LogowanieZarejestruj się
News

Kabel co gra, ale nie tak, jak myślicie: Woo Phantom DAC

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0717

Kabel grający. Kable nie grają. Woo Audio Phantom DAC. Zasadniczo jestem kablosceptykiem to znaczy nie pomniejszam wpływu, tylko całkowicie inaczej rzecz postrzegam… niwelowanie charakterystyki tego co podpięte, ot co, a nie samo w sobie z charakterystyką, bo to BZDURA. Innymi słowy pomiary dowodzą w czym rzecz, a że klamot potrafi brzmieć różnie, czasami lepiej, gorzej, coś ktoś popsuł, albo przedobrzył (i trzeba korygować) to jest, jak jest. Można w domenie korekcji analogowej bądź cyfrowej to robić, czyli bawić się korektorem, uzyskując efekt porównywalny do wpięcia węża boa za 10000$, można też dobrać odpowiedni przetwornik (medium, kabel, drut) i w efekcie dostać to samo. Ot, kto co tam lubi.

Często klamoty za milion wypadają zawstydzająco źle w pomiarach i wtedy dorabia się filozofię do tego (mhm, mhm) tudzież manewruje kablami, żeby coś tam bardziej, coś mniej, wreszcie przypadkowo (aha) uzyskać efekt satysfakcjonujący słuchacza. Tyle. Przypadkowy? No przypadkowy, w sensie, nigdy do końca nie da się powtórzyć, bo składowe (taaa, te wszystkie akcesoria, te warunki akustyczne, no milion czynników, są unikalne). I to właściwie zamyka temat. Wszelkie złotouche i poetyckie opisy, jak to i dlaczego oraz co powoduje, są wg. mnie o kant 4 liter, bo albo coś ma na granicy percepcji, subtelnie, albo ktoś spie…lił projekt i jest jakiś zasadniczy błąd w elektronice, efektorze, jakimś tam źródle, no.

Woo

Co zrobił lampolubny producent z UeSeJ? Ano postanowił, jak pisałem w zajawce, ułatwić sobie życie tworząc szybkowpinalny, testowo-pozytywny, życiowo-ułatwiający kabel zakończony przetwornikiem C/A. Kabel taki nie byle jaki, znaczy po prostu solidny, z dobrymi jakościowo wtykami, w oplocie, raczej sztywny niż miękki (także żadne mobile!!!), do słuchania stacjonarnego. Nietypowo? No nietypowo, a ja lubię takie rzeczy. Bierzesz wpinasz, przetwarza i co tam będzie, czy integra, czy pre-amp, kolumny, czy niby oczywiste (a wcale, bo nie) słuchawki. Tak, to jak napisałem stacjonarne jest (na upartego łatwo przenośne, znaczy jak ktoś krąży praca, biuro, dacza, praca, biuro to mu się to na pewno przyjemnie wpisze w potrzeby), także wcale bym nie upierał się, że nauszniki, wręcz przeciwnie, poza biurkowym head-ampem widzę tu głównie tor stacjonarny, albo biurkowy z aktywnymi kolumnami. Także niby małe, a jednak duże i z fotela.

Woo było u nas nie raz, nie dwa, zarówno mobilne lampki choinkowe czytaj WA8, jak i stacjonarne, dzielone, kostki WA-7 i były to rzeczy oryginalno-inne. W pomiarach do czterech liter, bo też (no Woo w końcu, nie?) lampiszonowe, a połączenie przetwarzania C/A z wzmocnieniem na bańkach w jednej obudowie to zawsze kompromisy. Przy czym kompromisy w zakresie właśnie tego, co na oscyloskopie wyjdzie, bo te smaczenie, koloryzacja, przyjemne w odbiorze zniekształcenia po prostu mają swoich zwolenników i mogą się podobać. Tak też to opisywałem. Bo się podobało (choć obiektywnie było dalekie od neutralności, wierności czy – jak to mówią niektórzy „puryści” – uczciwości nawet), bo forma zajefajna, znaczy design bardzo przypadający opisującemu do gustu itd itp. No dobra, a to, co jest bohaterem wpisu, a do tej pory nawet się nie zająknąłem ki diabeł?

» Czytaj dalej

Mobilny? Nie! No inny… Woo Audio Phantom DAC

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0711

Kontenery świetnie w pomiarach i fajnie na ucho brzmiących… nuda panie, panowie nuda. Ile można? No to mam dla Was coś mocno oryginalnego, mała rzecz, a cieszy bo stanowi miłą odskocznię od setek produktów na jedno kopyto. Rzecz stworzona z potrzeby chwili – szybko se podepnij i sprawdź. Sprawdź wzmaka baniaka głównie, bo tu o Woo Audio się rozchodzi. Były u nas testowane nietypowe rzeczy od tego amerykańskiego w lampiszonach się specjalizującego producenta tj. przenośny WA8 na choinkowych bańkach czy WA7 dzielony na biurko z bardzo fajniutkim wzornictwem like kostka i paroma patentami inaczej. Także firma nie stroni(ła), ale jako się rzekło inżyniery tam pracujące spędzając wiele godzin na projektowaniu, mierzeniu no i …no bo jak inaczej… słuchaniu, chcieli sobie sprokurować małe, wpinane do kompa najlepiej od razu gotowe do wpięcia we wzmaka, czy co tam na bańkach akurat było na tapecie.

I tak powstał Phantom DAC. Małe, trochę trącące audioquestowymi Dragonami, coś wpinane do kompa ze ZINTEGROWANYM wysokiej jakości kablem na stałe w dwóch opcjach RCA lub XLR. Na warsztacie testowym mam balans, nie jest to zatem żadne mobile – taki nietypowy pomysł jak wyżej – a raczej właśnie DAC zminiaturyzowany do niezbędnego minimum z diodkami informującymi ino o sygnale, koniec. Żadnego poziomu sygnału w sensie ustawiania, z wyjściowo 2.2 lub 4.2V w zależności od wersji nie, albo zbalansowanej, tyle.

Narzędzie dla pracownika wypoczwarzyło się w produkt rynkowy i tak to trafił neseserek do redakcji z miłym logo WA oraz …kablem (dopiero po obdukcji wyszło, że tam jest na końcu coś, co te zera/jedynki przetwarza). Nie zastanawiając się ani chwili, mając na podorędziu niezawodnego pre/ampa hp A90 Toppinga (niestety wersja dyskretna, ta z diodowym displejem, jest gorsza – polecam wariant v.1.0 zdecydowanie… bardziej uniwersalny, nie wysuszający dźwięków, dużo bardziej z manierą analogową grający zarówno z nausznicami jak i w opcji pre/kolumny), podpiąłem te dwa złącza 3 pinowe do wejścia i…

…się zaczęło. Zasada im mniej tym lepiej jest jedną z najczęściej przerabianych w audio. Tu mamy przetwarzanie zer i jedynek z magistrali uniwersalnej PC/MACa z hajłejem na zintegrowanym kablu zbalansowanym i tylko drut ze wzmocnieniem (A90 -> słuchawki), potencjometr i muzyka gra. W przypadku nowej makówy bez USB-A efekt nieco psuje niewielki ogonek, przejściówka na USB-C, ale ze starszymi makówami, czy choćby testowanym Soundgenikiem (NAS/streamer) wprost do portu, jeden kabel i już.

Pierwsze zaskoczenie przyszło po identyfikacji w Roonie. Zgłosił się ten Phantom od razu, ale jakoś tak bardziej. Podali w manualu, że ESS Sabre (niewiadomo jaki, ale stawiam że to 9038 mobilny) obrabia bardzo zachowawczo PCM do 384kHz i 1 bit do 5,4MHz, a tu się okazuje, że umie to, to więcej niż na papierze, bo świeci 32/768 z DSD256, czyli maks w macOS AudioCore. Tylko ten render origami się zgadza (bo tylko renderuje, także nie ma pełnego MQA). Jako, że ten zupełnie nieprzydatny w audio wynalazek właśnie zdycha (MQA) i chyba już nikt nie wierzy, że to będzie coś wyznaczającego standardy na przyszłość, bardziej ciekawostka niż przydatna dla usera sprawa.

No dobrze, wpięte i o co chodzi z tym „zaczęło się”, poza specyfikacją na plus? Ethery CX na łysej glacy żwawo, nie, żywiołowo, też nie, entuzjastycznie hej do przodu zareagowały na ten nowy element toru. No wow! To – jak pisałem opisując te słuchawki – bardzo dobre narzędzie do testowania, bo pozbawione koloryzowania, zgodne z krzywą Harmana, super rozdzielcze do tego. Nie na darmo do chwili pójścia po bandzie & narażenia się na rozwód amirm z ASR właśnie te z HD650 używał w tych swoich szkiełko-ocznych, znaczy usznych, znaczy pomiarowych testach. Potem se sprawił testowane także u nas Dan Clark-i Stealth, znaczy pewnie mało nie przypłacił życiem (WAF totalnie ujemny) wydania 4 czy 5 patyków na coś nakładanego na uszy, no mniejsza.

Wow? No wow, bo to chyba właśnie o to z tą całą konwersją chodzi. Niech efektor interpretuje (bo zawsze to robi, jako najważniejsza część toru), a reszta po prostu przetłumaczy, prześle i wzmocni. Tako też ten tor z Phantomem wpiętym bezpośrednio na wlutowanym kabelku z A90 nakarmił mi słuchawki. A te odwdzięczyły się tak przepięknym spektaklem, że teraz od paru dni, zamiast testować wspomniane kontenery chińskiego (a jeszcze zaległości czekają, o czym poniżej) to męczę tego Woo i nie chce mi przestać. Świetny jest. Więcej i dokładniej będzie we właściwej recenzji, nadmienię tylko jeszcze, że tak przezroczysto-neutralnego toru to dawno na słuchaniu w HDO nie było i choć my nie z tych, co mówią nie dosmaczaniu (a wręcz przeciwnie, bo lubimy dzikie eksperymenty, a DSP to nasz konik), tutaj właśnie TAK prosto pokazało jak można sygnał bez manipulacji doprowadzić do membran w słuchawkach. Fiu, fiu, no!

Zasada żelazna w tej zabawie brzmi – nigdy nie mów nigdy i nie impregnuj się na nowe, nawet jak to nowe jest wbrew temu, co mówi ci często doświadczenie tudzież upodobania. Zintegrowany kabel wysokiej jakości? Tak, to ma teoretyczne uzasadnienie, ma sens, choć jak wiecie, ja nie z tych co to kable na ołtarzyku, a wręcz przeciwnie (pro druty u mnie często, gęsto i nie odczuwam żadnej potrzeby wymiany). Minimalizacja, krótka ścieżka sygnału, brak ingerencji… wiadomo, to też może przynieść finalnie korzyści (ale też tylko w odpowiednim towarzystwie, jak znowuż wiadomo z doświadczenia).

Słucham i słucham, gdyby nie Z6 (zaraz recka) od EverSolo z K701 bezpośrednio, powiedziałbym że nie mam ochoty w ogóle na nic innego. No ale, trudne i niewdzięczne AKG trafiły jw na najlepszego z dotychczasowych partnera konwertująco-wzmacniającego i do przybycia Woo, wszystkie planary, drogie testowane za 10x więcej od 701 musiały iść w odstawkę. Takie buty! Jeszcze z tym Woo sprawdzę, bo co prawda moje AKG sprzed 25 lat (chyba się nie mylę) to oryginał od Austryjaka na niesymetrycznym pojedynczym drucie zakończonym jackiem, ale A90 umie bardzo dobrze w każdą stronę w takich okolicznościach, zatem może być kolejna fajna opcja dla ikonicznych już nauszników, co to były z HaDekami prawie że jedyną opcją ćwierć wieku temu na rynku. Stare dzieje, jeszcze przed plikowymi, mobilnymi i wieloma innymi rewolucjami w audio.

Za moment przeczytacie zaległe teksty o Draco (tani r2r), o Z6 (Zidoo tworząc podmarkę pod audio tylko dowodzi, że można jeszcze w tej mnogości zrobić coś lepiej i zrobić to w bardzo atrakcyjnej ofercie), o Soundgenic-u oraz (to już w ogóle dawno temu miało być) o setupie NuPrime. Także rzeczy albo systemowo i rzadko, albo w ogóle nie opisywane gdzie indziej w .pl. Do tego kroi się krytyczna analiza Roon AD2023 z wieloma pytaniami wymagającymi odpowiedzi, pytaniami zmartwionego rozwojem tego cenionego przez nas i od początków kodu używanego front-endu audio.

Pewnie już w wakacje (znaczy, kto ma) będzie też sporo o retro, bo i szpula i lampiaki, ciekawe wydawnictwa na czarnym krążku, bardzo przydatny i użyteczny pod kątem baniek router audio specjalnie pod wzmaki lampowe robiony i takie tam ciekawostki. Także trochę od tej cyfry będzie oddechu takoż, oczywiście chińskie czebole nie pozwalają o sobie zapomnieć i te kopy, tony też znajdą swoje miejsce w line-upie.

Niereguralnik HDO trochę się uregularni, bo sporo rzeczy wymaga opublikowania. Jako, że AI oparte na dużych modelach językowych jest już na tyle dojrzałą technologią, że kuma coraz lepiej moje bla, bla tutaj, to zaprzęgnięte zostanie i w języku Szekspira przynajmniej już gotowa recka ukazywać się będzie. Było wcześniej czasami, teraz już na stałe międzynarodowo. Prace nad stroną główną na razie, constans, nie ruszyły, ale kto powiedział że już nigdy i szans nie ma? Jestem urodzonym optymistą, ale patrzę na to wszystko z dystansem. Socjale trzymają się mocno, filmiki trzymają się jeszcze mocniej (olewam), a www stało się elementem zasadniczo staroszkolnym, takim dla ludzi w sile wieku, młodzi powiedzą schyłkowym. Cóż.

Strefa audio-komfortu, czyli fotel, mebelki kluczowa rzecz!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0577

No i masz! Miało być o Nuprime, względnie o tanim R2R czytaj DRACO, a tu łysy zmienił i nie tylko będzie poniżej o czymś z zupełnie innej beczki, to jeszcze na tematy obok. Jakie obok? Ano miejsce, mebelki… te do słuchania, do kontemplowania. Nie jest to błahe, oj nie, to ważne, to ma ogromne znaczenie. Zasadniczne ma. Także zaraz przeczytacie o dość nietypowym klamocie, ale też o otoczeniu, które sprokurowałem na potrzeby tego wpisu. Miejsce do słuchania, miejsce specjalnie takie, znaczy forma, wygoda, udogodnienia pod (słuchawki w centrum uwagi). Będzie i o cyfrze i o analogu, bo o specjalnym, pod słuchawy setupie przeczytacie, będzie o fotelu i stoliczku dla systemu. Będzie wszystko. Bo słuchanie z uwagą, skupieniem, w pełni to słuchanie nie byle jak.

Na wstępie zdjęcie…


Stanowisko przyjemnościowe, na długie słuchanie gotowe…

Jaki klamot bohaterem? I-O Data Soundgenic HDL RA4TB z Nipponu. Nazwa taka, że o ja cież… no poetyki tu za grosz, ale też korespondująca. Komputerowcy, fidata, ktoś kto w kodzie, w płytkach PCB itd robi. Takie komputerowe wszystko w jednym, ale zupełnie nie z audio się kojarzące, choć jak najbardziej pod audio robione. Nieźle, nie? Pomysł całościowy, bo hardware z software się tu spotyka i tworzy propozycję. Dla staroszkolnych komputerowców (jest coś takiego w ogóle, łysy co ty piszesz tutaj?!) rzecz od razu kojarzy się bardzo sentymentalnie… interfejs rodem z lat 90-tych, na pewno stare softy, jakiś foobar, okienka, tekst, okienka, wiele suwaczków, kropeczek do trafienia. No to już wiecie o co biega.


» Czytaj dalej

Miał być styczeń, będzie luty… nowe na HDO, zajebiste nowe!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0306

Nie no, jaja sobie robisz? Miało być pełno w styczniu i nic. No nic, prawda, ale mam good excuse! Tyle dobra w pierwszym miechu 2023 do nas trafiło, że po prostu nie byłem w stanie się oderwać. Wiecie, lubię słuchać pisząc, ale już oglądanie… FREESTYLE! Rewolucyjny, absolutnie fantastyczny, wreszcie taki jakim powinien być (tadam) projektor wszędobylsko projekcyjny. ZAJEBISTA RZECZ. Nie, to nie jest kolejne coś tam z elektroniki użytkowej, to jest wg. mnie urządzenie wyznaczające nowy kierunek w jakim wizja migrująca gdzie-bądź trafia pod strzechy, namioty, samochody, zbior-komy itd itd itd. But why? Zapytacie. Ano Samsung zrobił to właśnie tak, dokładnie tak, czyli jak z jabcem… były pseudo-smartfony i w 2007 wystrzelili iPhone. Były przenośne projektory (bez sensu), jest FRESTYLE! Trzy rzeczy na początek: auto-ustawienie geometrii z zawsze równo, bardzo mocna lampa pozwalająca na oglądanie gdy świeci, sprytna integracja smart z widokami na całą, elektroniczną rozrywkę (gierce). Także przepadłem – łóżko i sufit, ściana za biurkiem, sufit w łazience, podłoga-dach w kombi… aaa! Wolność i dostęp do wszystkiego.

PETARDA!

Nowy wymiar kina… osobistego, współdzielonego, mobilno-wszędobylskiego. SUPER! Samsung Freestyle to jest TO

Wychyłki :) Z8 EVERSOLO w dolnym, prawym rogu ;-)

Jakby tego było mało, w styczniu przyleciały słuchawy Sundara Closed (pamiętacie peany dotyczące otwartej rewelacji v.1.0? Nie? To patrzajcie: http://hd-opinie.pl/4926,audio,hifiman-sundara-zwienczenie-pewnego-etapu-recenzja.html). Jest lepiej O_o. Genialne, znowu chyba naj, tym razem w komorach zamknięte nausznice na rynku. Gorzej – z tymi HiFiMANami trafiły do mnie najnowsze generacje DACzków wprost z taśmy… wspomniałem o Z8 EverSolo (podmarce Zidoo) – za moment recka będzie, to absolutnie nielicujący z ceną mały hajendzior. Beniaminek musi się przebić i daje za mniej, więcej. Już to byłoby za dużo, a tu jeszcze osiołkowi (piszący) wielka fabryka z Chin przesłała S.M.S.L-a SO300 (tu poprzednik: http://hd-opinie.pl/13826,audio,pierwszy-taki-mqa-dac-do200-od-s-m-s-l-test.html). PREMIEROWO TOPOWA, NAJNOWSZEJ GEN KOŚĆ ESS 9039MSPRO. I wiecie co? To nie jest typowe Sabre, to jest LEPSZE Sabre, bo to co było mocną stroną tych układów C/A pożeniono z FLOW, MUZYKALNOŚCIĄ, OBFITOŚCIĄ w każdym zakresie. Do teraz szukam szczęki. Także jak widzicie, chyba jednak trochę usprawiedliwiony jestem… troszeczkę chociaż.

O to, to, to

Absolutna nowość SMSL DO300 z kością ESS9039PRO na pokładzie. Topowe, najnowsze Sabre w świetnej implementacji!

SO300 od tyłu, czyli …wszystko czego potrzeba do życia music lovera :-)

To mną wstrząsło. Serio. Kilka świetnych produktów, każdy na poziomie, że tylko oglądać, słuchać, oglądać, słuchać i (to już raczej młode) grać. FREESTYLE to rzecz rewolucyjna, bo pozwalająca indywidualnie, albo w gronie na konsumpcję dowolnych treści multimedialnych z jednym kablem, albo bez (powerbank, niekoniecznie firmowy, będzie w recenzji o dobrych alt.). Wszystko bezprzewodowe do 100″ gdziebądź? Właśnie tak. To pierwszy taki produkt na rynku zrealizowany jak trzeba, bez wad wcześniejszych prób uskutecznienia czegoś podobnego. Zrobili to. Wreszcie udało się. Jak dodamy do tego obrazu dobry dookólny dźwięk (wbudowany), spokojnie dający radę (jak komuś mało to słuchawy ofc), wygodne sterowanie smart z RC i microHDMI (konsolki zapewne typu Switch, Stream Deck i tego typu sprawy) to macie obraz czym to jest. Ba, w nowej wersji Samsung implementuje chmurowe ganie (ichni game hub), także w ogóle tylko bezdrutowy pad i już.

Będzie dłuuuuugi tekst o tym rewolucyjno-rewelacyjnym produkcie. Samsung na wstępie (no cóż, oferuje jako pierwszy i jako jedyny) dowalił zaporową cenę za to, co opisane powyżej. Pięć tysięcy. No nie, choć biorąc pod uwagę wspomniane zalety i tak kusiło. Minął rok z okładem i co? Z pięciu zrobiło się oficjalnie 3k, a jak się poszuka to 2.4-2.6k. A to już jest nie cyt. „almost there”, tylko dokładnie w celu i robi się tap w kup. Co poradzisz, jak nic nie poradzisz?

Jest poziom, choć my wolimy fixed i sterowanie na pre (A90), ale można…

Ufff, no a przecież te dwa DACzki (EVERSOLO i SMSL), które otwierają nowy rozdział w znanej historii – dobry dźwięk staniał i jest dostępny praktycznie dla każdego. Tylko się cieszyć. Zintegrowane, oparte na najlepszych układach na rynku, doskonale zaprojektowane, a jednocześnie – właśnie – szeroko dostępne dla music loverów. Kiedyś trzeba było płacić grube tysiące za znaczki i grubo ciosane, wielkie obudowy z wkładem, który nie tylko w pomiarach, ale na ucho wypada… cóż, no nie wypada dobrze, gdy się porówna to nowe. Cieszy? Cieszy! Jeszcze bez modułów LAN/WiFi (w cenie około 3k), ale już jw z wszystkim co trzeba, by konwersję na najlepszym jakościowo poziomie wzmóc móc i zawsze wzorową, opartą na najdoskonalszych układach transmisją BT. To, na marginesie trochę tak: słuchamy se streamingu (poza jakimiś niszami typu Qobuz czy NativeDSD) to strumieniuję via sinozębny na tego DO300 czy Z8 i jestem happy. Czy tracę? Szczerze? Niuanse, sugestia, dyskusyjne. Po prostu ten najpopularniejszy stream jakościowo nie daje w innej domenie progresu. Domenie = lepszym jakościowo interfejsie, o lepszych parametrach. Słuchasz ze swojej kolekcji, najlepszych plików, jakieś 2L-e jakieś, naj, naj? OK. To tu się przyda ta bateria, czy to USB, czy I2S, a jak jakiś fajny transport na srebrny krążek to dowolnie AES / coax czy optyk. Dzisiejsza implementacja SPDIF na marginesie często jest tak wychuchana, zrobiona na takim poziomie SQ, że można się na tych przetwornikach C/A cieszyć na równi z każdego interfejsu, zyskując jakościowo po podpięciu klamotów jakie tam u Was zalegają. Polecam samemu się przekonać.

Sundara Closed… jak widać, jest dobrze, co ja piszę, jest świetnie!

Sundara. W komorze, brzmi to w sposób lepiej zdefiniowany – teraz (mam obie wersje) to słychać. Poza oczywistym walorem użytkowym (nie robieniu postronnym koncertu – pozdrawiam wszystkich z ustawieniami >13.00) to po prostu progres w stosunku do otwartego modelu. Rzecz nieoczywista, a nawet powiedziałbym zazwyczaj niewystępująca, bo przecież otwarte to przestrzeń, a w planarach to w ogóle lepiej, bo ortodynamiki lubimy przede wszystkim za te holo możliwości. Nie będę zdradzał, jak to w tych zamkniętych muszelkach szczegółowo wygląda, powiem tylko tyle, że nie tracimy, a zyskujemy i całościowo jestem pod ogromnym wrażeniem stałego progresu jakim może się wykazać HiFiMAN. Dr Fang to jest gość, który wie co robi. Można mieć czasami wątpliwości do rozrostu i wzajemnego kanibalizmu w line-upie, do cenówki (żeby nie było, dają często świetnie za rozsądną cenę), ale to nieważne. Ważne jest coś innego – rok w rok pojawiają się znakomite słuchawki. Nie inaczej jest z Sundara Closed.

 

Galeryjka z opisem produktów na profilu

W sofcie opisane DACzki:

 

Miejmy nadzieję, że EVELSOLO (podmarka ZIDOO) będzie się identyfikował ładnie pod Roon-em jak wyżej…

Bardzo ładnie :-) ..pod Win będzie DSD512, w makówie macie (CORE AUDIO) jak wspominałem wielokrotnie ograniczenie DSD do 11.2MHz

ENGLISH VERSION IS HERE:

» Czytaj dalej

S.M.S.L M500… zapamiętajcie! Topowy DAC @ ESS9038Pro za mniej niż 2k

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_5208

Cena czyni cuda, tanie, tańsze generuje – wiadomo. Chińczycy co prawda robią to z pełną premedytacją (w cenie dobrych butów macie klamoty oparte na topowych kościach), bo to się makretingowo po prostu sprawdza, ale nie w tym rzecz wg. mnie. Tak, zazwyczaj to Chi-Fi w niewielkim budżecie jest małe (małe obudowy, niższe koszta), bardzo kompaktowe, zintegrowane – fakt. Tyle, że jak się popatrzy na spasowanie, materiały, na inżynierię (PCB – to wygląda podobnie, albo lepiej niż w klamotach za wielokrotność tego, co Chińczyk woła), na projekt (technologiczne zaawansowanie – zawsze najnowsze standardy, ta… też cyferki, ale to przecież możliwości są, co klamot ogarnia) zwyczajnie NIE MA SIĘ DO CZEGO PRZYCZEPIĆ. Także wiecie, ta chińska ofensywa to nie jest kaprys, przypadek tylko wypracowane po długim okresie kopiowania / uczenia się, swoje własne, lepsze, bardziej zaawansowane i do tego w zupełnie innych realiach budżetowych. Jest generalnie tak, że najwyższej klasy high-end (Denafrips przykładem) to powyżej dychy, praktycznie nigdy powyżej dwóch dych, a ściga wszystko co tam w cennikach za 5-10 krotnie wyższe sumy okupuje stratosferę. I to jest fakt. Niewygodny dla producentów z Europy (w szczególności, bo Amerykanie zdaje się szybciej dostosowują się do realiów vide Schiit), bardzo niewygodny, bo nie są w stanie po pierwsze nadążyć, po drugie konkurować ceną, po trzecie (i tego nie da się usprawiedliwić rzadną miarą) zaoferować podobny do azjatyckiego poziom obsługi posprzedażowej. Znaczy wsparcie produktów coraz bardziej zależne od kodu (te cholerne komputery, popomstują tradycjonaliści) wymaga pieczołowitego, długotrwałego supportu. W Chinach i okolicach jest, u nas, nie ma. I to jest rzecz, która z roku na rok jest coraz bardziej widoczna, coraz bardziej pogłębia się przepaść między Azją a Europą (i cześciowo Stanami/Kanadą… mógłbym podać paru producentów, którym wydaje się, że wystarczy produkt wprowadzić na rynek i szlus, można zapomnieć, tylko liczyć ile na koncie spuchło).

Małe, ale (umiejętnościami) duże

Ta krytyka nie jest przypadkowa. M500 to nie jest ósmy cud świata. Nie. To przykrojony do realiów więcej (możliwości, technologii) za mniej ($$$) produkt Chi-Fi, będący doskonałym odzwierciedleniem tego, co powyżej. Ten sprzęt nie jest wybitnym ampem (powiedziałbym, że dość przeciętnym, nie zgadzam się z większością publikacji, które są tu mocno przychylne skrzynce), jako pre wypada raczej mizernie, ale to rasowe, nawet nie hajfajowe, a high-endowe źródło, przetwornik, mogący stanowić element dowolnego systemu, nawet takiego bardzo, bardzo kosztownego systemu. I nie będzie to żadne nieadekwatne, łączenie kiepskiego z wybitnym… nie, ten klamot może być podpięty najlepiej w balansie, z jakimś bardzo kosztownym pre, źródłem komputerowego audio (i nie tylko, bo SPDIF wypada tutaj bardzo dobrze, można spokojnie podpinać płytowe transporty, nie mówiąc już o dowolnym sprzęcie AV/rozrywkowym) dla czegoś, co ma kable w cenie dwóch, trzech takich DACów. Problem? No dla producentów z Zachodu z pewnością. Ten klamot jako soute DAC robi fenomenalną robotę, bo w kategorii najpopularniejszych konstrukcji Delta/Sigma po prostu nie ma konkurencji na swoim pułapie cenowym. I żeby nie było wątpliwości, to co potrafi zawstydza liczne (bo tak jest) konstrukcje chińskich wytwórców na podwójnych kościach MOBILNYCH (często, gęsto układy 9038K(Q)2M). Sprawdzone z D50 (będzie test) i cóż, stawiam tę konstrukcję w aspekcie konwersji cyfrowo-analogowej wyżej od wspomnianego. No właśnie, czy chodzi tylko o wzmiankowane, umieszczenie na płytce najnowszego, topowego układu konwertującego i „już”? Otóż właśnie nie „już”, bo mamy tu implementację kości jak trzeba, znaczy wyciśnięcie z najlepszego układu z oferty ESS maksimum na co Sabre’a stać. Tu nie ma prawie, ale gra to na poziomie jakiegoś układu sprzed paru lat, który nie potrafił pokazać takich detali, szczegółów, nie był tak rozdzielczy jak obecne, najnowsze kostki potrafią. Zresztą, tu nie ma przypadkowości – jest ESS skojarzone z najnowszym interfejsem USB XMOSa (216), który po prostu ogarnia nam to komputerowe granie na najlepszym, obecnie najdoskonalszym dostępnym poziomie. Elektronika w sensie komponenty, krótka ścieżka sygnału, najnowszy, dopasowany do układów firmware, pozwalający na uzyskanie właściwego rezultatu (cholernie ważne!). To tu jest. Za niecałe dwa tysiące złotych.

Im lepszy sygnał dostarczymy, tym lepiej usłyszymy. No logiczne, ale jakże często wcale nieoczywiste w audio światku.
Tu mamy różnicowanie na poziomie haj-endowym. I dobrze.

Dlatego jak ktoś się trochę zżyma, że tylko te chińskie, że przecież ile można, a poza tym to takie masowe, bez „legendy” i w ogóle takie niearystokratyczno-elitarne to ja na to mam krótką odpowiedź: I CO Z TEGO, JAK DOBRZE BRZMI. Nic innego się tu nie liczy, nic, a to brzmi jest wynikiem wymienionych powyżej: skrupulatny, nieprzypadkowy projekt, masowa produkcja na wysokim poziomie wytwarzania, skala oraz wsparcie. Kto to przebije? No właśnie. To oczywiście korzystna sytuacja, bo uzdrawia rynek, branżę, która od jakiegoś czasu (eksplozja produktów, firm oferujących stratosferę – ile tego, ho, ho) oderwała się od jakichkolwiek realiów. I nie chodzi tutaj tylko o kosmiczne pieniądze za produkt, ale kosmiczne olewanie cyklu życia produktu. To jest coś dla mnie absolutnie niewybaczalnego. Jak ktoś chce więcej, nie może oferować mniej. A to się nagminnie zdarza. Jestem w stanie zrozumieć dużo wyższą cenę za know-how (układy R2R, programowalne samodzielnie kości FPGA, jakieś egoztyczno-nietypowe rozwiązania w zakresie konwersji, silników DSP), nie jestem w stanie zrozumieć wysokiej ceny za „gotowca” z brakiem zainteresowania w cyklu życia. Ten bywa wyjątkowo krótki, a to przecież teoretycznie inny rynek od masowej elektroniki użytkowej. Teoretycznie.

Dobra, dość smędzenia, wracamy do meritum…

» Czytaj dalej

Audiobyte Black Dragon – znacznie więcej niż przetwornik

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_4306

Są takie klamoty, które nie wymagają specjalnej reklamy, nie trzeba o nich za wiele mówić. Wystarczy posłuchać. Audiobyte/Rockna (do wyboru) wywołuje wśród zorientowanych przyspieszony puls, występują poty, wiruje w głowie… nie, mówię całkiem serio, te przetworniki (bo głównie z przetwarzaniem cyfry na analog kojarzymy Rumuna) zdobyły sobie uznanie na całym świecie. Podobno producent nie nadąża z produkcją, spóźnia się z terminami (o, to dokładnie jak niżej podpisany) i ogólnie ciężko się z nim żyje. No ale tak mają geniusze, że cholernie trudni w pożyciu (nie, uprzedzam, nie mam tu na myśli niżej podpisanego – może w pożyciu źle nie jest, ale do geniusza brakuje i to sporo), że irytujący, że czasami coś tam zgrzyta (bo geniusze to zazwyczaj nie perfekcjoniści) i o tym też w tej recenzji przeczytacie. Przeczytacie, bo jestem wredna małpa w czerwonym i zawsze się do czegoś przyczepię, ale to przez wzgląd na szanownych Czytelników, żeby byli świadomi co tam w środku piszczy, do piwnicy opisane, żeby nie pozostawiać żadnych niedomówień, napisać „jak jest” :P .

Od razu, na wstępie, napiszę, że tytułowy klamot może być zupełnie swobodnie rozpatrywany w kategoriach docelowych, szczególnie przez wzgląd na atrakcyjną cenę. Właśnie, docelowy, to zazwyczaj w audiofilskim świecie bezwstydnie drogi. Otóż, tutaj zupełnie NIE, a nawet mocniej – to (podobnie jak z Matrix X-Sabre Pro) prawdziwa okazja. Można mieć coś zamykającego temat za mniej niż dychę. Mówimy o fundamencie, nie tylko przetworniku, ale także czymś pod słuchawki (SE) i cyfrowym pre, doskonale współpracującym z aktywnymi monitorami. Dla kogoś, kto szuka minimalizmu (przykładowo Genelec-i, HEk SE i już) to właściwie wszystko. Nawet lepiej niż w przypadku wspomnianego Matriksa, bo tam słuchawek nie podepniemy i trzeba będzie doinwestować (ale już niedużo) w świetnego firmowego HPA-3B, albo SMSL SP-200 (niebawem test – prawdziwa rewelacja btw!), znaczy w jakiegoś słuchawkowego ampa.

Smok

Dobra, dość wycieczek, skupmy się na głównym bohaterze. Czarny Smok duży nie jest, taki smoczek raczej, jak mój redakcyjny M1HPA Antosia (Musical Fidelity) mniej więcej, znaczy kompaktowa forma, a nie duży klocek. Jako że nazwa obliguje, nie znajdziecie tutaj żadnego innego wybarwienia i dobrze. Czarny więc cały do tego czerwony, diodowy displej, trochę srebrnych manipulatorów i jacek na czołowej, grubej, alu skręcanej płycie. Z tyłu schludnie – balans (bardzo ważny tutaj, bo całość toru wyraźnie pod symetryczne granie dedykowana), RCA na wyjściu i bateria cyfrowych przyłączy z I2S (fizycznie HDMI) oraz AES/EBU …także niczego tutaj nie brakuje. W rozwinięciu przeczytacie o technikaliach, warto zgłębić, bo też ten daczek nie jest zwyczajny (płyta gotowiec, blue-print do kupienia w chińskich wzorcowniach, standardowa implementacja… niczego takiego tutaj nie znajdziecie), znaczy oryginalny to opracowanie, zupełnie do nikogo niepodobne.

No i całe szczęście, bo jak na wstępie zeznałem… geniusz ujawnia się w niestandardowym podejściu, w przekraczaniu granic, w pójściu pod prąd. Dawno już zaśniedziałe, nieaktualne (w Jabcu znaczy się) „Think Different”. Nucu Jitariu – człowiek który stoi za tym projektem – to ktoś, kogo najwyraźniej nie zadowala stan zastany, to ktoś kto postanowił zrobić rzecz po swojemu. Zdolny inżynier z wizją, człowiek trochę orkiestra, można powiedzieć Renesansu, facet z pasją do tego, co robi. To ważne, bo ludzie z pasją nie idą na skróty, a Nucu postanowił dać ludzkości sprzęt audio przenoszący użytkownika do lepszej rzeczywistości. I wiecie co? Udało mu się to naprawdę bez pudła. Choć nie bez chropowatości, nie bez wad, ten Czarny Smoczek wart jest każdej wydanej nań złotówki…

Audiobyte Black Dragon

» Czytaj dalej

Pamiętacie Burson Conductor v2? Za moment zadebiutuje v3, także @ HDO :-)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Conductor3_S5

Przetestowany u nas V2 był, czy nadal jest jednym z najlepszych klamotów łączących DACa, wzmaka słuchawkowego oraz preamp pod jednym dachem. Australijczyk perfekcyjnie łączy te elementy w coś, co może swobodnie być docelowym fundamentem systemu zarówno pod słuchawki, jak i kolumny (szczególnie aktywne vide świetne pre). Jako źródło cyfrowe nie znajdzie żadnego poważnego konkurenta do kwoty 8-9 tysięcy za wyspecjalizowany przetwornik C/A imo (tak, mam tu na myśli najlepsze co możecie wg. mnie kupić, też docelowe, tj. Matrix Audio X-Sabre Pro). No dobrze, to jak było tak dobrze, to co można tu jeszcze zmienić, aby było jeszcze lepiej? Powiem szczerze – nie wiem. Burson też zdaje się początkowo za bardzo nie wiedział cyt:

W rozmowie z inżynierami Bursona sami przyznają, że doszli do ściany i granic rozwoju tej technologii. Duże transformatory miały też swoje ograniczenia – wysoką impedancję. Co powodowało ograniczenia w szybkości przepływu prądu, co znów obchodzono stosowaniem poteżnych kondensatorów.

Postanowiono rozpocząć nowy projekt od ZERA. Poza nową obudową, która ma gwarantować doskonałą sztywność, separację (poszczególnych elementów – osobno sekcja analogowa, osobno cyfrowa), brak przenoszenia jakichkolwiek zewnętrznych wibracji, zmieniono dokumentnie wszystko, co w środku:

Dwa ekranowane trafa zasilające, osobne dla części cyfrowej i analogowej, stabilizacja na tranzystorach, stopień analogowy na tranzystorach. Żadnych gotowców. Tylko co raz to lepsze dedykowane rozwiązania. Do tego najwyższej klasy rezystory i kondensatory do audio.

Konkrety? Ano są konkrety i wygląda to turbo smakowicie, przyznacie:

Układ zasilania Conductor 3 ma niemal zerową impedację i piekielną szybkość. Jest 5x wydajniejszy i szybszy niż poprzednia wersja. Osiągnięto to projektując wszystko od nowa i łącząc to co najlepsze z liniowego i impulsowego zasilania, jednocześnie eliminując i wady obu technologii. Nowa wersja generuje 3 krotnie więcej ciepła, co bezpośrednio wymusiło przeprojektowanie również obudowy.Burson Conductor V3 Reference to DAC, preamp, wzmacniacz słuchawkowy w klasie A o ogromnej mocy 7500mW na kanał*. Regulacja sekcji PRE na drabince rezystorowej sterowanej cyfrowo o 100 krokach regulacji. Zdalny sterownik w zestawie.

Nowy Burson ma na pokładzie najnowocześniejszy DAC Sabre 9038Q2M w trybie mono. Po jednym na kanał z 7 osobnymi stopniami stabilizacji napięcia dla poszczególnych sekcji. Ponadto zastosowano 6-rdzeniowy układ USB XMOS z obsługą DSD 512. Tor analogowy na autorskich wzmacniaczach operacyjncych Burson v6 SS zbudowanych na tranzystorach FET w klasie A. Zastosowanie wymiennych op-ampów daje pełną dowolność w dostosowaniu brzmienia do własnych preferencji.

Komunikacja bezprzewodowa przez najnowszy Bluetooth 5.0 aptX HD daje możliwość połączenia mobilnych źródeł jak telefon czy tablet z jakością HD.

Wejście mikrofonowe jest ukłonem zarównowno w stronę muzyków jak i wymagających graczy.

Innymi słowy, nowy Conductor jest faktycznie nowy, kompletnie przeprojektowany, a moc wbudowanej amplifikacji pod słuchawki robi ogromne wrażenie. Czujecie? Ten wzmak będzie mógł zaoferować potężny zapas mocy, pozwolić na napędzenie najbardziej egzotycznych, najbardziej wybrednych, najbardziej łasych nauszników teraz i w przyszłości. Bez żadnych „ale”. Co prawda nie podano (* bez wyszczególnionej impedancji) warunków, w jakich osiągana jest ta wyczynowa moc, ale opis jednoznacznie sugeruje, że będzie to naprawdę potężny piec pod słuchawki. Sekcja cyfrowa oparta na 2 kanałowych kościach 9038, po jednej na kanał, pozwoli zapewne osiągnąć wyżyny w zakresie rozdzielczości. Taki układ wydaje się – w przypadku słuchawek – optymalny, widać to na przykładzie oferty rynkowej, gdzie 8 kanałowy PRO jest stosowany w źródłach dedykowanych systemom głośnikowym, samodzielnych przetwornikach, albo strumieniowcach najwyższej klasy. Nawet w tańszych modelach, chińskiej prominencji, układ PRO zazwyczaj implementowany jest do klamotów pod tor z kolumnami. Najnowsza wersja sinozębnego z kodekiem aptX HD ucieszy tych, którzy widzą w nowym Conductorze coś, co stanowi podstawę dla całego systemu – i tego pod słuchawki i tego pod kolumny. Także w tym wypadku już nie tylko biurko, ale także salon.

Patrząc przez pryzmat testowanego „koktajla” (HA-500H) w ogóle się nie dziwię – testujemy w salonie, świetnie się to sprawdza jako pre (analogowe źródła, doskonale wysterowuje aktywne kolumny), BT czasami się przydaje, mamy szerokie opcje podpinania źródeł cyfrowych… także tak, widzę nowe V3 jako potencjalny fundament głównego systemu, z hipotetycznie (w teście wyjdzie ;-) ) fantastycznymi warunkami do wysterowania dowolnych nauszników. Cena? 8,5k pln. To co mnie szokuje to forma – ten klamot jest mały, kompaktowy, niewielki taki… a parametry… no właśnie. Jestem szalenie ciekawy jak oni to zrobili…

…cóż, nie mogę się doczekać, jak tylko przypłynie, przeegzaminuję.

Chord Mojo – nowa, redakcyjna referencja „on the go”

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_3977

„Duże” Chordy – jakoś nigdy nie byłem fanem. Tak, na pewno są to znakomite urządzenia od strony inżynieryjnej, świetnie zaprojektowane, tyle tylko że sygnatura dźwiękowa jakoś nie moja bajka. Nie pasowało, mimo paru prób i dałem sobie spokój. Tak to jest, czasami preferencje słuchającego są tak odległe od tego, co oferuje dana „szkoła”, że – po pierwsze – nie warto czasu marnować (się zmuszać), po drugie – subiektywny osąd mógłby być zwyczajnie krzywdzący dla badanego klamota. Był jednak wyjątek. Tym wyjątkiem, chętnie słuchanym tu i ówdzie, było tytułowe urządzenie: Mojo. Według mnie ten maluch prezentuje inne, bliższe mojemu, podejście do reprodukowania dźwięku. Podobał się, choć nie był to jakiś zachwyt, finalnie trafiła się okazja i tak wylądował w redakcji. Ostatnio mobilnego u nas prawdziwe zatrzęsienie, co ma swoje plusy ale i minusy, bo przetestować trzeba, można w różnych okolicznościach (wyjazdowych) co jest tym „+”, ale też przesuwa parę rzeczy planowanych, zakłóca ustalony wcześniej porządek publikacji. Mam nadzieję, że przyszły tydzień będzie owocny, znaczy uda się nadgonić i sporo rzeczy na HDO się pojawi, a mobilne już zapowiadane i właśnie dopiero co zapowiadane oraz to, co leci, nie popsuje playlisty i wyrobimy się ze wszystkim, co tam się ostatnio słuchało.

Trzeba to ogarnąć (świecące kule – komunikacja, sterowanie), ale to nawet dodaje uroku i jest konsekwentnym wyborem
producenta we wszystkich produktach PC Audio 

Dobra, dość pierdzielenia, czas na konkrety. Mojo. Opisany przez praktycznie każdy sajt, w licznych periodykach branżowych, przetestowany „na wylot”. Czy może być coś odkrywczego w opisywaniu sprzętu sprzed c.a. 4 lat? W odniesieniu – jak najbardziej. W odniesieniu do nowego. Dlatego Mojo stanie i stawać będzie w szranki z grającymi penami, przenośnymi amp/dakami oraz DAPami, będzie weryfikował wartość tego, co nowsze, oparte na nowych pomysłach. Przy czym Chord parę lat temu zrobił wiele, by rzecz nam się nie zdezaktualizowała – możliwości tego malucha nadal są i będą „na czasie”. Firma o to zadbała, wybierając drogę uzupełniania, czy wręcz „apgrejtowania” (Poly) podstawowego produktu i chwała jej za to. O Poly zresztą jeszcze przeczytacie. To, że sprzęt nie ma MQA uważam za zaletę, Chord podobnie jak inni, zaimplementował w nowych produktach tą bezużyteczną technologię… to jak z dodawaniem (marketing) DSD do każdego przetwornika (obsługa), czy pogoni na cyferki. Cóż, tak to funkcjonuje.

Także cieszę się, że z jednej strony mamy zaawansowane coś, przyjemniej od innych wyrobów Chorda, brzmiące (dla moich uszu), z opcją uzupełnienia funkcjonalności o pełną obsługę sieciową z certyfikacją Roon Ready, opcją mobilnego serwera audio etc. Fajnie. Choć wiem, czytając fora, że nie wszystko wyszło okey (Poly), co też krytycznie ocenimy, co wyjdzie w praniu. Na razie soute i ta „referencja” to nie – jak wielu interpretuje to słowo – najlepsze, top of the tops, tylko zwyczajnie punkt odniesienia dla testowanych przenośnych (w redakcji). U mnie większość USB DACów gra stacjonarnie (temat na inny wpis – brak zasilania, dedykowany komputer/transport cyfrowy, to często panaceum na problemy, droga do uzyskania lepszego dźwięku… pomiary nie kłamią vide Audio Science Review) i Chord wraz z SMSL Idea mają stanowić mobilny materiał porównawczy.

Wirelessy z Wire. Senki mają kopany moduł łączności, ale to nadal jedne z najlepszych mobilnych nauszników
(wygoda, świetny dźwięk, b. dobry ANC)

Postaram się przemycić w ramach paru najbliższych publikacji sporo spostrzeżeń na temat kompetencji brzmieniowych Mojo, tym razem nie będzie czegoś takiego jak osobna recenzja, a właśnie tak, plus – to już w ramach dużej publikacji – Mojo & Poly (z roonowym przegięciem… tu mobilne spotka… stacjonarne). Tymczasem parę fotek, słuchane w dość oryginalnym zestawieniu (dla porównania) z Sennkami Momentum Wireless OvE (wyłącznie opcja pasywna, z wyłączonymi ficzerami, na kablu podpiętym do Mojo) vs Nura (full DSP, BT, z profilowaniem indywidualnym). Zupełnie odmienne drogi do… no właśnie, do czego? Trochę wyjaśniam poniżej, w mini galerii.

» Czytaj dalej

Naj. z Monachium(?), alt. dla Tidala, akt. Roona & more

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2019-05-23 o 08.21.22

Trochę się nazbierało, to hurtem, raz a dobrze, postanowiłem, bo recenzje już w blokach (Arya, Auralic G1, DAC-9 NuPrime itd itp). Od czego zaczniemy? Od Monachium oczywiście. Nie, nie będę robił streszczenia co pokazano, co najciekawsze, dlaczego. Tym razem skupię się na jednej, jedynej rzeczy. Dlaczego tak? Ano dlatego, bo w większości wypadków MOC to w kółko to samo, owszem nowe modele, owszem, parametry na wyścigi, owszem fikuśne formy, owszem jakieś pomysły rodem ze snu szalonego inżyniera (forma), ale to zazwyczaj w kółko ten sam motyw, tylko z milion razy przerabiany, w nowy papierek owijany, ale to samo wciąż. Czyli brak rewolucji, czegoś absolutnie oryginalnego, czegoś, co przykuwałoby uwagę…

…czegoś na miarę Sistema M2. Rewolucja. Włosi. Ja tam cenię sobie ich elektronikę, mimo że często, gęsto zawodzi kontrola jakości, że coś tam niedopracowane jest. Tak, mają Włosi w zwyczaju robić piękne, robić pod wieloma względami doskonałe rzeczy (uogólniając), a przy tym może – i nie powinno to dziwić – zostać w ręce pokrętło, urwać się to i owo, no tak to (u nich) jest. Pamiętam boje z pewnym klamotem od M2Techa, czego tam nie było: wypadające porty, wpadające, pierwszy raz DAC potrafił się zawiesić, wiecie, złapać bluescreena. No wszystko to prawda, musieli wysyłać nowy egz., też nie doskonały formą, ale… no właśnie ale grający jak marzenie. Co ofc nie oznacza przymykania oczu na niedoskonałości, bo wicie jaki jestem – zawsze coś znajdę i zawsze coś skrytykuję.  Taką mam już wredną naturę.

Sistema M2. Pięć tysięcy ojro. Dużo? No – niemało – ale w końcu high-endy, więc jak na high-endy to przystępnie nawet. Co to? Coś niezwykłego, jedynego w swoim rodzaju. Cyfrowa aż do odczepów amplifikacja, końcówka mocy bez konwersji sygnału (rozumianej jako przetwarzanie w jakiejś kości zer i jedynek na analog), końcówka bez ograniczeń w zakresie: opóźnień, zniekształceń, koherencji sygnału. Ale, że, jak?! No właśnie tak. Pure digital, takie pure z czymś, co nazwałbym chyba pierwszym podejściem (bezkompromisowym) do sygnału jako INFORMACJI, DANYCH, a nie impulsów, oporu, przepływu elektronów (tak, tak jest I2S, jest napięcie, ale to _pure data_ jest). Ja cież… nie wiem, jak to sklasyfikować, bo w klasycznym rozumieniu DACa tam nie macie, jest USB (ale tylko w sensie kompatybilności z magistralą szeregową, interfejsowej kompatybilności, bo tam jest I2S, tam ten sygnał nie jest „tłumaczony”, nie wymaga układu konwertującego, kości interfejsu) albo (nie pokazany, ale planowany w opcji) LAN. Na marginesie, jak USB, to wg. mnie musowo jakiś terminal wyspecjalizowany do tego, komputer z dedykowanym kontrolerem USB, bez współdzielenia, tylko pod audio (jak testowane przez nas ostatnio karty X-Hi czy element H od Matrix Audio, tylko zintegrowane). Jak LAN to w sumie mógłby być teoretycznie jakiś streamer, ale w większości wypadków… nie ma opcji. Dlaczego nie ma? Bo ten wynalazek tylko pod Windowsa lub MacOSa jest  …brak wsparcia dla Linucha :-( . Jak widać tylko pod komputerowe OSy. Tylko!

Ki diabeł? No właśnie. Ten klamot jest pod wieloma względami niezwykły. Wymaga bardzo specyficznego transportu cyfrowego (jw), musi być odpowiednie oprogramowanie (generalnie, nie będzie działał z każdym softwareowym playerem!), znaczy się bardzo nieżyciowe to jest już na wstępie. Czemu tak? Ano Sistema M8 to bezkompromisowy wzmacniacz (pierwszy taki wzmak I2S) z wyłącznie cyfrowym przebiegiem transferu danych do wyjść głośnikowych (tak, są tacy którzy robią podobne konstrukcje, ale nikt nie zrobił tego na takim poziomie). Znaczy „digital-direct power amplifier” (kojarzymy NADa z ich serią Master ofc i paru innych), bez jakiejkolwiek INGERENCJI w to, co popłynie z głośników. Nie ma tutaj ani kontroli głośności (poziomu), ani zdalnego sterowania (zmiany parametrów pracy, bo tutaj niczego nie zmieniamy!). Jest tylko JEDNO wejście dla danych (USB lub LAN) i są odczepy głośnikowe. Koniec. Słuchamy materiału, takiego jaki dostarczyliśmy o parametrach PCM do poziomu 24/384kHz i DSD64.

Dalej jest jeszcze ciekawiej. On/off? A gdzie tam. To ciągle ma działać, ma być w końcu DIRECT. Pod prądem cały czas. I jest, jak dostarczymy (np. SBooster, ale też, bo czemu by nie na zamówienie rodzimy Tomanek) zasilanie 12-24V z zewnętrznej elektrowni. Dobrze, żeby zasilacz był po prostu stabilny, bardzo stabilny, bo tu musi być prąd bez skoków, bez dużych wahań, zapodany. Wzmacniacie czysty sygnał w ramach magistrali I2S, rzecz jasna jest to PCM, bo taki jest format transmisji natywny dla tego standardu przesyłu DANYCH. Co robi zatem DSD? Ano, architektura zaprojektowanego przez Włochów układu pozwala na przyjęcie (ofc DoP) 1 bitowego strumienia o częstotliwości 2.8 MHz. Tyle.

Będzie tego 99 sztuki tylko. Forma jest tak samo niedzisiejsza jak technikalia. Ten klamot to ascetyczno-industrialna jazda po bandzie. To brutalizm stylu z wykorzystaniem oryginalnych materiałów. Całość obudowy wykonana jest z grafitu, a wykorzystany materiał nadaje urządzeniu niepowtarzalnego wyglądu. Tak, to taka patyna, grafitowo-brudna patyna, coś, co przywodzi na myśl odjazdy Terry’ego Gilliama (Brazil). Klocek o wymiarach 300 x 200 x 80mm, z jedną diodką informującą o sygnale (że jest) i dwoma wskaźnikami (znowu w stylu szorstkiego, bezdusznego, bezosobowego minimalizmu) lampowymi z oznaczeniami DSD / PCM. Do tego piękne grawery na froncie (nazwa klamota) i już. Piękne terminale dopełniają całości, dopasowane do formy tego niezwykłego urządzenia.

Teraz najdziwniejsze. Gracie z KOMPUTERA. To znaczy gracie ZA PORADNICTWEM SYSTEMU OPERACYJNEGO. Tak, systemowy mikser, systemowa regulacja poziomu. Masakra? No niby tak, właśnie dokładnie odwrotnie do tego, co robimy na co dzień. Uciekamy od tego, co zaszyte w systemie, na rzecz dodatkowych sterowników, programowych playerów omijających to, co siedzi w kodzie systemowym związane z obsługą dźwięku. Stąd te wszystkie ekskluzywne tryby, stąd ASIO, stąd różne plastry, alternatywy. A tu – cholera – inaczej… się nie da. Także wiecie, jak dobór oprogramowania to robi się come back do przełomu wieków. Jakiś foobar, albo preferowany przez Włochów… VLC. Serio. Przy pewnych zabiegach może być JRiver, czy Audirvana i parę innych, popularnych aplikacji, ale to wymaga obejścia problemu kontroli (poziomu). Ze streamami z sieci nie będzie problemu, bo po pierwsze webpanele, bo po drugie też rzeczonych serwisów aplikacje, można sobie uruchomić i wio. Jak wspomniałem powyżej, najlepiej jakiś zbudowany przez siebie (bo gotowce to często Linuch jest!) audio terminal PC, samoróbka jakaś, samodzieło. Musi być ciche (pasywne najlepiej), musi być OS optymalizowany (najlepiej wersja Win Lite, z wywalonym co się da, bez dźwięków, profili, pierdolników… tylko to, co niezbędne plus audio soft).

Z tego, co opisano u DAR.KO, z tego co opowiadali ci, którym dane było tego w Monachium słuchać tego wynalazku wyłania się obraz nie-wzmacniacza, nie-przetwornika (interpretatora… wiecie, o czym mówię, prawda?), tylko czegoś, co przenosi w czasie i w przestrzeni muzykę. Tak, aż boję się to napisać: „na żywo”. Grają instrumenty, śpiewają, robią to właśnie tu i teraz. Rzecz jasna to tylko klamot, to nie efektory (te muszą być pewnie klasowe), ale wrażenia są, że tak powiem, powtarzające się, z dużą regularnością powtarzające się: TU i TERAZ GRA, nie jest to odtworzenie tylko GRANIE. Nie reprodukowanie tylko GRANIE. Choooolera. Także nie wiem co ja myślę, ale jedno jest pewne – to jest COŚ. Coś innego. Musi być PC, musi być Mac. Musi z komputera. Musi via OS. Komputer gra. Nie… komputer odtwarza, a gra. Brakuje – chyba – właściwych słów. Wiem, że trzeba będzie gdzieś się wbić i opisanego Sistema M2 posłuchać. Rzecz totalnie rozmija się z moimi dotychczasowymi doświadczeniami odnośnie grania z PC (tak, tutaj macie KS – kernel, żadne tam WASAPI czy ASIO). Jednym słowem – koniecznie!

 

 

Alternatywa dla Tidala? Owszem – Deezer HiFi. Od paru tygodni męczę i jestem bardzo zadowolony. Jak wspomniałem wcześniej na profilu: „…od paru dni „tylko słucham”. Nie analizuję, nie zastanawiam się dlaczego to cholerstwo nie działa tak, jak powinno, po prostu odwyk od testowania. Przy czym, żeby sobie umilić (bo Tidal ostatnio bardzo się spóźnia z premierami, bardzo… cześć rzeczy w ogóle nie trafia niestety do katalogu) zdecydowałem się na upgrade streamu z Deezera do bezstratnego strumienia HiFi.

I wiecie co? Deezer w opcji 1411kbps (tak, dokładnie tyle ile mamy z krążka CDA, dokładnie tyle ile opisuje redbook) wg. mnie miażdży jakościowo Tidala. Nieporównywalna dynamika, świetny timing – słuchanie cięższej gatunkowo muzyki to moim zdaniem inna rzeczywistość, lepsza rzeczywistość. Po co MQA, jak strumień bezstratny (to bitrate bezstranego, _nieskompresowanego_ materiału .WAV z krążka przypominam) pieści ucho, daje dużo więcej frajdy, bo jest bez pudła. W przypadku Tidala Master Quality nie daje nam gwarancji, bo po pierwszym zachwycie, okazuje się, że wszystko jest „na jedno kopyto”, że origami tworzy własną interpretację, że dźwięk jest robiony. Wiecie, że wolę oryginalny, nie MQA, strumień z Tidala, że bywa on w ogólnym rozrachunku lepszy od wersji Masters. Wolę, ale Deezer HiFi jest bez porównania doskonalszy.

    

Doskonalszy w czym, poza wspomnianą dynamiką, timingiem? Ano, moi drodzy, Tidal przegrywa sromotnie w stabilności strumieniowania „on the go”. Nie ma czego porównywać. Do niedawna na wynos słuchałem przez 90% czasu via Deezer/Spotify (320kbps), bo mimo warunków (dobra infrastruktura, duży pakiet danych) Tidal dawał ciała. Tego nie da się używać mobilnie. Z Deezerem HiFi jest jak ze Spotify – ZAWSZE JEST GRANE. Zawsze. Na pewno robotę robi buforowanie (tu nie ma VBR, tu jest te wspomniane 1411 all the time), ale też dopracowany protokół transmisji, odpowiednie zaplecze po stronie usługodawcy. Deezer zrobił to po prostu dobrze.

No tak, miało być bez porównań, bez testowania, tylko muzyka  ;-)  Przez większość czasu była. Apka na komputerach, webpanel czy mobilna są do bólu proste (wręcz ascetycznie), z – powiedziałbym – najbardziej klasycznym podejściem do UI, do nawigowania. Nie, nie ma tu rewolucji, ale jest coś, co jest bardzo ważne, istotne – dobrze czujemy się w „znanym”, „używanym”, „przerabianym przez wiele, wiele lat: różnych systemów, ton użytkowanego sprzętu, antycznych już może technologii”.

Co z tego wynika? Warto czasami zwolnić. Zwolnić konkretnie, docisnąć do podłogi… stanąć. Zatrzymać się i otworzyć się na coś nowego, bo może się okazać, że coś nam umyka. Coś ważnego. Qobuz miał w Polsce być, miał i tyle z tego wyszło. Obiecałem, że pobawię się w VPN i zrobię to, czekam tylko na spodziewany (do odpalenia) okres promocyjny (w UE) obejmujący aż 3 miesiące. Teraz cieszę się ze streamu CDA z Deezera. Mam to na mobilnym, mam to na kompach, mam to w systemie Sonosa, mam to nawet na antycznym Squeezeboksie Touch. I fajno. Jest wszędzie i jest to moim zdaniem lepsza opcja od Tidala. Całościowo lepsza (bo UI/UX tidalowy woła o pomstę, nadal). Czego brakuje do szczęścia? No jednego tylko – integracji z Roonem. Roon labs. jest taka sprawa  ;-)  Oni wiedzą, wielu prosi, mam nadzieję że wyprosi, znaczy po integracji Qobuza przyjdzie czas na to, co opisane powyżej. Ten stream jest tego jak najbardziej wart.

 

Ostatnia aktualizacja Roona 1.6 (built 416) wnosi fundamentalne zmiany dla Androidziarzy. Tak, wszyscy, którzy nie mają iOSa na ekranie osobistym będą więcej niż zadowoleni. Całkowita przebudowa mobilnej apki, która skutkuje stabilnym, bardzo szybkim działaniem, wsparciem dla 64bitów, wprowadzeniem zmian których zwieńczeniem będzie (podobnie jak wcześniej w Jabłcu) uczynienie z Androida platformy z pełnym wsparciem dla trybu końcówki, end-pointa. Wiele osób czeka na to, to będzie coś bardzo, bardzo dużego i przełomowego. Chodzi nie tylko o handheldy (na marginesie, teraz Roon Remote na androidowych tabletach działa wreszcie tak samo dobrze, jak na iPadach), ale także przeróżne urządzenia audio i audiowizyjne pracujące pod kontrolą googlowego OSa. Te wszystkie modyfikacje powodują, że minimalna wersja Andka z którą Roon się lubi to 5.0, a jeszcze dodatkowo Roon labs wprowadza swoje rozwiązanie do amazonowego  kramiku, co by na tabliczkach dotykowych Fire działało.

 

Sonos wprowadza długo zapowiadanego Google Assistant do swoich samograjów. Mamy zatem dwie AI –  jedną od Amazona, drugą od Google, jak jest więcej samograjów to możemy korzystać z obu równocześnie. Na razie, rzecz jasna, bez polskiej lokalizacji. W przypadku Aleksy nie ma nawet mowy o polonizacji, co innego Google… przy czym parę miesięcy trzeba będzie poczekać, bo na razie działa tylko w j. angielskim. Znaczy, chcemy korzystać, to musimy sobie lokalizację w ustawieniach asystentów zmienić. Powiem coś więcej, przy okazji ostatniej odsłony recenzji Sonos AMPa. Tam ma być o AI (sam AMP nie jest wyposażony w mikrofon, ale działa to wszystko w ekosystemie i stąd to AI opisane będzie, bo mamy to w pakiecie z multiroomem, z opcją wielokanałową etc). Także puchnie nam to, puchnie ładnie, a zaraz będzie po taniości z IKEA parę propozycji głośnikowych, pracujących pod kontrolą oprogramowania Sonosa. Ciekawe na ile to będzie warte tych – z zapowiedzi – niewielkich pieniędzy? Jako strefa w łazience, jakimś miejscu, gdzie ma lecieć w tle… myślę, że to się sprawdzi, sprawdzi nieźle. Zobaczymy, czy raczej usłyszymy niebawem.

 

PS. Recenzja HiFiMAN Arya już niebawem. Stop. Prawdziwie bezdrutowe dokanałówki RHA, po których obiecuję sobie najlepszego dźwięku w segmencie (tak, nawet od Momentum) właśnie zajechały. Stop. Przepraszam za tę angielszczyznę, tak wyszło. Stop. Obrodziło fajnymi dźwiękami. Stop. Trafił do mnie patyczak (straszyk filipiński), ksywa: PATOL, lubi darcie ryja (swój chłop), w rytm ciężkiego grania kiwa się na łodydze. Stop. Idzie normalność. Stop. Jest dobrze. Stop. Flow jest bardzo ok. Stop. Bez zaskoczenia, ale bez pudła. Stop. Ciekawy dobór w tematycznych. Stop. Zasadniczo Twoja muzyka na 1 miejscu, reszta out. Stop.

Sonore microRendu z PSU CIAUDIO – megatest HDO

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20181127_190606973_iOS

…Tym razem będziemy długo testować tego grzdyla, oj długo i nie tylko pod Roonem (choć głównie, ale nie tylko). Będzie HQPlayer, będzie też o najnowszym wypuście oprogramowania smallgreencomputer (wersja 2.7 czytaj integracja streamu Spotify, sporo poprawek dotyczących obsługi dźwięku 1 bitowego itd/itp). Także kompleksowo sobie potestujemy, myślę, że recenzja będzie składała się z paru rozdziałów… bo to nie jedyny end-point jaki planujemy skonfrontować z naszymi bezkompromisowymi wymaganiami. Ma być bezobsługowo, ma być bez ograniczeń jakościowych, to znaczy, że musi radzić sobie z sygnałem DSD512 w konwersji PCM@DSD, musi wpasować się w multistrefowe granie, musi działać bezproblemowo z naszymi silnikami DSP (kilka różnych plus wtyczki), ma być oczywiście pasywnie, ma oferować wiele możliwości w zakresie sterowania (pełna elastyczność w tym zakresie)…

Mhm, tak właśnie było, długo i – nie ukrywam – z dużą przyjemnością, „męczyłem” tytułowy zestaw. Mówią: chcesz najlepszy komputerowy transport, myślisz – Rendu. I coś w tym jest. Wyspecjalizowane, zaprojektowane wyłącznie w jednym celu: dostarczenia sygnału zero-jedynkowego do DACa bez mielizn, bez problemów, jakie stanowią zmorę komputerowego audio. To ma być portal, pomost między tym co z internetowej sieci (na upartego można podpiąć dysk, można zrobić z tego mini serwer, czy też samodzielne źródło – odtwarzacz) strumieniem na żądanie wpada (LAN) a audioklamotami tj. jakimś DACzkiem (USB – choć, właśnie, jest już mod na światłowód, jak ktoś woli taki sposób transmisji sygnału). Małe, niepozorne, a stanowiące jeden z kluczowych elementów toru grającego z plików. Bo, niestety, ale komputerowe źródło nie może być „jakieś”, musi być odpowiednio skonfigurowane, a najlepiej zoptymalizowane, czy – właśnie – wyspecjalizowane. Można kupić streamer, czy obecnie kupić wszystko w jednym (coraz częściej) i darować sobie lekturę niniejszego testu. Owszem – można, tyle tylko, że poziom jaki możemy osiągnąć za pośrednictwem takiego plikowego transportu (tak był przez 99% czasu testowany) to poziom najdroższych strumieniowców, to poziom prawdziwe high-endowego klamota, który potrafi samodzielnie (bardzo, bardzo mało takich) przyjąć strumień, dokonać jego konwersji w locie (PCM-DSD 22,x MHz aka DSD512) i wypluć to przetworzone w trzewiach na kolumny czy słuchawy. Ciężka sprawa. Wymaga to bardzo potężnej mocy obliczeniowej. Tak, można posiłkować się …komputerem, to znaczy zbudować sobie system oparty na front-endzie (wiadomo jakim) i to w obu przypadkach jest rozwiązanie najrozsądniejsze. Tyle, że taki microRendu z takim jak w tytule wpisu PSU (nie pomijamy tego, to być musi) to śmieszne pieniądze w porównaniu ze streamerem, który będzie w stanie przyjąć (w tej opcji takim samym pomostem dla sygnału jak Rendu) strumień o wspomnianych powyżej parametrach. Ktoś tu zaraz zaprotestuje – serio, warto kruszyć kopie o te konwersję, warto się napinać, żeby te wyczynowe DSP mieć? Cóż, według mnie cholernie warto.

Zgrzytem był płatny (20$) upgrade OS do wersji 2.5, obecnie najnowszy wariant to 2.7 

Poza microRendu obecnie w ofercie Sonore jest parę innych, znacznie droższych, transportów PC audio oraz serwerów

Platforma systemowa (OS) Sonicorbiter daje nam takie, jak wyżej, możliwości. Jest elastyczna, oparta na upichconym pod kątem audio kernelu / jądrze, gdzie całość przyporządkowano jednemu: muzyce. A konkretnie pobraniu streamu z sieci, integracji w jednej z dostępnych w oprogramowaniu opcji softwareowych, to znaczy wybrowi odtwarzacza / front-endu, czy sposobu transferu muzyki w ramach któregoś z dostępnych protokołów i przesłaniu tego via USB do DACa. Domena cyfrowa. Transport komputerowy. Mhm, tylko że w założeniach tego komputera „ma nie być”, ma być dla nas (i dla sygnału) TRANSPARENTNY. To kwestia psychologii i technologii… już tłumaczę, co mam na myśli. Otóż dla kogoś, kto nie ma ochoty widzieć PC jako źródła dźwięku, stawiać standardowy komputer osobisty, wszystko jedno w jakiej formie by on nie był, jako obowiązkowy element toru gdzie grają pliki, chce za wszelką cenę uniknąć sytuacji, w której ten komputer JEST WIDOCZNY, czy JEST OBECNY (nawet jeżeli sprytnie gdzieś zakamuflowany, ukryty) i wymaga typowej dla PC obsługi. Nie chce tego, kłóci mu się takie rozwiązanie z wizją systemu, gdzie WSZYSTKO przyporządkowane jest WYŁĄCZNIE muzyce. W takiej sytuacji albo kupuje sobie streamer, co od razu oznacza ograniczenia funkcjonalne (do niedawna obsługa DSD tylko do poziomu DSD64, brak integracji z wieloma programami, front-endami audio, brak elastyczności w zakresie obsługi silników DSP, tylko czasowe, zazwyczaj krótkie wsparcie i do tego niezbyt obfite w usprawnienia, nowości…), oznacza że dokonujemy pewnego, mocno ograniczonego funkcjonalnie, wyboru.

» Czytaj dalej