LogowanieZarejestruj się
News

Odtwarzacz osobisty Calyx M… M jak mobile? Nasz test

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2015-02-27 o 11.41.07

Mobilne źródło inaczej? Calyx M to nietypowy odtwarzacz, nietypowy bo w odróżnieniu od wcześniej przetestowanych DAPów, sprzęt w którym wszystko postawiono na jedną kartę. Brzmi intrygująco? Urządzenie prezentuje się bardzo okazale, jednak zaraz po wyjęciu z pudełka zdajemy sobie sprawę, że nie jest to sprzęt stricte przenośny. Gabaryty, waga tego odtwarzacza są… rekordowe, jest duży, jest ciężki, dodatkowo – o czym przeczytacie poniżej – za długo (na wynos) sobie nie pogramy. I tutaj mógłbym zacząć lamentować, jaki to niedopracowany produkt, skrytykować Koreańczyków za mankamenty tej konstrukcji, które w dużej mierze przekreślają jego mobilne zastosowanie, czy może precyzyjniej, bardzo rzecz utrudniają, komplikują. Mógłbym. Tyle, że ten DAP jest w pewnym sensie wyjątkowy i w 100% bezkompromisowy. Na pierwszym miejscu stoi tutaj dźwięk, brzmienie, możliwości soniczne, umiejętność napędzenia DOWOLNYCH słuchawek, nie wyłączając ortodynamików, także tych najtrudniejszych do wysterowania.

W tym szaleństwie, moi drodzy, jest metoda, bo podobnie jak w przypadku HiFiMANa (który nie grzeszy ani długością czasu odtwarzania, ani kompaktowością (duży klocek), ani ergonomią obsługi) dokonano określonego wyboru. Ten player został stworzony po to, by wyjść do ogrodu, usiąść wygodnie na kanapie, inaczej – umiejscowić się w dowolnym miejscu w domu, z dowolnymi słuchawkami, wpiętymi do wyjścia i słuchać, słuchać tak długo, jak długo pozwala wbudowana bateria… wystarczająco, w ramach jednej, długiej sesji. Tyle. Można Calyksa M użyć także w roli komputerowego przetwornika i jest to jak najbardziej właściwe podejście, bo jest to idealny partner dla laptopa, tworząc high-endowy zestaw biurowo-gabinetowy… jeżeli ktoś ma możliwość słuchania muzyki w pracy, to autonomiczne granie oraz takie, właśnie, z komputera idealnie będą tutaj pasować.

Natomiast generalnie, na wstępie przestrzegam – to nie jest przenośny odtwarzacz do noszenia na co dzień, do takiego klasycznego grania na wynos. Jest za duży, za krótko gra na baterii, poza tym jego potencjał tkwi w możliwości podłączenia takich LCD-3, HD-6xx/8xx i tutaj tkwi potencjał, przewaga nad innymi DAPami. Rzecz jasna nikt o zdrowych zmysłach nie weźmie ze sobą do lasu, na spacer, nad morze takich słuchawek. To niedorzeczne. Ale właśnie nie chodzi tutaj o to takie korzystanie z Calyksa, bycie wyrafinowanym zamiennikiem dla iPoda. Nie. To sprzęt do czegoś innego, sprzęt który zadziwił mnie jakością dźwięku, spowodował podobną reakcję, jak w przypadku przetestowanego wcześniej Astell & Kern AK240. Nie chodzi mi tutaj o bezpośrednie porównanie brzmienia obu odtwarzaczy… raz, że do tego potrzebowałbym obu dostępnych w tym samym czasie, dwa AK240 jest pod pewnymi względami absolutnie „naj”, ale… Calyx M wymyka się prostemu zaszufladkowaniu, jest – podobnie jak flagowiec A&K – wyjątkowy. Miałem dylemat, jak podejść do sprawy, nie było to łatwe, bo jak widać trafiłem na nietypowy produkt. Musiałem zrozumieć istotę, ideę jaka przyświecała konstruktorom tego urządzenia, postarać się spojrzeć na tytułowego DAPa, jak na oryginalne, na poły stacjonarne urządzenie audio. I wiecie co? Nie żałuję…

 

Konstrukcja & możliwości

Waga 230 gramów. Tak właśnie tyle. Gabaryty? No ładna cegiełka, sprzęt mierzy 135.50mm na 70mm na 14.80mm. Czyli żadne tam supercienkie, lekkie urządzenie, a wręcz przeciwnie. Wielki, ciężki odtwarzacz, który konkretnie obciąży Wam kieszeń (taką większą, solidną najlepiej). Od strony designu jest to klasyka w najczystszym wydaniu – płaskie powierzchnie, jednolita bryła aluminium, wszelkie przyciski, manipulatory wkomponowane w obudowę. Dotykowy ekran o rozdzielczości HD (dokładnie, jest to bowiem 1280x720px), kolorowy, duży jest bardzo czytelny, wygląda pięknie (OLED) i …pewnie, pochłania sporo energii. Pojemnościowa powłoka szybko i precyzyjnie reaguje na dotyk, interfejs jest przemyślany od strony ergonomii, pozwala na bezproblemową obsługę urządzenia. W prosty sposób tworzymy playlisty, szybko nawigujemy po zbiorach, całość oparta jest na zakładkach, klasycznym dostępie „po kategoriach”, do tego wyświetlanie okładek albumów, wspomniana precyzja… jest dobrze. Tak to sobie inżynierowie wymyślili, taki był ich wybór, wybór mający swoje konsekwencje… obsługa tego DAPa wymaga trzymania go w ręce przed sobą, patrzenia na ekran, to znaczy można rzecz jasna odtwarzać z kieszeni, przewijając utwory, stopując i wznawiając odtwarzanie, ale ekran jest tutaj niezbędnym elementem interfejsu i jak się okazuje, w trakcie użytkowania, najwygodniejsza obsługa Calyksa to mazanie po ekranie. Można w tym miejscu zadać pytanie, czy był to właściwy wybór, bo przecież taki wyświetlacz, taki duży wyświetlacz (4.65″) to spore obciążenie dla wbudowanego akumulatora. Odpowiem na to tak – jeżeli przyjmiemy, że to klasyczny sprzęt na wynos, to taki wybór jest kontrowersyjny, jeżeli jednak podejdziemy do sprawy, tak jak opisałem na wstępie to… mamy wybitnie brzmiący odtwarzacz bateryjny oraz DACa, źródło wyposażone w akumulator, czerpiące z tego faktu pożytek, a przy tym oferujące wygodę użytkowania typową dla handheldów z wielkimi ekranami, do tego prezentującego się niebywale pięknie, powabnie, estetycznie bez zarzutu (interfejs M:USE). Tak to w skrócie wygląda.

Parametry odtwarzacz przedstawiają się następująco:

    • Pasmo przenoszenia: 20Hz~32KHz
    • S/N: -114dB
    • THD+N: THD+N: 0.0008%@1kHz at 32 Ohm, 0.004%@1kHz at 16 Ohm
    • Output Level: 1.25V rms @ 16 Ohm

Jak widać, wyczynowo i faktycznie w odsłuchu znajduje to potwierdzenie. Wyjście słuchawkowe ma ten DAP niezwykłe, bo zdolne do podpięcia trudnych, stacjonarnych nauszników i grania na poziomie wysokiej klasy, stacjonarnych wzmacniaczy słuchawkowych. To jest coś! Do tego te parametry przekładają się na bardzo, bardzo wysoką jakość generowanego przez odtwarzacz brzmienia. Konkretnie odniosę się do tego poniżej, dodam tylko że tutaj ktoś podjął bardzo określone, brzemienne w skutki decyzje. Po pierwsze dźwięk, dźwięk bez kompromisów związanych z koniecznością zapewnienia jak najdłuższego czasu działania na baterii. No właśnie baterii – ta jest niczego sobie (patrząc przez pryzmat pojemnośći), bo ma aż 3300 mAh. To sporo, tyle tylko że tutaj te mini Ampery nie generują dodatkowych minut, godzin odsłuchu, a przede wszystkim gwarantują znakomite warunki dla pracy wbudowanego wzmacniacza. Zasilanie jest tutaj zapewne jedną z głównych składowych, które przyczyniły się do osiągnięcia sonicznych wyżyn …cóż, nie ma w tym nic nadzwyczajnego, tak to już w audio jest, ale też akurat w przypadku przenośnego odtwarzacza takie, bezkompromisowe podejście, to jednak rzadkość. Nominalnie, sprzęt wg. specyfikacji gra 7-9 godzin. Nie, on tyle nie gra, nie jest w stanie, nawet przy ciągle wygaszonym ekranie grać tak długo. Mój wynik oscylował w granicach 4-5 godzin, przy czym spory wpływ na drenaż energii miała głośność z jaką słuchałem muzyki. Kolejny dowód na to, że ludzie odpowiedzialni za ten projekt dokonali bezkompromisowego wyboru. W komplecie dostaniemy miękkie etui, niestety niezbyt praktyczne (sprzęt wysuwa się z niego, samo etui nie zabezpiecza go w dostatecznym stopniu).

 

Głośność, regulacja to jeden z wyróżniających elementów tego DAPa. Mamy suwadełko, zamontowane z prawej strony, pozwalające na precyzyjne wybranie natężenia dźwięku. Zmiany dokonujemy w domenie analogowej. Ma to przełożenie nie tylko na precyzję, ale także na jakość uzyskanego brzmienia. Można wybrać tryby pracy, ale według mnie najlepiej skorzystać z dobrodziejstw jakie oferuje analogowa korekta. Ten element akurat całkiem nieźle da się wykorzystać w sytuacji, gdy Calyks spoczywa w kieszeni… to lepsze rozwiązanie od z natury niewielkich przycisków, zazwyczaj stosowanych w odtwarzaczach osobistych. Działa to bardzo dobrze, a jak już spojrzymy (jednak) na wyświetlacz, to na ekranie widzimy stosowną animację zmiany natężenia dźwięku. Na obudowie znajdziemy aż dwa sloty dla kart pamięci… jest gniazdo microSD, jest także (co cieszy) większe w standardzie SD. Cieszy, bo właśnie większe karty raz że można (łatwiej i taniej) kupić w dużej pojemności, dwa nie trzeba stosować żadnych (łatwych do zgubienia) adapterów, gdy zechcemy szybko przenieść muzykę z komputera. W odtwarzaczu jest także zaszyte 64GB pamięci, co oznacza że kolekcja może obejmować znaczną liczbę albumów hi-res (DSD, czy DXD potrafią zając nawet 1-2GB na album!). Dwie karty 128GB plus to co wewnątrz, w sumie 384GB, i można grać. Nie ma tu żadnych interfejsów zewnętrznych poza USB (i w sumie dobrze, bo jest to, co najważniejsze). Wyjście słuchakowe może pracować w trzech trybach (low / mid / high), co w praktyce pozwala dokładnie dopasować wbudowany wzmacniacz pod dowolne, podpinane do tytułowego DAPa nauszniki.  Podepniecie wszystko, jak wspomniałem, największe, najcięższe, najbardziej stacjonarne słuchawki takoż ;-) Sprzęt rzecz jasna obsługuje tryb gapless.

Formaty? Jest tu absolutnie wszystko…:
- skompresowane stratnie AAC, MP3, MP4, M4A, OGG

- bezstratne AIFF, ALAC, FLAC, WAVE (16/24bit)
- …oraz wyczynowe pliki w rodzaju DFF/DSF (64DSD, 128DSD-DoP) oraz DXD (nawet do 32bit/384kHz!)

Materiał może być zatem najwyższej próby i właśnie taki być powinien. Ten odtwarzacz warto wykorzystać do grania hi-resów, a w szczególności (szkoda tylko, że jest tego tyle co kot napłakał) plików DSD* czy DXD. Z dobrymi, stacjonarnymi nausznikami, będzie uczta. Fakt, zagra to jw. niezbyt długo, tak w sam raz na sesję obejmującą nie za długą dyskografię lub pięć, sześć wybranych albumów, ale za to jak, na jakim poziomie! Wspominałem w pierwszym wpisie, że aktualizacja wprowadziła spore zmiany w brzmieniu. Opierałem się na opisie samego producenta. Owszem, zmiany nastąpiły, ale z tego co udało mi się ustalić, raczej subtelne, nie zasadnicze, bo urządzenie grało już po wyjęciu z pudełka w charakterystyczny sposób i ten charakter – jak można wyczytać na forach, gdzie wypowiadają się użytkownicy tego DAPa – zachowało. Nie nastąpiła jakaś rewolucja w dziedzinie baterii. Calyx M nie gra dłużej na akumulatorze. Jak wyżej, wpływ na szybkość drenażu ma po pierwsze fakt, jak często korzystamy z wyświetlacza, po drugie jakiego typu odtwarzamy materiał (na plikach .dxd oraz .dff/dsf bateria bardzo szybko się rozładowuje, odejmijcie od tego co podawałem 1-2h), po trzecie jakie słuchawki podpięte są pod DAPa (ze stacjonarnymi, ustawionymi na high, długo sobie nie posłuchamy).

*Nowe oprogramowanie, wprowadza m.in. szery zakres kontroli nagłośnienia w przypadku plików DSD. Te, faktycznie, same w sobie są wyraźnie cichsze od PCM, dla niektórych skala jaką Koreańczycy zaproponowali we wczesnych wersjach oprogramowania mogłaby być niewystarczająca. Poprawka zmienia ten stan rzeczy, z tego co informuje producent.

 

W odtwarzaczu zastosowano jedną z najlepszych kości C/A dostępnych na rynku - ESS9018 Sabre. To zasadniczo konstrukcja przeznaczona do zastosowań stacjonarnych (w sumie, jak pisałem, można uznać Calyksa M, za ciekawe rozwiązanie desktopowe), która w tej aplikacji znakomicie się sprawdza. Cóż, te zapowiedzi producenta, że to poziom stacjonarnego FEMTO, topowego DACa z oferty, wcale nie są takie na wyrost. I tak jak napisałem w zapowiedzi, nie słuchałem topowego przetwornika z oferty Calyksa, nie wiem jak brzmi, ale jw. może być coś na rzeczy, bo ten DAP wykracza poza świat mobilnego, przenośnego grania, może być ciekawym rozwiązaniem także w charakterze stacjonarnego przetwornika C/A dla źródła komputerowego. Warto o tym pamiętać i uwzględnić, w sytuacji gdy zainteresujemy się opisywaną konstrukcja i postanowimy rzecz nabyć.

 

Brzmienie

Odtwarzacz przetestowałem z różnymi modelami słuchawek. Najlepsze efekty uzyskałem z topowymi Audeze oraz Sennheiserami (nie tylko Momentum, ale także – co mnie cieszy, bo bardzo poważam te słuchawki, a w tym przypadku mogłem je z przyjemnością wykorzystać – z HD650). Szczególnie te pierwsze, a nie jak pisałem w zapowiedzi Momentum, pokazały o co tu tak naprawdę chodzi. Ten dźwięk był właśnie taki, na jaki mogą liczyć właściciele LCD-3. Niczego w tym brzmieniu nie brakowało, co zaskakujące, biorąc pod uwagę, że słuchawki wymagają bardzo solidnego wzmacniacza (nawet 4W nie jest tu przesadą, wspomina o tym sam producent słuchawek), a piszemy o źródle mobilnym. LCD-3 tworzą niezwykle udany mariaż, z jednym drobnym zastrzeżeniem: nie uzyskamy tutaj bardzo głośnego grania, poziom będzie jednak (wg. mnie) całkowicie satysfakcjonujący dla większości użytkowników. Co więcej, mimo ustawienia wysoko potencjometru, nie doświadczymy żadnej kompresji, żadnego przesterowania. Nic z tych rzeczy. To robi wrażenie! Pozostawiając kwestię głośności na boku, Audeze tworzą bajeczną kombinację z opisywanym sprzętem, mamy jw. wszelkie zalety tych słuchawek podane na tacy, co jest sporym osiągnięciem zważywszy na źródło (czy raczej, precyzyjniej, na wzmacniacz wbudowany w DAPie, który jak widać jest zdolny do wysterowania takich nauszników). Grało to wybornie, a jak konkretnie, przeczytacie poniżej…

Oczywiście wspomniane wcześniej Momentum są same w sobie świetne i potrafią zagrać ze wszystkim co najmniej dobrze. Wszystkie cechy słuchawek, walory, to za co je cenię, w przypadku tego połączenia uległy spotęgowaniu, było tak jakbym skorzystał z soczewki ogniskując zalety niemieckich nauszników (ustawione na mid). Grało to świetnie, a jak ktoś akurat nie ma ochoty na leżenie na kanapie (bo z Audeze – waga – inaczej się nie da), to Momentum stanowiły idealnego partnera. Bardzo żałuję, że nie udało się Calyksa M sprawdzić z Momentum In-Ear, które wczoraj cokolwiek entuzjastycznie opisałem.

Szkoda, tym większa, że akurat z IEMami (profesjonalne monitory Westone UM 20 Pro) jakoś mi się Calyx nie chciał za bardzo dogadać. Nie miałem innych, wysokiej klasy dokanałówek, więc tutaj niewiele mogę dodać, ale coś czuję że z Momentum In-Ear byłoby o czym pisać! No dobrze, a jak konkretnie Calyx M gra? Co wyróżnia to brzmienie, dlaczego tak się tym dźwiękiem zachwycam? Po pierwsze i najważniejsze, mamy tutaj przepiękne barwy, wybitną średnicę oraz znakomity, zróżnicowany bas. To, jak pisałem w pierwszym wpisie, ciepłe granie, bardzo analogowe w charakterze, w ogóle nie cyfrowe. To główne zalety prezentacji tego urządzenia. To poziom HM-901, to lepszy odtwarzacz od AK 120, w przypadku AK 240 zaś – cóż – na razie topowy Astell & Kern pod pewnymi względami nadal jest wyjątkowy, najlepszy w swojej klasie, ale jak przeczytaliście we wstępniaku niniejszej recenzji, sprzęt wywołujący podobne emocje. Czymś, co szczególnie zasługuje tutaj na uwagę jest zszycie niskiego zakresu z średnicą, coś co decyduje o całościowym odbiorze muzyki, coś co w tym wypadku jest (jak na przenośne źródło) cholernie dobre. Wyższy bas i niższa średnica wraz ze świetną kontrolą, timingiem budują to brzmienie. Druga rzecz to dynamika. Niby mobilne źródło, a potrafi w tej materii zadziwić. Bez śladu spowolnienia, dźwięk podawany jest tu i teraz, bez opóźnień… posłuchajcie sobie rocka, czy metalu na tym DAPie. Solowe partie gitarowe… jest czym się zachwycać! W tym wypadku grały HD-650 i cóż, trudno mi sobie wyobrazić, aby taki repertuar mógł zabrzmieć lepiej. A jak się jeszcze pojawią żeńskie wokale, to mamy gwarantowany odjazd (odsłuch z LCD-3). Głos kobiecy jest namacalny, bliski, intymny, obezwładniający. Tak, dla kogoś wyczulonego na takie rzeczy, to będzie gratka sama w sobie.Tutaj, nie jak w typowym mobilnym źródle, operujemy prawdziwą energią, mamy „ciało”, dźwięk jest podany bez woalki, bez cienia kompresji, jest taki jak ze stacjonarnego sprzętu. To spore osiągnięcie okupione krótkim czasem działania i jeszcze jedną rzeczą, o której sobie przypomniałem. Ten odtwarzacz konkretnie się grzeje, dobrze że jest cały z aluminium, dobrze że obudowa działa jak wielki radiator, bo jest tutaj co wyprowadzać na zewnątrz obudowy. Znowu skojarzenia z niekoniecznie mobilnym, a stacjonarnym sprzętem się nasuwają. Z DSD mamy niezwykle organiczne granie, pełne detali, a przy tym krystalicznie czyste, z czarnym tłem – dokładnie to, czego możemy się spodziewać po takim materiale, granym na wysokiej klasy sprzęcie. Tutaj jest trudno wskazać różnice, z tego co zapamiętałem, zestawiając Calyksa M z AK240. Jest właśnie TAK dobrze.

 

Podsumowanie

Bardzo ciekawy produkt, inny niż wszystkie, dotychczas przetestowane u nas, DAPy. Ten odtwarzacz jest raczej nie na wynos, bo w takim scenariuszu wychodzą wspomniane mankamenty: krótki czas działania, duża waga, spore rozmiary i jeszcze to, że się grzeje. To opcja „pół-stacjonarna”, gabinetowo-biurkowa, albo do słuchania w dowolnym miejscu w domu czy do zabrania na patio, do ogrodu. Wtedy możemy, a nawet powinniśmy, podpiąć pod Calyksa stacjonarne, duże, wysokiej klasy słuchawki. Przyznacie, dość ekscentryczne to, ale jak pisałem, w tym szaleństwie jest metoda. Dla kogoś, kto zaryzykuje, w nagrodę brzmienie zbliżone do tego, co możemy uzyskać w urządzeniach stacjonarnych i to takich z zakresu high-endu, albo najlepszego sprzętu HiFi. Odważna decyzja konstruktorów, odważne podejście, bo nietypowe, które „na dzień dobry” wywoła raczej negatywne, nieprzychylne reakcje. Chcesz mieć dźwięk z najwyższej półki w takiej, jakby nie patrzeć zminiaturyzowanej formie, możliwość podpięcia bardzo wymagających ortodynamików do „grajka” albo Senków HD-6xx, 8xx ? Nie musisz dalej szukać, Calyx M jest właśnie tym, czego poszukujesz.

Odtwarzacz przenośny Calyx M (4200zł)

Plusy
- jakość brzmienia bez dwóch zdań, znakomita
- współpraca z dowolnymi słuchawkami, w tym wymagającymi ortodynamikami
- sprawdzi się świetnie w stacjonarnym torze, jako DAC, szczególnie w scenariuszu gabinetowo-biurkowym
- doskonały we współpracy z komputerem (DAC-USB)
- precyzyjna kontrola głośności
- duża pojemność pamięci
- elegancka forma, piękny wyświetlacz
- ergonomiczny interfejs 

Minusy
- gabaryty, waga
- czas pracy na baterii
- pewne problemy z firmware na wstępie
- grzeje się konkretnie
- sumując, to nie jest sprzęt na wynos 

 

Podziękowania dla firmy GFmod za udostępnienie sprzętu do testów

 

Autor: Antoni Woźniak

 

GALERIA:

 

 

Dodaj komentarz