LogowanieZarejestruj się
News

Jest coś czego nie będą mieć Amerykanie oraz Japończycy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
deezer

Tym czymś jest usługa muzyczna Deezer, która w najnowszej odsłonie zadebiutuje wszędzie (począwszy od Europy i Kanady, a skończywszy na Afryce) na świecie, za wyjątkiem USA oraz Japonii. Konsumenci w obu wymienionych krajach nie będą mogli skorzystać z Deezera… nie to, żebyśmy się cieszyli z tego, że ktoś kogoś czegoś pozbawia, ale jednak w sumie dobrze, że Amerykanie i Japończycy odczują na własnej skórze jak to jest być pomijanym. A to przecież sytuacja typowa w branży rozrywkowej, która dzięki absurdalnej regionalizacji potrafi skutecznie obrzydzić ludziom korzystanie z dóbr cyfrowej kultury (czy raczej pop-kultury). Co ciekawe, twórcom usługi społecznościowo-muzyczno-streamingowej wyszło, że Stany z Japonią to „zaledwie” 25% rynku, czyli nie jakaś przeważająca część i można sobie na razie oba te kraje „odpuścić”. Na pytanie dlaczego odpuścić, odpowiedź wydaje się bardzo prosta – bo prawo w obu wymienionych państwach, kwestie związane z restrykcjami nakładanymi co i rusz przez legislatywę (DRM, DRM uber alles), podmioty czerpiące zyski z nakładania kar komu popadnie (vide RIAA) skutecznie zniechęcają do robienia biznesu. Może przesadzamy, bo jednak większość (no niemalże wszyscy) robią tam interesy, ale dobrze wiedzieć, że niektórzy w ten sposób wyrażają swój sprzeciw wobec panujących tam zasad. Zresztą te ulegają ciągłym zmianom i są to zazwyczaj zmiany na gorsze (gorsze dla konsumenta, teoretycznie lepsze dla branży, ale czysto teoretycznie, bo branża zjada swój własny ogon, z zapałem zjada – dodajmy). Swoją drogą nie rozumiem jak można tyle czasu i energii poświęcać „wiatrakom”, nie rozumiejąc zmian jakie zachodzą na rynku? Dla branży, to znaczy dla wytwórni pojawienie się niezależnego obiegu w Internecie, zupełnie nowych modeli dystrybucji, sieciowej sprzedaży cyfrowej muzyki (oraz filmów) nadal jest czymś niezrozumiałym, czymś z czym trzeba głównie walczyć. Choć nie… jednak ostatnie informacje sugerują, że wielkie firmy przyciśnięte do muru spadającymi wpływami same chcą rozpocząć przygodę z globalną siecią. Oby tylko nie skończyło się na regionalizacji, DRMach, licznych ograniczeniach w sposobie użytkowania zakupionych plików… zresztą ludzie i tak zagłosują myszkami (czy może częściej paluchami, bo pewnie większość obecnie smaruje po ekranie). Sorry Winnetou, trzeba się dostosować (albo zamknąć kramik). Warto dodać na zakończenie, że w Japonii płyty CD sprzedają się znakomicie i jest to jedyne miejsce na świecie gdzie winyl (nisza) oraz CDA (większościowe udziały na rynku) święcą triumfy. Japończycy są dość specyficzni (w ogóle i w tym konkretnie przypadku), są tradycjonalistami, poza tym mając tak znakomite wytwórnie (wydawnictwa) nie dziwię się, że kochają fizyczne nośniki. Też bym bardziej kochał, mogąc sobie pozwolić na płytki made in Japan. Co się zaś tyczy „reszty świata” to ta odnośnie usług muzycznych do tej pory była traktowana po macoszemu, większość tego typu produktów była i jest dostępna na wyłączność w Stanach. Może przyszedł wreszcie czas na krainę gdzie żyją smoki (sławna mapa jak sobie w USA wyobrażają świat, to co „otacza” Amerykę)?

Dodaj komentarz