ale i średnio-półkowych fonów. Moim zdaniem tak być powinno, a patrząc na segment odtwarzaczy osobistych, widać, że rozrosło się to do poziomów stratosferycznych, a przynajmniej (często, gęsto) bliskich smartfonom. To bezsensu wg. mnie. Odtwarzacz muzyczny to wyspecjalizowane urządzenie, które – jak udowadnia tytułowy zwierz – nie musi być drogie, a w cenie może oferować to co… ajajajaj Kałach. Znaczy Astell & Kern oferuje. Ktoś, kto kupuje AK i nie skonfrontuje tego wyboru z tym maluchem popełnia niewybaczalny błąd i będzie tego srogo żałował. Aż tak. Także przystępna cena bez kompromisów jakościowych to raz i właśnie – maluch – gabaryt. Nie wiem jak Wy, ale ja nie poważam DAPów wielkich jak cegły. A te stratosferyczne takie właśnie są. Dla mnie to kompletne pomylenie z poplątaniem. DAP musi być malutki, super malutki, najlepiej jak R.I.P świetny formą (i swego czasu treścią) iPod Nano czy (nawet) Suffle. Ma to być ergonomicznie coś daleko mniej inwazyjnego niż coraz większe ekrany w kieszeni, ma być najlepiej na pasku, najlepiej bezzwrokowo obsługiwane, najlepiej jak najmniej angażujące w sterowanie, najlepiej. Wszystko co jest cegłą i nazywa się digital audio player jest u mnie skreślone ergonomicznie, amen.

Brzmi bosko

AP80Pro jest wielkości wspomnianego iPoda Nano (formą też zbliżony). Jest malutki. Taki właśnie powinien być DAP. Szkoda że nie ma klipsa (powinien!), ale można to pewnie sobie własnym sumptem uskutecznić, ma w komplecie zabezpieczające gacie, wyposażony jest pod kurek (za moment szczegóły) i swoją formą w żaden sposób nie przeszkadza w życiu. Bo jest mały, malutki, nie inwazyjny właśnie. Tak, taki nie drogi, wykonany z metalu, żaden plastik-fantastik, świetnie spasowany, z dużym potencjometrem „koronką” DAP ma – tak, sobie zaprzeczam w tym momencie, wytłumaczyłem się mam nadzieję powyżej z tego – sens. Małe, długo grające, z potężną baterią możliwości: bo jest i DAC, który gra natywnie wyczynowe hi-resy (DSD256 m.in. native właśnie), z wszystkimi możliwymi opcjami DSP (crossfade, rozbudowane presety EQ, wiele filtrów, gapless, uprzestrzennianie itd. itp.) oraz mocą szczodry amp z opcją balansu jakby komuś było w smak. Enkoder (koronka) działa wraz z malutkimi, fizycznymi przyciskami w opcji bezzwrokowego sterowania i tylko szkoda wielka, że te buttony nie są ciut większe, tudzież że ten od play/pauzy nie wyróżnia się na tle pozostałych. Siak, czy tak można sobie w kieszeni sterować mimo… mmmhm, dotykowego ekranu, który tutaj jest w standardzie. Dla mnie to zawsze minus (w playerach mobilnych), bo wymaga to fonowej obsługi (a jw. to się kłóci z ideą osobistego odtwarzacza muzycznego, ewolucji „Walkmana”), tutaj na szczęście da się bez, choć cała nawigacja po zbiorach i wyspecjalizowanych opcjach wymaga zagłębienia w menusy. Gdyby tak jeszcze enkoder dawał możliwość zmiany źródła dźwięku (a nie tylko głośności i wł/wył) to… rzecz da się na marginesie aktualizować, może zatem up? Może?

Są i gumowe gacie, jakościowo to wszystko poziom bardzo wysoki

Cztery przetworniki, bardzo zaawansowana konstrukcja, o czym w recenzji będzie co nieco

Także da się – jak lubię – bezzwrokowo, a jak bardziej to można też za pomocą gestów (proste & skuteczne) sobie tego playera obsługiwać. AP80PRO to nie tylko to co w pamięci i na karcie microSD, ale także radio FM. Znowu skojarzenie z iPodem i znowu bardzo pozytywnie. Bo kto daje dzisiaj tradycyjne radio? No właśnie, mało kto daje. Tu jest i super że jest, bo odbiór czysty, można sobie posłuchać radyjka, a jedyny zonk to brak możliwości nazwania stacji w menu, jest tylko częstotliwość podana, nawet gdy zapiszemy do pamięci. Jako że dzisiaj wszyscy mierzą sobie każdy wysiłek fizyczny (znam takiego, który po piwo jedzie autem, a sklep to 100 metrów w linii prostej), jest i krokomierz. Zbędna rzecz w tego typu urządzeniu wg. mnie, bo dzisiaj każdy obwieszony elektroniką opisującą jego stan, ale może już przestanę marudzić, w końcu obowiązku nie ma, a jakby nie patrzeć ten DAP świetnie nadaje się do wysiłku fizycznego i będzie jak znalazł, także jaka zbędna w sumie. Może komuś się przyda, nie? Ogólnie mogę powiedzieć tak – sporo funkcji, bardzo rozbudowane możliwości, pożenione z intuicyjną obsługą, bardzo dobrym UI oraz UX (wspomniane gesty, wiele sposobów nawigowania po zbiorach, szybki dostęp do najważniejszych funkcji w wysuwanych podmenusach). Także ogólnie i szczegółowo bardzo, jak widzicie – jestem na tak i po paru wypadach z daleka od nadmorskich tłumów, ucieczki na wieś – mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że takie coś ma rację bytu, mimo mnożenia …bytów ;-)

Przy czym byłaby to zajawka niekompletna, dalece niekompletna, gdyby nie efektor. A ten jest szczególny. Armaturowe MS4 Mermaid oczarowały, spowodowały niechęć do na codzień użytkowanych AirPodsów Pro, niechęć głęboką, bo sposób reprodukcji dźwięków przez te doki jest pod paroma względami wyjątkowy i wyrób jabłkowy w glebę wdeptujący. Te IEMy potrafią w aspekcie niskotonowym zagrać nie jak IEMy. Potrafią zagrać jak duże, stacjonarne nausznice. Wiecie, jestem basolubem, ale też – nieskromnie – koneserem i wszystko co ma być efekciarskie na dole, a tak po prawdzie jest przewalone, nieprawdziwe zawsze (bo wyczulony jestem) wychodzi podczas słuchania i ma często decydujący wpływ na ocenę. Może być też i tak, że tego basu brakuje, że on jest taki ledwo co, że tylko zaakcentowany, niedomówiony i to też dla mnie jest źle i słabo. Tu te MS4 czarują na poziomie piwnicy, oj czarują, dół wybity jak na douszne monitory, bez dwóch zdań. Namacalny, organiczno-fizyczny, wielowymiarowy i w żaden sposób nie wchodzący w paradę reszcie pasma. Fantastycznie, a to dopiero początek, bo wraz z DAPem mamy tutaj wybitną rozdzielczość (wgląd w nagrania sugeruje rasowy stacjonarny system słuchawkowy, a nie jakiegoś tam mobilnego malucha z dokami), płynny, czytelny, czysty dźwięk, który skalą (dynamika, przestrzeń) potrafi nieźle zadziwić. Ale, że tak, na czymś takim? No tak, na czymś takim, właśnie. Także na wstępie (no, parunastu dniach katowania) nie tylko nie żałuję tej odskoczni od fotelowego słuchania (mamy znowu klęskę urodzaju, Chińczycy nie mają litości, zalewa rynek prawdziwa powódź chińskiego hajfaja & hajendu), ale się delektuję słuchaniem najlepsiejszych plików ze zbiorów w pięknych okolicznościach przyrody. Mhm, odtwarzanie takiej muzyki, takiego materiału -żeby miało sens- wymaga odpowiedniego zaplecza. To może być (już teraz) zminiaturyzowany do postaci całkowicie pomijalnej DAC/DAC/AMP, może też taki jw. set z DAPem, byleby ten DAP był w cenie odtwarzacza a nie flagowego fona, byleby ten DAP był na klips, a nie 0,5 kilo w kieszeni.

Fajne to!

Na siłę, chcąc się do czegoś przyczepić, przyczepiłbym się do kolorów – czerwony kojarzy się z prawo, a jest lewo, znaczy lewy kanał.
Ale to czepialstwo, bo wszystko tu jest tiptop: jakość wykonania, materiały, spasowanie, wygoda/ergonomia