LogowanieZarejestruj się
News

Polski Lampizator (DAC) zbiera świetne recenzje na świecie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
lamp-shadow

Co wyjdzie z połączenia lampy z nowoczesnymi układami tranzystorowymi? Na rynku jest sporo urządzeń hybrydowych, które niejednokrotnie udowodniły że taki mariaż służy doskonalszej reprodukcji muzyki, że jest to recepta na bardzo dobry dźwięk. Wiadomo, cyfra zazwyczaj kojarzona jest z brzmieniem analitycznym, chłodnym, pozbawionym emocji, wypranym z „uczuć”, podczas gdy brzmienie analogowe, niejednokrotnie łączone z techniką lampową to ciepło, to żywiołowość (choć moc, dynamika nie idą najczęściej w parze z lampami), to emocje, to coś co pozwala w pełniejszy sposób doświadczać piękna płynącego z odtwarzanych dźwięków. W przypadku polskiego Lampizatora mamy do czynienia z przetwornikiem DAC, a więc urządzeniem nowoczesnym, produktem który wpisuje się w dzisiejsze trendy na rynku audio. Jest to jednak, pod pewnymi względami sprzęt niezwykły, który jak pokazuje recenzja, która ukazała się na łamach internetowego magazynu STEREOMOJO, pozwala na określenie urządzenia mianem „złotego Graala”. Ten przetwornik może spowodować, jak napisano w recenzji, chęć dygitalizacji płyt winylowych u zatwardziałych konserwatystów – audiofili, co dość dobitnie obrazuje jak dobrym sprzętem jest Lampizator. Produkt dostępny jest w pięciu wersjach. Od kitowej do własnoręcznego montażu (DIY, oznaczenie MK1), poprzez wariant podstawowy MK2 w obudowie, MK3 z dodatkiem paru usprawnień, zrecenzowany MK4 ze wszystkimi elementami zaprojektowanego przez Łukasza Fikusa toru (jest USB, SPDIF, pilot zdalnego sterowania), skończywszy na wariancie MK5 w dwóch obudowach, gdzie oddzielono sekcję zasilania. To, jak głosi tytuł, pierwsza recenzja Lampizatora, co jest prawdą w odniesieniu do tej wersji, wcześniej informacje na temat tego typu przetworników krążyły w sieci i zazwyczaj mówiło się o tym sprzęcie w samych superlatywach. Jedyne zastrzeżenie jakie mam to tandetne obrazki z jakimiś paniami (paskudnie „wlepionymi”) stanowiące ilustracje wspomnianego tekstu. Brrr! Kto do ciężkiej cholery wpadł na pomysł okraszenia całkiem sensownie napisanej recenzji takim g….?! Ok, zostawmy to, liczy się muzyka, tylko muzyka i jak widać Polacy potrafią zrobić coś, co wywołuje palpitacje serca wśród wielbicieli dobrego brzmienia. Gratulacje dla konstruktora. Pełna treść recenzji dostępna po kliknięciu w link źródłowy na górze newsa.

Dodaj komentarz