Nadal trudno nam się pogodzić z zakończeniem eksploatacji promów kosmicznych. Pokazany niedawno Orion (z 6 osób załogi ostało się w projekcie …4, przypomnijmy że Space Shuttle zdolny był do zabrania aż 7 osób na orbitę) to w istocie zwykła kapsuła załogowa, coś co absolutnie nie jest odpowiednikiem dla wycofanych promów. To po prostu pojazd służący do przewiezienia stosunkowo nielicznej załogi na ISS. Jak wiemy, po wygaszeniu programu promów, NASA ma spory problem – nie może liczyć na własny system wynoszenia człowieka na orbitę, co się w praktyce nie zdarzyło od chwili pierwszych startów Amerykanów w kosmos (owszem były przerwy związane z katastrofami, ale były to czynniki obiektywne, które nie pozwalały przez pewien, zazwyczaj krótki czas, na loty). Ostatnia awaria Sojuza, jedynego „załogowca” na którym opiera się dzisiejszy, globalny system wynoszenia ludzi na orbitę, pokazuje jak poważnym uchybieniem było nie stworzenie na czas przynajmniej rezerwowego sprzętu, pozwalającego na załogowe loty. Niestety lata zaniedbań, odwoływanych programów, marnotrawstwa pieniędzy oraz obecny kryzys gospodarczy spowodowały taką, a nie inną sytuację, nie mającą precedensu w krótkiej, ale intensywnej historii obecności człowieka w przestrzeni kosmicznej. Co prawda ostatnio z sukcesem kończą się kolejne próby prywatnych rakiet, w tym przede wszystkim Falconów Muska, jednak na razie jeszcze dług droga by stworzyć z tego spójny system załogowy (mowa o integracji Oriona z Falconem 9). Na szczęście w Agencji trwają zaawansowane prace nad rakietą, która pozwoli na znacznie więcej, nawet na powrót do ambitnych planów załogowych misji na Księżyc (założenia tam stałej bazy) oraz lotu człowieka na Marsa.
Mowa o zaprezentowanym właśnie Space Launch System, gigantycznej rakiecie, która będzie największym pojazdem kosmicznym od czasów księżycowego Saturna V. Ta ogromna rakieta będzie mogła wynieść na orbitę obiekty o masie 130 ton. Radziecka Energa (niestety skasowana, podobnie jak Buran, odpowiednik amerykańskiego promu kosmicznego) mogła pochwalić się możliwością wyniesienia około 100 ton ładunku. Nie było jednak dane skorzystać z tych wielkich możliwości jakie oferował radziecki / rosyjski pojazd. Teraz, miejmy nadzieję, uda się doprowadzić do szczęśliwego finału prace nad SLSem. Taki pojazd jest absolutnie kluczowym elementem, jeżeli chce się myśleć o efektywnym wykorzystaniu ISS, budowie planowanych obserwatoriów (poszukiwanie planet typu ziemskiego – ostatnie odkrycia radioteleskopu zamontowanego w Chile, dają nadzieję na lawinowy wręcz postęp w tego typu badaniach) oraz rzecz jasna misji dalekiego zasięgu (głównie chodzi tu o wspomnianego Marsa). Pierwszy, bezzałogowy lot planowany jest na rok 2017. Wtedy NASA uzyska możliwość wysyłania ogromnych gabarytowo obiektów. Warto nadmienić, że prom mógł jednorazowo wynieść na orbitę ładunek o masie 27 ton.
Kiedy będzie można liczyć na pierwsze starty załogowe? Prawdopodobnie nie wcześniej niż w 2022 / 2023 roku. Do tego czasu muszą wystarczyć astronautom Sojuzy oraz (być może) Orion zintegrowany z Falconem, względnie jedna z propozycji Europejskiej Agencji Kosmicznej, choć dzisiaj widać, że Europa głównie koncentruje się na obronie strefy Euro, na rozwiązywaniu nabrzmiałych problemów gospodarczych. Cóż, kosmos wymaga wielkich nakładów, być może najbliższe lata będą okresem w którym na czele państw prowadzących programy kosmiczne wysuną się Chiny. W końcu mówi się od paru lat o lądowaniu tajkonautów na Srebrnym Globie w okolicach 2020 roku. Byłaby to bardzo dobra wiadomość dla wszystkich zainteresowanych astronautyką, bo nic tak dobrze nie robi odnośnie eksploracji kosmosu przez człowieka, jak konkurencja oraz wyścig o miano tego, kto pierwszy wrócił, odkrył, dokonał… Nie wyklucza to współpracy (która nie tylko jest konieczna, ale także stanowi logiczny wybór, gdy uwzględnimy skalę). Poniżej renderek prezentujący start SLSa. Duuużo ognia, dużo dymu, od razu na buzi pojawia się uśmiech ;-]
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.