Są takie klamoty, które nie wymagają specjalnej reklamy, nie trzeba o nich za wiele mówić. Wystarczy posłuchać. Audiobyte/Rockna (do wyboru) wywołuje wśród zorientowanych przyspieszony puls, występują poty, wiruje w głowie… nie, mówię całkiem serio, te przetworniki (bo głównie z przetwarzaniem cyfry na analog kojarzymy Rumuna) zdobyły sobie uznanie na całym świecie. Podobno producent nie nadąża z produkcją, spóźnia się z terminami (o, to dokładnie jak niżej podpisany) i ogólnie ciężko się z nim żyje. No ale tak mają geniusze, że cholernie trudni w pożyciu (nie, uprzedzam, nie mam tu na myśli niżej podpisanego – może w pożyciu źle nie jest, ale do geniusza brakuje i to sporo), że irytujący, że czasami coś tam zgrzyta (bo geniusze to zazwyczaj nie perfekcjoniści) i o tym też w tej recenzji przeczytacie. Przeczytacie, bo jestem wredna małpa w czerwonym i zawsze się do czegoś przyczepię, ale to przez wzgląd na szanownych Czytelników, żeby byli świadomi co tam w środku piszczy, do piwnicy opisane, żeby nie pozostawiać żadnych niedomówień, napisać „jak jest” .
Od razu, na wstępie, napiszę, że tytułowy klamot może być zupełnie swobodnie rozpatrywany w kategoriach docelowych, szczególnie przez wzgląd na atrakcyjną cenę. Właśnie, docelowy, to zazwyczaj w audiofilskim świecie bezwstydnie drogi. Otóż, tutaj zupełnie NIE, a nawet mocniej – to (podobnie jak z Matrix X-Sabre Pro) prawdziwa okazja. Można mieć coś zamykającego temat za mniej niż dychę. Mówimy o fundamencie, nie tylko przetworniku, ale także czymś pod słuchawki (SE) i cyfrowym pre, doskonale współpracującym z aktywnymi monitorami. Dla kogoś, kto szuka minimalizmu (przykładowo Genelec-i, HEk SE i już) to właściwie wszystko. Nawet lepiej niż w przypadku wspomnianego Matriksa, bo tam słuchawek nie podepniemy i trzeba będzie doinwestować (ale już niedużo) w świetnego firmowego HPA-3B, albo SMSL SP-200 (niebawem test – prawdziwa rewelacja btw!), znaczy w jakiegoś słuchawkowego ampa.
Smok
Dobra, dość wycieczek, skupmy się na głównym bohaterze. Czarny Smok duży nie jest, taki smoczek raczej, jak mój redakcyjny M1HPA Antosia (Musical Fidelity) mniej więcej, znaczy kompaktowa forma, a nie duży klocek. Jako że nazwa obliguje, nie znajdziecie tutaj żadnego innego wybarwienia i dobrze. Czarny więc cały do tego czerwony, diodowy displej, trochę srebrnych manipulatorów i jacek na czołowej, grubej, alu skręcanej płycie. Z tyłu schludnie – balans (bardzo ważny tutaj, bo całość toru wyraźnie pod symetryczne granie dedykowana), RCA na wyjściu i bateria cyfrowych przyłączy z I2S (fizycznie HDMI) oraz AES/EBU …także niczego tutaj nie brakuje. W rozwinięciu przeczytacie o technikaliach, warto zgłębić, bo też ten daczek nie jest zwyczajny (płyta gotowiec, blue-print do kupienia w chińskich wzorcowniach, standardowa implementacja… niczego takiego tutaj nie znajdziecie), znaczy oryginalny to opracowanie, zupełnie do nikogo niepodobne.
No i całe szczęście, bo jak na wstępie zeznałem… geniusz ujawnia się w niestandardowym podejściu, w przekraczaniu granic, w pójściu pod prąd. Dawno już zaśniedziałe, nieaktualne (w Jabcu znaczy się) „Think Different”. Nucu Jitariu – człowiek który stoi za tym projektem – to ktoś, kogo najwyraźniej nie zadowala stan zastany, to ktoś kto postanowił zrobić rzecz po swojemu. Zdolny inżynier z wizją, człowiek trochę orkiestra, można powiedzieć Renesansu, facet z pasją do tego, co robi. To ważne, bo ludzie z pasją nie idą na skróty, a Nucu postanowił dać ludzkości sprzęt audio przenoszący użytkownika do lepszej rzeczywistości. I wiecie co? Udało mu się to naprawdę bez pudła. Choć nie bez chropowatości, nie bez wad, ten Czarny Smoczek wart jest każdej wydanej nań złotówki…
Audiobyte Black Dragon
Takie opcje
Wsio wpięte, ciekawie było z światłowodu, bo osieciowałem Smoczka. I co? Chromecast Audio zagrał fajniutko jako transport
Technikalia
Nie iść na skróty to przykładowo oprzeć projekt o programowalną kość i wszystko, co się tyczy działania, konwersji zrobić po swojemu. Rumun nie tylko uzdolnionym inżynierem jest, jest także człowiekiem znającym się na kodzie. To niby w dzisiejszych czasach konieczność, ale osiągnięcie biegłości w obu dziedzinach (tej binarnej i tej fizyczno-namacalnej) to wcale nie jest rzecz ani prosta, ani oczywista. Jitariu wybrał do Smoka układ FPGA specjalisty tj. Xilinksa. Procesor Spartan-6 to kość o sporych możliwościach, w aplikacji audio, pozwalająca na przygotowanie autorskiego pomysłu na dźwięk, obsługę, funkcjonalność, coś co pozwala (dla znającego się na rzeczy) przygotować coś specjalnego.
Oczywiście mało komu się w dzisiejszych czasach chce, ludzie są coraz bardziej leniwi, coraz mniej im się chce i w sumie większość z tego, co okupuje sklepowe półki to gotowe rozwiązania (nie mówię, że złe, vide przykładowo mini pudełka Pro-Jecta, ale to się niczym nie wyróżnia, tego jest na kopy). Mamy więc procesor, mamy oryginalny kod, mamy też dwa, osobno na kanał, w torze symetrycznym pracujące daki Asashi Kesei AKM4396. Nie ma tu co prawda (i szkoda, że nie ma) balansu pod nauszniki, ale to na szczęście nie ujmuje kompetencjom amplifikacji słuchawkowej, poniekąd potwierdza starą prawdę, że jak coś jest wybitne (w sensie SQ) to serio nie robi różnicy w jaki sposób podpinamy (vide bakoonowy HPA-21, przeboski amp SE, jeden z najlepszych jakie słuchałem).
Istotnie – czysta klasa A - odnośnie słuchawek, amplifikacja gwarantuje na tyle konkretną moc, że nie powinno być żadnych problemów z wysterowaniem dowolnych, podpinanych. Poza tym i na szczęście (dla użytkowników, szczególnie, aktywnych monitorów o studyjnej proweniencji) symetria występuje z tyłu, także wysterujemy sobie co trzeba, korzystając z w pełni symetrycznej ścieżki sygnału. Jako, że mamy tutaj do czynienia z własnym kodem i wsparciem (dla tego kodu) ze strony twórcy, pudełkowa specyfikacja została z czasem uzupełniona o nowe możliwości (upgrade jest nieco wymagający, ale spokojnie, Ci którzy wypożyczyli sprzęt do testów to profesjonaliści* i nie zostawia Was z przysłowiową ręką w nocniku). Magia cyferek od dawna na mnie nie działa, poniżej można przestudiować jakie pliki będą grane, powiem tylko, że zasadniczo sterownik pod Windę jest bardzo OK, a pod makówę niczego nie trzeba i można od razu przejść do sedna.
Diodki
* ziomki z Premium Sound
Jak Jitaru upichci aktualizację to możecie sobie via USB zaaplikować, albo jw. powierzyć upgrade specjalistom. Sprzęt – jak wspomniałem – dysponuje diodowym displejem, który nadaje klamotowi retro-sznytu, jak komuś wadzi jego obecność, to może go sobie wygasić, bo też i apka jest do sterowania poza pilotem dostępna i można sobie spokojnie na robociku albo ajosie sterować pracą urządzenia. Także full opcja, wsparcie twórcy, dość istotne usprawnienia, to nie produkt, który komuś spod ogona wypadł. Możemy liczyć na długi life-time i to wg. mnie stanowi zasadniczy plus, bo powiedzmy sobie szczerze – dzisiejsza elektronika użytkowa (ze szczególnym uwzględnieniem branży audio) to kup Pan (Pani) i się „od-stosunkuj”. Doskonałym przykładem takiego nieszarmanckiego podejścia są korpo firmy (Audio Technica z bezprzewodowcami, Senek podobnie, opisywany u nas jako przykład niechlubny… masakra i można by jeszcze wymieniać) . Rumun mimo że zawalony pracą, stara się ogarniać kuwetę i to dla potencjalnego użytkownika rzecz bardzo istotna, bo nic tak bardzo nie wpienia jak olewacko-zlewackie podejście do kogoś, kto zaufał, wydał i … no właśnie.
Świetna implementacja SPDIF
Doskonale!
Wracając do samego klamota. Ciekawa sprawa z tym I2S. Rumun opisuje to jako I2S/DSD coś nam tutaj sugerując (jakby nawet wprost). Cóż, ja tam wiem, że po testach wyczynowego toru PC audio z MA faktycznie te interfejs i dźwiękowo i (ważne) funkcjonalnie, przebił był uniwersalną magistralę komputerową. Pamiętacie? Dalim radę odpalić tryb native dzięki konwerterowi X-SPDIF 2 (USB->I2S) na grającej DSD makówie. Makówie, która natywnie nie umie i tylko DoP potrafi (ułomną obsługę 1 bitowego sygnału się charakteryzuje). Dało nam to sposobność uzyskania doskonałego efektu brzmieniowego przy odtwarzaniu plików DSD (w natywnym trybie na daku X-Sabre Pro), jak i również konwersji w locie PCM do DSD. Jak wspominałem w tamtej recenzji (i paru innych) to inny sposób ukazywania muzyki, inny smak – nie lepszy, tylko inny, subiektywnie przepyszny, bardzo dla ucha atrakcyjny, którym warto się nacieszyć. Przy czym nie uważam, że to albo, albo, właśnie – bo słuchanie czystego PCM-a, muzyki bez zabawy w DSP bywa równie wciągające, równie angażujące… tu nie ma wartościowania, tu są tylko i aż inne doznania.
Prosta, ale jakże użyteczna apka. Szybko zmieniamy źródło, włączamy/wyłączamy filtrowanie & displej oraz regulujemy poziom
W środku pysznią się trafa, świetne komponenty, doskonałej jakości kondki, jest tam wszystko, czego spodziewalibyśmy się po dobrze zaprojektowanym i dobrze zbudowanym urządzeniu służącym do reprodukowania dźwięku. Widać logiczne, wynikające z dbałości o tor sygnałowy i odpowiednią separację rozplanowanie wnętrza – schludna, wzorcowa robota. Tyle, że wielu speców z branży też robi solidnie, też ładnie wszystko układa, w całość zamyka i jakoś nie zachwyca. A ten tu zachwyca. Znaczy co? Znaczy know-how i własny kod. Rumun opracował swoje filtry i zrobił to tak dobrze, że coś, co jest wzorcowo zaprojektowane, dodatkowo – dzięki oprogramowaniu – pokazuje na co stać ten krzem, metal i plastik. No to parę słów na temat tego FIR, dosmaczania po rumuńsku:
„Fazowy, cyfrowy filtr hybrydowy jest modułem nadpróbkowującym o wysokiej wydajności formującym sygnały przychodzące. Jest to szczególnie skuteczne dla standardowych sygnałów cyfrowych 44,1 / 48 kHz. Po wielu odsłuchach i starannie dobranej odpowiedzi filtra atmosfera nagrań jest wirtualnie poprawiona przed konwersją. Filtr może być włączony lub wyłączony z poziomu menu”. Potęga kodu się kłania. „…potężny filtr cyfrowy zbudowany z 15 procesorów sygnałowych”. Także mamy tutaj rozbudowany silnik DSP obejmujący kilkanaście modyfikacji na sygnale, pozwalający transformować sygnał w czasie rzeczywistym na poziomie sprzętu pro raczej, nie do domowego użytku. Tam, w pro to norma, w domowym audio to rzadkość, a już wchodząc na poziom własnej obróbki, własnego patentu na filtry, na modyfikacje to coś bardzo, bardzo rzadko spotykanego. Dodajmy do tego wszystkiego superprecyzyjny zegar Femtovox (opatentowany Wavedream, znany z high-endowych daków Rockna) pozwalający na redukcję opóźnień czasowych (jitter) przy nadpróbkowaniu 300fs tuż przed wejściem na DACa. Na marginesie miałem sposobność posłuchać dzielonego Hydra Vox-a i rzecz na pewno wezmę do dokładnego przemaglowania w redakcji, bo po Dragonie widzę w podejściu Nucu wspomniane na wstępie recenzji, piętno geniuszu. Dla osób zainteresowanych szczegółami – wchodzimy na stronę Audiobyte, ściągamy dokumentację i studiujemy.
Niby tak, ale jednak chrupie (nie odtwarza płynnie DSD512 w upsamplingu lub/i konwersji PCM @ DSD w locie)
Tu zresztą co i rusz natykamy się na rzeczy gdzie indziej niespotykane. Pre nie jest dodatkiem, a równie (wg. mnie) istotną częścią propozycji jaką serwuje nam tytułowe urządzenie – poziom zmieniamy w aż 127 krokach (sic!). Można ustawić wyjścia liniowo (wspomniany, maksymalny poziom) i pozwolić zewnętrznemu przedwzmacniaczowi na sterowanie poziomem, ale moim zdaniem nie warto, a już na pewno nie warto, gdy obok nie stoi jakiś naprawdę stratosferyczny klocek, w sensie nie tylko drogi, ale i wybitny. To bardzo ważna składowa, powiedziałbym że równa słuchawkowej amplifikacji i tylko DAC jest tu na samym szczycie, bo jak wyżej wspomniałem, widać w tej aplikacji przebłysk geniuszu – wyróżnia się na tym pułapie i w ogóle w skali bezwzględnej wyróżnia się wielce (na plus).
Dobra, garść cyferek, dla tych co to lubią się zagłębiać w specyfikacje…
Specyfikacja techniczna:
• Pobór mocy (max): 35W (żre konkretnie jak widać)
• Wymiary: 240 x 300 x 90mm
• Waga: około 5 kg
Złącza (wejścia):
• USB, typ B wysokie szybkości
• S/PDIF koaksjalny, 75Ω
• AES/ABU, 110Ω
• Toslink
• I2S/DSD poprzez HDMI (LVDS)
Złącza (wyjścia):
• RCA – max 10Vpp
• XLR – max 20Vpp
• Wyjście słuchawkowe 800mW/32Ω
Wspierane częstotliwości (przed upgrade):
• 44,1 – 384 kHz przez USB, I2S (PCM)
• DSD64 i 128 poprzez USB
• 44,1 – 192 kHz na SPDIF, AES/EBU
• 44,1 – 96 kHz na Toslink
(po upgrade DSD512… zweryfikowałem, prawie, ale jednak nie)
Rozdzielczość bitowa:
• 32 bity poprzez I2S i USB
• 24 bity poprzez S/PDIF, AES/EBU, Toslink
Kompatybilność USB:
• Bez sterowników dla Mac i Linux
• Sterowniki ASIO/WASAPI dla Windows XP, Windows 7, Windows 8
Brzmienie
Dźwięk się klei. Zdejmujemy słuchawy, wygaszamy kolumny (aktywne) a tu nadal nam w łepetynie gra. Wciąga i właśnie klei się, przykleja nas do fotela, kanapy, czy z czego tam korzystamy i nie pozwala się oderwać. Uzależnia. To taki dźwięk nie wymagający (wcale) skupienia, żeby od razu był banan, żeby cieszyć michę. Znaczy „easy listening”? No łatwe, wpada w ucho od razu, ale to chyba nie jest wada, to zaleta jest, prawda? Nie musimy nic odkrywać i to szczególnie czuć przy włączonym filtrze. Znaczy „efekty”? No niech będzie. I co z tego? Dla mnie nie po to stworzono rozbudowane opcje regulacji, dosmaczania, by z nich nigdy nie korzystać. W audiofilskim światku panuje jakiś niezdrowy fetysz „absolutnej czystości”, odsądzania od czci i wiary EQ, DSP… wszystkiego, co nie jest wedle mędrców z naduchem w posiadaniu (tak wiem, tak się tego nie pisze) „koszerne”. Głupie to, głupiutkie podejście, bo każde odtworzenie to jakaś kreacja. Dotyczy to wszystkich składowych, a liczba zmiennych w przypadku domowego odsłuchu jest tak duża, że naprawdę nie ma o co i po co kruszyć kopii. Dużo zdrowsze podejście prezentują praktycy (muzycy) i trudno się dziwić, w końcu wiedzą i doskonale zdają sobie z różnicy. Także wielu światłych realizatorów wie, że ta audiofilska asceza nie ma za wiele sensu.
No dobrze, to Dragon jest maszynką do robienia nam przyjemności z tego, co odtwarzamy i – powiem Wam z całą powagą – nie ma znaczenia, czy to jest plik, czy jakieś inne niż komputerowe, źródło podpięte do tego klamota. Ten dźwięk robi takie wrażenie może właśnie przez to, że jest tak naturalnie, natychmiast, od razu, przyswajalny? Być może. Ale zrobić takie coś, przyznacie, po zastanowieniu, wcale łatwo nie jest i tu widać, że patent na „kupienie słuchacza” miał inżynier-programista-projektant pierwszorzędny. Nie, że będziemy dochodzić do jakiegoś tam, bliżej nieokreślonego celu, tylko od razu, na dzień dobry, zagrało. Ze słuchawkami było świeżo, angażująco i bardzo, bardzo zachęcająco, ale jeszcze bardziej było z kolumnami aktywnymi, gdzie Czarny Smok robił za pre i DACa i spisał się popisowo w tej dwuroli. To był naprawdę pokaz na poziomie kompletnie nie korespondującym z ceną za ten zestaw. No ludzie, jak aktywne pro-skrzynki za trochę ponad 1k z Rumunem za 7.5k mogły dać taki popis? Ano mogły i ano dały popis. To było tak świetne, że gdybym miał dobierać coś z domowego audio do pr0 monitorów aktywnych to bym się chwili nie wahał i już system kompletny gotowy.
Także tak, to skrzynka która kryje w sobie wielki potencjał. Można budować wokół, można w dłuższej perspektywie czasowej widzieć w tym klamocie bazę dla efektorów wszelakich, dla różnorodnych źródeł. Niestety fani czarnego krążka tutaj nic nie wskórają (szkoda), ale każdy transport kręcący srebrnymi krążkami będzie miał doskonałego partnera i na 99% będzie warto wykorzystać sam napęd, a resztę scedować na Rumuna. Dźwięk jest tu wszechogarniający (szczególnie z filtracją), jest obezwładniająco muzykalny, znaczy w ucho wpadający, gra dynamicznie, niebywale rozdzielczo – niczego nie uronimy, ale to wszystko nie ginie w natłoku, tu jest pewien spokój, pewien porządek (rzeczy), tu jest taka pewność, że to właśnie tak, właśnie w ten sposób powinno być nam aplikowane, w taki właśnie sposób.
Powyżej sporo udało się przemycić o kompetencjach, w niniejszym akapicie uzupełniłem te zachwyty, bo jest się czym zachwycać. To niezbyt częsta sytuacja, gdy klamot ląduje na prywatnej liście „dobre to, naprawdę dobre”. Nie jest to zbyt częste zjawisko, powiedziałbym że nawet rzadkie. Dlaczego rzadkie? Bo sporo rzeczy gea dobrze, poprawnie, ale bardzo niewiele gra tak, że żałujemy kiedy wstajemy, kiedy robimy stop. To – pomijając strzeliste analizowanie – najlepszy, bo najprawdziwszy dowód na dźwiękowe kompetencje. Czarny Smok jest takim klamotem, który oferuje coś więcej, niż tylko dobrze.
Bardzo ładnie
Sumując
Znakomita rzecz. W kategoriach koszt/efekt dostajemy coś wyjątkowego. Jedyne „ale” to maszyny przygotowane przez profesjonalistów dla profesjonalistów. Tu, pewnie, można znaleźć w takim budżecie (w domowym audio to wstęp do poważnej zabawy – takie są smutne realia, choć Chiny atakują, żadnego respektu nie czują, w pro za takie pieniądze można kupić bardzo rozbudowane narzędzia) coś będącego odpowiednikiem jakościowym (ostatnio słuchane MOTU za około 10k wywołało sporawy ślinotok), ale to inna para kaloszy i nie mieszajmy różnych systemów walutowych (Bareja wiecznie żywy). Także to jedna z najciekawszych propozycji, głównie przez wzgląd na połączenie cech rzadko, czy w ogóle nie występujących na tym pułapie cenowym, względnie w ogóle w branży home audio. Jest pozytywny wariat, robi swoje, jego klamoty naprawdę rządzą i zazwyczaj jak ktoś posłucha to już nie chce oddać i z tym rumuńskim wynalazkiem zostaje. Zostaje, bo docelowe to wg. mnie i mając takiego klamota nie ma potrzeby, ni sensu, po prostu mamy coś, co będzie zawsze dostarczać radości, a „zaoszczędzoną kasę” (jaką kasę, misiu, jaką kasę?) będzie można przeznaczyć w zbożnym celu na nowe efektory. Tylko nie zapomnijcie o brylantach, trendowych kreacjach dla czcigodnych i wyrozumiałych (mniej lub bardziej), bo tu WAF przebija dno. „Co to za czarne gie mi tu znowu stawiasz?”. To cytat. Także wiecie, trzeba mieć na bakszysz, doliczcie do tego jw, a i tak wyjdzie całkiem tanio jak za coś docelowego.
Dragon Czarny zasługuje na nasz wybór (choć – jak widać – nie kończy tematu, ale to moje subiektywne zdanie, czepialstwo, wredota wrodzona, czy co tam jeszcze)
Audiobyte Black Dragon (obecnie 7490zł)
Na plus:
- piękne, naturalne, od początku ujmujące brzmienie
- całe pasmo jak na dłoni, tu nie ma sensu analizować, bo tu jest wszystko na miejscu (swoim)
- z filtracją dzieją się cuda i to bardzo dobra wiadomość dla właściciela… nigdy nie będzie mu się nudziło, nigdy
- bardzo dobry projekt (fizycznie), bardzo solidne podejście do IT
- ambitne podejście do tematu, całościowe, widać przebłyski geniuszu (cecha unikalna w każdej dziedzinie)
- w każdej kompetencji świetnie (pre/słuchawy), z wyróżnieniem konwersji C/A & silnika DSP
- jako element zbalansowanego toru z aktywnymi monitorami? Klękajcie narody
- sterowanie via pilot, via apka, na obudowie (full opcja)
- czarne jak smoła tło
Na minus:
- czasami chrupało przełączanie (wolne) między źródłami, potrafił się przed aktualizacjami wieszać (na ulicy mówili)
- gdyby tak symetryczne dla słuchawek było, no gdyby tak…
- DSD512?
- gorący Gad
- niestety podrożał
- gdyby tak wejście analogowe było (albo i lepiej gramofonowe pre od razu) to wicie, rozumicie, komplet by był
Podziękowania za wypożyczenie
Autor: Antoni Woźniak
…ale to gra!
Co? Ano to, to tutaj…
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Komentarze Czytelników