LogowanieZarejestruj się
News

Questyle M15 by z USB audio moc móc wzmóc. Mała petarda!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0557

Z tradycyjną obsuwą (ta, z miesiąc zleciał głupi!) leci pierwsza z zapowiadanych: Questyle M15, nie 16, także nie będzie o karabinku szturmowym, natomiast będzie o przenośnej rewelacji Questyle – mobilnym, malutkim, a potężnym (mocą) ampie & DACzku, który spokojnie może być zamiast. Zamiast czego? Zamiast stacjonarnego. Możemy sobie spokojnie podpiąć bardzo, bardzo wymagające nauszniki (takowe były używane z tym maluchem, wiecie kilkaset omów, planary łase na moc itd). Jest to pierwszy i jedyny taki dongielek, który daje radę.

Czymś, co robi tu zasadniczą różnicę jest amp. Ten amp, moi drodzy, to NAJLEPSZY NAPĘD DLA SŁUCHAWEK jaki stworzono pod zasilanie z magistrali USB. Nie ma, piszę to z całą odpowiedzialnością, nie ma na rynku żadnego lepszego rozwiązania. I tylko trochę (ale tylko troszeczkę) szkoda, że producent nie poszedł za ciosem i nie dał jakiegoś potencjometru (ahhh rozmarzyłem się, koronka, taka większa, z oporem… co by to było, mniam, mniam) albo chociaż przycisków fizycznych. Także sterujemy poziomiem za pośrednictwem źródła. I to jedyny zonk, bo reszta to poezja. Przetwornik robi robotę, jest z tych umiejących wydobyć sedno z nagrania, także rozdzielczy, skrupulatnie dokładny, ale to nie jest najważniejsza cecha tego dongla. Jest nią, jak wyżej, wzmacniacz.

Jak pisze QUESTYLE o zastosowanym układzie wzmacniającym sygnał: „Current Mode Amplification (czytaj: wzmocnienie w trybie prądowym) wykorzystuje tranzystory w pełni dyskretnym układzie. Wzmocnienie rdzenia odbywa się w domenie prądowej w czystej klasie A. Różni się to od tradycyjnego wzmacniacza napięciowego budową układu wzmacniającego. Wzmacniacze audio w trybie prądowym wpływają na prędkość i przepustowość pojemności na poziomie tranzystora między węzłami o niskiej impedancji, nie tylko całkowicie eliminując przejściowe zniekształcenia intermodulacyjne (TIMD), ale mogąc z łatwością osiągnąć bardzo wysoką przepustowość (pełne pasmo mocy do 1 MHz) i ultra-niskie zniekształcenia (zwykle poniżej 0,0002% THD+N)”. To tyle z inżynieryjno-technologicznego żargonu (złośliwcy powiedzą: bełkotu ;-) ) …jako, że to produkt konsumencki, a nie PRO, tłumacząc na bardziej ludzki – otrzymujemy bardzo niskie zniekształcenia, bardzo dużą dynamikę układu, przy pracy z niskim napięciem i bardzo niskim poborem energii. No wypisz, wymaluj idealne warunki do zasilania efektora z tak – jakby nie patrzeć – lichego i rachitycznego energetycznie interfejsu data-prund jakim jest uniwersalna magistrala szeregowa, znaczy USB.

Na profilu fotogaleryjka z opisem

I tu imo tkwi sekret tego grającego pendrive’a – coś, co wcześniej testowaliśmy w desktopowych, bardzo fajnych CMA-400 itd (było parę tych klamotów). Ten pendrive jest zdolny do wysterowania takich nausznic jak kapciuchy (LCD_3), Ether CX, czy HD-650 bez żadnych problemów, po prostu podpinasz i słuchasz. Znakomicie grały na tym dongielku SIVGA SV023 http://hd-opinie.pl/10010,audio,sluchawki-sivga-sv023-nasza-opinia.html a i z szeroko podpinanymi HiFIMANami (tymi mniej wybrednymi mocowo) tj. zamkniętymi Sundara, XS-ami czy eRkami 10) M15 nawet się nie spocił. I tak jak w przypadku toru stacjonarnego niekoniecznie balans jest do czegokolwiek przydatny, wg. mnie nie jest to rzecz konieczna i oba sposoby przesyłu sygnału są adekwatne i porównywalne, tak ze słuchawkami jest inaczej. Tak, zdecydowanie Penta w przypadku nauszników (czy jakiś wyczynowych IEMów, armatur, customów… w nano postaci 2.5mm via przejściówka) to jest TO. Można czasami się zdziwić, gdy znane niby, bez tajemnic, oswojone nausznice po zmianie kabelka na balans i podpięciu pod tor dają zasadniczy progres w SQ. Tu to jest odczuwalne, w przypadku kolumn – nie jest. Dlatego polecam taką modyfikację toru, przejście na, a z takim donglem może to być o tyle łatwiejsze, że zazwyczaj symetrycznie oznacza stacjonarnie, a jak stacjonarnie to przecież nie mobilnie, czyli na uwięzi i tylko z biurka, salonu itd. A tu można pożenić światy. Wszystko w jednym, na wynos dodatkowo, bez konieczności rozbudowy.

Ba, dodatkową zaletą jest możliwość wykorzystania tego malucha w torze stacjonarnym. Odpowiednia przejściówka, jakaś integra albo pre (bo fizycznie sobie potencjometrem tutaj nie zadziałamy, bo go jw nie ma) i mamy komputerowy interfejs, jak się okazuje bardzo dobrej jakości interfejs do klamotów na audio stoliczku czy regale w saloon. Tak też przetestowałem M15 u siebie, spinając go via adapter 3.5mm na RCA z NAD 658 i podpiętym wzmakiem mocy Kandy K3 Roksana. I co się okazało? Okazało się, że to nie tylko ma sens, ale ma więcej sensu niż zakup osobnej karty MDC do tego pre. Bo moduł wściekle drogi, a tu jest coś, co przecież ma dużo większe możliwości (M15) i samo z siebie może nam na różne sposoby umilić czas. Także mimo obiektywnych ograniczeń pre (konwersja maks. 24/192 na analogowych wejściach w NADzie) grało to bardzo dobrze, co oznacza, że ten DAC choć nie jakiś wyjątkowy, nie wypadł sroce spod ogona. Ważne – w ten sposób udało się dodatkowo potwierdzić, że cały układ daje dobre SQ… solidny przetwornik połączono w M15 z wybitnym układem wzmacniającym.

Ten grzdyl jest uroczy. Małe, metalowe, z okienkiem, znaczy cała góra dongielka to szybka, a za szybką samo dobro. Piękny kawał elektroniki, z widocznym krzemem, z CMA SiP, z świetnie prezentującym się symetrycznym wyjściem Penta, oczywiście widzimy górę PCB, na odwrocie jest jeszcze parę niewidocznych kostek ;-) Prezentuje się to fantastycznie, tylko przestroga – może się szybka porysować, także jakaś folijka czy szkiełko (pewnie trzeba będzie docinać) tu, szczególnie w opcji często na wynos, przyda się bardzo. Jest zmiana GAIN (łów/high), co dodatkowo pozwala dopasować do np. kapciuchów i np. Momentum pracę układu wzmacniającego, bardzo wysokiej jakości gniazdo Penta i takie zwyklejsze 3.5mm plus diodki informujące o działaniu AMPa (zielono niskie, czerwono wysokie) oraz rodzaju sygnału / konwersji (identyfikacja kolorami). Rzecz jasna jest tu także origami tj. MQA, moim zdaniem rzecz zbędna (jak coś to oprogramowanie dekoduje nam tego dziwoląga), ale mniejsza co ja tam sobie sądzę, jak ktoś lubi i poważa to ma to tutaj na pokładzie. Nie jest to pełne origami, tylko renderowanie – powiem Wam, że coś w praktyce stratnego i robionego filtrem jest dla mnie po prostu ciekawostką a nie progresem, pisałem o tym na łamach krytycznie, ale jak wyżej kto co lubi.

Zastosowany układ S9281A PRO to nowa kość (za moment będzie na HDO sporo o nowych kościach ESS ;-) ) dedykowana mobilnemu graniu. Robi to co ma robić, jak to w przypadku tego producenta mamy forsowaną rozdzielczość, precyzję, zachowaną dobrą dynamikę po konwersji, co jest o tyle ważne, że tu też AMP jest właśnie natychmiastowy i mamy ładną synergię charakterystyk użytych w produkcie kości. Brawo inżyniery – widać, że ktoś tu odrobił pracę domową i zrobił to co trzeba, by finalnie efekt był w pełni satysfakcjonujący.

Czyli jaki? To dynamiczne, bardzo nie kojarzące się z mobilnym (ograniczenia fizyczne przekładające się na skalę, na immersję) graniem, brzmienie zdecydowanie poza zakresem tego, co uznajemy za możliwe z USB / fona… jednoznacznie nasuwa się tu po zamknięciu gałek, skupieniu na tym co do ucha wpada, jakiś solidny, stacjonarny system napędowy. Słuchając nie czułem jakiejś różnicy, zauważalnej różnicy, z M1HPA czy bardzo solidnym torem słuchawkowym w Matriksie Mini i-Pro 3. Nie – to był ten sam poziom jw immersji, przyjemności płynącej z odsłuchu. No, no! Jedynie A90 był tu krokiem naprzód, co zresztą dla M15 nie jest żadną ujmą, bo nadal uważam go (90) za najlepszy w ogóle napęd dla nauszników i jedynie dawny Bakoon HPA-21 dawał mi podobną dawkę emocji, co ten tu Toppinga wymieniony powyżej produkt.

SPEC.:

• wymiary: 61,8 x 27,2 x 12 mm
• złącze USB: typu C
• wyjścia słuchawkowe: 3,5 mm (single ended), 4,4 mm (balanced)
• układ DAC: ESS ES9281AC
• obsługa PCM: do 32-bit/384 kHz
• obsługa DSD: do DSD256
• pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20 kHz (+/- 0,1 dB)
• THD+N: 0,0003%
• moc wyjściowa (3,5 mm, RL: 300 Ω, THD+N = 0.00045%): 11,97 mW (Po), 1,895 Vrms (Vout Max)
• moc wyjściowa (4,4 mm, RL: 300 Ω, THD+N = 0.00057%): 22,60 mW (Po), 2,624 Vrms (Vout Max)

Szybkość robi tu różnicę, bo wszystko zyskuje: bas jest sprężysty, pełny, natychmiastowy. Słuchanie na tym maluchu ciężkiego grania, dla lubiących gatunkowo mocne riffy i darcie ryja, to czysta przyjemność. Fantastyczna jest tu góra – nic nie kłuje, co to to nie, ale JEST, nie kamuflowane, gdzieś skryte, tylko podane na tacy. Super! Jakby tego było mało (a przecież maluch!) to separacja, czytelność są tu pierwszorzędne. Cechy typowe dla najlepszych stacjonarnych klamotów zatem – jak pisałem. Nie mamy jakiejś holografii (stereofonia, przestrzenność są dobre, ale nie wybitne), także coś tu jednak wypada nieco gorzej niż na uwięzi ze stacjonarnymi klamotami, ale to też nie jest jakoś (wobec wymienionych zalet) szczególnie zauważalne. Słuchamy z dziką przyjemnością i zaangażowaniem. Tak, czuć że to ESS (czytelność kosztem ciepło-płynnego brzmienia ala AKM), tyle że to inny sposób, a nie gorszy sposób …mówimy o innej charakterystyce, z wybitnym finałem. Bez względu na preferencje każdy, kto spróbuje nie pozostanie obojętny na to, czego dokonało w – przypominam – grającym donglu Questyle. To produkt, który pokazuje, że fizyczne granice są może w naszej głowie, a w realu da się zrobić coś, co naprawdę pozwala te granice znieść, przekroczyć i w efekcie otrzymać coś wyjątkowego.

Umie w konwersję w locie, można nawet do DSD256, ale lepiej było natywnie, bez żadnego DSP dodatkowo grać

W mobilno-z magistrali nie masz nic lepszego. RU6 na R2R, słuchany, to przyjemna ale klucha w porównaniu z tym tutaj. Jako intefejs słuchawkowy bezapelacyjnie M15 jest na topie. Napęd, kto wie, czy nie najlepszy jaki zbudowano w takiej formie. Przyznacie – niezły osiąg, a jeszcze opcja na ożenek ze stacjonarnymi klamotami bez żadnej ujmy (wg. mnie szybkość układu, jego dynamika współgrające z dobrymi parametrami C/A dają gwarancję sukcesu, żadne tam kompromisy, mimo formy!) dla systemu stojącego dumnie w salonie.

Jak widać, suwakiem w sofcie zmieniamy…

Tak, wiem, ostatnio coś za często, ale mam to w odwłoku. Jest najwyższy laur, bo trudno się dopierniczać do czegoś, co się po prostu udało (choć my tu w kraju jesteśmy w tych zawodach mistrzami wszechświata – wiemy, wiemy o co chodzi, nie?), działa doskonale, robi robotę i oferuje wyjątkowe umiejętności, takie, których byśmy się po takim czymś nie spodziewali. Brawo Questyle, zrobiło na mnie większe wrażenie niż wszystkie wasze, dotychczasowo przetestowane u mnie, produkty. Taki niby „obok”, a taki wartościowy audio maluch. Dead End.

 

Łączy światy (mobile i stacjonarka) z najlepszym wzmocnieniem sygnału dla nauszników. Także inaczej być nie mogło!

 

Zalety:
– super szybki, dynamiczny układ konwertująco-wzmacniający w formie nie licującej z tym, co słyszymy (wow!)
– świetny bas, świetna góra, znowu na poziomie nieadekwatnym do fizycznych rozmiarów ustrojstwa
– wysteruje Wam słuchawki, których do dongla USB byście nigdy nie podpinali, nie wierząc, że to ma sens. Ma.
– bardzo ładne, na bogato, maleństwo, znakomita jakość materiałowo-układowa, no jest się czym zachwycać (zza szybki ;-)
– balans tutaj to balans na 100% Symetria w słuchawkach robi różnicę
– może robić za wartościowy w pełni element stacjonarnego toru

Minusy:
– szkoda że nie potencjometr fizyczny, nie ma go tutaj
– szybka może się zużyć, trzeba zabezpieczyć. Nosidła są, ale wtedy nie cieszy oczu. Także jakieś naklejone coś być musi
– jak ogólnie zachwyt w SQ to środek pasma i przestrzeń nie robią takiego, jak wyżej, wrażenia. Jest dobrze, ale tu najlepsze stacjonarne da więcej frajdy

Cena: od 1100 do 1300zł, a nawet > (inflacja, drożyzna, masakra)

 

 

Podziękowania dla firmy:


za udostępnienie produktu do testów

 

 Autor: Antoni Woźniak

Tak to w Midi na macOSie wygląda

Się zgłasza natychmiastowo, w Makach nie trzeba drivera, w Win niby też od Win10 z SP, ale jednak trzeba czasami ;-)

Zdecydowanie na TAK, mimo nieszczególnej miny…

Dodaj komentarz