Chiny wyrastają na prawdziwego potentata w produkcji sprzętu audio. To już nie jest wytwórca, oferujący tanią siłę roboczą (ta, przestała być na marginesie tania, czy na tyle tania, by kierować się li tylko tym parametrem w doborze partnera przemysłowego), to już nie bezwstydny kopista, to już nie tandeta. Od dawna już nie, a od niedawna chińskie, rodzime marki potrafią sprowadzić do parteru specjalistów z umownego Zachodu. Po prostu robią to lepiej, oferują więcej, dbają bardziej i …jeszcze, choć pytanie jak długo jeszcze, to co wprowadzą na rynek dają w konkurencyjnej cenie. Od dłuższego czasu nie tylko nie reaguje podejrzliwie na „Made in China”, ale wręcz przeciwnie – z zaciekawieniem badam wytwory rodzimej, chińskiej myśli technicznej. To – właśnie – nie są kopie, naśladownictwo, a własne projekty, własne opracowania, coś co pewnie do pewnego stopnia jest wynikiem doświadczeń zebranych przez lata produkcji czegoś, co zaprojektowano na Zachodzie, co zamówiono w chińskiej fabryce, ale też (coraz częściej!) własne, autorskie pomysły.
Wiele z tego, co trafia do Europy wywołuje zdziwienie, zachwyt, a przecież to zaledwie wierzchołek góry… gdybyście odbyli podróż po azjatyckich sklepach, albo sklepach (specjalistycznych) w Australii i Oceanii to… szybko doszlibyście do wniosku, że dzisiaj to, co najciekawsze, najbardziej innowacyjne powstaje wcale nie w Europie, wcale nie w Ameryce, a właśnie tam – w Chinach. Jest tego ogrom (kolega wrócił ostatnio z Antypodów, zahaczył też o Koreę i Tajwan), nieprzebrane morze produktów, z których część uznalibyśmy za awangardowe, za wyznaczające kierunki rozwoju branży. Tyle, że o nich wszystkich na Starym Kontynencie nigdy nie usłyszycie, a nawet jeżeli, to tylko jako wzmiankę, coś na marginesie. Powiem wprost: technologiczne serce globu bije w tych kontynentalnych i tych wyspiarskich Chinach, dodajmy do tego jeszcze hi-techową Koreę i mamy komplet, przy czym ogromny, gigantyczny potencjał przemysłowy, najpotężniejsze możliwości wytwórcze na planecie, jakie ma CHRLD, powodują, że te setki (precyzyjniej to nawet tysiące) marek audio (wyspecjalizowanych, tak, tak wyspecjalizowanych marek audio) to coś, czego nigdzie indziej, w takiej skali, nie ma, nie występuje. Wielkie korporacje, które dzisiaj królują na Zachodzie, siłą rzeczy są zachowawcze, maja globalny asortyment / ofertę, która jest w porównaniu z Państwem Środka mikra, malutka. Tak to obecnie wygląda. Z opowieści osoby nieźle zorientowanej, która dodatkowo miała możliwości zapoznania się nie tylko z rynkową ofertą, ale także zapleczem produkcyjno-projektowym wyłania się obraz prawdziwej potęgi. Dzisiaj to tam powstają innowacyjne pomysły, to tam „się dzieje”. Niebawem odczujemy to wszyscy, bo lokalność (jeszcze) wielkich chińskich wytwórców elektroniki użytkowej za moment przejdzie do historii, za moment to właśnie te wielkie marki będą w centrum, a wraz z nimi pojawią się mniejsze, specjalistyczne, które już dzisiaj mogą zawstydzić asortymentem i pomysłami wielu europejskich oraz amerykańskich producentów sprzętu IT/audio.
Słuchawkowa nirwana
Ten przydługi wstępniak o podróżach i wrażeniach ma uzasadnienie, głębokie uzasadnienie, w kontekście bohatera naszej najnowszej publikacji. Questyle to właśnie taka firma, która nie ogląda się na innych, tylko robi swoje. Robi to na poziomie najlepszych, zachodnich produktów, oferuje produkty na poziomie wysokiej klasy HiFi oraz high-endu w ….bardzo, bardzo atrakcyjnej cenie. Pamiętacie zapewne liczne publikacje na HDO opisujące wybitne klamoty Matriksa? To był (poza topowcami) poziom dobrego, solidnego HiFi, a tutaj mamy rzeczy, które mogą stanowić element dowolnego, nawet wyczynowego toru, bez ujmy dla podpinanych elementów. Aż tak dobrze? Ano, CMA600i w jednej z głównych funkcji, czy (moim zdaniem) kluczowej funkcjonalności, jest urządzeniem, które może swobodnie konkurować z uznanym za najlepszy (taa… rankingi) słuchawkowy amp Bakoonem HPA-21. Też Azja, na marginesie, słuchany przeze mnie niedawno (jak uda się wypożyczyć na dłużej to będzie recenzja), wykorzystuje podobny patent na granie, korzysta z tej samej technologii co tytułowy CMA. Bakoon był „pierwszy” (takie konstrukcje to nic nowego btw, kiedyś tak się wzmaki robiło), Koreańczycy zaoferowali swój produkt parę lat temu (o ile mnie pamięć nie myli AD 2013), parę firm próbowało stworzyć podobne urządzenia, ale dopiero Questyle zaoferował coś, co można uznać za odpowiednik, tyle tylko że w formie rozbudowanej funkcjonalnie, z dodatkiem symetrycznego toru dla słuchawek (HPA-21 jest konstrukcją SE). Zresztą, mniejsza o rankingi i prześciganie się kto bardziej, powiem już na wstępie, niech strzelba wypali, że CMA600i to jeden z najlepszych w skali bezwzględnej wzmacniaczy słuchawkowych, jakie są dostępne na rynku, to przede wszystkim amp, to też bardzo dobry (i na całe szczęście, bo właśnie to stanowi konieczne uzupełnienie tego produktu) pre i dopiero na końcu DAC. Jako przetwornik wypada średnio, to znaczy w cenie 4000 (co to za cena!? Dumping?! Za tyle w Polsce, właśnie za tyle, dzięki dystrybutorowi i chwała mu za to, bo gdzie indziej drożej) to przetwornik bardzo solidny, ale spora konkurencja w tym zakresie cenowym i zwyczajnie można lepiej. Mówię o komputerze, bo SPDIF jest tu niczego sobie. Ale to nieważne, zupełnie nieważne, bo amplifikacja jest tu znakomita i w przypadku pewnych redakcyjnych słuchawek to po prostu „must have”. Idealnie dopasowany partner. Z innymi też pysznie. Także, tak CMA600i wielkim wzmacniaczem nausznikowym jest.
A teraz to jeszcze, poniżej, uzasadnię…
Co fabryka dała, to dała
Dzisiaj jest mniej więcej tak. Kupujemy wysokiej klasy klamota z umownego Zachodu. Niby wszystko ok, ale włożyli to w tekturowe pudło, okazało się, że porty nie do końca spasowane, z TOSLINKa zabezpieczenie odpada, pilot wygląda jak jakaś gruba pomyłka (przypomina nam sterownik do telewizora z taniego motelu), obudowa mimo że często full-metal-jacket to ma wyraźnie widoczne ślady montażu, śrubki nie są scentrowane w otworach montażowych… odwrócenie sytuacji sprzed lat? Wcale nierzadko. Bo tu jest właśnie inaczej! Piszę o tym, by wskazać, że historia lubi się powtarzać, tak było wcześniej z produktami z Japonii, tak było jeszcze 20-30 lat temu z tym, co trafiało na globalny rynek z Korei. I nie chodzi tutaj o to, że na Zachodzie robią tandetę (bo tam nie robią, tylko projektują), tylko (nierzadko) zamawiają w Chinach i tną koszty, wybierają tańszych poddostawców, decydują się na kompromisy (jakościowe). W przypadku firm chińskich zachodzi proces odwrotny. Chcą rywalizować z najlepszymi i ambitnie atakują rynek produktami, które prezentują się lepiej, są lepiej wykonane, wreszcie brzmią porównywalnie, bądź lepiej (nawet znacznie, gdy porównamy ceny) od tego, co z umownego Zachodu. Jak wspomniałem, to często z tych samych, czy zlokalizowanych w tym samym miejscu na Ziemi fabryk, ale …jest różnica.
Urządzenie wykonano z najwyższą dbałością o montaż, wszystko jest spasowane idealnie, obudowa aluminiowa z CNC, hebelki, frezy, płaskie śruby montażowe wpasowane w obudowę, świetnej jakości gniazda przyłączeniowe… no to jest poziom high-endowy, ale właśnie chińskie wyroby audiotechniki często, gęsto prezentują taki, wyśrubowany poziom. Wspomniałem o Matriksie, bo tam podobnie, a przecież takich firm (prezentujących podobne produkty) jest obecnie NA KOPY. Z metką Made in China. Na kopy. Nawet pilot (zawstydzające dla Europy, czy Stanów) jest „dedykowany”, to nie żaden sterownik od kineskopowego Triluksa z nadrukami, a zgrabny, ładny i funkcjonalny pilocik, który zmieni wejścia, wyreguluje głośność, wyciszy oraz włączy i wyłączy – czyli komplet, a wszystko w formie dopracowanej, estetycznej i – najważniejsze – wygodnej / ergonomicznej. Choć membranowy (robiony specjalnie na tę okazję jw., a nie z kosza) to daje radę. Mam takie podejście, że sprzęt oceniam także pod kątem tego, co stanowi dodatki, czasami wręcz opcjonalne rzeczy, ale to, co producent włożył do pudełka (jak tandetę, to naprawdę wolę sam h-ware i pusto, naprawdę) mówi nam wiele o podejściu, mówi nam wiele o producencie, poza tym zwyczajnie wpływa na nasz poziom zadowolenia, bądź wręcz przeciwnie, z użytkowania danego produktu. Dlatego, jak wspomniałem, wolę podejście ascetyczne (tak, Schiit, zgadliście), gdzie po prostu nikt nie bawi się w dodawanie badziewia, gdzie o pewnych sprawach trzeba z miejsca zapomnieć (pilotów niet), gdzie sam sprzęt w pudle siedzi. Nikt, nikogo nie oszukuje (dalej mówię o gówienku ze Stanów), ma to odzwierciedlenie w atrakcyjnej cenie, a sam klamot z oglądu prezentuje się bez zarzutu. To bardzo specyficzne (US i faktycznie Made in USA) podejście do tematu, wcale rzadkie, choć właśnie w przypadku Chin – odwrotnie – możemy być przyjemnie zaskoczeni, bo wszystko trzyma poziom i jest „na bogato”.
Właśnie tak jest w przypadku omawianego Questyle. Jak do tej wyliczanki dołożymy jeszcze fantastyczny potencjometr z przyjemnym, wyczuwalnym skokiem, duży, ze znakomitą kulturą pracy, która kojarzy mi się z soniakowymi klamotami topowej linii ES (serio, jest tak dobrze! A potencjometr jest dodatkowo zmotoryzowany, znaczy się ma silniczek, bo pilot… i jak ten silniczek działa… no pięknie właśnie, jak na high-end przystało ), nie narzucające się (czytaj nienachalne) a informujące dokładnie o tym, co trzeba diody (PCM/DSD, źródło…) i wreszcie świetne jakościowo gniazda słuchawkowe (para jacków dużych oraz XLRka) to naprawdę pojawia się naturalne w tym miejscu pytanie: dlaczego inni za takie rzeczy wołają dwu, trzy krotność tych 4000 złotych (do ceny jeszcze się odniosę na koniec, bo to w ogóle ciekawa sprawa i coś o dystrybutorze będzie warto wspomnieć)? No właśnie – dlaczego?! Za konwersję odpowiada tu najlepsze, co do tej pory wymyślono (w ten dziedzinie) tj. kontroler XMOS (od USB), a kość C/A to często obecnie stosowany, wyczynowy układ od AKM (Asahi Kasei Microdevices), dokładnie AK4490EQ. Jest więc PCM do 384KHz (32bit) jest i DSD, taki x4 (128). Producent mówi TrueDSD, a to oznacza po prostu natywne dekodowanie sygnału 1 bitowego (a nie DoP) i na to możemy tutaj właśnie liczyć. W przypadku wejść i …wyjść cyfrowych (wyjście mamy koakisalne, co się nieczęsto zdarza) standardowo jest 24/192. Czymś oryginalnym jest tutaj dzisiaj właściwie nie spotykane, wysokie napięcie jakim karmiona jest część analogowa przetwornika (7V) oraz … także rzadko stosowany, choć w przypadku wspomnianego Bakoona z wielkim powodzeniem, wzmacniacz słuchawkowy pracujący w domenie prądowej (a nie napięciowej, jak to zazwyczaj bywa). Te dwie rzeczy mają dać realny progres w zakresie dynamiki oraz ogólnej sprawności całego układu z jednoczesnym brakiem ograniczeń w zakresie oferowanej słuchawkom mocy. No i fajnie, producent bardzo staranie zaprojektował całość, bazując na komponentach z najwyższej półki – mamy trafo Piltrona, dalej mamy diody Schottkyego, a następnie, finalnie, filtracja napięcia odbywa się w kondkach Nichicon FG. Przyznacie, że zacnie!
Wzmacniacz prądowy pozwala osiągnąć jw bardzo dużą moc w klasie A (duże straty, czytaj duża temperatura, nagrzewa się mocno, ale ta obudowa działa jak jeden wielki radiator, także wszystko pod kontrolą). Na wyjściu symetrycznym mamy prawdziwy wulkan energii, z nieustającą erupcją – szukacie czegoś, co wzmocni baaaaaaaardzo wymagające nausznice? Nie szukajcie, właśnie znaleźliście. Czyli tak, jak ktoś ma HE-6 HiFiMANa i nie uśmiecha mu się wielka elektrownia, która zajmuje cały stoliczek audio to ma alternatywę i to jeszcze taką… kompaktową. No proszę. Dodatkową zaletą jest tutaj redukcja zniekształceń do poziomu niebywale wręcz niskiego, bo wynoszącego zaledwie 0,00042%. Zresztą o cyferkach, zaraz będzie.
No właśnie, czas na konkrety. Specyfikacja CMA600i jest imponująca. Czego to ten klamot nie potrafi, no ma wszystko i ma dużo. Sami zobaczcie:
Dane techniczne:
- Wzmocnienie 13.4dB
- Moc: 220 mW/300Ω; 950 mW/32Ω (niezbalansowany)
- 630 mW/300Ω; 1900 mW/32Ω (zbalansowany)
- THD: 0,00057%
- Stosunek szumu do sygnału 113 dB.
- Pasmo przenoszenia: DC-100kH z(+0, -0.7 dB); DC-600kHz(+0, -3dB)
- Czułość: 1.7Vrms
- Wejścia: Wejście Dac, albo wejście RCA (niezbalansowane), zmienne
- Wyjścia: Podwójny jack stereo 6,3 mm oraz zbalansowany 4-pin.
- Sygnał SPDIF wejście i wyjście: PCM 44.1-192kHz/16-24bit standard
- USB: 44.1-384kHz/16-32bit PCM oraz Natywne DSD
- DSD64, DSD128, DSD256
- Cyfrowe wejścia i wyjścia: SPDIF we/wy, Optyczne, USB typ B.
- Wyjścia analogowe: 1 x XLR; 1 x RCA..
- THD: RCA: < 0.00082%; XLR: < 0.00064%.
- SN: RCA: >105dB; XLR: >121dB (nie obciążone).
- Napięcie: 100-120V lub 220-230V (zmienne).
- Pobór mocy: 18 W
- Wymiary: 330 x 300 x 55 mm.
- Waga: 3,2 kg.
Jak widać mamy wzmiankowaną baterię przyłączeń, jest symetrycznie, niesymetrycznie, można podpiąć kilka słuchawek (przy czym zalecają, by podpinać równocześnie maksymalnie dwie pary, jedne niezbalansowane i jedne zbalansowane), można skorzystać z dwóch portów SPDIF, a nawet jednego wyjścia (elektrycznego), można oczywiście podpiąć komputer via USB, można grać jw. natywnie DSD (zamontowany układ to potrafi – stąd to True DSD na obudowie). Dwa porty duży jacek oraz XLR czekają by podłączyć pod nie nauszniki, z tyłu nie tylko podepniemy sprzęt symetrycznie i niesymetrycznie, ale także możemy sobie podłączyć analogowo jakieś źródło analogowo (lepszy DAC, gramofonowe pre…) … a wszystko to z parametrami wywołującymi małe niedowierzanie. Tak, wszystko tutaj jest z pomijalne małym poziomiem zakłóceń, z niebywale dużą mocą na wyjściach, z wysokim stosunkiem szumu do sygnału. Parametry, parametrami (pomierzono i potwierdzono btw na Stereofilcu / Stereophile), ale może świetnie prezentować się w cyfrach, podczas, gdy rzeczywistość skrzypi. A zatem, czy tutaj skrzypi? Popatrzmy…
Po pierwsze amplifikacja
Na wstępie uwaga, ważna uwaga. Tu warto dać czas na wstępne wygrzanie. Sprzęt musi popracować, musi się dotrzeć, musi się wygrzać. Minimum to 70-100 godzin, a optimum to wedle moich rachub 200h. Brzmi mało zachęcająco, bo chcielibyśmy już, od razu, teraz? No to dobra wiadomość jest taka, że 72 godziny mamy już odfajkowane, bo tyle właśnie ma przebiegu każdy CMA w fazie docierania u producenta. Przy czym ja dorzuciłbym drugie tyle, a nawet z zapasem jeszcze te 50 i jesteśmy w domu. Oczekiwanie zostanie wynagrodzone i to w taki sposób, że dla wielu będzie to sprzęt docelowy (w sensie docelowy, słuchawkowy amp). Nie ma zatem mowy o jakimkolwiek skrzypieniu, skrzypi to u innych, gdy się skonfrontuje co dostajemy i za ile. Tutaj mamy prawdziwą okazję, bo to pierwsza liga w dziedzinie napędzania nauszników – nie mam wątpliwości, że pierwsza.
Dobrze byłoby to jakoś obrazowo opisać. To tak, mamy rasowe, sportowe auto… stop, nie nie będzie odniesień do motoryzacji. Bez owijania i wycieczek jakiś. Mamy piekielnie szybką (wybitna dynamika, wybitna!) maszynę, która oferuje podpiętym słuchawkom to, co najważniejsze… oferuje czysty, fantastycznie wypełniony, szczegółowy (choć z lepszym przetwornikiem via komputer jest jeszcze lepiej, znacznie nawet lepiej) sound, to brzmienie jest kompletne, spójne, bardzo angażujące, takie, gdzie kipi od emocji. To klimaciarskie granie, takie bezpośrednie, takie live, jak w klubie, jak w salce, gdzie jesteśmy świadkami spektaklu – tu i teraz. Muzykalność tego urządzenia jest niesamowita. To GRA. Przy czym właśnie szybkość odpowiedzi, szybkość tego sprzętu jest tu medium, spoiwem, czymś co pozwala zanurzyć się w dźwiękach bardzo… realnych, bardzo namacalnych. Taki efekt osiągnąłem podpinając uberDACa Matriksa (2 gen. X-Sabre PRO). To była pełna synergia, z wykorzystaniem całego potencjału jaki drzemie w amplifikacji opisywanego Questyle. To było TO. Wbudowana sekcja odpowiedzialna za konwersję sygnału oraz dogadanie się z PC/Mac, choć była niezła, to w porównaniu wyraźnie coś siadało (z komputera – z cyfrowych wejść, o dziwo, było to znacznie mniej zauważalne, właściwie to niezauważalne). I teraz tak – to co oferuje CMA600i to więcej niż dobrze w sytuacji, gdy wołają za to 4k zł, to poziom dobrej klasy przetwornika USB za – właśnie jakieś powiedzmy 2 tysiące złotych. To ten poziom. Gdy jednak (w przyszłości) zdecydujemy się na upgrade to może się okazać, że osiągniemy pułap „dalej nie szukam” i jednym z tych „no to tu już zostaje” (w przypadku słuchawek – kluczowych) elementów będzie omawiane urządzenie. Ja bym, prywatnie, budował set słuchawkowy wokół tego klamota. Tego klamota w roli wzmacniacza oraz przedwzmacniacza właśnie. Idealnego kompana dla wyczynowego DACa, z wygodnym sterowaniem zdalnym (bo pre), z dodatkowym, wartościowym, dodatkiem w postaci złącz SPDIF (integracja streamera, sprzętu AV, jakiejś konsoli etc.).
Brzmienie jest tu namacalne, bliskie, co oznacza, że scena nie jest przesadnie wielka, raczej mamy salkę, nie salę, jest jakby to powiedzieć przytulnie, kameralnie, swojsko. Fantastyczna średnica, uzupełniona jest o wyborny, plastyczny bas i piękną, wyraźną, w żaden jednak sposób nie nachalną, nie narzucającą się / nie męczącą górę. To jak wspomniałem spójne, piękne granie, które nie może się znudzić. To coś, co z Mr Speakers Ether Flow (i tymi otwartymi i tymi zamkniętymi) oraz LCD-3 nie dawało o sobie zapomnieć, wciąż chciało się tylko więcej i więcej. Pełne zaangażowanie, dźwięki tworzyły prawdziwy spektakl, wszystko mieniło się, żyło. Niewiele jest na rynku urządzeń, które tak potrafią i do tego jeszcze z bardzo różnymi nausznikami potrafią. Wymieniłem te, które ciągle okupowały łepetynę, ale był też mój ulubiony double trouble team: HD650 oraz K701. I wiecie co? Ten klamot potrafił z obu tych słuchawek wydobyć nie tylko co trzeba, ale pokazał jak DOBRE są to słuchawki. Z Senkami w sumie to oczywista, oczywistość, bo doceniane, hołubione, uznawane za jedne z najlepszych konstrukcji dynamicznych jakie trafiły na rynek. Inaczej z K701, które już tak jednoznacznie oceniane nie są, powszechnie zaś wyraża się pogląd o ich chimerycznej, bardzo kapryśnej, trudnej charakterystyce, o charakterku, o częstym braku dopasowania, a nawet… wielu co próbowało, odchodziło bez satysfakcji, z rysującym się na obliczu pytaniem: ale o co te boje, przecież te słuchawki są do (!@$#%^).
Parametry świetne, ale XMOS potrafi więcej. To nie jest najlepsza implementacja tego interfejsu. Z układami AKM często, gęsto tworzy zgrany duet, tutaj mogłoby być lepiej…
Otóż nie i warto mieć je w swojej kolekcji, bo potrafią parę rzeczy, a dodatkowo są świetnym testerem dla klamotów. Wymagającym – prawda; czasami bez sukcesu z danym klamotem (mimo, że sam sprzęt całkiem, całkiem) – znowu prawda; kapryśnym jw. – no prawda, prawda. Szczególnie, gdy ktoś ma ucho do klasyki, dużo słucha takiej muzyki, to bezwzględnie warto szansę tym klasykom (nomen omen) dać. CMA600i nie tylko, że sobie poradził, ale poradził sobie tak, że mogłem po sesji z AKG uznać, że NIC, żaden wzmak, żaden, nie potrafił tak dobrze, tak pięknie dogadać się z moimi słuchawkami (K701) jak ten tu właśnie, delikwent. No, to było coś! Czyli są na świecie klamoty, które to potrafią bez żadnych „ale”, bezsprzecznie będąc idealnie dopasowanym elementem układanki. Najbardziej podobało mi się, z tymi słuchawkami, na odtwarzaczu CDA podpiętym pod koaksiala (a więc przy wykorzystaniu wyłącznie CMA, choć równie, może jeszcze nieco lepiej było też na koaksialu via podpięty Matrix). Płyty lądowały na tacce, a ja jakoś nie miałem ochoty wracać do komputera. Ciekawe. To było ciekawe doświadczenie, bo transport nie był wybitny (złoty TEAC oraz budżetowy NAD), a jednak! Grało jak marzenie, grało przepięknie i płyta jak najbardziej pokazała klasę. Dobre krążki, niedrogie transporty i CMA. Uczta dla ucha. Prawdziwa uczta.
A, bym zapomniał, jeszcze o HE-1000 napędzanych przez CMA, o tym słów parę… pełna synergia, to idealny partner dla tych słuchawek. Inne, całkiem do rzeczy, ampy jakie miałem na podorędziu musiały spasować. To właśnie Questyle pozwoliło wydobyć z tych nauszników całe tkwiące w nich dobro, cały ich potencjał uwidocznić. Fantastyczna sprawa! Z flagowymi HiFIMANami (no, już jakby nie) to taki finał już i zestaw raczej do deski, grobowej deski Także nie to, że nie przestrzegałem: silnie uzależnia, powoduje zamknięcie się w sobie (tzn. w gabinecie np., jakiejś innej samotni), separację, oderwanie od świata rzeczywistego z poważnym problemem, wyzwaniem na horyzoncie (powrót do prozy życia). HE-1000 (recenzja) są, jak pisałem w recenzji, świetne, ale żeby to pokazać w pełni muszą mieć odpowiednie zaplecze. CMA to właśnie odpowiednie zaplecze.
Po drugie DAC (w takiej kolejności właśnie & zalecany upgrade w przyszłości)
Było przyjemnie, ale nie tak angażująco. Brakowało pierwiastka „tu i teraz”. Czegoś nie było, coś było „minus”. Można było czarować załączonymi trybami DSP (m.in. wszystko do DSD, jakieś binauralizowanie, jakieś tryby zaawansowanego EQ) i to była fajna zabawa, bo dźwięk się zmieniał, czasami było ciekawiej, ale nadal jakby mniej. Dlatego wspomniałem od razu o tym Matriksie, bo bez niego nie poznałbym w pełni potencjału tytułowego klamota. A tak, właśnie udało się to zrobić. DAC skojarzony z kontrolerem USB (świetny przecież, wielokrotnie potwierdzający swoją wartość XMOS) nie pokazuje w pełni potencjału urządzenia. Dźwięk jest dobry, ale nie tak dobry jakby mógł być, bo po pierwsze nieco nam się osusza, po drugie czuć cyfrowy nalot (czego nie ma w innych połączeniach), po trzecie pojawia się czasami nieprzyjemne wyostrzenie (góra). DAC skojarzony z wejściami SPDIF (z drugiej strony) gra bardzo dobrze, nawet lepiej od dysponującego większymi możliwościami obsługi sygnału USB. Takie buty. Do wspomnianego Matriksa, później, dołączył jeszcze dzielony M2Tech EVO 2 (DAC i osobny zegar) i to alternatywne wsparcie pod kątem współpracy z PC/Mac pokazało, że faktycznie – warto pokusić się o coś lepszego do współpracy, gdy PC ma grać. EVO grało na poziomie wyczynowym, grało znowu bez porównania lepiej niż wbudowane gniazdo „pod komputer”. Sprawdziłem zarówno pod Windowsem (tu czynnikiem, który może mieć wpływ jest sterownik, ale…) jak i pod macOSem. Grało to porównywalnie, podobnie bez względu na platformę, nie było więc tak, że producentowi coś nie wyszło akurat w sterach pod system MS i w jakiś sposób ograniczył możliwości przetwornika podpiętego pod komputer. Patrząc na to praktycznie, w sytuacji gdy przesiadamy się z czegoś wyposażonego w USB za 500/1000/2000 złotych ten DAC będzie zazwyczaj stanowił progres (wyłączam tutaj opłacalność całości, bo ta jest bezdyskusyjna, skupiam się wyłącznie na sekcji cyfrowej), wyżej może być już różnie. DAC nie jest tu daniem głównym, tym daniem jest amp. To tu właściwie nawet 3 krotnie wyższy budżet nie daje gwarancji, że będzie lepiej. Może inaczej, ale nie lepiej. A to o czymś świadczy. DAC ma spore możliwości w zakresie obsługi, właściwie wszystkie niezbędne, co pozwoli wykorzystać go w rozbudowanych instalacjach. Dostajemy to w pakiecie, to wszystko, ale przede wszystkim dostajemy WZMACNIACZ.
Sumując, prawdziwa okazja!
To jedno z tych urządzeń, które są jednoznacznie „na tak”. Najważniejszy jest tu amp, to on stanowi o wartości urządzenia. Choć w sumie nie tylko to, bo całość, wykonanie, wyposażenie, kultura pracy, to wszystko powoduje, że to świetna propozycja, a w cenie jaką mamy na polskim rynku właśnie prawdziwa okazja. Tu należą się słowa uznania dla polskiego dystrybutora – firmy MIP. Dzięki negocjacjom z producentem udało się uzyskać na polskim rynku niższą cenę. Ten klamot poza RP nie kosztuje równowartości 4000 złotych, ba potrafi kosztować dużo, znacznie więcej (nawet parę tysięcy więcej). Warto o tym pamiętać. Moim zdaniem ciężko będzie znaleźć odpowiednik o podobnym wyposażeniu, możliwościach, kosztujący poniżej wspomnianej sumy. To raczej awykonalne. Jak napisałem, może to być wręcz docelowy klamot i to bez myśli „ale tam, w tej stratosferze, to są jednak dużo lepsze”. Inne? Oczywiście! Ale lepsze? No nie bardzo.
W ofercie jest jeszcze tańszy model 400. Postaram się go również przetestować, bo po zapoznaniu się z CMA600i, nie mam wątpliwości, że ten producent wie co robi i robi to dobrze. Podtrzymuję to, co napisałem we wstępniaku. To świetna rzecz, bardzo wartościowy klamot, sprzęt na długie lata. Przy takim wykonaniu, takiej jakości nie widzę przeciwwskazań dla globalnej kariery tego typu urządzenia, dla rynkowego sukcesu. Cena, niższa niż u konkurentów, to miła niespodzianka, dobra wiadomość dla zainteresowanych. Tu wartość postrzegana, namacalna (nie mówiąc o dźwięku) jest na b. wysokim poziomie. Swoboda, umiejętności CMA600i kojarzą mi się (także w zakresie wzbudzanych emocji, sposobu ich aktywizacji) z lampą, bardzo dobrą lampą.
Gorąca rekomendacja!
Questyle CMA600i DAC/amp słuchawkowy w cenie 3990 złotych
Plusy
- jeden z najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych na rynku, nie tylko w kontekście ceny jeden z…
- swoboda, naturalność, bardzo muzykalne, bliskie, namacalne brzmienie, znakomita dynamika, to potrafi grać analogowo (z nieanalogowego źródła)
- faktycznie wysteruje wszystko
- uniwersalny, to znaczy bardzo różne słuchawki potrafi obsłużyć i to jak obsłużyć…
- wartościowe SPDIF, w ogóle b. bogate wyposażenie, istotne uzupełnienie amplifikacji o pre (upgrade, analogowe źródła etc.)
- wysoka jakość w dziedzinie materiałowej i montażowej
- funkcjonalny pilot
- super okazyjna cena
Minusy
- mimo XMOS-a na pokładzie USB poniżej tego, co mogłoby być w takiej aplikacji… to najpoważniejszy i w sumie jedyny zarzut
- tu nie ma hektarów przestrzeni, ale to bardziej maniera niż sensu stricte wada, bo kameralnie (pięknie) to nam gra
- dla niektórych brak wyraźnego progresu symetrycznie (niby tej mocy tam dużo, znacznie więcej). Dla mnie bez różnicy czy SE, czy XLR, byle ładnie grało (a resztę mam w)
Podziękowania dla
za wypożyczenie sprzętu do testów
Autor: Antoni Woźniak
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.