Problem zasilania w przypadku urządzeń przenośnych to coś, co stanowi jedno z najpoważniejszych wyzwań, które stoją przed branżą. Postęp w dziedzinie baterii niestety nie jest duży, na pewno pozostaje daleko w tyle za podstępem w innych dziedzinach elektroniki. Każdego roku dokonuje się wymiana pokoleniowa układów na bardziej energooszczędne, producenci optymalizują swoje rozwiązania pod kątem jak najmniejszego zużycia energii. To niewątpliwie pomaga, ale trudno mówić o przełomie, o takim wzroście efektywności zasilania, żeby urządzenia mobilne, w szczególności smartfony, mogły działać znacznie dłużej niż obecnie. W przypadku każdej kategorii sprzętu – laptopów, tabletów czy wspomnianych telefonów, projektanci i inżynierowie muszą uwzględnić w swojej pracy pewien, bardzo istotny paradoks: każda kolejna generacja urządzeń musi (tutaj swoje trzy grosze dorzucają marketingowcy oraz obowiązujące trendy, moda) być cieńszy od poprzednika. Wydaje się, że obecnie doszliśmy już do pewnej granicy, jej przekroczenie nie przyniesie żadnych korzyści użytkownikowi, wręcz przeciwnie – może przyczynić się do problemów z ergonomią. Powiedzmy sobie szczerze, dzisiejsze urządzenia mobilne są niezwykle lekkie, supercienkie, a to przekłada się na możliwości zamontowanych w nich baterii.
Miniaturyzacja akumulatorów wymuszona coraz mniejszą grubością to niewątpliwie spore osiągnięcie (bez radykalnego zmniejszenia pojemności), jednak nie ma tutaj miejsca na przedłużenie czasu pracy. Od dawna utrzymuje się pewien stały poziom dotyczący tego parametru: w przypadku smartfonów jest to kilkanaście godzin działania (doba bez ładowania), tabletów ok. 10 godzin intensywnego wykorzystania (zazwyczaj, w przypadku tego typu urządzeń, jedno ładowanie wystarcza na dwie, trzy doby), laptopów (ultrabooki) do maksymalnie 8-9 godzin. Są to wartości osiąganie przez najlepsze pod względem czasu działania na baterii urządzenia na rynku. Każdy użytkownik mobilnej elektroniki marzy o sprzęcie działającym (znacznie) dłużej, o jakiejś magicznej baterii, która zapewni dużo większy komfort użytkowania. Nowe technologie łączności (z LTE na czele) szybko drenują akumulator, nagle okazuje się, że nie jesteśmy w stanie w pełni (czy tak, jakbyśmy tego pragnęli) wykorzystać możliwości sprzętu. Musimy iść na kompromisy. Bolesne kompromisy. Na szczęście na rynku pojawiają się akcesoria, które mogą przynajmniej częściowo zniwelować wyżej wymienione problemy. Do takich produktów zalicza się przetestowany, przenośny akumulator HyperJuice 60Wh, unikalne urządzenie, które pozwala podładować smartfona, tablet oraz laptopa (firmy Apple). Tak właśnie, każde z tych, jakże różnych urządzeń, można podpiąć pod opisany akumulator. Od jakiegoś czasu produkty HyperJuice dostępne są w naszym kraju, co daje możliwość przetestowania tego, mocno zachwalanego na Zachodzie, akcesorium. Zapraszam do lektury, popatrzmy co daje wykorzystanie dodatkowego, zewnętrznego magazynu energii w codziennym użytkowaniu…
Konstrukcja i możliwości
HyperJuice 60Wh to w pewnym sensie nietypowy model. W katalogu producenta jest parę serii przenośnych baterii dla handheldów oraz laptopów. W przypadku opisywanego modelu, mamy obecnie w ofercie pojedynczy egz., który jest jednym z kilku oferowanych przez HyperJuice akumulatorów uniwersalnych, przeznaczonych do zasilania całego spektrum urządzeń mobilnych. Akcesorium wyposażono w baterię o pojemności 60Wh, w ofercie producenta są egz. magazynujące więcej energii, przeznaczone do zasilania komputerów o większym poborze prądu. Niewielka, kompaktowa obudowa zmieści się w większej kieszeni, dodatkowym plusem jest bardzo mała waga. Bateria waży zaledwie 370 gramów. To niewiele, jak na przenośne urządzenie magazynujące sporą dawkę energii. Aluminiowa obudowa (z plastikowym frontem oraz tyłem) może nie zachwyca urodą, ale też nie to w tym wypadku jest najważniejsze (zawsze, dzięki okablowaniu można ją schować). Samo aluminium kolorystycznie komponuje się z elektroniką Apple. Z przodu znajdziemy trzy gniazdka (dwa okrągłe do ładowania komputera oraz akumulatora oraz USB). Poza tym jest jeszcze przycisk pozwalający sprawdzić stan naładowania (dość prosty, zbyt prosty, wskaźnik diodowy, bez żadnej skali). W komplecie użytkownik otrzymuje przejściówkę na lotniczy kabel do ładowania MacBooka z gniazdka montowanego w samolotach (nie ma go w komplecie, trzeba samemu się weń wyposażyć) oraz ładowarkę (bez kabla „ósemki”, które pozwala podłączyć zasilacz do prądu).
Możliwości przetestowanego produktu są bardzo duże. Oczywiście czymś, co przede wszystkim przykuwa uwagę użytkownika jest zastosowanie przenośnego akumulatora w roli backup`u dla zamontowanej w laptopie baterii. Model, który do nas trafił, najlepiej sprawdzi się podczas współpracy z laptopami MacBook Air. Te energooszczędne komputery, mają na tyle niewielki pobór energii, że stosunkowo niewielka pojemność (w odniesieniu do potrzeb sprzętu komputerowego, rzecz jasna) nie będzie stanowić ograniczenia w użytkowaniu. Zresztą sam producent przestrzega na stronie, by ten najmniejszy akumulator dedykowany komputerom, wykorzystywać w takim właśnie scenariuszu – wraz z Air, modele Pro potrzebują więcej energii, stąd zysk z użytkowania mniejszy. Producent pisze o 14 godzinach pracy komputera (sumuje działanie na wbudowanym akumulatorze oraz pracę z podpiętym HyperJuice). Zweryfikujemy ten parametr podczas testów. Warto nadmienić, że zewnętrzny akumulator NIE ŁADUJE wewnętrznej baterii w laptopie, pełni funkcję przenośnego, zewnętrznego gniazdka w ścianie. To znacznie podnosi użyteczność, atrakcyjność tego rozwiązania. Po pierwsze maksymalnie wykorzystujemy (podczas ciągłej pracy laptopa) czas pracy na akumulatorach, po drugie oszczędzamy cykle w naszej, laptopowej baterii. To bardzo ważna cecha, wiadomo – akumulatory obliczone są na określoną liczbę cykli – po przekroczeniu ustalonej granicy, powinniśmy dokonać wymiany. Ta, nie dość, że kosztowna, to jeszcze w przypadku urządzeń z na stałe wbudowaną baterią, nie jest prosta i zazwyczaj trzeba poczekać na wykonanie takiej usługi. Innymi słowy oszczędzamy baterię, przedłużamy „cykl życia” zamontowanych w laptopie ogniwek.
Poza komputerem tytułowe akcesorium pozwala za pomocą portu USB podładować iPada oraz iPoda/iPhone (względnie handheldy innych producentów). Złącze pozwala bez problemu podładować iPada, w tym wypadku oczywiście nie pracujemy na zewnętrznym zasilaniu, Hyperjuice rozpoczyna cykl ładowania wbudowanej w handhelda baterii. Producent deklaruje dodatkowe 24 godziny pracy na iPadzie, co odpowiadałoby mniej więcej 2.5 cyklom ładowania, w przypadku małego handhelda można mówić o dwutygodniowym, przenośnym zapasie energii. Nieźle. Oczywiście warto te wartości zweryfikować. Podane wartości ulegną zmianie, w sytuacji, gdy będziemy jednocześnie ładować handheldy oraz komputer. Taka sytuacja wydaje się naturalna, w końcu w podróży zawsze towarzyszy nam telefon, coraz częściej tablet (w tym miejscu, niektórzy powiedzą, że wręcz wystarcza i laptop idzie w odstawkę). Jeżeli ktoś uzna, że komputer przenośny w znacznej mierze został u niego zastąpiony przez tablet, powinien zwrócić uwagę na alternatywne produkty, pozwalające na ładowanie wyłącznie takiego sprzętu (w ofercie HyperJuice mamy unikalne akumulatory o bardzo dużej pojemności, pozwalające na kilkukrotne uzupełnienie stanu baterii w iPadzie). W sytuacji, gdy handheld leży nieużywany, możemy liczyć na jego podładowanie w czasie od 3 do 4 godzin (iPad). W przypadku mniejszych handheldów, ten czas jest znacznie krótszy i wynosi maksymalnie dwie godziny.
Sprzęt poddany testom:
- iPhone 3GS/4S, iPod Touch
- iPad 1/2
- MacBook Air (mid 2011)
Wrażenia z użytkowania
Bateria zaraz po otrzymaniu przesyłki, podładowaniu, wylądowała w plecaku. Wyjazd do Berlina na IFA był okazją do sprawdzenia, jak sobie bateria poradzi w sytuacji intensywnego korzystania. Zabrałem ze sobą handheldy (w sumie, potrzebny był jedynie telefon, ale tablet miał posłużyć do testu HyperJuice). Puszczony w pętli nieoglądany film (iPad), praca na laptopie (mocno trzęsło, ale co poradzić), wgrywanie i wstępna obróbka materiału, praca nad tekstem, intensywne wykorzystanie połączenia z Internetem (które na IFA zawsze pozostawiało sporo do życzenia, pewne połączenie z siecią możliwe jest praktycznie wyłącznie w centrum prasowym)… nie oszczędzałem, wręcz przeciwnie, zupełnie nie liczyłem się z topniejącymi w oczach procentami. Miał to być sprawdzian „w boju”, bez aptekarskiego mierzenia czasu (na to przyszedł czas w trakcie testów w domu), taki który najlepiej, najpełniej pokaże zalety względnie wady testowanej baterii.
Przyjąłem założenie, że handheldy na tyle nieznacznie (mój pobyt był krótki, czytaj jeden cykl) wydrenują akumulator, że pozostanie aż nadto energii dla laptopa. Rzecz jasna MacBook Air był niejako głównym adresatem dla zewnętrznej baterii, moje oczekiwanie było takie, że mimo intensywnego korzystania, laptop będzie działał od momentu uruchomienia w pociągu do Berlina (wyłączając drzemkę), przez parę godzin w centrum prasowym oraz w drodze powrotnej (relacja, parę zaległych tekstów). W sumie na pewno laptop nie miał działać kilkanaście godzin na okrągło, jednak było oczywiste, że bateria w Air nie wytrzyma takiego scenariusza (plus minus 10h intensywnej pracy) i po około 6 sprzęt będzie wymagał gniazdka. Podładowałem też (równocześnie z komputerem) iPada oraz iPhone.
Zgodnie z przewidywaniami laptop w centrum prasowym zakomunikował wyczerpywanie się akumulatora. Komputer podłączyłem do HyperJuice, który właśnie zakończył ładowanie iPhone. Kilkadziesiąt minut później pędziłem na pociąg (zaplanowany autokar sobie nie pojechał), którym udało się dojechać po przesiadce do Szczecina. Następnie podróż w przepełnionych składach TLK upłynęła pod znakiem pisania, wgrywania zdjęć, edytowania, przesyłania na serwer (niestety z łącznością było wyjątkowo kiepsko, iPhone co chwila rwał połączenie). Innymi słowy, intensywnie drenowałem HyperJuice, dodatkowo na kablu USB wisiał sobie przez ok. 1.5 h iPad. Efekt? Pod koniec podróży diody w zewnętrznej baterii przygasły, aż w końcu MacBook przełączył się na wewnętrzne źródło zasilania, po chwili informując o kompletnym rozładowaniu akumulatora. Zgasło. Czas (bez stopera!) nieco ponad cztery godziny zasilania via HyperJuice. Tyle więcej udało się w trybie mieszanego zasilania / podładowywania uzyskać, pracując na komputerze. Jako że bateria w moim Air jest nowa, zaliczyła raptem kilkanaście cykli, po zsumowaniu można powiedzieć, że laptop pracował prawie 11 godzin. To tyle ile oferują obecnie rekordziści, notebooki z najdłuższym czasem działania. Dodam tylko, że podświetlenie ekranu było ustawione na minimum (trzy kreski), podświetlenie klawiatury wyłączone (oprócz drogi do Berlina, gdzie ustawiłem podświetlanie na minimum, w przedziale było ciemno, wtedy laptop działał na własnym zasilaniu). Jak widać, sprzęt wykorzystywany był do typowej pracy biurowej z intensywnym korzystaniem z sieci WiFi (lub via Bluetooth z mobilnego Internetu via iPhone). Muzyki słuchałem z grajka, nie z komputera (choć w przypadku korzystania ze słuchawek, ma to w moim odczuciu niewielki wpływ na zużycie energii).
No dobrze, a jak to wyglądało w warunkach „laboratoryjnych”? Scenariusz wykorzystania komputera był następujący: podświetlanie wyświetlacza na minimum (4 kreski), wyłączone podświetlenie klawiatury, ustawione wygaszanie ekranu po 2 minutach braku aktywności (z baterii / z gniazdka), WiFi włączone, BT wyłączone. Z komputera podczas pracy (sieć, edycja zdjęć, tekst oraz prosta grafika – prezentacje) leciała sobie muzyka odsłuchiwana na podpiętych słuchawkach. Kusił nowy przenośny DAC Matriksa, ale ze względu na test baterii nie podłączałem go na stałe pod Air`a. W czasie sprawdzania maksymalnego czasu działania na zewnętrznym akumulatorze parę razy odchodziłem do komputera, zazwyczaj były to bardzo krótkie przystanki (ekran nie zdążył się nawet przygasić). Komputer, podobnie jak podczas podróży, poinformował mnie o konieczności podpięcia zewnętrznego zasilania, co posłusznie zrobiłem, podłączając komputer pod HyperJuice. W trakcie testu okazało się, że zastosowany wskaźnik nie jest najlepszym rozwiązaniem – po paru godzinach (mniej więcej trzech), wciskając power paliła się jedna dioda, z trzech które pokazują stan pełnego naładowania. Nie było to precyzyjne określenie „ile nam jeszcze zostało”. A zostało jeszcze całkiem sporo. Laptop przepracował pięć i pół godziny, co oznacza że jego czas był o jakieś 20% gorszy od tego, który uzyskujemy pracując na wewnętrznym akumulatorze (maks. około 7 godzin, w tabeli zaokrągliłem w dół, do 6h). W sumie, można zatem liczyć na 12 godzin pracy, w sytuacji mniej intensywnego korzystania z sieci (przykładowo więcej pracy w pakiecie biurowym) ten czas można jeszcze delikatnie wydłużyć do mniej więcej 13 godzin. Jeżeli ktoś wyłączy w laptopie „wszystko co się da” z kartą WiFi na czele, zapewne urwie jeszcze nieco czasu, jednak takie zliczane jest moim zdaniem bezsensowne, bo nie oddaje realiów użytkowania. Jak widać producent podaje mniej więcej rzeczywisty czas pracy, choć bezpieczniej odjąć 2 godziny – wspomniane 12 godzin to wynik podczas typowego użytkowania. Uzyskane rezultaty uważam za zupełnie satysfakcjonujące.
W przypadku handheldów, udało się sprawdzić ile razy podładujemy iPada, smartfona podładowałem w sumie 12 razy (mamy zatem zapas na prawie 2 tygodnie użytkowania, zakładając codzienne ładowanie). Deklarowane 2.5 krotne podładowanie iPada jest nieco na wyrost. Można to jednak ponownie wytłumaczyć faktem różnej metodologii – u mnie tablet był wykorzystywany podczas ładowania (nie zawsze), w przypadku wartości podanej przez producenta, chodzi zapewne o uzupełnianie energii w spoczynku. Wynik niecałych dwóch doładowań uważam za całkiem dobry. Jeżeli wyjedziemy nad jezioro, na łódkę, pod namiot, gdzieś z dala od cywilizacji, możemy liczyć na backup energii wystarczający na nawet tygodniowy pobyt (choć wtedy, zapewne głównie tablet posłuży nam w roli odtwarzacza multimediów, a to szybciej wyczerpie nam baterię). Muszę powiedzieć, że świadomość takiego przenośnego zapasu jest bardzo przyjemna, znacząco zwiększa komfort korzystania z urządzenia, uwalnia od myślenia o naściennym gniazdku. To, plus wiele dodatkowych godzin działania, warte jest zainwestowania pieniędzy. Aktualizacja: sprawdziłem ładowanie iPada w stanie spoczynku, można podładować tablet dwukrotnie, co daje w sumie ponad 30 godzin działania.
Tanio nie jest, ale warto
Warto, choć trzeba pamiętać, że rzecz nie jest tania. Akumulator kosztuje 700 złotych (bez 1zł), a do tego, chcąc nie chcąc, trzeba doliczyć zakup lotniczego adaptera (w AOS 220zł, z drugiej ręki można czasami trafić na okazję i zapłacić 60-70% ww. sumy). Sporo. Jednak realny wzrost naszych możliwości, w przypadku przemieszczania się, korzystania z urządzeń mobilnych jest nie do przecenienia. Bateria HyperJuice daje swobodę, o której można tylko pomarzyć. Nie musimy już nerwowo zastanawiać się, czy i gdzie znajdziemy jakieś gniazdko (jak się nam spieszy, to w ogóle nie jest rozwiązanie), iść na kompromisy podczas wykorzystywania sprzętu. Nie, nie musimy, HyperJuice daje nam wolność, a dodatkową zaletą jest uniwersalność – możliwość ładowania baterii w handheldach. W podróży służbowej takie rozwiązanie sprawdzi się wyśmienicie. Jeżeli ktoś bardzo często wyjeżdża, dużo podróżuje to naprawdę warto rozważyć zakup opisanego w tekście produktu. W sytuacji, gdy z elektroniki korzystamy głównie w domu, sens zakupu jest mniejszy. Nie oznacza to, że taka bateria nam się do niczego nie przyda… jak wspomniałem, laptop nadal może spoczywać na kolanach, gdy leżymy na kanapie, czy siedzimy w ulubionym fotelu możemy bez przerywania pracować, oglądać, słuchać etc. Nie trzeba podłączać sprzętu do gniazdka, mamy swobodę, poza tym oszczędzamy zamontowaną w komputerze baterię, przedłużając jej cykl życia.
Konkluzja?
Dla kogoś, kto spróbuje chyba nie ma odwrotu. Zewnętrzny akumulator staje się naturalnym uzupełnieniem, niezbędnym elementem, z którego korzystamy na co dzień. Sprawdza się (co oczywiste) w podróży, ale także w domu. Pozwala na swobodę, umożliwia pełne wykorzystanie możliwości urządzeń, które są w naszej dyspozycji. Nie jest to produkt tani, jego koszt kojarzy się z ceną, którą przyjdzie zapłacić za wymianę baterii w laptopie. To prawda, jednak opisana funkcjonalność, współpraca z handheldami daleko wykraczają poza umożliwienie dłuższej pracy przenośnego komputera w terenie.
HyperJuice 60Wh bardzo mi przypadł do gustu. To świetny produkt, zmieniający sposób użytkowania, korzystania z mobilnej elektroniki. Znacznie lepiej można zaplanować pracę na laptopie, w przypadku handheldów właściwie zapominamy, że bateria „nie z gumy”. Oglądamy, słuchamy, surfujemy bez obaw, że nam się wyczerpie. Super sprawa. Podsumowując nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przyznać produktowi wyróżnienie wybór redakcji. Warto, mimo wysokiej ceny, mimo nieco mniejszych możliwości niż zapowiadane. Po prostu warto.
Akumulator/zewnętrzna bateria HyperJuice 60Wh
Plusy:
- czas pracy laptopa wydłuża się dwukrotnie (MacBook Air)
- oszczędzanie wewnętrznej baterii w przenośnym komputerze
- możliwość równoczesnego podładowania handhelda
- w sumie 30 godzin działania iPada (10h + 2x10h)
- prawie dwa tygodnie bez gniazdka w przypadku iPhone
- lekki, kompaktowy, można nosić w większej kieszeni
- bardzo szybkie uzupełnianie energii, odnowienie zapasu w akumulatorze
- bezcenne uczucie swobody korzystania z mobilnego sprzętu jakie daje HyperJuice
Minusy:
- kiepski, mało precyzyjny wskaźnik informujący o stanie baterii
- wysoka cena
- dodatkowe koszty (adapter)
- nieco niższe osiągi od podawanych przez producenta
Autor: Antoni Woźniak
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.