LogowanieZarejestruj się
News

Sonos przenośnie, Sonos stacjonarnie: Move & Port

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_6522

Współpraca ze znanym producentem mebli (wycieczki rodaków jak do kościoła, albo i lepiej) na razie nie przyniosła jakiegoś ogromnego przełomu w implementacji audio w nowocześnie zaprojektowanych wnętrzach. Za moment pojawią się w ofercie IKEA nowe sonosowokompatybilne produkty, może w końcu chwyci? Niewątpliwie jest taka potrzeba, bo jak wiadomo, mieszkanie, dom z katalogu to mieszkanie, dom bez tradycyjnych paczek, klamotów – te, zdaniem projektantów, marketingowców po prostu nie mają racji bytu i cóż… to kształtuje świadomość konsumentów, nie oszukujmy się. Dlaczego zaczynam od mebli, od IKEA? Przecież bohaterami wpisu nie są produkty szwedzkiej sieci, a sonosowe głośnik oraz streamer, także o co ci chodzi człowieku, hę? Już się tłumaczę. Dla Sonosa i ta współpraca i w ogóle cały pomysł na własny ekosystem, multiroom zasadza się właśnie na „zniknięciu” klamotów grających, takim ich dopasowaniu do wnętrza, by instalator / projektant nie miał problemu z tym „audio”, bo ono mu po prostu się wtopi i nie zaburzy (czegoś tam). Oba produkty wpisują się w to bardzo, podobnie jak sonudbary, płaski, wsuwany pod kanapę (np) sub bezprzewodowy rzecz jasna, jak instalacyjne głośniki zaprezentowane dwa lata temu itd itp.

Port to maluch, następca Zone Playerów (aka Connect-ów), fantastycznych skrzynek, które zdobyły niemałą popularność, szczególnie w USA, stając się właściwie synonimem (i zarazem pierwszą generacją, wespół z Squeezebox/Slim Devices, strumieniowców w domach) bezprzewodowego przesyłania muzyki  z siecii jej odtwarzania w domowych pieleszach. Skrzynka jest serio bardzo niepozorna, właściwie to mały kawałek czarnego plastiku wielkości AppleTV (nowszej gen) i jak produkt jabca można to, to spokojnie schować gdzie-bądź, kompletnie nie przejmując się umiejscowieniem tego czegoś. Ktoś zapyta zaraz, ale hola, hola to przecież następca ZP, znaczy pod „tradycyjne audio” dłubany, to o co do diaska autorowi chodzi z tym znikaniem? Otóż, owszem, można skrzynkę wykorzystać tak właśnie, integrując nieSonosowe z sonosowym ekosystemem (jak AMP – tu faktycznie pod tradycyjne paczki to, to pomyślane, bo przecież integra, wzmacniacz), ale to wcale nie musi być klasyczny setup oparty na dużych kolumnach.

Obecnie rynek wręcz przesycony jest rozwiązaniami, które mają wyrugować tradycyjne HiFi, jest w czym wybierać… czy to wspomniane projektory dźwiękowe, czy aktywne, bardzo kompaktowe, bezprzewodowe systemy nagłośnieniowe (tak, Sonos był tu poniekąd prekursorem, teraz jest tego na pęczki w różnych odmianach). Można zatem integrować analogowe, cyfrowo wyprowadzać, albo analogowo wyprowadzać sygnał z Port(a) i cieszyć się obsługą całego audio za pośrednictwem jednej z najlepszych aplikacji do zawiadywania strumieniami (praktycznie wszystkimi możliwymi) z Internetu oraz administrowaniem, nawet bardzo rozbudowanym systemem, w sensie wielopomieszczeniowym setupem, obejmującym wiele stref, gdzie wszystko może grać, bez względu na fizyczne umiejscowienie „w chałupie”. Podoba mi się forma, mniej natomiast podoba mi się wyposażenie skrzyneczki, o czym dalej. Paru rzeczy wg. mnie ewidentnie tu brakuje, ale o tym w rozwinięciu będzie. Można też zadać już na wstępie pytanie – czy to powinno tyle kosztować? Szczególnie w porównaniu z dużo bardziej funkcjonalnym, wspomnianym AMPem (o ile, ofc, chcemy zabawę jednak w HiFi klasyczne). Bo Port w takiej formie będzie sprawiał pewną trudność dla szlachetnych minimalistów (paczki, klamoty won), a znowuż jako element spinający nieSonosowe z sonosowym ma bardzo dużą, sporo tańszą, konkurencję. Owszem, chodzi o ekosystem, ale na końcu i tak jest play z jakiegoś serwisu. Także kalkulacja to coś, czego nie da się tutaj pominąć.

Z Move sytuacja jest też dość nietypowo-oryginalna. Duże to, ciężkie to, właściwie można tu mówić o tradycyjnym dla Sonosa głośniku bezprzewodowym (maksi, nie mini) uwolnionym od kabla prądowego. Znaczy przenośny, tak, ale jednak stacjonarny. Stacjonarny, bo taki duży, ciężki głośnik trudno uznać za w pełni mobilny, a raczej właśnie wielostrefowy, ale w sensie że przemieszczający się po mieszkaniu, a jeszcze lepiej domu, tworzący ad hoc nowe strefy, gdzie chcemy żeby nam zagrało. Może to być ogród, patio, balkon, miejsca w których słuchamy okazyjnie itd. W takich okolicznościach ten głośnik ma sens i stanowi ciekawe uzupełnienie oferty. Move jest na tyle ciężki, że o jego przenośności na dłuższe dystanse niż kilka/kilkanaście metrów możemy mówić tylko w sytuacji zastosowania jakiegoś środka lokomocji. Można, na upartego, wyobrazić sobie przenoszenie z odtwarzaniem (via BT oczywista) niczym boomboks ala so’80, w retro stylu, ale to jednak będzie odczuwalne (zmęczenie da o sobie znać). Dodatkowo problematyczne może się okazać stosunkowo nie za długi czas odtwarzania via wbudowany aku. Także to takie – tak to widzę – uzupełnienie dla reszty, gdy chcemy coś na zewnątrz (w pobliżu domu/mieszkania), albo po prostu przenosić w domu swobodnie, tworząc nowe strefy z muzyką. To ma sens. Move jest duży (gabarytowo w porównaniu z konkurencją wręcz przerośnięty… stąd nowy, nomadyczny Roam w ofercie). Siak czy tak, dzięki bezdrutowości (całkowitej) rzecz wpisuje się w to, co w pierwszym akapicie stoi. Jako element „niezobowiązujący”, często znikający z widoku to takie audio, które jest, ale jakby go (fizycznie) nie było. O dźwięku za moment napiszę więcej, we wstępniaku tylko wspomnę, że może grać w dużych pomieszczaniach, bardzo dobrze sobie radzi w otwartej przestrzeni (na zewnątrz).

No dobrze, to przejdźmy do szczegółów może…

 

» Czytaj dalej

Co tam w strumieniu płynie? 360 Reality Audio, nowy kodek BT & IDAGIO.app!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
bluetooth

No  to się porobiło ostatnio, porobiło się, że nie wypada nie wspomnieć o tym co w tytule wymienione stoi. No to lecimy z informacjami ze strumieni świata, bo też zebrało się tego w sam raz na krwistego, solidnego steka. Oj lubimy. Mięso ograniczamy, ale stek to stek, czasami trzeba zgrzeszyć, jesteśmy tylko słabymi ludźmi, prawda? Zresztą, to o czym piszemy tutaj to też zazwyczaj zbytki, straszne zbytki, coś tak na bakier z eko, ze zdrowym rozsądkiem, z …dobra stop, nie będziemy uprawiać samobiczowania tylko do meritum, do meritum Panie, Panowie!

Zacznijmy od nowej technologii jaką Sony najpierw tak jakby z pewną nieśmiałością (końcówka roku) upublicznił, a nawet rozpowszechnił szeroko (choć to tylko 1000 utworów, nie więcej, także ciekawostka póki co) m.in. w Tidalu oraz w Deezerze. Muszę na wstępie od razu zaznaczyć, że aby sobie posłuchać tego całego 360 Reality Audio należy bezwzględnie skorzystać bezpośrednio ze streamu z serwisów. Znaczy musi być apka dostępowa (z web playera też nie idzie), nie można na razie słuchać via Roon i inne aplikacje z dostępem do strumieni, bo to działa w ramach technologii zaimplementowanych w oprogramowaniu Tidala oraz Deezera. Precyzyjnie rzecz ujmując działa zarówno na urządzeniu odtwarzającym i oprogramowaniu, jak i w chmurze (serwerze) dostarczyciela treści, ale mniejsza… na razie musimy, aby mieć efekt na uszach (albo kolumnach, przy czym wyraźnie Sony celuje w słuchawki, o czym dalej) posługiwać się ww. aplikacjami. Można rzecz jasna dodać sobie playlisty (głównie kompilacje różno-gatunkowe zaoferowano na wstępie), pojedyncze albumy zrealizowane w tej technologii, ale niczego to nie zmienia tj. nie usłyszymy reklamowanej przestrzenności dookoła łba, tylko „zwykłe” stereo.

No dobrze, nie jest to zatem bzdurka, która pojawia się po to by nabić kliknięcia chwilowo i do zapomnienia? Otóż, moi drodzy, nie – nie jest to bzdura, bo nad przestrzennymi technologiami dźwięku „obiektowego” pracuje się obecnie w pocie czoła. I nie idzie tu tylko o telewizory (jako źródło dźwięku vide grające ekrany, vide wieloprzetwornikowe systemy zintegrowane, vide współpraca na poziomie rozwiązań instalacyjnych albo/i smart głośników), o AV, a właśnie o muzykę tu chodzi takoż. Zaskoczeni? No tak, w końcu audio to stereo i koniec tematu. Tak było, mimo prób zmiany tego stanu rzeczy, mimo prób wprowadzenia wielokanałowego SACD, DVD-A (o BD-Audio można już wspominać tylko w kontekście ciekawostki przyrodniczej). I pewnie tak by to trwało, tak by zostało, gdyby nie dwa, bardzo istotne dla rozwoju całego rynku elektroniki konsumenckiej czynniki, które wpłynęły na dostawców treści motywująco (jak widać). Po pierwsze gigantyczny sukces rynkowy słuchawek i (ogólnie) takiego sposobu konsumowania muzyki. Po drugie najnowsze rozwiązania z zakresu projektowania klamotów audio: komputery, OSy, systemy DSP z coraz częściej integralną korekcją pomieszczenia, dopasowania pod efektor itd itp. To jest nie ewolucja tylko rewolucja, której częścią obecnie jesteśmy. Rzecz jasna w przypadku audio raczej nikt nie pójdzie drogą bezkompromisowego adaptowania dźwięku obiektowego (Atmos), który jest za „ciężki”, niepraktyczny (stream mobilny), nie ma specjalnie sensu. Natomiast czymś, co jest wykorzystywane w pomysłach ala Sony (bo nie tylko o Sony tu się rozchodzi, choć to Sony jako pierwsze wprowadza swoje rozwiązanie globalnie), czymś z czego się czerpie są systemy pseudo-przestrzenne wykorzystywane z powodzeniem w gamingu, w grach, w elektronicznej rozrywce. To jest wspólny mianownik. Obecnie nie ma żadnych przeciwwskazań by bazując na potężnej mocy obliczeniowej lokalnie (nowe generacje handheldów nominalnie mają wydajność szybkich PC sprzed 2-3 lat, oczywiście różni te urządzenia wiele, ale nie w tym rzecz, chodzi o potencjał mocowy jaki mamy do dyspozycji), by korzystając z przetwarzania w chmurze, zaoferować co nam się żywnie podoba w strumieniu. Co więcej, za moment będziemy mieli 5G, co oznacza przesunięcie granicy tego, co można w zakresie szybkości, szerokości pasma, ogromu informacji jakie będzie można przepchnąć za pośrednictwem tej technologii.

Nie ma tego wiele

Darcie ryja w 360 st jest spoko. Bardzo spoko ;-)

No dobrze, ale czy jest o co kruszyć kopie i o co w tym właściwie chodzi? Sprawdziłem tę nowość zarówno @ Deezerze jak i Tidalu. Wrażenia? Sugestywne. Oczywiście mówimy tu o sztucznym kreowaniu przestrzeni, oszukiwaniu zmysłów i co tam sobie jeszcze wstawimy (że fejk, sztuczka, bzdet), ale działa to na tyle przekonywująco, szczególnie gdy uwzględnimy okoliczności, że wg. mnie warto się zainteresować tematem. Na razie w kategoriach ciekawostki (szczupłość materiału), ale jednak zainteresować się. Sugestywne, bo jak słuchacie on the go na dokach (czyli wtedy, gdy nie liczymy na jakieś przestrzenne doznania na poziomie, gdy wiemy, że ogranicza nas „materia”), to hmmm… macie faktycznie to 360 stopni. Nie tylko zresztą na osi X, ale także na Y-ku dzieje się. Także góra, dół, bliżej, dalej itd. itp. Mamy odpowiedni materiał, mamy wykorzystanie mocy obliczeniowej w czasie rzeczywistym, no i mamy to audio 3D. Celowo nie użyłem wcześniej tego 3D, bo bardzo źle się to kojarzy (z totalnym niewypałem w wideo, dzisiaj to już słusznie miniona historia), także żeby się nie kojarzyło, bo w audio jakby o coś innego się rozchodzi. Idziemy sobie, czy słuchamy w domu, na słuchawkach (przede wszystkim) i dzieje się. Ulegamy złudzeniu. Na kolumnach też (może) to zrobić wrażenie, ale – po pierwsze dużo mniejsze, po drugie zależy na jakim systemie, po trzecie wreszcie wpływ na to, co słyszymy mają czynniki poza technologiczne (w sensie wpływ pomieszczenia). Także rozpatrywałbym to 360 Reality Audio w kontekście słuchawek głównie, a nawet tylko. I nie dom (mniej), a poza domem (bardziej). W zależności od gatunku (dali i bardzo dobrze, że dali pełen przekrój) wrażenia są „tylko” zauważalne lub też wręcz spektakularne (mówimy o dokanałowych słuchawkach, albo przenośnych nausznicach, choć w przypadku IEMów to chyba najbardziej robi).

Czy będzie to coś? Czy meh? Szklanej kuli nie mam, ale coś czuję, że obiektowy dźwięk zawita do audio tak, czy inaczej i będzie to coś, o czym jeszcze nie raz usłyszymy. Wielokrotnie wspominałem na HDO o słuchaniu wielokanałowym, o 1 bitowym graniu (DSD/SACD właśnie w kwadro i dalej), że warto sobie to przyswoić, sprawdzić, zapoznać się… są tacy, który tworzą całe kolekcje i ja to szanuję. Aha, rzecz dostępna dla abonentów Tidal HiFi/Master oraz Deezer HiFi. Dostępne na każdych słuchawkach, oczywiście w przypadku firmowych, Sony, najnowszych, jest jeszcze ficzer ubogacający efekt. Wiadomo, kasa musi się zgadzać, a nuż rzecz chwyci i pomoże w walce z ogromną konkurencją…

Jak już zaczęliśmy od mobilnego grania, to kontynuujemy (i w sumie na tym też zakończymy wpis, bo o apce mobilnej będzie na końcu), spiesząc donieść, że oto pojawił się nowy kodek Bluetooth Audio. Bez HD? No bez, w sumie, choć też taki wysokojakościowy, z oznaczeniem BT LE Audio, co się rozszyfrowuje tako, jako: Low Energy. Phi, i co to nas w sumie… ano błąd, bo rzecz wcale nie jest taka mało istotna, wręcz przeciwnie. Owszem nie mamy i nadal nic nie zapowiada by to się zmieniło, stratną kompresję, ale ta niska (bardzo, bardzo niska) chęć wysysania bateryjki przez urządzenia pracujące w ramach kodeka Complexity Communications Codec (LC3), który ma zagwarantować to co dzisiaj osiągalne w tej technologii (niskie opóźnienia aka LL, aptX (HD) – wysokobitratowość) przy znaczącej redukcji (50%) przesyłu danych. Znaczy jeszcze bardziej skompresowane, zakrzykniecie ze zgrozą… ano tak, jak najbardziej, ale to mniej to więcej, bo nie ma to w niczym pogorszyć jakości, ma być właśnie dużo lepsze od podstawowego SBC, jakościowo na poziomie tego, co oferuje nam strumieniowanie (SQ) w ramach BT obecnie. Dłuższe działanie? Tak. Lżejsze słuchawki, bezprzewodowe doki? Tak. Dla wątpiących w jakość tego nowego rozwiązania… na rycinie macie podane jak to wygląda w porównaniu z podstawowym kodekiem SBC, ale spokojnie, będzie i 1000 bez kozery bitów na sekundę, a to za sprawą LC3plus czytaj transmisji PCM audio aż do 24bit/96kHz. Rzecz jasna zarówno Qualcomm’a aptX (HD) jak i Sony’ego LDAC, nadal nie będą w ramach LC3plus bezstratne, zapomnijcie. Ważne natomiast jest to, że w odróżnieniu od aptX, czy LDAC-a mamy tu do czynienia z OTWARTYM STANDARDEM, nie zamkniętym, licencją. To bardzo ważne, bardzo istotne i daje nadzieję na wdrożenie tego nowego rozwiązania WSZĘDZIE.

Jak ktoś mówi mało, to ja przebijam to mało – co powiecie o oddzielnej transmisji prawego i lewego kanału do odbiornika, a nie jak teraz jednego streamu, który leci sobie do zazwyczaj prawej słuchawy, by potem sygnał rozdzielić, dbając o zsynchronizowanie obu kanałów i przesłaniu do drugiej słuchawki? Tutaj będzie zupełnie inaczej i wreszcie tak, jak być powinno. Tak! Będą dwa strumienie, każdy osobno trafi tam gdzie trzeba. To kolosalna różnica i potencjalnie (wg. mnie) najważniejsza cecha nowego rozwiązania! Oznacza to dalszą redukcję opóźnień, brak problemu z synchronizacją, otwarte możliwości dalszego usprawniania tego typu transmisji z wprowadzeniem bezprzewodowego streamingu bardzo wysokiej jakości, bezstratnego, ostatecznego rozbratu z kablem. DWA W PEŁNI ZSYNCHRONIZOWANE STRUMIENIE OSOBNO DO OSOBNYCH ODBIORNIKÓW. I to tutaj naprawdę robi różnicę! Do tego rozszerzone możliwości współdzielenia, co na pewno zostanie przyjęte z entuzjazmem przez młodych.

Ostatnia rzecz to głównie cytat. Znakomita aplikacja dla każdego kto chciałby może i klasyki, ale boi się, pomny wcześniejszych prób, wstrzymuje się od dania szansy muzyce klasycznej oraz dawnej. Znakomita aplikacja wprowadzająca w świat muzyki klasycznej, według mnie prawdziwa rewelacja: Muzyka poważna jest piękna, nastrojowa… i nieco przytłaczająca. „Chcę posłuchać muzyki klasycznej” brzmi jak „chcę przeczytać coś z literatury faktu”. Jak się w ogóle do tego zabrać? Zacznij od aplikacji IDAGIO - Classical Music. To Twój osobisty przewodnik, dzięki któremu z łatwością wkroczysz w świat dawnej i współczesnej muzyki poważnej. Starannie dobrana kolekcja nagrań w połączeniu ze stale rosnącym katalogiem ścieżek dostępnych wyłącznie w tej aplikacji sprawia, że Idagio doskonale nadaje się na początek klasycznej przygody.

Muzyka klasyczna to bardzo obszerny gatunek, ale dzięki starannie dobranym propozycjom Idagio jej świat stanie przed Tobą otworem.

Muzyka w Idagio może być naprawdę wiekowa, ale stojąca za aplikacją technologia to zupełna nowość. Jeśli posiadasz Apple Watch z najnowszą wersją systemu operacyjnego, możesz pobrać Idagio prosto na nadgarstek. Masz starszy system operacyjny? Bez obaw. Nadal możesz streamować muzykę z Idagio bezpośrednio z zegarka do słuchawek AirPods lub głośników Bluetooth. Aplikacja przypadnie do gustu dosłownie każdemu. Dopiero zaczynasz przygodę z muzyką klasyczną? Znasz ją głównie z kreskówek o Króliku Bugsie (nikomu nie powiemy)? Stuknij w zakładkę „Moods” („Nastroje”), a Idagio stworzy dla Ciebie spersonalizowaną playlistę. Możesz nawet wybrać konkretne „emocje” i słuchać na przykład muzyki uroczystej, nostalgicznej lub spokojnej. Należysz do grona szczęśliwców, którzy odróżniają Bacha od Beethovena? Korzystaj z rozbudowanej wyszukiwarki Idagio, dzięki której odkryjesz wspaniałe utwory konkretnych kompozytorów należące do określonych epok i podgatunków lub wykonywane przez wskazane zespoły czy orkiestry.

Polecam! Link do apki tutaj. Dla Robocika tutaj.

PS. W najbliższym tygodniu efektory w rozsądnym budżecie – nowości słuchawkowe Magni & Alara oraz już nie nowość, co prawda, ale zacna propozycja w budżecie jeszcze skromnym, a już (klasa kolumn) można powiedzieć że o złocie mówimy: Pylony Diamond Monitor. Była elektronika ostatnio, teraz czas na to, co najważniejsze w systemie.

» Czytaj dalej

Słuchawki Nura po paru tygodniach ostrego testowania. Recenzja

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_2830

Nie było taryfy ulgowej. Słuchałem długo, bardzo długo, w różnych okolicznościach przyrody, sprawdzając jak się te nauszniki sprawdzają w „boju”. Chciałem – po pierwsze – sprawdzić ergonomię. Wygoda tudzież jej brak w przypadku tak oryginalnej konstrukcji (przypominam – połączenie dokanałowego wsadu, z wokół-usznymi muszlami) to rzecz do tej pory niewystępująca, według mnie nie bez przyczyny, w słuchawkowym wszechświecie. Po drugie obadać wpływ działania indywidualnego profilowania (pomiar naszego aparatu słuchu przez słuchawki) na to, co słyszymy i jak słyszymy. Tak, tutaj w grę wchodzą pierwsze wrażenia z odsłuchu, SQ, ale nie skupiałem się na własnych odczuciach (podoba się, nie podoba się) tylko szkiełkoocznej, czyszkiełkousznej analizie & porównaniu tego nowatorskiego systemu z opcją bez dostosowania („neutral”). Po trzecie wyszły wszystkie plusy i minusy sterowania dotykowego w wydaniu NuraPhone, mogłem po tych paru tygodniach wyrobić sobie jednoznaczną opinię na temat. Po czwarte oceniłem jak się sprawuje moduł – stabilność transmisji, parowanie, przełączanie między urządzeniami. Po piąte sprawdziłem granie po kablu (cyfrowo z kompem). Wreszcie po szóste sprawdziłem i oceniłem w warunkach „on the go” jak się zachowują w trakcie ulewy, gradobicia i kokluszu ;-) znaczy się, czy deszczyk nie wadzi, a jak wadzi w czym wadzi, jak było długo słuchane, a było, to czy tzw. TeslaFlow (wentylowanie) się sprawdza, nie robi się sauna, czy wręcz przeciwnie znaczy robi się (moje Senki Wireless OvE to koszmar w cieplejsze dni, koszmar) oraz – na deser – FrontRow… jak się ma tektoniczne wzbudzanie basiora do szlachetnej sztuki budowania kulturalnego masowania na dole. Ekhmmm. Dobra, zainteresowani Future-Fi w wariancie słuchawkowym? No to jedziemy…

Grane z kabla USB na makówie. Cymes. Naprawdę szkoda, że firma nie zrobiła aplikacji na kompy…
Może zrobi? 

A tak rzeczywiście słyszę, na stronie opisują (mniej więcej) jak to czytać…

Co się podobało? (rozwinięte w stosunku do zajawki, końcowe spostrzeżenia, całościowa ocena)

- słuchawki przylegają jak przyklejone do głowy, świetnie izolują (ANC dodatkowo robi robotę, o czym poniżej jeszcze będzie), płynny mechanizm dopasowania precyzyjnie nam je układa na łbie. Jest opór, także nie wyrobi się to (mechanizm), tu nie ma żadnych zastrzeżeń. Dokanałowy patent dodatkowo stabilizuje i utrzymuje nauszniki w określonej pozycji (polecam pałąk umieścić w okolicach czubka głowy). Pałąk to w ogóle mocny punkt konstrukcji – nie męczy (żadnego ucisku na czubku, czy w okolicach styku nie doświadczamy), wew. materiał nie wywołuje potliwości (widać, że ktoś tu projektował całościowo). Deszcz niestraszny, ale (patrz „co wymaga dopracowania”). Nie ma uczucia pieczenia na czubku głowy.

- aplikacja daje radę, cały proces ustawiania słuchawek przebiega sprawnie. To pierwsze słuchawki na rynku, które łączą się z… serwerem producenta, gdzie dane na temat konfiguracji zapisywane są zdalnie. Uprzedzam, w offline też to działa, ale nie do końca. Chcesz rozpocząć przygodę, LTE/3G być musi (no sieć, dostęp). Dlaczego -tak?- będzie w rozwinięciu recenzji, powiem tylko tyle, że profilowanie stanowi progres, o czym w następnym myślniku…

- nurasound. Profilowanie, pomiar, osobisty, pomierzony, skalibrowany układ pod nasze ucho. Tak, możecie sobie to szybko przetestować, sprawdzić, bo genialną sprawą jest możliwość szybkiego przełączania (profil/neutralne granie) w sterowaniu dotykowym lub via apka (działa w tle, nie przerywa się wtedy odtwarzanie z dowolnego softwarowego playera). To jest przyszłość. Potęga kodu, pomiar, dopasowanie, korekcja. To się dzieje w świecie dużego, stacjonarnego audio, to zaczyna się dziać w słuchawkowym światku. True-Fi, Reference, profile pod Audeze w Roonie… tak, moi drodzy, software będzie miał, ma coraz więcej do powiedzenia odnośnie finalnej, wynikowej jakości dźwięku. Mój profil na obrazku. Warto zapisać sobie w notatniku (tak też zrobiłem), można przechowywać na serwerach producenta, można sobie ten profil zarchiwizować jw. w dowolnym miejscu. To robi. Wpływ na to co słyszymy ogromny. Najpierw wydaje się, że to pod rozrywkowe doznania, że w porównaniu do neutralnego profilu, jest za bardzo „hej do przodu”, ale im dalej w las tym wyraźniej zaczynamy dostrzegać, że słyszymy wyraźniej, że detale, które umykały, których nie było, albo ledwo były słyszalne, one są, że jednak to inaczej, pełniej, bliżej tego, co w materiale siedzi. Jest tu pewien myk, tym mykiem jest FrontRow, ale da się nad tym panować w pełni, bo to konfigurowalne jest. Można zatem zrobić sobie karykaturę na własne życzenie, można. Jednak z samym nurasound nie ma to za wiele, nie, nie ma to nic wspólnego. Mówią „music in full colour”. Tak, chodzi o  barwę, o poszczególne pasma, ale chodzi także jw. o coś więcej. Zamiast zewnętrznego DSP mamy coś zintegrowanego, coś – co pozwala na dopasowanie. Dokładne. W testowanych słuchawkach był zachowany profil pracownika (?) dystrybutora. Włączyłem. Dobra, jeżeli tak inaczej odbieramy muzykę, w tak odmienny sposób kształtuje się nasza percepcja to… wiecie, co to oznacza? No właśnie. Dla mnie to poważne wyzwanie „teologiczno-dogmatyczne”, bo to przecież podstawy. System bada nasz aparat słuchu, robi to powtarzalnie (sprawdziłem, wyniki zbliżone) i robi to zasadniczo przekonująco. W większości wypadków (wiele osób obadałem) efekt był pozytywny, grało lepiej, dla użytkownika z wyraźnym progresem w stosunku do ustawienia neutralnego.

- bardzo wytrzymała (FullMetalJacket) konstrukcja. Pałąk jest nie do zdarcia, podobnie muszle, grube, mocarne pady, gumowy wsad IEMowy… okablowanie, wpuszczony głęboko w obudowę muszli port. Będę służyć lata. Metal, precyzyjne spasowanie. Do tego dbałość o szczegóły (lubimy i cenimy), czytaj: świetnej jakości nosidełko i bardzo elastyczny (wygodny) przewód (pewnie inne, niestety nie w komplecie, a dodatkowo płatne, kabelki też takie jak ten do pudła dodawany).

 - sterowanie dotykowe zazwyczaj się nie sprawdza. Zazwyczaj jest to jakiś patent obejmujący całą muszlę, który w praktyce w negatywny sposób wpływa na użytkowanie. A jak jest tutaj? Otóż, inaczej, choć nadal z problemami. Inaczej, bo producent zaaplikował dotykowe powierzchnie na niewielkich mocowaniach muszli z pałąkiem. Elegancko, ale jeszcze nie idealnie (choć da się to imo poprawić w aktualizacjach oprogramowania). Elegancko, bo zamiast mazać po całej muszli, mamy definiowane przez nas w aplikacji (bardzo fajne) możliwości pełnej konfiguracji tego sterowania. Oparte jest to na pojedynczym, albo podwójnym tapnięciu, mamy zatem możliwość wywołania 4 komend, przy czym funkcjonalnie to dublowanie (bo włączamy coś i wyłączamy coś). Trochę mało, przydałoby się więcej (nie obejmuje to wszystkich chcianych funkcjonalności, szczególnie że możemy regulować tu takie rzeczy jak działanie DSP). Działa to pewnie, nie jest przekombinowane, także tu plus. Reszta poniżej (co należy dopracować).

 - cyfrowo z kompem jest znakomicie. Naprawdę znakomicie. Z jednym „ale”. Nie ma aplikacji pod komputer, a więc wcześniej gdy słuchawki sparowane są (a mogą być TYLKO Z JEDNYM źródłem) ustawiamy sposób pracy. Jak wszystko włączymy (DSP aktywne, ANC aktywne) to tak będzie grało. I nie zmienimy tego, bo dotykowe sterowanie słuchawek po kablu nie działa. Kolejna rzecz do poprawki w aktualizacjach oprogramowania. Jak już jednak podepniemy (też w celu podładowania) to ho, ho, ho. Wewnętrzny DAC robi robotę (jest 16/44-48 tylko), bardzo pozytywne odczucia z odsłuchu. Kabel mógłby być w związku z tym dłuższy, ale dzięki elastyczności jest wygodnie, byle nie za daleko (bo się nie da). Słuchamy i zapominamy o bożym świecie. Oczywiście w makówach będzie działał aptX (via BT Explorer), niestety nie aptX HD (który jest tu także obsługiwany), bo Apple generalnie wiele standardów olewa, choć ostatnio tak jakby się to zmienia (w nowym OS będzie nawet dźwięk obiektowy, no wow). Także kabel zadaje kłam niektórym opiniom, że te słuchawki nie potrafią grać dobrze bez ficzerów. Owszem, potrafią, tyle że nie w trybie BT (bez ficzerów), o czym poniżej jeszcze będzie…

- deszcz nie straszny, znaczy odporne na działanie wilgoci są, choć trzeba mieć w pamięci, że po pierwsze producent milczy na ten temat, po drugie wentylacja (otwory wokół muszli, na styku padów / obudowy) to potencjalne źródło problemów. Tak czy inaczej nie zauważyłem żadnego negatywnego wpływu, a parę razy lało jak jasna cholera. Samo wentylowanie sprawdza się bardzo dobrze, szczególnie w porównaniu jw. z moimi dotychczasowymi bezprzewodowymi nausznikami to niebo a ziemia. Uszy nie pocą się aż tak jak w innych zamkniętych konstrukcjach, są wentylowane, a dodatkowo to wentylowanie nie ma to negatywnego wpływu na separację od czynników zewnętrznych, bo efektywne ANC, bo patent z dokanałową konstrukcją.

- FrontRow. W Berlinie śmiałem się z tego, na IFA się śmiałem, bo miałem na uszach masaż i to taki, że po parunastu sekundach ściągnąłem Skulle (bo tej firmy tj. Skullcandy słuchawki wywołały u mnie wesołość) z wyrazem WTF na twarzy. Tam też dało się regulować, przy czym działało to tak, że albo basu nie było, albo bas był, ale tylko bas. Tu jest inaczej, bo owszem może być karykatura, ale aktywna komora (bo tak od środka prezentują się musze), która pracuje przez cały czas (gumowa, wyprofilowana wykładzina), jak membrana w głośniku (przy czym nie jest to część samego przetwornika!), faktycznie konfiguruje nam ten zakres, w miarę sensownie, nie idealnie, ale na pewno w sposób akceptowalny, a nie jw. idiotycznie bezużyteczny. Te słuchawki mogą być ciekawe dla bass-headów, ale też mogą być opcją dla osób, które wolą niskie trzymane (ściśle) w ryzach. Mamy wybór. 

- jak zdejmiemy to przestają działać, jak założymy wznawiają, witając się i podając od razu ile procent i czy się ze źródłem skomunikowały (choć to ostatnie nie zawsze)

- adaptacja. Serio. Po tygodniu ból mija, choć – zaznaczam – to indywidualna sprawa i może się zdarzyć, że akurat Wam nie minie i będzie bolało 

Co wymaga dopracowania?

- pojawiają się problemy w komunikacji z PC/Mac. Nie udało się ustawić pod macOS 12.14.5, na starszej makówie z HighSierra poszło bez problemów. Na pewno powinni dać software konfigurujący pracę także w wersji komputerowej. Bardzo tego brakuje!

- ANC działa sprawnie, ale nie idealnie. System da się ustawić pod okoliczności (można słuchać i jednocześnie rozmawiać, tudzież nie wpaść pod samochód), to funkcjonuje bardzo dobrze, szkoda że opcji gradacji działania nie ma, bo fajnie by było mieć nad tym większą kontrolę. Do wprowadzenia. Tak czy inaczej tryb Social użyteczny, ale do udoskonalenia…

- precyzja działania dotyku zbyt czuła. Muśnięcie i już. A przypadkowo, szczególnie w takim, wypustkowym, położeniu wywołać coś to nie problem. A problem właśnie jest. Także może jakiś czas reakcji, może sama czułość… to powinno też dać się ustawić programowo (idealnie, gdyby taka opcja pojawiła się w aplikacji konfigurującej pracę słuchawek). Poza tym w deszczu przestaje działać (no wiadomo, tego nie da się raczej obejść), trzeba nurkować po źródło, telefon. Gdyby tak jeszcze wprowadzić opcję 3 tapnięć i rozszerzyć możliwości sterowania to byłoby pikobello. Aktualizacja?

A co zgrzyta i jest (wg. autora) od czapy?

- choćby nie wiem jak się starał, to IEMowy wsad męczy, po paru godzinach czuć ból. Wyraźnie czuć. To efekt nacisku, a może precyzyjniej, ucisku okolic kanału usznego. Wsad jest mocno osadzony i dociśnięty do ucha. Nie ma tu przypadku, to intencjonalne, bo połączone z profilowaniem, z pomiarem naszego ucha i dopasowaniem pracy układu, z nurasound. Coś za coś niestety. Dźwięk zostaje dostarczony najbardziej bezstratnie do ucha, ale też mamy problem z ergonomią, z wygodą. Ciśnie. Także ten SoftTouch niestety nie jest soft, tylko hard. Silikon (nazywany przeze mnie wcześniej „gumą”) jest przyjemny w dotyku, fakt, nie poci się skóra (to też ma wpływ, znaczy materiał ma), pewnie nie alergizuje (jak ktoś ma tego typu problemy), wszystko to prawda, ale całościowo będzie bolało po dłuższym czasie użytkowania. Ciekawostka, jak odwrócimy słuchawki (da się je nałożyć tylko w jeden, określony sposób, tj. portem ładująco-grającym po prawo) to jest… wygodniej. Tyle, że wtedy doki nie wchodzą idealnie w uszy i po włączeniu muzy jedyne co słychać to dudnienie. To oczywiście mocno indywidualna sprawa. Jak poinformował mnie dystrybutor, jestem jedną z nielicznych osób, które zwróciły uwagę na ten problem. Na dole macie krótki filmik, który opisuje rzecz, dodatkowo zamieściłem informację o wkładach, jakie są w komplecie (w demówce ich nie było). Aha, i jeszcze jedno, nie ma problemu z wypożyczeniem słuchawek, przetestowaniem ich na miejscu.

- nie są w żaden sposób składane, nie da się ich pomniejszyć do transportu (stąd duże nosidło). Być może konstruktorom zależało na wyborze – nie składać, zrobić panzer i wybrać długowieczność, kosztem łatwości przenoszenia słuchawek. Szanuję, oceniam nawet pozytywnie w kontekście jw. ale mobilne słuchawki to składaki i to się generalnie sprawdza użytkowo. Tu się tak nie da, tak ten typ ma.

- parowanie ręczne i odparowywanie. Obawiam się, że tego akurat softwareowo nie zrobią, bo jakby moduł dawał radę (może któryś z ficzerów uniemożliwia taką opcję?) to by było na starcie i po kolejnych aktualizacjach. Niestety. Choć autoparowanie jest uskuteczniane, to przy większej liczbie urządzeń, musimy nurkować do ustawień. Dodatkowo trzeba pamiętać o wyłączeniu pary BT i BT LE. Dopiero po odłączeniu można korzystać z innego, wcześniej sparowanego sprzętu. Nie ma dwóch równocześnie, z kompami czasami długo trwa proces nawiązania łączności (z mobilnym raczej bez zwłoki). Funkcja przywracania też potrafi się pogubić.

- jakość rozmów jest rozczarowująca. Nie wiem, czy mogą coś z tym zrobić, ale tu naprawdę przydałaby się konkretna poprawa. Często „jak przez butelkę”, charczy, nie jest czysto, bywa że nawiązane połączenie jest, a nic nie słyszymy. Trzeba wtedy zmienić w telefonie odbiór na słuchawkę w fonie, innym urządzeniu i powtórnie wybrać. Także nasza rozmowa bywa trudno słyszalna. Słabe to. 

Takie reklamy w Londynie. W wielu miejscach. Nura na uszach i na plakatach ;-)

Podsumowując

Przetestowane słuchawki to rzecz oryginalna, awangardowa, zdecydowanie warta uwzględnienia. To przyszłość. Systemy DSP (kod) pozwalające w dowolnych uwarunkowaniach uzyskać optymalne brzmienie. Takie rzeczy jak Dirac, True-Fi, Reference (Sonarworks) i wiele innych robią różnicę zasadniczą i wraz z rozwojem, z integracją (w sprzęcie vide NAD, miniDSP, Arcam i wielu innych) stanowić będą standardowe wyposażenie przyszłych klamotów. Nie dziwi zatem, że w przypadku słuchawek obserwujemy dokładnie to samo. Profile Audeze w ramach firmowego software oraz plug-in’y dla kombajnów (Roon, JRiver…) – jesteśmy na początku drogi, fascynującej drogi. W przypadku Nura dostajemy nie tylko dobrze wykonane, intrygująco & nowatorsko zaprojektowane (kabel oraz oprofilowany tryb bezprzewodowy, bez profilu via BT gra to słabo) nausznice, dostajemy przede wszystkim „know-how” z innowacyjnym mechanizmem pomiaru dna ucha, oparty na super czułych mikrofonach, z zaawansowanym kodem dopasującym pracę przetworników do naszej anatomii.

To jest clou. To robi różnicę i stanowi najistotniejszy element, kluczowy w tym produkcie. Reszta jest ważna, ale dopiero to robi różnicę. Powiem więcej – gdyby nie to, specyficzne połączenie zamkniętej muszli z IEMowym wsadem uznałbym za ciekawostkę, mało praktyczną, no problematyczną, dyskusyjną ciekawostkę. Owszem, daje to pewne korzyści (głównie w zakresie izolacji), ale też dla wielu osób, wybierających nausznice właśnie dlatego, że IEMy są dla nich nieakceptowalne. W tym wypadku musi być właśnie tak, bo wymaga tego opracowany system pomiarowy. Ucho musi być izolowane i musi być dźwięk pomiarowy ukierunkowany bardzo precyzyjnie inaczej całość nie ma sensu. Zdarzało się, że pomiar mimo paru prób nie kończył się sukcesem, osoba badana nie mogła utworzyć swojego profilu. Wada? Moim zdaniem niekoniecznie, a wręcz nawet zaleta, bo dowodzi, że ten system to nie jest hokus-pokus, tylko coś realnie działającego, mającego wpływ. U jednej z osób wyszło, że ma problemy ze słuchem (lewe ucho), że budowa uszu uniemożliwia tej osobie komfortowe użytkowanie IEMów (dowolnego typu). Także pomiar wielokrotnie nieudany, w końcu zakończony ledwo co powodzeniem (bez optymalnego położenia słuchawek, badany odczuwał dyskomfort) udowodnił, że to działa – profil grał gorzej niż ustawienie neutralne.

Także jestem na tak, mimo pewnych wątpliwości. To coś nowego, coś innego, coś co musi dopiero udowodnić swoje kompetencje. Czekam na innych, nie tylko w tym sensie, że innych producentów słuchawek BT z zaawansowanymi systemami DSP, ale także tych, którzy sprzedają klasyczne słuchawki, bez ficzerów, a widząc co się dzieje (Audeze) chce wycisnąć ze swoich nauszników maksimum. Gotowe profile to dopiero początek… plug-iny, które dodatkowo będą w czasie rzeczywistym dostosowywać działanie EQ, współpracując z zaawansowanymi DSP w oprogramowaniu odtwarzającym.

W opcji on-the-go niestety po pewnym czasie uszy odmówiły współpracy. Bolało. Jako zapas robiły RHA i cóż… przydały się jak widać. Ale minęło. Po tygodniu zaadaptowałem się i mimo najszczerszych chęci udowodnienia, że jednak boli, nie bolało. Zaadaptowałem się.

PS. BTW to projekt kickstarterowy, swego czasu sporo o różnych wynalazkach z tego serwisu było u nas (grafeny, lewitujące klamoty, psychomanipulacja ;-) )

Poniżej MEGA_GALERIA z opisami oraz rozwinięcie recenzji, o specyfikacji, technologii i dźwięku (tak, o tym też ;-)

» Czytaj dalej

TrueConnect: pierwsze wrażenia z testowania bezdrutowych IEMów RHA & finał

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_2201

Są AirPodsy i długo, długo nic. Tak wygląda obecnie ten segment. I pewnie będzie tak wyglądał za rok, dwa lata, trzy… Apple jest / będzie niekwestionowanym liderem, podobnie jak to ma miejsce w przypadku smart zegarków. Co jest najważniejsze odnośnie takiego produktu? Dźwięk? Znaczy jakość dźwięku? Najważniejsza jest stabilne, pozbawione dropów, problemów z synchronizacją działanie i bezobsługowe (najlepiej) łączenie z wszystkim, co jest na podorędziu. To, plus akceptowalnie długi czas działania, wyznacza w prawdziwie bezdrutowych słuchawkach dousznych wzorzec, jest punktem odniesienia. Jakość dźwięku oczywiście nie jest pomijalna, ale w sytuacji, gdy coś z powyższego zawodzi w ogólnym rozrachunku się nie liczy. W ogóle się nie liczy. To ma działać przenośnie (bo przecież nie w domu, albo inaczej, w domu to co najwyżej przy okazji), ma działać dobrze, pewnie, z gwarancją POWTARZALNOŚCI. Niepomijalne są kwestie nawigowania, sterownia (w AirPodsach zorganizowano to źle), jakości rozmów (bywa z tym tragicznie w niektórych tego typu produktach) oraz ergonomii, wygody użytkowania (duże pudła nosidełka, ładowarki odpadają w przedbiegach). Produkt Apple (opisany u nas rok temu) to coś, co pasuje, bądź nie pasuje (pchełki) do anatomii potencjalnego użytkownika, to coś co w związku z taką, a nie inną konstrukcją, może nie być dla każdego (ale – strzelam – tym którym wypada, nie „leży”, jest zdecydowana mniejszość, patrząc przez pryzmat popularności).

Forma airpodsopodobna, ale nie tak inwazyjna (wygląd) jak produkt Apple

No dobra, to co z resztą (segmentu), czy ktoś tu próbuje nawiązać, czy wręcz przeciwnie, nie ściga się, bo wie że to daremne i chce zaprezentować coś dla nieco innej (niż masowa) grupy odbiorców? Zabrzmi to dziwnie, ale wg. mnie najlepszą alternatywą dla AirPodsów będą albo słuchawki dużo droższe (i w paru aspektach zdecydowanie lepsze …od razu uprzedzam, nie ma takich na rynku), albo coś w porównywalnej, czy najlepiej niższej cenie – co w tych kluczowych – powyżej podanych parametrach, nawiąże równorzędną walkę z jabłkowymi słuchawkami. Tu też, póki co, nie pojawił się wg. mnie równorzędny produkt. To może nie ma sensu w ogóle podchodzić do tematu? Jest coś, co jest wyznacznikiem i ściana? Trochę tak, ale jednak nie, bo wielu próbuje, ze zmiennym szczęściem próbuje i RHA TrueConnect doskonałym tego przykładem jest (*oraz Senki Momentum Wireless IEM, słuchane w Berlinie, słuchane w Warszawie, też o nich tutaj co nie co jeszcze będzie).

 

Jak to u RHA… na bogato

Od strony ergonomicznej RHA wykonało kawał dobrej roboty. Słuchawki są leciutkie, wygodne, doskonale trzymają się ucha, są (mimo nieco przypominającej AirPodsy formy vide rurki) znacznie mniej inwazyjne (wygląd), samo nosidełko do przenoszenia, ładowania małe, zgrabne, wykonane z dobrych (jak słuchawki) materiałów tj. wysokiej jakości plastiku i metalu. Jest USB-C a nie żadne tam micro, no jak sami widzicie na wstępie jest naprawdę dobrze. A jak to wygląda po paru tygodniach dość intensywnego, na wynos, testowania?

Zainteresowani? Zapraszam…

» Czytaj dalej

Bezdrutowe planary HiFIMANa?! Mhm – Ananda BT

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
hifiman-ananda-bt-2-758x426

No proszę, proszę. Ktoś, kto stronił, ktoś kto uważał że jak ma być dobrze, to przewód być musi nagle zmienia zdanie. Patrząc na dyktat rynku to zrozumiała decyzja. Dzisiaj wszyscy, no wszyscy, idą w audio bezdrutowe. Takie czasy i raczej nikt tego trendu nie powstrzyma. Masowy konsument już wybrał (bez przewodu), a ten nie masowy, ten co mu zależy na jeszcze lepiej i jest w stanie zapłacić za to lepiej, też nierzadko wybiera transmisję bez pośrednictwa kabla, bo mu wygodniej, bo to drugie, bo na wynos, bo chce mieć także takie, właśnie, życiowe, nauszniki, albo douszniki. HiFiMAN zdaje sobie sprawę, że to niemały pieniądz do zarobienia i coś, co do tej pory przechodziło firmie koło nosa.

No dobrze, to jak zarobić, ale się nie narobić? Najprościej, któryś z modeli przewodowych „przerobić” na bezdrutowy, dodając smycz. Mhm, prymitywnie proste, nie bardzo współgrające z jakością (zero zmian w konstrukcji), ale szybkie uzupełnienie oferty. Co zrobił HiFiMAN? Ano wybrał drogę pośrednią, nie zmienił specjalnie samej konstrukcji słuchawek, ale też nie zdecydował się na – wyłącznie – dodanie modułu. Nie. Wybór padł na Anandy (trochę się im dziwię, bo to jednak 4k a nie 2k jak Sundara, a Sundara jak wiecie są świetne, są znacznie jw. przystępniejsze cenowo, także wcale nieoczywisty wybór i trochę kontrowersyjny). To właśnie te nauszniki dostępne będą w wariancie bezprzewodowym. Testowaliśmy Ananda nie tak dawno temu, podobały się, choć pamiętając o dwukrotnie tańszych, wcześniej testowanych Sundara, zastanawiałem się, czy warto zapłacić te 2x więcej za subtelny progres, czy po prostu za inne brzmienie zapłacić nie dwa a cztery.

Nie zewnętrznie, a wewnętrznie – bateria, moduł są w nowych nausznicach zintegrowane. Dobrze. Co więcej – i tu widzę podstawową wartość dla zainteresowanych – nowe słuchawki są nie tylko bezdrutowe, ale także są …nazwijmy je cyfrowe, to znaczy, podobnie jak testowane przez nas bezprzewodowce z ambicjami (choćby Senki Wireless*, czy świetne bezdrutowce Symphony One firmy Definitive Technology… bardzo niedocenione słuchawy) grają via USB po podłączeniu do komputera. Czy to Win, czy to macOS, omijamy to co na zewnątrz nam konwersje cyfry na analog robi, w zamian robi nam wbudowany przetwornik i robi zazwyczaj bardzo dobrze. Nic dziwnego, bo po pierwsze mamy synergetyczne połączenie, firmowe przetwornika C/A z głośnikiem, po drugie DAC jest zaraz obok, niemalże wbudowany jest w zamontowane w muszlach głośniki. Daje to naprawdę dobre, żeby nie napisać mocniej, rezultaty. Myślę, że w Ananda BT to właśnie to będzie stanowiło najmocniejszy punkt tej konstrukcji, pozwoli na uzyskanie świetnego rezultatu brzmieniowego. Co potrafi wbudowany DAC w tytułowe HiFiMANy? Ano potrafi 24/192, czyli potrafi to, co trzeba, gra hi-resy…

A jak bez przewodu? No bez przewodu też powinno być zacnie, bo HiFiMAN na szczęście zdecydował się na moduł najnowszej generacji, czyli taki, który obsługuje wszystkie najnowsze standardy transmisji. No prawie wszystkie – soniaczowego LDAC nie ma, ale jest coś specjalnego, coś oryginalnego: LHDC. To rozwiązanie promowane przez Huawei. Układ Qualcomm-a robi robotę, bardziej marketingowo, niż faktycznie, oferuje 24/96. Mhm, to tzw. Bluetooth aptX HD… czytaj transmisja stratna, ale hi-res. Tak, też widzę, że to bez sensu, ale jest. Czyli mamy bardzo dobrą (to akurat prawda) jakość via BT (bo wysoki bitrate, bo niskie opóźnienia, choć niestety nie jest to Low Latency codec, a szkoda, wielka szkoda), STRATNĄ, bo nadal BT to kompresja stratna, żaden tam hi-res, bitperfect stream. Ważne dla jabłkolubów, macie moi drodzy AAC, także dobrze jest, w sensie, dobrze, bo iPhone będzie grał znacznie lepiej przy wykorzystaniu streamu 256kpbs (AAC codec) niż via SBC (128kbps i bardzo wysokie opóźnienia).

Czas działania nie będzie rekordowy. Co powiecie na 13.5h? Mało? No mało. Niewykluczone, że będzie coś, za coś. Krótki czas, ale jaki… no właśnie, może będzie to grało bez-drutowo wybitnie. Usłyszymy i zdamy relację. Kiedy? Już pod koniec miesiąca. Za ile? Ano za 1199$, czyli za 199$ więcej niż po drucie. Warto? Według mnie, o ile, a pewnie – czuję – że jak najbardziej, zagra to via USB wręcz znakomicie, to nawet bardzo warto.

* odebraliśmy Niemcom znaczek jakości btw, za skandaliczną jakość modułu BT. Siak, czy tak po drucie cyfrowym gra to fantastycznie, podobnie jak i po zwykłym drucie. Bezprzewodowo tylko do momentu dropa, dłuższej przerwy, całkowitego zerwania transmisji. Wstyd, no wstyd Sennheiser, żeś taki produkt wypuścił na rynek. Wstyd!

 

W poszukiwaniu uniwersalnego: NAD C368 z modułami MDC – recenzja

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20180718_063332413_iOS-600x437

A gdyby tak, a gdyby tak mieć coś do wszystkiego, przy czym to coś miałoby zadawać kłam powiedzeniu: „jak jest do wszystkiego, to do niczego”. Nikt nie przetestował tego klamota w ten sposób. To w ogóle głębszy problem z recenzjami produktów… zazwyczaj są bardzo pobieżne, koncentrują się tylko na wycinku, zazwyczaj pisane są zaraz po premierze, albo niedaleko (w sumie, trudno się dziwić, bo przecież użyteczność marketingowa, bo życie produktu obecnie bywa krótkie), zazwyczaj z lektury nie dowiemy się zatem, czy sprzęt potwierdził swoje możliwości (wsparcie, rozwój oprogramowania…), czy można i ile można było wycisnąć ze skrzyneczki. Ten schemat bywa strasznie irytujący, właściwie stanowi zaprzeczenie istoty rzeczy: albo o czymś wypowiadamy się całościowo, autorytatywnie, starając się nie pominąć tego, co stanowi istotę, albo jest po łebkach i tak naprawdę jedyne, co można wyczytać, to dane nadesłane przez producenta z opisem potencjalnych możliwości. Nawet obserwacje z odsłuchów bywają w takich okolicznościach przyrody niemiarodajne, albo przynajmniej niepełne. Tak, moi drodzy, recenzenci powinni (zaczynając od niżej podpisanego) informować czytelników o tym, jak długo egzaminowali i jak dogłębnie egzaminowali pacjenta tj. klamota. Taka informacja powinna być obligatoryjna. Jak ktoś spędził parę wieczorów ze skrzynką to – powiedzmy sobie szczerze – niewiele wie o tym co, to, to potrafi. To nie jest miarodajny test, miarodajna ocena. Dlatego lepiej wg. mnie mniej, nie na wyścigi (znaczy jak już egzemplarz testowy nie jest na za dwa tygodnie, tylko może się testować długo i namiętnie), jak się (to zawsze pomaga – pozwala zaoszczędzić czas) porządnie rzecz wygrzała, pograła sobie wcześniej. W przypadku opisanego w tytule delikwenta z „przyległościami” (karty ;) ), mieliśmy przyjemność badania przez okrągłe cztery miesiące z okładem. To wystarczająco długo, by móc jw. autorytatywnie wypowiedzieć się o testowanej integrze.

NAD C368 to konstrukcja przełomowa. NAD idzie w najnowszej, klasycznej, najważniejszej (zarówno wizerunkowo, jak i zapewne handlowo) serii, dalej niż w poprzednikach, definiuje na nowo możliwości, potencjał nowoczesnego wzmacniacza zintegrowanego. Tak, właśnie tak, a dodatkowo robi to nie na pół gwizda, nie że może w następcach coś tam doda, tylko od razu robi to jak należy – integruje WSZYSTKO, nie zapominając o żadnym szczególe, a całościowo wychodzi naprzeciw idei FUTURE-FI. Sprzęt, aby być zgodny z tym „future” nie tylko potrafi odnaleźć się w cyfrowym świecie (co dzisiaj stanowi standard), a więc jest zdolny do współpracy z licznymi źródłami, komunikacji sieciowej, obsługi nie tylko za pośrednictwem tradycyjnego pilota. Nie. Future-fi moi drodzy, to kompleksowe rozwiązanie SYSTEMOWE, a precyzyjniej EKOSYSTEMOWE. To coś dużo i znacznie większego. I NAD robi tutaj robotę. Dzięki modułowości rozszerzamy, to nic nowego w HiFi, ale tutaj de facto tworzymy coś nie tylko łączy świat audio z światem video, nie tylko uzupełnia możliwości o sieć i system operacyjny audio (bo tak to trzeba zdefiniować), ale otwiera możliwości budowy wielostrefowego, kompleksowego rozwiązania i to – jeszcze – w oparciu o kilka alternatywnych opcji softwareowych. Jest BluOS, ale jest i Roon, jest także JRiver. W przypadku rozwiązania firmowego tworzymy coś na kształt sieciocentrycznego systemu złożonego z BluOSowych klamotów, które dogadują się w ramach swojego protokołu i INTEGRUJĄ każdy rodzaj źródła, jaki podepniemy do wzmacniacza. Gramofon strumieniowany do innego pomieszczenia? A jakże! Chęć posłuchania sobie szpuli albo srebrnego krążka w kuchni (samograje Bluesound), na patio, gdziekolwiek… także na innym, starym systemie uzupełnionym przez streamery…. systemowe end- pointy. Dalej, mamy także możliwość rozszerzenia i uzupełnienia możliwości o najnowsze pomysły z dziedziny DSP oraz korekcji (Dirac), możemy cieszyć się z nowych serwisów, z obsługi wszystkich bezstratnych & hi-resowych streamów (Tidal HiFi/MQA, Qobuz oraz Deezer HiFi), z dodanej wreszcie w najnowszych modułach, klamotach obsługi DSD.

Blu

Jak dodamy sobie do tego kino i to pożenione ze wspominanym softwarem Dirac, oferowanymi przez producenta możliwościami rozbudowy ekosystemu o klamoty obsługujące dźwięk obiektowy (oraz starsze formaty kina domowego) oraz najnowsze rozwiązania z zakresu wizji (4k, HDR) to wyraźnie widzimy, że ktoś tu sprawę przemyślał bardzo gruntownie. W przypadku C368 punktem wyjścia jest kino z dźwiękiem stereofonicznym, ale to nie koniec drogi uzupełniania, rozbudowy. Pamiętacie, niedawno wspominałem o cyfrowym przedwzmacniaczu, dla – chyba- niepoznaki nazywanym przez NADa „streaming dakiem”. Bohater niniejszego wpisu potrafi współpracować z nowym C658, potrafi wraz z końcówką C268 stworzyć dzielony system o potężnej mocy, a to jeszcze nie wyczerpuje wszystkich możliwości. W opracowaniu są moduły dające możliwość wejścia w świat wielokanałowego dźwięku nie tylko w najdroższej serii Masteres. Innymi słowy, budujemy sobie w oparciu kompleksowy system, kompletny, pozwalający na integrację każdego możliwego źródła. Integratorem jest tu NAD i – jak ktoś nie chce bawić się w alternatywy – tylko NAD. Protokoły mamy też wszystkie jak leci: AirPlay2, DLNA/uPnP, Spotify Connect, Cast… do wyboru, do koloru. Po tych paru miesiącach maglowania C368 z modułem BluOS oraz HDMI uświadomiłem sobie, jak istotne, jak kluczowe jest zrozumienie przez producenta złożoności, ogromnej rozpiętości dzisiejszych technologii. Dopiero umiejętność połączenia wszystkiego w jeden, bezproblemowo działający, dogadujący się, integrujący serwisy, usługi ekosystem, znajomość i wiedza na temat systemów operacyjnych, protokołów sieciowych (i w ogóle działania infrastruktury sieciowej… NAD jest jedną z nielicznych w branży firm, które ten temat znają od podszewki i wykorzystują ten potencjał) przynosi optymalny rezultat, daje użytkownikowi stabilny, otwarty na to co przyniesie przyszłość SYSTEM. Trzeba na to popatrzeć nie przez pryzmat OLD-Fi, gdzie wystarczyła łączówka, gdzie – owszem – mogło nie być synergii, ale gdzie poziom złożoności (nie chodzi o obsługę, o UI/UX… tu NAD wykonał kawał dobrej roboty i jest ergonomicznie, jest prosto, jest przejrzyście, dobrze jest) jest nieporównywalnie większy, gdzie mówimy o czymś, co w całym cyklu życia podlega modernizacji, transformacji, ulepszaniu i rozszerzaniu (możliwości).

To wszystko stanowi nową jakość, zapowiedź tego co już teraz, a zaraz wszędzie (jako pewien standard) zafunkcjonuje na rynku. NAD nie byłby sobą, gdyby nie uwzględnił w ostatnich swoich pracach także kontrowersyjnego tematu jakim jest AI. Przy czym tutaj raczej chodzi o podstawowe możliwości sterowania (w tym kierunku, póki co, to zmierza). Rzecz jasna nie da się wykluczyć, że w przyszłości taki M10, albo kolejny tego typu klamot, będzie nie tylko reagował na nasze komendy głosowe, ale jeszcze nam coś odszczeka. Jak future, to future. Nie wykluczał bym żadnej możliwości, w końcu idziemy w kierunku agregacji wszelkich treści multimedialnych, z opcją interakcji człowiek – maszyna (począwszy od rekomendacji,  poprzez uzupełnianie wiedzy, informacji, a – na razie – kończąc, na alternatywnych wątkach, zaangażowaniu użytkownika w przebieg narracji). Trudno powiedzieć dokąd nas to zaprowadzi, nie o tym jednak miał być wpis, wracam do meritum: czas na przedstawienie potencjału doposażonego C368, pokazać Czytelnikom co daje Future-Fi w praktyce.

Zapraszam!


» Czytaj dalej

Dolby wkracza ze swoimi słuchawkami. Mhm, to ma sens. Bardzo ma

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
DOLBY-DIMENSION

Wszyscy dzisiaj robią słuchawki. Nie raz pisałem na łamach HDO o owczym pędzie, gdzie kto żyw jakieś nauszniki mieć w ofercie musi, bo to się dzisiaj sprzedaje, bo zmieniają się konsumentów oczekiwania, potrzeby związane ze słuchaniem muzyki. Tak to wygląda i nie ma sensu walczyć z wiatrakami. Młode pokolenie jest natywnie mobilne, przyzwyczajone do konsumowania dźwięków „on the go”, słuchające streamu, lubujące się w playlistach… nawet stacjonarnie raczej nie skore do zdejmowania tego co, czy w uszach, a jak już to i tak korzystające ze źródeł komunikujących się bezdrutowo (między sobą, z siecią, ze wszystkim wokół). Nic zatem dziwnego, że firmy technologiczne, te największe firmy, raźno wchodzą „w temat” i ostatnio, jedna po drugiej, wypuszczają, zapowiadają, planują bezprzewodowe słuchawki. Apple zdominował rynek (ostatnie wyniki nie pozostawiają wątpliwości, kto sprzedaje najwięcej: sukces AirPodsów oraz najlepsza sprzedaż drogich +100$ modeli vide podmarka BeatsAudio nie są chyba dla nikogo specjalnie zaskakujące). Reszta świata też próbuje i można powiedzieć, że jeszcze trochę, a będziemy obserwować swoisty awans słuchawek jako jednego z głównych, istotnych produktów branży IT (mhm, tak właśnie). Wszystko za sprawą AI, interfejsu głosowego, nowych możliwości interakcji ze światem zero jedynkowym. No dobra, a co to ma wspólnego z tym, co nas najbardziej interesuje? Z audio? Z dźwiękiem? Z jakością?

Dobrze znany znaczek, tym razem firmujący hardware. Słuchawki. Na ładowarko-standzie

Otóż, bardzo dużo i te światy płynnie zaczynają się przenikać. Pamiętacie wpis o nowych słuchawkach Surface Microsoftu? Jestem pewien, że to nie jest ostatnie słowo giganta z Redmond. Google też ostro pracuje nad nowymi generacjami swoich prawdziwie bezprzewodowych IEMów, ale nie tylko, bo z dobrze poinformowanych źródeł ;-) ostatnio dowiedziałem się, że będą także nafaszerowane najnowszymi technologiami nauszniki Google’a z czymś, co ma spowodować przysłowiowy opad szczęki. Machine learning, wiecie, to o czym pisałem w kontekście niesamowitego efektu upscalingu obrazu w prototypowych jeszcze (wróć, właściwie to były to już gotowe produkty na rynek) wielkich ekranów Samsunga na ostatniej IFA (nasza relacja). Obraz skalowany na ekranie 8K, obraz SD nie miał prawa wyglądać TAK DOBRZE. A wyglądał. Wyglądał lepiej niż do tej pory, na dowolnym ekranie, w dowolnej technologii. Obraz z dźwiękiem łączy bardzo wiele. Można wręcz powiedzieć, że te dwie pokrewne działki mają wspólny mianownik. Tym wspólnym mianownikiem są wielkie technologiczne giganty z ich całym, zaawansowanym procesem projektowym, bazującym na wspomnianym maszynowym uczeniu się, sztucznej inteligencji,  nowych możliwościach zmieniających reguły gry. Wspólny mianownik? No jak najbardziej, czego dowodem nowy produkt, pierwszy taki, pierwsze słuchawki kogoś, kto łączy obraz z dźwiękiem, jest dostarczycielem technologii w kinie, kinie domowym, ale także (od dziesiątek lat) w samym audio. Mowa o Laboratoriach Dolby oraz ich dopiero co pokazanych Dolby Dimenision. Nazwa, adekwatna do zawartości. To słuchawki, które mają nas wprowadzić w nowy WYMIAR, nowy wymiar słuchania, zanurzenia, immersji z tym co na głowie, w całym domowym środowisku audio-wizyjnym, obecnie bardzo rozbudowanym, wielostrefowym, z towarzyszącymi użytkownikami ekranami.

Myślę, że Dolby podeszło do tematu bardzo sumiennie i ze znawstwem specyfiki miejsca i oczekiwań jakie ma ktoś, kto z różnych przyczyn niekoniecznie może, chce, albo nie zawsze może i ma ochotę na słuchanie na głośnikach. To nie są, mimo wbudowanej baterii, mimo bezprzewodowości, słuchawki mobilne. Nie. Nie są na wynos, bo nie taki był zamiar, zamysł i cel. To słuchawki do domu, ale bez uciążliwego przewodu, dające zatem swobodę, wolność związaną z brakiem uwiązania, pozwalające przemieszczać się po chałupie i korzystać z wielu, wielu źródeł dźwięku (to jedyne słuchawki na rynku oferujące pamięć 8 urządzeń podpiętych i możliwość płynnego przełączania się między nimi). Właśnie po to je stworzono, mają być interfejsem na łbie dla całego audio i audio/wideo jakie zgromadziliśmy w domostwie. Nie są ani lekkie, ani nie da się ich złożyć, a czas działania wynoszący plus minus 10 godzin między ładowaniem to nie jest wynik zachwycający w dzisiejszych realiach przenośnych nauszników z 3-4 krotnie dłuższym odtwarzaniem muzyki na baterii. Tyle, że właśnie, nie o to tu chodziło. W domu, te 10 będzie w pełni wystarczające, 15 minut dające 2 godziny (fast charge) da swobodę i wygodę, nawet jeżeli często zapominamy o podładowaniu, a 2 godziny do pełna to też nie tragedia. Te słuchawki nie są dla nomadów. Proste! Porównałbym je do starych, radiowych (bardzo dobrych btw) Sennków, serii RS (170 bodaj) które były jak najbardziej stacjonarne, mimo że bezprzewodowo się komunikujące (bez lagów, z dobrym dźwiękiem). Tu jest podobnie, ale na poziomie tego, co oferuje nam dzisiejsza technologia.

Tutaj muszę przez sekundę zahaczyć o to, o czym sporo na HDO ostatnio. DSP, zaawansowane oprogramowanie do korekcji, nowe możliwości jakie oferuje w dzisiejszym audio kod*. Dopiero to odkrywamy, efekty (wystarczy sprawdzić co robi dirac w nieprzygotowanym akustycznie pokoju) bywają spektakularno-zdumiewające. Na najbliższym Audio Video Show będzie o adaptacji akustycznej tradycyjnymi metodami (stroje, rozpraszacze, pułapki), będzie porównanie pomieszczeń z i bez. Oczywiście rezultat jest bardzo łatwy do przewidzenia, dla mnie dużo ciekawsze byłoby wprzęgnięcie do pomieszczenia pozbawionego akcesoriów nowoczesnych rozwiązań z zakresu procesingu. To, co potrafią dzisiejsze rozwiązania w połączeniu z ogromną mocą obliczeniową jaka dostępna jest za niewielkie pieniądze (jest dostępna dla każdego) otwiera zupełnie nowe możliwości przed nami, jak wspomniałem, zmienia reguły gry. Wspominam o tym nie bez przyczyny tu i teraz. Dolby korzysta ze swoich, potężnych doświadczeń w tym zakresie i robi to dobrze. Więcej. Robi to bardzo dobrze, wystarczy sprawdzić (na chwilę robiąc sobie wolne od stereo… wiem, wiem, dla niektórych to szokujące, że jak można, ale można i powinno się nie zamykać na nowe doświadczenia) i zweryfikować co może, co potrafi najnowsza generacja ampli AV. W zakresie dźwięku, co potrafi. Zmiany jakościowe in plus są szokujące. To gra znakomicie, a dźwięk obiektowy zmienia percepcję. Nie tylko w kinie zmienia. Dobra, wchodzę na nieco grząski grunt, grunt fascynacji wielokanałowym dźwiękiem, który do niedawna daleki był od doskonałości (co ja gadam, w ogóle daleki był od tego, by – poza SACD/DSD – chciało się w to bawić… kino z przestrzennym zawsze pozostawiało wielki niedosyt). Sytuacja, że tak powiem, zmienił się diametralnie i dzisiaj to jest – ekhmmm – inny wymiar.

To strefy / przyciski z aż 8 różnymi źródłami do wyboru. W rozbudowanym systemie AV (streamery, konsole, smartTV, dekodery itd itp) jak znalazł!
Co prawda jest na muszlach dotykowe, znaczy mazanie jest, a z tym bywa różnie, ale tutaj zrobili to prosto, nie udziwniając

Wymiar. Słuchawki Dolby to Dolby Atmos w słuchawkach. Nie, oni nie bawią się w rozpisywanie się o liczbie kanałów, o starym, przestarzałym, rozczarowującym rozbijaniu dźwięku na sześć, czy na osiem kanałów. Nie ma na pudle, nie ma w informacjach marketingowych tego, co wcześniej stanowiło główne ostrze reklamowego przekazu. Zatem żadne tam 5.1, żadne tam 7.1 a obiektowe Atmos, a to Atmos w dojrzałej formie oznacza coś, co wyznacza nowy poziom immersji, pozwala wreszcie uzyskać poziom satysfakcjonujący, bo zbliżony do realiów, a nie taki, jak wcześniej, oparty na oszukiwaniu zmysłów, bardzo niedoskonałym oszukiwaniu. Wszystko co było kiedyś nazwałbym dźwiękiem pseudoprzestrzennym (nie, nie chodzi i tu o różne systemy udające, tylko wcześniejsze technologie przestrzennego dźwięku, na tyle kiepskie, że dla wielu, dla mnie kompletnie nieprzydatne użytkowo), teraz jest inaczej, jest w końcu tak, że nabiera to sensu. Nie bawimy się zatem w jakieś True, jakieś 3D tylko mamy słuchawki, które przenoszą nas w świat dźwięków otaczających głowę. Efekt, ze źródłem pozycjonującym dźwięki w przestrzeni, jest spektakularny. Nie są to słuchawki uniwersalne, w sensie, dobre do słuchania muzyki (z zasady nagranej dwukanałowo), ale już live, koncerty to co innego. Dodajmy do tego wszystko, co wiąże się z obrazem i mniej więcej wiadomo o co chodzi. Produkt zatem specyficzny, ale moim zdaniem niepozbawiony sensu – o nie, nawet bardzo niepozbawiony. To, że słuchawek bezprzewodowych w domu czasami potrzebujemy (by nie zakłócać spokoju, albo inaczej, by nie wchodzić sobie, tzn. innym w paradę) nikogo nie trzeba specjalnie przekonywać. Stworzenie systemu z nie udawanym dźwiękiem obiektowym, opartego na kolumnach, to jak na razie bardzo trudna sprawa, nie mówię że kosztowna, mniejsza o koszty, ale trudna do zorganizowania w pomieszczeniach niededykowanych tylko jednej funkcji (kino, lub i audio). Takie słuchawki i inne, lepsze od tych pierwszych opisanych tu Dolby, właśnie do domu, właśnie takie, mają zatem sens i powinny wg. mnie stanowić jeden z ważnych segmentów słuchawkowego tortu.

Waga 330 g. To na warunki domowe akceptowalne gabaryty, mobilnie już mniej

Omawiane Dimensions potrafią ponadto pozycjonować dźwięk w zależności od położenia źródła. Ktoś powie: bajer. Inny doda: to przecież nic specjalnego. Otóż nie zgodzę się, uważam że to – obok obiektowego dźwięku (i nie jest to, podkreślę to jeszcze raz, marketingowy Atmos w głośniczkach jakiegoś telefonu, co według mnie bardzo deprecjonuje tę technologię, jest dużym błędem ze strony twórców, którzy rozdają „certyfikat” na lewo i prawo) najciekawsza rzecz, jaką wprowadziło do tego produktu Dolby. Oglądamy coś w TV, odwracamy głowę w przeciwną do ekranu stronę, dźwięk dobiega zza głowy. Słuchamy czegoś w skupieniu, jesteśmy w środku „akcji”, akcelerometry, procesor w słuchawkach w czasie rzeczywistym określa położenie naszej głowy. Tak, znamy to z różnych, mniej lub bardziej udanych prób lokalizacji źródła dźwięku w słuchawkach przeznaczonych dla graczy. Tyle, że tutaj macie to skojarzone z technologią dojrzałą, która udowodniła swoją wartość na rynku, pokazała że wielowymiarowe środowisko dźwiękowe to coś, co można odtworzyć w domowych warunkach. Pisałem o Audeze Mobius**, planarach dla gracza, słuchawkach, które w nieco inny, odmienny sposób (efekt w równym stopniu osiągnięty dzięki technologii przetwornika ortodynamicznego, zastosowanego w tych słuchawkach, oraz DSP z 3DWave Nx) wprowadzają nas w nowy, nomen, omen, wymiar reprodukcji przestrzeni. Nie mniej istotny ;) jest LifeMix, czyli coś, co ma nam pozwolić na powrót do realnego świata – jak do nas ktoś gada to my go usłyszymy z załączoną funkcją. Taki selektywny system ANC, tylko w drugą stronę. Rzecz, że tak powiem życiowa.

Od strony technologii przetworników to bardzo typowa, dynamiczna konstrukcja, standardowe (rozmiarowo) 4o mm głośniki szerokopasmowe, zamknięte w muszlach (to oczywiście zamknięty model słuchawek). Przydatne i w sumie dość nowatorskie podejście do ładowania zaaplikowało tutaj Dolby. Zastosowało ładowarkę indukcyjną. Płaska powierzchnia prawej muszli umożliwia stykowy kontakt i naładowanie. To takie dwa w jednym. Dock bezprzewodowo podładowujący nam słuchawki (wreszcie nie trzeba kabelka, podpinać nie trzeba, port się nie wyrobi itd itp), a jednocześnie minimalistyczny stand (trzymają się na magnes). Fajny patent. Producent przewidział awaryjną możliwość podpięcia kabelka, ale właśnie należałoby potraktować to jako opcję czysto awaryjną. Zresztą, jak ktoś chce słuchać na nich muzyki (stereo), może sobie wydłużyć czas działania na baterii do jakiś 16 godzin, wyłączając system lokalizacji głowy oraz wirtualizacji / pozycjonowania źródeł dźwięku w przestrzeni. Rzecz jasna mamy też obowiązkowy element – integrację z asystentem. AI jest tu o tyle istotne, że asystenci sterują nam dzisiaj całą chałupą. Słuchawki są naturalnym interfejsem, a w przypadku AV zastępują w pełni pilota. Wybór materiału, sterowanie, czy zwyczajnie – wyłączenie sprzętu – to wszystko może i już odbywa się głosowo (w obudowach umiejscowiono 5 mikrofonów). To wszystko dzięki potężnym, nie spotykanym w innych słuchawkach, krzemie jaki zaaplikowano w muszlach…

    • QUALCOMM SNAPDRAGON QUAD-CORE ARM PROCESSOR
    • QUALCOMM CSR BLUETOOTH PROCESSOR
    • CIRRUS LOGIC DSP PROCESSOR

Wow! Oczywiście nie ma mowy o lagu, o opóźnieniach, a to dzięki najnowszej wersji kodeka aptX Low Latency (opóźnienia maks. 30ms, do pełnej synchronizacji zaleca się min. 40ms, a w przypadku standardowego kodeka SBC sięgają one nawet ponad 100ms, w najnowszych wariantach aptX zredukowano tę wartość do poziomu ok. 40ms), dodatkowo zasięg transmisji ma wynosić aż 33 metry od źródła! Innymi słowy słuchawki dysponują tym, czym powinny dysponować bezdrutowce reprodukujące dźwięk z nowoczesnego systemu AV, bez kompromisów tj. bez opóźnień, braku synchronizacji audio z obrazem oraz utraty transmisji wynikającej z nawet niewielkiego wyjścia poza strefę niezakłóconego strumienia danych. Tutaj taka sytuacja nam po prostu nie grozi, bo te 33 metry gwarantują, że nawet w bardzo dużym pokoju, sali, sygnał będzie stabilny. To kluczowe elementy, widać dbałość jaką wykazało tutaj Dolby.

Tak ładujemy

Do czego można przyczepić się w przypadku tych pierwszych, wyprodukowanych na zlecenie Dolby Lab. słuchawek? Cena wydaje się nieco zbyt wygórowana. Wołają za nie 600 dolarów. To sporo. W końcu mówimy o słuchawkach wyspecjalizowanych, nie uniwersalnych, wręcz wąsko wyspecjalizowanych (wg. mnie). Z drugiej strony nowe możliwości jakie daje nam technologia, na początku, zazwyczaj, kosztują. Popatrzmy jeszcze raz na specyfikację Cena nie wydaje się już taka wysoka, prawda? Za rok, dwa takich produktów będzie na rynku więcej. Patrząc choćby na ofertę MEE (znowu Berlin) i ich specjalnie pod kino, filmy przygotowanych słuchawek bezprzewodowych o bardzo zredukowanym lagu (Low Latency Bluetooth) oraz paru innych, nowych propozycjach, takie nauszniki będą miały swoją niszę, a niektóre z patentów znajdą zastosowanie w wielu bezdrutowych modelach. Jestem pod dużym wrażeniem!

Oczywiście nie mogło zabraknąć dedykowanej apki, tutaj też mocno się przyłożyli. Mamy pełne sterowanie mocno rozbudowaną funkcjonalnością słuchawek

* patrz wpisy o: Reference 4 oraz True-Fi, czy wtyczce REVEAL w Roonie (presety Audeze), ponadto w dłuższym, problemowym artykule o dzisiejszych silnikach DSP w oprogramowaniu audio sporo na temat.

** https://www.facebook.com/hdopinie/posts/1644142562338308

 

 

Zamiast soundbara, zamiast Sonosa, HomePoda… zamiast! KEF LSX

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2018-11-2 o 22.27.30

Nie były to najlepsze dwa tygodnie w życiorysie. Eufemizm. Czasami, cóż, czasami tak bywa, że prawie wszystko co może pójść źle… idzie źle. Świat staje na głowie, a bezsilność, poczucie beznadziei dopada, cedzimy przez zęby swojskie „ja pier….” i mamy ochotę wywiesić białe płótno. Z góry przepraszam za te osobiste reminiscencje, ale to tak słowem wyjaśnienia dlaczego zapadła u nas grobowa cisza oraz – niejako usprawiedliwiając się – wpis niniejszy ląduje dzisiaj trochę jakby w zawieszeniu. Tematów ciekawych trochę się uzbierało, bo pomijając to, na co wszyscy czekamy (AVS), pomijając „kilka” zaległości (NAD, Woo Audio, Matrix, FiiO i tak jeszcze ze dwa, trzy artykuły wcześniej zapowiadane), świat nie stoi w miejscu, nie stoi, oj nie, on za…iwania, aż trudno wybrać nawet z naszej niby wąskiej działki rzeczy, które w zalewie codziennych informacji warte byłyby wzmianki. No nic, stwierdziłem, że najlepiej będzie skupić się na czymś, co łączy dwa światy: hajfajowo-audiofilski z jednej strony z tym masowo-konsumenckim z drugiej.

Pojawiły się nowe, bezdrutowe KEFy. Także w nawiązaniu do naszej opinii o pierwszym, na serio, kompletnym systemie zamkniętym w głośnikach stereo (patrz artykuł o KEFach LS50Wireless), ale jednak trochę inaczej, bo tam słuchałem tego z dużymi oczekiwaniami, bez taryfy ulgowej – miało być ekhmm lepiej niż z klasycznymi LS-ami, miało być kompletnie, a jednocześnie z widokami na integrację wszystkiego, czego tam dusza zapragnie i oczywiście dźwiękowo na poziomie hajfajowo-hajendowym. Z takim nowatorskim systemem audio wiąże się nierozerwalnie kwestia naturalnego (w przypadku sieci, komputerów, software – a tu to wszystko jest „pod jednym dachem”) progresu, rosnących możliwości, lepszego efektu jaki wraz z rozwojem kodu udoskonala nam to, co może na wstępie było jeszcze nie do końca, jeszcze trochę kojarzyło się z beta wersją (piję do oprogramowania firmowego, późniejszej integracji z Roonem, braku zaawansowanej korekcji, która pojawiła się po pewnym czasie i jeszcze kilkudziesięciu innych rzeczy, jak choćby z zachowaniem modułu ADC na czele). Ten duży, zastępujący duży, system zaklęty w głośnikach, o ogromnym potencjale wywarł na mnie spore wrażenie i nie miałem wątpliwości, że to nowe otwarcie w domowym audio, że to jedna z dróg, którą będzie podążać branża, że to… produkt po prostu przełomowy. Fakt. Produkt przełomowy, ale produkt celujący może w nieortodoksyjnego, ale jednak audiofila, a przynajmniej kogoś, kto ma spore wymagania co do jakości dźwięku, miał doświadczenia z klasycznym sprzętem HiFi (czy nawet high-endowymi klamotami), kto postanowił zaryzykować, zmienić podejście, zdecydować się na rewolucję w salonie (miejscu odsłuchowym). Dla kogoś takiego był / jest LS50 Wireless.

Zupełnie inaczej sprawa się ma z najnowszymi KEF LSX. To małe monitorki bliskiego pola, dużo, znacznie mniejsze od wzmiankowanych 50-ek bezdrutowych, zupełnie inny produkt, produkt który ma łączyć właśnie. Ma być i jest pomostem między highfidelity a potrzebami masowego konsumenta, który – co tu ukrywać – ma w głębokim poważaniu wiele rzeczy, za które audiofil/meloman da się pokroić…. chce prosto, funkcjonalnie, kompaktowo i jednak z inną metką na opakowaniu. Chce czegoś innego, a jednocześnie „przy okazji” może z zaciekawieniem, a być może nawet z pewnym zdziwieniem i późniejszą ekscytacją (w wyniku zapoznania się) przyjąć do wiadomości, że można słuchać lepiej, że można czerpać więcej, że można cieszyć się ze słuchania czegokolwiek bardziej intensywnie, na dużo lepszym poziomie niż to, co do tej pory doświadczył. TO WŁAŚNIE OFERUJĄ MU TE NOWE KEF-Y LSX. Mniejsze, ale nadal z UniQ, konstrukcyjnie nawiązujące do tych dużych, z nieporównywalnie lepszą separacja kanałów, bazą stereo, efektami przestrzennymi, oderwaniem dźwięku od głośników, wypełnieniem dźwiękami pomieszczenia niż ma to miejsce z najlepszego nawet soundbara (no dobra, pomijam te magiczne sztuczki Sennheisera z ich konstrukcją vide pokazy na IFA 2018 ;-) ), z jakością miażdżącą każdy inteligentny głośnik, każde bezprzewodowe, pseudostereofoniczne źródło wieloprzetwornikowe zamknięte w jednej obudowie itd. itp.

To jest właśnie TO! Nie, że klamoty, które trzeba skompletować, dobrać, wiecie połączyć drucikami, nie że spec szafka czy stolik, żeby to wszystko pomieścić, nie że trzeba się trochę znać, a jak nie znać, to zdać się na fachowca itd. NIC Z TYCH RZECZY. Mamy powtórkę w sensie idei – system zaklęty w głośnikach, ale tutaj to wszystko jest mniejsze, bardziej „udomowione”, zamiast tych wszystkich „gotowców”, a jednocześnie implementujące w cenie akceptowalnej technologie rodem z hajfajowego światka i to w pełni. ANO! Wszystko gotowe do grania zaraz po wyjęciu z pudełka. Dwie kolumienki, opcjonalny kabel ethernetowy (do podłączenia „master-slave”, podobnie jak było w dużych bezprzewodowych zestawach) i dwa kable do podpięcia do gniazdka (obie kolumny aktywne, z wbudowanymi wzmacniaczami, znowu, dokładnie jak w większych). I już. Stawiamy (ale możemy też standy sobie sprawić, bo gniazda w podstawach są) gdzie-bądź (właśnie!) i gra muzyka. No jasne że gra, bo szybko apka, szybko parowanie (trzy maźnięcia paluchem) i wszystko. A jak jeszcze wejdziemy sobie w smartfonie w ustawienia związane z korektą pod kątem pomieszczenia, ustawienia, parametrów (pełnymi garściami czerpiemy z tego, co doprowadzono do niemalże perfekcji w LS50W… zaawansowane DSP w służbie ludzkości ;-) ), wszystko w kilku prostych krokach to już odczujemy, a jak jeszcze w zaawansowane wdepniemy to parę minut i mamy dźwięk, którego nie będziemy się wstydzić, zapraszając audiofreaków, którzy pewnie z lekkim niedowierzaniem będą słuchać „lifestyleowego” zestawu stereo KEF-a. Takiego dla każdego, myślę że spokojnie oferowanego nie tylko w specjalistycznym sklepie, ale jakimś elektromarkecie, czy u resellera wiadomo kogo. Spokojnie i swobodnie, właśnie tak.

KEF upichcił coś zrozumiałego dla zwykłego konsumenta. Zrozumiałego, bo konfigurowalnego jak AirPodsy, czy bezprzewodowy zestaw Bose czy kina domowego, nie wymagającego żadnego przygotowania, no gotowca, kompletnego gotowca, który – a niech mnie – zabrzmi pewnie lepiej niż niejeden tradycyjny w formie system HiFi. Lepiej. Oczywiście od razy wszystkie streamy co popadnie, oczywiście udogodnienia takie jak (na szybko) BT z aptX, jakieś integracje z TV/projektorem (SPDIF), sub (jak ktoś chce te 2.1, bo czemu by nie i zamyka temat kina), analog (bo taki trend, moda, że jak się ta czarna płyta kręci to jakoś tak nadążamy ;-) ). Łączność pomiędzy (kolumnami), jak i Internetem bez druta i za pośrednictwem druta. Jak komu wygodnie i zgodnie z oczekiwaniami. Jak drut to lepiej (bo hires 24/96), a jak nie to jakość i tak > RedBooka (24/48… bo MQA?). I już. DLNA, NASy, komputery… (śpieszę donieść, że nawet z Roonem nie będzie problemu, wystarczy Chromecast Audio via optyk i już :) ) proszę bardzo, a jak tylko zdalnie to tylko te dwie paczki z dwoma kablami do ściany i sobie, wcześniej konfigurując pod pomieszczenie, słuchamy, zawiadując wszystkim z telefonu. Dzięki obsłudze odpowiednich protokołów z każdej dostępnej apki. To zrozumie, to chce i to akceptuje każdy konsument i to tutaj po prostu ma.

Także – mówiąc wprost – po pojawieniu się KEFów LS50W pomyślałem sobie… świetnie, a teraz coś przeskalowanego do potrzeb zwykłego Kowalskiego. Coś przystępniejszego cenowo, zawierającego tożsame technologie, równie prostego, kompaktowego i wprowadzającego jakościowo poziom HiFi pod strzechy w ramach sensownej alternatywy dla soundbarów, Sonosów, HomePodów, miniwież i tym podobnych. Wyciągam, podpinam i uśmiecham się, mając coś, co gra na poziomie nieosiągalnym dla wszystkiego co elektromarket oferował do tej pory. Coś lepszego od nawet drogiego, ekskluzywnego, markowego pseudoprzestrzennego samograjka. Cena? Jakieś 5000 złotych u nas (1100 USD). Czytaj tyle, co za budżetowe, kompletne, klasyczne HiFi. Mhm, ale to tutaj, moi drodzy, to jest coś co zrozumie masowy konsument, bo to coś, co mu w prosty sposób dostarczy wrażeń na poziomie do tej pory w takiej formie (samograja, a nawet – śmiem twierdzić – niemal każda „gotowa” mini/mikro wieży z kolumienkami) nieosiągalnej. Wyjmie telefon i się uśmiechnie i będzie się uśmiechał za każdym razem jak sobie coś puści. Bardzo szeroko uśmiechał.

KEF to właśnie zrobił! 

PS. Gabinet. Widzę te dwie paczki jako najlepsze, co może stanąć obok desktopa. Z możliwym (choć nieobowiązkowym) subem. Muzyka, kino, elektroniczna rozrywka, a jeszcze (na poziomie max SQ) z takim mDSD w roli konwertera USB-SPDIF…. Roon / Vox, Blu… wszystko, wszystko w kompaktowej, osobistej, przystępnej (cenowo) formie. Bezapelacyjnie jestem na TAK. I jeszcze drugie takie do salonu, zintegrowane z dużym ekranem & projektorem. AirPlay 2 / Chromecast i gotowe! A jak będzie się chciało więcej to konwerter/DAC cyfra-cyfra i czy taki Squeezebox Touch, czy inny streamer… ale to już dla audiofreaków opcja. Też można i z tymi paczkami, czuję, będzie bosko.

AKTUALIZACJA: jest już wsparcie w Roonie, bez konieczności podpinania Chromecasta. Działa to na tych samych zasadach co w większych LS50W… nie mamy RAAT, ale głośniki są identyfikowane, można korzystać z możliwości jakie oferuje software, przy czym podobnie jak wcześniej, nie ma możliwości tworzenia w oparciu o bezprzewodowe KEFy bardziej rozbudowanych instalacji (łączenia w grupy, takiej opcji nie ma).

Główne cechy (w języku Szekspira):

• Acoustic design with 4″ Uni-Q driver; FEA designed cabinet with hidden heatsink
• KEF’s dedicated time correcting Music Integrity Engine
• 2 x 30W + 2 x 70W Class D amplifiers
• Adjustable EQ settings via KEF Control app
• Dedicated apps for iOS and Android
• Proprietary wireless connections supports 48kHz/24bit; optional wired connection supports 96kHz/24bit transmission
• Supports source file up to 192kHz/24bit
• 2.4GHz/5GHz Dual-band Wi-Fi connectivity (DLNA/uPNP compliant)
• Apple Airplay 2 (available in early 2019 via firmware update)
• Tidal Music (via KEF Stream app)
• Bluetooth 4.2 with Qualcomm aptX codec
• Optical input (TOSLINK)
• AUX input
• Subwoofer output
• Mounting inserts for supporting wall mount
• Supports 3rd party remote programme
• Supports IP Control

Pełna specyfikacja (w języku Szekspira):

 

Kompletny preamp cyfrowy? NAD C658 …ze wszystkim, serio!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2018-10-21 o 14.07.17

Ostatnio informowałem Was* o nowej integrze w kompaktowym opakowaniu (D3045), która jest niemalże kompletnym rozwiązaniem (nawet HDMI dali).. nie ma co prawda interfejsu sieciowego, ale jest USB (PC) i to jeszcze takie z obsługą DSD. NAD przygotował coś jeszcze. Na stronie firmowej jeszcze nic nie ma, ale sporo rzeczy na temat nowego przedwzmacniacza cyfrowego (wg. mnie to adekwatna nazwa dla tego klamota, dużo trafniejsza od „sieciowego DACa” a dokładnie BluOS DACa – w ten sposób nowa skrzynka jest identyfikowana przez producenta). To w 100% kompletne rozwiązanie, w spodziewanym budżecie, zdaje się że najlepiej wyposażony komponent HiFi jaki znajdziecie na sklepowych półkach.

Co my tu mamy? Ano mamy: wyjścia zbalansowane, mamy LAN z BluOS oraz opcją na inne rozwiązania softwareowe (Roon etc.), mamy WiFi (AirPlay w oraz Chromecast) & Bluetooh z aptX HD (nadajnik / odbiornik), pre gramofonowy (MM), pełne dekodowanie MQA oraz obsługa DSD. Sprzęt wyposażono w nową kość ESS, która nam zdekoduje 1 bitowy sygnał podawany z komputera bez najmniejszego problemu, z przodu znajdziemy 6.3mm jacka dla słuchawek przewodowych z dedykowanym, osobnym wzmacniaczem. Z przodu zamontowano także duży, kolorowy, alfanumeryczny display (taki, jak w serii Classic), prezentujący wszystkie informacje o pracy pre oraz wielką gałkę potencjometru.

Mało?

To co powiecie na dwie rzeczy, których nie znajdziemy u konkurencji, na pewno nie w tym budżecie (1500 USD): wbudowany, zaawansowany system korekcji pomieszczenia Dirac (wersja Lite, po 99$ upgrade pełna) oraz dwa sloty MDC dla wymiennych kart rozszerzeń (patrz rozbudowana zapowiedź systemowego rozwiązania C368 z modułami HDMI & BluOS). Co to oznacza, nie trzeba tłumaczyć. Powiem tylko tyle, że na dzień dobry możemy sobie integrować z tym przedwzmacniaczem kino domowe (fronty, względnie może być sub, bo wyjście z możliwością ustawienia pracy niskotonowca też tu znajdziemy), stosując moduł HDM-2 (HDMI 2.0, 4k, ARC), dodatkowo mamy otwartą opcję na udoskonalenia na przyszłość. Nawet tą, bardzo jeszcze odległą, przyszłość… rewelacyjny miks, przyznacie?

Wspomniałem o zbalansowanym wyjściu? Wspomniałem… możemy zatem integrować sobie tego pre z dwoma osobnymi torami, nic nie stoi na przeszkodzie, by tak właśnie uczynić, przy czym można końcówki także symetrycznie podpiąć, także dual mono, nic nas tutaj nie ogranicza. Ba, NAD parę miesięcy temu wprowadził do oferty idealnego partnera (-ów) dla tego ampa …końcówkę C268, pracującą samodzielnie, albo w parze, wyposażoną w wejścia zbalansowane. Podsumowując, decydując się na omawianego klamota dostajemy coś, co pozwala zbudować dzielony system z obsługą 20+ usług streamingowych (BluOS dysponuje obecnie najlepszym wsparciem w zakresie aktualizacji streamu, widać, że ktoś tu całą sprawę gruntowanie przemyślał – bez częstych upgrade’ów ten element bardzo traci), z integracją kina, wszystkimi liczącymi się protokołami (Apple, Google), z możliwą integracją AI (Alexa, niewykluczone także zintegrowanie asystenta Googla), z kompletem wejść cyfrowych (USB, LAN, SPDIF) oraz możliwością podpięcia źródła analogowego (gramofon), z najlepszym modułem BT dostępnym na rynku pozwalającym na uzyskanie najlepszego SQ ze źródła oraz na słuchawkach (względnie jakimś głośniku BT w strefie) oraz – i to jest wg. mnie prawdziwy game changer – kompletnym (po upgrade) rozwiązaniem pozwalającym na kalibrację systemu w lokalizacji, na zaawansowaną korekcję akustyczną. Do tego obsługa wszystkich formatów hires (DXD/DSD/MQA). Wreszcie wszystko to, co powyżej, dostępne w JEDNEJ skrzynce i to nie takiej z high-endowej półki za kilkanaście, kilkadziesiąt tyś (tam zresztą często, gęsto sporo rzeczy nie jest dostępnych, albo owszem są, ale kosztuje to krocie).

Ostatnio pokazane, zapowiedziane przez NADa (na imprezach) nowości:
D3040, gramofon C588 oraz omówiona w niniejszym wpisie cyfrowa centralka C658

Kiedy się pojawi? C658 powinien trafić do sklepów na początku grudnia 2018 roku. Wcześniej NAD oferował takie pre (także w erze cyfrowej), ale zawsze tam czegoś brakowało. Tutaj niczego nie brakuje. Jak jeszcze skojarzymy tę cyfrową centralkę z Roonem (pełne wsparcie, RoonReady, obsługa protokołu RAAT) to… klękajcie narody. Super!

PS. Ciekawą, niespotykaną nigdzie indziej opcją, jest możliwość podpięcia przetestowanej u nas integry C368 w trybie końcówki mocy z C658, także w scenariuszu dual mono z wymienionym powyżej wzmacniaczem C268. Wskazuje to jednoznacznie na identyczne moduły (Hypex) zastosowane w obu ampach – integrze oraz końcówce. Podsumowując, możliwości komponowania różnych systemów w oparciu o najnowsze NADy prezentuje się imponująco.

* …o D3040:

» Czytaj dalej

Zapowiadane RHA MA390 Wireless w redakcji – mała sensacja?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20181019_102926551_iOS

Pierwsze bezprzewodowe IEMy już się testują. Produkt RHA to kolejna, testowana u nas konstrukcja szkockiego producenta, konstrukcja dokanałówek z modułem bezprzewodowym zamontowanym na przewodzie spoczywającym na karku. Tym razem mamy do czynienia z produktem budżetowym, kosztującym ok. 400 złotych. W tym budżecie, dostajecie świetnie wykonane IEMy, małe, metalowe obudowy z magnesem, mały metalowy pilot, wszystko ergonomicznie dopasowane, bardzo wygodne w użytkowaniu. Pełne wyposażenie (jest nosidełko, 6 kompletów tipsów oraz kabel USB-C @ USB-A) z nienaganną jakością (materiały, spasowanie) w takiej cenie? Nieźle! RHA zastosowało swoje przetworniki 130.8, które w tej aplikacji są bardzo ciekawie strojone – mamy bardzo obfity bas, bardzo dużo się na dole dzieje, dźwięk jest dociążony, wymiarowy, całkiem przestrzenny. Bardzo ładnie wypadają wokale, także średnica brzmi tu naprawdę przyjemnie i całość oceniłbym jako atrakcyjną dla ucha, muzykalną, satysfakcjonującą w odbiorze, szczególnie w kontekście bardzo uczciwej ceny. Szczerze? Serio, nie znajdziemy w takich pieniądzach porównywalnych jakościowo (całość) bezdrutowych IEMów.

Obrazu całości dopełnia obsługa zarówno aptX, jak i AAC. To robi zasadniczą różnicę w przypadku iPhone / iPada. Dzięki obsłudze kodeka Apple, możemy korzystać z porównywalnego jakościowo strumienia do aptX (nie jest to niestety wersja Low Latency czy HD, ale dobrze, że coś gwarantującego lepsze parametry od podstawowego SBC jest i to jeszcze w takim budżecie jest). Sprawdziłem na szybko na makówie, łączy się bezproblemowo i gra via aptX… przy czym muszę nadmienić, że bardziej podoba mi się stream AAC (zarówno komputer, a nawet jeszcze bardziej to co słyszę przez telefon / tablet). Postaram się wyjaśnić w tekście właściwej recenzji te zagadkę: dlaczego tak? W poprzednim wpisie była mowa o niewielkich, wręcz niezauważalnych  różnicach w porównaniu różnych protokołów transmisji, kodeków w ramach sinozębnego interfejsu. W pomiarach różnice były niewielkie, poza opóźnieniami – tutaj zasadnicze – tak czy siak, autorzy stwierdzili, że SQ jest porównywalne. Mam nieco inne doświadczenia, choć nie są one jednoznaczne. Generalnie transmisja (typ), transmisją, a i tak o jakości decyduje pierwszoplanowo przetwornik i cała konstrukcja odpowiedzialna za przetwarzanie (analogowe), mieszcząca się w obudowie dokanałowego monitor. Duże różnice wychodzą dopiero z najnowszymi rozwiązaniami …bardzo niskie opóźnienia oraz dużo większy bitrate transmisji (nawet blisko 1440kbps tj. transmisji z krążka CDA) od tego, co oferowało BT (do 320kbps) mogą pomóc w uzyskaniu lepszych rezultatów w zakresie SQ.

 

Powracając do RHA, mamy damski głos informujący nas o stopniu naładowania baterii, podobno działają 8h na naładowaniu. Czas działania obadam dokładnie, w przeprowadzonych tu i ówdzie testach ten model akurat nie wypadał w tym aspekcie rewelacyjnie. Zobaczymy. Słuchawki są zabezpieczone przed zachlapaniem, potem, ale raczej nie bardzo nadają się na salę gimnastyczną. Natomiast bardzo dobrze sprawdzają się w typowym użytkowaniu. Jak wspominałem, ergonomicznie bez zarzutu, a super lekkie, bardzo małe, bardzo dobrze trzymające się uszu, metalowe obudowy to rzecz w segmencie najtańszych bezprzewodówek praktycznie niespotykana. Brawa za to. Słuchawki czekają na przyszłotygodniowego rywala, opisane wczoraj Acoustic Research AR-100E. Będzie pojedynek i już wstępnie mogę napisać, że RHA na pewno nie będą bez szans w tym starciu. Szkoci oferują dużo więcej niż standard na tym pułapie i myślę, że 390-ki będą mogły walczyć jak równy, z równym. Mimo dysproporcji cenowej, mimo że AeRy mają w zanadrzu tajną broń pod postacią berylowych przetworników. Ciekawe co z tego porównania wyniknie?

W tej chwili słucham na tytułowych elektroniki (Asura) i powiem krótko: te brzmienie na pewno się spodoba, jest bardzo atrakcyjne w odbiorze. Proszę, proszę, a to przecież wstęp do ich oferty.

 

FOTOGALERIA (poniżej)

» Czytaj dalej