LogowanieZarejestruj się
News

Słuchawkowy system marzeń: HiFiMan EF6 & HE-6

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Audeze LCD3 & HiFiMAN HE-6_4

Przychodzi taki moment w życiu melomana, audiofila, wielbiciela bezkompromisowej jakości, kiedy musi dokonać wyboru, zdecydować się na coś, co – nazwijmy to umownie – będzie stanowiło system docelowy, coś z „czym będzie żyć”, będzie TYM zestawem, sprzętem który zostanie, który nie będzie ofiarą ciężkiej, niektórzy powiedzą nieuleczalnej choroby „audiofilia nervosa” drenującej portfel, często uniemożliwiającej skupienie się na tym co najważniejsze (na słuchaniu muzyki), przypominającej beznadziejną pogoń za ciągle uciekającym króliczkiem. Nie ma rzecz jasna nic złego w poszukiwaniach, w eksperymentowaniu, w zmianach, tyle tylko że w końcu można trafić na takie produkty, które stanowią kres, stanowią finalny, skończony, idealny zestaw, dla którego trudno znaleźć alternatywę, zamiennika, coś co będzie grało lepiej.

W przypadku toru słuchawkowego, bo o nim będzie mowa, szczęście w nieszczęściu polega na tym, że zamiast wydawać grube dziesiątki tysięcy złotych (albo i więcej), na high-endowy system marzeń, „wystarczy” suma nastu tysięcy aby ten, opisany powyżej kres, osiągnąć. Oczywiście nie każdy zgodzi się z takim wyborem, nie każdy zdecyduje się na TEN system, nie dla każdego takie słuchawki (wraz ze wzmacniaczem) będą tym, czego szukają… to naturalne, w pełni zrozumiałe, jednak to, co oferuje HiFiMAN jako swój topowy system słuchawkowy dla wielu będzie kresem poszukiwań, będzie dokładnie tym czego szukali, ideałem dla osób pragnących uzyskać najlepszy efekt w reprodukcji muzyki odtwarzanej na słuchawkach. Jasne, że wielka „szafa”, gigantyczny, „zwalisty” EF-6 może okazać się (forma) nieakceptowalny dla kogoś, kto chce kompaktowego, dopasowanego (do biurka, gabinetu, salonu) sprzętu. Jasne, że na rynku są porównywalne jakościowo, a w niektórych aspektach lepsze słuchawki od planarnych HE-6. Jasne. Tyle tylko, że ten zestaw, to połączenie według mnie może być dokładnie tym, co dla melomana, audiofila, wielbiciela bezkompromisowej jakości stanowi ideał, najlepsze rozwiązanie, docelowy system słuchawkowy, który wraz ze źródłami prezentującymi podobny poziom (tutaj, w dobie plików, komputerów, źródeł cyfrowych wybór mamy przeogromny) będzie wiernie służył właścicielowi aż do chwili, gdy ktoś przejmie pasje, po ojcu, dziadku, chcąc zasmakować w bezkompromisowej jakości.

Tak, EF6 z HE-6 tworzą razem synergetyczny, kompletny zestaw przenoszący nas do innego, lepszego świata i nie ma tutaj ani grama przesady – tak to po prostu wygląda. Normalnie wstępniak nie stanowi peanu, wychwalającego pod niebiosa opisywanego produktu, zestawu, to sobie rezerwujemy zazwyczaj na koniec, na podsumowanie, na wnioski. Tym razem jest, jak widać, inaczej, bo też w zakresie słuchania muzyki na nausznikach tytułowy system definiuje według mnie to, co jak powyżej napisałem, może stanowić „zestaw z którym będziemy żyć”, coś co w najlepszy możliwy sposób dostarczy do naszych uszu muzykę. Rzecz jasna warto byłoby poniżej skonkretyzować, opisać czym owa doskonałość jest, pochylić się nad rozwiązaniami technicznymi założyciela, właściciela firmy oraz głównego inżyniera, twórcy opisywanego zestawu – Dr. Fang Bian. Zapraszam do lektury, do zapoznania się z opisem konstrukcji oraz brzmienia zestawu, zaznajomienia się z nietypowym (nie będziemy się powtarzać, to raz, a dwa – nieco inaczej podsumujemy zalety i wady opisywanego sprzętu) zakończeniem naszej najnowszej publikacji…

 

System, czyli to co widać…
Ogromny wzmacniacz HiFiMANa, wymagający dwóch rąk do przenoszenia (czuć!), niekoniecznie o pięknej aparycji (de gustibus… dla jednych będzie to dokładnie to, czego oczekują od sprzętu audio, dla innych kawał wielkiego, zagracającego miejsce spoczynku, „klocka”) to elektrownia dla niezwykle łasych na energię, topowych, firmowych ortodynamików HE-6. W sprzęcie audio czymś normalnym, na miejscu, wielokrotnie spotykanym, znajdującym potwierdzenie w rzeczywistości jest dopasowanie, synergia produktów wywodzących się od tego samego producenta, firmowych rozwiązań, które niejako z definicji (ale i w praktyce!) stanowią synergetyczne zestawienie. Tutaj to twierdzenie nie tylko znajduje potwierdzenie, ale może stanowić według mnie wzorcowy przykład dopasowanych do siebie (idealnie) elementów, które razem tworzą SYSTEM. Gigantyczny wzmacniacz jest taki, właśnie taki, bo HE-6 są słuchawkami, które wymuszają na ich właścicielu dobór właściwych komponentów, słuchawkami które są jednymi z najbardziej wymagających na rynku, mogą w tej materii być porównywane z elektrostatami Staksa, które zwyczajnie nie dają miejsca na jakieś eksperymenty, które zwyczajnie paruje się z firmowymi wzmacniaczami (zasilaczami).

 

  

Metalowa obudowa, wielkie radiatory, konstrukcja przypominająca spory piec, końcówkę mocy – nie tak sobie wyobrażamy wzmacniacz słuchawkowy, który kojarzy się z czymś dużo mniejszym, dużo lżejszym, dużo bardziej kompaktowym. To nie jest zestaw na biurko, to nie jest zestaw do wymuskanego salonu (prezentującego podejście typu „szlachetny minimalizm”, bo z minimalizmem EF-6 nie ma kompletnie nic wspólnego), to nie jest zestaw dla każdego. Piszę zestaw, bo chcę podkreślić, że dla mnie EF-6 (testowany także z Audeze LCD-3) nie ma większego sensu BEZ HE-6 W KOMPLECIE. To taki produkt, który ma swoje dopełnienie, konieczne dopełnienie, w postaci drugiego, koherentnego produktu i według mnie tylko w takim zestawieniu możemy mówić o jedynie słusznym, optymalnym, idealnym wyborze. Czy może „wyborze”, bo właśnie w tym przypadku tego wyboru w praktyce nie mamy. Jest, sprzedawany zresztą bardzo słusznie  - łącznie – system EF-6 & HE-6 oraz są słuchawki HE-6, które zagrają z wieloma innymi, świetnymi wzmacniaczami, bardzo dobrze, względnie jest EF-6 którego warto kupić po nabyciu HE-6, jako dopełnienie, jako finalny element toru. Właśnie tak, nie inaczej, bo sam EF-6 bez kompana pod postacią tytułowych słuchawek wiele traci, właściwie staje się takim trochę dziwadełkiem… po co komuś taka „szafa”, 11 kilogramowy wzmak, który wbrew pozorom jest tylko do słuchawek, który nie napędzi nam w salonie żadnych kolumn, będzie „tylko” pod słuchawki. Co więcej, sama konstrukcja wzmacniacza, jest w moim odczuciu „pod HE-6″ zaprojektowana, to sprzęt niekoniecznie uniwersalny (inaczej… EF-6 nie jest uniwersalny, tylko wg. mnie właśnie dopasowany pod konkretne słuchawki). I tak, Dr. Fang Bian zastosował tutaj potencjometr oparty na drabince rezystorowej (24 pozycje), który to potencjometr średnio się sprawdza z większością słuchawek, które mam „na stanie” (patrz zestawienie sprzętu na końcu artykułu). Zakres regulacji mamy więc wcale nie duży, a wręcz dla wielu mocno ograniczony, ale w tym, kluczowym elemencie wyposażenia naszego pieca widać właśnie konkretny zamysł, konkretną wizję konstruktora – to ma grać idealnie z firmowymi, topowymi nausznikami, taka regulacja ma być wystarczająca dla precyzyjnego wysterowania HE-6 i jest dokładnie tak, jak to sobie twórca tego zestawu obmyślił, tak to właśnie działa! Potencjometr nie zachwyca kulturą pracy (niewielkie luzy, nieco toporne obracanie pokrętłem), co na szczęście w niczym nie przeszkadza, nie ma wpływu na kontrolę głośności, na finalny efekt… w przypadku HE-6 (podkreślam)… możemy bezproblemowo ustawić odpowiedni poziom, uzyskując optymalne natężenie dźwięku w nausznikach.

Akrylowy, czarny (cały jest czarny) przód to poza potencjometrem w centralnej części frontu także dwa gniazda słuchawek (prawa strona) – jest duży jack oraz symetryczne gniazdo czteropinowe – a pomiędzy wymienionymi wyjściami słuchawkowymi oraz potencjometrem dodatkowo znajdziemy trzy przełączniki wyboru wejść oraz gniazdo wejściowe, liniowe audio dla (domyślnie) przenośnego źródła muzyki. Z tyłu znajdziemy dwie pary wejść RCA a także jedno wyjście na przedwzmacniacz (wyjście liniowe, można zatem EF-6 wpiąć w tor między naszym głównym źródłem, a zestawem pod kolumny… coś, czego tak mi brakowało w przypadku przetestowanego u nas kiedyś hybrydowego wzmacniacza Music Hall PH25.2). Poza tym jest klasyczne gniazdo dla kabla zasilającego (IEC). Producent informuje nas o maksymalnym poborze energii na poziomie 170W (mhm, tak, tak, to jest rzecz pod słuchawki, nie pod kolumny, dla przypomnienia), dodatkowo mamy możliwość ustawienia gain (+10db) hebelkiem i to byłoby tyle odnośnie wyposażenia elektrowni pod HE-6. Według mnie dobrze się stało, że producent nie zdecydował się na dodatki w stylu DAC, wyjście z przedwzmacniacza, dodatkowe wejścia analogowe etc. Dobrze, bo nie komplikował konstrukcji, skupiając się na tym co kluczowe, najważniejsze, na wzmocnieniu, na napędzeniu słuchawek, oferując przy tym dokładnie to, czego można oczekiwać po takim, wyspecjalizowanym komponencie… dwa (no trzy, licząc front) źródła, z możliwością podpięcia klocka pod resztę toru. Pilot zdalnego sterowania, jakieś dodatki w stylu wyświetlacze, gniazda USB (grające z pendrive np.) i tym podobne to nie ten adres i w sumie bardzo dobrze, bo w przypadku EF-6 mamy do czynienia z klasyczną, analogową konstrukcją tranzystorową (wzmacniacz) z opisanym powyżej, specjalnie zaprojektowanym, potencjometrem. Jak wspomniałem, widzę tutaj konkretny zamysł konstruktora, który budował ten wzmacniacz z myślą o konkretnych słuchawkach. O HE-6kach.

Same HE-6 były wielokrotnie opisywane, nie bez przyczyny wychwalane (czasami pod niebiosa) przez media branżowe, to słuchawki o których zapewne każdy z Was, drodzy Czytelnicy słyszał. Słuchawki znakomite, ale bardzo wymagające od toru, trudne do wysterowania, którym trzeba zapewnić odpowiednie warunki, aby pokazały swoje niemałe możliwości, wszelkie zalety wynikające zarówno z wybranej koncepcji (konstrukcja ortodynamiczna, najlepsza z oferowanych przez HiFiMANa, najbardziej dopracowana), jak i pewnych szczególnych cech tego akurat modelu. HE-6 dysponują najlepszymi przetwornikami planarnymi z opracowanych przez Dr. Fang Bian. Wyróżnia je napylona warstewka złota (w innych modelach mamy warstwę aluminium) na mylarową membranę, która jest cieńsza i lżejsza od tańszej, aluminiowej wersji stosowanej w innych konstrukcjach oferowanych przez chińsko-amerykańskiego producenta. Poza tym zastosowano tutaj znacznie silniejsze magnesy, co w efekcie daje większą precyzję sterowania, finalnie przekłada się na lepsze brzmienie. W komplecie wraz ze słuchawkami otrzymujemy dwa komplety okablowania z miedzi monokrystalicznej. Odpinane przy muszlach (świetny patent z odkręcanymi końcówkami, dużo lepszy od stosowanych powszechnie „wpinek”, które łatwo uszkodzić), różnią się gniazdem przyłączeniowym – jest to albo tradycyjny, duży jack, albo symetryczne, 4 pinowe złącze XLR. Duże muszle polakierowane na połysk, dostajemy dwa zestawy padów (welurowe oraz skórzane, polecam szczególnie te ostatnie), sam pałąk jest grubo obszyty (skóra) – całość prezentuje się bardzo dobrze, jest dobrze spasowana, no i świetnie układa się na głowie. HE-6 są, mimo sporych gabarytów, wygodnymi słuchawkami, które nie męczą, które pozwalają na długie sesje, bez oznak dyskomfortu, bez zbytniego ucisku (ale też gwarantują odpowiednie ułożenie, docisk). Odnośnie ergonomii nie ma się do czego doczepić, co w przypadku takich drogich, topowych konstrukcji wcale niekoniecznie jest oczywistą, oczywistością (niektóre modele Grado np.)

 

 

System, czyli to co słychać…
To kwintesencja tego, co (przy wszelkich fizycznych ograniczeniach, wnikających z konstrukcji dowolnych słuchawek dostępnych na rynku, ich ogólnych właściwości) można, a czego nie można uzyskać nakładając coś na uszy. Może zacznę od tego, czego nie można. To oczywiste, że nie można na słuchawkach uzyskać takiego efektu przestrzennego, takiej sceny, holograficznego odwzorowania miejsca w którym „dzieje się muzyka” jak z najlepszych systemów HiFi/HiEnd opartych na kolumnach głośnikowych. To jest inne granie, inna rzeczywistość i warto mieć to na uwadze, bo pisząc o tym aspekcie, niezwykle ważnym aspekcie brzmienia, mamy zwyczajnie co innego na myśli, czy raczej mówimy nie dokładnie o tym samym, opisując słuchawki z jednej, a kolumny z drugiej strony. To dwie różne strony medalu, dlatego czymś jak najbardziej zrozumiałym jest, często spotykana opinia wśród osób, którym nie jest wszystko jedno czego i jak słuchają, że dla nich słuchawki to co najwyżej coś obok, jakiś tam pomocniczy środek (pół-środek?) wykorzystywany do słuchania muzyki. Ok, ja to rozumiem, ja to akceptuję, mimo że sam bardzo lubię słuchanie na słuchawkach i wcale nie uważam, że coś jest lepsze, gorsze, tylko jest po prostu inne. Rozumiem jednak, że można dźwięku z nauszników zwyczajnie nie akceptować, czy akceptować z trudem. To zrozumiałe, właśnie przez wzgląd na różnice, na inne światy.

W przypadku zestawu HE-6 & EF-6 mamy do czynienia z najbardziej prawdziwym, namacalnym, kompletnym przekazem muzyki jaki miałem okazję usłyszeć. To jest coś, co w mojej ocenie definiuje to, co można uzyskać nakładając coś na uszy. Jest to brzmienie swobodne, organiczne, to spektakl który rozgrywa się – no właśnie – niekoniecznie w naszej głowie, a przed nami (nie łapcie mnie za słowa, bo tutaj mamy najlepszą ze słyszanych przeze mnie, najlepszą namiastkę sceny, przestrzeni uzyskiwanej na słuchawkach). Tutaj nie analizujemy czy dół jest ok, czy średnica jak trzeba, czy góra nam się gdzieś nie chowa. Nie, tutaj nie ma o tym mowy, bo całość pasma, każdy element jest NA SWOIM MIEJSCU. Jest więc fantastyczny, wyrafinowany, zróżnicowany bas, bas który przy partiach perkusji, przy gitarze basowej po prostu miażdży, porywa, nie pozwala oderwać się od tego co płynie sobie swobodnie w muszlach, a przy tym w żaden, podkreślam żaden sposób, nie zakłóca, nie zastępuje, nie umniejsza równie fantastycznej średnicy oraz – co by tu dużo nie mówić – genialnej górze. Ten, jakże trudny element pasma, ten, na którym poległa nie jedna konstrukcja, tutaj prezentuje się wybornie. Posłuchajcie (na tym zestawie, jeszcze raz podkreślam, zestawie) talerzy, tego w jaki sposób topowe konstrukcje HiFiMANa potrafią wydobyć esencję z instrumentów perkusyjnych.

To niezwykle sugestywny, żywy przekaz muzyki, właśnie naturlany, prawdziwy, bez stosowania sztuczek, wymagający jednego – perfekcyjnego toru pod kątem źródła muzyki, zarówno odnośnie odtwarzacza jak i samego materiału muzycznego. Tutaj nie ma miejsca na radio internetowe, nie ma miejsca na kompresję stratną, po prostu zwyczajnie nie warto w przypadku takich źródeł na włączanie elektrowni i podpinanie HE-6. To nie jest zestaw do słuchania bez zaangażowania, nie jest to zestaw do słuchania „w tle”, tutaj musimy zaangażować się w pełni, musimy rzucić wszystko inne, tylko wtedy ma to sens. Lektura, nawet bardzo dobra lektura, w połączeniu z muzyką wg. mnie zupełnie się tutaj nie sprawdza. Nic nie może odciągać nas od spektaklu jaki kreuje ten zestaw, muzyka powinna być jednym bodźcem jaki na nas oddziałuje. Każda chwila spędzona z tym zestawem to coś specjalnego, coś co w pełni nas absorbuje, wciąga i to chyba najlepiej oddaje charakterystykę, opisuje tytułowe produkty, lepiej od pomiarów, roztrząsania poszczególnych aspektów brzmienia. Bogactwo jakie się tutaj roztacza zniewala, powoduje że chcemy słuchać zdawałoby się nie kryjących żadnych tajemnic przed nami, świetnie nam znanych kawałków. Więcej informacji, więcej detali, więcej wszystkiego… naprawdę ciężko oddać to słowami, zdefiniować, sklasyfikować to co słyszymy podpinając HE-6 pod EF-6. To gładka średnica, ale nie wygładzona średnica, to głęboki, zróżnicowany dół, ale nie narzucający się, nie nachalny bas, to czysta, pozbawiona sybilantów góra itd, itp.

Tak, tyle że można tak opisać wiele urządzeń audio, wiele słuchawek potrafi świetnie reprodukować muzykę, robić to angażująco, wciągająco, ale całościowo, to właśnie w tym konkretnie przypadku mamy do czynienia z optymalnym, synergetycznym, zniewalającym jakością brzmienia zestawieniem. Inaczej, tu nie ma żadnego elementu który razi, który wydaje się „tylko” dobry, który pozostawia miejsce na niedosyt, na jakieś marudzenie. Nie potrafię wskazać czegoś takiego. Emocje jakie gwarantuje słuchanie muzyki na tytułowym zestawie są najlepszym dowodem na to, że to jest właśnie to. To, czego w całej tej zabawie szukamy, to o czym pisałem we wstępniaku, będącym właściwie wstępem jak i podsumowaniem, zakończeniem niniejszej recenzji. Czy ten zestaw preferuje jakieś gatunki? Napiszę może tak – bez względu na to czego słuchamy, przyjemność płynąca z obcowania z muzyką jest ogromna. Czy to klasyka, muzyka dawna, jazz, pop, elektronika, rock czy metal (w przypadku energetycznych dźwięków nieprawdopodobna dynamika, moc tego zestawu to wisienka na torcie) słucha się tego na zasadzie „jeszcze i jeszcze”, nie zgadzam się z tu i ówdzie publikowanymi opiniami, że to zestawienie pod coś konkretnie. Według mnie tak nie jest, warunek – jak wspomniałem – dobrze dobrany pod kątem jakości repertuar i bardzo dobry odtwarzacz. Aha i jeszcze jedno, to nie są słuchawki, to nie jest zestaw do cichego plumkania, do słuchania muzyki na niskich poziomach głośności (wspomniane słuchanie w tle, bez odpowiedniego zaangażowania). Jeżeli tak słuchacie, macie zamiar głównie w ten sposób korzystać z opisywanego sprzętu, przeznaczcie te 11 tysięcy na coś innego, naprawdę nie warto, bo zwyczajnie wyrzucicie pieniądze w błoto.

Cóż, pozostaje mi tylko przyznać najwyższe wyróżnienie topowemu systemowi słuchawkowemu HiFiMANa. To nie jest rzecz dla każdego, to nie jest wcale najlepsze rozwiązanie dla osoby, która lubi słuchać muzyki ze słuchawkami na uszach. To jest kres poszukiwań, ideał dla kogoś, kto ma czas (ważne!), ma odpowiednie źródła (bardzo ważne!), ma takie, a nie inne potrzeby (zaangażowanie, skupienie) aby docenić, w pełni wykorzystać potencjał jaki oferuje tandem HE-6 & EF-6. Tylko wtedy i dopiero wtedy te 11 tysięcy złotych wydane na oba produkty można uznać za najlepszą (bez żadnych ale) inwestycję w życiu (znowu, zależy jakie mamy priorytety, co jest dla nas istotne… dla melomana, dla kogoś kto kocha muzykę, sprawa jest jakby oczywista).

 

Cena zestawu słuchawki planarne & wzmacniacz słuchawkowy HiFiMAN NE-6&EF-6 wynosi ok. 11 tyś. złotych

Tym razem nie zdecyduję się na wyszczególnienie plusów i minusów. O plusach przeczytaliście dość w samej recenzji. To referencyjny, dla wielu docelowy tor słuchawkowy. Dla tych, którzy mają inne priorytety, dla osób, które muszą uwzględnić takie aspekty, jak choćby rozmiary, możliwość słuchania w środowisku niesprzyjającym (głośnym odsłuchom, albo inaczej gdzie jedyną opcją są konstrukcje zamknięte), opisywany powyżej zestaw jest „nie po drodze”. Czy to są jednak wady, czy cechy konstrukcyjne, wynikające z określonej technologii można uznać za wady… mam co do tego poważne wątpliwości. Zwyczajnie nie kupujemy w tym przypadku słuchawek przenośnych, słuchawek do słuchania w pokoju pełnym dzieci, wzmacniacza do schowania na stoliku, w szafce, który zajmie niewiele przestrzeni. Tak to po prostu wygląda i trzeba mieć to na uwadze, decydując się na nabycie tego zestawu. To coś, jak wspomniałem w treści recenzji, dla osób zdecydowanych, podejmujących decyzję o zakupie w sposób świadomy, świadomych swoich potrzeb. Na wstępie wspomniałem o innych słuchawkach podpinanych pod EF-6. O LCD-3 niebawem coś przeczytacie (to coś, to rzecz jasna recenzja) na HDO, będzie tam akapit poświęcony takiemu zestawieniu. Według mnie ten wzmacniacz nie jest uniwersalny, nie jest z dwóch powodów: po pierwsze jest „pod” HE-6 i nie mam co do tego żadnych wątpliwości, po drugie z innymi słuchawkami wcale niekoniecznie się dobrze zgrywa… wręcz przeciwnie, niektóre z nich grają bardzo tak sobie. Widzę to tak: jak coś miało tworzyć perfekcyjną całość z wymagającymi, trudnymi słuchawkami w rodzaju topowych HiFiMANów to logiczne, że zupełnie odmienne konstrukcyjnie modele nie znajdą w przypadku EF-6 właściwego partnera. To ma sens i tak właśnie to wygląda. Można przykładowo podłączyć HD-650, można, ale już z LCD-3, nie mówiąc o AKG 701 sprawa nie wygląda dobrze… to nie ta parafia, nie ten adres.

Sprzęt redakcyjny:

  • Zestaw #1 NAD C-315BEE oraz C-515BEE (nasz test)
  • Zestaw #2: NAD D3020 (główny sprzęt do testów bezprzewodowego dźwięku via DLNA/AirPlay oraz Bluetooth)
  • Zestaw #3, 4, 5: przedwzmacniacz NAD 1020 (gramofonowy pre), NAD T743 (jako końcówka mocy, odsłuch wielokanałowy)
  • Kolumny Pylon Pearl (nasz test), kolumny Pylon Topaz 20 (nasz test), kolumny Pylon Topaz Monitor (test), Kolumny Pylon Pearl 25 oraz (na gościnnych występach) ATC SMC7 i SMC 40
  • Głośniki bezprzewodowe AirPlay / BT / soundbary: Bowers&Wilkins Zeppelin Air (nasz test) oraz Scansonic S5BT (test
  • DAC: Arcam rDAC (nasz test), Beresford TC-7520 (nasz test), AudioQuest DragonFly (nasz test), M2Tech hiFace DAC (nasz test) oraz (na gościnnych występach) przetworniki M2Techa (EVO) i AURALiCa
  • Główne źródła cyfrowe: Squeezebox Touch (nasz test), (główne źródło @ MacOS 10.9) MacBook Air (Decibel, wszystko via USB oraz USB-SPDIF), tablet PC (główne źródło @ MS Windows 8.1) Asus Vivo Tab Smart (foobar + ASIO via USB) oraz iMac 2013 (Decibel, wszystko via USB oraz USB-SPDIF, DAC M2Tech-a)
  • Konwerter SPDIF-USB: M2Tech hiFace Two (nasz test)
  • Uzupełniające źródła cyfrowe: PlayStation 3 (dla SACD & BD Audio), handheldy Apple, Toshiba E-1 (HD-DVD koncerty), zestaw bezprzewodowy AirDAC firmy NuForce (test), Apple TV z AirPlay via SPDIF, AirPort Express 2012 z AirPlay via SPDIF, adapter BT z obsługą aptX Saturn
  • Gramofon NAD 5120
  • Modyfikacja (opcjonalna) toru analogowego: bufor lampowy DIY
  • Wzmacniacze słuchawkowe: Musical Fidelity M1 HPA (nasz test), Quattro AMP, HiFiMAN EF-6
  • Słuchawki: AKG K701 (nasz test), Sennheiser HD650, HiFiMan HE-400 (nasz test), Sennheiser Momentum (nasz test) oraz Audeze LCD-3 i HiFiMAN HE-6
  • Sterowanie: iPod Touch (nasz test) oraz iPad 2 (nasz test) z oprogramowaniem odtwarzającym & sterującym
  • Okablowanie: Supra DAC, Dual, USB oraz Trico (analog, cyfra), Procab (analog – głośnikowe)Prolink (cyfra)Belkin (cyfra -> USB), Audioquest Evergreen (analog), Melodika (cyfra, interkonekt oraz głośnikowe – system)
  • Routery audio: Beresford TC-7220 (nasz test), przełącznik źródeł ProJect Switch Box (nasz test), przełącznik źródeł BT-31 
  • Zasilanie: Tomanek ULPS dla rDAC & SB Touch (nasz test), listwa APC (SA PF-8), listwa Tomanek TAP6 (test), listwa TAP8 z DC blockerem, kable Supra LoRad

 

 

Dziękuję firmie Rafko za wypożyczenie sprzętu do testów.

 

Autor: Antoni Woźniak

GALERIA (niebawem zaktualizujemy)

Dodaj komentarz