To samo razy dwa? Oznaczenia produktowe, które od dawna nic konkretnie nam nie mówią? Portfolio pogmatwane jak, nie przymierzając, memiczne Porozumienie pewnego polityka z bardzo giętkim kręgosłupem? Nie inaczej moi mili, tak to właśnie z HiFiMANem jest i konia z rzędem (dobra, nie będziemy iść w bieżączkę polityczną, bo to jest tragifarsa podszyta wk…wem na płacenie podatków w tym opuszczonym przez rozum kraju) kto ogranie, co chińsko-amerykański specjalista od planarów i nie tylko ma dzisiaj do zaoferowania klientowi spragnionemu muzycznych uniesień z czymś w uszach, czy na uszach. Rozrost, urozmaicenie, szeroki przekrój z dostosowaniem oferowanych produktów pod niemalże każdą kieszeń oczywiście cieszy i jest rzeczą zaprawdę chwalebną, ale…
ale można się pogubić w tym wszystkim na amen. Dobrym przyczynkiem do tego, jak łatwo można pogubić się, są bohaterowie najnowszej publikacji. Najpopularniejsza linia produktowa, coś, co HiFiMANowi – nie bójmy się tego powiedzieć głośno – przyniosło rozpoznawalność na rynku i uznanie takoż, znaczy kolejne wykwity serii 400 zawitały ostatnio na rynku. To „ostatnio” trzeba sprecyzować. Pierwsze – HE400i2020 – to zeszłoroczny, dość nieoczekiwana premiera z mocno odmiennym sposobem nazewnictwa produktowego, sugerująca unowocześnienie 400-setek z literką „i”. No tak, ale żeby nie było za prosto linia „i” to wcale nie jeden typ słuchawkowych efektorów, to coś obok, a nawet, patrząc historycznie, to np. coś co kosztowało swego czasu na poziomie konkurencyjnych LCD-2 O_0. A znowuż wariant tegoroczny z „SE” (niby trzymamy się przyjętego nazewnictwa, ale jednak nie bardzo… są jeszcze HE-6SE, testowane u nas i właściwie to tyle odnośnie tego SECOND EDITION (?)) też nie za bardzo informuje co to za generacja, bo pierwsze (nasze bardzo lubiane, w wersji z poprawkami, v.2) 400-ki to prehistoria, a potem jeszcze tych słuchawek w różnych modyfikacjach (producenta) było sztuk parę (np. model S).
Bez wódki nie razbieriosz . Słuchawki są bardzo zbliżone cenowo, choć wariant i2020 o 2 stówki stówkę (plus, minus, bo różnie to w cennikach wygląda) droższy. Ale poniżej 1000, oba. No dobrze, po co wydawać bardzo podobne słuchawki, właściwie tożsame, z niewielkimi różnicami (no jak się okaże te różnice jednak są, ale głównie wyposażeniowo-konstrukcyjne, jakościowo naprawdę to produkty z tej samej półki)? Jeszcze do tego dochodzą warianty różnie strojone. Tak, nie ma tu błędu, jak robicie zakupy w chińskich supermarketach to – uwaga – kupujecie słuchawki inaczej strojone właśnie. Zauważył to pewien użytkownik poczytnego forum, poczytnego sajtu dekonstruującego rynkowe potęgi, znaczy marki, audio i przedstawił całkiem przekonywujący powód tego stanu rzeczy. Chodzi oczywista o różnice w naszej wrażliwości na dźwięki, a to wprost powiązane z różnicami językowo-leksykalnymi. U Chińczyków sposób wymowy ma kapitalne znaczenie (dla znaczenia) i wyczulenie na niuanse jest bez porównania większe w tym zakresie niż na umownym „Zachodzie”. Sybilanty, położenie nacisku na górę pasma, uwypuklenie z rozjaśnieniem mają dla chińskiego ucha na tyle nieprzyjemny doznaniowo efekt, że się tutaj producent(ci) decydują na odmienne podejście. Tak przynajmniej jest w przypadku HiFiMANa, co zostało ładnie opisane w wątku (o tych i innych 400-setkowych nausznicach), przyjmuję to na wiarę – bo słuchawek nie sprowadzam i nie porównuje różnych wersji – ale udokumentowano to tam solidnie, także pomiarowo. Także nie ma powodów by nie wierzyć.
Zatem widzicie, że łatwo nie jest i mnożą nam się te byty i komplikują sytuację, zaciemniają obraz. Bo może jednak te słuchawki właśnie inne, może jednak te różnice w konstrukcji implikują inaczej? Cóż, na moje stare i już zapewne upośledzone ucho, brzmienie tych nauszników jest bardzo, bardzo blisko siebie. Na tyle, że ślepe porównanie wyklucza identyfikację. To ta sama szkoła grania. Czyli co, bez sensu? No niby tak, ale jak pokazały ostatnie tygodnie te HE400i2020 to taki trochę falstart, trochę edycja limitowana, dość powiedzieć, że nie mają ich już w fabrykach produkować i to co zjechało z taśmy to koniec. A z SE inaczej – taniej (jeszcze), w srebrze obudowy muszli, co nam się jednoznacznie właśnie z budżetowym HiFiMANem kojarzy (bardzo dobre dynamiki HE-300… pamiętacie?) i może nawet idzie w kierunku jakiejś spójności produktowego portfolio. Trochę szkoda, że producent nie pokusił się nigdy o jakiś fajny, wyjaśniający zawiłości oferty, diagram prezentujący także historycznie kolejne generacje z wyszczególnieniem linii produktowych pod kątem zarówno konstrukcji (typ membrany) jak i budżetu (kosztu nabycia). Mam tutaj dla Was rodzynek, niestety już nieco zdezaktualizowany, prezentujący słuchawki HiFiMANa w miarę przejrzyście, ale niepełny, nie obejmujący wszystkiego co było i co jest w ofercie:
Dobrze, dość tych rozważań nic nie wnoszących do meritum. No może nie do końca, bo wybierając z katalogu powinniśmy sobie to jakoś poukładać, ale mniejsza. W końcu na końcu i tak liczy się tylko to co do ucha trafia. Zatem bez rozwlekania, skupmy się na najnowszych 400-setkach. Panie, Panowie budżetowe, najtańsze w ofercie, co wcale nie oznacza kompromisów z SQ. Powiem więcej, jak HiFiMAN chce uporządkować to, co nam dzisiaj proponuje, to musi mocno zastanowić się nad cenówkami, szczególnie w środku, że tak powiem, stawki…
Co tam Panie dają teraz w pudle?
Otóż powiem, niewiele, żeby nie powiedzieć mocniej – poza efektorem – nic. Już tłumaczę o co chodzi. Wyrób kabelkopodobny w najtańszych, srebrnych SE to coś, co owszem spełnia swoją funkcję – jest medium dla sygnału – ale użytkowo zwyczajnie się nie broni. Sztywny jak stalowy drut(ex), mikrofonujący, króciutki kabelek to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej. Nie. To nie jest w ogóle to co lubimy, choć jak wspomniałem sygnał przenosi (i jestem daleki od wychwalania kabli za tysiące, słuchawkowych znaczy się, które mają radykalnie poprawiać brzmienie… to zazwyczaj kompletna bzdura i zwykłe naciągactwo), ale użytkowo po prostu się nie broni. Jest za sztywny, za krótki i właściwie jedyne do czego się nadaje to słuchanie na secie biurkowym, tak jak to właśnie robię. Tu nie mam zastrzeżeń. Natomiast mobilnie, gdzieś w oddaleniu od źródła, jestem na nie. Trochę lepiej wygląda to w przypadku modelu i2020, bo tam dali – no właśnie -w zależności od miejsca sprzedaży (wspomniana regionalizacja) kabel dużo bardziej elastyczny, ale nadal wg. mnie za krótki, poza tym zbierający z dyndającego kabelka artefakty utrudniające percepcję na wynos. Zresztą to na wynos, mimo lekkiej konstrukcji, jest też pod znakiem zapytania. Tak, dobrze kombinujecie, to duże słuchawki, wokółuszne (co w mobilnym zaletą jest, ale tylko jak konstrukcja jest jednocześnie zamknięta, tu jest dokładnie odwrotnie), świetnie działające jako aparaty nasłuchowe (dobra, przesadzam), znaczy nic nie tłumiące, bo taka ich uroda. Otwartość jest tutaj rzecz jasna cechą konstrukcji, także nie krytykuję dla samego krytykowania, tylko komunikuję, że jak na zewnątrz to do lasu, a nie na deptak, bo ani dla nas, ani tym bardziej dla otoczenia (będziemy słyszani) nie będzie to fajna opcja, a raczej taka niefajna.
Nie ma opończy (rozumiem, że jest budżetowo, także etui nie wymagam, ale woreczek, który był dodawany do każdych HiFiMANów w najniższym budżecie, to chyba nie rozrzutność ze strony producenta, hę?), słuchawki tożsame konstrukcyjnie nie składają się, także nie ułatwiają transportu, mają typową dla tego producenta pudełkową (muszle) formę, z pałąkiem zazwyczaj oferowanym w hifimanowym entry-level. Dobrze trzyma głowę, miękki, niestety uciska nam na czubek, czyli dla osób wrażliwych konieczność pewnych modyfikacji może okazać się nieodzowna. Cieszy zastosowanie ujednoliconego (wreszcie) patentu na interfejsy od strony muszli… jest 3,5mm i to chyba w końcu standard u tego producenta. Ważne, dla kogoś kto dysponuje kolekcją, ale także przez wzgląd na popularność tego rozwiązania na rynku, mnogość alternatywnego okablowania (niestety może być, że konieczny wydatek) tudzież różnych adapterów, pozwalających na dopasowanie lepszego sznura do opisywanych słuchawek.
Samo wykonanie jest bardzo dobre. Plastiki imitujące metal, w i2020 trochę bardziej na bogato, ale ogólnie zbliżony poziom, z padami ekoskóra, bądź ekoskóra z welurem (w SE są nawet wg. mnie lepsze, znaczy wygodniejsze i mniej „potliwe”). Regulacja z większą liczbą nastaw niż we wcześniejszych generacjach – to na plus, na minus, że nadal nie jest płynna, tylko przeskakujemy, ale zasadniczo nie ma problemów z właściwym dopasowaniem do łba. W komplecie tylko adaptery na dużego jacka (bo mamy małego na końcu kabla) i to by było na tyle. Jak wspomniałem, szkoda, że woreczka nie ma, bo to niewielki koszt, a rzecz przydatna wielce, szczególnie dla kogoś, kto nie będzie tych słuchawek traktował jako czegoś na stand i do podpięcia do domowej aparatury tylko. Patrząc przez pryzmat użytkowy i tak takich słuchawek (subiektywnie ofc) nie traktowałbym w kategoriach nomadycznych, to co najwyżej model podróżny, na długie transy i raczej w przedziale, gdzieś obok, nie w tłumie. Niby można zastosować sprzedawany osobno odbiornik BT, który testowałem wraz z DEVA, ale jak wspominałem w recenzji, nie bardzo przypadła mi do gustu ta wypustka – nadal będą to słuchawki średnio nadające się do zewnętrznego słuchania muzy. Natomiast ich główną zaletą jest zaoferowanie najnowszych technologii ortodynamicznych w bardzo atrakcyjnej cenie i – pomijając okablowanie – w bardzo przyjaznych okolicznościach użytkowo-ergonomicznych, właściwie nawet na upartego nie da się do tych słuchawek przyczepić, gdy słuchamy ich w domowych zaciszu. Dobra, może ten ucisk na czubku, ale to sprawa mocno indywidualna, do obejścia, a przy odpowiedniej korekcji położenia można sobie urządzać bardzo długie sesje w komforcie i bez zmęczenia.
Parametry:
HE400i2020 HE400SE
Dziwna sprawa, prawda? No właśnie…. teoretycznie te słuchawki powinny być mocno odmienne, bo parametrami różnią się znacząco. Inna czułość, zasadniczo inne możliwości w zakresie pasma przenoszenia, do tego jeszcze różne rozwiązania w muszli, różniące te słuchawki od siebie. Nie przesądzając, które lepsze, powinny być różne, oferując dźwięk łatwy do identyfikacji, która jest która. A obie słuchawki – jak wspominałem już na wstępie – reprodukują dźwięk w bardzo zbliżony, niemożliwy w ślepym teście do sprecyzowania, która gra, sposób. Także zagadka. Tym ciekawsza, że model i2020 na chińskim rynku, o czym we wstępie pisałem, bardzo różni się dźwiękowo od wariantu „global”. Czy może raczej wersja azjatycka (bo tak to trzeba chyba identyfikować) to nie to samo co, model sprzedawany u nas. Sumując, czasami sugerowanie się tym, co „pod maską” prowadzi na manowce. Nie chodzi tu rzecz jasna o określenie na podstawie cyferek brzmienia jako takiego, ale jakieś choćby ogólne wnioski na temat wpływu tego co w specyfikacji na efekty. Te słuchawki są dźwiękowo tożsame.
Jako że testowałem droższe DEVA, jak i droższe (choć już sprzedawane w zdecydowanie niższej cenie, ale nadal droższe) Sundara, mogę pokusić się o całościowe porównanie tego co na dole oferty HiFiMANa, przy czym Sundary brały udział w porównaniach bezpośrednio, a DEVA tylko pośrednio, bo też sprawdzałem je wcześniej i bazuję tutaj na notatkach ze słuchania i porównywania do starych 400-setek oraz wspomnianych Sundara. No właśnie, pora przejść do sedna, czyli do odsłuchu…
Brzmienie takie samo, czyli jakie?
Zacznę może od tego, że HiFiMAN bardzo sobie i nam, potencjalnym zainteresowanym ofertą swoich słuchawek, skomplikował życie. Bo do poziomu 2000 złotych, wraz z całym przekrojem jeszcze sprzedawanych (a już nieprodukowanych) słuchawek nie jest łatwo się rozeznać i można się, o czym wyżej była mowa, zwyczajnie pogubić. To najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie najczęściej zadawane przez użytkowników sprzedażowego hitu – Sundara – czy nowe jest lepsze od starszego i jak słuchawki w sumie o oczko wyżej (niby) w ofercie wypadają w porównaniu z opisywanymi. Otóż, moi drodzy, porównywalnie. Ha, jasna cholera, ale jak to porównywalnie, to znaczy że co… warto dopłacać, a może nawet warto wymienić? Otóż, jak wiadomo, jeden rebbe powie tak, drugi powie nie, a trzeci – znaczy że niby ja – powie nie i nie. Nie warto dopłacać, szczególnie w przypadku i2020, bo są bardzo, bardzo dobre i kabel, choć nadal daleki od optimum, nie wymusza sięgnięcia po skarbonkę, co w przypadku tańszego SE może być nieodzowne. Z drugiej, te SE są tak tanie, że nawet jak dołożymy do lepszego kabelka, który – właśnie – będzie pewnie lepszy od firmowego w i2020 to… wyjdzie cenowo podobnie jak z i2020. No masz! Okey, ale może te słuchawki jednak różnią się dźwiękowo i wybór nam się różnicuje? No nic z tego, właśnie nic takiego się nie dzieje i wg. mnie naprawdę ktoś, kto pokusi się o ślepy test i bezbłędnie określi jakie słuchawki miał na uszach (oczywiście trzeba wszystkim nałożyć przed taką próbą identyczne pady, albo zastosować jakąś inną metodę utrudniającą tego typu, organoleptyczną identyfikację nałożonych nausznic) to brawa na stojąco & na siedząco oraz dożywotni tytuł „golden ears” z medalem audiofila gieroj w klapie. Te słuchawki brzmią w sposób bardzo zbliżony.
To dźwięk bezpośredni, bardzo płynny, doskonale rozdzielczy, dynamiczny (szybkość jest tu cechą wyróżniającą), raczej jasny, z bardzo szczegółowo zaakcentowaną górą. Te słuchawki (wszystkie, choć DEVA… najdroższe… podobały się najmniej!) przede wszystkim prezentują muzykę w sposób żywy, żwawy, kapitalnie przestrzenny. Tak, mają tendencję do prezentowania pasma w sposób nieco rozjaśniony, twardy, nie miękki – absolutnie nie – wymagają zatem pewnego manewru dopasowania, ale też nie przesadzałbym, że są bardzo wybredne, czy trudne w doborze. Po prostu trzeba unikać źródeł typowo cyforowo brzmiących, znaczy np. wielu starszych modeli dac/ampów FiiO dla przykładu, na pewno słabo by to brzmiało z dużą liczbą przetestowanych u nas konstrukcji na ESS, bo mogłoby się okazać, że „co za dużo to nie zdrowo”. Z drugiej strony, słuchając właśnie na ESS (28Pro) znaczy Matrix Audio Mini-i Pro 3 jest przegenialnie dobrze, ba, powiem szczerze że lepiej mi się tych słuchawek (wszystkich) słuchało na tej integrze, niż na dzielonce z …A90! Szczególnie mocno dało się to odczuć z bohaterami niniejszego testu, wg. mnie sekcja wzmacniacza w tym DAC/AMPie naszego produktu 2020 jest wybitna, a jeszcze czeka mnie zaraz sprawdzenie jak sobie poradzi wyjście zbalansowane (adapter 4,4mm na XLR) i coś czuję, że tylko się utwierdzę, że ta skrzynka jest jednym z najlepszych urządzeń audio jakie oferuje rynek do 5k. Zresztą w zakresie modeli przetworników Delta/Sigma stawiam ten model wyżej od wielu konkurentów z dużo wyższej półki cenowej.
Siak czy tak, słuchawki testowane brzmiały bardzo świeżo, potrafiły pięknie odmalować muzyczne pejzaże, spędziłem miło czas, wręcz zbyt miło – patrząc przez pryzmat niby wstępu do oferty No właśnie, te słuchawki od strony samego SQ są na tyle dojrzałymi i wysokowartościowymi produktami, że można sobie zadać pytanie, czy coś, co kosztuje 2 razy tyle (bo jak kilkaset złotych, to można to jeszcze racjonalizować lepszym wyposażeniem, wykończeniem) są warte poniesionych nakładów. Trudna sprawa. Sundary nadal uważam za świetny wybór, ale do 1600 złotych maksymalnie (na pewno nie w starej cenie!), DEVA jakoś nie mieszczą mi się w racjonalnych widełkach w ogóle, a potem warto bezpośrednio porównać dużo droższe modele (seria 500 oraz ANANDA). I może być ciekawie. Bo może się okazać, że droższe zbiera baty od dużo tańszego. W ogóle – i to chyba dowód stałego postępu – bardzo szybko starsze modele tracą na wartości, gdy je porównamy z nowościami orto, szczególnie u HiFiMANa właśnie. Nie oznacza to, że taki legendarny model HE-6 dostaje kopa np. bo to wybitne i zupełnie inne słuchawki, które jak już należy porównywać z tysięcznikami, czy „hindusami” wycenionymi w okolicach 7-10 tysięcy złotych. Także stare, jare HE-400 się bronią (szczególnie z tym), ale im dalej w las tym sytuacja imo się komplikuje i może się okazać, że coś, co kosztowało czwórkę, czy piątkę, jakoś tak blaknie i to w zestawieniu z dużo tańszymi nowościami. Sprawy nie ułatwia obecna sytuacja już nawet nie rokrocznych premier, a nawet półrocznych premier nowości, które albo nie różnią się zasadniczo (patrz góra), albo właśnie nie różnią się, czy różnią się, ale ni jak to nie ma przełożenia na cennik. Zaczyna się robić bałagan.
Do tego jeszcze dochodzi dużo szeleszczących dźwięków w chińskiej wymowie, różne strojenie, a nawet różna konstrukcja przetworników w słuchawkach niby tego samego typu, a jednak mocno odmiennych brzmieniowo. Jak się w tym nie pogubić. Jakąś wskazówką będzie oficjalna dystrybucja, gwarancja .pl czy szerzej .eu, informacje podawane przez niektórych, uczciwych sprzedawców, że maja towar np. bezpośrednio sprowadzony z chińskiej fabryki świata (pośrednicy – wbrew pozorom, mimo że wielu Polaków kupuje na Alim, to nadal ludzie prowadzący 1001 produktów, czytaj mydło i powidło, mają się dobrze w naszym kraju). Informuję, bo można się zdziwić, nie mówię że naciąć, bo to działa w dwie strony i nie jest wcale takie jednoznaczne, ale świadomy wybór jest jednak lepszy od takiego, w ciemno, przyznacie?
Także jest to obecna, wysoko jakościowo zawieszona, poprzeczka umiejętności reprodukcji dźwięku na poziomie kiedyś zarezerwowanym dla (pewnie) dużo droższych konstrukcji. Mnie to osobiście bardzo cieszy, bo zejście w dół (nawet jak marketingowo użyjemy nośnego technologia „stealth”… wiecie niewidzialne, jak w modelu SE – różna konstrukcja przetworników w tych 400-setkach, podkreślam raz jeszcze!) cenowo i zaoferowanie czegoś, co kiedyś było zarezerwowane dla nielicznych jest godne pochwały i nie ma się co zżymać. Mam tu na myśli tych, którzy kupili coś znacznie, dużo droższego, a teraz nie wypadającego w porównaniach tak świetnie, wybitnie jak to kiedyś bywało. Ano cena postępu, zresztą HiFiMAN nie ukrywa, że właśnie tak widzi rozwój – w popularyzacji dobrego jakościowo brzmienia wśród populacji, co może odbyć się tylko w ramach sprawdzonego mechanizmu trzech C.
Sumując…
Jak gdzieś znajdziecie te i2020 i nie chce Wam się wymieniać od razu kabla, tudzież przemawia do Was papierowa specyfikacja (że lepsze, wiecie, niby, są) to w proponowanej cenie żałować nie będziecie na pewno. Model Sundara wymaga większych nakładów finansowych, tu trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy wydać więcej, przy czym inny (lepszy) pałąk przykładowo, mogą przeważyć szalę na rzecz hiciora. SE znowuż są tak tanie (najtańsze), że przy ograniczonym budżecie po prostu nie ma sensu się zastanawiać, a jak jeszcze do stacjonarnego, biurkowego słuchania, to kupujemy i z tym co fabryka dała słuchamy, ciesząc się nieprzyzwoicie dobrym brzmieniem w tych realiach cenowych. Rzecz jasna porównuję to w jakimś kontekście, kontekście dotychczasowej oferty nausznic planarnych, z których wartych grzechu poniżej dajmy na to 700 złotych zwyczajnie nie ma (są takie na rynku, ale nie polecam). Można obejść rzecz świetnymi dynamikami, bo w takiej cenie można już wybierać, a przebierać, ale wątpliwe czy te hipotetyczne, dynamiczne słuchawki będą tak dobre w dwóch dziedzinach: dynamiki (kapitalna) i przestrzenności. Czuję, że nie bardzo. Także postęp jest i idzie w dobrą stronę. Konkurencja jakoś nie jest w stanie stworzyć równie przekrojowej oferty, tak dobrze (nisko) wycenionej, jedyne co trzeba tutaj skrytykować to dość niejasne, pogmatwane portfolio. Dobrze, że dużo, gorzej, że nieczytelnie i nie łatwo się rozeznać. Właściwie jedynym tropem pewnym było porównywanie w linii 400 pałąków (różnych) oraz wyposażenia (różnego).
Mam nadzieję, że artykuł nieco w tych dylematach co i jak pomoże. Namawiam dystrybutora, by sam z siebie, zrobił aktualny diagram, a najfajniej, taki też historyczny diagram pokazujący cały przekrój tego, co Dr. Fang opracował. Byłoby to z korzyścią dla wszystkich – i tych zainteresowanych zakupem i tych pogłębieniem wiedzy na temat słuchawek jako takich. Bo komu jak komu, ale HiFiMANowi wkładu w rozwój branży odmówić nie można. Tylko niech to będzie wkład uporządkowany, żebyśmy mogli prześledzić choćby wspomniany rozwój, postęp, skutkujący coraz lepszymi / tańszymi nausznicami, które nakładami sobie na łeb. Trzymam kciuki i dopinguję. Dobra, a teraz czas posłuchać nowej PJ i może jeszcze kosmiczno-ambientowe coś. Zaraz. Nowe utwory Lisy Gerrard?! No to PLAY
Dla obu opisanych konstrukcji.
Gdyby nie narzekania na wyposażenie to nawet dead end byśmy zapodali
HiFiMAN HE-400i2020 oraz HE-400SE planarne, otwarte słuchawki „pół-stacjonarne” 850-800zł oraz 750-700zł.
(Razem obie konstrukcje)
Plusy:
- dojrzały, żywy dźwięk, z doskonałą dynamiką, wybitnie dobrą przestrzennością
- wgląd w nagranie szczególarski, bardzo rozdzielcze, a przy tym nie męczące
- do tego płynny, dźwięczny, bogaty w wybrzmienia
- dla lubiących dużo informacji na górze, to dobry wybór
- dobra jakość wykonania samych słuchawek
- bardzo atrakcyjna cena
Minusy:
- potrafią czasami zaszeleścić (sybilanty)
- okablowanie poniżej wymagań (szczególnie w SE)
- brak choćby worka
- nie składają się (mobile?)
Autor: Antoni Woźniak
Podziękowania dla oficjalnego dystrybutora
oraz najfajniejszego kramiku audio na północy (państwa w teorii)
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.