Ciekawa inicjatywa z Singapuru. Co prawda nie chodzi tutaj o odpowiednik Spotify, Deezera i tym podobnych usług, bo nie chodzi o oferowanie kilkunastu milionów utworów (w hi-res …niestety nie ma tak dobrze), a raczej o dostosowany do słuchania muzyki serwis, przypominający z zasadzie chmurowe bazy danych (Dropbox etc.). Innymi słowy możemy umieścić w chmurze naszą kolekcję albumów, w tym muzykę o jakości > CDA, w formacie WAV/FLAC. Ograniczenia? Na razie takowych nie zauważyłem, oczywiście należy pamiętać, że przesył strumienia (przykładowo) 1499 kbps wymaga zarówno dobrego połączenia (3G/4G) jak i dość szybko wyczerpuje baterię w naszym handheldzie. Rzecz jasna można zadać sobie pytanie, czy po prostu nie lepiej trzymać muzykę w pamięci urządzenia i korzystać z firmowego, bądź (zazwyczaj, bo napotykamy na ograniczenia w obsłudze formatów) alternatywnego playera? Można, ale pamięć w smartfonach coraz częściej pozbawionych slotu dla kart SD jest ograniczona, a pliki hi-res zajmjują naprawdę sporo miejsca (albumy od 0.5 do 1 GB). Jak zatem widać, taka chmura może pozwolić na przeniesienie przynajmniej części ulubionych albumów, piosenek o bezkompromisowej jakości i korzystanie z tych zbiorów „na wynos”.
Serwis OraStream został założony przez M4PSLS, która reklamuje go jako pierwszy serwis na świecie gotowy do przekazywania odbiorcy w czasie rzeczywistym muzyki w standardzie 24bit/192kHz. Interfejs w wersji mobilnej (aplikacje dla iOS oraz Androida) wymaga jeszcze dopracowania (trochę nieczytelny, zbyt mała czcionka, niepoprawne wyświetlanie grafiki), serwis oferuje opcje uploadu, zarządzania oraz oczywiście odtwarzania muzyki za pośrednictwem aplikacji. Podczas odtwarzania widzimy bitrate, wartość transferu, poza tym wyświetlana jest okładka. Jako demo usługodawca oferuje kilkadziesiąt utworów, głównie o jakości płyty CDA – można wypróbować działanie, sprawdzić jak wygląda streaming na naszym urządzeniu. Poza handheldami, muzyki można słuchać za pomocą komputera (webaplikacja). Muzyka z OraStream jest buforowana, co ma zapewnić wysoki komfort użytkowania (brak przerw, nawet przy gorszym sygnale). Twórca software pisze, że jest to naturalny wybór dla osób zbierających hi-resy za pośrednictwem takich miejsc, jak: HD-Tracks, Linn, czy witryny B&W etc. Inicjatywę poparł między innymi Neil Young, znany z bezkompromisowego podejścia do jakości muzyki, wielki przeciwnik MP3, podbijania dynamiki w nagraniach itp.
A jak to wygląda w praktyce (będziemy ten wpis aktualizować)? Na razie mogę powiedzieć tyle – to działa, choć pojawiają się pytania: po pierwsze o ograniczenia ilościowe (miejsce na serwerach – jakoś nie udało się dotrzeć do informacji jak to wygląda w praktyce), po drugie odnośnie wspieranych formatów (tych bardziej egzotycznych), po trzecie wygodnego mechanizmu wgrywania muzyki (tutaj osoby z Androidem mają lepiej). Fajne jest to, że można w praktyce przekonać się, jak wygląda streaming muzyki o jakości CDA/hi-res (bitrate z przedziału plus/minus 600~2000 kbps), jaki wpływ ma na baterię itp. Na razie mogę (mało odkrywczo) napisać, że taka muzyka faktycznie drenuje % w bardzo szybkim tempie, szybciej niż w sytuacji, gdy do odtwarzania hi-resów korzystamy z pamięci urządzenia oraz softwareowego playera. Niestety tutaj nakładają się trzy negatywne dla baterii czynniki – bardzo intensywne wykorzystanie modułu łączności, większe obciążenie procesora przy odtwarzaniu plików hi-res wreszcie częste korzystanie z bufora. To wszystko powoduje bardzo szybkie topnienie energii zgromadzonej w akumulatorze. Postaram się przedstawić w najbliższym czasie konkretne wyniki, porównując streaming muzyki skompresowanej bezstratnie (oraz bez kompresji) ze strumieniowaniem via iTunes Match oraz za pośrednictwem Deezera.
Aktualizacja: sprawdziliśmy jak wygląda streaming w terenie, słuchając dłuższą chwilę hi-resowych kawałków. Niestety nasze przypuszczenia co do zjadania baterii oraz szybkiego wyczerpywania paczki danych okazały się prorocze. Odsłuch 38 minutowego albumu pochłonął 15% baterii w iPhone 4S, ponadto stan konta został uszczuplony o 215MB. Więcej w rozwinięciu…
Innymi słowy, godzina słuchania pochłonie prawie 30% pojemności, poza tym musimy liczyć się z transferem około 400MB danych. Z prostego wyliczenia wynika, że przy standardowej 1-1.5GB paczce danych (w abonamentach za ponad 60 złotych) będziemy mogli przesłuchać co najwyżej 4-6 albumów. Deezer zazwyczaj pochłania (około godziny w trybie 3G) od 30 do maksymalnie 50 MB, raczej nigdy nie przekraczam 100MB (a to zazwyczaj w trakcie podróży, podczas dłuższego słuchania). W standardowych planach, przy paczkach maksymalnie 2GB odsłuch hi-resów w strumieniu nie ma zatem większego sensu. Dopiero zakup 6-12GB w planach na kartę (za kilkadziesiąt złotych) pozwala na parę dłuższych sesji. Tyle tylko, że w takiej sytuacji płacimy za taką przyjemność całkiem sporo. W przypadku okazjonalnego użycia (dłuższy wyjazd) ma to jakieś uzasadnienie, jednak codzienny dojazd do pracy ze streamingowanym dźwiękiem o bezstratnej kompresji staje się kompletnie nieopłacalny.
Jak widać, strumieniowane 38 minut muzyki o jakości hi-res „połknęło” ok. 210 MB
W przypadku serwisów streamingowych, takich jak wspomniany Deezer, dzięki podpisaniu umowy z określonym operatorem, użytkownicy (niestety mamy tutaj do czynienia z wyraźnym podziałem rynku na współpracujących ze sobą operatorów z serwisami) mogą liczyć na bezpłatny transfer w ramach aplikacji (dostępnej za darmo, lub za opłatą w pakiecie z planem). Byłoby to idealne rozwiązanie w przypadku tytułowego serwisu, niestety szansa na to, że taka opcja się pojawi (w przypadku OraStream) jest praktycznie zerowa, dopiero uruchomienie strumienia w wyższej jakości przez któregoś z wielkich (poza Deezerem, np. przez Apple z iTunes Match, Spotify, przez MOG itd. itp.) mógłby stanowić przełom. Jednak na to się nie zanosi, bo jak wyżej mało który operator będzie zainteresowany zapchaniem sobie sieci przez streamujących bez opamiętania wielbicieli wysokiej jakości muzyki Możliwości dzisiejszych sieci, zasięg stanowią trudne do przeskoczenia przeszkody.
Jednak najpoważniejszym problemem wydaje się (w przypadku transferu można sobie jw jakoś poradzić) jest szybki drenaż baterii. Korzystając z OraStream bardzo szybko przekonałem się, jak szybko strumień hi-resowej muzyki redukuje ilość energii zgromadzonej w baterii. Krótki, 38 minutowy odsłuch, kosztował 15% pojemności. To bardzo dużo. Przy czym należy pamiętać, że iPhone 4S (w ogóle telefony Apple) należą do urządzeń charakteryzujących się niskim zużyciem energii (długim okresem działania na jednym ładowaniu). Nowe modele, smartfony z potężnymi układami, wielkimi ekranami mogą już po 3-4 godzinach wykazywać oznaki całkowitego wyczerpania. Kiepska perspektywa. A przecież mówimy tutaj nie o oglądaniu filmów, czy graniu, tylko o słuchaniu muzyki (na co zazwyczaj trzeba znacznie więcej czasu – w końcu film po jakiś dwóch godzinach się skończy, odsłuch może potrwać dwu, albo nawet trzykrotność czasu poświęconego na projekcję). Na ostatnim Audioshow była mowa o streamingu muzyki w hi-res… jak widać faktycznie szansa na popularyzację takich usług wydaje się obecnie mało realna.
Sam program nie jest do końca stabilny, jak wspominałem, nawigacja / interfejs mają swoje mankamenty. Napisy są za małe, niezbyt czytelne, dodatkowo uruchamianie niektórych funkcji zajmuje aplikacji nieco czasu. Sterowanie odtwarzaniem kuleje, widać że aplikacja wymaga jeszcze nieco pracy, doszlifowania. Zrzuty ekranowe prezentują wersję dla iOSa.
Polecam ten utwór, nie dość że bardzo dobry, to jeszcze fenomenalny damski wokal pokazuje w pełni moc bezstratnego grania
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.