Popatrzyłem na cenówkę i od razu zwątpiłem. Dobra, rozumiem, że te słuchawki mają szlachetne drewienko na sobie (wielka, drewniana komora – może w tym właśnie, głównie, tkwi sekret tych nausznic?), ale formą wyraźnie nawiązują do najtańszych w ofercie HE-4xx. Tak, dostajecie tutaj kuferek, dostajecie świetne okablowanie (sztuk trzy, znaczy komplet: XLR, 6.3 i 3.5), to wszystko prawda… ale 6 tysięcy za DYNAMICZNE słuchawki? Sześć koła za coś, w czym producent – specjalista od planarów – nigdy specjalnie się nie uskuteczniał. Pisałem w zajawce o HE-300 (dawno, dawno temu), fajnych, budżetówkach, ale to było tylko raz. Zapomniało mi się, że próbowali jeszcze w po prostu tanie, masowe, nauszne (to te z wymiennymi wkładkami czyt. zamknięto/otwarte serii Edition), ale to też było na marginesie i zdaje się wielkiego sukcesu nie odniosło. Także WTF?
Co więcej, jak zobaczyłem co jest na pierwszym miejscu wśród flagowców to o mało nie spadłem z fotela… planarna wersja R10P za – uwaga – 5500 USD. Może szlachetniejsze jeszcze drewienko, nie wątpię że najlepsze przetworniki otrodynamiczne, ale forma dokładnie jotka, w jotkę jak bohaterowie niniejszego wpisu. WTF do kwadratu? Dobra, myślę sobie, tu musi być jakiś haczyk, tylko w drugą stronę. No jeżeli producent chce ponad 1200 papiera (u nas jw. 6k pln) za dynamiczne słuchawki oraz strzelam jakieś 25 tysięcy, a może nawet 30 tysięcy (!!!) za wersję planarną zamkniętych nausznic to musi coś się za tym kryć. Znaczy musi się kryć jakieś nieprawdopodobnie dobre, naprawdę odkrywczo lepsze brzmienie jakie serwują te cholernie kosztowne nowości. No bo jakżeby inaczej uzasadnić te cenówki i w ogóle takie, a nie inne miejsce w ofercie. HiFiMAN już wcześniej próbował swoich sił w zamkniętych konstrukcjach planarnych, przy czym nigdy nie były to rzeczy odkrywcze, przełomowe, produkty które zapisałby się w annałach. I żeby było jasne, uważam że poziom ergonomii, wygody osiągnięty w nowych HE-4xx jest znakomity i właściwie za te sporo mniej niż dwa Sobieskie optymalno-wystarczający, to jednak mówimy o słuchawkach wielokrotnie droższych, a formą oraz w ogóle pałąkiem / mechanizmem regulacji tożsamych z budżetówką. Odważnie! A może niepoważnie?
Zaraz będzie szukanie szczęki pod biurkiem
R10 kojarzy się słuchawkomaniakom jednoznacznie – święta trójca, znaczy AKG K1000, Sennki Orfeusze (1) oraz R10 Sony-ego właśnie. Absolutny top, topów wszechczasów, rzeczy być może cześciowo tu i tam zdetronizowane kompetencjami, ale nadal zapisane złotymi zgłoskami w pamięci audio-freaków. Poziom słuchawkowego absolutu. Czy HiFiMAN postanowił właśnie, nawiązując w oznaczeniu rynkowym produktu, dać nam do zrozumienia, że oto nadchodzi coś wyjątkowego, wybitnego, o czym będą mówić nasze latorośle, wnuki? Stąd ten poziom wysoki na metce? Takie buty? Nie wiem rzecz jasna co przyświecało działowi marketingowemu firmy, ale po zapoznaniu się z dynamiczno-zamkniętą konstrukcją mogę co nieco powiedzieć jaki pomysł miał R&D HiFiMANa, co zrobiły zdolne inżyniery, bo jest to coś z pogranicza omijania zasad fizyki, przekraczania barier, wyznaczania nowej granicy. I nie piszę tego na wyrost, bo słyszałem i K1000 i nowe skrzydełka na uszach i w ogóle najdroższe, w teorii najlepsze, słuchawki świata (oba tory z Orfeuszami, przy czym stary podobał się bardziej od nowego). Nie, żebym był alfą/omegą i wszystkie rozumy pozjadał. Jestem skażony swoim subiektywnym osądem, gustem, takim a nie innym wyborem cech, które przemawiają do mnie naj, także na pewno tylko jednym z wielu. Mam jednak jakieś doświadczenie i mogę się odnieść. No i się odnoszę.
Ogólnie nie mam zastrzeżeń, to dobra, wygodna konstrukcja, tylko ta metka
Te słuchawki w paru aspektach są nieprawdopodobnie bardziej od tego, co słuchałem do tej pory. Tak, pewnie chodzi o komorę w połączeniu z dopasowanym do charakterystyki „pomieszczenia” przetwornikiem. To jest układ, gdzie wcześniej muszla po prostu stanowiła ograniczenie, a tutaj jest inaczej. Nie, nie jest to odkrywcze, w tym sensie, że już wcześniej pojawiały się na rynku grające na głowie głośniki (wspomniane powyżej), ani że nie próbowano z różnymi formami zamknięcia różnorodnych przetworników akustycznych drzewiej… ale tym razem wyszło coś, na co powinni zwrócić uwagę wszyscy. Coś oryginalnego i – moim zdaniem – przełamującego pewne ograniczenia, bariery. Takie, wiecie, sztampowe (przy naj, naj słuchawkach) określenie: „słucham tego, jakbym siedział przed kolumnami” nabiera, w przypadku tych słuchawek, zupełnie nowego znaczenia. I nie jest na wyrost. W paru aspektach nie jest.
Zaintrygowani? No to tradycyjnie zapraszam na recenzję po bandzie, czy może po pałąku …no mniejsza, na test HiFiMAN HE-R10D!
PS. Od razu, jeszcze we wstępniaku. Za 3 tysiące bez kufra, nawet z jednym, a nie trzema kablami i bierę… za 6 nie bierę. Jak widzicie recenzje na HDO to nie jest marketingowo-sprzedażowa laurka i ludzie odpowiedzialni za wspomniane pewnie nie są naszymi fanami. Trudno.
PPS. W zajawce widać jakie to giganty
Konstrukcja (z garścią przemyśleń własnych, może na mieliznę prowadzących, może…)
Słuchawki trafiły do mnie z dodatkiem w postaci modułu bezprzewodowego. Od razu się przyznam – nie podpiąłem ni razu, choć rozumiem, że ktoś może z niewiadomych powodów chcieć te OGROMNE i totalnie niemobilne słuchawki zabrać gdzieś na wynos (w kuferku ekhemm?), ale to naprawdę tylko dla jakiś desperatów (pomysł). Także moduł, który opisałem w recenzji DEVA i Ananda BT sobie tym razem odpuściłem po całości, mogę jedynie skomentować jego koegzystencję z tytułowym tak: jak już chcecie dać coś – HiFiMANie – co ma bez druta grać w obrębie domostwa (bo tak to widzę) to po pierwsze musi być wykonane np. z metalu, albo np. z drewienka (znaczy luksusowo w porównaniu z wersją budżetową i w komplecie, niech tę cenę uzasadnia), musi mieć wszystkie rozwiązania z LDAC/aptXLL i podwójnym DACiem na pokładzie, niech będzie po prostu naj, naj i wtedy pogadamy. Dobra, odhaczone i przechodzimy do właściwego dania…
Doktor Fang w broszurze, którą dostajemy w komplecie ze słuchawkami, omawia punkt po punkcie co chciał osiągnąć w swojej – podkreślam – swojej wizji systemu słuchawkowego mimikującego (bo tak jest w istocie, przepraszam za ten anglikanizm, ale niczego lepszego na określenie istoty nie znajduję) ZESTAW KOLUMNOWY. Bo według mnie to właśnie chęć zaoferowania słuchaczowi doznań na poziomie salonowego dźwięku z paczek była tutaj ABSOLUTNYM PRIORYTETEM. Dobrze to przyswoić na początku, by zrozumieć czym te słuchawki są – nie, nie są najlepszymi słuchawkami na świecie, daleko im do tego, nie – nie są także ekstremalną próbą zejścia najniżej czy zagrania najszerzej… to trochę nie tak, tu chodzi o CAŁOŚĆ. Bo są słuchawki, które w danym zakresie mogą się z opisywanymi ścigać, ale NIE MA SŁUCHAWEK, a przynajmniej ja takich jeszcze na łbie nie miałem, które potrafiłyby połączyć cechy bardzo nie słuchawkowe, typowe dla zestawów głośnikowych, w ramach jednego, spójnego projektu. Szacuneczek Mr. Fang, szacuneczek.
Cóż, ten amp/pre zajebisty jest. A90 stanowi kres poszukiwań elektrowni dla nausznikowych efektorów.
Z tym poniżej też grał przez chwilę w tandemie z HE-R10D, ale jednak głównie X26 i Pegasus czarowały
Dlaczego zamiast technikaliów piszę o pomyśle, jaki niewątpliwie przyświecał twórcom? Bo technikalia na sucho niczego nam tak naprawdę nie tłumaczą, ba opis KLUCZOWEGO elementu, jakim moim zdaniem jest komora o odpowiednio dopasowanym kształcie, objętości, dokładnie pomierzona przez projektanta pod kątem uzyskanej akustyki (!) w ogóle w materiałach nie występuje, nie ma o tym właściwie nic. Niebywałe! Tak, zastosowano tutaj technologię Topology Diaphragm. Chodzi o przetworniki dynamiczne, które czerpią pełnymi garściami z dotychczasowych doświadczeń z ulepszania i doskonalenia przetworników ortodynamicznych. To oczywiście ważna część, składająca się na efekt, ale według mnie na pewno nie najistotniejsza dla uzyskanego brzmienia, a nawet jeżeli ważna, to równie ważna jak wspomniana komora. Zresztą zacytuję skróconą specyfikację techniczną, którą w swoich materiałach producent kolportuje:
„Topology Diaphragm odnosi się do membrany, na której powierzchnię nałożono specjalną powłokę nanocząsteczkową. Rezultatem jest naturalny i pełen detalu dźwięk. Pomysł został zainspirowany pracą doktorską dr Fang Bian. W swojej pracy wskazuje on, że „różne nanomateriały mają różne struktury i każdy z tych materiałów ma swoje własne właściwości”. Dlatego poprzez staranne kontrolowanie struktury powierzchni membrany można uzyskać różne wyniki w zakresie parametrów akustycznych, w stopniu wcześniej nieosiągalnym. Model HER10D posiada duże nauszniki z drewna sosnowego, które zwiększają możliwości dźwiękowe słuchawek. Duża przestrzeń wewnętrzna drewnianej muszli zapewnia wystarczającą objętość i „oddech” przetwornikom. Pady słuchawek zostały wykonane z naturalnego zamszu oraz wysokiej jakości pianki z pamięcią kształtu. Szkielet pałąka został wykonany z litej stali.”
W tym powyżej opisano przystępnie co dostajemy, choć moim zdaniem zbyt pobieżnie.
Rozumiem jednak zamysł. Dla każdego, a nie dla freaka to.
Specka w punktach, z moimi 3 groszami:
- Zacytuję, bo ładnie im wyszło: HE-R10D otrzymujemy w dużej walizce, która otwiera się niczym skrzynia ze skarbami. Wewnątrz znajdziemy także trzy kable: z wtyczką 3,5 mm (1,5m), ze zbalansowanym gniazdem XLR (3m) i z gniazdem 6,35 mm (3m)
- HiFiMAN jako opcję (serio?) proponuje nam innowacyjne rozwiązanie wprowadzone w słuchawkach Deva 3w1 – adapter Blumini. Po wpięciu go w lewą muszlę, momentalnie przekształcamy R10D w wersję bezprzewodową bluetooth.
- Model ten posiada duże nauszniki z drewna sosnowego, które zwiększają możliwości dźwiękowe słuchawek (mocno niedopowiedziane!). Duża przestrzeń wewnętrzna drewnianej muszli zapewnia wystarczającą objętość i „oddech” przetwornikom (mhm, good point, ale przydałoby się więcej na ten temat, producent jednak jakiś taki mało wylewny w tym aspekcie). Pady słuchawek zostały wykonane z naturalnego zamszu oraz wysokiej jakości pianki z pamięcią kształtu. Szkielet pałąka został wykonany z litej stali. I to wszystko prezentuje się raczej nie na poziomie 6 ponad koła. Aha te punkty co je tutaj podaje, to bardziej inwencja twórcza dystrybutora, choć w albumiku broszurze coś o tych komorach jest, ale bardziej wg. mnie w kontekście – patrzcie drewienko – a nie stricte technicznym, wpływie tego elementu na dźwięk (kolosalnym wpływie)
I co? I w sumie nic konkretnego z tego moim zdaniem się nie dowiemy, albo inaczej nie zrozumiemy GENIALNEGO pomysłu jaki stoi za tą konstrukcją. Tak, w kwestii opakowania jak i ogólnego designu HE-R10D są prawie identyczne z modelem HE-R10P, co jak wspomniałem już budzi ogromne kontrowersje wśród braci słuchawkowej, bo w każdej recenzji, opisie modelu wartych 25 tysięcy pln (albo i więcej) planarów pojawia się zarzut: „chyba se jaja robicie, jak można żądać tyle siana za właściwie to samo minus przetworniki, w opakowaniu de facto – jak wspomniałem na wstępie – jako żywo nawiązującym do budżetówek za mniej niż 1000 złotych! Zostawiam to tutaj, tak jak to wygląda, pozostawiając opinii Czytelników osąd nad producentem, bo też najważniejsza kwestia, znaczy SQ, stanowi tutaj – serio – jedyny, ale kluczowy element broniący zarówno D jak i P przed publicznym linczem. Mocno? No mocno, ale co poradzić, jak to właśnie tak wygląda, także aspekt formy to wielkie kontrowersje i te słuchawki, nawet tytułowe, za 6.3 koła będą musiały sobie z ww. krytyką jakoś (po)radzić. Cóż… pod górkę mają zatem, ale to wszystko blaknie, całkowicie znika (znaczy te kontrowersje) jak już wylądują HE-R10D na łbie. Wciągamy na uszy i…
O kur…!
Kiedy na głowie gra, jak nie na głowie
Zakładając K1000 czy RAAL Requisite SR1a wiemy mniej więcej, czego możemy się spodziewać. To taki system – system przetwornikowy zawieszony wokół uszu, który ma nam bezkompromisowo zagrać, z dodatkiem patentów opracowanych drzewiej przez projektantów z AKG, czy też – jak to się chwalą z RAALa – pierwszych monitorów słuchawkowych na świecie (ekhmm, no nie pierwszych, może doskonalszych, lepszych, ale nie pierwszych), czyli patentów zupełnie współczesnych, bo z niedawno zaprezentowanym produktem w przypadku SR1a mamy do czynienia. Dlaczego piszę o tych precjozach na wstępie najważniejszej części artykułu? Nie przypadkowo moi drodzy, oj nie przypadkowo. Oba wspomniane modele to bezkompromisowa próba (udana, szczególnie w przypadku staruszka AKG) nałożenia sobie kolumn głośnikowych na czerep. Totalnie nieżyciowa, bardzo niewygodna, bardzo niepraktyczna, cholernie kosztowna, pełna ergonomicznych wad, ale też stanowiąca w świecie słuchawkowym punkt odniesienia: co można. Jak z Veyronem, pojazdem kompletnie niepraktycznym, ale właśnie pokazującym granice. Nie, nie będzie auto nawiązań, bo choć czasami celne, osobiście strasznie mnie irytują i ich zwyczajnie nie lubię. Także do tej pory jakaś próba totalnego pójścia po bandzie wymagała takich jw dziwactw zakładanych na łeb.
Do teraz. Bo teraz – moi drodzy – jest coś, co wg. mnie w formie dużo bardziej życiowej, normalnej, ergonomiczne bez zarzutu (no masa jest, wielkie to, tak, ale przecież stacjonarne, więc nie ma o czym mówić, nie ma co krytykować!) daje nam to, co wcześniej było domeną osobliwości. Nie, nie chodzi tutaj o wszelkie kompetencje, czy nawet porównanie bezpośrednie (niemożliwe, bo nie mam ani AKG, ani RAAL na podorędziu), ale wybór świadomy konstruktora, by zrobić nie-słuchawki, zrobić coś zbliżonego do przecież kompletnie innego, zupełnie odmiennego słuchania muzyki, którego doświadczamy za pośrednictwem kolumn. Nawet tych małych, monitorów, bliskiego pola, które w pewnych aspektach trochę te słuchawki przypominają, ale jednak – jednak! – są bardzo inne, inaczej reprodukują dźwięk, my inaczej doświadczamy tego reprodukowania porównując różne efektory, znaczy słuchawkowe z paczkowymi efektory.
O kur..! Pomyślałem sobie, słuchając tych nowych HiFiMANów na – nie powiem – zajebiście dobranym, synergetycznym setupie z Toppingiem A90 (pre/amp) oraz Gustardem X26PRO w komplecie. Nie, to nie jest prawda – muszę sprawdzić z czymś innym – pomyślałem. I jak pomyślałem, tak też zrobiłem przepinając setup na Musiciana Pegasusa (rezultat, ten sam, niuanse inne, ale wszystko w tej samej manierze, także drugi raz i znowu opad szczęki), a następnie w ogóle zmieniając hardware na integrę ze strumieniami znaczy nasz produkt roku 2020 Matrix Audio mini-i Pro 3. I co? I kurde to samo. Znaczy tak samo „głośnikowo”, tak samo swobodnie i poza fizycznością jak w przypadku wspomnianych powyżej klamotów. Nie bawiłem się w SE, wszystko grało na kablu symetrycznie, w MA po prostu dodałem do równania adapter 4,4mm-XLR (polecam Amazon.pl, mają tam od cholery potrzebnych, a unikalnych i niedostępnych, adapterów, przejściówek, świetnych splitterów / switchy audio – będzie o tym osobny wpis!). I co? I szok.
Sekret uwidoczniony i ujawniony. To odpowiada za te nie-słuchawkowe brzmienie. Właśnie to!
Tu, z tej perspektywy, aż tak bardzo tego nie widać. A jednak…
Co te słuchawki potrafią, czego inne nie potrafią? Zamknięta komora z odpowiednio dobranymi parametrami akustycznymi robi totalną swobodę w barwie oraz w przestrzeni. Dźwięk uwalnia się w sposób NATURALNY, nie sztuczny, nie technologią (cyfrowo, bo DSP, bo jakieś fancy technologie dookólnego kształtowania sygnału) podrasowany, tylko całkowicie prawdziwy, analogowy, w domenie rzeczywistej, a nie wirtualnej reprodukowany. To jest kurcze, niebywałe. Niby słuchawki otwarte, szczególnie takie, które nie jak semi, tylko po prostu po całości co do ucha to na zewnątrz, jakbyśmy słuchali wspólnie z otoczeniem, bo (niby) nic nie tłumi, dźwięk gra w otwartym (w pełni) układzie i no przecież jest swoboda, można zatem obejść ograniczenia słuchawkowe i przecież wielu to praktykuje, szczególnie w ortodynamicznym segmencie… ale, ale, ale to w ogóle coś innego, nie ma o czym mówić. Komora robi tutaj dźwięk i to robi w taki sposób, że o ja cież (%#%%!@^*$)
Bas jest basiorem, jest go dużo, pewnie to kwestia zestrojenia, może nawet za bardzo (dla niektórych), ale to już wybór po stronie tych, co stroili przetworniki, bo – nie mam wątpliwości – potem dzieje się magia jaką kształtuje tutaj wspomniana komora. Dźwięk w ogóle wydaje się nie mieć żadnych ograniczeń, płynie sobie, jest „wszędzie”. Przepraszam, rozpędziłem się, o przestrzeni zaraz. Także ten bas to nie tylko wielowymiarowość, nie tylko głębia, nie tylko namacalność, ale coś jeszcze… coś, czego spodziewałbym się po kolumnach z potężnym 20-30cm wooferem, albo świetnie zintegrowanych subach w aplikacji stereo i dół, albo więcej i dół. Oglądanie filmu na tych słuchawkach, szczególnie takiego, w którym te doły, wiecie, robią atmosferę (najpierw poszedł klasyk – Blade Runner z l.80, a potem jego nowsza iteracja z dodanym 2049) to jest wstrząsająco piękne doznanie. Szczerze? Chyba olałbym nawet najlepsze Atmosy zaszyte w nausznicach czy pchełkach, bo choć może nie oszukuje tak zmysłów latając tu i tam, to dźwięk jest niebywale wszechobecny i wszechogarniający, a dodatkowo wpływa na plastykę doznań …wizualnych.
O kur..!
Także niski zakres, na który jak wiecie jestem bardzo wyczulony i jak mnie kto nazwie bassolubem, umcyfreakiem to się nie pogniewam, bo choć przewalone to przewalone i bezsensu, to braki w tej dziedzinie nie ratują u mnie żadnego produktu, od razu trafia do „nie dla mnie” i koniec tematu. Może być tego dołu za dużo dla wielu, możliwe że będą sobie EQ zapodawać (co nieodmiennie sugeruję, bo to nie jest żadna zbrodnia, po to korekcja jest właśnie, by jej używać, szczególnie w słuchawkowym świecie, gdzie najbardziej efektywna jest i najlepsze rezultaty stosowania daje). Okej, nie widzę problemu, żeby zdjąć, dla mnie było to prawie „too much”, ale jednak jak chemiczne uzależnienie – niech zostanie, nich ten dół masuje, niech buduje, niech tworzy narracje.
Wspomniany w tekście adapter. Doskonała jakość, niewielka cena. Tyko brać. Ergonomicznie na tak, obecnie kablowo/sprzętowo na nie 4.4mm da się oswoić, a efekt jest tego jak najbardziej wart. Polecam symetrycznie z tego klamota bardzo!
Wyskoczyłem z przestrzenią zaraz w pierwszym akapicie? No wyskoczyłem, bo powiedzieć, że słuchawki potrafią w przestrzeń, w przypadku HE-R10D, to nic nie powiedzieć. Tu dźwięk ma taką swobodę, jest tak wielowymiarowy, że – chyba – zdaje to kłam opiniom, że na słuchawkach to zawsze tylko takie (samo)oszukiwanie się. Nie chodzi tutaj tylko o to, bo w innych, najwybitniejszych nausznicach też to znajdziecie (i pomijam „pseudo”-słuchawki K1000 czy SR1a), że nie ma go w głowie, tylko na obrzeżach, że tworzy namiastkę sceny, rozplanowania, umiejscowienia. Nie. Tu jest coś więcej! Słucham, podczas pisania, LCD-3, które potrafią wiele, potrafią ułudę uskuteczniać, ale to jednak słuchawkowy wymiar przestrzennego grania. W przypadku tytułowych to inny, wyższy poziom. Serio, zaskakuje, bo jak słuchamy mamy wrażenie, że coś dzieje się POZA NAMI, w odległości (nazwijmy to tak) wskazującej, że dźwięk dociera z zewnątrz, że nie jest to rejestracja. Na wstępie tak się właśnie dzieje, strasznie dziwne uczucie, człowiek łapie się na tym i czuje, że coś jest nie tak. Po adaptacji, kiedy oswajamy się że na uszach, a jednak poza uszami, czy może wokół głowy, wokół nas – o tak będzie akuratniej – zaczyna się spektakl, bo wszystko to co było jednak umowne, przestaje takim być.
Skupiają się w broszurce na przetwornikach.
Ok – kapuję – na pewno są z nich dumni i one robią robotę, ale komory!
To jest moim zdaniem nowy poziom odniesienia. Nie tylko w przypadku słuchawek zamkniętych, tylko w ogóle słuchawek. Ba, powiedziałbym że to nowy rodzaj, nowa rzecz, która otwiera nowe możliwości, łamiąca porządek rzeczy w słuchawkowym świecie. Nie zamknięte, nie dynamiczne, a …akustycznie domknięte? Trudno znaleźć określenie na coś, co stanowi rzecz niespodziewaną i wcześniej nie spotykaną na tym łez padole. Te słuchawki, podobnie (?) jak wersja P, są nowatorskim pomysłem na obejście fizycznych ograniczeń efektora i stworzenia czegoś oryginalnego, serio odkrywczego nawet.
Z opisów odsłuchów wersji P nie byłbym zresztą wcale taki pewien, czy jest lepiej, jest zdecydowanie inaczej w paru aspektach, ale ogólny zamysł – jaki wg. mnie przyświecał w „dziesiątkach” – obie konstrukcje na nieco różnym poziomie, ale dokładnie jw. uskuteczniają. Także komora robi, przyjęty przez twórców sposób na stworzenie DOMKNIĘTEGO akustycznie systemu odsłuchowego, zakładanego na głowę. Gdzie wszystko jest pod kontrolą, bo przecież zamknięta komora, odpowiednio ukształtowana, właśnie w taki sposób buduje brzmienie. Nie inaczej. Wow. To chyba pierwszy raz aż tak w nausznikowym uniwersum, nawet projekty systemowe (mhm, Orfeusze) musiały (jednak) w jakiś sposób brać na klatę nieprzewidywalność zastanych warunków, choć – podejrzewam – że w tych bezkompromisowych projektach właśnie dopracowanie każdego elementu przyniosło w efekcie rezultaty, które zapisały się w annałach słuchawkowej reprodukcji dźwięku.
Tak, tylko, że tutaj mówimy (jednak) o produktach masowych, albo inaczej, nie ekskluzywno-niedostępnych, tylko wielkoseryjnych. Nawet, jeżeli (za)drogich, to nadal w normalnej dystrybucji, w normalnej ofercie, znaczy nie mityczno-szczytowych, a właśnie jw. Ktoś mógłby domagać się na końcu podsumowania innych aspektów dźwięku i miałby w sumie rację, bo przecież skupiłem się na dwóch (tylko) aspektach brzmienia, a gdzie reszta?
Strasznie enigmatycznie, krótko, ale… w PUNKT: ZAMKNIĘTE ALE OTWARTE. Właśnie tak! I bardziej!
Zrobiłem to specjalnie. Bo te dwie rzeczy w sposób oczywisty wykraczają poza to, czego w ogóle byśmy się po słuchawkach na głowie spodziewali. Reszta stoi na bardzo dobrym poziomie, ale – uwaga – w przypadku R10D nie uważam, że jest to poziom jakoś szczególnie wyższy od testowanych ostatnio HE-4xx. I nie oznacza to, że z R10D jest coś nie tak. Nie. Chodzi tutaj o to, że nowości budżetowe HiFiMANa są tak obrzydliwie dobre, brzmią tak dobrze, są na tak wysokim poziomie dźwiękowym, że… no zwyczajnie firmie ten rozwój kolejnych generacji przysporzył -moim zdaniem- poważnej, wewnętrznej, konkurencji i problemu maketingowo-ofertowego. Ale to nie nasz problem. Kupując model SE, który można w samych Chinach zdobyć obecnie za równowartość nieco ponad 500 złotych (sic!), z podstawowej linii 400, po prostu mamy bardzo, bardzo wiele z tego, co oferuje nam model za 3, za 5 i za 10 tysięcy. Ale to znowu nie nasz problem.
Z jednym zastrzeżeniem to powyżej! Te tutaj oferują coś – właśnie – totalnie unikalnego i wraz z modelem P wychodzą poza zakres, burzą porządek rzeczy. Uwielbiam takie sytuacje. Gdy nagle przewraca się stolik i zastane, uświęcone nagle przestaje takim być, gdy gdzieś, ktoś przełamuje bariery. Te słuchawki to robią. Po prostu.
Gratulacje Mr. Fang. Rezultat jest spektakularny. Czekam na więcej w tym stylu, za mniej $$$
Suma (wstępniak był taki, że ho, ho to teraz dla odmiany…)
Krótko. Dostają rekomendację ale bez redakcyjnego, już nie mówiąc o dead endowym, splendoru, bo dostają za coś bardzo, bardzo konkretnego. Za wspomniane wywrócenie stolika. System na głowę, z komorami, kształtowanie dźwięku niczym w świetnie (no właśnie!) przygotowanym akustycznie pomieszczeniu …tego jeszcze nie grali! A to przecież pierwszy taki produkt. Wyobrażacie sobie, co może być dalej, jeżeli ktoś to pociągnie i takie podejście do tematu stanie się nowym standardem w konstruowaniu słuchawek? Przecież możliwości i korelacji (przetwornik – komora – materiały) jest bez liku! Kto powiedział, że w słuchawkach to już wszystko? No kto? Daleko nie wszystko i to jest najlepszy tego dowód.
Się porobiło!
Za kompetencje wyznaczające nowy poziom odniesienia
Słuchawki dynamiczne („zamknięty układ dynamiczny” – moje określenie) HiFiMAN HE-R10D ~6300zł
Plusy
- mimikowanie zestawu głośnikowego na głowie w cywilizowanej (ergonomicznie) formie. Pierwszy raz tak
- ten bas jest basem z pomieszczenia, nie z „na głowie”. Wow!!!
- przestrzeń kształtowana w dopasowanej akustycznie komorze stanowi nowy punkt odniesienia. Tak słuchawki nie grają. Nie, właśnie już grają
- dobra dynamika, potrafią jak na dynamiczną konstrukcję, naśladować kompetencje planarowej, słuchawkowej braci
- rozdzielcze to, to bardzo, znowu, podobnie jak w poprzednim punkcie… być może wspólnym mianownikiem jest tu Topology Diaphragm?
- na pewno jednak spoiwem, że tak powiem, jest drewniana, ukształtowana w taki, nie inny sposób, KOMORA
- kufer i trzy różne kable bardzo wysokiej jakości, bez żadnych „ale” jak to wcześniej bywało
- ergonomicznie bez zarzutu, wygodne, długie sesje jak najbardziej (pałąk na tak, pady na tak… nie trzeba kombinować)
Minusy
- cena
- forma (jak budżetówka to, to wygląda, pierwszy look jest właśnie taki – ale że co …?)
- drewienko mogłoby trochę inaczej być lakierowane, inaczej się prezentować, bo wygląda (yhy) plastikowo-sklejkowo, mało nobilwie, a przecież to szlachetny materiał jest i jak nie tu budować pozytywny feel u klienta, to gdzie?
- dajcie nowy Blumini, nie plastikowy, ze wszystkim (aptX LL pronto! Bo wspomniane kino). W takiej cenie jw obowiązkowo w komplecie. I stojak ładny drewniany też, jak cenówka ma pozostać na niezmienionym poziomie.
- ja bym się tą komorą chwalił bardziej, ale to już jakby problem samego producenta, jak sprawę przedstawia
Podziękowania dla
za użyczenie do testów
Autor: Antoni Woźniak
Początkowo jest tak: luksusowo i high-klasowo
Kable, wreszcie, naprawdę spoko. Więcej nawet. Docelowo wg. mnie można to co wypadło traktować
Hmmm, ponad szóstka? Zwróćcie jeszcze raz uwagę na kształt muszelek.
Drewienko prezentuje się lepiej na zdjęciach… niż w rzeczywistości
Materiał z pewnością odpowiada za SQ, no ale to jeszcze nic odkrywczego, bo słuchawek z drewienkiem sporo
BHP
Przyznaję – nawet nie podpiąłem. Taniość, a powinno być jakoś inaczej, lepiej materiałowo
Podpinamy asymetrycznie kabel, znaczy jest jedno gniazdko, nie dwa…
Co tam kryje muszla.
BTW stacjonarne dynamiki w większej liczbie i różnym anturażu od HiFiMANa poproszę.
Pałąk chwat wszystkich brat. I tego co z dołu cennika i tego co z góry.
Fakt – wygodny. Fakt – dobrze utrzymujący spore muszle. Ale…
O jakże mi dobrze, jak to zajefajnie gra
Korelacja nieprzypadkowa. Wielka sala koncertowa. Mhm. To właśnie to.
I jeszcze rzut oka na muszle / komory
Tu bym polemizował
Sporo rzeczy na poziomie lepszym od wcześniej u HiFiMANa spotykanego.
Też trzeba, poza krytykowaniem, docenić i nadmienić.
Tu jednakowoż widać, że to „luksury”… jakby na wyrost
U naszego sąsiada, za miedzą, robione. Szkoda, że sąsiad nie skupia się na tym, co piękne – kulturę wysoką miał i ma na najwyższym poziomie. Zamiast tego, niestety, Górna Wolta z rakietami. Po co? Nie lepiej dać światu to, co wartościowe i właśnie… piękne?
Omówione HiFiMANy są przepustką do opery, do teatru, do koncertowej sali, do wielkiego widowiska.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.