LogowanieZarejestruj się
News

WYNIKI KONKURSU NOWOROCZNEGO HD-OPINIE.PL

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
pearl_monitor_pylon_audio_dab_mleczny_1

Co się wydziera, co się wydziera… no jest powód, dobry powód żeby to co w tytule wykrzyczeć. Poziom, moi drodzy, poziom konkursu był taki że czapki z głów. Z kilkunastu (jakość, nie ilość się liczy :) ) nadesłanych prac, postanowiłem wyróżnić… trzy. Zapytacie – no ale jak trzy, jak kolumny są jakby dwie, do tego wysłać jedną do jednego, drugą do drugiego zwyczajnie głupio. A trzeci finalista, to co? Karton dostanie?

Nie, nie, nie. Owszem, jest główna nagroda, którą są monitory Pylon Pearl Monitor generacji 2, ale nie miałem serca by nie nagrodzić dodatkowo choćby dwóch innych Czytelników i zwyczajnie lista nagród nam spuchła, liczba nagrodzonych wzrosła, a wyżej podpisany ma satysfakcję, że może paru osobom sprawdzić przyjemność i wręczyć coś dodatkowo. Rzecz jasna zwycięzca może być tylko jeden, no i jest jeden, ale dwóm pozostałym uczestnikom też postanowiliśmy sprawić niespodziankę. Pytania konkursowe nie były dla nikogo problemem – wszyscy biorący udział trafili bez pudła w dead-endy (Oppo 105D & front-end ROON), odpowiedzi nie zawierające Mjolnira 2 (nasz trzeci dead-end) także – jak wspominałem – były zaliczane jako poprawne. Decydowała zatem inwencja twórcza i prawidłowo, bo tak właśnie miało być, taki był pomysł na konkurs. Zgodnie z zapowiedzią, poniżej zapoznacie się co do kropki, przecinka oraz ostatniej kreski ;-) z nagrodzonymi, konkursowymi pracami. Przypomnę tylko – mieliśmy pobawić się w przepowiadanie przyszłości i napisać, narysować, wyśpiewać (no to się akurat nie zdarzyło) jak będzie wyglądało słuchanie muzyki za lat 15, tzn. jak to będzie w 2030 z „domowym audio”.

Dobrze, koniec ględzenia, czas na konkrety… to kto okazał się szczęściarzem?

Z przyjemnością ogłaszam, że kolumny powędrują do Pana Józefa Sroczyńskiego, którego esej z wizją to coś, co wbiło nas w fotel :) Jak się okazuje, wiele rzeczy się zmienia, ale jedno się nie zmienia. No właśnie…


Pan Józef to ma dopiero szczęście, drugi raz coś u nas wygrywa i ponownie są to Pylony, tylko że tym razem podstawkowe, nie podłogowe jak poprzednio (były Topazy z okazji rocznicowego konkursu, finalnie – o ile się nie mylę – Sapphire trafiły do Pana). I jeszcze jedno: Teraz Polska! Niech nam polskie firmy zdominują rynek za te 15 lat, jak w eseju stoi.

Gratulacje!

 

Okazuje się, że wszyscy to jakoś podskórnie wyczuwamy. To, co o Pan Józef zaczął, Pan Marcin pociągnął dalej… wizja korespondująca z naturą miłośników dobrego brzmienia, która to natura podpowiada, że może i nowe dobre, ale znane i kochane (nostalgia to tylko, czy też coś  solidnie w rzeczywistości umocowane?) nie przeminie, a wręcz przeciwnie – zostanie. Pan Marcin, reprezentant nurtu, stare, dobre, fizyczne nigdy się nie znudzi, dostanie coś, co idealnie pasuje do jego „back to the future” :)

Płytę CDA z najnowszym i niestety ostatnim już albumem nieodżałowanego Dawida Bowie:

 

…oraz wznowione wydanie albumu „The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Marsna czarnym krążku (no jakżeby inaczej, przeczytajcie pracę Pana Marcina… wszystko jasne, prawda? :) ). Winyl wyślemy zaraz po premierze planowanej na 26 lutego (wraz z płytą kompaktową ze wspomnianym powyżej albumem Darkstar).

… no i wreszcie komiks. Tak, było parę prac niebanalnych w formie, innych, była też krótka historyjka obrazkowa i ta zabawna historyjka właśnie przyniosła Panu Tomaszowi nagrodę, którą są opisane parę godzin wcześniej słuchawki Encore RockMaster (jeszcze nie chip, jeszcze nie wszczep, ale to pewnie kwestia czasu ;-) )

 

Za dwiema wymienionymi (począwszy od głównej) nagrodami, tzn.: kolumnami oraz płytami stoi redakcja Trzecia zaś – słuchawki – trafi do Pana Tomka za sprawą firmy Audiomagic, za co bardzo dziękujemy.

 

A oto nadesłane prace, takie jakie nadesłali Czytelnicy, w pełnym brzmieniu & formie:

Pan Józef:

Słuchanie Muzyki za 15 lat

Usiadł w fotelu. Mrok spowijał całe pomieszczenie, delikatnie zarysowując kontury mebli, przedmiotów oraz drzwi. Nie zapalał światła, wolał posiedzieć w ciszy i spokoju, oczyścić umysł z echa zabawy, która się niedawno zakończyła. W tle słyszał odgłosy prysznica – żona kończy pewnie kąpiel, pomyślał. Chciał poczekać jeszcze trochę, aż pójdzie spać, wtedy w końcu będzie mógł spokojnie spędzić pierwsze godziny nowego roku w ulubiony sposób. Za oknem w oddali rozległ się głuchy stuk spóźnionego fajerwerku, na niebie pojawiła się odległa, kolorowa gwiazda. Jej nikły blask rozjaśnił delikatnie zarysy przedmiotów stojących pod ścianą, naprzeciw fotela. Potężne, prostokątne kształty, delikatne refleksy na krawędziach gałek i paneli, sploty grubych kabli ułożonych starannie na ziemi. Ponad wszystkim, ustawione nieco po bokach, górowały dwa ciemne, tchnące potęgą przedmioty. Spojrzał na nie z zadumą i nostalgią. Błysk szybko zbladł, po czym zanikł zupełnie. Pokój znów okrył się mrokiem. Rok 2031 właśnie się rozpoczynał.

Usłyszał, że małżonka wyszła już spod prysznica, ale wiedział, że potrwa jeszcze chwilę, zanim zaśnie. Odszukał ręką czasopismo na stoliku. Nie chciało mu się wstawać i zapalać światła, więc postanowił poczytać z użyciem iluminatora w swoich smartlookach. Musnął palcem róg oprawek od okularów i po chwili obraz widziany przez szkła zwielokrotnił kontrast i nieco się rozjaśnił, nabierając przy tym lekko zielonkawej barwy. Czytanie w ten sposób nie było zbyt wygodne i zdrowe, ale w chwilach głębokiej ciemności i sporym przypływie lenistwa gadżet ten był świetnym wyjściem. I to wszystko możliwe, bo jakiś grafen i nanostruktury… Eh, grunt, że jest i działa, pomyślał.

Spojrzał na trzymane w ręku czasopismo – najnowszy numer popularnego miesięcznika audio-video. Aż dziw, że to ciągle było na zwykłym papierze. Już z 5 razy ogłaszano jego zmierzch i definitywne przejście na coś „bardziej” – i to tylko w ostatniej dekadzie – ale poczciwe karty pokryte atramentem, znane od stuleci, nie zamierzały się poddać byle rewolucji technologicznej. Generalnie już od dawna nie było powodu, żeby korzystać z tego sposobu publikowania treści, ale czuł się jakoś spokojniejszy, gdy miał pewność, że nagle nie wyskoczy mu znienacka na całej stronie reklama opon albo suszarki. Fakt, że wydawca wciąż się trudził i drukował kolejne numery, był dowodem, że znacznie więcej ludzi ceniło klasyczne nośniki. Co prawda wciąż jego smartlooki, dzięki którym mógł sobie spokojnie czytać w półmroku, mogły wychwycić jakieś QR kody na stronach pisma i bombardować go później wiadomościami o ofertach specjalnych, ale nie przerażało go to aż tak, żeby je zdjąć i pójść zapalić światło.

Leniwym ruchem otworzył spis treści. Tematem numeru było podsumowanie ostatniej dekady w dziedzinie audio. Wybornie, pomyślał z rozbawieniem, jak oni znaleźli materiał na kilkanaście stron? Zaczął się zastanawiać. Sprzęt grający i zmiany. To brzmi jak jakiś oksymoron.  Przy tym całym boomie technologicznym, jaki ogarnął świat dookoła, zmieniając diametralnie każdy skrawek życia, sam sprzęt audio jakoś się niespecjalnie zmienił. Materiały lepsze, konstrukcje bardziej dopracowane, formy coraz milsze oku, ale zasady zawsze te same – źródło sygnału, wzmocnienie i przetwornik, który drgając, emituje dźwięk. W ramach tych elementów było wiele kombinacji, niektóre bardziej udane, inne mniej. A tu zwiększyć liczbę stopni wzmocnienia, a tu bardziej zintegrować, a tu zmienić konfigurację membran, a tu zastąpić membranę jakiś fikuśnym mechanizmem – ale wciąż drgającym – żeby uzyskać jakieś niesamowite polepszenie pewnych charakterystyk. Źródła cyfrowe, źródła analogowe, konwersje w jedną, w drugą, z wykorzystaniem lampy, tranzystorów, mikroprocesorowych konwerterów dźwięku i Bóg jeden raczy wiedzieć czego jeszcze. Ale wszystko to się kręciło wokół oryginalnej, można by rzec – klasycznej koncepcji.

Powoli przewracał kolejne strony. Tekst otwierał przegląd dokonań z ostatniej dekady w dziedzinie głośników i kolumn. Prześlizgnął się wzrokiem po zdjęciach i opisach.  Od kilku lat królowały włókna węglowe i kompozyty. Odpowiednio przygotowane mieszanki oraz fantazja twórców pozwalały osiągać niebanalne formy, faktury i kształty. Wszystkie cechy materiałów można było swobodnie kontrolować na etapie produkcyjnym, a ich lekkość zapewniała świetne charakterystyki przy rozsądnej cenie przetworników. Współczesne konstrukcje średniej klasy bez problemu pokrywały dwu- i trzykrotność słyszalnego pasma, zachowując przy tym niezwykle wysoką efektywność oraz podatność na strojenie. Bardzo to uprościło sztukę przygotowania dobrze brzmiącego produktu, co zaowocowało dużą ilością stosunkowo tanich i poprawnych konstrukcji. Firmom aspirujących do klasy wyższej pozostawało zadbać o najwyższej jakości wykończenie, zgrywanie elementów pod swój tajemny – niekoniecznie podręcznikowo poprawny – przepis na dźwięk oraz solidny marketing. Ten ostatni przydawał się szczególnie przy oryginalnych pomysłach na uatrakcyjnienie konstrukcji, jak chociażby zamknięte obudowy wypełnione argonem, niskotonowe wstęgi czy przetworniki plazmowe. Czy poprawa brzmienia nastąpiła, to nie było do końca wiadome. Wiedział za to dobrze, ile to kosztuje. Wzruszył ramionami. Technicznie sprzęt średniej klasy nie zostawiał wiele do życzenia, ale jak zwykle o wszystkim decydował gust i potrzeby konsumpcyjne klientów, więc hi-end trzymał się cały czas nieźle.

Nie sposób było jednak nie zwrócić uwagi na pewien szczegół, który dość wyraźnie przezierał z tej części artykułu. Mniej więcej 2/3 konstrukcji wymienionych jako istotne bądź reprezentatywne dla ubiegłych lat to produkcja polska. Tak. Z jakiejś niewiadomej przyczyny kolumny wychodzą nam szczególnie dobrze, pomyślał. Naprawdę dużo znaczących marek w dziedzinie produkcji kolumn i nagłośnienia to były albo specjalistyczne manufaktury, albo spore zakłady produkcyjne rozlokowane w różnych zakątkach Polski. Dodając do tego niedawne przemiany społeczno-gospodarcze w zachodniej Europie, niezbyt sprzyjające tamtejszej przedsiębiorczości, nasz kraj z łatwością wybił się na tle okolicznych graczy. Sprzęt hi-fi, który od zawsze u nas miał się nieźle, w tej chwili na całej linii był światowym punktem odniesienia. Doszło nawet do tego, że przy zakupach poza autoryzowanymi salonami całkiem realnie można było trafić na tanie, niemieckie podróbki. Zaśmiał się w duchu. Jak to brzmi? „Tania, niemiecka podróbka”?

Następna sekcja dotyczyła wzmacniaczy. Tutaj generalnie też widać było pewną ewolucję, ale bez diametralnych zmian. Większość konstrukcji to z roku na rok coraz doskonalsze integry, z coraz lepszymi parametrami, z mnóstwem elektroniki pomagającej podłączyć do nich co dusza zapragnie. Co z pewnością zwracało uwagę, brakowało w zestawieniu wzmacniaczy lampowych. Było to związane z pewnym wydarzeniem sprzed kilkunastu lat. Pewien uznany uniwersytet potrzebował do jakiegoś eksperymentu układ cyfrowy idealnie symulujący działanie lampy elektronowej. Po wykonaniu prototypu naukowcy dość głośno się tym pochwalili, jakie to uniwersalne i efektywne rozwiązanie. Ktoś potem dodał dwa do dwóch, kupił od nich konstrukcję, trochę przerobił, i nagle wszystkie integry mogły być wyposażane w taki dodatkowy układ cyfrowy, który dość swobodnie pozwalał zarówno fanom wzmocnienia lampowego, jak i zintegrowanego dostosować ten sam sprzęt do swoich preferencji. Po krótkiej wojence w internecie między zwolennikami i przeciwnikami nowego rozwiązania oraz kilku profesjonalnych testach sytuacja się uspokoiła, a na rynku zaczęło niepodzielnie rządzić rozwiązanie bardziej elastyczne.

Następnym punktem artykułu były źródła dźwięku. Również zdominowane przez rozwiązania cyfrowe. Stały postęp w zwiększaniu pojemności nośników danych i szybkości sieci dały spore pole do popisu programistom, jeśli chodzi o formaty danych, w tym też audio. Aktualnie najpopularniejszy format plików muzycznych, który był standardem przemysłowym rynku fonograficznego, pozwalał na zapis dźwięku z większą precyzją niż ta obsługiwana przez urządzenia pomiarowe i nagrywające. Taki obrót sprawy szybko wyeliminował wszelkie inne metody rozpowszechniania muzyki, zatem też urządzenia źródłowe z ostatniej dekady były raczej bardziej lub mniej wymyślnymi streamerami, łączącymi się z różnorakimi nośnikami, sieciami i usługami. Czyli w sumie nic ciekawego, działa i już – pomyślał. Z innych form rozpowszechniania muzyki pozostało niewiele, w sumie jakieś zapyziałe cedeki na bazarach i winyle dla pasjonatów. Świat płyt winylowych generalnie jeszcze żył, ale nie cieszył się specjalną estymą, słowem – stracił znaczenie rynkowe.

Uśmiechnął się do siebie z nostalgią. Stracił znaczenie rynkowe, ale wciąż miał w sobie pewien czar. Odwrócił się w fotelu i spojrzał w kąt pokoju za nim. W kącie stała mała, domowa drukarka 3D. Szumiała miarowo. Wskaźnik na ekraniku wskazywał 60%. Uśmiechnął się trochę szerzej. Jeszcze kilkanaście godzin i kupiony przedwczoraj album będzie gotów do położenia na adapterze. Niestety, precyzja potrzebna do odtworzenia rowków potwornie wydłużała czas druku płyty. Jednak warto, stwierdził wciąż się uśmiechając. Płyta to płyta i już.

Artykuł zamykał zwięzły tekst o wizjach na przyszłość i nowinkach technicznych, które mogły zrewolucjonizować rynek hi-fi w najbliższych latach albo też mogły zostać zapomniane już za miesiąc. Jacyś naukowcy udowadniali, że są krok od przesyłania dźwięku wprost do mózgu. Miało to odbywać się za pośrednictwem lekkiej opaski i dawać niesamowite wrażenia o niespotykanej dotąd głębi. W innym miejscu duża korporacja odgrażała się, że będzie potrafiła upchnąć w pliku audio dwa razy więcej danych bez zwiększania rozmiaru. Gdzie indziej gigant przemysłu audio-video zapowiadał w przeciągu kilku lat transmisję bezprzewodową między wzmacniaczem a kolumnami bez straty na jakości. Kilka dodatkowych notek głosiło rychły zmierzch klasycznych przetworników, wzmocnienia etc. Zastanowił się chwilę. Przysiągłby, że podobne doniesienia czytał już przynajmniej kilka razy w życiu, i na pewno z raz jak chodził jeszcze do podstawówki.

Smartlooki zakomunikowały że bateria jest na wyczerpaniu i trzeba wyłączyć funkcję iluminatora. Oderwał oczy od lektury. Wsłuchał się w odgłosy domu, a właściwie ich brak. Spojrzał na zegarek. No tak, żona teraz już na pewno śpi, pomyślał. Odłożył gazetkę i skierował wzrok na rozstawiony przed nim sprzęt. Wyprostował się, uniósł rękę przed siebie, przytrzymał ją kilka chwil w miejscu. Na jednym z pudełek przed nim zapaliła się mała lampka. Wykonał w powietrzu nieduży okrąg. Na szafce przed nim powoli zaczęły rozświetlać się pulpity kolejnych sprzętów. Spojrzał czy wszystko jest na swoim miejscu i właściwie ustawione. Wskazał palcem na wzmacniacz, a drugą ręką wykonał powolny ruch z góry na dół. Urządzenie potwierdziło obniżenie głośności do 10%. Jeszcze jeden gest i sprzęt przeszedł w tryb pracy wzmacniacza lampowego. Rzucił okiem na swojego streamera. Kilkoma gestami wybrał playlistę. Jeszcze chwilę lustrował całość, po czym opadł w fotel i uśmiechnął się do siebie po raz kolejny. Czas powitać nowy rok w godny sposób.

Pomyślał jeszcze chwile o artykule, który przeglądał przed chwilą. W sumie, stwierdził, cały ten postęp i tak niewiele wnosi do audio. Czy te wszystkie nowinki jakoś zmieniają to, jak się słucha muzyki? Po co się słucha? Przecież tutaj nie chodzi o technologię, o gadżety, chodzi o coś zupełnie innego, chodzi o…

Podniósł dłoń, szybkim ruchem rozprostował palce i zacisnął pięść.

- …o to żeby mieć z tego radochę – powiedział do siebie cicho. Z wiekowych już Altusów popłynęły pierwsze dźwięki.

Pan Marcin:

JAK BĘDZIE WYGLĄDAŁO SŁUCHANIE MUZYKI ZA 15 LAT?

Wracasz do domu mknąc w mroku ulicy swoim poruszającym się z szybkością dźwięku Porsche. Deska rozdzielcza mieni się ilością kontrolek i świateł, której dorównuje tylko panel F-16. Drzwi samochodu otwierają się do góry, a Ty wędrujesz do domu, ale zamiast szukać w kieszeni klucza wejście wyczuwając Twoja obecność wchłania Cię jakbyś przenikał przez ścianę. Po długim dniu pragniesz tylko zrelaksować się w domu przy ulubionym nagraniu. Jasnoniebieski neon podświetla ścianę wypełnioną płytami skrupulatnie ułożonymi obok siebie. Mimo wszystkich nowinek technologicznych, które kompletnie zmieniły Twoje życie, mimo że w samochodzie w sekundzie mogłeś za pomocą głosu w ciągu ułamka sekundy pobrać i włączyć każdy istniejący kawałek, wolisz sięgnąć po czarną płytę. Powoli wyciągasz winyl i kładziesz na ciężkim, solidnym gramofonie, a potem siadasz na wygodnym fotelu i poświęcasz się zupełnie analogowemu brzmieniu. Światło w pokoju przygasa zostawiając tylko lekkie podświetlenie. Czujesz jak muzyka wypełnia każdy milimetr pokoju, a Ty odpływasz słysząc tylko czyste, bogate, naturalne i piękne dźwięki. Oprócz tego pojawiają się przed Tobą hologramy muzyków tak dobrze odwzorowane, że masz wrażenie, że grają osobisty koncert dla Ciebie, ale to nie jest najważniejsze…. Czujesz, że niektóre rzeczy nigdy nie stracą swojego charakteru. Wiesz, że to kunszt osoby, która z pasją i miłością do muzyki projektowała kiedyś gramofon, tworzy klimat, że niektóre rzeczy mimo postępu technicznego zostaną w cenie. Tak jak wszechobecność kontaktów na Facebooku i w wirtualnej rzeczywistości to interakcje twarzą w twarz zostaną prawdziwe, tak w świecie audio mimo postępu, pewne rzeczy nigdy nie wyjdą z mody.

 

…oraz Pan Tomasz:

 

Komentarze Czytelników

  1. hawryluk

    Powiem tak, mam nadzieję, że ten trzeci scenariusz się nie sprawdzi a pierwszy i drugi będą w przewadze. Najważniejsze jest to, żebyśmy nie zatracili zdolności i chęci do opisywania w taki sposób jak Pan Józef otaczającego nas świata i mogli z satysfakcją, pijąc kawkę o 8:20 w jednym z korporacyjnych biur przeczytać o tym wszystkim. Gratuluję

  2. hawryluk

    PS. Sorki za prywatę ale jak już żony pójdą spać zarzućcie sobie Editors – In dream.

Dodaj komentarz