LogowanieZarejestruj się
News

Prawdziwy diament – Burson Conductor V.2+

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20180419_112911702_iOS

Siedem kilo… achtung panzer! Forma mówi: będzie konkret granie. Z produktami kangurów mieliśmy już do czynienia na HDO. 160-ka się u nas kiedyś przesłuchała i bardzo przypadła do gustu, choć nie bez pewnych „ale”. Teraz trafił do nas topowy, flagowy, naj, naj, model wzmacniacza (po pierwsze), pre / integry (po drugie) oraz DACa (po trzecie), czytaj maszynki spinającej nam wszystko co trzeba w jednym pudle. Panie, Panowie przedstawiam gościa z dalekich Antypodów: Burson Conductor V.2+. Teraz tylko odpowiednie efektory. Nie, nie napiszę high-endowe słuchawki, bo wcale nie (ma takiej konieczności), można a nawet obowiązkowo trzeba podpinać klasyki, rozsądnie wycenione, w rodzaju K701 czy HD650, a nawet mniej klasowe, jak choćby takie Momentum… mimo niskiej impendancji. Możemy swobodnie uznać, że to taki tuning naszych starych kompanów, rzecz zaskakująca, jak wiele dobrego można z tych konstrukcji wycisnąć, oj naprawdę można wiele.

Ale to dopiero początek. Kraina szczęśliwości, czytaj LCD-3, to partner oczywisty. Tyle, że wcale nie trzeba wydać 8 tysi na porównywalne (choć o innym, ale jakże przepysznym bukiecie) brzmienie. Tak, zgadliście: Sundara. Te, kosztujące 2 tysie nausznice to strzał w dyszkę. Partner kompletny. Popatrzcie na zdjęcia… Conductor w wersji czarnej, a taka nam się trafiła, plus te słuchawki to nie tylko brzmieniowo (ofc to podstawowa sprawa), ale także formą IDEALNE dopasowanie. Świetnie się to prezentuje. System słuchawkowy za 10k bez żadnych „ale”? Pierwsze wrażenia są właśnie takie, zobaczymy jakie będą finalne wnioski po dłuższych odsłuchach, ale coś czuję, że amplifikacja słuchawkowa w topowym Bursonie to będzie TO. Patrząc na tego klamota dwie rzeczy zrobiłbym inaczej: dałbym 9038 zamiast 9018 (to byłoby K.O …zaraz do nich napiszę, czy planują upgrade, tam się na płytkach wymiennych wszystko opiera, Burson słynie z opcji, z modów właśnie) i przemyślał kwestie dwóch wyjść (DAC nie jest liniowe… to bez sensu trochę, bardzo nawet niż trochę). Poza tymi dwiema sprawami jestem na dzień dobry oczarowany możliwościami tego mocarza.

Tak, robi spore wrażenia moc, sam klamot kojarzy mi się formą i możliwościami energetycznymi z uberelektrownią HiFiMANa (nasz test EF-6), przy czym nie jest to taki potwór, zajmujący cały stolik jak ww ustrojstwo pod HE-6 (bo to system jest, wiecie, patrzcie wcześniejszy link). Jest bardzo ciężki, jest spory (jak na – umownie – ampa słuchawkowego, duży), ale w granicach zdrowego rozsądku. Interga ma dwa wejścia analogowe, co u Bursona nie dziwi, co jednocześnie zawsze warto pochwalić i docenić oraz opartą na 9018 (i XMOSie) część cyfrową, z klasycznym zestawem: USB/SPDIF (koaksial & TOSLINK). Od razu podpiąłem pod imakówę (CORE) oraz do naszego nie(do)ocenionego (uwielbiam tego klamota i z perspektywy czasu widzę, że nie doceniłem wystarczająco M1HPA… to w cenie ok 2k najlepsza integra/pre słuchawkowa kropka amen) Musical Fidelity, który robi za przeplotkę (czarne tło macie jak w banku: nic, zero, nul, czysto). Tu czerń, spotyka się z czernią, w sensie dosłownym i w przenośni. Oba klamoty idealnie się uzupełniają (bo mogę sobie zintegrować wszystkie źródła, bez uciążliwego przekładania kabli), mam 3 duże jacki do testowania, porównywania. Od dawna korzystam z tych, rozbudowanych możliwości M1, ale przy okazji Conductora dotarło do mnie jakie to wygodne, jakie przyjemne w obsłudze. Właśnie – metalowy, zgrabny, dedykowany pilocik dodawany w komplecie do tytułowego klamota na razie nie ma zastosowania, bo wszystko na wyciągnięcie ręki (biurkowy set idzie na pierwszy ogień), ale to się bardzo przydało, bo w salonie Conductor pracował sobie zupełnie inaczej, w innej roli, znaczy się: sprawdziłem, jak sobie poradził w trybie PRE z torem opartym na końcówkach i na zestawach głośnikowych. Grał zarówno jako centralka cyfrowa, jak i klasyczny pre-amp, z podpiętymi analogowo źródłami. I powiem Wam coś. Mhm. Tak, potraktujcie tego Bursona jako spoiwo całego toru, bo jako słuchawkowiec tylko, będzie to najzwyczajniejsza marnacja potencjału.

Postanowiłem, na potrzeby testu, poeksperymentować. Było grane nie tylko z kompa (ROON), nie tylko z Chromecasta (obecnie, zawsze Chromecasta Audio podpinam pod TOSLINKA… to dyżurny interfejs cyfrowy u mnie), a nawet nie tylko z Squeezeboksa Touch EDO mod via koaksial (bo za USB siedzi i wiele dobra wnosi konwerter c/c hiFace Two)… nie, tym razem nie ograniczałem się ;-) „tylko” do tych, znanych na wylot źródeł (cyfrowych). Podobnie jak to miało miejsce z innymi integrami słuchawkowymi wyposażonymi w analogowe wejścia po analogu grane było… coś specjalnego. Po pierwsze (właśnie gra i …niech komputer spieprza na drzewo ;-) ) olampowany, z buforem bańkowym znaczy się, cedek Onkyo (świetny mechanizm, stara, dobra, japońska szkoła), po drugie za pomocą linku z salonem (multiprzełącznik Pro-Jecta) zagrało nam też z gramofonem (duet 1020 z 5120) i wreszcie po trzecie sprawdziłem jak sobie (nadal jesteśmy w gabinecie, znaczy na słuchawkach słuchamy :) ) Burson poradził z MiniWattem (wzmak, który robi u mnie za słuchawkową końcówkę mocy i wierzcie mi… nie ma nic lepszego, na odczepach głośnikowych, z dobrej klasy routerem audio 6.3mm albo/i adapterem HiFiMANa z symetrycznym gniazdem na końcu). Także tak, właśnie, Burson grał jako preamp, podpięty do wejść w lampowcu (NOSy: Brimar BVA/Telam), sterując poziomem i łącząc źródła, a efektory zagrały na wspomnianych wyjściach z odczepów. Rzecz jasna nie było tu mowy o żadnym balansie (ale kabel sobie zmienimy w LCDkach i w ten sposób to też pożenimy), tak z ciekawości sprawdzę jakie są różnice i czy w ogóle jakieś są na takim jw. secie (HiFiMan HE Adapter). Wiele osób wg. mnie błędnie, zakłada, że symetryczne połączenia są „zawsze” lepsze w aspekcie SQ, a przecież nie chodzi o wyższość tutaj według mnie, tylko lepsze medium w trudnym otoczeniu (studio) oraz ewentualnie sensowniejszy link przy bardzo długich podłączeniach. Nie wyklucza to lepszego efektu, gdy ktoś zwyczajnie spaprał, czy gorzej przygotował tor niesymetryczny, ale żeby to dogmatycznie dawało progres (bo różnice w pomiarach/specyfikacji –  dodają)…? O tym też będzie osobny wpis na HDO. Dobra, nie przedłużając, przejdźmy do meritum :)

Pod pasywne daliśmy radę, niestety nasze aktywne monitory studyjne tylko balans…

KONSTRUKCJA

Jak widzicie, ze wstępniaka, podeszliśmy do tematu bardzo ambitnie, nie tyle (tylko) że przekrojowo, ale niebanalnie, inaczej, eksperymentalnie właśnie. Co z tych eksperymentów wyszło o tym za chwilę. Pierwsze dwa tygodnie słuchałem głównie z dużego jacka w Bursonie, i jak wspomniałem w zapowiedzi były to dwa tygodnie ze średnią 4-5h snu, albo i mniej. Tak mną zawładnęła ta skrzynka, ten klamot. Także spory zapas napoju kofeinowego (wiecie, że podczas testów udało się zabić drugi z kolei expres do kawy? ;-) ) bardzo się przydał. Może jakiś, przy okazji, artykuł problemowy „wpływ małej czarnej na walory brzmieniowe audio systemu”? Muszę to poważnie przemyśleć, bo wpływ niewątpliwie jakiś jest. Tylko jaki? Trzeba będzie coś skrobnąć na temat ;-) Wspomniałem o 100% „match”? O Sundara? Wspomniałem. Miałem dwa zupełnie różne, całkowicie odmienne podejścia do dźwięku prezentowane przez HiFiMANa z jednej i Audeze z drugiej strony. Oba pyszne. Oba wciągające bez reszty. A wspólnym mianownikiem był przegenialny Conductor emka dwa plus (a, nie, jednak nie, MK tylko V jak Version… ciekawostka, niby bryt korona, a jednak ciągnie ich (kangurów) do tej ostoi demokracji ekhmmm, kraju nieograniczonych możliwości… ciekawe, ciekawe).

Klamot jest, jak wspomniałem, wykonany wzorowo-wzorcowo. Duży, z centralnie umiejscowionym potencjometrem, który to potencjometr pracuje bardzo ładnie, po zegarmistrzowsku, precyzyjnie i cóż, zachęca do kręcenia (jednocześnie zniechęca do obsługi z pilota), stąd pewnie wielu z nabywców postawi sobie to, to na biurku i będzie z lubością kręcić, a nie wciskać (na pilocie, przyciski). Pilocik jest metalowy, żaden z kosza, tylko robiony na zamówienie, pozwala cieszyć się wygodą, gdy klamota umieścimy na stoliku audio, czy na/w szafce RTV i będzie nam robił różnicę w salonie. Nie jest to klasyczna, analgowoa gała, nie ma też znanej w poprzednich modelach drabinki rezystorowej. Tak, mamy enkoder, ale nie ma co włosów rwać, bo sprawuje się naprawdę wyśmienicie. Wspomniałem o wysokiej kulturze? Ano wspomniałem, a jak wciśniemy, to nam wycisza, ale jak! Płynnie, dźwięk powoli zanika i po ponownym wciśnięciu wraca. Bajka. Powiem tak – lubię Alpsy, lubię czystą mechanikę, ale taka cyfra (oparte to, to na kości TI Burr-Brown PGA2310) to bardzo proszę. Powiem wprost – to najlepszy enkoder z jakim się do tej pory spotkałem (gałka, opór, kultura pracy, precyzyjna skala nastaw i to genialne mute). Oczywiście zmiana w odstępach co pół bela do 100 rodzi pewne konsekwencje natury praktycznej… tu się nie spieszymy, nie zmieniamy szybko nastawy, bo się nie da. Dla mnie nie jest to żadna wada, to cecha i akurat skorelowana ze wspomnianymi zaletami ma neutralny charakter, może jednak utrudnić życie osobom słuchającym muzyki na różnych, bardzo odmiennych słuchawkach (np. mobilne Momentum z jednej i HE-6 z drugiej ;-) ).

Kawał klamota

Widać, że to na obrabiarkach CNC było robione, perfekcyjnie złożone (ręcznie), pysznią nam się grube, 6mm bloki alu, bo też cała obudowa plus radiatory w środku ma klamotowi zapewnić odpowiednie warunki pracy, odpowiedni schłodzić elektronikę. Mamy w środku dwa, duże trafa, co jakże przyjemnie wygląda i wyglądać musi, bo też w przypadku Conductora jest czysta klasa A, a zatem absolutnie wyklęta, zakazana, obrzydliwie nieekologiczna konstrukcja, w sam raz dla nas, starych zgredów, którzy na te wszystkie ograniczenia (w bilansie, te audio klamoty, kompletnie się nie liczą, także ten) mają adekwatną odpowiedź. Każden jeden ma 70W i są dwa, bo jeden odpowiada za sekcję wzmacniacza, a drugi osobno, zasila nam DACa. Burson zdecydował się na dobrze znany układ ESS Sabre (9018). Można kupić urządzenie pozbawione DACa, można potem wstawić odpowiednią płytkę, można też tę płytkę wymienić i bardzo fajnie, że można, bo – o ile będzie taka opcja – nowe ESS są wg. mnie lepsze od poprzedników, są świetne (patrz ostatnie testy na HDO) i taki upgrade byłby mile widziany. Interfejs USB obsługiwany jest przez XMOSa. Można zaciągnąć odpowiednie sterowniki, ale po prawdzie nie trzeba… nie tylko mówię tutaj do właścicieli Makówek, ale także nowych PC, albo PC po apdejcie, tzn takich, które mają najnowszą wersję Win 10 (Creators update), gdzie pełna obsługa USB 2.0 jest i można śmiało bez drivera się obyć. Z tyłu pysznią się świetne jakościowo gniazda. Nie tylko cyfra, ale także dwie pary analogowych wejść, czytaj o jedną więcej niż w M1 (jakże tego brakuje!). Mamy TOSLINKA, mamy koaksiala i osobno, z lewej, port USB. Z prawej zaś dwa komplety wyjść.

No właśnie, teraz trochę o wadach. Te dwa komplety wyjść są trochę z czapy. W M1 mam przeplotkę i mam pre, a tutaj mam pre i mam… mam wyjście oznaczone jako DAC, czyli, spodziewalibyśmy się, że liniowe, ale gdzie tam… ono też jest regulowane, tyle tylko, że zamiast 1 ohm mamy 25 ohm. Nie bardzo rozumiem, co miał twórca na myśli, ale ja tego za bardzo nie kupuję. Można oczywiście przyjąć, że ktoś będzie chciał podpiąć tego klamota pod dwie osobne końcówki mocy (pytanie tylko, po co?), ale ja tu zwyczajnie nie dostrzegam żadnego sensu i zachodzę w głowę dlaczego Burson tak to sobie wykombinował? Można, rzecz jasna, wykorzystać to tak, że Pre-out (gdzie sygnał jest głośniejszy i odcinany, gdy coś na jacku podpięte) stanowi połączenie z końcówką mocy, a wyjście oznaczone jako DAC (zawsze aktywne) to taki link dla np. kolumn aktywnych… ale znacznie sensowniejsze, wg. mnie, byłoby tradycyjne potraktowanie wyjść jako regulowanego i liniowego właśnie. Conductor jako DAC lub/i PRE? No właśnie nie. W tym przypadku mamy zdublowanie funkcjonalności. Przyda się to tylko i wyłącznie komuś, kto planuje testowanie i mimo jednej tylko dziurki w Bursonie (dla takiego kogoś to pewnie mało) będzie podpinał sobie inne ampy (przy czym będzie miał wtedy cyfrową regulację na stałe załączoną, ale to tak jak z komputerem i ustawieniami poziomu w domenie cyfrowej właśnie). Kolejna rzecz to brak trybu gotowości. Nie ma na froncie przycisku „power”, nie ma i już. Z tyłu mamy pstryczek on/off przy gnieździe IEC, ale to nie to samo, oj bardzo nie to samo. Sięganie po wyłącznik z tyłu jest nie tylko mało zgrabne, ergonomicznie na bakier, ale generuje problem natury egzystencjalno-filozoficznej ;-) Wyłączyć całkowicie? A może zostawić „pod prądem”? Czy wybór „tak / nie” nie będzie miał implikacji w zakresie SQ, nie wpłynie na żywotność urządzenia? Generalnie uważam, że taki element jak przejście w stan czuwania jest wymagany, a jak go nie ma, to sprzęt powinien działać, być włączony, tyle że tutaj będzie to generowało konkretne zużycie prądu. W końcu mówimy o klasie A, czytaj energetycznie to nieefektywne – i dobrze – ale też, żeby przez cały czas, to już nie bardzo dobrze. Nie bardzo rozumiem, czym się konstruktor kierował projektując skrzynkę w ten właśnie sposób. Nie ma też regulowanego poziomu wzmocnienia (nie ustawimy gain-a). Patrząc na specyfikację mogę zrozumieć, że to dla bezpieczeństwa (naszego i słuchawek), ale też lepiej mieć niż nie mieć. Tego elementu też niektórym (szczególnie kolekcjonerom z całym naręczem nauszników) będzie nieco brakować.

SPECYFIKACJA

Parametry:

  • Pasmo przenoszenia: 0-56 kHz @ ±1 dB
  • Separacja kanałów: 142 dB @ 1KHz / 135 dB @ 20KHz
  • THD+N: 0.0005% @ 1KHz, 0dB FS
  • Impedancja wejściowa: przedwzmacniacz 1Ω, wyjście liniowe (no nie do końca liniowe, patrz dalej) 25Ω, wzmacniacz słuchawkowy 3Ω
  • Moc słuchawkowej amplifikacji:
    • 8.2 W (16Ω / SNR: 92 dB)
    • 4 W (32Ω / SNR: 95 dB)
    • 1,46 W (100Ω / SNR: 94 dB)
    • 1 W (150Ω / SNR: 94 dB)
    • 0,5 W (300Ω / SNR: 95 dB)
Możliwości cyfrowych interfejsów:
  • Próbkowanie maksymalne dla wejść koaksjalnego i optycznego: 192KHz @ 24 bit
  • Próbkowanie dla USB: PCM 384kHz @ 32bit
  • Natywne DSD: 64 / 128 / 256
  • DSD via PCM: DoP64 / DoP128 / DoP256
Gabaryt:
  • Waga: 7 kg +
  • Wymiary (mm): 265 x 255 x 80
Reszta:
  • Wsparcie dla systemów operacyjnych: Windows XP, 7, 8, 10 Mac OSX… a nawet dla iOS (adapter) & Android (via USB OTG)
  • Kolorystyka: czarna lub srebrna

W komplecie dostajecie bardzo solidne okablowanie (USB, RCA). Oczywiście jest jeszcze komputerowy przewód IEC oraz zworka, metalowy pilot & instrukcja – całość bardzo solidnie, w podwójny karton, zapakowana leci do nabywcy wprost z Antypodów (czy może płynie). A, bym zapomniał, Burson zawsze dodaje do kompletu zatyczki gumowe na gniazda RCA. Nie ma lipy.

BRZMIENIE

Conductor to przegenialny amp słuchawkowy. To po pierwsze. Po drugie to fantastyczna integra, coś, co może wg. mnie z powodzeniem przejąć zawiadywanie i regulację w dowolnym, nawet bardzo wysokopółkowym systemie stacjonarnym. W tych dwóch rolach ten klamot niewątpliwie wyróżnia się i stanowi znakomitą propozycję. Dlatego też, patrząc na wersję V2 bez plusa (plus to DAC) uważam, że te 2,5k w kieszeni jest warte rozważenia. Nie to, że DAC jest zły, słaby, czy coś mu brakuje, ale w przypadku Conductora właśnie wymienione powyżej rzeczy to gwóźdź programu, te elementy powodują, że sprzęt można uznać za wybitny w swojej klasie. Nie raz pisałem jak cenię sobie moją M1HPA, świetną maszynkę, idealnie skrojoną pod testowanie, naprawdę rewelacyjną słuchawkową integrę, mimo że pozycjonowaną przez imiennika jako sprzęt budżetowy. Conductor był lepszy i to wyraźnie lepszy. Bolesne, ale prawdziwe, bardziej zauważalne niż w przypadku CMA600i i wielu innych, przetestowanych konstrukcji (no najwyższe w katalogu Schiity też zdeprecjonowały mi dyżurnego M1). Conductor gra swobodnie, w sposób niewysilony, ale to co najważniejsze, najistotniejsze – ten dźwięk towarzyszy nam jeszcze na długo… po odłożeniu słuchawek na stojaku. Kompletnie zawłaszcza, infekuje i trzyma w mocy. To jest coś, co bardzo niewiele urządzeń oferuje, daje… to rodzaj „pępowiny”, która łączy nas mentalnie z klamotem, coś co kolokwialnie mówiąc, wywołuje „cieszenie michy” za każdym razem, gdy rozsiądziemy się wygodnie w fotelu, pacniemy, czy klikniemy w play. A potem to już świata nie ma, jest tylko tu i teraz, jest muzyka i my. Są urządzenia obiektywnie bardzo dobre, świetne wręcz, które jednak nie tworzą takiej więzi między użytkownikiem a sobą. Conductor V2+ wyzwala w nas endorfiny w takiej ilości, że nie mamy żadnych wątpliwości co do jego wartości. Zniewala i wciąga bez reszty, nie pozwala się oderwać. Mało tego, potrafi wydobyć piękno z bardzo, bardzo różnych nauszników. Taka umiejętność jest zarezerwowana dla nielicznych urządzeń. Czego bym nie podpiął, grało znakomicie i wiecie co? Cholera, wygląda na to, że może ten brak regulacji wzmocnienia (gain), może to ciągłe trzymanie pod prądem (u mnie tak było), może w tym wszystkim jest sens, że to jednak od A do Z realizacja jakiegoś konkretnego planu, w tym wypadku, zakończona pełnym sukcesem. Nie wiem, wiem natomiast, że ten amp jest świetny i to, że nie ma tu balansu kompletnie nie ma znaczenia (podobnie jak w Bakoonie nie ma). Nie ma żadnego znaczenia.

Był też alternatywnie dla wbudowanego podpinany Korg. Ale to grało!

Audeze LCD-3 z Bursonem to partnerstwo doskonałe 

Ten klamot łączy. Łączy świetną przestrzenność, holografię z precyzją, znakomitą rozdzielczością, bezsprzecznie doskonałym wglądem w strukturę utworu. Potrafi pokazać, nie tracąc nic z płynności, muzykalności, analogowego sznytu, kiedy dźwięk lepi się, otacza, jest, a jednocześnie zachowuje wspomniane powyżej cechy. To dźwięk, który chcemy zatrzymać, kontemplować, który nie daje spokoju. Nie często się zdarza słuchać ponownie tego samego albumu zaraz po dźwiękach ostatniego utworu, raz jeszcze, bo było „aż tak”. To nie jest coś, co się zdarza „ot tak”. Cóż, łapałem się na tym, że zamiast zmienić, dawałem znowu play, bez najmniejszej oznaki znudzenia. Genialne. I mam tu na myśli amplifikację oraz – tu dzieje się podobnie – działanie Conductora w roli pre. Z dwoma interfejsami (Korg DS-DAC-100 oraz M2Tech hiFace DAC) grało to jw. ZNIEWALAJĄCO. Oba interfejsy były bramą do lepszego świata i w tym zestawieniu, z Conductorem, zrozumiałem, że można przetworzyć audio dane z komputera na poziomie bliskim doskonałości. No właśnie, zastanawiałem się, po tych odsłuchach, w jaki sposób to ująć, jak to opisać, jaką skalę porównawczą zastosować? I byłem w kropce. Byłem, bo do równania doszedł jeszcze dedykowany PC z kartą X-Hi, który wraz ze wspomnianymi interfejsami USB-audio, w roli end-pointa (Roon) wywrócił stolik. Do tej pory mogłem znaleźć punkt zaczepienia, teraz nie jestem tego w żadnym względzie pewien. To było za dużo i za bardzo. Przeczytacie więcej na ten temat w kolejnym, już praktycznie gotowym, zapowiadanym tekście dla „hardkorowców-komputerowców”. Wywrócił mi się stolik. Nastąpiło sprzężenie, bo jeszcze ten Conductor się akurat trafił.

No dobrze, to ten DAC bez sensu? Otóż nie, moi drodzy, ale jako dodatek, a nie danie główne. Bo to, że gra ESS słuchać, słuchać charakterystykę tego układu i dlatego wspomniałem o (mam nadzieję) możliwym upgrade do nowych kości. Bo 9038 pożenionego z nowym XMOSem „nie słychać”. To taka brama bez nalotu dla dźwięku, dźwięku odczytanego z bezdusznych zer i jedynek… w starszej generacji Sabre nie udało się (jeszcze) osiągnąć tego poziomu. Piszę to wszystko z zastrzeżeniem, że są na rynku urządzenia, które potrafią skuteczniej kamuflować „co tam w środku siedzi”, że same kości NIE GRAJĄ, będę to powtarzał do znudzenia… ale, jest też tak, że w audio komputerowym dokonuje się ciągły progres i ten progres można, szczególnie w przypadku wybitnie dobrych konstrukcji, bez pudła uchwycić. DAC w opisywanym Bursonie pokaże z jak dobrym klamotem mamy do czynienia, pokaże to może nawet bardziej na SPDIF (wspomniany Squeezebox Touch EDO mod via konwerter hiFace Two od m2Techa na kablu Trico od Supry), także sprawdzi się… a jak przyjdzie ochota na więcej to wiecie co macie w zanadrzu, no wiecie, wiecie… fantastyczne pre, które pozwoli nam zrobić użytek z dodatkowego DACa (i nie musi, naprawdę nie musi to być konstrukcja ważąca c.a 10 kilogramów ;-) ). Także to wartościowy dodatek, ale tylko dodatek, a nie danie główne.

A jak barwa, jak poszczególne zakresy, zapyta ktoś przytomnie… otóż, ja zwyczajnie nie zagłębiałem się w dzielenie włosa na czworo, zwyczajnie nie analizowałem skrupulatnie każdego z zakresów, bo nie było takiej potrzeby. To cecha najlepszych urządzeń, kiedy muzyka nie wymaga analizowania, nie wymaga od nas, no właśnie, szukania dziury w całym. Ten przekaz był i jest kompletny, to dźwięk bez niedostatków, taki jaki być powinien i jest. Mamy więc wspominaną precyzję, mamy łączność, wzajemne uzupełniania się, przenikanie, po prostu przestajemy analizować, zaczynamy słuchać. Tylko słuchać. Bas jest idealny, namacalny, buduje tam, gdzie ma, natomiast średnica tworzy, stanowiąc transparenty łącznik, nie jest jej za dużo, za mało, jest jej w sam raz. Wreszcie góra, która podkreśla, odświeża, doświetla, doprecyzowuje, a przy tym niczego nie niszczy, nie utrudnia, nie męczy, no nic z tych rzeczy. Jest to wszystko w idealnych proporcjach i właśnie robi różnicę, bo nie zastanawiamy się „czy czegoś”, tylko kolejny utwór, kolejny, jeszcze jeden, to zmiana nastroju i lecimy z albumem. Fantastyczna sprawa. To urządzenie naturalne i – to chyba właściwe sformułowanie – neutralne, ale w sposób absolutnie pożądany, to znaczy nie nudne, nie bez wyrazu, a stanowiące idealne medium dla dźwięku. Wybaczające? Zależy. Uniwersalne? Jak najbardziej, choć wynagradzające odpowiedni dobór efektorów, czy raczej – inaczej – wydobywające z obiektywnie dobrych produktów wszystko to, co w nich najlepsze. Także synergia, rzecz ważna, jest tutaj niejako dana w pakiecie, możemy spodziewać się nowych dla nas doznań, odkryć (ale te moje słuchawki są dobre, cholera, teraz to dopiero słyszę! :) ) i będą to zazwyczaj bardzo miłe dla nas emocje. Tak emocji tutaj na pewno nie zabraknie.

Pliczkom trudno to pobić. Podpinamy pod M1 kompakt z dodatkiem lampowego bufora (ruskie NOSy) i mucha nie siada.
No dobra, to gdzie tu Conductor? Ano jako Pre i w porównaniu z dziurki vs M1. Klamot Musical Fidelity  jest świetny, ale Burson jest o klasę lepszy. Chlip, chlip ;-)

Eksperymenty… świetnie grało na tym secie z MiniWattem (Brimar, Telmar) z routerem (jacek) lub/i adapterem HE (XLR).
Conductor był tu „tylko” pre. Tylko – dobre sobie!

 

FINAŁ

Sumując, mamy do czynienia z wybitnie dobrym klamotem. Nie, że bez wad, nie że ideałem, ale od strony SQ to bezsprzecznie rzecz warta rozważenia, szczególnie dla kogoś, kto dużo słucha na słuchawkach (i jak jeszcze jakieś niezłe ma, to będzie miał po podpięciu jeszcze bardziej niezłe ;-) ), ktoś kto chce sobie podnieść możliwości systemu (i to wielowątkowo, że tak powiem) i widzi tego Conductora w centralnej roli, w roli spoiwa (pre, w wielu wypadkach też DAC, bo ten tutaj to pierwsza liga, choć jeszcze nie ekstraklasa). Jak widać może to być fundament toru i tak też oceniam Conductora, nie tylko przez pryzmat słuchawek. Oczywiście w sytuacji, gdy te są na pierwszym (czy w ogóle wyłącznie wchodzą w grę, bo warunki) miejscu to tytułowy sprzęt można spokojnie skonfrontować z najlepszymi rozwiązaniami na rynku w materii grania z dziurki. Moim zdaniem Conductor nie będzie bez szans z czołówką, nawet taką z zakresu 15, czy 20k. Warto przekonać się, porównać, bo może się okazać, że (o ile nam DAC nie jest niezbędny) wersja bez plusa, w bardzo przyjemnym budżecie, skutecznie wybije nam z głowy zakup urządzeń 2 / 3 a nawet 4 krotnie droższych. Wybór redakcji jak nic, nie ma końca drogi wyłącznie z powodu wymienionych wad ergonomiczno-funkcjonalnych, ale żeby nie było wątpliwości: TAK JEST TO SPRZĘT DOCELOWY. Z takim czymś już się nie szuka, TYLKO SŁUCHA.

No ba…

Burson Conductor V2+ wzmacniacz/pre/dac w cenie 7390zł lub 4990 (bez dac-a)

 Plusy
- słuchamy muzyki, nie analizujemy
- fantastyczne połączenie takich, trudnych do pogodzenia rzeczy jak: detal, muzykalność, holo, przestrzeń, wgląd, precyzja, dynamika z koherentnym zakresem po całości
- co prowadzi do słusznego wniosku: tu wszystko jest na miejscu i w idealnych proporcjach
- ta wybitność w SQ idzie w parze z uniwersalnością, z wydobywaniem na światło najlepszych cech podpinanego sprzętu
- enkoder wzorzec enkodera… precyzyjnie, z kulturą i gracją, do tego to przefajne mute (patrz tekst)
- forma i treść na poziomie (materiał, montaż, piękny sterownik)
- wyposażenie (pre, dac) tylnej ścianki prawie, że bez zarzutu (do wyjść się przyczepiamy ino)
- cena atrakcyjna zarówno w wariancie z przetwornikiem jak i bez. Nawet bardzo
- kupujesz i masz spokój, bo zostanie, takie już bez szukania dalej 

Minusy
- dziwaczne pre razy dwa o różnej czułości
- brak liniowego wyjścia
- nie ma softpower, trybu gotowości nie uświadczycie
- dla niektórych tylko jeden jacek (wg. mnie to cecha, nie wada)
- bez balansu (wg. mnie to nieistotne odnośnie SQ, obiektywnie minus za brak innej opcji podłączeniowej) 

PS. Dlaczego tytułowy diament? Ano dlatego, że jak to z diamentami bywa, taki, lekko nieobrobiony, jak wyżej. Burson, uwzględnicie w wersji V.3 parę rzeczy? Uwzględnicie? ;-) I dajcie nowe kości 9038, oj dajcie…

 

DZIĘKUJĘ ZA WYPOŻYCZENIE (PONADSTANDARDOWE :) )…

 

GALERIA:

WUT?
Też się słuchało na zbudowanym specjalnie wokół tego ustrojstwa mini PC. Ale to zajebiście zagrało! End-point lepszy od dowolnego strumieniowca za dychę, nie dwie dychy. Wiem co mówię. Będzie niebawem na łamach o tym….

 

Zawsze doceniamy firmowe, pozwalające na wygodną obsługę, piloty. No to doceniamy :)

Potencjometr chodzi jak szwajcarski mechanizm w zegarku (wyczuwalny przeskok, skala 0-100, szkoda, że nie o pół bela) 

Diodowy, wtopiony we frontową, grubą, alu ścianę wyświetlacz pokazuje poziom. Tylko. Nie ma tu parametrów. I nie szkodzi.
Jako, że w przyrodzie występuje wersja bez plusa (bez DACa) to mamy po pierwsze analogowe wejścia 1 i 2, a potem leci cyfra, przy czym też coax, tos najpierwej, a dopiero na szarym końcu USB. Czy to jakaś sugestia niby taka, gradacja znaczy się, pod kątem jakościowym? No przetestujemy wszystkie opcje, opiszemy czy faktycznie ;-)

Solidny kawał audio klamota

Zacna bateria, szkoda tylko że wyjście z DACa nie jest liniowe, albo – jak już ma być regulowane – to dokładnie nie jest tak, jak z gniazd pre-out (taki sam poziom, takie same parametry… a tu jest właśnie inaczej)

W wersji pozbawionej DACa (którą, rzecz jasna, możemy sobie zaktualizować o ten element) w miejscu gniazda USB jest zaślepka, natomiast porty cyfrowe SPDIF są, tylko nieme, bo płytki brak. Trzymam kciuki za nowe wsady, modyfikacje sekcji cyfrowej… nie to, że mam coś przeciw obecnej, ale Burson przyzwyczaił nas do opcji. Niech da. Jak Schiit daje. Różne smaki… może R2R, może nowsze ESS, może jakieś klasyczne, stare kości? Konstrukcja jest przygotowana fabrycznie na modyfikacje.

Nóżki są dwuczłonowe, metalowy krążek z gumowymi kółkami… bardzo dobry patent, bo nie rysuje, stabilne i daje te parę dodatkowych milimetrów od podłoża, a to się przydaje (w gabinecie mogę mimo wystających obramowań biurka dosunąć do skrajnego położenia klamota, dodatkowo korzystnie wpływa to na wentylowanie konstrukcji).

Czarny diaboł, jest dokładnie, idealnie na biurku teraz usadowiony. Sundara, jak wspominałem, świetnie tu pasują wyglądem, formą, do tego klamota co powyżej…

:D

Kabel USB to „trochę mało”…

No, teraz lepiej. Btw okablowanie w komplecie nie daje powodów do narzekania. Dla kablofili (ścigane w niektórych lokalizacjach, poważne odstępstwo od normy, kiedy to przewód a nie elektronika, czy jakiś tam materiał tylko sznurek za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy gra… podobno nawet sam z siebie. Są takie, ciężkie, przypadki opisanego schorzenia). Kable z pudła, dobre? Oczywiście to nie jest możliwe, rzeknie kablofil, bo musi być nić magiczna nawijana na dziewiczych (no mniejsza na czym i co nawijane ;-) ), musi to, to korzystać z całego dorobku naukowego ludzkości i najważniejsze…. musi kosztować najmarniej równowartość wycieczki w tropiki. Wtedy gra. Inaczej nie gra.

Diodówkowy wyświetlacz nie molestuje, podobnie jak mała bursztynowa dioda wskazująca na wybrane źródło. Fajnie.

Identyfikacja interfejsu USB Conductora pod macOSem (jak Jabco nie ogranie tematu swoich OSów na WWDC, to mówię: pa, pa Jabcu)

Identyfikacja pod ROONem. Jak pewnie zauważyliście (panel Midi) identyfikuje nam się tutaj układ XMOS-a (interfejs USB). Ma to swoje dobre i złe strony, zazwyczaj po podpięciu mamy nazwę konkretnego urządzenia w systemie. Tutaj nie. U mnie w ROONie wyświetlił mi nazwę innego, wcześniej testowanego, przetwornika na tym układzie (analogicznie się zgłosił, jak Conductor i w pamięci oprogramowania zostało). W systemie jabłczanym nie ma sterowników, bo jest pełna obsługa UAC 2.0, ale teraz także w Windowsie (10 z Creators Update) to macie, także różnice odnośnie obsługi audio zacierają się w przypadku obu, popularnych systemów (pod Linuksem jest więcej zabawy, ale też znacznie więcej możliwości zoptymalizowania pracy całości). W recenzji będzie o tym elemencie, warto już teraz podkreślić, że Burson pozwala w tym wypadku na duże modyfikacje (podatność na upgrade, odmienny wstad cyfrowy)

Zgłasza się między innymi wyczynowe PCM
(próbkowanie aż do 768MHz, DSD256 w wariancie DoP, nie native, działa… a różnie z tym bywa, native też jest)

Będziemy porównywać z tym co gra na załączonym obrazku. HiFaceDAC to świetny interfejs USB. Nie jest tu bez szans…

Podpinamy Włocha do gniazd wejściowych Australijczyka i sprawdzamy, co lepiej smakuje

Tu z załączonym DSP nam gra (up materiału DSD64 do 128, binauralizacja)

A tu purystycznie, bez dodatkowego wsparcia ze strony silnika, ulubiony album DM leci

Dodaj komentarz