LogowanieZarejestruj się
News

Dwa różne smaki: recenzja doków RHA T10i oraz RHA CL750

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Tyt T10i

Firma RHA, producent dokanałowych słuchawek (a od niedawna także elektroniki, ich pierwszy przenośny DAC/AMP …DacAmp L1 otrzymał właśnie nagrodę RedDot przyznawaną w dziedzinie designu), to beniaminek (działają raptem od 2011 roku, a konkretnie dali o sobie znać dopiero na przełomie 2012/2013 roku). Przy czym ten beniaminek radzi sobie bardzo sprawnie – jego wyroby możemy wytropić m.in. w Apple Store, a dostać się do grona producentów oferujących swoje wyroby w kramiku nie jest rzeczą prostą (wręcz przeciwnie), wielu nie dostąpiło tego zaszczytu. Co ciekawe RHA nie odkrywa Ameryki. Owszem, w katalogu znajdziemy duży wybór słuchawek, mamy specjalizację, ukierunkowanie, ale to robią setki innych firm próbujących szczęścia w segmencie słuchawkowym. Szkoci postanowili wyróżnić się na rynku jakością, wyjątkową dbałością o szczegóły, a dodatkowo bardzo przystępnymi cenami jakie żądają za swoje produkty. To połączenie bardzo wysokiej jakości z rozsądną (rzadkość) ceną z konsekwentną wizją rozwoju oraz (znowu mało kto tak robi) produkcją ulokowaną w Europie wyróżnia RHA na tle konkurencji, stanowi o sile i rozpoznawalności marki (już, a przecież to jw. beniaminek).

Czekałem na 20-ki, które jednak nie dotarły na czas, postanowiłem opublikować test bez uwzględnienia spóźnialskich doków ze szczytu oferty. Cóż, szkoda, chciałem za jednym zamachem opisać wszystkie topowe konstrukcje, bo były też widoki na ceramiczne CL1… ale nic nie szkodzi, co się odwlecze… będzie zatem „powtórka” tj. w podobnej formule opiszemy T20 i CL1. Dzisiaj przeczytacie o tych tańszych, ale nadal okupujących górną półkę, dokanałówkach z oferty RHA, a za parę tygodni będzie recenzja wspomnianych topowców. Postaram się także o wypożyczenie L1 – w ten sposób cały trzon oferty zostanie przez nas obadany i opisany na łamach.

Powracając zaś do meritum, dwa różne smaki są tak różne, a do tego same CL750 tak inne, odmienne od testowanych przeze mnie do tej pory IEMów, że musiałem stworzyć sobie odmienny od referencyjnego (redakcyjnego) zestaw testowy, wykorzystując do odsłuchu sprzęt stacjonarny (750), korzystając podczas słuchania na wynos dość nietypowe rozwiązanie mobilne (de facto stacjonarny M2Tech hiFace DAC), wreszcie porównując efekty ze słuchawkami, których na miasto raczej na pewno nie zabralibyśmy ze sobą. Tak jak T10i można uznać za produkt dość oryginalny, wyróżniający się na tle konkurencyjnych IEMów, to w przypadku CL750 w ogóle trudno znaleźć jakiś odpowiednik, podobną konstrukcję. Te doki, jak wspomniałem w zapowiedzi, to jazda po bandzie, coś specyficznego, bardzo pod prąd, coś co pokazuje, że RHA ma swoją wizję i nie boi się wprowadzić do swojej oferty produkt, który nie ma odpowiednika (coś czuję, że z ceramicznymi CL1 będzie nie tylko podobnie, ale będzie jeszcze bardziej „pod prąd”). Bo co powiecie na słuchawki dokanałowe, które ze swoją 150 omową impedancją, z specyficzną sygnaturą dźwiękową są …alternatywą dla stacjonarnych nauszników (partnerem będzie tu gabinetowy czy salonowy klamot pod – właśnie – duże, stacjonarne słuchawki), albo coś, co wymaga konkretu z jacka, co nie zadowoli się żadnymi tam smartfonami (nie ma szans na to), większością DAPów (znowu nie ma szans na to), wieloma DAC/AMPami (o cholera)?

Co ciekawe T10i, mimo że nie są tak inne, jak CL-ki, także pod wieloma względami są wg. mnie oryginalne, mają swoje niepowtarzalne cechy (tak, tak dyfuzory mają spory wpływ na to) i to także bardzo interesujący, bo właśnie odmienny od tego, co do tej pory testowałem, produkt. Podsumowując ten wstępniak, powiem tak – testowanie tych doków było bardzo ciekawym doświadczeniem, było w tym coś ożywczego, właśnie innego, zmuszało mnie do poszukiwań, do znalezienia odpowiedniego sposobu zbadania możliwości tych słuchawek, zrozumienia racji, pomysłu na dźwięk jaki miał twórca, projektant, wreszcie zebrania tego wszystkiego i oceny uwzględniającej odmienne podejście do tematu (na dzień dobry było WTF ;-) ).

Zaintrygowani? Tak? To zapraszam do lektury…

Jak wspomniałem we wstępniaki, RHA to jedna z najciekawszych firm, które specjalizują się w produkcji dokanałówek, ktoś kto postanowił od razu wskoczyć na sam wierzchołek (drogie, topowe rozwiązania… choć tutaj obecnie właściwie, podobnie jak w nausznikach, właściwie nie ma już sufitu i te 1000-1200 złotych to średnia półka co najwyżej), przy czym daje coś, co przemawia bardzo formą, kasuje pod tym bezwzględnie konkurencję. Znakomite brzmieniowo, często dużo droższe Westone to „biedne plastiki” przykładowo (oczywiście nie zapominajmy o ergonomii, o zastosowanej wielodrożności w topowych modelach w przypadku Westonów). Można zresztą w praktyce wymienić dowolnego producenta, który w takiej cenie oferuje dużo, dużo mniej niż RHA. Szkotom udało się jw. wprowadzić swoje produkty do sklepów Apple, co dobrze wróży firmie, bo to gotowy patent na odniesienie globalnego sukcesu. Przetestowałem tytułowe IEMy przede wszystkim na równolegle badanym HiFiMANem SuperMini i to dobrze dopasowane, odpowiednie źródło dla tych doków. Oczywiście alternatywnym źródłem był iPhone, sprawdziłem, czy telefon nie stanowił tutaj jakiegoś ograniczenia i oceniając ile zyskaliśmy korzystając z IEMów RHA w przypadku tego, co zawsze nam towarzyszy spoczywając w kieszeni (w przypadku CL750 nie ma sensu, jak napisałem to stanowczo za mało, by wydobyć cokolwiek sensownego z tych doków!). Sprawdziłem także przez chwilę iPhone 7 z adapterem i niech piekło pochłonie tego, kto wpadł na pomysł zastąpienia złącza analogowego audio adapterem z GÓWNIANYM przetwornikiem za centa zalanym glutem. Przestrzegam użytkowników tego i przyszłych modeli iPhonów – macie dobre, czy bardzo dobre słuchawki na jacku, omijajcie szerokim łukiem, albo… albo zastosujcie jakiś kabel w rodzaju Ciphera. Na pewno będzie w czym wybierać (okablowanie cyfrowo-analogowe, ze złączem Lightning, naroślą z elektroniką na przewodzie oraz żeńskim gniazdem jack na końcu), bo nie wierzę, że ludzie pogodzą się z takim fatalnym graniem za pośrednictwem gównianego adapterka. To, o ile ktoś zainwestował w dobre słuchawki, bo z EarPodsami różnicy nie będzie – uprzedzam, albo będzie musiał obejść się smakiem, albo zainwestuje w takie specjalistyczne okablowanie. Sumując, jak już w AOSie będziesz szukał lepszego dźwięku dla swojego nowego iPhone 7/+ to masz problem, chyba że wystarcza ci stream sinozębny i jakieś bezprzewodówki. Jak nie, to masz problem. Taka dygresja na marginesie.

Thunderboltowy interfejs TAC-2 z CL750? Bingo!

CL750

O CL-kach wspomniałem przed paroma tygodniami na naszym fanpage’u:

Trzeba mieć jaja by takie coś wypuścić na rynek. Słuchawki z imp. 150Ω (!), z wyczynowym zakresem częstotliwości 16-45 000Hz (!) Podobnie jak opisywane T10i, świetnie wykonane, wyposażenie na bogato…RHA CL750 to słuchawki dokanałowe bezwględnie wymagające wsparcia zewnętrznego wzmacniacz. Tylko wtedy te IEMy zagrają na 100%! Producent zresztą wali prosto z mostu… na pudle macie „FOR USE WITH AMPLIFIERS”. Także z tym stacjonarnie trochę przesada, bo wystarczy mobilny DAC/amp, ale właśnie musowo takie coś w komplecie z CL750-kami! 

„FOR USE WITH AMPLIFIERS” Yes, indeed!

HiRes audio. Znaczek. Marketing. Tak, oczywiście. Rzeczywistość? Owszem, choć w specyficznym wydaniu „szkiełko & oko”

No, no…
Pełnozakresowe przetworniki zaklęte w stalowej obudowie. Te IEMy są specyficzne, inne.

RHA CL750. IEMy wyczynowe takie, oryginalne bardzo

Ten kabel prezentuje się lepiej od tego w T10i (patrz poniżej). Także tu, podobnie jak w przypadku T10, nie ma mowy o rekablingu, ale w sumie żadna strata, bo to co jest w cenie, w komplecie nie pozostawia pola do narzekań

Zagrały na stacjonarnym torze, zagrały z TAC-2 / M2Techem DAC. Właśnie tak. I to był dobry pomysł na odpowiednio dobraną elektronikę dla tych słuchawek. Z HiFiMANem SuperMini było so, so (prawie), pewnie z HM901 było by optymalnie

…się wysypuje dobro. 11 par wkładek, do wyboru, do koloru. Nie dość że dopasujesz sobie dokładnie pod swoją anatomię, to jeszcze będzie wygonie i komfortowo. Będzie, bo wszystkie opcje w komplecie.

No i jest nosidełko, nie tak luksusowe jak w T10i (poniżej), ale spełnia swoją rolę, tyle że słuchawek niekoniecznie będziemy używać na wynos. To po co te etui w takim razie? ;-) Może lepszy byłby jakiś mini stand w komplecie. Poważnie

Ludzie piszą, instrukcja jest i dobrze, bo taki specyficzny produkt warto odpowiednio opisać, zwrócić uwagę co autor miał na myśli:

W skrócie:
• Stalowa konstrukcja Aerophonic
• Konstrukcja tłumiąca hałas zewnętrzny
• Szerokopasmowy przetwornik dynamiczny CL, zaprojektowany do współpracy ze wzmacniaczami
• Elastyczne prowadnice
• Pleciony przewód z miedzi OFC
• Nakładki silikonowe oraz etui ochronne
• Trzyletnia gwarancja
Nie pozostaje mi podtrzymać tej opinii w całej rozciągłości, dodając do tych pierwszych wrażeń sporo nowych spostrzeżeń, przy okazji konkretyzując jak to gra, dlaczego tak i kto może być zainteresowany takim specyficznym produktem, jakim niewątpliwie są CL750. Odnośnie wyposażenia, przydałaby się niewątpliwie nasadka, adapter 3,5mm @ 6,3mm. Samo gniazdo mini jacka jest wyposażone w stosowny gwint do wkręcenia takiego adaptera, niestety nie znajdziemy go w komplecie, a szkoda, bo bardzo by się tutaj przydał. Uwaga druga, zaakcentowane to zostało powyżej, pod jednym z obrazków, bardzo, bardzo dobrym pomysłem zamiast nosidełka, czy obok, byłby stojak dla tych słuchawek. Producent w ten sposób jednoznacznie wskazywałby o co chodzi, że to model głównie do domowego odsłuchu, a sam stand minimalistyczny w formie, alu, taki jak dla np. Apple Watch’a idealnie pasowałby do tego produktu. Zawijamy kabelek i nie ma problemu z walającymi się IEMami. Stacjonarnymi.
To szkiełko i oko, słuchawki z ogromnym fokusem na szczegółowość, analityczne, z naciskiem na wierność przekazu, wierność ponad wszystko. Taka charakterystyka może wydać się na dłuższą metę męcząca. Prawda. Tyle, że te słuchawki wymagają (tak!) specyficznego podejścia, bo specyficzne są i basta. Co oznacza specyficzne podejście w przypadku IEMów? Ano całkowite postawienie wszystkiego na głowie. Jak napisałem, tu nie podpinamy doków pod mobilne źródło i jazda, tylko szukamy odpowiedniego toru stacjonarnego pod nie (albo dobieramy takie mobile, które da im radę – nie będzie tego dużo na rynku, oj nie). To raz, a dwa – nie każda stacjonarna dziurka będzie odpowiednia, bo też te słuchawki są jak mało które (trudne do wysterowania, anemiczne z niedopasowanym zapleczem) doki reagują bardzo wyraźnie na to co je napędza. I na to co gra. Naprawdę nie warto słuchać na nich kiepskiego źródła (materiału), to nie są słuchawki do strummieniowania internetowego radyjka, także część ogólniedostępnego streamingu (serwisy) będzie trudna do zaakceptowania. Jeżeli coś ma nam pokazać wyraźną gradację jakościową odtwarzanej muzyki to CL-ki będą tutaj jak znalazł. Oczywiście ten audiofilski ideał, w sensie wierności, to nie do końca tak – bo one mają swoją sygnaturę, grają w określony sposób, ale właśnie przez wzgląd na swoje oryginalne cechy, wspomnianą superdetaliczność wyróżniają się na tle dostępnych na rynku IEMów i nie tylko IEMów, bo te doki należy także skonfrontować ze stacjonarnymi słuchawkami (co też zrobiłem). Z dziurki z dowolnym mobilnym źródłem w postaci handhelda (Xperia, Nexus & iPhone, iPad oraz iPody) nosowe granie, bez wyrazu, z wyraźnym brakiem mocy do wysterowania tych słuchawek, czasami (z gorszym źródłem) z wyciągnięciem tego, co najpodlejsze w materiale siedzi (niczego nie łagodzi, wszystko uwypukla). Także, to nie ten adres ogólnie.
Pierwsze, co mi się nasunęło, gdy po kilkudziesięciu godzinach przystąpiłem do właściwego testu (pomijam wspomniane wcześniej handheldy, bo takie połączenie jest bez sensu) to Tesla. Pamiętacie test topopwych T8ek Astella (tak, to konkretnie rebrandowany Beyer) u nas? Ano, to właśnie! Tu nie ma takich możliwości jak w produkcie za 10 tysięcy złotych, ale od razu skojarzyłem dźwięk z CLek ze słuchawkami z linku. Przy czym tutaj jest o tyle inaczej, że tam grało się mobilnie z mobilnego źródła, a tutaj efekt synergii uzyskujemy w zupełnie innych okolicznościach. Tak czy inaczej grają te CL-ki niebywale szczegółowo, z wyraźnym akcentem na górę, przy czym ta góra na niedopasowanej elektronice będzie męczyć, będzie kaleczyć. Musiałem trochę pokombinować i tak, z CMA600i było już znośnie, z DACa M2Techa (o dziwo) całkiem, całkiem, ale prawdziwym „w punkt!” okazał się TAC-2. To właśnie interfejs thunderboltowy (że szybki, że szczególarski… ok, ale to tylko pewne wskazówki, niczego nie przesądzające) z świetnie zrealizowanym wg. mnie wyjściem słuchawkowym dał radę. Zagrało to niemęcząco, nadal z tym wyraźnym charakterkiem, ale bez osuszenia, męczącego podkreślenia, bez ostrości (brzytew). Ba, pojawiła się równowaga, pojawiło się coś, co nazwałbym konsensusem na przeciwległym do ciepło, bezpiecznie, muzykalnie brzegu. Tak, bo to jest ta właśnie krańcowo inna charakterystyka brzmienia, to detal, analityczność, precyzja, dystans, jednakże (i to było odkrycie) interesująca, wciągająca (ha!), poprzez swój odmienny (jakże mocno) charakter przyciągająca do siebie. Tu bas, jak w monitorach bliskiego pola, raczej jest obecny „domyślnie”, wiemy o jego obecności, ale nie ma go ani dużo, ani konkretnie. Średnica jest bliska, wyczuwalna, ale nie narzuca się, stanowi bardziej tło, niż sedno. Czytelna, bez chowania się jak bas, z wokalami, które w przypadku wspomnianej powyżej elektroniki całkiem przyjemne w odbiorze, stanowiły składnik dania, ważny, ale nie główny.
Główne danie to precyzja połączona z przestrzenią. To IEMy grające zupełnie nie jak IEMy jeżeli chodzi o scenę, o stereofonię. Z TAC-2 miałem wrażenie słuchania wielokanałowego układu, wrażenie było doprawdy piorunujące. Zastanawiałem się, czy właśnie nie to, to właśnie miało być głównym patentem, czymś na co postawili projektanci tych słuchawek. Takie coś w połączeniu ze wspomnianą detalicznością jakoś nie bardzo pasuje do mobilnych IEMów, w ogóle rozmija się z typowym słuchaniem w tle, czy słuchaniem na wynos z jakiegoś streamingowego (zazwyczaj kompromisowego w zakresie jakościowym) źródła. To nie to. Słuchałem hi-resów (ha, to na pudle, ten znaczek to jednak nie jest na wyrost i bez sensu) i cholera to było coś naprawdę odświeżającego, zupełnie inne doznania niż z większości testowanych przeze mnie słuchawek, głośników czy elektroniki. No proszę! Także ta specyfika jest tutaj jeszcze dodatkowo podkreślona i wręcz – używając dosadnego sformułowania – sekciarska. Jeżeli CL1 idą w tym samym kierunku, tylko jeszcze bardziej (no, no) to naprawdę patrzę na ludzi z RHA z niekłamanym podziwem. Przecież to jest dla pewnej garstki, dla takich, którzy dadzą szansę i zadadzą sobie trud by dopasować te słuchawki do określonej elektroniki, to raz, nakarmić je odpowiednim źródłem, to dwa, wreszcie de facto zrezygnować z prób pożenienia ich z mobilną elektroniką. Z laptopem vide specyficzny przetwornik M2Techa (przypomnę tylko, że bez wzmaka, z wyjściem de facto pod klasyczną integrę, czy jakiś przedwzmacniacz stacjonarny), vide jeszcze bardziej specyficzny TAC-2 czy wreszcie konkretny piec słuchawkowy CMA600i to ma sens. Dal kogoś, kto ma wrażliwe na soprany ucho, w sensie negatywnym, pozostaje temperowanie korektorem (EQ), dla kogoś wrażliwego na soprany w sensie pozytywnym, te słuchawki mogą być dostarczycielem sporej frajdy, ba ze specyficzną elektroniką stacjonarną (nie zagrały mi ani z Beresfordem, ani z Musical Fidelity… było tak natarczywie, że aż niesmacznie w przypadku HPA1, a z produktem Stana po prostu nijako) mogą być ciekawym odkryciem. Sumując, nie chcecie nakładać stacjonarnych nauszników na głowę? Macie odpowiednie napęd/źródło w domu? To spróbujcie, dajcie szansę CL-kom. Te słuchawki mogą być alternatywą dla stacjonarnych Beyerów, dla niektórych AKG (moje redakcyjne 701) mogą. Takie buty.
Odnośnie mobilności, to mobilnie z pierwszymi dwoma (M2Tech, Zoom), też jak najbardziej, ale już z DAPem będzie problem, a o telefonie (jw) zapomnijcie, bo to nie ma najmniejszego sensu. Komputerowe źródło, materiał hi-resowy i chęć poeksperymentowania z nastawieniem na słuchanie w domu, a nie poza domem. Zresztą – jeszcze raz to podkreślę – to ma sens, bo tu trzeba skupienia, a nie „gra mi w tle”, tu trzeba odpowiedniego materiału (a nie leci mp3-ka), wreszcie trzeba dobrać tor. Do IEMów. Stacjonarny. Koniec świata jest blisko ;-) Bardzo ciekawe doświadczenie tak czy inaczej, a dla Czytelników wyzwanie (i niespodzianka).
Ale o tym jeszcze zdążę poinformować w osobnym wpisie.

T10i

No dobrze, pierwsze danie za nami, bardzo odmienne, bardzo intrygujące i wręcz osobliwe. Czas na coś, co da się podpiąć do smartfona, o zupełnie innej charakterystyce brzmieniowej, ale też ze swoim patentem na brzmienie, oryginalnym patentem.

Dla przypomnienia, oto jak opisałem pierwsze wrażenia z korzystania z T10i ponad miesiąc temu:

Na dzień dobry atakują zmysł wzroku, nie uszy. Na to przyjdzie czas, jak się je rozpakuje z pudełka ze wspaniałościami… Czego tam nie ma? Właściwe pytanie brzmi – czy można coś więcej? Patrząc na to, co Szkoci (tak, Szkoci, to Ci, którzy słyną ze skąpstwa i uznawani są powszechnie za koszmarnych dusigroszów) dają za 800 złotych zaczynam poważnie zastanawiać się nad ofertą konkurencji, która w takim zakresie cenowym zwyczajnie nie ma czego szukać w konfrontacji z RHA. Wspominałem o firmie podczas relacji z IFA 2016. Bardzo pozytywne wrażenia ze stoiska, niezwykle kompetentna, urocza Dama i słuchawki, które zwyczajnie kasowały prawie wszystko co w Berlinie pokazano (poza iSine 10/20… to było jednak coś z innego wymiaru, mówię Wam, z innego). Słuchałem głównie topowych T20i (które u nas także zagoszczą), od strony formy jotka, w jotkę identycznych, ale od strony brzmieniowej zupełnie odmiennych. Zastosowano zupełnie inne przetworniki, choć patent na wymienne dyfuzory, które „robią dźwięk” zaimplementowano w obu modelach IEMów. Wracając jeszcze na chwilę do formy, powiem tak – wymagam od teraz, aby każdy produkt tego typu w cenie 800-1200 prezentował się i miał takie wyposażenie jak RHA. To pod względem formy REFERENCJA. Jak popatrzę na AirPodsy to widzę przepaść, Rów Mariański, jaki dzieli te produkty od siebie. Tak, tam jest wireless, jest W1, ale cholera same słuchawki to plastik fantastik, bez żadnego ekskluzywnego sznytu, a wręcz odwrotnie. T10i to przy tym Rolls w zestawieniu z Trabim (kocham te plastikowe wytwory honekerowego przemysłu moto, ale to adekwatne porównanie). Cena ta sama, a jednak mamy tutaj dwa zupełnie odmienne światy.

T10i to ciężka, metalowa obudowa, przy czym dzięki montażowi (zausznice) oraz anatomicznie dopasowanej formie, mamy wygodę, jest ergonomicznie, nie wypadają mimo jak wspomniałem dużych gabarytów. Słuchawki docierają do nas z nastoma wkładami, różnego typu. Wszystko to gumki, w różnej formie, z więcej niż (standardowo) trzema dopasowaniami. Nie ma opcji, żebyście sobie czegoś nie dopasowali, a wkłady są na tyle wygodne, że moje Comply pozostały na RE400, bo zwyczajnie nie dawałyby progresu… Słuchawki są w testowanym wariancie wyposażono w 3 pinowe, dopasowane do jabłkowej elektroniki, złącze audio jack. Jest także nieco tańszy wariant uniwersalny, pod robocika. Długi szary, gumowy kabel z metalowym pilotem oraz metalową sprzączką dopełnia obrazu całości. Kabel jest na tyle długi, że można go spokojnie zastosować w domu, podpinając IEMy do stacjonarnego systemu i będzie to jak najbardziej sensowne rozwiązanie (testuję w tej sposób RHA z CMA600i). To, co stanowi zaletę w przypadku takiego alternatywnego użytkowania, jest jednocześnie pewnym utrudnieniem w mobilnym graniu, ale na szczęście producent nie zapomniał o klipsie, można więc sensownie sobie rozplanować ułożenie kabelka na garderobie. Nie ma mowy o efekcie mikrofonowania, całość od strony użytkowej sprawdza się bardzo dobrze, jest wygodnie, bardzo nawet wygodnie. Pałąki są nieco za duże jak na mój gust (lepiej to rozwiązano w T20), przy czym na tyle giętkie, że dobrze wywiązują się z podstawowego zadania – stabilnego trzymania słuchawek w uszach. Ich srebrny oplot znakomicie koresponduje z alu obudowami T10i… pasuje jak ulał (design), w wersji droższej jest czarny oplot i już tak fajnie to nie wygląda (ale jw. lepsze, mniejsze są pałąki od tych w T10).

Można utyskiwać na brak wymiennego okablowania (to, które jest, wg. mnie nie daje żadnych powodów do narzekań, ale forma podpowiada takie rozwiązanie – do tych obudów aż się prosi, nieprawdaż? ;-) ). To jeden z zarzutów kierowany pod adresem, według mnie o tyle chybiony, że w przypadku T10/20 mamy możliwość modyfikowania brzmienia (podobnie jak to się dzieje w przypadku manewru z wymiennym kablem), inaczej – aplikując dyfuzory, małe nakrętki w miejsce, gdzie zazwyczaj nasuwa się wkład… Według mnie zmiany są dużo poważniejsze od zmiany okablowania i ja taki mod „kupuję”, bo to de facto sposób na zaoferowanie trzech różnych, odmiennych sposobów grania w jednym produkcie. Poza referencyjnym dyfuzorem, mamy jeszcze dwa: basowy oraz wysokotonowy. Każdy z nich inaczej kształtuje brzmienie, przy czym basowy jest bliższy referencyjnemu, a te dwa różnią się dość zasadniczo od trzeciego – wysokononowego. Fajnie, że producent daje nam takie możliwości, bo raz – to dobra zabawa, dwa – to sposób na dopasowanie pod gusta, trzy dopasowanie do DAPa, DAC/AMPa czy jakiejś smartfonowej dziurki. To ma głębokie uzasadnienie i byłoby całkiem wskazane, gdyby inni wzięli przykład i w swoich produktach zastosowali podobne rozwiązanie. W recenzji przeczytacie jak kształtuje się dźwięk, jakie są różnice między wkładkami, w pierwszych, zajawkowych wrażeniach powiem ogólnie o charakterze jaki dominuje w przypadku T10i. 

Tak, potwierdzam w całej rozciągłości, to co się mówi o tych słuchawkach. To EKSPLOZJA BASU, TO BASIOR, TO BASOWE BRZMIENIE, to ciemna charakterystyka z przyjemnym dla ucha, ciepełkiem. Jest więc kolorowo, nie jest w pełni klarownie, to pewna interpretacja, a nie neutralne granie. Precyzja pojawia się, ale trzeba właśnie skorzystać z dyfuzorów, dźwięk ma bardzo konkretnie zarysowany charakter, tu nie ma to, tamto, tylko „idzie dołem”. Dla bassheada to słuchawki marzenie, szczególnie dla ekstremisty (nie, nie ma tutaj mowy o przewaleniu jak w niektórych Beatsach, to dużo lepsze, pod kontrolą, basowe granie, a nie jakieś prymitywne walenie w bębenki). Ja tam do bassheasdów zaliczam się (choć nie ekstremistów, ale ciemna strona mocy to jest coś, co przemawia do mnie w pełni, w skrócie – przecz z rebelianckim ścierwem! ;) ), nie wstydzę się tego, a dumnie z boomboksem dzielnicę przemierzam ;-)  Serio, to mnie ta charakterystyka leży, ale doskonale rozumiem tych, którzy opisywali te słuchawki jako trudne do zaakceptowania, bo basu „too much”. Wiadomo, zazwyczaj takie zabawy w nisko oznaczają że na górze jest kiepsko, że gdzieś nam coś umyka. Prawda. Tyle, że tutaj można inaczej (to raz), a dwa dla osób mających inne preferencje są T20-ki, znacznie bardziej równe, znacznie bardziej ułożone, znacznie bardziej neutralne w treści. Także wybór jest. Przy czym za pomocą suwaków w ROONie (DSP, rozbudowane tryby EQ) można wyczarować (Crossfade on z binaural by Meier & PCM->DSD 256) takie rzeczy, że… o tym zaraz będzie, poniżej w opisie wrażeń z odsłuchu…

 

W skrócie:

• Wysokiej rozdzielczości przetwornik 770.1,
• Filtry modyfikujące brzmienie: referencyjne, basowe, wysokotonowe
• Stal formowana wtryskowo
• 3-przyciskowy pilot z mikrofonem
• Wzmocniony przewód z miedzi beztlenowej (OFC) z elastycznymi prowadnicami ułatwiającymi noszenie, zapobiegającymi wypadaniu
• Wysokiej klasy nakładki oraz etui przenośne
• Trzyletnia gwarancja

Wow

 

Muzyki @ RHA T10i słuchamy z HiFiMANa SuperMini binauralnie, 1 bitowo, tak to wszystko ten kompaktowy DAP potrafi…

 

Przyjemne w formie pudełko, nie zdradza (jeszcze) przebogatej zawartości

Uuooaaa

Mody via wymienne wkładki – dyfuzory

Miedziane to wysokie, z czarną obwódką to basy, a zainstalowane firmowo, srebrne – referencje

Na bogato!

Bardzo na bogato nawet!

Eleganckie nosidełko

W komplecie jest także istotny element – klips – tutaj nieodzowny, bo raz że gabaryty, ciężkie obudowy, a dwa dłuuugi kabel mamy (niewymienny)

Sprzączka oczywiście metal

Pilot z mikrofonem, oczywiście metal

Jacuś jak w jakiś hajendach

To to ociekanie luksusem właśnie, nie przesadziłem nic, a nic z tym luksusem

Pałąk ciut za duży

Dyfuzor referencyjny wg. mnie nie jest taki referencyjny, jakby nazwa nakazywała

Raczej na lata użytkowania a nawet wieki ;-)

Hi-res audio… no tak, reddot w pełni moim zdaniem zasłużony…

No to gramy! :)

No dobrze, to teraz czas na konkrety. Te słuchawki grały z dyfuzorem wysokonowym, kilka dni z tym domyślnie „neutralnym” i wreszcie przez chwilę z basowym. Te wymienne końcówki mają realny wpływ na brzmienie i jak najbardziej modelujemy jak nam gra wkręcając wybrane dyfuzory, dobierając w ten sposób smak pod własne gusta, przy czym T10i, jak już zdążyliście przeczytać są słuchawkami wyraźnie „pod bassheada”. Ktoś kto lubi bas od razu zwróci na nie uwagę, ktoś kto akurat tego zakresu pasma niekoniecznie, ktoś kto lubi zrównoważone, liniowe granie, takie po stronie neutralności tonalnej będzie szukał dalej. Z dyfuzorem wysokotonowym temperujemy niski zakres, wyrównujemy, jednak nadal to bas jest dominantą. Jest go mniej niż ze srebrną nakrętką, ta świetnie nadaje się dla typowego bassoluba, bez ekstremizmu, bo taki ekstermista zasadzi sobie czarny dyfuzor i będzie w umumum niebie. Także to słuchawki z wyraźnym charakterem, nie dla każdego, dla niżej podpisanego jak najbardziej. Tak jak CL750 to chłodna, piękna, ale zdystansowana Północ z fiordami, z całą surowością skandynawskiej przyrody, to T10i widzę zupełnie gdzie indziej, tam gdzie się mieni, gdzie słońce skwierczy, gdzie promienieje, czyli widzę Toskanię z leniwie, ciepło, blisko…
Ja kocham Toskanię więc jestem z miejsca „kupiony” i te słuchawki są właśnie pod mój gust. Przy czym miedziany (wysokotonowy) aplikator sprawdzał mi się najlepiej, bo niczego basowi nie ujmował z całego bogactwa jakie te słuchawki w tym zakresie pokazują, a całość jest czytelniejsza, mamy po prostu dobrze dopasowane brzmienie, bez zamulania, bez chowania góry w szczególności. Jest detal, to rozdzielcze granie, z baaaardzo dobrą przestrzenią. Właśnie, mimo basowości, mimo akcentu na to, mimo przyjemnego ciepełka grają szeroko, ładnie pozycjonują źródła, to nie jest żadne w głowie, tylko wokół głowy. Także te słuchawki potrafią zagrać nie tylko efektownie, ale i efektywnie, dając sporo przyjemności, nie zabierając niczego istotnego, a oferując dużą dawkę emocji. Tak, znowu przywołam T8ki, bo choć to nie było detaliczne granie jak z tymi Teslami (i tu nasuwały się porównania z CL750, tyle że głównie w tym zakresie), to całościowo te słuchawki mogłyby spokojnie rywalizować z ponad 10 krotnie droższymi dokami firmy Astell&Kern (Beyerdynamik). Powiem więcej, w przypadku T10i konfrontując je właśnie cenowo, patrząc na to co oferują, nie zastanawiałbym się nad wyborem. T8 to wyczynówki, to odpowiednie źródło mobilne, a T10i grały mi ze wszystkim jak leci. Bo – właśnie – niewybredne są, uniwersalne są, nie potrzebują niewiadomo czego podpiętego, a właśnie byle co swobodnie może być podłączone.
Czy T10i są, jak niektórzy je opisują, zbyt euforyczne? To już subiektywna opinia, bo choć nie trudno zgodzić się z oceną zawierającą coś o efekciarskiej naturze (tak te basy, tak te nastawione na radochę brzmienie), to jednak ta euforyczność idzie tutaj w parze z świetną przestrzenią, dobrą rozdzielczością (wglądem w nagranie) oraz wybitną muzykalnością. Wciąga, angażuje a o to przecież finalnie chodzi, nieprawdaż? To zupełnie inny przepis, inny smak niż CL750, a jednak te dwa odmienne miejsca nie tylko, że istnieją na mapie (znowu nawiązuję do geografii), ale do obu chętnie się udamy, chętnie je zob… posłuchamy. W przypadku CLek to jak wspomniałem pewne konkretne wyzwanie, w przypadku Tetek to właściwie banał – kupuję, podpinam i mam. No mogę sobie dyfuzora zmienić jeszcze i z całego arsenału wkładek wybrać coś, co idealnie leży (nie ma bata, na pewno traficie na ideał, przymierzając te wszystkie gąbki, gumki z pudełka). Jak ktoś ma zacięcie DIY to nic nie stoi na przeszkodzie, by sobie jeszcze sam skomponował nakrętkę, modyfikując brzmienie. No pięknie. Te słuchawki, w tej cenie naprawdę trudno pobić, szczególnie gdy taka sygnatura brzmienia jaką oferują jest blisko naszych preferencji. A że dla wielu będzie to właśnie TO. Mhm, należy się rekomendacja, jak nic się należy. I jest. Wybór redakcji:
dla RHA T10i
Podziękowania dla oficjalnego dystrybutora RHA w Polsce, firmy Audiomagic, za wypożyczenie do testów
Autor: Antoni Woźniak
FOTOGALERIA
Z SuperMini CL750 prawie optymalnie. Zakres wzmocnienia 30-32 (maks. dla wbudowanego ampa w DAPie) to głośno. Tyle, że bez zapasu
Gamy naprawdę głośno, niestety skala właśnie się skończyła i więcej nie będzie
CL-ki dobrze dopasowane anatomicznie, pewnie zaaplikowane, z wygodnym pałąkiem
Nie są tak ciężkie jak T10-ki. To ułatwia użytkowanie CL750, pod względem ergonomii jest wg. mnie lepiej
Dyfuzory. Miedziane – wysokotonowe, czarne – uberbasowe i srebrne, opisane jako referencyjne (złoty środek… no tutaj to niekoniecznie, bo najbardziej wyrównane brzmienie z miedziakami)
Zmieniamy, czyli odkręcamy i zakręcamy
Jak ktoś ma ochotę, to może sobie sam taki dyfuzor sprawić (DIY). Dla chcącego nic trudnego

Dodaj komentarz