LogowanieZarejestruj się
News

HiFiMAN DEVA bezdrutowe, przenośne (niemobilne) planary – nasze PW*

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_6603

*PW czytaj Pierwsze Wrażenia. Uzupełnione, zaktualizowane… Jak coś u nas od teraz wyląduje, to po paru dniach tradycjonalnie wpis, właśnie tytułowany PW – czasami taka prerecka, bo zazwyczaj tym to się właśnie kończy (skończyło się na recenzji ;-) ). No dobra, co też tym razem HiFiMAN upichcił. Po pierwsze słuchawki life-stylowe. Widać to po formie, wzornictwie, przyjętej koncepcji – ma być wrażenie „luksusowości” (średnio to lubimy, bo zazwyczaj kryje się za tym wieś potiomkinowska), ma być nowocześnie, właśnie life-stylowo, czyli ma się sprzedać masowo, niekoniecznie z akcentem na wysokie kompetencje, a raczej trafienie w uśrednione gusta. No to pojechałem na wstępie, co? To co napisane odnośnie się do DEVA zatem? No nie strzępiłbym sobie języka, gdyby nie było czegoś na rzeczy, bo tak – to projekt, który widziałbym w sprzedaży u resellerów jabca, to takie coś jak te wszystkie B&W, BeoPlay (Bang & Olufsen) i tak dalej produkty, które widać na resellerskich, czy elektro-marketowych półkach. Czy to coś złego, czy zdrożnego? Otóż nie, ale warto sobie uświadomić na wstępie, że to co w tytule nie ma się ścigać z typowymi audio hajfajowymi (nie mówiąc już o hajednowych) nausznicami – to nie jest w ogóle ten target wg. mnie. Dlatego, porównując sobie te DEVA do Sundara, HE-400, czy z pamięci (notatek) do bezdrutowych Ananda BT słyszę wyraźnie, że to jest obok. I nie, nie zgadzam się z opiniami, że to przecież takie Sundary pozbawione kabla. Absolutnie się z tym nie zgadzam.

Lifestyle

To słuchawki inne brzmieniowo, gdzie zupełnie inaczej rozłożono akcenty i ze stacjonarnymi planarami (bo umówmy się, wszystkie te wymienione ze zbliżonego zakresu $$$ oraz jedyny, wcześniej dostępny w portfolio, model bez druta to de facto słuchawki nie mobilne) nie mają za wiele wspólnego. W zamierzeniach na pewno miały być bardzo na wynos, konkurując z ww. produktami life-stylowymi, z jakimiś Senkami Momentum dajmy na to, czyli właśnie mobilnie, strojone pod upodobania bardziej masowe, bez ambicji w zakresie choćby neutralności, wyczynowej rzetelności, czy też dbania o liniowość pasma. Ma to być – tak to widzę – teoretycznie rzecz grająca via fon lub DAP, ma być gotowa do współpracy z komputerem (znaczy już nie, tylko tableto-komputerem, bo w tym kierunku idziemy obecnie w PC) i już. Niech nie zwiedzie nas oryginalny pomysł na oddzielenie tego co mobilne (moduł symetrycznie podpinany do jacka 3.5 TRRS w muszli), który jakby sugeruje coś odmiennego (uniwersalnego?) Otóż ten moduł to sedno pomysłu, patrząc z perspektywy użytkowej, niegłupi pomysł na ominięcie dwóch problemów słuchawek bezdrutowych, w których wszystko zintegrowano w muszlach… tak, tu bateria, jak padnie to wystarczy wymienić w module, czy sam moduł, poza tym teoretycznie można by iść w upgrade – wymieniając „dyngsa” na coś nowszego, lepszego.

» Czytaj dalej

PowerDAC NuPrimie IDA-8… mały, melodyjny mocarz

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20180629_164810637_iOS

Jeszcze parę lat temu nikt takich konstrukcji nie poważał. Amplifikacja musiała być wielka jak stodoła, musiała mieć za nic zużycie, musiała się konkretnie grzać, powodować czasowy spadek napięcia w sieci energetycznej itd itp. Mamy 2018 i często, gęsto zamiast wielgachnej skrzyni, wzmaczniaczyska, stoi sobie na półeczce małe coś, co gra – zdawałoby się – bez żadnych ograniczeń, wypompowując waty mocy w efektory bez najmniejszego wysiłku. Pamiętacie jedną z pierwszych, masowych konstrukcji D klasowej, jaka nam się parę lat temu trafiła i została na dłużej w redakcji? Ano, tak, tak chodzi o D3020 od NADa. Mały wzmacniaczyk pokazywał kierunek, mniej więcej w tym czasie pojawiały się pierwsze, coraz ambitniejsze konstrukcje innych czołowych producentów. Wcześniej paru specjalistów z branży starało się zainteresować nas swoimi konstrukcjami przełamującymi schematy (w głowie), głównie były to jednak drogie urządzenia (wspomniany NAD miał serię Masters, od której zaczął się flirt z wysoce efektywnymi, wysokomocnymi amplifikacjami). D3020 nie był jakimś objawieniem, ale jako jeden z pierwszych łączył świat cyfry (w tym komputerem, uzupełnionym łączem sinozębnym, a droższy D7050 także bezpośrednio Internety) z drutem ze wzmocnieniem w klasie D i zrobił to na tyle przekonywująco, że dzisiaj w ofercie Kanadyjczyków znajdziecie JEDEN tylko, klasyczny wzmacniacz tranzystorowy AB (C316 v2).

Bardzo się to wszystko zmieniło, a dzisiejsza integra to właśnie tytułowy PowerDAC: przede wszystkim cyfrowe wejścia, czasami bezpośredni link (prawie zawsze BT), ze szczątkową obecnością analogowych złącz przygotowanych na okoliczność podpinania analogowych źródeł. Bywa, coraz cześciej, zorganizowane w ten sposób, że ten analog to naprawdę coś bardzo „przy okazji”, zdarza się, że sygnał zostaje przekonwertowany na postać cyfrową (układ ADC) i następnie ponownie przekształcony na sygnał zrozumiały dla efektorów. Obecnie pojawiają się na rynku setki takich produktów, zaprojektowanych zgodnie z ostrymi normami redukcji zużycia energii, dodatkowo korzystające z wysokiej efektywności i minimalizacji wpływu czynnika termicznego na formę urządzenia. Mamy więc małe, malutkie amplifikacje, lekkie, leciutkie, dla starego audiofila grzyba, wydmuszki takie i … tu audiofil grzyb będzie często, gęsto w ciężkim szoku, grające z taką swobodą, z taką manierą jak te stare, wielkie piece, co to wymagały wyłączenia zbędnych odbiorników prądu, bo mogło wywalić ;-)

Ten tutaj jegomość to klasa D, tak, ale z magicznym A (na wstępie). Patent NuPrime na połączenie zalet. Obadamy :)
BTW. Opis na pudle to takie „wszystko w temacie”, wiemy od razu „kto zacz”

NuPrimie IDA-8 to taka na wskroś nowoczesna konstrukcja. Na wskroś. Bardzo, bardzo tu i ówdzie chwalona, na granicy czołobitności i uwielbienia wręcz. Jako, że mam duży sentyment do produktów NuForce (NuPrime to reinkarnacja, przez krótki czas marka NuForce egzystowała pod skrzydłami specjalisty od projekcji, firmy Optoma), a tu mamy kontynuację, bardzo przemyślane portfolio produktów, które znakomicie wpisują się w „idzie nowe” (w audio) to długo się nie namyślając zapytałem dystrybutora marki w .pl, czy można na tapetę i to najlepiej właśnie tego małego, jak w tytule stoi, mocarza. Sprzęt budzi spore zainteresowanie, krąży po redakcjach w ostrym (krótkim) reżimie czasowym, ale że akurat trafiło się trochę wolnego czasu na obadanie, poprosiliśmy o egzemplarz i od nastu dni gra to nam jako alternatywa dla bardzo klasycznych konstrukcji w salonie: integry NADa i dzielonego systemu NADa, ze starej daty pre i podobnie starej daty końcówką …a wszystko to w klasie AB, z dużym zapotrzebowaniem na prąd, opakowane w skrzynki zajmujące cały segment regału RTV, po paru minutach powodujące zauważalny wzrost temperatury w pomieszczeniu. IDA-8 jest absolutnym przeciwieństwem powyższego. Tak jak NAD D3020 to takie „biurkowe”, bardzo kompaktowe maleństwo, zintegrowany wzmacniacz na miarę XXI wieku. Power+DAC, z USB przede wszystkim, ale dla mnie rzeczą bardzo istotną i niepomijalną są także pozostałe cyfrowe interfejsy… nierzadko to właśnie SPDIF jest LEPSZYM od komputerowego sposobem na integrację źródła z nowoczesnym wzmacniaczem. To wcale nierzadka sytuacja, dlatego jak już nie raz mogliście się na łamach HDO przekonać, zawsze kompleksowo podchodzimy do testów, nie robimy tego by „zaliczyć” – nie – chcemy poznać możliwości brzmieniowe testowanego sprzętu. Wcale często to właśnie koaksialne, albo TOSLINK wypada ciekawiej w kwestii SQ od  uniwersalnej magistrali komputerowej. Także, to uwaga natury ogólnej, dajcie szansę innym interfejsom w swoich nowoczesnych, cyfrowych wzmacniaczach, bo warto (inaczej, można sporo z potencjału stracić, pozostawiając te wejścia nieobsadzonymi).

Małe, kompaktowe to. Bardzo. Oznaczenia wejść dziwaczne, ale ma to swój urok.
To takie połączenie diody (displej), oznaczenia alfanumeryczne… labo, przy czym żadne szkiełko i oko, o nie! ;-)

Integra NuPrime ma link bezprzewodowy w formie zewnętrznego modułu łączności, który podpinamy do umiejscowionego z tyłu, dodatkowego (poza drukarkowym złączem, do wpięcia kompa) portu USB. Także jak ktoś akurat wcale niekoniecznie ma ochotę słać strumienie z handheldów do ampa to nie musi tego elementu sobie aplikować, zestaw interfejsów obejmuje „klasycznie” elektryczne & optyczne interfejsy cyfrowe, ponadto jest analogowe wejście, jedno jedyne, na przedwzmacniacz, pozwalające podpiąć coś analogowo właśnie. Oczywistym wyborem będzie tutaj gramofon, te nowe coraz częściej wyposażane są od razu we własne, wbudowane przedwzmacniacze, co pozwala bezpośrednio wpinać. Na froncie diodowy displej (charakterystyczny element wyposażenia w przypadku wcześniej NuForce, obecnie NuPrime), w garści firmowy pilot (oznaczenia cyfrowo-literkowe wcale nie są z czapy, jak pisali inni recenzenci… no ludzie, przecież 1,2,3,4,5 niczego konkretnego nam o wyborze złącza nie mówi, a te literki owszem, mówią… a cyfry są po to, by nam unaocznić kolejność), stalowe pudełko z siłą rzeczy blisko osadzonymi odczepami. Polecam, bardzo, ubrane kable, najlepiej w banany. My tak właśnie podpięliśmy tytułową integrę z naszymi redakcyjnymi kolumnami. Widełki mogą być problematyczne, a gołe kable będą bardzo mocno niewskazane. Także banany wpinać proszę.

…jak widać

Nie ma żadnego jacka, mimo biurkowej formy (ale to w sumie nie jest, o czym za chwilę, żadna wskazówka, jakiś nakaz zastosowania tego klamota właśnie w formie biurkowo-gabinetowej), to amplifikacja pod kolumny, zdalne sterowanie także wskazuje, że ma to być obsługiwane z poziomu fotela, kanapy w dużym pomieszczeniu. Co prawda wielkość i waga wskazywałyby na coś wręcz przeciwnego, ale pozory w tym wypadku bardzo mylą. Tak jak wspomniany na wstępie D3020 faktycznie był takim małym wzmacniaczykiem, który nie bardzo nadawał się do dużego salonu, nie był dobrym wyborem dla dużych podłogówek, ba… sam producent zakładał, że jakby co przyda się wsparcie niskotonowca (aktywnego – zresztą w IDA-8 też możemy sobie suba integrować), do wpiętych w odczepy raczej kompaktowych monitorów, to tutaj mamy do czynienia z małym w formie, wielkim w treści, wulkanem energii. Ten wzmacniacz może bezproblemowo zastąpić w moim systemie dzielony tor pre + końcówka i będzie zwinniejszy, bardziej dynamiczny, de facto mocarniejszy od wielkiej skrzyni ze znamionowymi 200W. Przy okazji oczywiście mamy coś znacznie efektywniejszego, no ale to jakby z założenia… w końcu te nowe ampy oparte na power modułach, wzmacniacze w klasie D, potrafią dać dużo energii, zabierając z sieci umiarkowane ilości prądu, dodatkowo zachowując wysoką kulturę pracy (termika). Tak, to wiemy w teorii, ale praktyka potrafi mimo wszystko zaskoczyć, zadziwić. Musiałem uważać z operowaniem gałką enkodera (leciutki, wyczuwalny skok, szkoda że nie chodzi to nieco precyzyjniej, bardziej gładko), przyciskami na pilocie, bo można było szybko przedobrzyć. Gram bezpośrednio z Core @ Roonie (iMac), ale też jw. podpiąłem inne interfejsy i to bardzo na bogato, bo… po optyku jest Chromecast Audio tylko, ale po koaksialu udało się zintegrować cały system AV w salonie (dzięki matrycy HDMI wyposażonej w konwerter cyfra-cyfra z HDMI na TOSLINK/coax). Fajno. Można sprawdzić wiele źródeł, także takich, które rzadko były podpinane do DACów/PowerDACów. Oczywiście, tradycyjnie, podpinam także naszego dyżurnego CDeka (tutaj zarówno po analogu i rozłączając to co powyżej, po koaksailu). Link sinozębny sprawuje się bez zarzutu, można strumienie słać, ale to co robi na wstępie testów największe wrażenie to wspomniana moc, którą mamy tutaj do dyspozycji. Przy ustawieniach w zakresie 30-40 jest optymalnie, głośno, a dalej… no właśnie. Warto przy tym nadmienić, że amp gra niezwykle czysto, mamy całkowicie czarne tło i to w całym zakresie, także przy końcu skali. Nie to co przy moich NADach, gdzie jak wychylimy to słychać. Tu jest głucha cisza.

„Wzmacniaczyk” wcale niemało potrafi w dziedzinie SQ. Powiem więcej, sceptycy, niepoważający „tych nowych, cyfrowych, wynalazków” powinni koniecznie sobie to, to potestować. Najlepiej w zaciszu domowym, mając do porównania dotychczasowy tor. I niech to będą te wszystkie pyszne „czysta klasa A”, jakieś lampiszony niech będą, niech to będzie prawdziwe, po bandzie wyzwanie. U nas tak to się właśnie konfrontuje i doświadczyłem niczego, do czego mógłbym się doczepić. To nie jest żadne „no ale”, „nalocik cyfrowy czuć”, czy może mocne ale bez powietrza, bez życia granie. NO NIC Z TYCH RZECZY. Ta cała IDA-8 zasłużyła sobie na b.dobre opinie, tu nie ma przypadku. Dokładnie obadałem kwestie linku komputerowego, sprawdziłem jak dobra jest implementacja USB w tym przetworniku z prądem, znakomicie wypadło SPDIF – gra tutaj świetnie – analog traktowałem początkowo pomocniczo, ale summa summarum się wybroniło. Mogę zatem napisać głośno i wyraźnie: jak sobie słucham na lampiszonowym ampie czegoś, a potem przeskakuje na IDA to nie mam wrażenia, że ktoś mi coś tam amputował. W ogóle nie mam. Przechodzę, że tak powiem, gładko i bez najmniejszego zgrzytu. Innymi słowy, mały mocarz, radzi sobie, radzi sobie z podłogówkami w dużym pomieszczeniu z takim zapasem sobie radzi, że nawet dużo potężniejsze paczki nie stanowiły, jak się okazało, jakiegoś wielkiego wyzwania. Na Topazach 20 grało, dużo większych od kompaktowych Szafirów (23) i „nawet się nie spocił”. No ciepły, a nwet więcej niż ciepły był, ale wysterował te kolumny koncertowo.

Nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził tego ampa w sposób, który raczej nikomu (z testujących) nie przyszedł do głowy. Kropką nad i był odsłuch na routerze audio (z wejściem dla ampa i audio jackiem, do którego to nauszniki podpiąłem). Fabryka integracji ze słuchawkami nie przewidziała? No trudno, trzeba było zaradzić i zaradziłem jak wyżej. I wiecie co? To dopiero była sensacja, jak ten mały grzmot zagrał na planarach. Zresztą nie tylko, ale przede wszystkim.

  

Cyfra, no w PowerDACu to jakby naturalne, że cyfra wszędzie, nie?

Więcej, bardziej i mocniej poniżej:

» Czytaj dalej

Niewierny Tomasz: sprawdzę to. Co? To: IFi iGalvanic3.0

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
nano_igalvanic3.0

Nie to, że nie wierzę z zasady ;-) ale mam mocno sceptyczny, mocno krytyczny, mocno powątpiewający stosunek do otaczającej rzeczywistości i jak czytam takie coś: „Ogólny przyrost jakości jest niezaprzeczalny i pozwala spojrzeć na odtwarzaną za pośrednictwem komputerów muzykę w zupełnie nowym, żywszym i jaśniejszym świetle” to od razu moja przekorna, wątpiąca, nieufna natura (na szczęście dotyczy to tylko technologii, no przepraszam, polityki też dotyczy, ale od tego jak najdalej na HDO) każe mi od razu zapytać: serio, serio? Słyszałem wiele na temat poprawiaczy IFi, ich specjalizacji w tym zakresie, ba ostatnio coś nawet potestowałem (niebawem będzie słów parę na łamach), ale to co mówi się o iGalvanic-u ociera się o nieprzyzwoitość. Złoty Graal? Złoty Graal komputerowego audio? Plaster na wszystkie bolączki sygnału wyprowadzonego z komputera via USB? Uczynienie ze źródła PC Audio, źródła nie tyle hajfajowego, ale wręcz hajendowego (no serio, tak to opisują recenzenci, tak to opisują użytkownicy, wiele osób tak to ocenia). „Fejm” jaki towarzyszy temu produktowi zapala w mojej głowie czerwone światło, więcej, nie daje mi spokoju (czytaj, dodatkowo – stroboskop ;0)), uwiera…

No dobrze. Popatrzmy na to na chłodno. Czym jest iGalvanic (wersja 3.0)? „…Można powiedzieć, że dzięki zastosowaniu wewnątrz iGalvanic3.0 autorskiego transformatora separującego wykonanego z wysokiej jakości miedzi 6N, sygnał elektryczny wychodzący z urządzenia jest w całości wygenerowany na nowo, przez co jest on pozbawiony negatywnych naleciałości pochodzących z pierwotnego źródła sygnału, takich jak zakłócenia RFI i EMI…”  oookey, ale to w takiej czy innej formie pojawiło się na rynku, niektórzy podjęli się zadania poprawy tego, co (umownie) z komputera wychodzi, na sklepowych półkach pojawiły się regeneratory sygnału, pomocnicze akcesoria, współpracujące z resztą toru (czytaj z jakimś komputerem oraz dakiem wyposażonym w interfejs USB). Odszumienie sygnału miało być panaceum na wady wspomnianego interfejsu, przenoszącego z wnętrza komputera zakłócenia, interferencje oraz (nie)sławne opóźnienia czasowe. W przypadku zakłóceń sieciowych, zasilaczy komputerowych, które nie grzeszą nadmierną kulturą pracy (delikatnie rzecz ujmując) znaleziono sposób zaradzenia sobie z takimi, jak powyżej, problemami.

Aby całego tego zła uniknąć, stosuje się obecnie „izolację galwaniczną – technikę eliminującą (…) istotne problemy komputerowego audio, jakim jest negatywne zjawisko tzw. prądu błądzącego, który zakłóca pracę precyzyjnych podzespołów aparatury HiFi i high-end. Prądy te indukowane są głównie zasilaczach AC komputerów i rozsiewane po całym systemie, także poprzez złącza USB. Choć w normalnym użytkowaniu konsumenci nie obserwują występowania tych anomalii (lub nie są tego świadomi), to w wypadku produktów wysoce precyzyjnych, jak audiofilskie przetworniki D/A czy też profesjonalne interfejsy USB problem jest dotkliwy i powszechnie znany. To właśnie całokształt tych prądów błądzących i zakłóceń sieciowych jest powodem powstawania szumów i jittera, wyraźnie degradujących jakość brzmienia docelowych przetworników D/A typu USB. ”

To wszystko pozwala na poprawę parametrów sygnału, ucywilizowanie magistrali komputerowej, która nie była projektowana jako interfejs audio. USB to, jak sama nazwa wskazuje, port uniwersalny, mający setki zastosowań, główna arteria dla danych przyjmowanych z zewnątrz (nie licząc interfejsów sieciowych), a także połączeń między układami wewnątrz komputera (komunikacja na płycie głównej). To wszystko, niestety, bez priorytezacji, współdzielone, interferujące, rywalizujące o dostęp do danych, o dostęp do pamięci oraz procesora. Cóż – w teorii – prawdziwy koszmar. W praktyce nie jest tak źle, bo obecnie projektowane chipsety radzą sobie z zawiadywaniem połączeniami bardzo dobrze, ale (nadal) nie tak dobrze, by coś bardzo wrażliwego (audioklamoty) nie było narażone na rozliczne problemy, gdy z PC nam gra. No właśnie.

Lekiem na to wszystko (właśnie – wszystko) ma być tytułowe ustrojstwo. Galvanic3.0 zawiera wcześniej stosowane w produktach tej firmy technologie: REclock, REbalance i REgenerate, które mają za zadanie zniwelować wszystkie błędy synchronizacyjne powstałe jeszcze przed dotarciem sygnału źródłowego do samego urządzenia. Ponownie przeliczone informacje są pozbawione zniekształceń, odpowiedzialnych za powstawanie wspomnianych opóźnień czasowych tj. jittera oraz szumu. To wraz z opisaną powyżej izolacją galwaniczną Galvanic stanowi całościowe podejście do tematu. Nie mamy tu zatem częściowej eliminacji, tylko, całkowite wyeliminowanie problemów na złączu USB w aplikacji audio. Niewątpliwie ma to umocowanie w teorii, pytanie czy w praktyce również? Patrzę na to przez pryzmat własnych doświadczeń, swojej informatycznej wiedzy – przy czym liczba zmiennych jest, jak to w świecie zero jedynkowym bywa – spora, wg. mnie wykracza poza opisane zjawiska (tak naprawdę dostosowujemy coś, co nie zostało, jak wspomniałem, zaprojektowane do zakładanego przez nas celu!). Komputerowe audio to góry i doliny, nie da się niestety wszystkiego przewidzieć, precyzyjnie określić… raz jeszcze – nie zapominajmy o oprogramowaniu!

Tak czy inaczej, ten produkt jest próbą ucywilizowania uniwersalnej magistrali pod kątem medium dla sygnału audio i warto będzie przekonać się (jak niewierny Tomasz ;-) ), czy faktycznie… Z nadesłanego opisu wynika, że możemy liczyć na, cyt.: brzmienie znacznie bardziej analogowe, holograficzne i namacalne, a przy tym zyskujące na szczegółowości i dynamice. Dystrybutor wspomina o dodatkowym upgrade Galvanica o firmowe zasilanie iPower (testowane u nas niedawno – będzie wpis o tym jak sobie ten zasilacz poradził zastępując org. zasilacze w Chromecast Audio oraz EVO 2 z zew. zegarem, produkcie M2Techa). Inną drogą, radykalną, eliminacji jest zastosowanie zupełnie innego sposobu transmisji, opartego na innym interfejsie (point-to-point), eliminującym przynajmniej część z problemów USB – mam tu na myśli FireWire (historycznie już) oraz Thunderbolt-a (obecnie). Tyle, że takie coś zawęża dramatycznie wybór klamota i w praktyce można wybierać tylko spośród pro-toolsów. Płacimy wtedy za rzeczy kompletnie zbędne z naszego pkt widzenia (wyjścia mikrofonowe, miksery, interfejsy dla instrumentów itd. itp.)

Co prawda dużej budy już u mnie od dawna nie ma, ale jest HTPC, jest laptop PC, jest tablet PC (to wszystko na Windzie) oraz są Maki (z ich teoretycznymi przewagami nad PC w zakresie grania muzyki z pliku, bo system, bo konstrukcja), jest zatem z czym sprawdzać, bardzo przekrojowo jak widać sprawdzać. Nie mam wątpliwości, że warto szeroko podejść do tematu testu, ocenić to co oferuje IFi pod kątem własnych doświadczeń oraz wiedzy na temat działania komputerów oraz systemów operacyjnych. Różne środowiska, różne (bardzo) konstrukcje i wspólny mianownik: złącze USB służące do wyprowadzenia dźwięku z kompa. Sprawdzę z wybranymi, trzema DACami: pracującym w tym trybie wszystkomającym Polarisie (Auralic), przetworniku USB Korga (DS-DAC-100) wreszcie klasycznym, oldschoolowym NFB-2 od Audio-GD. Różne kości C/A, różne interfejsy USB, bardzo różne tory…

Biorąc pod uwagę, że wołają za to 1749 złotych, faktycznie powinniśmy odczuć wyraźnie poprawę, progres. Czy tak będzie? Cóż, zobaczymy.

 

PS. Mamy potwierdzenie ze strony dystrybutora – przyjmuje wyzwanie ;-)

Prawdziwa okazja? Questyle CMA600i po pierwsze amp, po drugie… też amp

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170626_135813646_iOS

Chiny wyrastają na prawdziwego potentata w produkcji sprzętu audio. To już nie jest wytwórca, oferujący tanią siłę roboczą (ta, przestała być na marginesie tania, czy na tyle tania, by kierować się li tylko tym parametrem w doborze partnera przemysłowego), to już nie bezwstydny kopista, to już nie tandeta. Od dawna już nie, a od niedawna chińskie, rodzime marki potrafią sprowadzić do parteru specjalistów z umownego Zachodu. Po prostu robią to lepiej, oferują więcej, dbają bardziej i …jeszcze, choć pytanie jak długo jeszcze, to co wprowadzą na rynek dają w konkurencyjnej cenie. Od dłuższego czasu nie tylko nie reaguje podejrzliwie na „Made in China”, ale wręcz przeciwnie – z zaciekawieniem badam wytwory rodzimej, chińskiej myśli technicznej. To – właśnie – nie są kopie, naśladownictwo, a własne projekty, własne opracowania, coś co pewnie do pewnego stopnia jest wynikiem doświadczeń zebranych przez lata produkcji czegoś, co zaprojektowano na Zachodzie, co zamówiono w chińskiej fabryce, ale też (coraz częściej!) własne, autorskie pomysły.

Wiele z tego, co trafia do Europy wywołuje zdziwienie, zachwyt, a przecież to zaledwie wierzchołek góry… gdybyście odbyli podróż po azjatyckich sklepach, albo sklepach (specjalistycznych) w Australii i Oceanii to… szybko doszlibyście do wniosku, że dzisiaj to, co najciekawsze, najbardziej innowacyjne powstaje wcale nie w Europie, wcale nie w Ameryce, a właśnie tam – w Chinach. Jest tego ogrom (kolega wrócił ostatnio z Antypodów, zahaczył też o Koreę i Tajwan), nieprzebrane morze produktów, z których część uznalibyśmy za awangardowe, za wyznaczające kierunki rozwoju branży. Tyle, że o nich wszystkich na Starym Kontynencie nigdy nie usłyszycie, a nawet jeżeli, to tylko jako wzmiankę, coś na marginesie. Powiem wprost: technologiczne serce globu bije w tych kontynentalnych i tych wyspiarskich Chinach, dodajmy do tego jeszcze hi-techową Koreę i mamy komplet, przy czym ogromny, gigantyczny potencjał przemysłowy, najpotężniejsze możliwości wytwórcze na planecie, jakie ma CHRLD, powodują, że te setki (precyzyjniej to nawet tysiące) marek audio (wyspecjalizowanych, tak, tak wyspecjalizowanych marek audio) to coś, czego nigdzie indziej, w takiej skali, nie ma, nie występuje. Wielkie korporacje, które dzisiaj królują na Zachodzie, siłą rzeczy są zachowawcze, maja globalny asortyment / ofertę, która jest w porównaniu z Państwem Środka mikra, malutka. Tak to obecnie wygląda. Z opowieści osoby nieźle zorientowanej, która dodatkowo miała możliwości zapoznania się nie tylko z rynkową ofertą, ale także zapleczem produkcyjno-projektowym wyłania się obraz prawdziwej potęgi. Dzisiaj to tam powstają innowacyjne pomysły, to tam „się dzieje”. Niebawem odczujemy to wszyscy, bo lokalność (jeszcze) wielkich chińskich wytwórców elektroniki użytkowej za moment przejdzie do historii, za moment to właśnie te wielkie marki będą w centrum, a wraz z nimi pojawią się mniejsze, specjalistyczne, które już dzisiaj mogą zawstydzić asortymentem i pomysłami wielu europejskich oraz amerykańskich producentów sprzętu IT/audio.

Słuchawkowa nirwana


Ten przydługi wstępniak o podróżach i wrażeniach ma uzasadnienie, głębokie uzasadnienie, w kontekście bohatera naszej najnowszej publikacji. Questyle to właśnie taka firma, która nie ogląda się na innych, tylko robi swoje. Robi to na poziomie najlepszych, zachodnich produktów, oferuje produkty na poziomie wysokiej klasy HiFi oraz high-endu w ….bardzo, bardzo atrakcyjnej cenie. Pamiętacie zapewne liczne publikacje na HDO opisujące wybitne klamoty Matriksa? To był (poza topowcami) poziom dobrego, solidnego HiFi, a tutaj mamy rzeczy, które mogą stanowić element dowolnego, nawet wyczynowego toru, bez ujmy dla podpinanych elementów. Aż tak dobrze? Ano, CMA600i w jednej z głównych funkcji, czy (moim zdaniem) kluczowej funkcjonalności, jest urządzeniem, które może swobodnie konkurować z uznanym za najlepszy (taa… rankingi) słuchawkowy amp Bakoonem HPA-21. Też Azja, na marginesie, słuchany przeze mnie niedawno (jak uda się wypożyczyć na dłużej to będzie recenzja), wykorzystuje podobny patent na granie, korzysta z tej samej technologii co tytułowy CMA. Bakoon był „pierwszy” (takie konstrukcje to nic nowego btw, kiedyś tak się wzmaki robiło), Koreańczycy zaoferowali swój produkt parę lat temu (o ile mnie pamięć nie myli AD 2013), parę firm próbowało stworzyć podobne urządzenia, ale dopiero Questyle zaoferował coś, co można uznać za odpowiednik, tyle tylko że w formie rozbudowanej funkcjonalnie, z dodatkiem symetrycznego toru dla słuchawek (HPA-21 jest konstrukcją SE). Zresztą, mniejsza o rankingi i prześciganie się kto bardziej, powiem już na wstępie, niech strzelba wypali, że CMA600i to jeden z najlepszych w skali bezwzględnej wzmacniaczy słuchawkowych, jakie są dostępne na rynku, to przede wszystkim amp, to też bardzo dobry (i na całe szczęście, bo właśnie to stanowi konieczne uzupełnienie tego produktu) pre i dopiero na końcu DAC. Jako przetwornik wypada średnio, to znaczy w cenie 4000 (co to za cena!? Dumping?! Za tyle w Polsce, właśnie za tyle, dzięki dystrybutorowi i chwała mu za to, bo gdzie indziej drożej) to przetwornik bardzo solidny, ale spora konkurencja w tym zakresie cenowym i zwyczajnie można lepiej. Mówię o komputerze, bo SPDIF jest tu niczego sobie. Ale to nieważne, zupełnie nieważne, bo amplifikacja jest tu znakomita i w przypadku pewnych redakcyjnych słuchawek to po prostu „must have”. Idealnie dopasowany partner. Z innymi też pysznie. Także, tak CMA600i wielkim wzmacniaczem nausznikowym jest.

 

A teraz to jeszcze, poniżej, uzasadnię…

» Czytaj dalej

Nowy konwerter X-SPDIF & karta PCI-e X-Hi dla PC od Matrix Audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Matrix

Szkoda, że od dawna nie mam żadnej budy ;-) Chętnie bym sprawdził ten interfejs @ PCI-e dla peceta, który dzięki komunikacji omijającej magistralę USB, może znacząco poprawić brzmienie z komputerowego źródła. Taki tuning to alternatywa dla wyspecjalizowanego PC, albo – właśnie – komponent wokół którego budujemy taki wyspecjalizowany komputer pod audio. Magistrala PCI-e pozwala na bezpośrednią komunikację z pamięcią oraz procesorem, nie ma żadnego współdzielenia, możliwych interferencji jak w przypadku magistrali USB. Pomyślimy ;-)

Drugi z zaprezentowanych ostatnio produktów to następca świetnego konwertera USB-SPDIF X-SPDIF 1 gen., który został u nas przetestowany. Konwersja cyfrowa często przynosi wymierny skok w zakresie SQ – pokazał to Matrix, pokazał to (na poziomie bardzo wyśrubowanym) M2Tech… można właśnie tak – to inna droga, przynosząca często zaskakująco pozytywnie efekty. W mojej opinii, taki konwerter potrafi zdziałać cuda, znacznie poprawiając brzmienie w porównaniu z samym USB. Gra u mnie SB Touch z mod. EDO wpięty via USB w konwerter M2tech-a (hiFace2) i to się znakomicie sprawdza. Taki tercet (dalej idzie sygnał koaksialem do rDACa) jako segmentowy streamer może swobodnie konkurować z bardzo drogimi, najnowszymi strumieniowcami.

Granie z USB na innym, lepszym poziomie

Parę słów na temat karty: Matrix X-Hi to kontroler, interfejs Audio USB na złączu PCI Express. Służy do precyzyjnego i wolnego od zakłóceń przesyłu sygnału audio USB do odbiornika cyfrowego lub przetwornika DAC. Posiada wyjście USB 3.0 oraz możliwość podłączenia zewnętrznego zasilania. Karta oferuje najwyższej jakości, wyizolowany przesył strumienia danych audio bez zakłóceń. To interfejs stworzony dla Hi-Fi, zaprojektowany został tak by zwiększyć jakość dźwięku, jaką możesz uzyskać z USB z komputera. Zwiększenie jakości przesyłu danych i znaczne zmniejszenie wpływu zakłóceń ze źródła zasilania, powoduje zmianę twojego komputera PC w wysokiej jakości źródło Hi-Fi. To niezależny kanał danych wykorzystujący precyzyjne zegary współdziałające z układem mostka USB 3.0 firmy Texas Instruments, które otwierają niezależny kanał danych dla strumienia USB Audio. Pomaga to ominąć sygnał ze sterownika USB zintegrowanego z płytą główną, unikając udostępnienia kanałów danych innym urządzeniom USB.

 

Zadbano o właściwe ekranowanie (obudowa), przy czym trzeba przemyśleć projekt dedykowanego audio PC – nie może to być super kompaktowy kadłubek, bo się karta nie zmieści, konieczne jest uwzględnienie montażu kart rozszerzeń. Warto zwrócić uwagę, że możliwe jest zastosowanie zew. zasilania.

To ostatnie, to właśnie coś, co pozwala ominąć „rafy” – mamy dedykowany sygnałowi audio interfejs, czysty, który mimo zastosowania USB (komunikacja z przetwornikiem) dysponuje podobnymi zaletami co opisywany (mocno entuzjastycznie) interfejs thunderboltowy TAC-2. Zasada działania jest tu identyczna – bezpośrednia komunikacja, brak interferencji z innymi urządzeniami, które współzawodniczą o dostęp do danych. Thunderbolt poza większą wydajnością, komunikuje się via PCI-e, nie ma tutaj mowy o jakimś wąskim gardle, nie ma mowy o opóźnieniach czasowych (jitter free). Tu, w przypadku tej karty, możemy oczekiwać tych samych korzyści. To robi różnicę!

Interfejs I2S może pracować w różnych trybach! Zdaje się, że to jedyne takie rozwiązanie na rynku konsumenckim 

Odnośnie zaś konwertera to: Matrix X-SPDIF 2 to nowa generacja znanego cyfrowego interfejsu X-SPDIF dla PC. Najnowsza wersja zachowuje świetną jakość poprzednika, odznaczając się przy tym dodatkowymi funkcjami w tym cyfrowym wyjściem koaksjalnym, optycznym, AES / EBU oraz I2S. Urządzenie obsługuje z powodzeniem sygnały PCM do 24bit/192kHz i DSD64 (DoP) na wszystkich złączach, zaś na porcie I2S PCM do 32bit/768kHz oraz DSD512! X-SPDIF 2 wykorzystując układ asynchroniczny XMOS U208. Jest to obecnie najbardziej zaawansowany interfejs audio USB klasy 2.0 na rynku. Urządzenie charakteryzuje się ultraniskim poziomem jittera, dzięki zastosowaniu bardzo dokładnego zegara femtosekundowgo. Z powodzeniem współpracuje z urządzeniami Windows, MacOS, jak i mobilnymi Android i iOS, na co pozwala możliwość podłączenia zewnętrznego zasilania. Układ XMOS i FPGA to nowa, 8-rdzeniowa jednostka przetwarzania sygnału cyfrowego. Jest to najbardziej zaawansowany interfejs audio USB klasy 2.0 dostępny na rynku. Od teraz Matrix pozwala podłączyć odbiorniki cyfrowe za pośrednictwem nowo dodanego portu I2S, dzięki czemu unikamy jakichkolwiek strat spowodowanych konwersją cyfrową.

 

Nowy Spartan to potęga, dodatkowo możemy liczyć na precyzyjne zegary oraz możliwość podpięcia jakiegoś liniowego zasilania (konwerter może pobierać energię ze złącza USB)

Bardzo chętnie sprawdzę u nas, jak się ten nowy konwerter X-SPDIF sprawdzi. Możliwe, że będzie okazja sprawdzić teoretycznie najlepsze, o największych możliwościach medium dla sygnału tj. interfejs I2S. Może się okazać, że w bardzo budżetowych realiach uda się zbudować coś, co gra lepiej od dowolnie drogiego DACa grającego z komputera via USB. Możliwości nowego Spartana są naprawdę imponujące, ta skrzynka może być wstępem do czegoś naprawdę wielkiego.

Recenzja aktywnych monitorków Audioengine A2+

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A2+ active_tyt

Audioengine. Kto nie słyszał o produktach tej firmy? No właśnie. Komputer plus AE stanowiły przepustkę do świata dźwięku HiFi w konfiguracji biurkowo-komputerowej. Znakomite recenzję, ugruntowana (na zachodzie) opinia i brak polskiej dystrybucji. Do czasu. W końcu na naszym rynku pojawiają się audioengine’y i to od razu cały, obecny, katalog produktowy. W naszych zapowiedziach pojawiły się dwa najpopularniejsze, najbardziej rozpoznawalne produkty:

Rozpoczynamy od recenzji pierwszego z wymienionych. Te aktywne maluchy, które zapewniły firmie (oferta obejmuje parę wersji, dodatkowo jest to kolejne pokolenie tych monitorków) sławę i rozpoznawalność na globalnym rynku, to miniaturka rasowych kolumn podstawkowych, konstrukcyjnie bez kompromisów, takie HiFi bonsai. Ich superkompaktowe rozmiary pozwalają bezproblemowo ustawić je na dowolnym, nawet niezbyt dużym biurku, stoliku i to jest ich – że tak powiem – naturalne środowisko. Możliwości nagłośnieniowe, co prawda, pozwalają na zabawę w ustawienie mikrusów w niewielkim pokoju, przy czym taka opcja – choć możliwa – będzie raczej rzadko wykorzystywana… wielkość, gumowe podstawki, złącze USB (do grania, nie do ładowania czegoś tam) jednoznacznie wskazują miejsce oraz towarzystwo w jakim przyjdzie A2+ grać. Komputer po pierwsze, po drugie i po trzecie. A jak jest dock, czy po prostu kablem analogowym chcemy sobie jakieś dodatkowe źródełko podłączyć to proszę bardzo – można.

Sam na chwilę podpiąłem handhelda z Oppo HA-2, przez moment grał też Chromecast Audio (swoją drogą ten kawałek plastiku pokazuje jak wiele można dać tak niewiele chcąc w zamian) – nie ma problemu, ten zestaw w odróżnieniu od niektórych zestawów głośnikowych USB pozwala na integrację czegoś więcej niż tylko komputera, ale powiedzmy sobie szczerze… to komputer będzie tutaj głównym, najważniejszym źródłem dźwięku. Kolumienki warto ustawić na gumowych standach, naprawdę warto, bo w przeciwnym razie trudno będzie znaleźć odpowiednie miejsce względem głośników siedząc przy biurku. Tak, te maluchy są bardzo kierunkowe, bardzo mocno daje się odczuć różnice w zależności od tego, jak położona jest nasza głowa (uszy) względem kolumienek. Pochylenie bardzo tu pomaga, no chyba że ktoś siedzi na bardzo nisko ustawionym fotelu… tyle że to mocno niepraktyczne i niezdrowe, szczególnie gdy coś przy tym biurku poza słuchaniem robimy (to może być problematyczne ;-) tzn. angażują nas te maluchy bardzo, to nie jest granie w tle – no chyba, że sobie ściszymy maksymalnie to co gra ).

Lakierowane obudowy, znakomity montaż, wszystko jak spod igły. Wrażenia organoleptyczne są więcej niż satysfakcjonujące, od razu widać że producent stara się jasno wskazać użytkownikowi, że mimo desktopowego przeznaczenia, ma do czynienia z świetnie wykonanym audio produktem, bez żadnej taryfy ulgowej (bo głośniki komputerowe). To jak wspomniałem miniatura HiFi na biurku, coś co nie tylko zresztą wyglądem, ale także konstrukcyjnie nawiązuje do systemu, który gra nam w salonie. Aktywna konstrukcja, USB DAC to wymóg biurka i głównego źródła – komputera – reszta to przemyślane rozwiązania rodem z dużego HiFi, tyle że w miniaturze. Mamy zatem płaskie szczeliny BR z przodu, nie bez przyczyny zaprojektowane w ten sposób… w końcu na biurku bywa tłoczno, biurko zazwyczaj stoi przy ścianie, ustawiając biurko nie myślimy o akustyce a raczej o dobrym świetle, właściwym umiejscowieniu względem okna, dostępie do gniazdek oraz tzw. biuro-zaplecza. Także kolumienki muszą sobie radzić w okolicznościach dalece nie sprzyjających uzyskaniu dobrego jakościowo brzmienia (akustyka) i stąd taki wybór konstruktorów… niewielka powierzchnia frontu z dwoma przetwornikami oraz wspomnianym portem BR, przy czym dwudrożna konstrukcja zachowuje się (gdy – właśnie – dobrze kolumnę ustawimy względem uszu) jak dobry, ba, bardzo dobry, przetwornik szerokopasmowy. Zszycie zakresów jest wzorcowe, wzorcowe pod warunkiem pochylenia (standy) oraz skierowania obu kolumienek do środka (nawet mocniej niż by się nam wydawało, warto poeksperymentować!).

To takie uwagi natury praktycznej na wstępie, bardzo ważne uwagi, które stanowią ważną wskazówkę, aby przygoda z A2+ była w pełni satysfakcjonująca, udana. Rozpisałem się na wstępie, ale też niniejszy tekst będzie taką właśnie niezobowiązującą ;-) w formie opowieścią o tych małych grzmotach.

Zapraszam na ciąg dalszy poniżej…

» Czytaj dalej

Słuchawki będą… droższe. To nieuniknione, sami to (z)aprobujemy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
B&O tyt

Takie wnioski przynosi to, co za rogiem (nas czeka). A czeka nas sporo, bo jak informowaliśmy Apple* definitywnie chce rozstać się z audio jackiem (a to oznacza, że reszta pójdzie zapewne w ślady), Intel widzi przyszłość audio w handheldach oraz komputerach zero, jedynkowo, planując wprowadzenie standardu USB-C for audio, do tego coraz więcej producentów słuchawek planuje, albo już ma w ofercie słuchawki bezprzewodowe. Z jedne strony rozbrat z kablem (z wszystkimi tego konsekwencjami), z drugiej przeistoczenie każdego urządzenia z jakimś systemem operacyjnym w transport dla dźwięku, bez konwersji audio we wbudowanych układach C/A… których to po prostu nie uświadczymy w ww. urządzeniach. Dla producentów elektroniki mobilnej oznacza to cenne milimetry do wykorzystania na coś innego (brak DACa, brak wzmacniacza, brak gniazdka), dla branży audio zaś czas żniw i to (chyba) na skalę dotychczas niespotykaną.

Słuchawki będą droższe (bo wprowadzenie konwersji do muszli, czy do obudowy IEMów to wyzwanie technologiczne, to dodatkowe koszty, to często kwestia wprowadzenia dodatkowego zasilania), będą a właściwie – jak pokazują badania – już są, bo średnia wartość ceny stale rośnie i dzisiaj płacimy uśredniając 34$ za jakieś słuchawki (podczas gdy parę lat temu było to tylko 18$). To spory wzrost, wynikający z rosnącej sprzedaży produktów droższych, z ceną przekraczającą pułap budżetowy (za taki uznawano do tej pory właśnie około 20$) oraz popularyzacji słuchawek bezprzewodowych. Według mnie w pudełkach przyszłych iPhonów (a także z czasem innych marek) nie uświadczymy już żadnych „podstawowych” słuchawek. Raczej żaden producent nie zdecyduje się na takie, kosztowne akcesorium, jako część standardowego wyposażenia, poza tym nie przepuści okazji by zaoferować firmowe bezdrutowe IEMy z odpowiednią metką (i marżą). W komplecie słuchawek nie będzie, do samego zaś telefonu  w prosty sposób nie podepniemy żadnych słuchawek czy głośników. To dobra wiadomość dla producentów przenośnych ampDACów… wzrost sprzedaży tego typu akcesoriów wydaje się nieunikniony (choć to mnożenie bytów i większość i tak kupi jakieś słuchawki).

Oczywiście będzie można także grać dalej „po drucie”, ale inaczej niż do tej pory zwykło się to robić. Poza wzmiankowanymi mobilnymi DACami, same słuchawki będą pozwalały na bezpośredni transfer muzycznych bitów via USB-C / Lightning. Czuję, że to kwestia najbliższej przyszłości. Są już takie produkty, pisaliśmy o nich (i niebawem kolejny raz opiszemy – tym razem będą to H8 Bang&Olufsena), a będzie ich (znacznie) więcej na rynku (a jak tylko pojawią się, przetestujemy także Audeze EL8 Titanium). Samo granie z wbudowanego DACa w słuchawkach jest moim zdaniem bardzo poważnym progresem w zakresie jakościowym, dającym dodatkowo zupełnie nowe możliwości. To 100% zgranie elektroniki z głośnikami wbudowanymi w muszlę, obudowę, pełne dopasowanie, do tego różnego rodzaju systemy optymalizacji, korekcji, efektowe i nie chodzi tu tyko o coraz doskonalsze ANC. To nowe otwarcie. Jak pokazuje przykład ostatnio słuchanych N90Q (flagowy model AKG z kategorii ultranowoczesne, właśnie będące całym system, słuchawki do słuchania z komputera / handhelda), to kierunek który będzie wiodący, będzie wyznaczał trendy w segmencie słuchawkowym.

 

Wzrostowi sprzedaży (o 7% w stosunku do zeszłego roku) towarzyszy zatem szybki wzrost cen (aż 0 19%!) słuchawek, które trafiają na rynek. Obserwujemy to zarówno w zakresie produktów tańszych, jak i tych z najwyższej półki. Jeszcze półtora roku temu, granicą high-endu były (poza flagowymi Staksami, ale to wyjątek) nauszniki za około 10 tysięcy złotych. Teraz ta granica została przekroczona i często flagowce atakują poziom 20 tysięcy. Jednak ciekawsze i dla rynku istotniejsze dzieje się w zakresie ceny od ok. 500 do ok. 2000 złotych. Właśnie w tym przedziale pojawiają się nowinki, wdrażane są nowe rozwiązania, o których wspomniałem powyżej. To właśnie takie słuchawki (IEMy czy mobilne nauszniki, bo mobilność jest absolutnie niezbędnym elementem i wpływa na konstrukcję nowych modeli) stanowią najciekawszy segment. Najwięcej dzieje się właśnie w produktach oferowanych w wyżej wymienionych widełkach. Myślę, że granica zostanie przesunięta do około 1000 złotych za w pełni wyposażone modele, wcale nie rzadko przyjdzie nam zapłacić półtora albo prawie dwa tysiące złotych za słuchawki „na wypasie” i to niekoniecznie takich od niszowych producentów audiofilskich. Wzrost ceny jest nieunikniony.

Pytanie, co się stanie z tanimi, bardzo tanimi słuchawkami? Brak możliwości ich podpięcia do nowego telefonu, komputera, może przełożyć się na erozję zainteresowania najtańszymi propozycjami. To ważny sygnał dla największych producentów słuchawek, tj. Sony, JVC, Philips, JBL czy Apple. W stosunkowo najlepszej sytuacji wyjściowej jest ta ostatnia firma. Po pierwsze ma markę premium (a jednocześnie sprzedaje te produktu na masową skalę) tzn. Beats Audio. Po drugie sama odpowiada za popularyzację, narzucanie standardów rynkowych. Po trzecie w zakresie ceny powyżej 100$ to właśnie Beats (czytaj Apple… wraz z Apple tzn. EarPodsami głównie) ma 45% udziały na rynku.

Sprzedaż bezprzewodowych modeli w stosunku do zeszłego roku podwoiła się (!) i jest to już 14% całej sprzedaży. To gigantyczny wzrost! Według przedstawicieli JBL-a to właśnie brak kabla skłania ludzi do wydawania dużo wyższej kwoty na słuchawki niż do tej pory zwykli to czynić. Nowe produkty, zaprojektowane tak by nie wypadać z ucha, bezprzewodowe, wyposażone w dodatkowe systemy, grające kilkanaście godzin mogą (zdaniem konsumentów) kosztować średnio nawet 180 dolarów i znajdą swoich nabywców. To świetna wiadomość dla branży, bo pokazuje bardzo duży, właściwie niezagospodarowany do tej pory rynek dla tego typu konstrukcji.

Dodajmy do tego jeszcze jeden ważny trend: przekształcanie się słuchawek w wielofunkcyjne gadżety, które nie tylko samodzielnie odtwarzają nam przesyłane ze źródła strumienie audio (za pomocą kabla, lub bez jego pomocy), ale dodatkowo pozwalają na monitoring aktywności, pomiar parametrów związanych z kondycją fizyczną (zdrowie vide pomiar temperatury), element niezbędny do wygodnego i pewnego korzystania z cyfrowej asysty (Siri, Cortana, Google Now etc.) itd. itp. Innymi słowy słuchawki stają się powoli niezbędnym elementem całości (elektroniki osobistej), co wcale nie oznacza, że nie trzeba będzie za to wszytko dodatkowo zapłacić. Na pewno trzeba będzie (więcej) zapłacić.

O słuchawkach wyznaczających nowe trendy przeczytacie na #HDOpinie m.in.: Sennheisery Momentum Wireless OvE, Devinitive Technology Symphony 1 oraz Nowości na CES 2016 

* wyczuliśmy gdzie i jak wieje już w czerwcu 2014 r :)

Nowa hybryda EF2C od HiFiMANa – gramy lampowo z komputera

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-04-11 o 10.49.30

Zajmie mało miejsca, poczaruje za pomocą dwóch wbudowanych lampek… nowy EF2C, słuchawkowy wzmacniacz hybrydowy z dwoma bańkami oraz z wejściem USB, pozwalający na wydobycie dźwięku wprost z komputera na podłączone do wyjścia słuchawkowego nauszniki (a także – jak ktoś będzie miał ochotę – na IEMy). Ja pisze dystrybutor, firma Rafko, brzmienie nowego EF2C prezentuje firmową szkołę brzmienia HiFiMANa, która opiera się na generowaniu potężnego dynamicznego dźwięku z lekkim ociepleniem.

Wzmacniacz charakteryzuje się ciepłą średnicą z bogactwem mikrodetali, co przekłada się na łagodny barwny wokal i dobrze obciążone mięsiste brzmienie gitar i innych instrumentów szarpanych. Brak sztucznego wyostrzenia dźwięku sprawia, że EF2C bardzo dobrze zgrywa się ze słuchawkami z wyeksponowaną górą. Szybki, krótki i dobrze obciążony bas pokazuje, że pomimo zastosowania lamp wzmacniacz dysponuje znakomitą dynamiką (nie zapominajmy że to hybryda jest). Wysterujemy dowolne nauszniki, w tym także te mocno łase na moc generowaną przez słuchawkowy „drut ze wzmocnieniem”. W skrócie wygląda to tak:

  • nowe, dwa razy mocniejsze końcówki mocy (600mW)
  • nowy potencjometr drabinkowy
  • wzmacniacze operacyjne OPA2604
  • wysokiej klasy przetwornik cyfrowo-analogowy CMEDIA
  • hybrydowy wzmacniacz słuchawkowy oparty na lampach 6J1
  • front ze szczotkowanego aluminium
  • obsługa słuchawek dynamicznych do 300 ohm
  • super kompaktowe rozmiary – 14cm szerokości i 8.5cm głębokości
  • EF2 jest mniejszy niż biurkowy notes A6

Cena? Niecały tysiąc złotych, a dokładnie 945. Do tego wzmacniaczo-daka polecają HE-400i, które mamy na stanie. Może wypróbujemy, co ten czort potrafi?

» Czytaj dalej

Auralic Aries Mini – pierwsze wrażenia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Auralic_Aries_Mini_12

Najważniejsze – czy taki streamer może zastąpić komputer w roli podstawowego, plikowego źródła dźwięku? Odpowiedź, po pierwszych paru dniach użytkowania brzmi: Tak, ale… Tak, bo może współpracować z dowolnym dakiem, co oznacza że może być transportem dla plików z czymś lepszym w roli konwertera C/A & interfejsu USB. Można zatem traktować to urządzenie jako alternatywę dla PC/Mac. Podobnie jak Squeezeboks, który w trybie EDO gra via USB, Auralic Aries Mini może zastąpić w salonie komputer, współpracując z – jak wspomniałem – z dowolnym konwerterem. Sprawdziłem, jak radzi sobie z dość specyficznym przetwornikiem, testowanym przez nas KORGIEM DS-DAC-10R (na marginesie, rewelacyjne urządzenie, jego możliwości są absolutnie unikalne, jak ktoś chce mieć połączenie świata analogowego z cyfrowym w ramach jednego klamota, to jest to jedno z nielicznych takich rozwiązań na rynku. FANTASTYCZNA RZECZ), gdzie DAC nie dysponuje własnym zasilaniem, bierze energię z transportu (USB DAC). I grało to lepiej niż soute. Nie oznacza to, rzecz jasna, że wbudowany przetwornik ESS Sabre jest do kitu, bo nie jest – Aries gra porównywalnie do SBT (z mod. EDO via USB). Trochę inaczej ma się sprawa, gdy wykorzystamy konwerter cyfrowy M2Techa (hiFace2) i wychodząc z USB zmienimy sygnał na elektryczny SPDIF. Wtedy SBT jest lepszym źródłem, z tym że Aries reaguje na taką modyfikację (M2Tech w torze, tj. Aries->M2Tech hiface->zew.DAC) w podobny sposób i znowu oba źródła są w pełni porównywalne jakościowo. Z przetwornikiem rDAC oraz Audio-gd Aries dogadał się także, bez żadnych „ale”…

Oczywiście Aries potrafi więcej – gra wszystko (z małymi wyjątkami – mam problem z graniem flaczków z zew. NASa… gra z wmontowanego dysku, z usług strumieniowych, ale nie z NASa. Co ciekawe pliki DSD (dff/dsf) idą bezproblemowo – jeszcze z tym powalczę), w tym downloady DSD, świetną rzeczą jest integracja z serwisami streamingowymi (TIDAL / WiMP, Qobuz), z darmowym Soundcloud. Mam nadzieję, że producent będzie sukcesywnie dodawał usługi, serwisy do oprogramowania streamera.

No właśnie oprogramowania… Lightning DS to fajna, prosta w użyciu apka, ale brakuje nieco stabilności działania, poza tym parę rzeczy można byłoby poprawić odnośnie ergonomii (UX). Zachęcam do zapoznania się z zamieszczoną poniżej galerią (przeniosłem obrazki z poprzedniego wątku i dodałem nowe zdjęcia, zrzuty ekranowe pokazujące możliwości, funkcjonalność oprogramowania). Na plus na pewno należy zapisać bardzo szybkie przeszukiwanie nawet mocno rozbudowanych bibliotek. Działa to naprawdę szybko, dużo szybciej niż w konkurencyjnych rozwiązaniach. Indeksowanie idzie bardzo sprawnie i tutaj nie można nic zarzucić twórcom software. Sprzęt może działać jako uPnP renderer, jak i w natywnym trybie urządzenia Lightning DS, pod kontrolą firmowego software. Działanie w ramach uPnP napotyka jeszcze pewne problemy (brak stabilnego działania), natomiast w firmowym trybie zazwyczaj nie natrafiamy na jakieś rafy… czasami trzeba chwilkę poczekać na zainicjowanie sprzętu, sporadycznie zdarza się, że muszę wyszukać je z listy. Sama konfiguracja jest procesem bezbolesnym. Można wybrać dowolne lokalizacje sieciowe (NASy, routery z funkcją udostępniania via USB) i strumieniować, można wybrać biblioteki na Ariesie Mini (wewnętrzny dysk lub pamięć masowa podłączona via USB). Wtedy to Aries staje się (poza funkcją odtwarzacza) serwerem audio i działa to bezproblemowo. Oczywiście możemy skorzystać z bezpośredniego strumieniowania za pośrednictwem omawianego sprzętu w ramach AirPlay’a oraz za pośrednictwem Bluetooth’a. Fajna, użyteczna rzecz, poszerzająca możliwości tego wielofunkcyjnego klamota – przekształcamy nasze tradycyjne stereo, w stereo otwarte na strumienie z sieci w ramach wspomnianych protokołów przesyłu danych audio.

We właściwej recenzji napiszę więcej na temat oprogramowania sterującego, z uwzględnieniem konfiguracji pracy zew. przetwornika (wybieramy w sofcie czy wyjściem dźwięku ma być Aries czy zew. DAC oraz ustawiamy parametry współpracy). Dodam tylko na koniec tego krótkiego przeglądu pierwszych wrażeń, że sprzęt ma tendencję do grzania się, jest bardzo ciepły, wręcz gorący i to zarówno w trybie pracy, jak i uśpienia. Jest to oczywiście pasywna konstrukcja, oparta na kości ARM, trochę to jednak martwi – zalecałbym zastosowanie pamięci półprzewodnikowej, w sytuacji gdy chcemy przekształcić Ariesa w serwer audio z wbudowanym dyskiem. Tradycyjna talerzówka może być problematyczna ze względu na wydzielane podczas pracy ciepło. My zainstalowaliśmy pamięć SSD Intela i mamy pewność, że dysk nie jest kolejnym elementem zwiększającym poziom ciepła w niewielkiej obudowie. Warto rozważyć zmianę zasilania na jakiś lepszy od ścianowej wtyczki zasilacz (tak, w tym momencie myślę o niezawodnym Tomanku :) ). Taka modyfikacja przyda się szczególnie, gdy zechcemy skorzystać z autonomiczności streamera, wtedy gdy Aries będzie grał samodzielnie, jako odtwarzacz w systemie. To tyle, jeżeli chodzi o pierwsze wrażenia. Czekajcie na pełen opis, pełną recenzję opisującą tytułowe urządzenie…

PS. Nie zapomniałem o ROONie – zintegruję Ariesa jako końcówkę tego front-endu i zdam relację w recenzji jak się układa współpraca tego streamera oraz wspomnianego software.

AKTUALIZACJA: Niestety Aries Mini nie otrzymał i raczej nie otrzyma wsparcia dla RoonReady (brak obsługi RAAT). Wielka szkoda!

Poniżej już LIVE :) czyli Aries Mini w testach na #HDOpinie:

» Czytaj dalej

Nowy M-Stage! Amp słuchawkowy Matrix HPA-3U z dakiem DSD w testach

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Matrix HPA-3U_3

Trafił do nas przed momentem, musi się zaaklimatyzować – coś tam sobie gra i buczy, od jutra testujemy. W sumie w redakcji są obecnie na tapecie trzy AMP/daki: KORG DS-DAC-10R, ZOOM TAC-2 oraz tytułowa nowość od Chińczyków. Jak widać, dwa produkty rodem z Nipponu oraz jeden z kontynentu… zobaczymy co z tego wyniknie. Fajnie, że są to tak różne w istocie urządzenia. Korg – wiadomo – to przede wszystkim połączenie fizycznego nośnika (winyl) z rekorderem, pełnym wsparciem dla DSD w tym konwersją wszystkiego jak leci do postaci jednobitowej. Właściwie mówimy o kompletnym systemie rejestrującym z dedykowanym softem (AudioGate 4 – na marginesie, świetna rzecz, ta wersja jest dużo lepsza od poprzedniej wersji, napiszę coś więcej w momencie publikacji recenzji 10-ki eR) z jednej strony, z drugiej o alternatywie dla interfejsu USB (ZOOM) z opcją mobilną oraz symetrycznym torem pod system stereo (będzie pod koniec niespodzianka… zawitają do nas studyjne monitory bliskiego pola ESIO z nowej, rewelacyjnej wg. mnie serii Classic 2).

Wreszcie pośrodku ;-) rzeczony Matrix. Cieszący się znakomitą renomą M-Stage w najnowszym wydaniu, z wyjściem/wejściem analogowym oraz gniazdem USB, za którym to gniazdem kryje się bardzo nowoczesny interfejs audio natywnie obsługujący sygnał jednobitowy, oparty na programowalnym kontrolerze asynchronicznym XMOS, Co ciekawe tor analogowy jest (mimo niesymetrycznych we./wy.) wewnętrznie zbalansowany, sama konstrukcja przypomina jako żywo model symetryczny HPA-3B, który mam nadzieję także niebawem do nas zawita. W środku same pyszności: ALPS serii 27, kondensatory Wima i Nichicon, transformator toroidalnego Noratela. Układ konwertujący sygnał z cyfrowego na analogowy to Texas Instruments DSD1793 – jeden z nielicznych na rynku z pełną obsługą DSD, zastanawiające jest wsparcie wyłącznie dla DSD64 (co stanowi pewne ograniczenie, mniej więcej 20% źródeł 1 bitowych to materiał DSD128), sam wzmacniacz dysponuje bardzo konkretnymi parametrami …jeden z najmocniejszych słuchawkowych SE dostępnych obecnie na rynku, vide: 2800mW przy 33Ω / 420mW przy 300Ω / 210mW przy 600Ω. W praktyce nie będzie najmniejszych problemów z wysterowaniem dowolnych naszuników, także tych najtrudniejszych do napędzenia.

Tym, co dodatkowo przykuwa uwagę, jest możliwość wykorzystania w roli źródła mobilnej elektroniki, zarówno tej jabłuszkowej jak i androidowej. Sprawdzę, jak to będzie wyglądało w konfiguracji z Nexusem 7 via USB Audio Player Pro oraz iPadem z przejściówką camera kit oraz HF Onkyo Playerem. Ten ostatni software daje możliwość odtwarzania (przesłania do zew. przetwornika) sygnału DoP DSD64. Ciekawa opcja, szczególnie dla kogoś kto szuka czegoś niekoniecznie do pożenienia z komputerem (pojawia się w przypadku Matriksa alternatywa). Dobrze, że przewidziano zarówno wejście jak i wyjście liniowe (w wersji symetrycznej B nie ma przelotki, co oznacza, że musi to być końcowy element toru), pozwalające na podłączenie wzmacniacza do systemu stereo. Zobaczymy jak sobie HPA-3U będzie radził, grając z kolumnami Pylona (Sapphire 23) na dzielonym systemie NADa, jak wypadnie w porównaniu z KORGami DS-DAC-10R/DS-DAC-100. Jako że potrafi grać ze źródeł mobilnych, sprawdzę także jakie różnice brzmienia zachodzą w porównaniu z HA-2 Oppo. Dzięki wejściu analogowemu podłącze Matriksa do testowanych przetworników C/A w roli napędu słuchawkowego, sprawdzę jak sobie nowy M-Stage poradzi, grając z czarnego krążka (w roli przedwzmacniacza 10R Korga oraz 1020 NADa)

Na zakończenie, mamy obiecanego Quattro II, jak tylko trafi do .pl. To może być idealny i docelowy DAC do rozbudowanej instalacji stereo/AV… tam jest wszystko, cyfrowe interfejsy w dużej liczbie… idealna, cyfrowa centralka? Nie mogę się doczekać!

Tymczasem krótka galeria poniżej…

» Czytaj dalej