Przypomnijmy, chodzi o serwis oferujący 20 tysięcy darmowych utworów w chmurze. Google chce w ten sposób nie tylko konkurować z Amazonem, Apple i paroma innymi firmami oferującymi muzykę z sieci, chce także zmienić podejście do dystrybucji materiałów fonograficznych. Wywołuje to ogromną irytację wytwórni, które uważają że Google ma wiele na sumieniu odnośnie łamania praw autorskich, indeksując miliony nielegalnych zbiorów audio, pozwalając na bezproblemowe dotarcie do witryn z pirackimi kopiami utworów. Wściekłość branży jest pogłębiona darmowym charakterem usługi Google. Firmy prowadziły konsultacje z twórcą najpopularniejszej wyszukiwarki, ale zakończyły się one fiaskiem. Oczywiści jak zwykle przede wszystkim poszło o pieniądze. Szefowie wytwórni dostają apopleksji, gdy słyszą „za darmo”, a dzisiaj coraz więcej słychać głosów, że trzeba dopasować się do Internetu, zaoferować coś, co niekoniecznie ma metkę, licząc na późniejsze zyski z reklam, sprzedaży dodatkowych materiałów etc. Przykładem takiej zmiany była premiera poprzedniego albumu grupy Radiohead, który dystrybuowany był za darmo w sieci. Okazało się, że ponad 40% osób zapłaciło za wersje na nośnikach, co więcej zespół pokazał środkowy palec piratom (wszystkim tym, którzy czerpią korzyści finansowe z dystrybucji nielegalnych kopii). Google było skłonne zapłacić, ale warunki przedstawione przez największe koncerny fonograficzne okazały się zbyt wygórowane, nie do zaakceptowania.
Generalnie branża uznała, że Google robi za mało w walce z piractwem, że powinno nie tylko blokować bezpośrednie linki do pirackich materiałów, ale także blokować same strony P2P. W rezultacie Google nie będzie mogło prawdopodobnie zaoferować nowości fonograficznych, muzycy podpisujący kontrakty z wielkimi koncernami nie trafią do katalogu Music Beta. Z drugiej strony warto przy okazji zauważyć, że tego rodzaju muzyka to zaledwie parę procent rynku. Dzisiaj możemy mówić o demokratyzacji muzyki, która dzięki sieci uwolniła się od sztywnych reguł rynku, od całej otoczki związanej z klasyczną dystrybucją. Obecnie każdy może wydać swój album, może nakręcić wideoklip, może stać się sławny, zaistnieć i to zaistnieć globalnie. Internet daje takie możliwości. Dlatego wytwórnie boją się, że darmowe serwisy, takie jak Music Beta, spowodują jeszcze szybszą erozję tradycyjnych form tworzenia i sprzedaży materiałów fonograficznych. Dla przykładu sieć Wal-Mart, która w ofercie ma cały mainstream, to zaledwie 1% muzyki jaką można znaleźć na sieci! Dzisiaj nie ma problemu wydawania i magazynowania – nieskończenie długa, wirtualna półka pomieści muzykę, której nigdy nie znajdziemy w sklepie (albo będzie to jedna, jedyna placówka w danym kraju, czy nawet na kontynencie). Zazwyczaj większość oferowanych materiałów audio (nie zaliczających się do mainstreamu), w wersji cyfrowej do pobrania, jest dystrybuowana za darmo albo w bardzo niskiej cenie. Dodajmy – legalnie dystrybuowana. Koncerny muszą się z tym wreszcie pogodzić.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.