LogowanieZarejestruj się
News

HiFiMAN DEVA bezdrutowe, przenośne (niemobilne) planary – nasze PW*

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_6603

*PW czytaj Pierwsze Wrażenia. Uzupełnione, zaktualizowane… Jak coś u nas od teraz wyląduje, to po paru dniach tradycjonalnie wpis, właśnie tytułowany PW – czasami taka prerecka, bo zazwyczaj tym to się właśnie kończy (skończyło się na recenzji ;-) ). No dobra, co też tym razem HiFiMAN upichcił. Po pierwsze słuchawki life-stylowe. Widać to po formie, wzornictwie, przyjętej koncepcji – ma być wrażenie „luksusowości” (średnio to lubimy, bo zazwyczaj kryje się za tym wieś potiomkinowska), ma być nowocześnie, właśnie life-stylowo, czyli ma się sprzedać masowo, niekoniecznie z akcentem na wysokie kompetencje, a raczej trafienie w uśrednione gusta. No to pojechałem na wstępie, co? To co napisane odnośnie się do DEVA zatem? No nie strzępiłbym sobie języka, gdyby nie było czegoś na rzeczy, bo tak – to projekt, który widziałbym w sprzedaży u resellerów jabca, to takie coś jak te wszystkie B&W, BeoPlay (Bang & Olufsen) i tak dalej produkty, które widać na resellerskich, czy elektro-marketowych półkach. Czy to coś złego, czy zdrożnego? Otóż nie, ale warto sobie uświadomić na wstępie, że to co w tytule nie ma się ścigać z typowymi audio hajfajowymi (nie mówiąc już o hajednowych) nausznicami – to nie jest w ogóle ten target wg. mnie. Dlatego, porównując sobie te DEVA do Sundara, HE-400, czy z pamięci (notatek) do bezdrutowych Ananda BT słyszę wyraźnie, że to jest obok. I nie, nie zgadzam się z opiniami, że to przecież takie Sundary pozbawione kabla. Absolutnie się z tym nie zgadzam.

Lifestyle

To słuchawki inne brzmieniowo, gdzie zupełnie inaczej rozłożono akcenty i ze stacjonarnymi planarami (bo umówmy się, wszystkie te wymienione ze zbliżonego zakresu $$$ oraz jedyny, wcześniej dostępny w portfolio, model bez druta to de facto słuchawki nie mobilne) nie mają za wiele wspólnego. W zamierzeniach na pewno miały być bardzo na wynos, konkurując z ww. produktami life-stylowymi, z jakimiś Senkami Momentum dajmy na to, czyli właśnie mobilnie, strojone pod upodobania bardziej masowe, bez ambicji w zakresie choćby neutralności, wyczynowej rzetelności, czy też dbania o liniowość pasma. Ma to być – tak to widzę – teoretycznie rzecz grająca via fon lub DAP, ma być gotowa do współpracy z komputerem (znaczy już nie, tylko tableto-komputerem, bo w tym kierunku idziemy obecnie w PC) i już. Niech nie zwiedzie nas oryginalny pomysł na oddzielenie tego co mobilne (moduł symetrycznie podpinany do jacka 3.5 TRRS w muszli), który jakby sugeruje coś odmiennego (uniwersalnego?) Otóż ten moduł to sedno pomysłu, patrząc z perspektywy użytkowej, niegłupi pomysł na ominięcie dwóch problemów słuchawek bezdrutowych, w których wszystko zintegrowano w muszlach… tak, tu bateria, jak padnie to wystarczy wymienić w module, czy sam moduł, poza tym teoretycznie można by iść w upgrade – wymieniając „dyngsa” na coś nowszego, lepszego.

 

Jak widać, BT via Bluetooth Explorer (macOS) idzie aptX, jakość bardzo dobra, może być jeszcze lepsza dzięki obsłudze najnowszych kodeków
przez moduł DEVA. Warto zadbać o dobry jakościowo materiał, tak, nawet via BT, bo słaby brzmi na tych słuchawkach wyjątkowo słabo 

Dobrze, ale przecież jednak się czepiam, więc o co chodzi? Odnośnie modułu o dwie w sumie rzeczy. Jest plastikowy (widać, czuć), odstający jakościowo-materiałowo od reszty, dodatkowo w czarnym kolorze – czyli zupełnie inaczej niż same słuchawki (modne srebro i brązy – nie moja estetyka, ale rozumiem wymogi wskazanego powyżej segmentu rynku, także nie czepiam się tego akurat). To jednak szczegół, sam wyprofilowany moduł jest lekki, łączy się zgrabnie ze słuchawkami, ale …i to drugi zarzut – producent nie był tutaj zbyt konsekwentny. Tak, jest to rzecz wspierająca najnowsze technologie bezdrutowe (komplet odnośnie protokołów BT), ale sterowanie jest tu mocno dyskusyjne i funkcjonalność także. Już śpieszę wyjaśnić, o co mi biega – nie zmienimy utworu, ani nie pogłośnimy, czy ściszymy… jest tylko on/off/parowanie oraz wg. mnie zbędny przycisk zmieniający tryb działania z BT na USB. Tyle. Poza tym jak już podepniemy sobie te DEVA do kompa, o przepraszam do tabletu (Surface był jak i iPad Pro był z sukcesem podpinany), to czeka nas niespodzianka… software wykryje, że przetwornik teoretycznie wiele potrafi (32 bity, 129KHz, także DSD via DoP), ale po sprawdzeniu nie będzie już tak różowo. Owszem PCM leci hi-resowo (24/192), ale już z DSD (a szkoda, bo byłaby to pierwsza taka konstrukcja na rynku, znaczy słuchawki samodzielnie potrafiące przyjąć, zdekodować i poprawnie zagrać 1 bitowy sygnał) tak nie jest. Gra – tak – gra, ale granie popsute jest artefaktami, czyli elektronika niby pozwala na DSD via DoP, a jednak bez sukcesu, bo jak wyżej. Szkoda. I – jak dla mnie – niedopatrzenie ze strony producenta. Roon przykładowo sugeruje te rozbudowane możliwości obsługi lepszego jakościowo sygnału, niby mamy to na „pokładzie”, a jak przyjdzie odtwarzać coś …to jednak nie. Producent powinien w takiej sytuacji po prostu zablokować to, co „prawie” działa i nie ma tu nic do tego, że oficjalnie się w specyfikacji nie chwali się obsługą DSD. Niekonsekwentne i niechluje to moim skromnym zdaniem. Jest jeszcze kwestia dość nisko ustawionego poziomu we wbudowanym wzmacniaczu. Powiedzmy, że w przypadku BT tak jest zazwyczaj – że gra to na ogół do pewnego poziomu, zazwyczaj ciszej (pomijam ograniczenia samego software w mobilnych OS), ale dlaczego via USB głośności nie da się ustawić wyżej? Docierając od końca skali czuć te ograniczenia.

  

Moduł odłączalny i jego możliwości na pudle wyszczególnione

Krytykuje, krytykuję, to może dla odmiany coś pochwalę. A i owszem, bo słuchawki są wygodne, takie bardziej kapciuchowo-komfortowe od całej planarowej reszty z oferty HiFiMANa. Wiele modeli było „surowych”, znaczy takich, że ergonomia, wygoda stały niżej w hierarchii od SQ. Nie zrozumcie mnie źle – wiele przetestowanych chwaliłem, ba niektóre uważam za jedne z najwygodniejszych, ale tam konstrukcja, przyjęte rozwiązania miały w jak najlepszy sposób współgrać z kompetencjami brzmieniowymi słuchawek. Tutaj starano się o zapewnienie jak największego komfortu, stawiając tę kwestię zdecydowanie na 1 miejscu, i same słuchawki miały być i są lekkie, mieszczące nawet duże uszy w muszlach, z grubymi padami i obszyciem gwarantującymi wielogodzinną wygodę („ergonomię anatomiczną” mają bezdyskusyjnie na dopieszczonym poziomie). Wpinany moduł wyposażono w pojedynczy mikrofon, który spełnia swoją funkcję, choć nie ma tu mowy o dzisiejszym standardzie w tym segmencie – ANC – redukcji tutaj nie uświadczymy, jakość też odbiega od wielomikrofonowych układów. Obiektywnie to wada, bo inni mają, ale ja te słuchawki postrzegam przez ich naturę (otwarta konstrukcja) jako niemobilne, a przenośne właśnie… do lasu można, ale już w miasto, do zbiorkomu to kompletnie nie to. Te słuchawki nie są – choć może taki był zamiar pierwotny – na wynos, bo mają tu oczywiste ograniczenia. Nie tłumią z zewnątrz dźwięków, wszyscy wokół wiedzą co tam nam playlista zapodaje. Także nie – nie są to słuchawki mobilne, bo też gdyby miały być takie w istocie, to po pierwsze musiałyby zapewnić separację od otoczenia, po drugie pozwalać na kontrolę odtwarzania, odbierania, dostęp do AI i takie tam. Są przenośne.

Siak czy tak trochę to dziwne zatem, bo słuchawki są wyraźnie przez formę i SQ pozycjonowane w mobile, mają według mnie być pierwszym, tak bezpośrednio wycelowanym w masowego użytkownika produktem. I to tak jednoznacznie masowo-lajf-stajlowym... nawet wspomniane Anandy z fajniutkim mikrofonem na pałąku, to jednak nie był produkt gamingowy – umówmy się, to nie ten poziom, jakościowo-cenowy, grało się z Anandami wybornie, ale żaden gracz nie kupi sobie specjalnie takiego head-setu, także to był tylko taki miły dodatek i raczej próba uczynienia słuchawek w formie absolutnie nie przenośnych, takimi właśnie, z mikrofonem tj. komunikacją ze światem, bo to punkt obowiązkowy w przenośnych słuchawkach jest. DEVA są ciekawą próbą wejścia w temat, interesującą choćby z powodu symetrycznego modułu (elektronika z baterią dołączana, nie zintegrowana – co ma swoje plusy jw i minusy), bardzo przyjemnie brzmiącą próbą, jednak nie bez kolców, nie bez wad.

Te diodki mogłyby być mniej ekspresyjne, iluminacja na 102. Przycisk USB wg. mnie zbędny

Z podpiętym via USB kablem

Słuchawki najlepiej (i tu brak zaskoczenia) brzmią via USB (na szczęście dali USB-C), gra to z dobrym jakościowo materiałem w sposób zbliżony (ale nie tożsamy!) z Sundarami. Sundary brzmią według mnie dojrzalej, potrafią więcej odnośnie reprodukcji w całym zakresie pasma, podobna jest (bardzo dobra) rozdzielczość, wgląd w nagranie wręcz wiwisekcyjny (co zresztą może stanowić problem via BT – DEVA są wg. mnie wymagające, nie wybaczają i czasami brzmienie jest mocno cyfrowe, odchudzone, także słabszego materiału na pewno bym na nich nie słuchał). Bardzo ładna jest przestrzeń, na pewno w typowy dla planarów sposób, mocno zwraca na siebie uwagę ten aspekt, choć tutaj też to, co bezpośrednio porównywałem z redakcyjnymi Sundarami wskazywało na przewagę modelu przewodowego. Także z kablem (choć USB robi robotę, o tym będzie we właściwej recenzji, potrafi to brzmienie zaskoczyć), znaczy w porównywalnych warunkach po analogu, grało to odmiennie ze wskazaniem na „czarnule”.

 

Pod Roonem @ iPhone w opcji przenośnie, ale w domu

 

A tu na świetnym Vox Player, już „na wynos” z audio chmurki Loop, jak widać w bezkompromisowej jakości z processingiem dodatkowo
Piękne granie po sinozębnym, chce się jeszcze i jeszcze, ale transfer (dobry sygnał, najlepiej 4-5 kresek i LTE), sporo GB leci z pakietu…

Sumując te pierwsze wnioski, spostrzeżenia mogę powiedzieć tak – idźcie w tym kierunku, inżyniery HiFiMANa, ale dopracujcie szczegóły. Moduł wymaga na pewno ergonomiczno-organoleptycznych poprawek tj. musi się zgrać z projektem desingerskim słuchawek, musi obsługiwać wszystko co teoretycznie potrafi (DSD byłoby na pewno mile widziane via USB, może wystarczy upgrade układu?), wreszcie trzeba pomyśleć o sterowaniu. Jak nie zamknięte to ANC kompletnie zbędne, bo w takiej otwartej typowo dla ortodynamików formie i tak nie będzie takie coś skuteczne. Może zatem kolejna wersja już z zamkniętymi muszlami? Byłbym bardzo na tak, bo niedrogich planarnych modeli zamkniętych praktycznie nie ma na  rynku. Na razie jesteśmy po pierwszych wrażeniach mniej więcej w pół drogi. Forma samych nausznic bardzo okey, ładne, na pewno bardziej przyciągające wzrok od pro-surowych modeli dla innego typu klienteli, myślę że całkiem mądrze, właśnie pod masowe gusta zestrojone, bardziej rozrywkowe, bardziej nastawione na realizacje popularno-hitowe, choć nie pozbawione (jak widać, czy słychać) powinowactwa z produktami dla melomanów-audiofili (gdzie wierność, naturalność), głównie jednak w zakresie rozróżniania dobrego ziarna (materiału) od plew (słabej jakości, co wyraźnie jak zaznaczyłem słuchać). Słuchawki nie składają się, co w przypadku mobile uznałbym za wadę, ale te tutaj są bardziej do zabrania (bagaż) i tylko brakuje jakiegoś nesesera, nosidła w komplecie. No raczej dużego pudełka brać jednak nie zechcemy, prawda, nawet jak w środku ładnie wyściełane. ;-)

Zobaczymy, czy nam się co zmieni jak licznik wybije set godzin, a nie -dziesiąt, na razie jest jak wyżej…

Ok 24/192 jest PCM

  

A nawet więcej, ale… DoP, DSD = gra z artefaktami, jaka szkoda, niestety bez sukcesu, a tak blisko było

Niestety pyka i popierduje, przy czym na tyle czytelnie dekoduje, że widać tutaj jakiś softwareowy (?) problem

Tu już pięknie via USB

Podobnie jak tu, tylko to ograniczenie (?) wbudowanego wzmacniacza.
Jakbym nie zmieniał w ustawieniach (device, dsp), próbując obejść niedostatki poziomu to i tak lądujemy tak jak fabryka dała

Aktualizacja – finalne wnioski

Niestety to co w pierwszych wrażeniach było, utrzymało się, a nawet jeszcze pogłębiło. No nic, zacznijmy od „+”. Jako słuchawki soute, bez modułu, grają te Deva bardzo przyjemnie. To fajne, euforyczne, nie tak jak w przypadku drutowych HiFiMANów idące w szczegół, neutralność, a właśnie podkreślenie, podkręcenie granie. Bez kabla można te słuchawki traktować jako odskocznię od tego, co zazwyczaj towarzyszy odsłuchom studyjnych modeli, gdzie każde poruszenie struny, gdzie każden jeden szczegół musi być i to w sposób narzucający, pierwszoplanowy, czasem – nie ma co się oszukiwać – na dłużą metę męczący. Oczywiście wybitne, flagowe słuchawki są w stanie pokazać „wszystko” bez utraty zaangażowania, przyjemności, subtelności, pozwalają czerpać radochę ze słuchania muzyki w (naj)pełniejszy sposób. Te tutaj słucha się trochę jak jabłkowych nauszników – dźwięk jest poprawny, przyjemny w odbiorze, powiedziałbym uniwersalnie dopasowany pod masowe gusta. Te słuchawki spokojnie mogłyby być sprzedawane u resellera i cieszyć się sporym zainteresowaniem (o, mam, jak B&O, to też podobna maniera reprodukowania dźwięku, uśredniająca, podbijająca zakresy, „ufajniająca” to, co wpada nam do ucha).

Ale. No właśnie, jak mawiał Edd Stark: „wszystko przed ale jest gówno warte”. Nie będę aż tak okrutny dla Deva, bo jak wyżej to słuchawki w opcji drutowej (naturalnie, bo to słuchawki drutowe są, znaczy przewodowe z dodatkiem modułu – znaczy mamy coś, co można swobodnie wykorzystywać właśnie z przewodem – tak jakby tego bezprzewodowego czegoś w ogóle nie było), a bezprzewodowość jest tu w sumie opcją. Tyle, że za nią właśnie dodatkowo tutaj płacimy, w sumie niemało (piję do nowych HE-400i) które za moment trafią do mnie na testy. Dwa razy więcej za… no właśnie, coś czuję że te najnowsze, najtańsze, budżetowe mogą solidnie zachwiać całym porfolio dotychczasowym, bo po co kupować coś, co w ogólnym rozrachunku gra… gorzej?

Największe problemy były z komputerowymi BT (parowanie, stabilność), z mobilnym mniej kłopotliwe, ale jednak (też)

Dobra, nie uprzedzajmy faktów – jeszcze tych czterechsetek nie słuchałem, także hold your horses i skupmy się na tym „ale”. Moduł jest do bani. Pomysł z integracja wszystkiego co daje bezdrutową wolność w formie przyczepianego, „spasowanego” z muszlą wypustka można potraktować jako ciekawy patent, ale niestety już pierwsze zetknięcie z modułem rozczarowuje. To plastik, fantastik – kiepski plastik, widać, a raczej czuć taniość. Sterowanie, w ogóle zawiadywanie jest wzorem nieergonomicznego podejścia do tematu. Właściwie nie da się obsługiwać całości bez sięgania po ekran, co kłóci się z wolnością & swobodą, przycisk wyzwalający ładowanie, jakieś udziwnienia, kompletnie tego nie rozumiem. Same przyciski są małe, nie wystają poza obręb obudowy, działają bardzo słabo. Owszem, mamy tu obsługę wielu kodeków, także tych najznamienitszych (LDAC), ale co z tego, jak łączność potrafi nam się skaszanić koncertowo, są problemy z parowaniem – nie, to nie powinno tak wyglądać zdecydowanie, nie powinno. Do tego czas działania jest poniżej średniej konfrontując z obecnymi realiami rynkowymi. To, na co można było przymknąć oko w przypadku bezprzewodowych Anand tj. poniżej 10 godzin grania, tutaj po prostu irytuje. Nie są to flagowce z modułem bezprzewodowym, dające całkiem niezłą namiastkę grania stacjonarnego odsłuchu w plenerze, tylko jak wyżej wspomniałem produkt zdecydowanie bliższy słuchawkom lifestajlowym.

Z kabelkiem można cieszyć się graniem odbiegającym od typowego dla HiFiMANa dźwięku, gra to fajnie, wciągająco, przyjemnie, ale przecież nie o to tu chodziło. Chodziło o bezdrutowe słuchanie, mobilne, może bardziej właśnie plenerowe, bo są to słuchawki otwarte a to jakby wyklucza, szczególnie głośne, sesje w rodzimym sznikansenie (Pendolino – które zdaje się cierpi, w sensie składy cierpią, na chroniczne niedoinwestowanie… obecni u władzy partacze potrafią udupić wszystko). To nie koreluje, a dodatkowo o czym wspomniałem wcześniej, słuchawki mają być właśnie takie „lajfsajlowe”, modowe chyba, patrząc na design / kolorystykę (jedynie słuszną, innej nie przewidziano) i to ekhmmm jakoś tak nie do końca wyszło w praniu. Także jakbyście mnie pytali, czy te konkretnie słuchawki bez druta na tak, to odpowiem, że na nie. Mają (dość jednak ograniczony, patrząc na portfolio) sens jako przenośno-biurkowe nausznice, które potrafią uprzyjemnić skutecznie chwilę, po kablu nadają się do tego całkiem dobrze (brzmią na tyle inaczej od planarów HiFiMANa, że mogą kogoś, kto raczej szuka innego dźwięku niż umownie firmowy, skusić się na tę, nietypową propozycję), bez kabla to jednak nie to.

W opcji bezdrutowej wychodzą wady. BTW bardzo polecam ten kawałek kodu nomadycznie. Nie masz lepszego imo.

Można, tylko po co?

To możliwości źródła (iPhone) nie modułu, nie ma tak dobrze. W przypadku modułu wartości dużo niższe. Oczywiście to nie jest per se wada, bo moduły BT (układy C/A) nie dysponują obecnie (poza wyjątkami, są daki BT przenośne, które nawet 2x kości mają i to na wypasie specyfikacyjnym) tożsamymi ze stacjonarnym sprzętem możliwościami w obsłudze sygnału

Na koniec coś o graniu z modułem podpiętym i kablem podpiętym, znaczy via USB. Można. Tak, w środku jest chip, który daje 24-192, także można hi-resy odtwarzać bez konwersji w dół, z DSD lipa, ale można oczywiście raczyć się w ten sposób. Zazwyczaj zachwycałem się takim dźwiękiem, bo konwersja tuż przy przetwornikach, krótka ścieżka, zazwyczaj efekt wybitnie dobry, a tu? Hmmm, do samej pracy modułu mam zastrzeżenia. Czasami tracił łączność, ale sporadycznie, dużo poważniejszym problemem była według mnie taka sobie jakość amplifikacji wbudowanej w moduł. Niestety o ile działanie układu konwertującego było poprawne, to ograniczenia wbudowanego wzmacniacza zwyczajnie zaczęły razić i lepiej (dużo lepiej) było jednak odpiąć moduł i skorzystać z portu 3.5 w muszli, podpinając kabelek do zew. DAC/AMPa. Od razu słuchawki nabierały wigoru i grały optymalnie, a nie były duszone przez elektronikę w platikowym cosiu podpinanym do prawej muszli.

Wymuszenie trybu aptX w Bluetooth Explorerze pod macOSem – mimo wielu prób optymalizacji działania (ustawień), nie udało się uzyskać w pełni stabilnego strumieniowania na kompie. Porażka.

Cały moduł powinien zostać wg. mnie przeprojektowany (zaprojektowany od nowa)

Sumując

Tym razem jestem na nie. Te słuchawki wymagają lepszego partnera w postaci dużo lepszego, lepiej wykonanego, lepiej grającego (amplifikacja!) i dłużej działającego (bateria) modułu. Ten co jest, nie jest udany. Ogranicza te słuchawki. Same, skądinąd całkiem fajne, takie nie za HiFiMAnowe, ale to nie szkodzi, bo w przypadku produktu „lajfstajlowego” możemy oczekiwać i często oczekujemy czegoś innego. Same nauszniki bronią się jakością dźwięku, są też dość wygodne (ale ergonomicznie wypadają źle w opcji bezdrutowej o czym powyżej), może przydałyby się jakieś inne warianty wykończeniowe, a nie tylko taki „modowy”? Na szczęście dla producenta może dość łatwo naprawić to, co trzeszczy, znaczy wymienić moduł, bez zmiany efektora. Ten jest jw udaną próbą wejścia na szerokie wody masowego rynku, gdzie liczy się niekoniecznie SQ (żebyśmy się dobrze zrozumieli – chodzi tutaj o dążenie do perfekcji, HiFi/high-end, brak kompromisów z odpowiednio wysoką metką), a inne rzeczy i tutaj te inne wymagają poprawy. Moduł powinien być lepiej wykonany, zdecydowanie powinien lepiej działać, ergonomicznie poprawiony, z lepszą amplifikacja i lepszą baterią. Można pokusić się o jakiś killer-ficzer pt. MQA albo obsługa DSD, albo tryby HT (kinowe), w sensie spatial sound (pseudoprzestrzenność), albo jeszcze inaczej dołączyć kierunkowy mikrofon (właśnie, jakość rozmów i w ogóle ten aspekt tutaj takoż leżą!) i zrobić z tego coś także gameingowego (w innej kolorystyce ofc). Jest co poprawiać. Do it HiFiMAN!

Przepraszam za jakość foci, bardzo, za bardzo intensywnie świeci ta dioda, to raz (jak się ładuje, jak się strumieniuje, jak gra via USB). Widać jednak dość wyraźnie wtopę ergonomiczną z przyciskami. Tak się tego NIE ROBI. 

HiFiMAN DEVA słuchawki bezprzewodowe 1695zł. BTW – jest wersja kablowa za 1099-1199, którą zdecydowanie bym polecał w odróżnieniu od tej bezdrutowej. W tej cenie to fajna propozycja jest. Moduł z pewnością nie jest wart 500-600zł, on nie jest wart nawet 200-300 imo.

Plusy:
- fajny, euforyczny dźwięk, w opcji przewodowej słucha się z przyjemnością tego
- dość wygodne w noszeniu, same słuchawki wykonane dobrze, niektórym ten design będzie się podobał
- stosunkowo łatwe do napędzenia, z drutem i jakimś mobilnym grajkiem będą stanowiły udany tandem

Minusy:
- moduł to porażka: jakościowa, ergonomiczno-obsługowa, kiepsko działająca (parowanie, stabilność połączenia)
- a dokładniej to amplifikacja wbudowana ogranicza przetworniki analogowe, to słychać, to czuć, to nie powinno tak wyglądać
- łączność jak wyżej zawodzi
- krótki czas działania
- pod USB rozczarowanie
- gdzie nosidło? Nie można ich złożyć, także jakie mobile?
- cena nieadekwatna do możliwości / jakości
- otwarte… one powinny być zamknięte, jak to ma być dla nomadów, zróbcie też takie HiFiMANie!
- czekamy na v 2.0 z poprawionym zdecydowanie modułem (może jeszcze rozbudowanym funkcjonalnie, patrz podsumowanie)
- aaaa bym zapomniał, nie da się normalnie gadać przez te słuchawki. Jakość rozmów zła 

Szczery krytyk, wierszokleta Antoni Woźniak

Nie bardzo, chyba że bez modułu, wtedy tak

Chyba nie ma tu za wiele szczęścia & radochy, widać, nie?

Dodaj komentarz