LogowanieZarejestruj się
News

Retro PC Audio czar. Czyli kiedyś też grało…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20180321_163006021_iOS

Miałeś Soundblastera Gold ZS i byłeś gość. Zestaw wielokanałowy od Creative to było coś. Grało się z WinAMPa, pobierało z Napstera, a płytkę ripowało dbpowerampem. Te czasy, gdy karta muzyczna i blaszak na biurku wyznaczały granice grania z pliku, gdy zewnętrzna karta dźwiękowa to był… po prostu jakiś Soundblaster, dla którego alternatywą był GUS (układy AWE, superkarty UltraSound… sam zdradziłem SB na rzecz, ale potem powróciłem, bo wypuścili Live!, z ówcześnie potężnym układem DSP EMU10). Tyle. Jak przetwornik C/A jakiegoś producenta audio to – owszem – był sobie Arcam z ich legendarnym blackboksem, w kolejnych odsłonach (numeracja kolejnych wcieleń: od 2 do… 500), ale nie miało to żadnego przełożenia na PC, bo też ten pecet w ogóle nie był brany pod uwagę jako źródło dźwięku w systemie audio. Dwa równoległe światy, nie wchodzące sobie w paradę, bo przecież komputer to biurko, to jakieś komputerowe monitorki (o nich dzisiaj w niniejszym wątku wspominkowym też będzie), albo właśnie 5.1. Fascynacja kinem domowym, wielki sukces płyty DVD – „kina” przeniesionego pod strzechy, co na marginesie objęło także świat blaszaków w opcji – budżet – czytaj po taniości w porównaniu do zestawów AV na serio. Takie to były czasy. W ogóle ta niesamowita eksplozja popularności DACów, takich jakie dzisiaj znamy, to ostatnia dekada. Zaczął (na serio) znowu Arcam ze swoim bardzo udanym pudełkiem, rDACzkiem w 2010 (patrz nasza recenzja), skrzyneczką zapoczątkowującą nowy trend i powrót przetworników cyfrowo-analogowych. USB zaczęło być ważne. Komputerowy interfejs stał się ważny. Wcześniej, w latach 90 (późne) i w pierwszej dekadzie XXI wieku nikt tam sobie głowy tym nie zawracał, bo z jednej strony kompakty były już na tyle dobre (wewnętrzne układy montowane w odtwarzaczach), że nie było potrzeby mnożenia bytów, a komputery… cóż, komputery nie służyły do słuchania muzyki, słuchania muzyki na poważnie, a jak już do czegoś służyły to jako narzędzie pracy (w studio nagraniowym, u muzyka), natomiast PC audio masowe to była jw. zazwyczaj wewnętrzna karta dźwiękowa (o rosnących możliwościach, także w interesującym nas aspekcie) i jakieś pierdziawki, względnie Porta-Pro, albo EarPodsy.

Komputer wkracza na salony. Pierwszy popularny. Pierwszy taki. Z USB, co potrafiło zagrać (TAS1020). A w tle koktajl.

Osiem lat później. T20 i już na szybko z kompa lepiej niż bez.

DDT2200 sub & jednostka centralna z ampami dla kostek

Tak skrótowo i mocno po łebkach opisałem czas, który naznaczony był pionierskimi poszukiwaniami czegoś, co jakoś będzie grało, co pozwoli z błaszaka wydobyć dźwięk. Oczywiście królowały mp-trójki, w jakości absolutnie dziś nieakceptowalnej, ale też ten komp mógł służyć i służył do kopiowania (kto wtedy nie kopiował połowy internetu via TPSA 0202122 ten albo nie był wtedy w planach, znaczy bardzo młody, albo pamięć mu szwankuje, ewentualnie wyparł, znaczy łże). A że mogło to wypaść lepiej, niż gorzej, mieliśmy nad tym kontrolę i te lepsze pliki już mogły nawet być (i były, choć mp3 miało absolutny priorytet, bo Napster, bo iPod i kolony, bo przedajfonowe komórki) to się te WAVy na płytach wypalało (się wypalało, bo dysk twardy, moi drodzy, miał wtedy np. 40GB i był drogi jak cholera, a płyta już nie była taka droga i można było sobie te kolekcje tworzyć alternatywną, dublować drogocenne org. krążki, co to mogły się porysować i-t-d i-t-p). I tak to było, a jak ktoś miał szczęście i liznął jabłco (makówki były horrendalnie drogie i tak zostało, ale nam się na tyle polepszyło, że dzisiaj są po prostu drogie) to nawet mógł parę rzeczy mieć w standardzie lepiej i bardziej móc (FireWire to raz, UAC – USB Audio w MacOS X to dwa, optyczne prawie w każdym kompie to trzy, wreszcie lepszy dźwięk ogólnie z wbudowanego vs typowy blaszak – to cztery). Były to czasy, w których słuchawki były za 2 stówy maks, a jak ktoś chciał zaszaleć to miał HD6xx albo K7xx za półtora tysia i to już był high-end słuchawkowy, wyżej to jakieś ekscentryczne dziwa na totalnym marginesie. Kolumny pod PC to był prężny segment tego i owego, w dużej mnogości, ale kolumny to jednak takie trochę na wyrost, bo zazwyczaj niewiele to umiało i dobrze, bo i tak nie można było liczyć na coś więcej (SQ z ówczesnego audio-pliku).

Z wyjątkami.

Integracja, można nagrać, słuchawki podpiąć, wszystko wyregulować ;-)

I wcale nie małymi, moi drodzy. Bo jednak te lepsze, ale też dużo droższe było, nawet w formie zewnętrznych procesorów dźwięku (mówimy o konsumenckim rynku, nie pro, żeby nie było tutaj jakiś niedomówień), nawet jakiegoś DSP realizowanego dla każdego z kanałów z osobna (yhy), nawet jakiś patentów z dźwiękiem haj-res. W latach wczesnych dwutysięcznych. Nawet. Audigy – seria od Soundblastera, który na marginesie tak zdominował rynek, że był synonimem dla – ogólnie – nazwy akcesorium pt. karta dźwiękowa, nowość Audigy dawała po raz pierwszy obsługę dźwięku 24 bitowego (choć jeszcze konwertowanego do postaci redbooka 16/44), wysoki współczynnik SNR >100dB plus opcje „tanie kino” czytaj cyfrowe optyczne, albo analogowo 5 plus 1 na wielokanałowe zestawy głośników komputerowych. Oczywiście, można było podłączyć via wzmacniacz stereo kolumny z prawdziwego zdarzenia, pożenić blaszaka z amplitunerem wielokanałowym (który zazwyczaj już sam i lepiej nam te wielokanałowe ścieżki dekodował, ale też przyjąć sygnał analogowy też umiał, bo w odróżnieniu od dzisiejszych ampli z tyłu piętrzyły się tysiące gniazd RCA, no gęsto było, im więcej tym właściciel takiego stwora lepszym samopoczuciem się odznaczał). I tak sobie graliśmy (właśnie, graliśmy, ale niekoniecznie muzykę), oglądaliśmy (kto nie oglądał szmirowatego kina klasy Z, w jakosci zbliżonej do VHSa, ten mija się z prawdą), a także od czasu do czasu słuchaliśmy. I SB był wystarczający. Szczególnie w sytuacji, gdy udało się uzbierać na to wspomniane na wstępie Gold ZS i no… Panie, Panowie, to było już naprawdę coś. Mimo, że wiatraki wyły, mimo że blue screeny waliły, mimo że empetrzy królowało wszędzie i powoli gorszy pieniądz wypierał lepszy (redbook). Bo tak, tak było (na przełomie wieków było).

Zebrało się na wspominki, a zaczynem była spadająca podczas sprzątania piwnicy, spadająca na łeb, wcale nie taka lekka skrzynka, a w niej – okazało się – było to stare PC Audio. Karta już bez sensu, bo na PCI (tak, nie tym -e, co oczywiste, tylko tym takim przedpotopowym, choć jeszcze ledwo dzisiaj występującym… w sumie mogło być jeszcze na ISA, prawda… ekheheuehue). Niestety Amigi500 wśród gratów, jakie spadły na łeb, nie było (a tam dźwięk był niczego sobie, niczego sobie jak na końcówę lat 80-tych… no to już totalna prehistoria… cztery razy 8 bit przetworniki C/A… innymi słowy mieliśmy te 16 bit na kanał ;-) ), ale wypadł SB, wypadła jakaś karta na Via Vinyl (oj tak, te nazwy bywały naprawdę przewrotne!) i do tego jeszcze efektory. Pierwsza wersja, najwcześniejsza, zestawu ikonograficznego, legendarnego (tak, trochę ubarwiam) czytaj stary jary T20 od … a jakże… Creative Labs oraz DDT2200 (bez dekodera, jak DDT3500, co to był „na wypasie” i miał jednostkę centralną i DD, efekty i co tam jeszcze miał ….samą skrzynkę dekodera od jakiegoś Włocha ściągałem hue, hue) też od CL. Jak już wypadło, to się ucieszyłem, bo jak pamiętacie poprzednie wpisy udało się odkopać dwa świetne, naprawdę znakomite, zasilacze jakie Creative dawało do swoich lepsiejszych zestawów pod komputer. Znakomite parametry, ogromne radiatory chłodzące kostki, mimo 20 lat z okładem działające jakby wyjąć je wczoraj z pudełka od nowości. Przydały się bardzo, bo X-Hi (test niebawem!), bo modyfikacja terminala pod PC Audio (znowu to X-Hi), wreszcie wykorzystanie niezgorszego suba z DDT i opcji na efekty (żeby sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to dawne słuchanie, granie miało sens, było jakościowo akceptowalne, akceptowalne w czasach „mogę wszystko”). Już samo to uzasadniało wycieczkę w daleką jw. przeszłość i powiem Wam, że cholera, warto było odkurzyć, warto było podpiąć i sobie powspominać.

Mniam, mniam

T20 okazały się (no ale to nie jest odkrycie kopernikańskie, trudno żeby było inaczej) nie tylko lepsze od wbudowanych w imakówę głośników, ale także dały radę wszystkim usprawniaczom jakie jabłco zaserwowało ostatnim wypustom pro macbooków. A tak się wszyscy zachwycali, że taki to teraz wyraźnie lepszy dźwięk z tych, wyposażonych w bezsensownego touchbara, maków wydobywa. Otóż i co z tego, że lepszy, jak takie T20 w opcji na jacku miażdżą to rozwiązanie (też bez zdziwienia, ale pamiętam te buńczuczne zapowiedzi, te przechwałki, że teraz to ten laptop nam zagra…). Fajnie, że można sobie klasycznie, jak to w aktywnym zestawie na serio bywa, wyregulować potencjometrami barwę, że te kolumienki mimo upływu czasu się jakoś nie zestarzały. Rzecz jasna na biurku lepiej będzie i z Audioengine (A2+ patrz test), czy Devinitive Technology (świetne Incline, też u nas zrecenzowane), tam w końcu mamy cyfrowy link z kompa i wszystko się dzieje w skrzynkach, konstrukcyjnie wszystko to bardziej zaawansowane, ale… na pchlim targu te Tetki traficie za 50 złotych. I to będzie świetny upgrade „za pół darmo” waszego, wszystko jedno jakiego komputera. W opcji biurkowej rzecz jasna (nie, nie na wynos).

W przypadku DDT2200 okazało się, że wcześniej tylko na chwilę podpinany sub (już nie pamiętam z jakiej okazji, ale pewnie testowałem ampa albo jakiś zestaw gdzie to wyjście na aktywnego suba było), po prostu się marnował. Nie jestem jakimś wielbicielem niskotonowców, w przypadku muzyki – wiadomo – mamy generalnie stereo, choć u mnie ostatnio było sporo eksperymentów z wielokanałowym dźwiękiem i nie chodziło tylko o SACD (testy 105 i 205 od Oppo), ale także multichannel jaki dostał w upgrade ROON (od 1.3). Materiałów (pliki) niewiele, ale są, można trochę tego kupić, trochę tego posłuchać (także w streamie), tu właściciel wielokanałowego zestawu może od razu sprawdzić, czy w ogóle warto sobie głowę zawracać. Moim zdaniem warto, choć z zastrzeżeniem, że czy to kwadrofonia (lubimy!), czy coś więcej (tu ten sub, także  dodatkowe kanały efektowe) to jest taka ciekawa wycieczka w odmienne od stereo doznania, ale siłą rzeczy ograniczona (materiały, źródła), na marginesie taka. Ciekaw jestem, czy komuś zachce się wypromować coś wielokanałowego w audio, skutecznie wypromować, czy będzie to nadal niszowa sprawa? Wiemy, że to, co serwowane jest w plikach DSD (dff/dsf) to zazwyczaj (i jaka szkoda, że właśnie tak) tylko 2ch. A przecież właśnie wielokanałowy zapis na płycie SACD był czymś – wg. mnie – znacznie ważniejszym, istotniejszym i kluczowym dla nowego formatu (który się nie przyjął) w stosunku do płyt CDA, dużo znaczniejszym niż lepsze parametry (zasadniczo 24/88) w porównaniu do redbooka. O DVD-A w ogóle nie ma sensu wspominać, o BD-A też można raczej powiedzieć… fajnie, ćwierć, ćwierci promila. Także nie ma o czym gadać. To może te wynalazki rodem z domowego kina, te Dolby Atmosy, DTSy Xy czy Auro-3D? Dźwięk obiektowy to naprawdę coś szczególnego, w kinie robi to zasadniczą różnicę i śmiem twierdzić, że tak jak początkowe zachłyśnięcie się DD i DTS w wariancie 5.1 plus rozszerzenia, nie stanowiło przełomu, to tutaj jest inaczej. Jeszcze o tym, przy okazji testu amplitunera sieciowego NADa, wspomnę, bo jest o czym się rozwodzić. No dobrze, ale audio?

To zniknie. Będzie Sonos tu, Sonos tam, albo HomePod tu i tam, albo będzie KEF (lepiej) działający bezdrutowo i na podobnej zasadzie (bo też ze zintegrowaną AI)
Zniknie, ale na razie sobie jest i sobie gra. 

Tutaj odpowiedź może przyjść z najbardziej nieoczekiwanego, ale jak najbardziej masowego, popularnego segmentu, który skutecznie wprowadza rozwiązania z „dużego” audio i równolegle stanowi forpocztę zmian jakie zachodzą w branży (nie, nie IT, a audio). Sonos za parę dni (bezdrutowe HDMI audio!!!), Apple (na razie po dyletancku, ale jednak i pewnie z sukcesem, przynajmniej w zakresie implementacji nowego AirPlay2) wprowadzają wiele kanałów i to nie tylko z myślą o kinie. Integracja strumieni audio, integracja na poziomie protokołów z wieloma, rozbudowanymi (także o takie opcje, tj. wielokanałowe opcje) aplikacjami tworzącymi coś na kształt całościowego systemu dystrybucji, odtwarzania muzyki lokalnie (i zdalnie, choć to akurat w aspekcie multichannel kompletnie nieistotne), bezprzewodowo, z interfejsem głosowym. To ten poziom i to w „dużym” audio też jest/będzie, bo to duże będzie musiało być zaktualizowane, kompatybilne z nowym protokołem, z nowym sposobem interakcji (tak, jesteśmy skazani na interfejs głosowy, bo to wygodne, szybkie i naturalne). Tak jak sieć stała się już niemal standardem wyposażenia klamotów, tak „łączenie klocków”, tworzenie współdziałających ze sobą urządzeń audio, audio/wideo, ich integracja to domknięcie tematu. Nie mam wątpliwości, że ten proces obejmie branżę, że sprzęt do słuchania muzyki będzie finalnie – właśnie – zintegrowany. I będzie to zupełnie inny poziom, niż RS232 ;-) …nie wymagający od konsumenta wiedzy, zasobnego portfela (instalacje przestaną być „elitarne”, staną się popularne, powszechnie użytkowane), tworzenia skomplikowanego projektu. To wszystko przestanie być istotne, a spoiwem będzie AI od któregoś z gigantów IT z domieszką agregującego treści, systemowego oprogramowania (dlatego tak dużo piszę o Roonie, nie tylko z powodu „się podoba”, a właśnie dlatego – to jest przyszłość, przy czym ta przyszłość będzie obejmowała cały sprzęt audiowizyjny w domu… i poza domem).

To też jest w sumie retro. Bo 30 pin, bo pierwsze takie głośnikowe wszystkograje, tutaj jako centralny z DDT w symbiozie.

Miało być o retro, a ja już w futurologię się tu bawię (precyzyjniej to już „jutro”, żadne tam pojutrze, maksymalnie pół-dekady). Wracam zatem w końcówce do tego retro. Jak macie stare, sprawne graty to sprawdźcie sobie, czy aby nie da się ich pożytecznie wykorzystać, czy te – czasami – obiekty dawno minionych westchnień już się całkowicie zdezaktualizowały, czy wręcz przeciwnie. Guz na łbie to niewielka cena za parę wartościowych rzeczy, które z powodzeniem zastosowałem w systemie i które bardzo przydały się do teraźniejszych testów. DDT2200 (w drewienku… mhm ;-) ) był wraz z SB Audigy Gold ZS (to gold, to wiadomo, od tych szczerozłotych I/O z tyłu, na śledziu i akcentów na PCB …na bogato) całkiem niezłym patentem wydobycia czegoś więcej z poczciwego blaszaka. Wraz z napędem DVD, a potem HD-DVD (tak, byłem jednym z pierwszych jeleni którzy wtopili w porażkowy format – Toshiba E1), wreszcie wieloformatowym czytnikiem / nagrywarką BD/HD-DVD/DVD (do dzisiaj działa!) tworzył namiastkę kina, komputerowego systemu odtwarzającego dźwięki (z winampa, z oscyloskopem na wtyczce, a bo czemu by nie). I tak to sobie grało z lokalnego źródła, wcześniej przez Napstera ściągane (jeszcze była taka aplikacja, nie pomnę nazwy, co to wyszukiwała z jakiejś znacznie mniej oczywistej bazy prawdziwe perły z lamusa). To były czasy Netszkapy, iPoda (zawsze w serduszku pozostanie), empe trójki królowania. Takie to było, to PC Audio. Było to generalnie obok. Były dwa światy – w dużym pokoju, w starym mieszkaniu, stał sobie budżetowy system NADa z Mordaunt Shortami… Pylona nie było jeszcze wtedy nawet w planach, jeszcze nie kiełkował p. Jujce pomysł na paczki, bo do szkoły chodził ;-) No, tak było. Z sieci się nie strumieniowało (no przepraszam, owszem robiło się to, choćby żeby sobie posłuchać pierwszych rozgłośni w bitracie 64 (albo kto da mniej ;-) ) tylko się pobierało.  No prawie.

Nowe spotyka stare na tej starodawnej rycinie ;-) Klasyczne stereo, iPod już do mazania tylko i Duet. Strumienie. Nowość.

Spoiwem były te paczki małe, z metalowymi membranami.

Prawie, bo jak tylko trafiłem na futurystyczne skrzynki z netu grające (SlimDevices!) to już wiedziałem, że może ten komputer w salonie wtedy to jeszcze bez sensu (miałem to tak zorganizowane, że przez ścianę leciały kable audiowizyjne, znaczy się sznurki jakieś podłe… taki multiroom vel strefy z tymi DDT2200), ale przecież jest małe czarne (zaczęło się od Squeezeboksa Dueta :) ) i to już było to dzisiaj, tylko wczoraj, bardzo wczoraj. Wcześniej u znajomego były nawet dwa „klasyki”, z tym diodowym, laboratoryjnym, zielonym displejem. Ehhh. I to grało, grało naprawdę fajnie i pokazywało jak będzie świat wyglądał za dekadę z okładem. A Transporter – obiekt pożądania niespełnionego – słuchany na lampowym secie (przypominam, po wykupieniu, był to LOGITECH, czytaj komputery PC: akcesoria, myszy, klawiatury, pierdziawki i jeszcze z milion tego typu rzeczy, zwanych peryferiami) kazał zastanowić się, czy aby te komputery jednak nie staną się w przyszłości czymś absolutnie oczywistym w systemie. Każdym. No i wreszcie do dzisiaj służący Touch. Pamiętam, jakie wrażenie robił, geekowy w formie, LMS, jak ogromne możliwości dawał (mody, mody, mody). I człowiek siedział, słuchał sobie tej muzyki w pierwszych, jeszcze głównie lokalnych, strumeniach z pieca (pieca szumiącego na szczęście za ścianą) i był w sumie bardzo szczęśliwy, że w tej forpoczcie audio jutra bierze udział i poznaje z czym i jak to się je. I choć Duet lubił od czasu do czasu gubić adres IP i trzeba było wszystko rekonfigurować (zawsze z duszą na ramieniu, bo działało to niedoskonale), choć pierwsze stałe łącza z oszałamiającym 512kbps to był i tak szczyt możliwości, słuchało się tej muzyki, a może nawet bardziej poznawało i szukało się jej w Internecie sprzed fejsa, serwisów streamingowych, gdzie wszystko było nowe, pionierskie, fascynujące.

Tak było. Chlip, chlip.

Yes!

Jak retro, to retro. Dekadę temu prawie nikt nie słyszał o ściereczkach do ścierania kurzu ;-)

To już czas, gdy hi-resów granie, zaczynało być w modzie

PS. Pamiętam pierwszego CoctailAudio X10, zaraz po starcie HDO testowanego, no prawie zaraz po starcie :)

Się nagrywa

Mhm, kasety. Walkman (jeden z ostatnich modeli na rynku) i digitalizacja. Bo archiwizacja, choć oczywiście cyfra miała być lepsiejsza od jakiegoś tam analogu

Strumienie dobrej jakości, prawie dekadę temu

R.I.P iPod, R.i.P

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-07-28 o 10.30.45

Stało się. Ostatnie iPody (nie wliczamy Touch’a, będącego w praktyce iPhone’em bez modułu komórkowego) Nano oraz Shuffle zniknęły wczoraj wieczorem z oferty Apple On Line Store. To koniec pewnej epoki, której symbolem był właśnie iPod. Przenośny odtwarzacz audio, który zrewolucjonizował branżę. Który doprowadził do uwolnienia muzyki i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zapełnienie pamięci kilkunastoma tysiącami piosenek, tysiącami albumów… tak, iPod doprowadził do tego, co dzisiaj stanowi główny kanał dystrybucji – nie płacimy za utwór, nie płacimy za album, płacimy za dostęp. Początek był legalny inaczej (pamiętacie Napstera, prawda?), ludzie pobierali całe dyskografie skompresowane stratnie, by następnie zapełnić pamięć w swoim odtwarzaczu przenośnym. Ten nie musiał być iPodem i często nie był, ale to właśnie iPod przyczynił się do rewolucji, do popularyzacji muzyki z pliku, do radykalnych zmian w całej branży. Na początku minionej dekady nośnikiem była płyta CD, muzykę sprzedawano, muzyka to było coś fizycznego, do kupienia w sklepie. Wszystko zmieniło się za sprawą małego, białego pudełka, które zawładnęło rynkiem na kolejne 10 lat, aż do chwili, gdy najpopularniejszym sposobem odtwarzania stał się strumień, słuchanie wprost z sieci.

Nie ma iPodów, ostał się tylko …Touch. A to iPod tylko z nazwy w sumie, bo to taki  iPhone po taniości i bez modułu

Internet pozwolił na nieskrępowany dostęp do muzyki, pozwolił zapełniać pamięci odtwarzaczy mobilnych, zmienił zasadniczo sposób korzystania i dystrybuowania. Dzisiaj jesteśmy w zupełnie innym miejscu, przy czym nie zapominajmy o tym, co stanowiło wstęp do wspomnianego uwolnienia muzyki… bez iPoda, bez iTunes nie byłoby tego wszystkiego. Kupowanie muzyki z pliku zastąpiło dzisiaj strumieniowanie jej wprost z serwera, nie kupujemy już albumów (ogromny spadek udziału wirtualnych kramików, w tym wspomnianego iTunes) – wystarcza nam dostęp do nich za pośrednictwem usług. To właśnie rewolucja, a u jej początków widzimy właśnie iPoda. Można zatem zrozumieć decyzję Apple o zakończeniu sprzedaży odtwarzaczy audio, bo dzisiaj bez dostępu do Internetu… no właśnie, nie ma dzisiaj miejsca dla urządzeń bez sieci. Odtwarzanie bibliotek zgromadzonych lokalnie to już przeszłość. Rozumie to Apple i według mnie decyzja o zaprzestaniu produkcji iPodów Nano i Shuffle (niecałe dwa lata temu zrezygnowano z oferowania Classic-a) to zwiastun poważnych zmian w zakresie dystrybucji audio w iTunes. Apple Music to kluczowa dla firmy usługa, to coś co ma stanowić główny, a z czasem jedyny sposób dostarczania treści. Czy to oznacza koniec wirtualnego kramiku z muzyką, jaki znamy? Raczej jego poważną przebudowę. Myślę, że jedyne co może uratować downloady to znacznie lepsza jakość oraz ekskluzywne dodatki i pewnie w tym kierunku to pójdzie. Zwiastuje to też bardzo poważną przebudowę aplikacji iTunes, która obecnie jest… całkowicie przestarzała, nie odpowiada wymogom teraźniejszości. Pisałem o tym już wcześniej, przypomnę i napiszę to jeszcze mocniej…

 

Tak to było… pierwsza reklama telewizyjna z iPodem (2001)

Nie ma sensu oferować aplikacji, która powstała właśnie w celu gromadzenia treści multimedialnych lokalnie, która zbudowana była (i jest) wokół gromadzenia na nośniku plików w bibliotekach, z których to bibliotek korzystaliśmy m.in. mobilnie, użytkując na co dzień iPoda (albo inne urządzenia iOS, ale odtwarzaliśmy z pamięci tego urządzenia, nie z sieci). To relikt przeszłości. Stąd oczekiwana radykalna przebudowa tej aplikacji oraz jak wyżej całego kramiku. Dzisiaj najważniejsze jest Apple Music. Twój osobisty odtwarzacz to oczywiście iPhone, może być jeszcze (zamiast Shuffle, szczególnie w autonomicznym scenariuszu użytkowania) Apple Watch, a w domu za moment iPoda zastąpi HomePod (tak, rozumiem skąd ta nazwa, ale mogli się bardziej wysilić). To właśnie inteligentny głośnik z bezpośrednim dostępem do strumieni Apple Music (i raczej tylko Apple Music, co może dla wielu stanowić barierę… chyba że Apple wprowadzi nowe atrakcje do swojej usługi, w tym lepszą jakość) zastąpi wszystkie doki, głośniki ze złączami dla urządzeń iOS, a amplitunery, wzmacniacze – w ogóle całe audio – zamiast portu USB dla iPoda (stały element wyposażenia, praktycznie w każdym klamocie występujący) będzie oferowało AirPlay, względnie inny protokół bezprzewodowy, który da się pożenić z naszą elektroniką, także tą jabłczaną elektroniką (np. Chromecast). Za moment znikną z rynku ostatnie elementy, które kojarzymy z fizycznym przechowywaniem (w pamięci) muzyki. Pozostanie nisza, niszy, czyli audiofilskie DAPy, które na marginesie coraz częściej są usieciowione, pozwalają odtwarzać muzykę z usług streamingowych, strumieniować ją ze zdalnych serwerów.

Ikony

iPod to nieco ponad półtorej dekady rynkowej egzystencji, przy czym pierwsza dekada XXI wieku to czas jego ogromnej popularności, kiedy to stał się ikoną, symbolem wspomnianego uwolnienia muzyki. Był to pierwszy produkt nowego, odrodzonego z popiołów Apple pod wodzą Jobsa, firmy, która stała się najpotężniejszą korporacja w branży IT i jednym z najpotężniejszych przedsiębiorstw w skali globalnej. Na początku tej drogi był właśnie iPod. Było iTunes. Pamiętajmy o tym.

R.I.P iPods, R.I.P

PS. Mój ulubiony iPod Video wyzionął ducha jakiś czas temu, pamiętam ogromne wrażenie jakie zrobił sprowadzany, pierwszy model… pamiętam te dziesiątki tysięcy empetrójek, pamiętam jak to szło na modemowym łączu, pamiętam splątane (standard) „pchełki”, pamiętam jak najlepszy, kwadratowy Nano zanurkował mi w morzu i co to była za tragedia, pamiętam jak przyjemnie było zadokować grajka na dopiero co wyciągniętym z pudełka głośniku od Apple (tak był taki, świetny głośnik, był… teraz będzie HomePod), pamiętam pierwsze słuchawki blutetoothowe (nie pamiętam producenta, ale tragedia) sparowane z Touchem (no ale jw to w sumie nie iPod, prawda), wreszcie pamiętam, że Zeppelin z pierwszym oprogramowaniem fatalnie sobie radził w sieci, ale z docka (30 pinowego) można było, między innymi za pośrednictwem iPodów, grać muzykę bez żadnych problemów, od razu, bez żadnych hokus-pokus. Ehhh…

PPS. Wypadły z oferty modele 16/64GB Touch’a. Jest „nowy” 32GB, a 64 zastępuje 128GB… raczej nie wydaje mi się, żeby ten produkt doczekał się jakiejś aktualizacji, pewnie zniknie w przyszłym roku definitywnie z oferty.

HiFiMAN SuperMini – hiresowy iPod Nano. DAP nie musi być cegłą

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170512_185630342_iOS

Audiofilskie DAPy są w większości koszmarnie nieergonomicznymi klockami. Na bakier z wygodą, na bakier z czasem pracy na baterii, na bakier z obsługą… To wszystko jest rzekomo mniej istotne od dźwięku. Tak, dźwięk, jego jakość ma nam niejako wynagrodzić niedostatki w zakresie użytkowym, pozwolić na wymazanie z pamięci tego, co powyżej. Powiem wprost i może nawet nieco brutalnie – to nie działa. Nie działa, bo mówimy o elektronice UŻYTKOWEJ, gdzie liczy się suma elementów, a nie jeden element. To nie stojący w pokoju, może koszmarnie za duży, może strasznie ciągnący prąd z sieci, może z jakimś idiotycznie nieergonomicznym właśnie pilotem klamot, który jednakowoż przenosi nas do krainy szczęśliwości, natychmiast gdy tylko go odpalimy. Taki DAP to sprzęt, który musi sensownie się sprawdzić w zupełnie innych okolicznościach przyrody. Nawet jeżeli mówią, że to jedyne źródło (cyfrowego) audio, jakie potrzebujesz, czytaj możesz wykorzystać możliwości mobilnego grajka także w domowych pieleszach. Może przy okazji, ale przecież to ma być na wynos, prawda?

To jedna strona medalu. Druga to coś, co mnie nieodmiennie dziwi i do dzisiaj właściwie nic takiego, masowego, świetnie wykonanego, gdzie przyłożono się do każdego szczegółu, nic takiego na rynku się nie pojawiło. Tak, mam na myśli iPoda. To nie audiofilska maszyna do przeniesienia nas do audionirvany, a masowy produkt, który swego czasu wyznaczał kierunek rozwoju całej branży (bo rewolucja iTunes, bo rewolucja mobilnego słuchania, bo słuchawki). Dzisiaj Apple traktuje iPoda wyraźnie po macoszemu, nie przykłada większej wagi do rozwoju tego segmentu i trudno się dziwić. Sprzedaż spada od wielu, wielu lat, nikt już nie chce, nie potrzebuje osobnego grajka. Nie potrzebuje, bo strumieniuje i ma telefon. Koniec, kropka, amen. Tak, to zrozumiałe, że iPod to już historia (sentymenty na bok), ale zagadką pozostaje dla mnie fakt, że żaden z producentów audiofilskich playerów nie zadał sobie trudu by stworzyć coś tak dopracowanego pod kątem obsługi (łatwość / jednolity interfejs – sposób sterowania / rozbudowany ekosystem) oraz tak zbudowanego (cholera, dlaczego nie można w playerze za 2k znaleźć stalowego, monolitycznego gniazda jack, dlaczego obudowa nie jest unibody, dlaczego ekran pod kątem jest do niczego, dlaczego…). Tego nie jestem w stanie pojąć i dalej czekam na coś, co jest właśnie takie jak iPod – od A do Z dopracowane w zakresie obsługi, budowy, materiałów. Plastik? Jaki plastik do k… nędzy!

No dobrze, to może jednak nerwosolku? A chętnie, a przechodząc do meritum… HiFiMAN SuperMini, bohater dzisiejszego wpisu, to prawie w pełni udana próba stworzenia hi-resowego odpowiednika iPoda Nano. Prawie. Jest blisko, bo metal, bo OLED (tu lepiej), bo ładnie spasowane ale… są pewne ale, o których przeczytacie za moment. Jest dobrze, ale może być (a niewiele brakuje) właśnie tak, jak być powinno. Idealnie – znaczy się. Nie powinniśmy zadowalać się (w przypadku DAPów) półśrodkami, godzić się na kompromis. Nie! Taki grajek ma nas w maksymalnie komfortowy sposób przenieść do krainy dźwięku znanego z dużego stereo, z naszego HiFi toru i tak to ma wyglądać. W dziedzinie dźwięku tak zazwyczaj jest. HiFiMANowe odtwarzacze wraz z tymi od literek A i K wyznaczają niewątpliwie najwyższe kompetencje w tej materii. Testowaliśmy na łamach takie dziwa jak grajek za ponad 10 tysięcy (potocznie tzw. superkałach) i tam faktycznie od strony brzmieniowej NIC nie brakowało. Fajne jest to, że miniaturyzacja (sorry, ale przenośnie cegieł nie uznaje, po prostu to bez sensu) poszła tak do przodu, że stworzenie gabarytowego odpowiednika wspomnianego kilkanaście razy ;-) (oj będzie, będzie co chwila przywoływany) iPoda (Nano) jest osiągalne. SuperMini tego dowodem. Najdojrzalszym i póki co wg. mnie najlepszym (choć AK ma w swoim arsenale parę ciekawych produktów z zakresu małe jest piękne i warto będzie zweryfikować).

Zapraszam do bezkompromisowego tekstu poświęconego najambitniejszemu, prawdziwie kieszonkowemu playerowi hi-res jaki znajdziecie w sklepie. Panie, Panowie HiFiMAN SuperMini…

» Czytaj dalej

Apple rzuca do sklepów AirPodsy tuż przed świętami (ograniczona dostępność) & oferuje płatne uzupełnienie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AirPods Apple

Nie wiem, a może inaczej wiem… coś się w tej maszynce drukującej dolary zacięło, coś nie działa, wszystko opóźnione. WSJ wspominało o przesunięciu premier tytułowych słuchawek po nowym roku, to samo dotyczy Beats X, które pojawią się nie wcześniej niż w lutym 2017. Apple ma problem z pokazanymi na wrześniowej konferencji słuchawkami. I nie chodzi tutaj o ewentualne wypadanie ;-) :

 gif

…a raczej o problemy z działaniem słuchawek, lub/i z ich masową produkcją. Dlatego ta premiera obarczona jest wymownym ostrzeżeniem o „ograniczonej dostępności” produktu, co de facto oznacza że wielu zainteresowanych odejdzie z kwitkiem, lub będzie musiało (zamówienia w AOS) pogodzić się z długim okresem oczekiwania na dostawę. O słuchawkach możecie dowiedzieć się czegoś więcej z mojego wpisu mieszczącego się pod tym adresem. Przypomnę tylko, że forma taka jak EarPodsów, dźwięk prawdopodobnie na tym samym poziomie (nie zmieniono nic w zakresie konstrukcji – przetworniki, obudowy – to wszystko jest tożsame ze słuchawkami jakie znajdziemy w komplecie z iPhonem), to co stanowi novum to interfejs bezprzewodowy z całkowitą eliminacją kabelka, autoparowanie z naszymi handheldami, nowy układ W1 pozwalający na sterowanie pracą Podsów. To, mówiąc wprost, przede wszystkim interfejs dla Siri, pomysł na wygodną integrację cyfrowej asystentki/a z takimi właśnie, bezprzewodowymi IEMami. Niewątpliwie swoboda użytkowania będzie magnesem przyciągającym potencjalnych klientów, bezkonfigurowalność ma wyróżniać te słuchawki spośród innych tego typu rozwiązań na rynku (Here, Bragi Dash i wiele innych, które pojawiają się właśnie w sklepach). Wśród osób, które miały styczność z AP, wątpliwości budziła kwestia ewentualnego zagubienia jednej ze słuchawek.

Apple (odpowiadając na to, co powyżej) postanowiło wprowadzić program płatnego uzupełnienia ubytku, za co liczy sobie 69$ (pojedynczy AirPod), tyle samo zapłacimy za futerał z funkcją ładowania (tj. power bank). Ważne – futerał jest elementem, który jak wskazują na to pierwsze recenzje, musimy mieć stale ze sobą (daje do 20h działania, same słuchawki mogą grać przez ok 5 godzin na jednym ładowaniu). Informacje podał dobrze zorientowany w jabłkowym światku portal The Verge (złośliwi: iVerge). Dla osób zainteresowanych tańszym nabyciem AP, to znaczy zgłoszeniem zagubienia dwóch słuchawek (całego kompletu) zła wiadomość: takie uzupełnienie braków to koszt nie 138$ (jak wynikałoby z prostej arytmetyki) tylko aż 208 dolarów (przypominam, za nowe zapłacimy 159$ – w Polsce będzie to 799 złotych). Także nie, tak to nie działa i warto o tym pamiętać. Poza tym Apple podało, że będzie można za 49$ dokonać wymiany baterii. Ciekawe, jak to będzie w praktyce wyglądało – słuchawki wyglądają na takie „nierozbieralne” raczej. Tak czy inaczej wprowadzenie takiego programu jest korzystne dla potencjalnego nabywcy, bo zamiast wymieniać całość, przyjdzie wymienić baterie (gdy te się zużyją, co przy intensywnym korzystaniu może nastąpić (według moich wyliczeń) w drugim, maksymalnie trzecim roku użytkowania).

Postaram się coś więcej na temat tego, wywołującego spore zainteresowanie (i spore kontrowersje) produktu napisać niebawem, tzn. gdy tylko słuchawki będzie można osobiście wypróbować. Innymi słowy, jeszcze te AirPodsy na łamach się pojawią, chcę sprawdzić m.in. na ile wygodne będzie sterowanie odtwarzaniem bez fizycznych przycisków, wyłącznie za pomocą komend głosowych (bo tak to będzie wyglądać).

AKTUALIZACJA: Niestety w Polsce nie będzie możliwości skorzystania z programu uzupełnienia stanu AP (gdy się zapodzieje) oraz wymiany baterii. Takie rzeczy tylko w fizycznych sklepach Apple (a nie w APR-ach). Najbliżej w Berlinie zatem…

 

Nowy iPod Touch. Apple odświeża linię iPodów po 2 latach przerwy…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2015-07-15 o 17.36.06

W końcu coś się ruszyło w temacie jabłkowych grajków, wielu postawiło krzyżyk na jednym z symboli firmy. Symboli mocno wyblakłych, fakt, ale nadal ważnym dla firmy głoszącej wszem i wobec „miłość do muzyki”. Z tą miłością to bym nie przesadzał ;-) tak czy inaczej, Apple postanowiło wprowadzić nowy model swojego najbardziej zaawansowanego grajka. Co się zmieniło? Nowy iPod Touch to między innymi 128GB pamięci (jest taki wariant, pozostałe pojemności, to analogicznie do iPhone 16 oraz 64GB), nowy procesor A8 (64 bity – dali najnowszy układ, co się chwali – zazwyczaj w iPodach stosowano starsze procesory) oraz 8 Mpx kamera iSight (wcześniej była 5Mpx). Poza tym dodano układ M8, który odpowiada za obsługę czujników (redukując jednocześnie zużycie energii, bo odciąża w tym główny układ), wprowadzono nowe kolory (tak, jest złoty…). Gabaryty, ekran nie zmieniły się, czyli nadal jest to 4″ DAP, z systemem iOS. Kamera daje możliwość rejestracji w trybie slow-mo i ogólnie ma możliwości porównywalne do kamer, które zamontowano w iPhone (poza TrueTone – tego tutaj nie ma). , nie zmieniono nic w zakresie obsługi i możliwości dźwiękowych (niestety). Zmianie uległ za to moduł łączności – jest nowy, z obsługą szybkiej sieci w standardzie ac. Za 128GB wariant przyjdzie zapłacić 399 dolarów. Sporo. Odtwarzacz jest już dostępny w sprzedaży, można go od dzisiaj kupić. Ceny poszczególnych wersji:

…u nas będzie to prawdopodobnie:

16 GB w cenie 999 zł
32 GB w cenie 1199 zł
64 GB w cenie 1499 zł
128 GB w cenie 1999 zł

W przypadku iPodów Nano oraz Shuffle nic się w sumie nie zmieniło, poza nową, tożsamą z nowym iPodem Touch gamą kolorystyczną.

Dostępne kolory:

Wprowadzenie nowego iPoda Touch należy rozpatrywać głównie pod kątem ostatniej przebudowy biznesu muzycznego, zaoferowania usługi streamingowej Apple Music. Ciekawe, czy nowy grajek przyczyni się do zahamowania gwałtownego odpływu klientów od iTunes Store (spadająca sprzedaż plików) oraz spadającej sprzedaży iPodów. Niektórzy wręcz twierdzili, że Apple porzuci ten segment, byłoby to jednak o tyle trudne dla firmy, że iPod stanowi w jej przypadku produkt symboliczny, od którego zaczęły się rynkowe sukcesy Apple. Pojawienie się większej pojemności to niewątpliwie ukłon w stronę tych, którzy będą chcieli muzykę przenosić (możliwość zgrania pokaźnej kolekcji zapisanych bezstratnie plików), a nie strumieniować, z drugiej strony iPod będzie jw. wykorzystywany w promowaniu nowego Apple Music i wszelkich usług muzycznych jakie Apple ma obecnie w ofercie. Wątpię, czy uda się odwrócić trend spadkowy, iPod nadal będzie zniżkował, być może jednak nowy model zainteresuje osoby chcące zakupić coś z dobrą kamerą (niekoniecznie telefon), coś o dużych możliwościach w zakresie elektronicznej rozrywki, dodatkowo z gwarancją wsparcia na lata. Być może to ostatnie urządzenia z tego segmentu, ostatnie iPody jakie Apple wprowadzi na rynek. To całkiem prawdopodobne…

» Czytaj dalej

No i są! Pierwsze słuchawki @ Lightningu: Fidelio M2L Philipsa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
898460

Wspominałem jakiś czas temu, że takie produkty pojawią się na rynku. No i pojawiły się, a precyzyjniej pojawił się pierwszy taki produkt. Dlaczego o tym wspominam? Bo to duża rzecz, generalnie chodzi tutaj o to, że zamiast konwertować cyfrę na analog w telefonie, przesyłamy bit po bicie do naszych słuchawek, które wyposażone są w DACa. O korzyściach jakie to przynosi możecie przeczytać w naszej recenzji Sennheiserów Momentum Wireless, które da się za pomocą kabla USB podpiąć bezpośrednio do źródła (najlepiej komputera). W przypadku philipsowych Fidelio M2L rzecz jasna nie podepniemy ich do PC czy do MACa bo tu jest rzeczony Lightning, coś co występuje wyłącznie w iPhone, iPadzie czy iPodzie. Siak czy tak, ominięcie konwersji w samym telefonie, tablecie czy grajku może przynieść wymierne korzyści jakościowe i z miłą chęcią to sprawdzę, pod warunkiem że dystrybutor marki w Polsce będzie miał ochotę wypożyczyć nauszniki do testów. A z tym może być różnie. Szukam obecnie sposobu na sprawdzenie Fidelio 2, które na tyle ciekawie wypadły podczas krótkiego, ale treściowego zapoznania, że zapragnąłem nieco dokładniej im się przyjrzeć. No cóż, zobaczymy czy się uda te produkty zdobyć do testów.

W przypadku tytułowych słuchawek, zaskakujące jest to, że to nie Apple, nie Beats taki model jako pierwsze wprowadziło, a właśnie Philips. Co prawda firma na P. lubi być pierwsza, iść w awangardzie i jest wielce dla branży audio zasłużona, ale jednak dziwi fakt pojawienia się takiego produktu pod auspicjami kogoś innego. W końcu Apple zaplanowało sobie ofensywę w segmencie audio-muzycznym, czego dowodem niedawna premiera Apple Music, przebudowa oferty, nowy serwis streamingowy. Na marginesie, będzie w iOS 9 dostępna możliwość strumieniowania w jakości 256kpbs. To co jest teraz oferowane – strumień 64/128 – to jest jakiś żart. Serio. No ale widać, że czy to z pośpiechu, czy może z jakiejś innej przyczyny (technicznej) musieli wystartować z bardzo słabą jakością strumienia. Bałaganu w bibliotekach nadal nie naprawili. Powracając do słuchawek, M2L pobierają z jabłkowego handhelda strumień bitów o maksymalnej jakości 24bit/48kHz (to ograniczenie iPhone oraz iPoda, w przypadku iPada dałoby się osiągnąć lepsze parametry tj. 24/96… zresztą sprawa nie jest przesądzona, być może z tabletem można to osiągnąć, w końcu przetwornik w słuchawkach potrafi poradzić sobie z muzyką w gęstych 24 bitowych formatach jw.) ; w przypadku rozmów mamy monofoniczne 24bit/48kHz, co oznacza, że jakość będzie tutaj stała na wysokim poziomie, niestety nie są te Fidelio wyposażone w mikrofon, co jest wg. mnie dużym przeoczeniem ze strony producenta.

Ważne – nie zastosowano żadnego układu DSP, żadnej skomplikowanej elektroniki w słuchawkach. Jest konwersja na analog przy samych przetwornikach (40mm), nie ma żadnego EQ, żadnego tuningu dźwięku. W sumie dobrze, bo niczego nie koloryzujemy, tylko idzie sama prawda do analogowych elementów odpowiedzialnych za reprodukowanie dźwięku tzn. do przetworników. Jak wspominałem w naszej recenzji, uważam, że obecnie nie tylko jest miejsce na tego typu rozwiązania (bardziej praktyczne jest USB, bo daje nam nie tylko możliwość podpięcia handheldów, zresztą nie ograniczonych do jednej marki, ale także komputerów z świetnym rezultatem, jak w przypadku wspomnianych Momentum), ale wręcz taka opcja może niebawem stać się jednym z ważnych elementów wyposażenia słuchawek. Aktywne systemy redukcji odgłosów z otoczenia stają się może nie standardem, ale wcale nie rzadko spotykaną funkcjonalnością – powoli nauszniki (i IEMy) zaczynają obrastać w elektronikę, stąd już tylko krok do wprowadzenia konwersji C/A w muszlach, potraktowania handhelda jako transportu cyfrowego. Rzecz jasna mamy tutaj skórkę, metalowy pałąk i ogólnie to, co w Fidelio zachwyca (jakość wykonania, materiały są bardzo dobre).

Słuchawki kosztują 299 dolarów. Z pierwszych testów wynika, że grają bardzo ładnie, trochę za mocno podkreślają bas, ale reszta pasma jest bardzo dobrej jakości. Czekamy zatem na kolejne produkty ze złączem Lightning, z wbudowanym DACiem. M2L są pierwsze, będą na pewno kolejne tego typu produkty. Mam nadzieję, że pojawienie się tego typu rozwiązań wymusi na Apple pewne zmiany w specyfikacji najnowszych iPhone, iPadów. Oby w końcu pojawiła się możliwość odtwarzania plików w najlepszej jakości (tzn. minimum 24/96, a najlepiej 24/192 czy nawet 384MHz). Konwersja DoP z DSD na PCM jest już możliwa, co pokazuje oprogramowanie na iOSa, takie choćby jak HiFiPlayer firmy Onkyo. To – w przypadku tego typu źródeł – wystarczające możliwości w tym zakresie, wprowadzenie natywnego odtwarzania DSD jest bardzo mało prawdopodobne (chyba że przy okazji dużej zmiany w specyfikacji, wprowadzenia jakiś zaawansowanych układów audio do jabłczanej elektroniki). Wraz z systemami ANC jakie coraz częściej goszczą w mobilnych nausznikach widać, wspominaną elektroniką (DAC, jakieś dodatkowe układy DSP) że w zakresie tego co na głowie – mimo zalewu rynku różnorodnymi produktami – jest jeszcze sporo do zrobienia i producenci niejednym nas w niedalekiej przyszłości zaskoczą. W sumie tylko się cieszyć, bo w zakresie samej technologii reprodukowania dźwięku obecnie jesteśmy na tle zaawansowani (myślę tu analogowych elementach odpowiedzialnych za finalny efekt brzmieniowy), że szczególnie odnośnie przenośnych modeli kierunek z umieszczeniem elektroniki w samych słuchawkach będzie mocno eksploatowany.

Może to przynieść bardzo konkretne korzyści, bo takie Active Noise Canceling (ANC) w Bose (QC25) naprawdę robi różnicę, te słuchawki bez takiego systemu byłyby tylko przyzwoitymi nausznikami, a dzięki systemowi potrafią mocno (in plus) zaskoczyć. Wspomniane Momentum z komputerem w torze w roli cyfrowego transportu to jest magia i w sumie można je w takim scenariuszu porównywać do dowolnych, nawet bardzo drogich słuchawek stacjonarnych, takie są dobre. Będzie zatem ciekawie, nie pozwolą nam producenci, inżynierowie na nudę, będzie się działo w słuchawkach niemało. Pewnie wysyp produktów z układami zaszytymi w muszlach czeka nas na początku 2016 roku (CES). Postaram się odwiedzić w tym roku Berlin (IFA) i sprawdzić na ile te moje przewidywania okażą się trafne…

PS. Dzisiaj Jutro zaległy test FiiO E10K2 oraz E11 plus parę zapowiedzi testów produktów, które do redakcji trafiły. Może uda się wyrobić przed weekendem z publikacją recenzji Pylonów Pearl 20 HG – zobaczymy.

» Czytaj dalej

Test systemu bezprzewodowego NuForce Air DAC (aktualizacja!)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
nuforce-air-dac-itx

AirPlay rozleniwia. Stworzony przez Apple, bezprzewodowy system transmisji obrazu i dźwięku pozwala obecnie na niemal całkowite wyeliminowanie kabli. Ma to swoją cenę – o ile proste, firmowe transmitery w rodzaju AirPort Express czy Apple TV nie są zbyt kosztowne, to już stacje muzyczne swoje kosztują. Na szczęście obecnie AP staje się standardem w elektronice użytkowej i coraz więcej odtwarzaczy stacjonarnych, amplitunerów, a nawet wzmacniaczy otrzymuje takie udogodnienie. To niewątpliwie bardzo wygodne rozwiązanie, oferujące naprawdę przyzwoitą jakość dźwięku. Na rynku można znaleźć alternatywę pod postacią zestawów, sprzętu wspierającego transmisję Bluetooth. Nie jest to jednak najszczęśliwsze rozwiązanie odnośnie audio. Konieczność parowania urządzeń, możliwe interferencje / zakłócenia, a przede wszystkim jakość dźwięku pozostawiają sporo do życzenia.

Oczywiście także w tym wypadku mamy do czynienia z ewolucją – obecna wersja apt-X sprawdza się o niebo lepiej od poprzednich standardów (transfer audio), ale pozostaje problem obsługi, kompatybilności z tym standardem. Innym możliwym wyborem jest specjalnie stworzony na potrzeby audio rodzaj technologii bezprzewodowego przesyłu dźwięku SKAA. To dedykowana technika, pozwalająca na eliminację paru bardzo ważnych dla uzyskania odpowiedniej jakości dźwięku ograniczeń (szczególnie w kontekście porównania z BT) – po pierwsze niczego tutaj nie parujemy, sprzęt łączy się całkowicie przezroczyście dla użytkownika, w pełni automatycznie, po drugie niezwykle małe opóźnienie (wręcz rekordowo małe) przekłada się na niezakłóconą transmisję, wreszcie jakość muzyki jest – co potwierdziło się podczas testów – na bardzo wysokim poziomie.

Dość powiedzieć, że czasami wolę słuchać ripów CD z małej skrzyneczki podpiętej pod wzmacniacz, niż z klasycznego, bardzo dobrego odtwarzacza C515BEE. Dźwięk imponuje czystością, skalą – naprawdę to znakomity system transmisji, wg. mnie lepszy od jabłkowego (AirPlay sprawdza się bardzo dobrze, żeby nie było wątpliwości, ale transfer w technologii SKAA oferuje lepsze brzmienie, o czym przeczytacie poniżej). NuForce zaprezentował swoje rozwiązanie oparte na wspomnianej powyżej technice bezprzewodowego transferu audio. To AirDAC – odbiornik oraz maksymalnie cztery, współpracujące z nim nadajniki. Dla handhelda (na razie Apple, choć podobno niebawem ma do sprzedaży trafić nadajnik pod Androida) oraz PC. Przetestowaliśmy wersję handheldową, w niedalekiej przyszłości uzupełnimy opis, zamieszczając wrażenia płynące z użytkowania nadajnika dla komputera. Zapraszam do lektury…

» Czytaj dalej

Pierwsze takie – słuchawki ze złączem Lightning dla jabłkolubów

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
fidelio-640x426

W zeszłą środę Philips zaprezentował światu pierwsze słuchawki, które wyposażono w niekompatybilne z niczym innym (niż handheldy Apple) złączem Lightning. Model Fidelio M2L to na pierwszy rzut oka typowe, nauszne słuchawki przenośne (no takie wyższej klasy vide przynależność do serii Fidelio), które mają przede wszystkim współpracować ze sprzętem mobilnym. W tym wypadku, jak wyżej, będą, pod warunkiem że jest to sprzęt Apple. Co ciekawe Philips wychodzi tu nieco przed szereg, a dokładnie przed firmę – twórcę iPhone, ale także liczącego się obecnie gracza na słuchawkowym rynku, liczącego się z chwilą przejęcia Beats Audio. Pewnie większość z nas obstawiała, że to właśnie „b” będą pierwsze, jak się jednak okazuje, może będą drugie… O takim rozwiązaniu usłyszeliśmy pierwszy raz całkiem niedawno, bo w czerwcu, podczas WWDC.

Także w czerwcu Apple rozszerzyło zakres specyfikacji Made for iPhone (MFi), pozwalając twórcom akcesoriów, producentom sprzętu AV zaprojektować słuchawki zdolne do pracy ze swoimi handheldami za pośrednictwem interfejsu Lightning. Co ciekawe, mimo udostępnienia takich możliwości, pozostawiono niezmienione parametry względem wcześniejszych odnośnie jakości dźwięku: nadal mamy maksymalną częstotliwość próbkowania = 48 kHz (stereo) oraz możliwość przesłania do urządzenia (w trybie rejestrowania dźwięku) mono o tej samej cz. próbkowania.

Pytanie, co miał autor na myśli, a konkretnie Philips ogłaszając (przy okazji zapowiedzi ww. modelu), że oto otwiera drogę do hi-res audio na iHandheldach? To po pierwsze nieprawdziwe sformułowanie w kontekście obecnych możliwości iPadów (24/96) oraz pozostałych urządzeń (24/48), po drugie specyfikacja i tak jw. jest tutaj sporym hamulcowym. O co zatem chodzi? Pewnie, jak zwykle w takich sytuacjach o czysty marketing, chyba że to wyjście przed szereg oznacza, że Holendrzy (czy może już bardziej Chińczycy, kto to wie?) wiedzą coś, czego my jeszcze nie wiemy, a się tylko domyślamy. Wiedzą, ze Apple ma w zanadrzu niespodzianki w zakresie audio, że jedną z nich będzie wprowadzenie lepszej jakości do iTunes. W przeciwnym razie, wprowadzenie takiego, dedykowanego dla iPhone, iPoda czy iPada sprzętu, z jak to opisano „24 bitową konwersją cyfrowo-analogową (DAC) oraz wzmacniaczem wbudowanymi w muszle” będzie trochę bez sensu.

Bez sensu w kontekście rezygnacji z audio jacka 3,5mm na rzecz Lightninga, choć wg. mnie taki ruch od strony jakości, patrząc na to purystycznie ;-) ma uzasadnienie. Pozbywamy się niedoskonałej z definicji konwersji w samym telefonie, czy tablecie, zostawiając to lepszym, położonym tuż obok przetworników (krótka ścieżka, brak zakłóceń, lepsze parametry, bo brak ograniczeń) układom C/A, do tego takie słuchawki mogą zostać wyposażone w dużo lepszy wzmacniacz, niż ten który znajdziemy w smartfonie. Cóż, pozostaje poczekać na pierwsze, obszerniejsze recenzje tego typu rozwiązania. Takie zamykanie się, w obrębie własnego ekosystemu, jest w przypadku Apple dość typowe, więc w sumie trudno się dziwić, że tak to wygląda, czy będzie wyglądało… Postaram się sprowadzić to dziwo do redakcji i sprawdzić z (niespodzianka, o której napomknę niebawem na fb oraz dodatkowo w newsach, gdy tylko rzecz potwierdzimy). Podsumowując, dobre w tym wszystkim jest to, że nawet takie, nieco ograniczone możliwości wskazują pośrednio, że w końcu Apple wprowadzi coś lepszego od AAC 256kbps. Bo, nawet biorąc poprawkę na Remastered for iTunes, inni oferują lepszą jakość, czasami dużo lepszą…

» Czytaj dalej

09.09.14 Konferencja Apple naszym okiem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Apple Conf 090914

Zupełnie nowe produkty (i nie mam tu na myśli iPhone), wprowadzenie ważnych, wnoszących istotne nowości, nowe możliwości, nowe usługi oraz usprawnienia, wersji mobilnego oraz komputerowego systemu operacyjnego oraz (niewykluczone) wprowadzenie wielkich zmian w systemie dystrybucji muzyki… tego mniej więcej możemy się spodziewać po dzisiejszej, chyba najważniejszej od czasu przejęcia steru przez Tima Cooka konferencji Apple. Będę relacjonować to wydarzenie, a właściwie to precyzyjniej, na gorąco postaram się o ocenę oraz subiektywny opis tego co pokaże firma z Cupertino podczas dzisiejszego wydarzenia. Najistotniejsze, z punktu widzenia branży audio, pytanie brzmi: Czy Apple zapowie ewolucyjną zmianę (koniec?) obecnego iTunes, narodziny nowego modelu dystrybucji opartego na miesięcznych opłatach, na subskrypcji? A jeżeli tak, to jaki to będzie miało wpływ na oferowane przez firmę urządzenia? Czy w związku z tym znikną iPody? Czy model oparty na płaceniu za piosenkę, album będzie utrzymany tylko i wyłącznie na potrzeby zapowiadanego przez niektórych wejścia Apple na rynek dystrybucji muzyki w bezstratnej jakości? Czy model subskrypcyjny będzie oznaczał progres do bezstratnego strumieniowania, a iTunes store zaoferuje hi-resy? Jak Apple zdyskontuje zakup Beats, w jaki sposób przełoży się to na oferowane przez siebie produkty, usługi (streaming jest tutaj moim zdaniem pewniakiem).

Muzyka rzecz jasna nie będzie głównym bohaterem – tutaj rzecz jasna dominującym produktem będzie iPhone oraz prawdopodobny iWatch. Jednak muzyka może być jednym z głównych motywów, szczególnie jeżeli Apple postanowi wprowadzić gruntowne zmiany w swoim wirtualnym kramiku, jeżeli całości będzie towarzyszyła poważna zmiana iTunes (rozumianego szerzej, a konkretnie jako model dystrybucji, łącznik, kluczowy element ekosystemu). Ten mianownik, wg. mnie, wymaga pilnej modyfikacji, odważnych decyzji. Czy tak się stanie, przekonamy się już niebawem. Nie można zapominać, że zapowiadane na WWDC nowości dotyczą innych dziedzin, takich jak zdrowie, jak płatności mobilne, jak integracja usług w obu systemach, jeszcze ściślejsza współpraca, współdziałanie handheldów z Makówkami, inteligentny dom itp. Liczę jednak na to, że Apple zaskoczy nas, informując o nowościach z zakresu audio i będzie to jeden z ważnych punktów konferencji. W końcu od iPoda to się zaczęło, od iPoda oraz iTunes. Od muzyki. Byłaby to ładna klamra, bo oczekiwania względem Apple są ogromne, a jednocześnie wiele rzeczy w „królestwie” zdążyła się wyraźnie zestarzeć, żeby nie powiedzieć zdewaluować. Sprzedaż „mp-3ek” za kilkanaście dolarów za album to nie jest coś, co dzisiaj ma przyszłość. Brak lepszej jakości muzyki, brak atrakcyjnego serwisu streamingowego, przy jednoczesnym inwestowaniu w ten segment (Beats) to coś, co mocno tu nie pasuje, nie koresponduje. To tylko jeden z elementów, ale istotny, bo powiązany z całym ekosystemem. Pytanie, czy oni zdążą to wszystko pokazać w trakcie dwugodzinnego spotkania? Cóż, w tym prezentowaniu, pokazywaniu są niewątpliwie mistrzami.

Ten wpis będzie aktualizowany… Aktualizacja (po konferencji)

» Czytaj dalej

Jeden port co wszystko łączy. MFI, słuchawki via Lightning, czyli w co gra Apple?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Lightning-icon

No właśnie, w co gra konkretnie, bo ostatnie wielkie (największe w historii jabłczanego biznesu) przejęcie Beats Audio rodzi oczywiste pytania… Czy Apple chce zrezygnować w swoich nowych handheldach, a docelowo w całym swoim asortymencie z analogowego złącza audio? Czy audio jack (w przypadku tytułowej firmy, w komputerach oraz części peryferyjnych produktów związanych z siecią, współdzielony z światłowodową transmisją cyfrową) odejdzie do historii? Czy chodzi tutaj o wprowadzenie nowego standardu, całkowicie niekompatybilnego z tym, co oferuje branża audio? Pojawiły się takie głosy, ale według mnie nie mają one żadnego sensu. To znaczy, nie chodzi tu nawet o to, czy Apple faktycznie zrezygnuje w telefonach oraz tabletach z audio jacka (bo przecież te handheldy muszą być coraz cieńsze, bez względu na to czy to ma jakiekolwiek uzasadnienie, sens z pkt widzenia ergonomii oraz funkcjonalności), tylko o to, że cały rynek nie dopasuje się nagle do widzimisię nawet tak ważnego partnera, mającej wielki wpływ na całą branżę elektroniki konsumenckiej, nie dopasuje się nawet do takiej firmy jaką jest Apple. To nie przejdzie, nie ma na to najmniejszych szans. Bo i nie o to tutaj chodzi. Zatem o co? Wprowadzenie takiej możliwości związane jest wg. mnie z dynamicznie rozwijającym się segmentem bezprzewodowych słuchawek, rozwojem usług streamingowych, nowych grup produktów (mobilnego) audio. To właśnie pełna kompatybilność z przyjętymi kiedyś standardami sterowania podstawowymi funkcjami telefonu (odbieranie i kończenie połączeń oraz sterowanie odtwarzaniem), dodanie nowych, atrakcyjnych funkcji, wraz z poprawą jakości dźwięku stanowią moim zdaniem główny powód takiego ruchu ze strony Apple. Bardzo sprytny ruch, który może przynieść korzyści wszystkim, nie tylko Apple…

MFI (Made for iPhone, iPad, iPod touch) dla Lightninga to oczywista konsekwencja postępu, rezygnacji z analogowo-cyfrowego gniazda 30 pinowego, wprowadzenia wyłącznie cyfrowej transmisji via Lt (taki sobie skrót wprowadzimy, dla ułatwienia ;-) ). Proste? No właśnie, szczególnie że takie rozwiązanie już zaowocowało możliwością bezpośredniej transmisji za pomocą kabla Lt dźwięku do zewnętrznego przetwornika. Jak grzyby po deszczu pojawiają się na rynku nowe DACi / wzmacniaczo-DACi (jeszcze dzisiaj opublikujemy zapowiedź testu amp/dac-a Beyerdynamic A200p aka Astell&Kern AK10, który trafił do nas przed paroma dniami), które oferują wsparcie dla tego standardu. iPad, iPhone oraz iPod touch jako transport cyfrowy ma jak najbardziej sens, staje się idealnym źródłem dla osób, które coraz częściej zamiast komputera wybierają handhelda. Omijamy w ten sposób najsłabsze ogniwo, czytaj, omijamy wewnętrzne układy w handheldzie, które nie gwarantują takiej jakości jak zewnętrzne, wyspecjalizowane urządzenia audio, dodatkowo, możemy uzyskać dużo lepszą moc, dynamikę… Nasz handheld przesyła tylko zera i jedynki do sprzętu dysponującego znacznie lepszymi możliwościami, być może najlepszym rozwiązaniem (bezprzewodowa transmisja) będzie konwersja tuż przed driverami zamontowanymi w słuchawkach, konwersja w odbiorniku zamontowanym w jednej z muszli, na elastycznym pałąku etc.?

To samo dotyczy słuchawek, w tym przede wszystkim słuchawek mobilnych, coraz częściej pozbawionych kabla, modeli bezprzewodowych. Do tej pory takie produkty obarczone były wieloma wadami, z których najważniejszą była słaba jakość transmisji oraz podatność na zakłócenia. Nowe technologie, takie jak aptX, jak możliwość bezstratnego przesyłu dźwięku w bardzo dobrej jakości (opisywane przez nas urządzenie NuForce AirDAC z transmisją SKAA) to nowe możliwości, pozwalające na wprowadzenie na rynek dużo lepszych rozwiązań niż dotychczas oferowane. Mamy obecnie w testach odbiornik/nadajnik aptX Avantree Saturn – genialne w swej prostocie urządzenie odbiorczo-nadawcze, pozwalające na transmisję dźwięku w dużo lepszej jakości niż ta, którą oferuje standardowe Bluetooth. Dwa takie urządzenia pozwalają na stworzenie z każdych słuchawek z odłączalnym kablem (i/lub innego odbiornika dźwięku) oraz każdego handhelda zestawu gwarantującego jakość audio trudną do uzyskania przez bezprzewodowe zestawy słuchawkowe (do głowy przychodzą mi topowe modele AKG oraz Sennheiserów z własnymi patentami transmisji bezprzewodowej – kosztowne, bez kompatybilności w ramach obowiązujących na rynku standardów bezprzewodowej łączności). Wyobraźmy sobie teraz niewielkiego DACa na Lightningu z modułem bezprzewodowym, łączącym się z zestawem słuchawkowym via BT aptX… Taki element wyposażenia (być może z czasem zintegrowany z samym handheldem) może służyć do przesyłu dźwięku nie tylko do słuchawek, ale także do komputera Mac (opisana na ostatniej konferencji możliwość odbierania połączeń na Maku) oraz do wszystkich kompatybilnych urządzeń audio/wideo. Oczywiście zamiast BT aptX, albo obok, możemy sobie wstawić AirPlay’a…

Nie zapominajmy o pogłoskach związanych z wprowadzeniem przez Apple hi-resów do iTunes (a przynajmniej plików w bezstratnej jakości audio). Lepsza jakość dźwięku, w przypadku opcji mobilnej, z racji ograniczeń transferu oraz wydajności baterii, ograniczona do transmisji w bezstratnych plikach 16bit / 44~48kHz wymaga od producenta zapewnienia odpowiedniego zaplecza i właśnie takim zapleczem będzie możliwość pełnego wykorzystania Lightninga do przesyłania audio wraz ze sterowaniem, obsługą połączeń. Przez analogię, w przypadku LOD (wyprowadzenia dźwięku dołem, nie górą w przypadku starych modeli iPhone’ów) uzyskiwaliśmy lepszą jakość brzmienia. Co prawda, aby podpiąć DACa trzeba w takim scenariuszu zastosować camera kit, co komplikuje takie rozwiązanie, ale jak wyżej wspomniałem, Lt niweluje ten problem – podpinamy kabelek do przetwornika, nadajnika i korzystamy z dużo lepszej jakości dźwięku.

W specyfikacji MFI dla Lt wyszczególniono dwa typy słuchawek: Standard Lightning Headphones, o prostej konstrukcji, wyposażone w konwerter analogowo-cyfrowy, oraz Advanced Lightning Headphones, oferujących dodatkowe funkcje, jak na przykład redukcję szumów. Jak widać zatem mamy tutaj do czynienia z tym, co opisane powyżej, i nawet jeżeli oznacza to rezygnację z audio jacka to raczej przy okazji, a nie przede wszystkim. Moim zdaniem konwersja C/A oraz dodatkowe funkcje mają na celu po pierwsze rezygnację z fizycznego połączenia słuchawek z telefonem… nowe EraPodsy, Beatsy nie będą zatem niekompatybilne z całym sprzętem audio, jaki egzystuje obecnie na rynku, a raczej będą dysponowały dodatkowymi, dedykowanymi handheldom Apple możliwościami, funkcjami, wprowadzając nowe standardy jakościowe w tym segmencie produktów. I żeby było jasne, nie będą to audiofilskie produkty, Beats nie jest w ogóle tego typu marką, to drogi, modny, lifestylowy brand, który ma łączyć modę z technologią, dodatkowo być masowy (co w przypadku audiofilskich produktów jest oczywistą niemożliwością). Po drugie słuchawki tego typu mają umożliwiać bezstratne przenoszenie cyfrowego sygnału stereo o częstotliwości 48 Khz, wysyłanego z urządzenia mobilnego. Po trzecie będą mogły także wysyłać do urządzenia cyfrowy dźwięk mono o tej samej częstotliwości – ważne odnośnie jakości rozmów oraz – a może równie ważne (?) – pozwalać na konwersację z cyfrowym asystentem Siri. Wraz z zapowiadanym wprowadzeniem Shazam, możliwością głosowego wyboru piosenek oraz sterowania odtwarzaniem możliwe będzie nawigowanie po zbiorach muzycznych bez konieczności użycia rąk, bez konieczności spoglądania na ekran. To bardzo ważne udogodnienie, które pośrednio wiąże się z wprowadzeniem tytułowego rozwiązania. Ciekawą informacją jest integracja funkcji aktywowania określonej aplikacji – pytanie, czy za tym elementem nie stoi chęć promowania własnych serwisów, takich jak radio internetowe iRadio czy też przyszłego (obecnego – Beats music?) serwisu streamingowego. Na pewno integracja obejmie systemową aplikację do odtwarzania muzyki, która według mnie przejdzie bardzo poważne modyfikacje, pozwalające na wykorzystanie wspomnianych powyżej nowości.

Innymi słowy hipotetyczne słuchawki nowej generacji będą bezprzewodowe, z pełnym sterowaniem (w ramach MFI), w tym także głosowym (Siri, Shazam), z redukcją szumu, z konwersją C/A wyprowadzoną poza urządzenie, z dodatkowym zasilaniem (same słuchawki, być może także moduł – chodzi o to, by nie korzystać z baterii samego handhelda), z bardzo dobrą jakością rozmów oraz lepszą odtwarzanej muzyki (lepszą niż dotychczasowe produkty z tej grupy oferowane przez Apple oraz – przede wszystkim – Beats Audio). Nie oznacza to w żadnym wypadku rezygnacji z tego, co oferuje praktycznie cała branża audio dla handheldów Apple. Wręcz przeciwnie, moim zdaniem taki ruch zostanie przyjęty z otwartymi ramionami przez producentów. Nowe akcesoria (nadawczo-odbiorcze, nowe słuchawki bezprzewodowe, wzmacniaczo-daki … których, jak pisałem, pojawia się coraz więcej, być może coraz częściej będą integrowane z handheldem, albo dedykowanym zestawem słuchawkowym) to nowe możliwości biznesowe, a przy tym każdy sprzęt kompatybilny z Lt będzie mógł wyprowadzić dźwięk w domenie analogowej, dysponując stosownym złączem audio-jack (np. w adapterze, przetworniku C/A etc.), nawet wtedy, gdyby Apple zrezygnowało z montażu tego gniazdka w swoich, mobilnych urządzeniach. Oj, będzie się działo, branżę czekają spore zmiany, ale też pojawią się nowe wyzwania, nowe możliwości, nowe produkty… o ile tylko Apple wykorzysta szansę nowego otwarcia w segmencie audio, szansę jaka się wyraźnie przed firmą rysuje.