LogowanieZarejestruj się
News

Capella. Wzmacniacz, któremu trzeba dać szansę… nasza recenzja najnowszego dziecka Stana

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Capella_2

Niech to jasna cholera weźmie. Złośliwość rzeczy martwych bywa niezwykle przewrotna. Po paru perturbacjach wreszcie się udało, publikujemy test najnowszego dziecka Stana Beresforda. Bohaterem niniejszej recenzji jest wzmacniacz słuchawkowy Capella. Sprzęt, który wymaga podejścia, odpowiedniego podejścia, który mogę śmiało porównać do takich produktów jak wysokie modele słuchawek Grado, jak urządzenia z tabliczką znamionową – gra po przebiegu 200 godzin minimum (żartuję, ale tylko z tą tabliczką – w sumie czemu by takowej nie umieszczać, jak to najszczersza prawda?), jak wiele przetestowanych u nas rzeczy: elektroniki, słuchawek, głośników. Jak ktoś mówi, że to jakieś audiofilskie wymysły, to całe „wygrzewanie” to niech lepiej zmilczy, albo inaczej – dla niego może faktycznie bez różnicy, co mu gra, jak mu gra, wystarczy radio Zet puszczone ile fabryka dała na komputerowych pierdziawkach. Nie, nie będę nikogo za jakiekolwiek podejście tutaj krytykował. Najważniejsze w tym wszystkim jest nasza opinia, własna i tylko to się liczy, bo nie słuchamy opinii, recenzji, zdania kolegi (choćbym nie wiem jak osłuchanego, z wiedzą jak Himalaje, który „wszystko już słyszał i wie”). Dlatego, to co zaraz przeczytacie jest bardzo, ale to bardzo subiektywne i jeżeli ktoś ma inną opinię na temat tego produktu, to ja ją nie tylko przyjmuję, ale uważam za równie zasadną, prawdziwą jak moja. I nie piszę tego wszystkiego, by się asekurancko zabezpieczać – nie, biorę pełną odpowiedzialność za to co poniżej i można jak komuś przyjdzie ochota, do woli krytykować, w końcu to publiczny blog, publiczne miejsce i nie piszę tego dla siebie, ale też uważam, że taki wstęp jest zwyczajnie potrzebny, bo ludzie przywiązują zbyt wiele wagi do tego co się, o w danej sprawie, o danej rzeczy napisze, a przy tym zapominają starą prawdę (szczególnie w audio cholernie istotną prawdę) – to TY JESTEŚ NAJWAŻNIEJSZY, TY I TWOJE USZY.

Ok, po tym akapicie, w którym zdaje się niczego konkretnego na temat Capelli jeszcze nie napisałem (o, przepraszam, zasugerował coś istotnego), warto w paru słowach odnieść się do tego wzmacniaczyka. To, jak to u Stana, urządzenie które nie ma wyglądać jak 1000 000 banknot (nie to, że mu czegoś brakuje, czy jest źle wykonane, ale to taka typowa, inżynierska, bez sztabu designerów, robota i za to ja tam te Beresfordy cenię, ale de gustibus), a ma „tylko i aż” grać. Można (i trzeba) przyczepić się do paru rzeczy, o czym poniżej, jednak generalnie co do zasady to sprzęt wpisujący się w „system Stana”, zresztą tutaj wręcz jest to wprost sugerowane… można połączyć wzmacniacz z jednym z firmowych przetworników za pomocą dołączonego kabelka i zamiast dwóch ścianówek, podpiąć jedną. Według mnie, najlepsze co można zrobić, to faktycznie zrobić sobie takie combo z obu urządzeń, ale na końcu zamiast wspomnianego zasilacza z kompletu, podpiąć Teddy lub Tomanka, względnie zastosować baterię 12 woltową, o której wspomina sam producent w opisie wzmacniacza. Akurat mam na stanie od wielu lat przetwornik TC-7520, który wiernie mi służy w gabinecie jako pomocnicze źródło dźwięku. Capella zagrała z dwoma przetwornikami: firmowym oraz głównym M2Techa (hiFace), sprawdziłem także jak sobie radzi w roli przedwzmacniacza, podpinając ją do końcówki NADa. Najważniejsze jednak były, rzecz jasna, słuchawki. Wzmacniacz zagrał z LCD-3, HD650, K701 oraz HE-400.

Podpinałem także, na krótko IEMy oraz obecnie testowane, przenośne nauszniki od Musical Fidelity (MF-200) oraz Furutecha (H128), jak również zamknięte i otwarte EL-8. Jak widać, sporo tego się przewinęło, no i nic dziwnego, bo jak wspomniałem, zacząłem słuchać na serio po bardzo długim wygrzewaniu. Jak długim? Sprzęt był włączony 24/7 i tak do połowy lipca, od początku czerwca praktycznie kiedy do mnie dotarł, przy czym po pierwszych dwóch tygodniach pozwoliłem sobie na pierwsze nałożenie podpiętych słuchawek na głowę… i było bez rewelacji. Następnie, z przerwą wakacyjną, grał bardzo często, w bardzo jw. różnych konfiguracjach. I nie bez przyczyny w różnych, bo nowy wzmacniacz Stana okazał się jednym z najlepiej współpracujących, współpracujących z bardzo różnymi (jak można przeczytać powyżej – naprawdę bardzo) słuchawkami, pozwalając na ich napędzenie, a dzięki bogatym opcjom regulacji, także na dokładne dopasowanie parametrów działania. Tyle, że nie było to od razu, ani nawet po pewnym czasie, tylko po naprawdę długim okresie włączenia „bez konsekwencji”. Beresford stworzył uniwersalny wzmacniacz słuchawkowy, co samo w sobie nie jest prostym zadaniem, a do tego jeszcze taki, który… ale o tym za chwilę :)

Konstrukcja

To niewielkie, kompaktowe urządzenie, którego rozmiary są zbliżone do przetestowanego u nas Bushmastera (patrz test). Poniżej, znajdziecie podstawową specyfikację, skupię się na wyposażeniu oraz możliwościach, jakie tutaj nam zaserwowano. Poza umieszczonymi na fornice włącznikiem / wyłącznikiem urządzenia w postaci hebelka z umieszczoną obok dyskretną diodą w kolorze zielonym, informującą o uruchomieniu wzmacniacza, wyjściem słuchawkowym 6.3mm oraz wejściem dla źródła (domyślnie, pewnie, mobilnego) w standardzie jack 3.5mm, znajdziemy całą baterię małych pokręteł. Umieszczono je dość blisko siebie w dwóch grupach, ta bliskość nie pomaga w obsłudze, do tego niektóre z regulacji chodzą bardzo… opornie (damping). To cecha wyróżniająca tej konstrukcji oraz element pozwalający na – właśnie – szerokie możliwości dopasowania pracy wzmacniacza pod konkretny model słuchawek.  Patrząc od lewej mamy więc ustawienia: gain, damping, hf, a po prawej, w drugiej grupie jeszcze dwa: głębia oraz balans. Oczywiście nie zabrakło pokrętła głośności – te jest duże, pozwala na precyzyjną regulację… chodzi bardzo gładko, lekko, ale też bez żadnych luzów, bez skoków, płynnie.

Wzmacniacz można uziemić, co należy do rzadkości w tego typu urządzeniach – z tyłu znajdziemy odpowiednie gniazdo, poza tym dwie pary złącz RCA, umieszczone wygodnie, w dużej odległości od siebie, do tego bardzo dobrej jakości. Wreszcie wejście na zasilacz i przelotka do np. DACa, aby połączyć „łańcuchowo” oba urządzenia pracujące wtedy z jednym zasilaczem. Zalet separacji zasilania od toru sygnałowego chyba nie trzeba specjalnie opisywać – wiadomo o co chodzi. Jak widać na zamieszczonym poniżej zdjęciu, można dzięki temu odpowiednio rozplanować poprowadzenie ścieżki sygnałowej we wnętrzu, można także zaprojektować schludną, czystą, uporządkowaną płytkę – bardzo ładnie to wygląda i w oczywisty sposób przekłada się na brzmienie opisywanego wzmacniacza (a właściwe to wzmacniacza oraz przedwzmacniacza). Można zatem Capellę potraktować jako coś, co nie tylko posłuży do napędzenia słuchawek.

 

Wnętrze wzmacniacza. Jak widać mamy tutaj bardzo dobry przykład czystego montażu, dbałości o rozplanowanie poszczególnych elementów oraz dużej uwagi jaką przywiązuje Stan do odpowiedniego poprowadzenia ścieżki sygnałowej. Widać dbałość w zakresie poprowadzenia sygnału (wyjście słuchawkowe, we/wy sygnałowe), widać że to prosta, elegancka konstrukcja, przypominająca mi bardzo wnętrze M1 HPA, który jest nie tylko bardzo dobrym wzm. słuchawkowym ale także wybitnie dobrym pre i może dlatego Capella jest w tej roli także wyróżniającym się produktem? W Musical Fidelity M1 HPA także panuje porządek, dbałość o odpowiednie poprowadzenie sygnału, a sama konstrukcja PCB bardzo mi przypomina to co widzę tutaj…

Powróćmy jeszcze na chwilę do opisu samych regulacji odpowiedzialnych za dopasowanie pracy Capelli do konkretnego modelu słuchawek: znowu idąc od lewej podbicie daje możliwość dopasowania mocy wzmocnienia pod impedancję oraz skuteczność słuchawek. Jaką przyjęto tu skalę? Ustawienie na 12 godzinie, czyli standardowe to słuchawki 32 omowe, a więc takie, obecnie bardzo popularne, modele na wynos, kręcąc w prawo przechodzimy do modeli typowo stacjonarnych, trudniejszych do wysterowania, a więc ponad 100, 300 a koniec skali to 600 omowe nauszniki. W drugą stronę też można, wtedy mamy bardzo wysoką skuteczność, typową dla IEMów (instrukcja podaje wartość minimum = 12 ohm). Drugie pokrętło pozwala na regulację impedancji wyjścia słuchawkowego. Tutaj nie ma płynnego, a jedynie skokowy ruch i w sumie cztery możliwe pozycje. Jak wspomniałem, trudno operować niewielką gałką, chodzi ona z wyraźnym oporem, a wpływ tej regulacji, w przypadku nauszników jest na granicy percepcji (albo wręcz całkowicie pomijalny), natomiast daje się zauważyć subtelne, ale zauważalne różnice w przypadku IEMów. hf to regulacja odpowiadająca za wysokie tony. Takie delikatne strojenie w tym zakresie, znowu subtelnie i w większości wypadków bez dużego wpływu na brzmienie. Wreszcie balans (z wyczuwalną pozycją środkową) oraz głębia, czyli możliwość wypchnięcia do przodu tego, co wycofane i odwrotnie – tutaj różnice mogą być niewielkie, albo nadal subtelne, ale widoczne w zależności od tego, co się do gniazda słuchawkowego podepniemy.

Jak widać zatem, mamy w menu dwie możliwości korekcji dźwięku (EQ – damping, z możliwością utemperowania basu oraz hf odpowiedzialny za tony wysokie), precyzyjne dopasowanie pracy pod parametry słuchawek (gain), jak również korektę balansu, gdy podpięte nauszniki, dokanałówki mają z równym graniem oboma kanałami problem. Do tego wszystkiego producent w tym modelu wprowadził także sygnalizator przesterowania, w postaci dwóch diod zamontowanych z lewej i prawej strony za pokrętłem regulacji głośności, zapalających się w sytuacji, gdy sygnał jest za mocny, zbliża się do poziomu przesterowania. Cóż, sam wzmacniacz dysponuje całkiem solidną dawką mocy – to 2 x 2W, co stanowi bardzo dobrą wiadomość dla właścicieli ortodynamików, a w szczególności łasych na energię HiFiMANów. Faktycznie, z moimi HE-400 Capella dogadała się bezproblemowo, co więcej, po wygrzaniu nie zauważyłem opisywanych tu i ówdzie z napędzeniem, odpowiednim wysterowaniem tych słuchawek. HE-400, bo o nich mowa, zagrały z Capellą wg. mnie na 100% swoich możliwości.

Specyfikacja

  • moc: 2×2 W
  • impedancja wyjścia słuchawkowego: 12 ~ 600 Ohm
  • impedancja wyjścia liniowego: 1k Ohm
  • wyjście liniowe : maks. 2 V rms
  • impedancja wyj.: < 0,5 Ohm
  • wymiary: 18,5 x 5,5 x 17,5 cm
  • waga 1,6 kg

Wzmacniacz uziemiłem, podłączyłem firmowym zasilaczem do tomankowej listwy z blokerami. Po osiągnięciu odpowiednio długiego, jak wspomniałem powyżej, przebiegu, gdy rozpocząłem właściwe testowanie miałem czyste tło, brak szumienia, także przy wysokim poziomie, przekręceniu potencjometru gain mocno w prawo. Oczywiście w przypadku niektórych wysoce skutecznych słuchawek, takie nastawy były nieakceptowalne ze względu na przesterowanie, dźwięk tracił wyraźnie czytelność, stawał się monstrualnie przerysowany, było stanowczo za głośno. Sprawdziłem, czy z wysoce skutecznymi słuchawkami też tak będzie, tzn, czy nie pojawią się szumy. Przy pokrętle maksymalnie w lewo, z podłączonymi Momentum była idealna cisza, brak szumów, na godzinie 9 pojawiło się pierwsze, ciche szumienie. Czyli prawidłowo, wzmacniacz pozwolił na bezproblemowe wysterowanie takich, wrażliwych, wysoce skutecznych IEMów, a jednocześnie ze słuchawkami stacjonarnymi (głównym daniem w menu) można było uzyskać odpowiedni poziom wzmocnienia, przy braku zanieczyszczenia sygnału szumami, brumieniem, czymkolwiek. Jak wspomniałem powyżej – czyste tło, cisza.

 

Brzmienie

To gładki, czysty dźwięk, Capella jest stworzona do długich sesji ze słuchawkami na głowie, bo nic w tym brzmieniu nie męczy, nic nie przeszkadza. Jest ciepło, jest bardzo ładna średnica, przy czym niczego tutaj wzmacniacz nie robi na siłę, nie koloryzuje, nie dodaje. To ciepło to charakter, ale nie bezwzględny wybór określonego sposobu kształtowania brzmienia, bo tytułowy sprzęt pozwala na wydobycie z podłączonych doń słuchawek esencji, a to nie zdarza się za często. Dostrojenie nauszników można w tym wypadku uznać za ważny i co najważniejsze możliwy w szerokim zakresie element właściwego ustawienia systemu do odtwarzania muzyki z czymś, służącym do jej reprodukowania na głowie. Capella jest w swym sposobie grania bardzo muzykalna i – tak – analogowa. Wiele plików, szczególnie tych skompresowanych stratnie, kiepskich realizacji potrafi zabrzmieć tak, że tylko zazgrzytać zębami. Tu będzie znośnie nawet z takim materiałem, bo wzmacniacz Stana jest bardzo wyrozumiały w tym zakresie, jednocześnie nie przekreśla to jego wysokich kompetencji, gdy nakarmimy go bez porównania lepszym sygnałem. Nie, nie potrafi super precyzyjnie różnicować nagrań, bo to nie jest analityczne narzędzie do wiwisekcji utworu, ale też wzmacniacz jest nad podziw rozdzielczy, potrafi także dać bardzo dobry wgląd w nagranie, pokazując wiele smaczków, mikrodetali. Bas jest żywy, wielobarwny, soczysty, pięknie łączy się ze średnicą, do tego ten zakres schodzi bardzo nisko, przy zachowaniu pełnej kontroli. Innymi słowy mamy przyjemne w odbiorze, odpowiednio nasycone niskie tony, które wraz ze średnicą tworzą tutaj danie główne, pozwalając na wielogodzinne sesje, bo to dźwięk łatwo przyswajalny i angażujący. Wysokie tony nie wychodzą przed szereg, a stanowią dopełnienie, uzupełnienie całości, przy czym lekkie ich wycofanie w stosunku do wyższej średnicy nie tylko nie stanowi jakiegoś odstępstwa, a pozwala na uniknięcie sybilantów, ostrego, nieprzyjemnego w odbiorze, sterylnego przekazu. Wręcz przeciwnie, mamy tutaj z jednej strony ładne poprowadzenie tego zakresu, z wyczuwalną obecnością, bez maskowania z jednoczesnym ułagodzeniem, uspokojeniem, bez wyciągania tego, co mogłoby zwyczajnie męczyć. Stereofonia oraz scena to coś, co w tym wzmacniaczu pojawia się wraz z rosnącym przebiegiem.

Sam byłem zdziwiony, jak duży wpływ na te elementy ma długość wygrzewania się wzmacniacza. I tak, początkowo, po tych dwóch wspomnianych wcześniej tygodniach, wszystko miałem w głowie, dźwięk był wyraźnie ściśnięty, wszytko rozgrywało się punktowo, wręcz klaustrofobicznie. Po półtoramiesięcznym przygotowaniu, dźwięk się otworzył, właściwie to powinienem użyć innego sformułowania – pojawiło się powietrze, perspektywa. Choć nadal Capella faworyzowała to co na pierwszym planie (często, gęsto wokale), to jednak nagle wychodziliśmy z niewielkiego pomieszczenia na zewnątrz, do wielkiego, przestronnego holu, gdzieś, gdzie można było poczuć przestrzeń, znaleźć odpowiednie punkty orientacyjne. Sumując, w dojrzałej, docelowej wersji, ten wzmacniacz potrafi wprost znakomicie sprawdzić się w odtwarzaniu muzyki „na żywo”, koncertów, a jego charakter brzmienia kojarzy się z graniem na żywo właśnie. Nie jest to tylko i wyłącznie zaleta, czy nawet nie jest to najwyższy laur, bo w konsekwencji nie mamy tutaj takiej precyzji, takiej dokładności jak ta, uzyskiwana z dużo droższych wzmacniaczy, ale też możemy słuchać Capelli z przyjemnością długo i namiętnie, określając taki dźwięk mianem, właśnie analogowego, muzykalnego grania.

Ten patent na brzmienie wg. mnie nie może się nie podobać. Nawet jeżeli jesteśmy zwolennikami precyzji, prawdy i tylko prawdy, nawet kosztem przyjemności płynącej ze słuchania, to i tak Capella ma wiele do zaoferowania, bo pozwala na takie ustawienie słuchawek, aby użytkownik mógł w pewnym stopniu zmodyfikować dźwięk pod swoje preferencje. Rzecz jasna nie będzie to przewrót kopernikański i ogólna charakterystyka pozostanie, ale zawsze będzie w przypadku takiego produktu możliwość kształtowania charakterystyki słuchawek, znacznie bardziej rozbudowanej niż u konkurencji. Czymś, co zasługuje w tym wypadku na szczególną uwagę jest uniwersalność. Nie zgadzam się z tezą, że Capella jest pod jakieś określone słuchawki skrojona. Ten wzmacniacz z żadnymi, z wielu podpiętych przeze mnie, nie zagrał słabo. W większości wypadków wystarczyła niewielka regulacja, parę razy to jednak nie wystarczyło i cały proces dostrajania zajął parę chwil i wymagał nieco poeksperymentowania. Moc jest na tyle duża, że chyba nie znajdą się na rynku modele dysponujące przekraczającą możliwości specyfikacją, nawet takie HE-6 powinno się z sukcesem napędzić za pomocą tego wzmacniacza. Przy połączeniu wykorzystującym Capellę w roli przedwzmacniacza widać, że regulacja głośności działa w tym produkcie bardzo sprawnie. W ogóle, taka opcja, to (gdyby nie szczupłość gniazd) nie lada gratka dla nabywcy, bo na takim połączeniu może tylko zyskać (część klasycznego systemu HiFi z kolumnami). Znakomicie było z K701 – to amp pod te słuchawki między innymi. Capella temperuje analityczne ciągotki 701, niczego nie ujmując im z precyzji, a to temperowanie uskuteczniając głównie z zakresie wygładzenia, uspokojenia, uniknięcia wyostrzenia, wysuszenia brzmienia, na rzecz jego wypełnienia niezwykle sugestywnym przekazem. Także jest detal, szczegół, duży dźwięk, świetnie wypada to na dużych składach, z symfoniczną, z klasycznymi instrumentami. Muzyka dawna, dyskografia Dead Can Dance (wokaliza świetna!), słuchałem tego wszystkiego z ładny tydzień, cały czas na AKG, które ostatnio tak długo na mojej głowie gościły rok temu z okładem. Polecam to połączenie, bo te słuchawki, trudne słuchawki, w Capelli znajdą doskonałego kompana.

Z EL-kami 8 było bez rewelacji, zarówno z modelem otwartym jak i zamkniętym, jakoś te słuchawki nie chciały w takim zestawieniu zagrać, natomiast wspomniane wcześniej HE-400 wypadły, podobnie jak AKG, świetnie, to samo mogę powiedzieć o flagowym modelu Audeze. HD-650 lubią moc i tutaj tę moc dostaną. Tu naturalność idzie w parze z bardzo dobrym basem i  świetnie zespoloną średnicą, a te cechy w przypadku HD-650 stanowią fundamenty brzmieniowe tych legendarnych nauszników. Innymi słowy, patrząc na nasze redakcyjne słuchawki, nie było pudła. I to właśnie określam mianem wybitnej uniwersalności, bo wysterować dobrze tak różne słuchawki, nie ograniczając ich „wrodzonych” umiejętności, przy jednoczesnym, pozytywnym wpływie na te cechy, które mogą okazać się problematyczne, czy wręcz niepożądane, to coś nie za często spotykanego w branży. Powracając jeszcze do K701 – tak intymnego obcowania z damskimi wokalami od dawna nie doświadczyłem w takim stężeniu, w takiej obfitości. Fakt, sam sobie „zgotowałem ten los”, jednak nic a nic nie żałuję, a wręcz chętnie bym powtórzył sesje z tymi nausznikami na uszach, z podpiętą Capellą. Zestaw firmowy z transportem CDA podpiętym do przetwornika Beresforda okazał się bardzo, bardzo udanym połączeniem. W sumie, dla kogoś z dużą kolekcją srebrnych krążków taki system mógłby być tym systemem. DAC Stana w wersji, jaką posiadam, nie ma za wiele do zaoferowania via USB, jednak inaczej sprawy się mają z hiFace DAC, który świetnie się sprawdził przy współpracy z Capellą. Można zatem, z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że duża część słuchawek dostępnych obecnie na rynku zagra z najnowszym wzmacniaczem Beresforda. I bardzo dobrze to o nim świadczy, jednocześnie wskazuje, że to bezpieczny wybór.

 

Podsumowanie

Lubię produkty Stana. Mam DACa, mam router głośnikowy, oba urządzenia służą mi wiernie od przeszło dekady. Testowałem Bushmastera i także nie zawodził. Jednak Capella to coś innego, w przypadku Beresforda wyjątkowego. Bo Capella może konkurować z droższą konkurencją, ma ku temu możliwości oraz ma szanse na uzyskanie lepszego efektu od wielu droższych konstrukcji. Trzeba tylko pamiętać, że tutaj nie ma drogi na skróty, że ten sprzęt musi się wygrzać. Nie chodzi o adaptację naszego ucha, bo zmiany jakie opisałem, nie były subtelne, czy ciężkouchwytne, a wyraźne i wyraźny był, jednoznacznie pozytywny ich wpływ na brzmienie. Dodatkowo, warto zadbać o dobre zasilanie. I nie chodzi tutaj o to, że od razu musimy pomyśleć o baterii 12V, albo wymianie dołączonego do kompletu zasilacza – dobra listwa, dobrej jakości instalacja w domu (mam taką i właśnie w przypadku takich, wrażliwych na zasilanie urządzeń, to wg. mnie podstawowa sprawa) i mamy, to co mamy, czytaj: właściwe środowisko dla funkcjonowania tego typu sprzętu. To urządzenie, które pozwoli na wydobycie z wielu nauszników wszystkiego co w nich wartościowe, to także sprzęt, który sprawdzi się w roli preampa. To wszytko dzięki przyjętej koncepcji, dającej użytkownikowi wpływ na to, w jaki sposób będą jego słuchawki reprodukowały dźwięk oraz samej konstrukcji (patrz zdjęcie prezentujące wnętrze wzmacniacza). Za to wszystko należy się znaczek…

Beresford Capella – wzmacniacz słuchawkowy 1290zł

Plusy:
- uniwersalny, wysteruje w praktyce każde słuchawki jakie są dostępne na rynku
- bogate możliwości regulacji, dopasowania pod konkretne  nauszniki
- gładki, bardzo przyjemny w odbiorze
- muzykalne, analogowe w formie granie, bez cyfrowego nalotu 
- scena, stereofonia 

Minusy:
- trudno dostępne (za gęsto) pokrętła regulacji na froncie
- szkoda że tylko jedna para we/wy RCA
- wymaga długiego wygrzewania 

Dziękuję firmie

za wypożyczenie sprzętu do testów

Autor: Antoni Woźniak

Dodaj komentarz