LogowanieZarejestruj się
News

Więcej takich! LG G7 One @ IFA to R.i.P dla wszelkich DAPów

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
G7 QuadDAC

To naturalne. Po co mieć w kieszeni coś, co nie daje możliwości streamowania (raz), komunikacji (dwa), jest wąsko-wyspecjalizowane (to trzy)? DAPy miały swoje pięć minut, ale wg. mnie te pięć minut już było i ta nisza przestanie istnieć. Przestanie z dwóch powodów. Pierwszy, najważniejszy, to bezprzewodowość. Tak, chodzi o rynek masowy, ale nie tylko. Patrząc na słuchawki jakie promowano na IFA, na to jaki kierunek obierają producenci audio, także Ci głównie od słuchawek, także wysokiejj klasy słuchawek nie mam wątpliwości, że drogi, przewodowy (jak gra via BT to jest to ułomny transport, zdolny do grania wyłącznie lokalnego, z karty, kompletnie zbędna rzecz) DAP to przeżytek. No dobrze, ale ktoś może jednak mieć wyższe aspiracje, dążyć do jakiegoś absolutu (w mobilnym audio), do poziomu wyczynowego. Ok. Niech będzie. LG już wcześniej udowodnił (seria V), Samsung także udowodnił i paru innych Chińczyków udowodniło, że mariaż nowoczesnego smartfona, takiego powyżej średniej (specyfikacja) z bardzo wysokiej próby modułem audio (najlepsze, mobilne kości przetworników C/A od specjalistów: Wolfsona, ESS, TI czy CMedii) to coś w pełni osiągalnego i niespecjalnie trudnego do wdrożenia. W końcu, telefony są coraz większe, coraz większe są ich baterie, a dodatkowo możliwości obliczeniowe są już na tak wyśrubowanym poziomie, że… taki kieszonkowy komputer może z powodzeniem realizować obliczenia konwersji PCM do DSD, konwersje w ramach zaawansowanych trybów DSP (np. binaualizacja) i t p bez najmniejszych problemów. Wystarczy jakiś rozbudowany soft-player (czekam na mobilną odsłonę Roona, pracują nad tym :) ) i już.

Integracja tego co, w każdej kieszeni, z najlepszą możliwą SQ w jednym produkcie okazała się być w pełni wykonalna i w 100% udana. Miałem przez krótki czas możliwość zapoznania się z V30 zaprojektowanego przez LG wesół ze specami od B&O i… I nie wydaje mi się, żebym cokolwiek tracił jakościowo w porównaniu z Kałachami z serii 100, płacąc 2-3 razy mniej za więcej (funkcjonalności & użyteczności). Także, nie ma o czym mówić. DAPy to przeszłość. Może i jest miejsce dla jakiś absolutnie endowych uberkałachów (240/380), tudzież podobnych wynalazków, dla tych, którzy chcą takie coś wykorzystać u siebie jako element domowego systemu z wysokiej półki. No może. Mniej więcej chodzi mi tu o to, co pokazało Sony w Berlinie, czytaj koszmarnie drogi, bateryjny, ciężki pół-stacjonarny DAC/AMP… czytaj opcja przenośna dla nawiedzonych audiofilów ;-) …przenośna, nie mobilna, bo mówimy o czymś do ustawienia na hotelowym np. stoliczku. Ok, kto co tam lubi, ale DAPy jako mobilne źródła dźwięku to już przeszłość. 

Na IFA koreański gigant pokazał tańsze, ale pod kątem audio w niczym niezubożone, wersje swojego flagowca G7 (topowiec to ThinQ). Tańsze One (czysty Android – tylko takie coś ma sens, subiektywnie) oraz Fit (inna spec i system z nakładką firmową) otrzymały tzw. Quad DAC, czytaj ESS Sabre ES9218. To najnowsza seria poczwórnych (to ten quad), ultrakompaktowych, energooszczędnych kości, tożsama z najnowszymi gen. flagowymi układami 9038. Przy czym tutaj macie także zintegrowany wzmacniacz (analogowa kontrola poziomu z 130dB SNR!), dekoder (pełne origami) MQA oraz obsługę strumienia 1 bitowego. Natywnie. 32 bitowy przetwornik, zdolny do obsługi materiału PCM do 384 oraz DSD do 512 (!). Mało? Na jacku „stacjonarne” 2vrms pozwalające pożenić high-endowe, duże słuchawy lub podpiąć telefon pod konkretny tor audio, w roli pełnoprawnego źródła dźwięku. Jeszcze mało? Poczwórny układ C/A to wyczynowe parametry tj. 124dB DNR & -112dB THD+N. Zapowiedziane pod koniec 2016, wdrożone w 2017, trafiły do opisywanych topowców LG także w 2018. I trudno się dziwić. To najpotężniejszy tego typu układ… jakoś niespecjalnie stosowany w DAPach btw.

I to wszystko macie, „przy okazji”, bo przecież to jest smartfon, do tego – jak go LG promował (o audio raczej za wiele nie mówili) – bardzo zaawansowany aparat / kamera. Z rzeczy dla nas może mniej istotnych, ale w sumie jednak istotnych, bo wszystko to przecież w jednym (DAP i fon) – w One dali Snapdragona 835 z ekranem o przekątnej 6.1 (za duże dla mnie, stanowczo za duże to), z wąsem (obrzydliwy notch), z rozdz. 1440 px. Oczywiście jest tam aptX, jest LDAC (bo Oreo czyli Andek 8.1, czysty, jak wspominałem, na tym). Zatem komplet. Wystarczy nabyć, na kartę wgrać te nieliczne DSD-eki wyczynowe, co to kilka gigabajtów jeden utwór (materiały DSD256 – takie są gdzieniegdzie dostępne), strumieniem z Tidala oraz Qobuza (dalej w .pl niedostępnym) nakarmić, może jakieś hi-resowe radio sobie uskutecznić (sporo tego, jak grzyby po deszczu wyrastają takie sieciorozgłośnie). Jak kto wierzy w MQA to proszę bardzo, bez najmniejszego problemu. Mobilnie, na wysokim SQ poziomie.

Czekamy na więcej, a najlepiej, żeby to co jeszcze z jackiem się uchowa, miało takie przetworniki jw. w standardzie. Dla producentów to ani technologiczne wyzwanie, ani jakiś tam wielki koszt, a dla nas same zalety. ESS (albo topowy Wolf, albo TI…) w każdym smartfonie! ;-) A ten G7 One kusi, szczególnie z jakimiś zamkniętymi planarami (Mr Speakers), nowymi CL-kami 2 szkockiego RHA, czy prawdziwie bezdrutowymi dokami Momentum Senka. To by było bardziej, mocniej, więcej od każdego, nawet za piętnaście tysięcy, DAPa. I lepiej.

DAP zaklęty w smartfonie: V30 od LG. Trend czy ciekawostka?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
lg-v30-dac-9a433027bfda993fcf620

Parę razy na łamach wspominałem o telefonach z lepszym audio. Tym razem jednak to lepsze jest na poziomie na tyle wyśrubowanym, że warto pochylić się nad tym co przygotowało LG chwilkę dłużej i zastanowić, co to (i czy w ogóle coś konkretnego) oznacza. Warto przy okazji uświadomić sobie, że rynek masowych odtwarzaczy audio właśnie umarł, a to za sprawą definitywnego wycofania się z tematu przez Apple (patrz nasz wpis: iPod RIP). Tytułowy LG i to co przed chwilą napisałem ściśle się ze sobą łączy. Dlaczego? Ano dlatego, że ludzie dzisiaj słuchają… więcej muzyki, a ta jest na tyle łatwo dostępna i na tyle szeroko dostępna, że nie można tego pominąć w biznesowych rachubach. I to właśnie słuchanie „on the go” ma obecnie wyraźny priorytet. Oczywiście to słuchanie ma określoną formę, formę wyznaczaną przez zapuszczony na dotykowym ekranie stream z jakiejś usługi, z jakiegoś serwisu streamingowego audio. To po pierwsze. Po drugie, mimo że widzimy bezdrutową rewolucję, której (zresztą) głównym propagatorem jest wspomniane Apple (wyrugowanie audio jacka w iP7, AirPods, niemal wszystkie BEATSy z bieżącej oferty są bez kabla…), ludzie nadal słuchają muzyki korzystając z przewodowych słuchawek. I to się szybko nie zmieni. Najpopularniejsze na wynos IEMy to w 80% drutowce (via Nielsen), a nie bezdrutowce. Rzecz jasna z czasem udział BT słuchawek będzie rósł (dynamicznie), a wraz z nim nie będzie miało większego znaczenia z czego muzyka leci (źródłem będzie cyfrowy transport, nie odtwarzacz, wszystko będzie/jest w tym wypadku scedowane na efektor), ale na to jeszcze jw. poczekamy.

V30 (póki co na renderach)

Kluczowa sprawa… jacek. Audio jacek. Jak go nie będzie, to po co to wszystko? No właśnie. Anty-iPhone ;-)

Na rynku mamy DAPy, audiofilskie odtwarzacze, które ostatnimi czasy zaczynają odtwarzać muzykę z serwisów, są wyposażane w łączność z Internetem. To konieczność. Przy czym nie ma najmniejszych szans na to, by ten segment wyszedł z niszy w jakiej siedzi  - to będzie rozwiązanie dla garstki, choćby przez to, że ludzie nie mają ochoty na mnożenie bytów, a taki -zazwyczaj- androidowy, wyspecjalizowany odtwarzacz zwyczajnie odstaje w zakresie UI, konstrukcji, czasu pracy na baterii i paru innych parametrów od dobrej klasy smartfona. Także jest to coś obok, coś niszowego i przeznaczonego dla… bezkompromisowych miłośników dobrego dźwięku. Jak wyżej, dla prawdziwej garstki.

Nie hokus-pokus, a konkret skorelowany z zaawansowanym układem audio

No dobrze, a gdyby tak połączyć jedno z drugim? Koreańczycy, czy ogólniej, Azjaci, mają na tym polu pewne dokonania, jednak dopiero najnowsza propozycja LG wydaje się kompleksowa. Najnowszy flagowiec ma nie tylko wysokiej klasy układ konwertujący (ESS Sabre ES9218P), ma także odpowiednie oprogramowanie (bardzo, bardzo ważne – podkreślam to na łamach bezustannie, że to równorzędny element toru, tak samo istotny jak h-ware) oraz dopasowane do okoliczności, dobrej klasy słuchawki. Po raz pierwszy produkt masowy (a takim jest niewątpliwie każdy smartfon od dużego producenta elektroniki użytkowej) zamiast miernej jakości, firmowych IEMów (albo jakiegoś taniego podwykonawcy) otrzymał do kompletu bardzo dobre (słuchałem) IEMy. LG wybrało jako partnera Bang&Olufsena. W pudełku znajdziemy jeden z modeli dokanałówek Duńczyków. W czwartek (31.08 będzie premiera) uzupełnię wpis, gdy poznamy szczegóły co to za doki właduje do pudła koreański producent. Partnerstwo z B&O nie ogranicza się tylko do efektora, to także współpraca nad wspomnianym oprogramowaniem. To dobra wiadomość dla zainteresowanych (dla których jakość dźwięku ma duże znaczenie), bo daje gwarancję, że całość będzie trzymała odpowiedni poziom. I tak w software zaszyte będą presety i to takie, które mają stawiać na pierwszym miejscu wierność, naturalność, czystość przekazu, a nie wzbogacenie dźwięku o jakieś pseudoprzestrzenne efekty, czy prymitywne podbicie niskich tonów. Innymi słowy będzie to coś przygotowanego dla osób, które chcą usłyszeć różnicę, chcą czegoś więcej. Dzięki partnerom z B&O oraz ESS zostaną w pełni wykorzystane możliwości zamontowanego układu C/A, oprogramowanie sterujące pozwoli użyć filtrów (short/ sharp/ slow), które umożliwią odpowiednie dopasowanie pracy całego układu pod kątem odtwarzanego na telefonie repertuaru. Kość ESS, jaką wykorzystano, oferuje pomijalny poziom zniekształceń (0,0002%). Na marginesie, intrygujące jak poradzono sobie z interferencjami jakie generują zamontowane w telefonie anteny (LTE / WiFi), czy LG projektując V30 uwzględniło ten aspekt…

Taki układ ląduje w fonach po raz pierwszy, kto wie… może pojawi się w innych produktach tego typu? Mobilne chipy (b.niski pobór) robi Cirrus Audio, robi Asahi Kasei, robi także Wolfson, Texas Instruments też robi

Wzmiankowany Quad DAC pojawia się w produktach LG nie pierwszy raz, ale pierwszy raz pojawia się w produkcie globalnym (G6 nim nie był, a V20 nie oferował wszystkiego, co zaimplementowano do następcy w zakresie audio). Układ z osobnym, zwielokrotnionym konwerterem C/A osobno dla prawego, jak i lewego kanału to rozwiązanie typowe dla wspomnianych, kosztownych, wyspecjalizowanych DAPów. W smartofnach takich rzeczy się po prostu nie stosuje (stosuje się tanie układy o dużo gorszych parametrach, także w jabłczanej elektronice, żeby nie było wątpliwości). Powracając do początku naszego wpisu: ciekawe, czy będzie to li tylko ciekawostka, czy też jest to zapowiedź jakiegoś nowego trendu? Jak wspomniałem, jest pewna luka, jest pewne pole dla rynkowej ekspansji w przypadku takich produktów. Koreańczycy widać zdają sobie z tego sprawę i mają nadzieję, że możliwości audio V30 przełożą się na sukces rynkowy tego modelu. Czy się nie przeliczą to inna sprawa, ale jw. iPoda nie ma, DAPy to nisza, niszy, a lepsza jakość audio to coś, czego w tym segmencie (mobile) właściwie nikt na serio nigdy nie oferował. LG chce i jak widać coś już robi, Samsung podobno też ciągle się do tego przymierza (mówiło się o układach Wolfsona), a niewykluczone że i inni pójdą tym tropem, bo… czym tu się teraz wyróżniać, jak wszystkie „kieszonkowe” ekrany będą za raz wyglądały TAK SAMO, będą oferowały TAKIE SAME FUNKCJE i w zakresie funkcjonalnym, technologicznym właściwie niczym nie będą się już wyróżniać (między sobą). Czy tu przyciągnąć uwagę klienta? Jak zachęcić go do wymiany obecnego modelu? Czym zaskoczyć?

Audio może być jednym z takich „przyciągaczy”. Nowy V30 to niewątpliwie coś, co zagra co najmniej dobrze, co będzie można pożenić z bardzo, bardzo dobrymi słuchawkami (bez obaw o mezalians), ba, będzie można taki telefon potraktować jako wysokiej jakości źródło w stacjonarnym scenariuszu (tak, mam tu na myśli analogowe podpięcie do dowolnego toru audio). Przy czym na Apple nie ma co tutaj liczyć, bo decyzja o wyrugowaniu jacka wydaje się być ostateczna, a do napędzania głośniczków zamontowanych w smartfonie zwyczajnie nie kalkuluje się stosować jakieś wysublimowane układy C/A. Choć firma pokazała, że potrafi osiągnąć ciekawe efekty w najnowszej linii MacBooków Pro (dźwięk z wbudowanych głośników) i chce jeszcze bardziej rozwinąć w nadchodzącym iMaku Pro, to handheldy raczej z tego wszystkiego nie skorzystają. Dodajmy do tego bezprzewodowość jako standard w Jabłcu i iPhone jako odpowiednik wysokiej klasy DAPa (z odpowiednimi zmianami w konstrukcji pod kątem audio) odpada. Wygląda zatem na to, że (o ile) audio stanie się marketingowo nośnym tematem w mobile to będzie to dotyczyć Androida. Zainteresowanymi mogą być nie tylko znane marki z Korei czy Japonii (Sony), ale także mocno ekspansywni chińscy producenci. Tu walka na to kto da więcej może być szczególnie agresywna, firmy mogą prześcigać się co zaoferują klientom, a my możemy tylko cieszyć się z takiego obrotu sprawy. Finalnie dobre słuchawki zawsze się przydadzą, a jak będziemy je otrzymywać w komplecie z telefonem to tym lepiej. To co znajduje się w pudle dotychczasowo nadaje się zazwyczaj do szybkiej utylizacji. Może to być także dodatkowy impuls dla usługodawców, dla serwisów, by uzupełnić ofertę o lepszej jakości dźwięk.

Poprzednik V20 z solidnymi dokami B&O, pytanie czy V30 dostanie coś lepszego i co to finalnie będzie?

Właśnie, na koniec jeszcze jedna ważna rzecz. LG postanowił rozpocząć współpracę nie tylko z B&O, ale także z MQA (btw udział specjalistów od dźwięku w pracach projektowych to kolejna dobra wiadomość dla zainteresowanych V30). To pierwszy taki, na taką skalę, alians w którym stroną jest wielki producent elektroniki użytkowej. Nie oszukujmy się, tylko taka droga może przynieść pozytywne efekty, spopularyzować temat. Streaming muzyki hi-res będzie miał szasnę wyłącznie wtedy, gdy sprzęt z kieszeni (telefon) będzie to obsługiwał natywnie, gdy muzyka zapisana w tej technologii pojawi się w ofercie najpopularniejszych serwisów streamingowych. Tidal do takich się niestety nie zalicza i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić. Zatem kto? Ano wiadomo kto: Spotify. Ewentualnie (jeszcze) Pandora na rynku północnoamerykańskim. Biorąc pod uwagę to, co napisałem o Apple, na MQA w jabłczanym kramiku czy streamie raczej bym specjalnie nie liczył. Szkoda, bo wraz z wprowadzeniem własnych usług do oferty w konkurencyjnej, androidowej platformie dawałoby to możliwość jeszcze szerszej, szybszej popularyzacji, ale jw. to mało prawdopodobne.

Sumując, przekonamy się czy ten V30 nie będzie zwiastunem nowego trendu. Na IFA smartfon będzie prezentowany. Jeżeli dotrzemy na targi, sprawdzimy czy faktycznie. A wieczorem, najpóźniej jutro pierwsza z publikacji recenzji, której bohaterem będzie IFi Audio iDSD Nano LE. Też mobile…

LG wraz z ESS robi smartfona dla audiofilów. Nowy LG V20 z Sabre DAC

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
LG-V10-test-3

Miał być Samsung na Wolfsonach (i to takich z najwyższej półki), ale jakoś przycichło w temacie. Największy rodzimy konkurent – LG- postanowił sam wypełnić lukę i wprowadzić do oferty telefon o zdecydowanie ponadstandardowych parametrach w dziedzinie odtwarzania dźwięku. Koreańczycy podpisali umowę z ESS i razem z producentem znanych przetworników C/A (i nie tylko) postanowili zrobić bezkompromisowego smartfona, który pokaże na co stać z przewodowymi słuchawkami (z bezprzewodowymi niczego nie zyskamy, to oczywiste). Pytanie za sto punktów brzmi: czy będzie odpowiednio mocny, dobrej jakości amp w tym telefonie, czy też ten element będzie tradycyjnie (dla smartfonów) leżał. Tu kwestia pozostaje otwarta na domysły, bo na razie nie znamy pełnej specyfikacji tytułowego modelu. Co wiemy? Wiemy, że w środku znalazł się jeden z najnowszych układów Sabre, 32 bitowy, z podwójnymi przetwornikami na każdy kanał, pozwalający na dekodowanie dowolnego sygnału, w tym DXD/DSD (wcześniej zastosowano układ C/A ESS Technology w poprzedniku – V10). LG zdecydowało się na dobrze znany ESS Sabre 9018C2M – niskonapięciową wersję 18-ki, DAC zastosowany w opisanym przez nas Oppo HA-2. Poza tym opublikowano dane na temat nieinteresujących nas ;-)szczegółów specyfikacji tj, baterii, cpu oraz pamięci. Odpowiednio nowość od LG otrzyma jeden z najwydajniejszych SoC Snapdragon 820, 4 GB pamięci RAM, 32 lub 64 GB pamięci wewnętrznej oraz  baterię o pojemności 4000 mAh. Telefon ma pracować pod kontrolą systemu operacyjnego Android 7.0 Nougat. Taka alternatywa dla zewnętrznych DAC/ampów z jednej oraz DAPów z drugiej strony? No właśnie, będzie czy nie będzie? Prawdopodobnie wspomniany DAC dostanie do pomocy solidny wzmacniacz ESS Sabre 9602C, bo właśnie takie combo najczęściej się stosuje i takie coś znalazło się w poprzedniku. Tyle, że nie wiemy, czy LG znowu strzeli sobie w stopę, integrując te wspaniałości od ESS wyłącznie w ramach swojego autorskiego oprogramowania do odtwarzania muzyki? Tak, nie żartuję, oni naprawdę to zrobili, to znaczy sekcja – nazwijmy ją – HiFi załącza się tylko, gdy skorzystamy z firmowej aplikacji odtwarzającej dźwięk. Jeżeli to ograniczenie zostanie usunięte, to ten V20 będzie ciekawym produktem dla osób ceniących sobie jakość dźwięku, a jednocześnie wygodę korzystania z jednego urządzenia (a nie mnożenia bytów). Bo łatanie produktu za pomocą nieoficjalnych łatek, to średni pomysł, przyznacie?

Ciekawą sprawą będzie to, jak przyjmie się taki produkt na rynku, który ma niebawem czekać niemała rewolucja – rezygnacja z gniazdka audio jack i de facto przejście na wyłącznie cyfrową transmisję dźwięku z handheldów, które staną się w ten sposób wyłącznie transportami cyfrowymi, a nie autonomicznymi źródłami. Jak widać, LG obrało zupełnie inną drogę, nie rezygnując z wysokiej klasy przetwornika w swoim produkcie. Oczywiście nie wyklucza to pożenienia telefonicznej nowości z najnowszymi słuchawkami z transmisją bezprzewodową lub/i przewodem USB-C (takie złącze będzie miał V20), tyle tylko, że wtedy cała para w gwizdek. O jakości będzie decydował przetwornik oraz amp wbudowany w słuchawki / zew. głośnik. Co prawda spekuluje się, że wobec znaczącego wzrostu ceny nowe słuchawki bez audio jacka (te tańsze) nie będą wyposażane w przewtorniki/ampy, a transmisja z USB-C będzie przebiegała w domenie analogowej po wcześniejszym skonwertowaniu z cyfry na analog w telefonie / tablecie. Pytanie tylko, czy producenci handheldów nie wyrzuca za burtę DACów w swoich produktach? Byłoby to mocno nieroztropne z ich strony, bo tak przynajmniej na razie mówi się o pozostawieniu tego elementu wyposażenia jako obligatoryjnego, właśnie przez wzgląd na zachowanie kompatybilności (przejściówki, adaptery). Transmisja będzie wtedy realizowana via SBU (przez jeden z pinów, z dostępnym sygnałem analogowym) czyt. Sideband Unit. Rezygnacja z audio jacka podyktowana jest chęcią uzyskania dodatkowej przestrzeni zajmowanej przez to złącze, ułatwienia przy konstruowaniu wodoodpornych modeli oraz dalszego zmniejszania gabarytów handheldów (grubość).

Cóż, niebawem przekonamy się jak to będzie finalnie wyglądać. Apple ma 7 września zaprezentować nowe iPhone bez gniazdka audio, wielu czołowych producentów zapowiedziało wprowadzenie pozbawionych 3.5mm portu telefonów na rynek. Wspomniana wcześniej możliwość pojawienia się słuchawek (sporo tańszych) bez elektroniki, pasywnych, wyposażonych w złącze USB-C/microUSB/Lightning to naturalna kolej rzeczy… w końcu wielu konsumentów nawet nie spojrzy na IEMy, czy nausznice za 150-200$, a tyle zazwyczaj będą kosztowały (i to te przystępniejsze cenowo) modele. Także będzie się na słuchawkowym i nie tylko poletku sporo działo już niebawem. My też, jak wspomniałem, mamy na tapecie parę najnowszych słuchawek (poza Bose, jeszcze nie opisane Audeze z Cypherem – niebawem zapowiedź). Trzymamy rękę na pulsie. Znakomicie wypadły w testach H6 od B&O – tyle, że to zupełnie niemodna ;-) konstrukcja, bo tradycyjna, z kablem z jackiem, z dużymi muszlami (wokółuszna), pasywna. Także ten model opiszemy na łamach…

Muzyczny smartfon? Wow! Marshall właśnie takie coś pokazał

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
marshall-london-phone-1_3800.0

Szczerze powiedziawszy trudno się do tego odnieść. Rozumiem ideę, która przyświecała producentowi głośników bezprzewodowych oraz słuchawek (na marginesie z Marshallem od piecyków łączy tą firmę to, że kupiła prawa do marki, znaku) – dać ludziom telefon, który będzie nawiązywał stylem do firmowych produktów audio, dodatkowo wprowadzając w konstrukcji udogodnienia pod kątem słuchania muzyki. No i tutaj pytanie, na ile ten mariaż się udał? Dobrego smartfona musi cechować (w przypadku Androida, bo o Androidzie rzecz jasna jest mowa) odpowiednio wysoka wydajność, bardzo dobre parametry gwarantujące komfortową pracę, jak również solidny support. Z tym ostatnim, w przypadku zielonego robocika, bywa bardzo różnie, a firma, która do tej pory się w to „nie bawiła” pozostaje sporą zagadką w tym względzie. Tutaj mamy do czynienia raczej z low-endowym, aco najwyżej średniopółkowym telefonem, wyposażonym w 4.7″ ekran (720p), 2GB RAMu (na szczęście), wymienną baterię o pojemności 2500 mAh (nie najgorzej), z układem Snapdragon 410, z działaniem w sieciach LTE. Czyli taka niższa półka, jeżeli chodzi o dzwonienie. Ale w sumie nie o tym miał być ten wpis. Pomińmy zatem to co w telefonie najważniejsze ;-) i skupmy się na audio, bo trzeba przyznać że jest tutaj parę bardzo ciekawych, niespotykanych nigdzie indziej rozwiązań, przeniesionych ze świata wysokiej klasy odtwarzaczy muzycznych. Innymi słowy mamy pierwszego DAPfona ;-) i to nie jakiegoś czołowego producenta smartfonów tylko firmy, która specjalizuje się w produkcji urządzeń audio…

Po pierwsze ten telefon (nazwali go… Londyn), wygląda cholernie dobrze. Nie to, że estetyka Marshalla jest dla mnie wyznacznikiem wszystkiego co w audio najlepsze. Daleki jestem od tego, by tak uważać, choć oczywiste skojarzenia, czar i urok jaki rzuca piecyk są jakby poza dyskusją, do tego te nauszne modele słuchawek (testowaliśmy – patrz tutaj). W tym przypadku mamy właśnie taki produkt, który całym swoim ja woła: TAK MUZYKA JEST DLA MNIE NUMBER ONE. I ja to rozumiem, ja to w pełni popieram i się identyfikuję. Producent wyraźnie „jedzie” na tych naszych słabostkach, bo zdjęcia przedstawiające tytułowy produkt aż kipią od tego, co wywołuje przyspieszone bicie serca. Jest więc gitara elektryczna, która jakżeby inaczej możemy bezpośrednio podpiąć do telefonu. Zresztą ten został wyposażony w dwa gniazda jack na górnym boku, co jest wyraźną wskazówką dla użytkownika, nieprawdaż? ;-) Po drugie forma, obudowa, wszystko tutaj woła: JESTEM MARSHALL i cóż, muszę przyznać, że wygląda to przednio. Typowa faktura obić piecykowych z tyłu i po bokach, czarno-złota kolorystyka, loga… tak to jest definitywnie to. Przednim pomysłem jest umiejscowione z prawej strony pokrętło głośności, nie jakieś tam bezpłciowe przyciski tylko najprawdziwsze pokrętło do regulacji wzmocnienia. No, no. Jak sobie odchylimy wykonaną z materiału (ciekawy pomysł) tył obudowy (ten z fakturą piecykową), naszym oczom ukaże się szybkowymienna bateria. Poza tym różnica między zwykłym Androidem i Marshallfonem tkwi w powłoce oraz w dostarczonym z telefonem oprogramowaniu.

I tutaj, z tego co widzę, jest naprawdę konkretnie i coś czuję, że się tym produktem bliżej zainteresuję (sama forma jw. urzeka, ale to jednak trochę za mało). Co jest zatem z tym oprogramowaniem? Ano mamy tutaj jakiś mikser, wygląda na bardzo pro, mamy aplikację DJ-ską, która też prezentuje się niczego sobie. Jest oczywiście specjalnie przygotowany odtwarzacz softwareowy z bogatą regulacją, licznymi ustawieniami. No, no, no. Poza tym mamy ciekawy patent z dedykowanym przyciskiem M (jak muzyka rzecz jasna), dający bezpośredni dostęp do naszej biblioteki audio w telefonie (pewnie odpala się od razu odtwarzanie z wspomnianego odtwarzacza). Obiecują wysokiej klasy chip audio (i faktycznie tak jest, w środku znajdziemy Wolfsona WM8281). Dwa wymienione powyżej gniazda jack dają nam możliwość równoczesnego podłączenia dwóch par słuchawek. Do tego są dwa, zamontowane na froncie głośniczki. W komplecie dostaniemy dobre , firmowe dokanałówki. I tylko ta cena jakaś taka z górnej półki, bo bez umowy ma ten telefon kosztować 590 dolarów, a 600$ to umowna granica, gdzie zaczyna się cennik dla topowych modeli. Telefon trafi do dystrybucji po 20 sierpnia br.

Powiem tak… kupili mnie tą zapowiedzią, prezentacją. Poczekam, aż produkt trafi na rynek i postaram się go gruntownie przetestować…

» Czytaj dalej

Audiofilskie smartfony… nowy trend, chwilowa moda? HTC One by Harman Kardon

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
hk-second-phone-image

Mieliśmy już wcześniej do czynienia z muzycznymi telefonami. Pamiętam Nokie, Sony próbowało szczęścia z ożenieniem telefonu z Walkmanem, tytułowe HTC przez jakiś czas współpracowało z Beats Audio (teraz, po zakupieniu BA przez Apple, niewykluczone że zobaczymy coś „muzycznego” od Jabłka)… Były to produkty raczej obok, ich możliwości sprowadzały się do dodania paru ustawień w EQ, czasem dołączeniem do kompletu jakiś lepszych słuchawek (co nie było trudne, zważywszy na podłą zazwyczaj jakość tego, co wypadnie z pudełka nowego telefonu). Tym razem jest jednak nieco inaczej. Nowe smartfony mają grać na „audiofilskim poziomie”, mają być od strony brzmieniowej alternatywą dla drogich, specjalistycznych odtwarzaczy audio. Czy DAPom urośnie zatem za moment poważna konkurencja? Mam spore wątpliwości, choć oczywiście samo połączenie telefonu z wysokiej jakości grajkiem jest jak najbardziej sensowne, w końcu kto chce nosić dwa urządzenia przy sobie, w sytuacji gdy mógłby mieć 2 w 1. 

HTC One M8 (Harman Kardon Edition) to nie jest pierwszy telefon z dobrej jakości komponentami odpowiedzialnymi za brzmienie. Od dawna Samsung w niektórych modelach Galaxy (topowych) montuje układy Wolfsona, także wspomniane Apple stosuje w swoich telefonach (czy może stosowało vide iPhone 4/4S) całkiem niezłe kostki odpowiedzialne za dźwięk. Dlaczego nowa edycja HTC One miałaby być czymś wyjątkowym zatem? Ano dlatego, że wprowadzeniu tej edycji towarzyszy wielka kampania marketingowa, w której biorą udział ludzie zaangażowani w popularyzowanie dźwięku wysokiej jakości, w propagowanie idei lansowania muzyki zapisanej w bezstratnych formatach, w hi-res. To m.in David i Norman Chesky (dr. Chesky) z Chesky Records, to Quincy Jones i paru innych artystów, którzy zaangażowali swoje nazwiska w promowaniu wysokiej jakości produktów audio. Oczywiście wiele w tym marketingu, jednak warto zauważyć że opisywana edycja topowego smartfona HTC wyróżnia się paroma istotnymi różnicami na tle konkurencji. Po pierwsze, telefon zdolny jest do odtwarzania muzyki w bezstratnych formatach (FLAC, WAV) zapisanej w 24 bitach, z częstotliwością próbkowania równą 192 kHz. Dodatkowo oprogramowanie ma (podobno) pozwolić na granie DSD (no jasna sprawa, bez tego dzisiaj daleko się nie zajedzie, marketingowo rzecz jasna). Do tego w komplecie wysokiej klasy IEMy, słuchawki które na oko mogą kosztować 500 – 600 złotych, a więc coś co (faktycznie) robi sporą różnicę. Jakby tego było mało zastosowano także dwie technologie dla poprawy brzienia. Jedna - Clari-Fi – to próba wydobycia ze skompresowanych stratnie utworów dobrego jakościowo brzmienia, kolejna próba tym razem podjęta przez inżynierów HTC. Przyda się wbrew pozorom ten wynalazek, bo o ile ktoś nie korzysta z WiMP HiFi, to jest siłą rzeczy skazany na MP3/AAC/ Ogg. Druga to LiveStage, pozwalająca na lepsze efekty przestrzenne (na słuchawkach). Z testów wynika, że obie raczej niewiele wnoszą w jakość brzmienia.

Poza tym, HTC chwali się najlepszym (fakt, tak to wygląda w praktyce) dźwiękiem z wbudowanych głośniczków. Dwa, zamontowane z przodu przetworniki tworzą takie małe, miniaturowe stereo, które ma pozwolić na głośne, czyste granie bez podłączania słuchawek. Ten element znają użytkownicy HTC One, sprawdza się całkiem nieźle, oczywiście w tym wypadku wszystko podlane jest „audiofilskim sosem”, tak, aby nikt nie miał wątpliwości, że nawet w ten sposób można zagrać na high-endowym poziomie ;-) Najgorsze niestety zastawiam na koniec: ten model to na razie specjalna edycja dla amerykańskiego operatora Sprint (pytanie, czy taki telefon pojawi się na innych rynkach?) z tonami nieusuwalnego bloatware (patrząc na krótkie recenzje, ludzie odpowiedzialni za wprowadzenie nieusuwalnych elementów interfejsu w tej wersji totalnie przegięli). Oczywiście nabywca otrzyma dostęp do Spotify (bezpłatny przez kwartał) oraz parę aplikacji muzycznych preinstalowanych na telefonie. Ciekawe, że reklamujący z takim zapałem, wspomniani ludzie z branży audio, artyści jakoś nie kwapili się, by wprowadzić od pamięci telefonu swoją muzykę, materiały ze swojej wytwórni. Choć nie, z tego co napisano w pewnej reklamie, jako demo zapisano w pamięci parę kawałków z Dr. Chesky’s Sensational, Fantastic, And Simply Amazing Binaural Sound Show! Podsumowując, ciekawostka? Według mnie, owszem, ciekawostka, bez większego znaczenia, choć zapowiedzi faktycznie mogą wskazywać, że niebawem na rynku pojawią się „audiofilskie” smartfony. Przede wszystkim do sklepów ma trafić model Samsunga wyposażony w super układ od Wolfsona (dekodowanie wszystkiego jak leci), niewykluczone że jakąś niespodziankę przygotowuje Apple (myślę, że będą to po prostu jakieś lepsze słuchawki, być może wprowadzenie muzyki w ALAC w ramach sklepu iTunes oraz iTunes Radio, względnie nowego serwisu jaki pichcą). Pytanie, czy uda się zwrócić uwagę masowego klienta, odpowiedni zareklamować „lepszą jakość dźwięku”. Tutaj jedyną firmą z odpowiednią siłą przebicia jest Apple, nie ma co do tego wątpliwości. Innymi słowy, jeżeli zamiast AAC pojawi się ALAC, jeżeli do tego wprowadzą hi-res, streaming w kompresji bezstratnej oraz jakieś sensowne słuchawki (oby nie dźwięk by Dr. Dre, bo o tym dobrym będzie można zapomnieć).

» Czytaj dalej

Terminal zakupowy Jeffa Bezosa: Fire Phone

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Fire Phone

O amazonowym smartfonie było głośno wiele miesięcy (a nawet lat, z tego co pamiętam, już w 2012 mówiło się o takim produkcie) przed premierą. Miał to być kolejny, po tabletach Fire produkt, który pozwoli Amazonowi wejść na intratny rynek handheldów. Tytuł wiele mówi o tym urządzeniu… tak, właśnie, nowy telefon Jeffa Bezosa to przede wszystkim coś, co ma przynieść twórcom gigantyczne pieniądze ze sprzedaży. Ze sprzedaży wszystkiego, to znaczy dziesiątek milionów rzeczy jakie znajdziemy w amazonowym markecie, a w razie gdyby czegoś tam nie było, w innych miejscach (niech zgadnę, umowy dotyczące prowizji od zakupu via Fire Phone są już wydrukowane, gotowe do rozesłania zainteresowanym? ;-) ). To maszynka do drukowania pieniędzy i nie ma tu żadnej przesady w tym co napisałem. Bezos tak widzi każdy produkt, który wypuści jego firma… amazonowa wersja Androida, która świetnie sprawdziła się w tabletach, pewnie nie gorzej sprawdzi się w telefonie. Całość jest maksymalnie powiązana z tym co sprzedaje Amazon, a najważniejszą, kluczową technologią w zaprezentowanym sprzęcie nie jest jego ekran, procesor, kamera, technologie 3D i tym podobne rzeczy, tym czymś jest FireFly. Za pomocą kamery oraz zaszytego w system oprogramowania użytkownik natychmiast po skierowaniu telefonu (jego kamery) w stronę interesującego go przedmiotu zostaje skierowany do sklepu, gdzie ten przedmiot można od razu nabyć. I nie chodzi tutaj o kody, jakieś znakowanie produktów… nie, chodzi o bardzo zaawansowany system identyfikowania produktów, którego baza liczy sobie dziesiątki milionów rzeczy. I właściwie na tym można by poprzestać, omawiając amazonowy telefon ;-)

Rzecz jasna, poza funkcją terminala, telefon powinien pozwalać na wiele innych rzeczy. Patrząc na specyfikację, widzimy że generalnie Fire Phone nie odstaje od konkurencji (mówimy o średniakach, nie topowych modelach – tutaj nieco brakuje), choć trudno tu mówić o czymś przełomowym. Telefon wyposażono w ekran ze szkłem Gorilla Glass 3 o przekątnej 4,7″ o rozdzielczości HD (720p) oraz procesor Qualcomm o częstotliwości taktowania 2,2 GHz. Poza tym mamy 2GB RAM, 32GB pamięci masowej oraz kamerę 13 Mpx z funkcją stabilizacji obrazu. Ten element ma być znacznie lepszy od tego, co montuje w swoich produktach konkurencja. Tak przynajmniej wynikało z prezentacji Jeffa Bezosa, Fire Phone ma pozwolić na robienie lepszych zdjęć niż kamery w iPhonie 5S i Samsungu Galaxy S5. Czy tak jest w istocie przekonamy się gdy sprzęt trafi na rynek (pod koniec lipca). Warto podkreślić, że każdy użytkownik otrzyma nielimitowaną ilość miejsca na zdjęcia w chmurze. To niewątpliwie plus, kolejną ciekawostką jest poza wspomnianą kamerą główną oraz przednią, zamontowanie w obudowie 4 dodatkowych, które odpowiadają za drugi (poza FireFly) mocno eksponowany „ficzer”. Chodzi o interfejs 3D, tym razem oparty nie na czujnikach, a właśnie kamerach śledzących użytkownika (położenie oczu). Ciekawa rzecz, choć użyteczność tego elementu jest dyskusyjna. Widzę dwie rzeczy, które mogą faktycznie zyskać w przypadku szerokiego wykorzystania tej technologii: to aplikacje oraz funkcje związane z geolokacją, nawigacją oraz gry. Szczególnie w przypadku gier takie rozwiązanie może okazać się strzałem w dziesiątkę. Pytanie tylko, czy Amazon zdoła to w ten sposób wykorzystać, spopularyzować? Poza tym kamera wraz z oprogramowaniem zarejestruje tylko to co najistotniejsze z wizytówek, materiałów promocyjnych etc (np. pominie zdjęcia, nieistotne informacje..). Sprzęt będzie także reklamowany jako idealny czytnik książek, pytanie czy da się czytać równie wygodnie jak na Kindle? Moim zdaniem nie bardzo, ale tu znowu z pomocą przyjdzie kamera i oprogramowanie, śledzące postępy czytania, z automatycznym przewijaniem tekstu.

Na zakończenie coś, co nas szczególnie interesuje. Fire Phone ma dobrze brzmieć. Sprzęt otrzymał wbudowane głośniki stereo, a w komplecie z telefonem użytkownik dostanie wysokiej jakości słuchawki, z płaskim przewodem. Ich jakość ma być dużo wyższa od tej, którą charakteryzują się wszystkie pchełki dołączane do kompletu w smartfonach konkurencji. Cóż, trzymamy za słowo i mam nadzieję, że faktycznie będzie to bardzo dobrze grający telefon, szczególnie że Amazon bardzo mocno angażuje się w dystrybucję oraz streaming muzyki. I nie chodzi tylko o stratną kompresję, ale także materiały w jakości CDA oraz hi-resy… Dobrze, żeby ten trend ulepszania możliwości dźwiękowych handheldów stał się obowiązującym standardem – do tej pory mało kto zwracał na ten szczegół uwagę, ale jak widać to się zmienia. Samsung, Apple pracują nad lepiej brzmiącymi urządzeniami, być może do gry o lepsze brzmienie na wynos włączy się Microsoft, który niedawno poinformował, że muzyka będzie dla niego jednym z kluczowych elementów przy projektowaniu nowych generacji sprzętu. Powracając zaś do Amazona, widać konsekwencję. Wszystko kręci się wokół własnego kramiku i ta spójna, logiczna strategia może przynieść wymierne pomnożenie zysków. Telefon będzie dostępny w Stanach w cenie 139 dolarów (kontrakt na dwa lata) lub (bez kontraktu) 649$ (drogo). Nie wiadomo kiedy trafi do Europy, wg. mnie nie wcześniej niż na gwiazdkę 2014.

Rzut okiem (uchem): słuchawki Marshall Monitor

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Marshall Monitor (5)

Bazowanie na legendarnej marce to zawsze parę dodatkowych punktów, gdy się chce coś sprzedać. To, czy za tym kryje się cokolwiek oprócz nazwy, to inna inszość, ale grunt żeby się kojarzyło. Nie, nie jestem przeciwnikiem tego typu zagrywek, w końcu ktoś może w ten sposób niechcący oddać należny hołd legendzie, albo …wręcz przeciwnie, a to już jakby nie patrzeć gorzej, mniejsza. Na szczęście w przypadku producenta tytułowych nauszników wstydu nie ma, odwrotnie – najwyższe w ofercie słuchawki nieźle wywiązują się z zadania bycia na topie (oferty). Co więcej, faktycznie w tym wypadku nawiązanie do piecy gitarowych ma solidne podstawy, jest uzasadnione. Marshalle (słuchawki) można od zgoła dwóch lat znaleźć na sklepowych półkach, czytaj świeżynka, ale dzisiaj w sumie trudno znać to za minus – w dobie gigantycznego runu na słuchawki, sytuacji w której kto żyw bierze się za produkcję nauszników, IEMów etc. takie „doświadczenie” jest czymś typowym dla tego segmentu rynku. Potencjalny nabywca może dostać kręćka od tego nadmiaru, od tej klęski urodzaju i wcale nie jest obecnie łatwo kupić tego typu produkt. I nie chodzi tutaj nawet o to, że łatwo się naciąć… nie, jest naprawdę sporo bardzo dobrych produktów, tyle że trudno się w tej mnogości rozeznać, a jak ktoś dodatkowo chce jak najlepiej wydać ciężko zarobione pieniądze to ma nielada kłopot.

Rozpiętość cenowa jest olbrzymia, można za stosunkowo niewielkie pieniądze nabyć coś, co zagra nie tylko dobrze, ale dużo, znacznie lepiej od konstrukcji za ok. 1000 złotych (mam tu na myśli Kossy, czy ostatni przebój budżetowy – Superluksy, tudzież testowane przeze mnie jakiś czas temu Brainwavz), można też wydać sporo, a potem pluć sobie w brodę, bo ani to ergonomiczne, ani wygodne, a już fatalnie jak jeszcze gra nie tak jakbyśmy tego chcieli. Ok, no i mamy te Marshalle, Monitory, co od razu (nazwa) wskazuje że będzie to dźwięk nie taki tam, a konkretny, studyjny może nawet (w końcu wiecie, monitory to domena studia nagraniowego, czyż nie?), że będzie to grało solidnie, na poziomie, że tym dźwiękiem zawstydzimy paru utytułowanych producentów słuchawek, którzy zęby zjedli na …mniejsza na czym zjedli. No dobrze, to teraz czas przejść do konkretów i pokrótce opisać to brzmienie, te słuchawki – zapraszam na recenzję nauszników Marshall Monitor

» Czytaj dalej

Nokia X – Android inaczej, czyli koń trojański a’la Microsoft

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Nokia X 2

Na MWC jedną z największych sensacji było zaprezentowanie nowych smartfonów (aż 3 modeli) Nokii wyposażonych w Androida. Jak wiadomo stosunki między Microsoftem (niebawem finalnie prawa do linii Lumia, dużej części mobilnego biznesu Nokii) a Google są od dawien dawna lodowate. Google podgryza Microsoft gdzie się da (systemy operacyjne, usługi, wyszukiwanie treści w sieci… alternatywny ekosystem, w którym nie ma miejsca na MS), Microsoft w sumie nie pozostaje dłużny, choć do tej pory prowadził dość subtelną grę. Firma z Redmond otrzymuje od każdego producenta androidowych urządzeń pieniądze z tytułu licencji – warto o tym pamiętać, a jest to jeden z elementów który stanowi bardzo drażliwy punkt we wzajemnych relacjach. Microsoft do tej pory unikał otwartej konfrontacji (czego nie można powiedzieć o Google, które gdzie się tylko da starało się i nadal się stara ograniczać wpływy MS), jednak to co zaprezentowała Nokia pokazuje, że producent Windows postanowił przejść do ofensywy.

Wystarczy rzut oka na nowe telefony z serii X, by przekonać się, że za ich wprowadzeniem na rynek kryje się sprytny plan wyrugowania Google (usługi) z „własnego” poletka. Piszę „własnego”, bo w sumie Androida trudno uznać za własność Google, wręcz przeciwnie Android – jak pokazał Amazon – może być trampoliną do robienia swojego biznesu, bez oglądania się na Google. W końcu Kindle Fire ze zmodyfikowanym Androidem jest w 100% zależny od Amazona, nie ma dostępu do Google Play (w przypadku X też nie będzie dostępu do aplikacji via Google Play), to po prostu zamknięty (eko)system. W przypadku Nokii nowe modele Nokia X mają być czymś pomiędzy komórkami Asha, a najtańszymi modelami z Windows Phone (modele 520 oraz 620). To, wydawać by się mogło, nieco ryzykowane posunięcie – w końcu może się to skończyć podcinaniem gałęzi na której samemu się siedzi (pardon – będzie to podcinanie gałęzi na której siedzi kluczowy partner – MS, w sumie wychodzi na jedno). To właśnie wspomniane, najtańsze modele Lumii sprzedają się wyśmienicie i nakręcają zapotrzebowanie na mobilny system Microsoftu. Na pierwszy rzut oka tak to mogłoby wyglądać, jednak wg. mnie nowe X nie stanowią praktycznie żadnej konkurencji dla Windows Phone. Nokia idzie tutaj drogą Amazona, wprowadza bardzo tanie, przystępne telefony, oparte o najpopularniejszy system, z własnym oprogramowaniem, własnymi usługami, rzecz jasna tożsamymi z tym, co znajdziemy na telefonach z Windows Phone. Są to zarówno firmowe aplikacje, jak i te oferowane czy też promowane przez Microsoft. I tutaj zasadza się cały misterny plan… ktoś chce tanio kupić telefon, bardzo tanio, jednocześnie skorzystać z bardzo dobrych usług, możliwości oferowanych przez specjalistę, dużą korporację, do tego kupić produkt dobry jakościowo? Nowe X mogą być odpowiedzią na takie zapotrzebowanie. Owszem mamy w tym segmencie ogromną konkurencję, ale też wiele produktów z najniższej półki w przypadku Androida jest mocno krytykowana za niewystarczające wsparcie, za kiepską wydajność etc. Kto wie, być może nowe Nokie X zerwą z przekonaniem, że jak coś jest tanie, na Androidzie, to często jest do niczego…

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem pulpit nowych telefonów stało się dla mnie jasne, że Nokia/Microsoft chcą w ten sposób uderzyć w biznes Google i to bezpośrednio uderzyć. Już sam wygląd sugeruje, że mamy tutaj do czynienia z tytułowym koniem trojańskim. Kafelkowa nakładka nie jest jakoś wybitnie piękna, ale spełnia swoje nadrzędne zadanie – kojarzy się z wiadomo czym, jest całkowicie zdominowana przez wiadome usługi, aplikacje (Skype, integracja z Outlookiem, One Drive, soft Here), dodatkowo tak zoptymalizowana, że naprawdę proste telefony, jakie zaprezentowano, z bardzo ubogą specyfikacją, prawdopodobnie bez problemu poradzą sobie z takim, zmodyfikowanym Androidem. Do tego dwie karty SIM, możliwość instalacji dowolnego oprogramowania z sieci (co oznacza, że nic nie stracimy na braku Google Play… poza Google, które w oczywisty sposób straci). To nie mają być telefony dla geeków, to mają być telefony dla mas. I to mas w sensie milionów konsumentów, szczególnie w krajach rozwijających się. To bardzo mądra strategia, bo właśnie na tych, najchłonniejszych rynkach mamy do czynienia z klientem kupującym pierwszego smartofna w życiu, klienta dysponującego bardzo ograniczonymi środkami, kogoś kto poszukuje bardzo taniego, łatwego w obsłudze urządzenia gwarantującego podstawową funkcjonalność na odpowiednim poziomie. Nokia może to wszystko zapewnić. Nokie X mogą okazać się rynkowym hitem. Dodatkowo Microsoft może zainteresować większą liczbę developerów (tworzących na Androida) swoją własną platformą, może szybciej przenieść dane oprogramowanie (port) na Windowsa Phone – który jest już dojrzałym systemem, z sensowną biblioteką oprogramowania, której jednak nadal nieco brakuje do iOSa oraz Androida odnośnie dostępności popularnych aplikacji. To także jeden z ważnych elementów tej układanki. Bardzo sprytny ruch, moim zdaniem noszący niewielkie ryzyko dla własnego OS (WP), jednocześnie potencjalnie duży kłopot dla Google. Internetowy gigant nadal za bardzo nie wie czy i jak wejść na rynek hardware, czy linia Nexus powinna być odrębną marką, czy też powinna być zarezerwowana dla partnerów (konkretne modele, albo standardowe z „czystym” Androidem). Wejście Nokii na androidowy rynek może sporo namieszać, w końcu to właśnie Nokia była hegemonem w segmencie tanich telefonów, mając udziały podobne do obecnie dzierżonych przez Androida (Symbian). Cóż, ciekawe, czy ten koń trojański wypali? Moim zdaniem, Google ma powody do niepokoju. Poniżej specyfikacja zaprezentowanych telefonów…

» Czytaj dalej

Beyerdynamic z mobilnym wzmacniaczo-dakiem A 200 p

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Beyerdynamic A 200 p

Jedną z najnowszych propozycji z zakresu mobilnego audio (pokazanej na CES 2014) jest uroczy, miniaturowy wzmacniaczo-dac Beyerdynamic A 200 p przystosowany do współpracy z handheldami. Ostatnio sporo pisaliśmy na temat tego typu urządzeń, w zapowiedziach jest test dwóch high-endowych DAPów firm HiFiMAN oraz Astell&Kern, jak również przenośnego wzmacniaczo-daka Chord Hugo. To właśnie specjaliści z iRivera (Astell&Kern) stworzyli wraz z inżynierami Beyerdynamika tytułowy produkt. Wygląd to wg. mnie kwintesencja dobrego smaku – jest minimalistyczny, prosty, sprzęt od strony ergonomicznej prezentuje się znakomicie, wielkie pokrętło regulacji głośności to duże ułatwienie odnośnie obsługi urządzenia – będzie można bezzwrokowo, bez szukania po omacku, wygodnie zmieniać natężenie dźwięku. Widać, że ktoś, kto projektował tego malucha znał się na rzeczy.

Głównym zamierzeniem twórców było obejście zazwyczaj kiepskich układów przetwarzających dźwięk w mobilnej elektronice. Smartfony, tablety wyposażone są w przetworniki oraz (przede wszystkim) wzmacniacze, które niestety nie są w stanie zagwarantować dobrej jakości dźwięku. Szczególnie kiepsko wygląda w tego typu rozwiązaniach dynamika, rozdzielczość, dodatkowo możliwa do uzyskania moc, zapewnienie odpowiednich warunków do napędzenia dobrej klasy słuchawek przedstawia się zazwyczaj wyjątkowo źle. Stąd konieczność poszukiwania jakiegoś alternatywnego rozwiązania. I tutaj właśnie jest miejsce dla takich produktów jak opisywany Beyerdynamic A 200 p. Ominięcie kiepskich układów cyfrowo-analogowych w handheldach to lepsza separacja instrumentów, większa szczegółowość, dużo lepszy, głębszy bas, odpowiednia dynamika, naturalne wokale.

W środku znajdziemy starego znajomego – świetny układ Wolfsona WM8740. DAC pozwala na odtwarzanie muzyki 24 bit / 96 kHz, co idealnie wpisuje się w możliwości obecnych na rynku smartfonów oraz tabletów, które zdolne są do przesyłu cyfrowego sygnału via USB właśnie o takich, jak wyżej, parametrach. Warto zaznaczyć, że nie każdy handheld jest do tego zdolny – przykładowo iPhone będzie mógł przesłać dźwięk 24 bitowy o częstotliwości próbkowania 48 kHz. W przypadku jabłkowych handheldów, maksymalną, obsługiwaną częstotliwość będzie wspierał iPad. Co się tyczy współpracujących urządzeń, A 200 p jest kompatybilny z handheldami Apple (złącze Lightning – w komplecie dostajemy odpowiedni kabel, intrygujące… wygląda na to, że nie jest wymagany camera kit), smartfonami oraz tabletami na Androidzie (od wersji 4.1, via micoUSB), wreszcie komputerami PC/Mac. Akumulator pozwala na 11 godzin pracy. Sprzęt umożliwia sterowanie handheldem (100% kompatybilność z urządzeniami marki Apple, z Androidem może być różnie), to znaczy możemy pauzować, wznawiać odtwarzanie, cofać oraz wybierać kolejny utwór. W komplecie otrzymujemy skórzane etui, które można zamontować na pasku od spodni, względnie przymocować do naszego telefonu. Zapytamy dystrybutora o możliwość wypożyczenia malucha do testów (premiera na polskim rynku to pierwsza połowa lutego – sprzęt powinien być już dostępny) oraz cenę (rekomendowana na rynek EU = 299 Euro). Poniżej główne cechy oraz specyfikacja nowości Beyerdynamika…

AKTUALIZACJA: Sprzęt trafi do nas do testów, będziemy mogli sprawdzić możliwości brzmieniowe tego malucha na specjalnie przygotowanym pod kątem grania hi-resów iPadzie Mini oraz na naszym redakcyjnym Neksusie…

» Czytaj dalej

Motorola X trafia wreszcie do Europy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
motorola-moto-x-smartfon-wyglad

Na razie potwierdzono premierę w Wielkiej Brytanii oraz Niemczech (luty – marzec 2014). Mam nadzieję, że któryś z polskich operatorów postara się o wprowadzenie do oferty tego telefonu. Przypomnijmy, chodzi o jeden z najlepszych, budżetowych modeli smartfonów z Androidem na pokładzie. Dzięki Google Now oraz bardzo dobrej, motorolowej nakładce na system, potencjalny klient otrzymuje urządzenie, które w odróżnieniu od konkurencyjnych telefonów działa bardzo sprawnie, intuicyjnie – to w zgodnej opinii – jeden z najlepszych wariantów zmodyfikowanego Androida jaki trafił na rynek. Cena Moto X to mniej więcej połowa tego, co trzeba zapłacić za topowe modele (nieco ponad 300 funtów w Wielkiej Brytanii). Pewnie zaraz po premierze w Europie, będzie można znaleźć tytułowy produkt na aukcjach internetowych. W momencie wprowadzenia smartfona do oferty naszych rodzimych operatorów, w wysokich abonamentach Motorola X powinna być dostępna za złotówkę /  kilkadziesiąt złotych. Będzie to niewątpliwie jeden z najsensowniejszych wyborów w segmencie „przystępny cenowo telefon na Androidzie”. Oczywiście pod warunkiem, że Moto X trafi do oficjalnej sprzedaży w Polsce. Obecnie praktycznie nie da się kupić w naszym kraju nowych urządzeń Motoroli – nieliczne modele, które są dostępne to starocie.