LogowanieZarejestruj się
News

HiFiMAN SuperMini – hiresowy iPod Nano. DAP nie musi być cegłą

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170512_185630342_iOS

Audiofilskie DAPy są w większości koszmarnie nieergonomicznymi klockami. Na bakier z wygodą, na bakier z czasem pracy na baterii, na bakier z obsługą… To wszystko jest rzekomo mniej istotne od dźwięku. Tak, dźwięk, jego jakość ma nam niejako wynagrodzić niedostatki w zakresie użytkowym, pozwolić na wymazanie z pamięci tego, co powyżej. Powiem wprost i może nawet nieco brutalnie – to nie działa. Nie działa, bo mówimy o elektronice UŻYTKOWEJ, gdzie liczy się suma elementów, a nie jeden element. To nie stojący w pokoju, może koszmarnie za duży, może strasznie ciągnący prąd z sieci, może z jakimś idiotycznie nieergonomicznym właśnie pilotem klamot, który jednakowoż przenosi nas do krainy szczęśliwości, natychmiast gdy tylko go odpalimy. Taki DAP to sprzęt, który musi sensownie się sprawdzić w zupełnie innych okolicznościach przyrody. Nawet jeżeli mówią, że to jedyne źródło (cyfrowego) audio, jakie potrzebujesz, czytaj możesz wykorzystać możliwości mobilnego grajka także w domowych pieleszach. Może przy okazji, ale przecież to ma być na wynos, prawda?

To jedna strona medalu. Druga to coś, co mnie nieodmiennie dziwi i do dzisiaj właściwie nic takiego, masowego, świetnie wykonanego, gdzie przyłożono się do każdego szczegółu, nic takiego na rynku się nie pojawiło. Tak, mam na myśli iPoda. To nie audiofilska maszyna do przeniesienia nas do audionirvany, a masowy produkt, który swego czasu wyznaczał kierunek rozwoju całej branży (bo rewolucja iTunes, bo rewolucja mobilnego słuchania, bo słuchawki). Dzisiaj Apple traktuje iPoda wyraźnie po macoszemu, nie przykłada większej wagi do rozwoju tego segmentu i trudno się dziwić. Sprzedaż spada od wielu, wielu lat, nikt już nie chce, nie potrzebuje osobnego grajka. Nie potrzebuje, bo strumieniuje i ma telefon. Koniec, kropka, amen. Tak, to zrozumiałe, że iPod to już historia (sentymenty na bok), ale zagadką pozostaje dla mnie fakt, że żaden z producentów audiofilskich playerów nie zadał sobie trudu by stworzyć coś tak dopracowanego pod kątem obsługi (łatwość / jednolity interfejs – sposób sterowania / rozbudowany ekosystem) oraz tak zbudowanego (cholera, dlaczego nie można w playerze za 2k znaleźć stalowego, monolitycznego gniazda jack, dlaczego obudowa nie jest unibody, dlaczego ekran pod kątem jest do niczego, dlaczego…). Tego nie jestem w stanie pojąć i dalej czekam na coś, co jest właśnie takie jak iPod – od A do Z dopracowane w zakresie obsługi, budowy, materiałów. Plastik? Jaki plastik do k… nędzy!

No dobrze, to może jednak nerwosolku? A chętnie, a przechodząc do meritum… HiFiMAN SuperMini, bohater dzisiejszego wpisu, to prawie w pełni udana próba stworzenia hi-resowego odpowiednika iPoda Nano. Prawie. Jest blisko, bo metal, bo OLED (tu lepiej), bo ładnie spasowane ale… są pewne ale, o których przeczytacie za moment. Jest dobrze, ale może być (a niewiele brakuje) właśnie tak, jak być powinno. Idealnie – znaczy się. Nie powinniśmy zadowalać się (w przypadku DAPów) półśrodkami, godzić się na kompromis. Nie! Taki grajek ma nas w maksymalnie komfortowy sposób przenieść do krainy dźwięku znanego z dużego stereo, z naszego HiFi toru i tak to ma wyglądać. W dziedzinie dźwięku tak zazwyczaj jest. HiFiMANowe odtwarzacze wraz z tymi od literek A i K wyznaczają niewątpliwie najwyższe kompetencje w tej materii. Testowaliśmy na łamach takie dziwa jak grajek za ponad 10 tysięcy (potocznie tzw. superkałach) i tam faktycznie od strony brzmieniowej NIC nie brakowało. Fajne jest to, że miniaturyzacja (sorry, ale przenośnie cegieł nie uznaje, po prostu to bez sensu) poszła tak do przodu, że stworzenie gabarytowego odpowiednika wspomnianego kilkanaście razy ;-) (oj będzie, będzie co chwila przywoływany) iPoda (Nano) jest osiągalne. SuperMini tego dowodem. Najdojrzalszym i póki co wg. mnie najlepszym (choć AK ma w swoim arsenale parę ciekawych produktów z zakresu małe jest piękne i warto będzie zweryfikować).

Zapraszam do bezkompromisowego tekstu poświęconego najambitniejszemu, prawdziwie kieszonkowemu playerowi hi-res jaki znajdziecie w sklepie. Panie, Panowie HiFiMAN SuperMini…

 

Prawie, prawie iPod…

Zacznę od tego, co wyróżnia na tle większości hi-resowych DAPów tytułowy model. Jest wykonany z metalu i jest malutki, lekki, do tego wyposażony w czytelny OLEDowy wyświetlacz. Niby oczywistości, a jednak nie – w tej kategorii sprzętu takie coś to unikat. A połączenie tego z kompetencjami w dziedzinie brzmienia oraz mocy jaką potrafi ten maluch wydobyć z siebie, by zasilić naprawdę trudne do wysterowania słuchawki czynią tę propozycję naprawdę wyjątkową. Jest bardzo mały, mieści się w niewielkiej kieszonce, można sterować nim po omacku (normalne, fizyczne przyciski! A nie dotykowe gówno!), czytaj ma dokładnie to czego potrzebuje każdy, kto chce sobie wyjść na spacer, albo aktywnie spędzić czas gdzieś tam i nie irytować się, że ojej, muszę coś wyciągać z kieszeni. Tu da się normalnie, po ludzku obsłużyć. Dodajmy do tego dodatkowe gniazdko jack… symetryczne takie, które pozwala na stworzenie mobilnego zbalansowanego toru pod odpowiednie słuchawki. No, grubo… to wszystko na duży plus. Ale są też minusy. Wspomniałem o monolitycznej, całkowicie metalowej, idealnie spasowanej konstrukcji iPoda? Wspomniałem. No to tutaj tego jednak nie uświadczycie. Gniazda? Plastikowe, widać minimalne, ale jednak luzy, widać, że łączenie różnych elementów (materiałów) nie jest idealne. A powinno być. To pierwsza uwaga. Druga to działający z pewnymi oporami, autorski OS/interfejs. Na dzień dobry nie zawsze identyfikuje włożoną do slotu kartę. Nieładnie. Tym bardziej nieładnie, że to nie jest jakiś noname 256GB faktycznie 16, tylko najnowszej generacji, nówka peweks Samsung z serii tych najszybszych, najwydajniejszych o pojemności jednakowoż bezpiecznej tj. 64GB (bo z dużymi kartami, największymi bywa w slotach grajków różnie – stąd taki wybór dla karty testowej – wystarczający dla materiału testowego hi-res, nawet jeżeli będzie jakiś wielogigabajtowy DSD-ek). Tak to nie powinno wyglądać. Z wolniejszym Sandiskiem też sporadycznie nie chciał czytać, chciał formatować. Jeszcze czego! ;-)

    

Interfejs. To ważne, bo powinniśmy mieć czytelny, nieprzebajerowany dostęp do tego, co istotne. A co jest istotne w grajku? No przecież wiadomo, że ustawienia. Żartowałem – oczywiście muzyka. Tutaj jest z tym wcale dobrze, bo UI jest proste jak budowa cepa, wręcz nawet ascetycznie (nie przeszkadza mi to wcale, w prostocie tkwi piękno, w pięknie tkwi prostota), także da się sensownie obsłużyć trzema przyciskami pod ekranem oraz tymi z prawego boku obudowy grajka bezproblemowo, natomiast pewne zastrzeżenia mam do szybkości reakcji na nasze działania. W Apple wciskasz (tak było, niedowiarki, dzisiaj różnie z tym bywa) i jest. I zawsze tak. Wciskasz, zadziało się. Nie czekasz. Zawsze. To jest coś, co stanowi pewien fundament (generalizując – każda elektronika konsumencka powinna, ale oczywiście nie każda będzie, bo nie żyjemy w idealnym świecie, no bardzo daleko do tego ideału) i na tym się (powinno budować). Niestety, jak wspomniałem, jabłco olewa iPody (ma ku temu dobre powody, nie ma co się zżymać, choć po ludzku szkoda), teraz będzie stacjonarny HomePod, a nie jakieś tam iPody… stąd byłoby miło, gdyby komuś udało się osiągnąć w zakresie działa natychmiast podobne efekty. Czekamy. Taichi 2.0 (właśnie to, to znajdziemy w playerze) jest autorskim systemem HiFiMANa, jak widać po cyferkach OS stale rozwijany, zatem jest nadzieja…

Jacki są, jak wspomniałem, dwa. Trzeba przyznać, że HiFiMAN zrobił wiele, by te dwa słuchawkowe wyjścia uczynić prawdziwymi wrotami do muzycznych uniesień, do nieskrępowanej (niedomaganiami) uczty dla uszu. Chwała mu i biję pokłony, bo nawet najtrudniejsze słuchawki tutaj grają, choć optimum to ortodynamiki łatwiejsze do wysterowania, ale jak wyżej – da się – i co najważniejsze, mamy taki drajw, że to słuchanie na 100, a nie rachityczne plumkanie. W przypadku najtrudniejszych (poniżej jeszcze o tym będzie) słuchawek, takich jak choćby HE-1000, zapasu nie było, na skali 32 czytaj maksimum i to był kres. Przy czym żadnego przesterowania, żadnego niedomagania, czysto, choć (jeszcze) nieco by się tego soczku przydało. Tak czy inaczej producent gra fair i w tabeli jaką przypominam poniżej (wcześniej daliśmy to w zajawce), precyzyjnie i bez bzdurzenia podaje jak jest. Ta tabela daje jasną wskazówkę z czym podchodzić i czego oczekiwać. I teraz popatrzmy co napędza nam te wszystkie półkilogramowe nausznice… malutki, kieszonkowy playerek. Tyci, tyci taki. Brawa dla HiFiMANa, bo to jest naprawdę coś. Co więcej, jak przekonacie się zaraz, nie jest to sztuka dla sztuki, a właśnie podpinam i odpływam. Zdradzę …to jeden z najlepiej brzmiących w skali bezwzględnej mobilnych odtwarzaczy, jakie miałem przyjemność. Z niektórymi słuchawkami niczego lepszego nie kojarzę. No dobrze, czas na te cyferki, wzorki i inne takie rzeczy ważne dla audiogeeków (pozdawiam serdecznie) wszelkiej maści.

Bardzo proszę:

Specyfikacja techniczna:
* Skuteczność: 102dB
* Kontrola tonów: NIE
* Zniekształcenia THD: 0.04%
* Pasmo przenoszenia: 20 - 20.000Hz
* Napięcie wyjściowe: 4.2V
* Poziom wyjściowy: 320mW
* Wi-Fi: NIE
* Bluetooth: NIE
* Wyjście słuchawkowe: 3.5mm mini jack
* Inne złącza: Micro USB
* Regulacja głośności: TAK
* Etui ochronne: TAK
* Formaty audio:
    AAC
    APE
    AIFF
    ALAC
    DSD
    FLAC
    MP3
    OGG Vorbis
    WAV
    WMA
    DFF (DSD)
    DSF
* Czas pracy na baterii: 22h
* Obsługa kart pamięci: microSD, do 256GB
* Wysokość: 0.85cm
* Szerokość: 4.5cm
* Głębokość: 10.4cm
* Waga: 70g


Ten czas pracy to na wyrost podają. U mnie było to bardziej 16-17 godzin, w zależności od ustawienia głośności. To typowa sytuacja, to znaczy zazwyczaj jak jest głośno to macie zauważalny spadek wartości (czas działania na aku), czasami nawet o kilkadziesiąt procent (tak, są takie produkty na rynku). Tutaj jest przyzwoicie, choć 22 to jednak przy plumkaniu może, ale nie w sytuacji, gdy na liczniku jest 25-32. Wtedy krócej. Trochę szkoda, że nie wbudowano EQ, ale może dojdzie korektor parametryczny w kolejnych wersjach oprogramowania (aktualizowanego w razie potrzeby). Grajek obsłuży nam wszystko jak leci, nie ma najmniejszych problemów z gęstymi plikami, nie ma problemu z 1-bitowym materiałem. Sprawdzałem z albumami DSD i poza koniecznością zwiększenia głośności (typowe dla tego typu materiału) grajek sprawował się bez zastrzeżeń, a jakościowo był to creme… (dobra, darujmy sobie …było niebiańsko dobrze). Widzicie 320mW? Widzicie. To jest właśnie klucz do wysterowania stacjonarnych nauszników. Dodatkowo w komplecie mamy zbalansowane, niczego sobie, ultralekkie RE-400B, a jak przyjdzie nam ochota na podpięcie dużych, symetrycznie połączonych słuchawek, to nic nie stoi na przeszkodzie by to zrobić. Trzeba będzie tylko wyposażyć się w odpowiedni adapter.

Alu obudowa zniesie wiele, poza tym mamy nosidełko, można zatem śmiało na wynos, tak jak fotce poniżej widać. Narty? Rower? Marszobiegi? Wszystko jak najbardziej, przy czym byłoby idealnie, gdyby SuperMini v.2 miał BT. Dlaczego? Nie dlatego że iPod Nano ma ;-) a dlatego, że to zwyczajnie wygodne uzupełnienie wtedy, gdy chcemy bardzo aktywnie, a bardzo aktywnie to najlepiej bez kabla. Kabel out. Dzisiaj można w najnowszych odmianach aptX  uzyskać na tyle dobre wyniki brzmieniowe, do tego słuchawek bezprzewodowych sensownie grających jest tak dużo, że taki element byłby jak najbardziej wskazany. Nie musi być Nike (pastylka w snickersa), nie musi być radyko FM (ciągle piję do iPoda ;-) , ale Bluetooth to obecnie zwyczajnie przydatna rzecz i w niczym by taki dodatek nie ujmował (w wersji spec. 4-4.2 śladowe ilości energii z baterii wysysa, śladowe). Także HiFiMANie do roboty i nowa wersja obligatoryjnie.

 

Dźwiękowe meritum

Jak takie małe cuś może grać takim wielkim dźwiękiem. Nie wiem. To jest pewna zagadka egzystencjalna, bo wspomnianemu kilkadziesiąt razy iPodowi można właśnie jedno zarzucić – nie grał nigdy (wystarczająco z zapasem) głośno. I nie był (nigdy) w stanie wysterować trudniejszych słuchawek. Nie od tego był, jasne, ale tutaj w formie gabarytowej bliźniaczo-podobnej udało się stworzyć małą petardę, grajka który w przypadku IEMów będzie wymagał ostrożności w obsłudze, bo można przeholować i krzywdę sobie zrobić. I nie jest to sztuka dla sztuki, bo ten grajek gra niebywale czysto, wręcz krystalicznie, w sposób wyrafinowany, tożsamy z dobrym HiFi, gdzie wgląd w nagranie, gdzie dynamika, gdzie umiejętności reprodukcji sygnału właśnie nie licują z lichą, bo miniaturową, 70 gramową formą odtwarzacza. A tutaj właśnie tak jest. No dobra, jak oni to zrobili, że im tak wyszło, jak wyszło? Nie wiem.

Mhm, prawda, bez ściemy, teraz otwarcie mogę to napisać

Moje ulubione HE-400 to oczywisty partner dla tego grajka. Tak. Pełna swoboda, świetne stereo, przestrzenność absolutnie na medal plus wspomniane przed chwilą cechy „dużego” systemu HiFi zbudowanego z głową. No dobrze, ale co powiecie na zamknięte MrSpeakers, które w odsłonie Ether Flow połączyły wodę z ogniem? Było nadal przestrzennie, nadal nie zamykał mi się dźwięk w głowie, nadal byłem w stanie powiedzieć że coś jest wyraźnie bliżej, dalej i trochę poniżej z lewej, a żona nie irytowała się, siedząc obok… no irytowała się (no nigdy nie dogodzisz, zawsze będzie… jak z kotami, lepiej? Inaczej niż jest), bo jak coś mówiła to bezwiednie potakiwałem, oczywiście nie przyjmując komunikatu do świadomości, bo niby jak? Ale nic, najmniejszy dźwięk nie wydobywał się z zamkniętych muszli, co znowu w ogóle nie miało miejsca z HE-1000, gdzie grały po prostu monitory na głowie, racząc otoczenie bezkompromisową ścianą deathmetalowego jazgotu. I co, miałem rację? Miałem. I tak źle i tak niedobrze (to nawiązując do wielce wyrozumiałej, czcigodnej małżonki).

Ten odtwarzacz umieściłbym po ciemnej stronie mocy, brzmienie jest esencjonalne, nasycone, delikatna góra (raczej wycofana) łączy się tutaj z pełnym kolorytu środkiem oraz solidnym dołem. Bas jest wyraźnie słyszalny, stanowi ważny składnik dania, pod pełną kontrolą. Fajnie! Słuchawki ładnie ten dół akcentujące, takie jak HD650-ki, bardzo dobrze czuły się w towarzystwie SuperMini. Zatem nie jest pustym sloganem hasło: wysteruje nawet HD600. Bo wysteruje i zagra nie tylko poprawnie, ale po prostu dobrze, a zważywszy okoliczności natury (mikromałe to przecież) to osiągnięcie niepomijalne, a nawet powiedziałbym że robiące niemałe wrażenie. koniec, końców są stacjonarne wzmaki, które sobie z takimi nausznikami nie radzą. Przy czym całościowo odtwarzacz jest bezpiecznym wyborem, bo zgodnie ze swoją naturą niczym nas nieprzyjemnie nie zaskoczy, w sensie, nie zaatakuje. Góra jak wspomniałem kulturalna, zaakcentowana, ale nie eksponowana, stanowi uzupełnienie. Trochę brakowało tej swobody z LCD-3, natomiast mobilne HP50 i Momentum? Bajka. Z NADami pełna – właśnie – swoboda, podobnie z nausznymi Momentum, zarówno pierwszej generacji (kabel), jak i drugiej (Wirelessy na kablu z aktywnym ANC). Rzecz jasna to wszystko łatwe do wysterowania nauszniki, to prawda, ale warto podkreślić, że DAP wydobył z nich wszystko co najlepsze.

Tu nie ma ograniczeń. Masz hajresa? Na kartę i w drogę z nim! O!

Z DSD oraz binauralnymi nagraniami przenosimy się do lepszego (jeszcze bardziej lepszego ;-) ) świata. Tak, to jest hi-res player i naprawdę niegłupio byłoby nakarmić kartę takimi jw. nagraniami. To zwyczajnie wykorzystanie w pełni możliwości, jakie drzemią w tym playerze. Z RHA T10i ten player grał wybitnie, świetnie właśnie z tymi słuchawkami się dogadując. To była synergia. Ciepłe (korektor „miedziany” zasadzony w RHA) brzmienie, angażujące, znakomite, podkreślone wokale. Z takim setem słuchanie Pań było więcej niż przyjemne. Z Momentum (IEMy) grał SuperMini także bardzo dobrze, nie aż tak, ale też a za pół ceny T10-ek. Natomiast nie mogłem zmusić się do dłuższej sesji z CL750 na tym grajku. To wyraźnie było obok. Ciekawe, bo sam odtwarzacz z tych delikatnych, nie faworyzujących górnego rejestru, nie sybilantyzujący, a tu było z jednej strony ostro, z drugiej sucho. Niefajnie. Oczywiście taka charakterystyka była zasługą CLek, specyficznych, jak pamiętacie z opisu, słuchawek. W przypadku T10i można brać w ciemno.

 

Summa, summarum

Ktoś mnie zapytał, czy nie brakuje mi tutaj okładek. Nie brakuje. Po co okładki, jak to ma być w kieszeni i clou to sterowanie bezzwrokowe, bo sięganie i gapienie się na album art w takim produkcie uważam za zwykłe nieporozumienie. Także, nie, nie brakuje mi okładek. Zróbcie unibody, zróbcie monolityczną konstrukcję, stalowe porty, dopracujcie pod kątem szybkości, niezawodności Taichi – o to są rzeczy, na które warto zwrócić uwagę. Tak czy inaczej, jest metalowy, super lekki, malutki, gra wszystko łącznie z najlepszymi plikami, gra znakomicie (…ale jak? Jak z takiego malca takie dźwięki? No jak?), wysteruje wiele trudnych słuchawek (tych stacjonarnych, mniejsza, tych nawet przenośnych, a przynajmniej na podróż – a to już robi zasadniczą różnicę), wystarczy na najdłuższy przelot bez między lądowania (ie loty pacyficzne). Także, mimo wzmiankowanych wad to najlepsza reinkarnacja iPoda, przy czym iPoda dla określonej grupy zainteresowanych, takich którzy wydadzą konkretne pieniądze na słuchawki i dla których jakość dźwięku uzasadnia wydanie wyższej kwoty. Tak, dla nich dobra informacja – RE400B są fajnym starterem, nie uważam je za słuchawki docelowe, czy bardzo dobre IEMy (i szukamy stacjonarek do kompletu). Nie. To najlepsze co mogliście wyciągnąć z pudełka, a smaczku dodaje tutaj ich zbalansowana konstrukcja. Przy czym sprawdzałem SuperMini z RHA (o czym wspomniałem w ostatnim akapicie „jak to grało”) i cóż… z T10i było bosko.

Do uzupełnienia (przez producenta) jest gapless, dodanie EQ (przyda się, by czasami utemperować brzmienie w słuchawkach nietypowych, specyficznych) oraz postulowane w wersji 2.0 unibody all@ alu i coraz bardziej niezbędny (a w mobilnym graniu zwyczajnie wskazany) Bluetooth. Może być 5.0, bo ten będzie nie tylko prawie niezauważalny w kontekście zużycia baterii, to jeszcze doda swobodę i pewność komunikacji ze słuchawkami. Recz jasna będzie kompatybilny w dół (bo żeby wykorzystać wszystkie fajne możliwości jakie przewiduje specyfikacja BT5.0 trzeba będzie wyposażonych w stosowny moduł słuchawek, głośników), zatem zagramy z tym, co (już) mamy. Na marginesie, zobaczcie co się dzisiaj najdynamiczniej rozwija, jak gigantyczny progres zachodzi w dziedzinie słuchawek oraz transmisji bezprzewodowej. Tu się… dzieje. Odtwarzacze osobiste to nie jest, czy nie musi być relikt przeszłości. Jest dla nich miejsce. Jest, pod warunkiem, że będą to tak dopracowane produkty jak wzmiankowany do znudzenia iPod, będą oferowały taki dźwięk jak tytułowy SuperMini, a jeszcze wisienką na torcie będzie – właśnie – strumień.

Gdybym miał wybierać coś, co grając hi-resy zastąpi zmodyfikowanego programowo Classica, starszej daty iPoda Nano to ten SuperMini nie miałby póki co konkurencji. Do pełni szczęścia niewiele brakuje.

Za to, że można pogodzić hi-resy z prawdziwie mobilną formą!

HiFiMAN SuperMini – przenośny odtwarzacz hi-res (2399zł w komplecie ze słuchawkami zbl. RE400B)

Plusy
- prawdziwie mobilna forma
- bezwzrokowe sterowanie (fizyczne przyciski)
- prosty, sensowny interfejs użytkownika
- metal body
- jest i balans, jak ktoś ma ochotę
- moc, mocy tu jest dość, wysteruje niełatwe do wysterowania
- wysokie kompetencje brzmieniowe (patrz tekst)
- gra hiresy także wyczynowe
- teoretycznie obsłuży nawet 256GB karty
- w komplecie sensowne słuchawki 

Minusy
- …a gdyby tak po całości metal? …może w kolejnej odsłonie
- UX wymaga dopracowania, powinno być generalnie szybciej, poza tym uzupełnienie braków (EQ, Gapless) & lepsza obsługa kart
- te 22 godziny to zbyt optymistycznie podają, raczej 15-17 będzie
- przyciski też mogłyby chodzić ciut precyzyjniej
- dajcie w przyszłości BT, bo to jednak w mobilnym grajku obecnie istotne jest, a będzie jeszcze bardziej istotne

Tradycyjne podziękowania dystrybutorowi

za wypożyczenie playera do testów 

Autor: Antoni Woźniak

 

Dodaj komentarz