Dwie kości 9038 to jakby lepiej niż typowo jedna. No nie da się ukryć… teoretycznie, że tak właśnie jest, choć są tacy którzy mówią, że to sztuka dla sztuki. Już pojedynczy, topowy układ ESS, ma tak wyśrubowane parametry, że ludzkie ucho z tego „lepiej” po prostu nie skorzysta. Bo my nie nietoperki – ograniczenia aparatu słuchu są nie do przeskoczenia. Można w tym widzieć czysty marketing, podejście (typowe dla dalekiego wschodu) etapowania najlepszym krzemem, wywaloną w kosmos specyfikacją, kompetencjami poza zakresem. To oczywiście prawda, to się sprzedaje i nie ma co ukrywać, że Chi-Hi to z jednej strony pełne przepychu ikonografiki, z drugiej efekt skali …jest 2-3 razy taniej w porównaniu z tzw. zachodem. Tak to działa. Czy to problem dla konsumenta? Owszem, jeżeli kieruje się tylko cyferkami, daje się złapać na lep tego, co powyżej opisane. Bywają w tej masie (na kopy tego) rzeczy wybitnie słabe, sporo na ten temat na forach wyspecjalizowanych w poszukiwaniu audio okazji, gdzie można trafić na prawdziwe perełki (kompletny szit z koscią 9038Pro na pokładzie, wyglądający jak wyrób dakopodobny, znaczy tandetny taki, z pomiarem na poziomie 26dB! Tak, tak właśnie tak – tam wszystko jest złe). Piszę o tym na wstępie, by nieco ostudzić entuzjazm tych, którzy widzą w Chi-Fi samo dobro. Tak nie jest – ale też dzięki Chi-Fi mamy dzisiaj dostęp do sprzętu, który często, gęsto po prostu deklasuje znanych, szanowanych, potentatów z branży. I nie chodzi nawet o to, że zazwyczaj jest „więcej” (lepsze układy, lepsze możliwości, wszystko w lepszej cenie). Nie. Chodzi o kompetencje. Liczby (pomiary) oraz nasze uszy (przede wszystkim) nie kłamią – często ten sprzęt deklasuje nie tylko w relacji koszt-efekt, ale w ogóle, bezwzględnie deklasuje to co było na topie parę sezonów temu (kiedy jeszcze to chińskie było utożsamiane z gorszym, tandetnym, albo z bezwstydną kopią).
Chińczycy mają swój wkład, mają swoje mocne marki, mają wreszcie własny know-how i nie oglądają się na resztę. To już od dawna nie jest copy&paste. Przy czym – podkreślam raz jeszcze – nie wszystko złoto, co w papierku złotym, trzeba roztropności, ostrożności w poszukiwaniu prawdziwych okazji. Te się trafiają praktycznie co tydzień (sic!) także od razu zaznaczam, że NIE MA OPCJI BY KTOKOLWIEK SPRAWDZIŁ WSZYSTKO, ba nie ma opcji by do UE trafiło wszystko, co opuści „chińskie czebole”. Ten rynek jest gigantyczny, chłonny i nienasycony. Wewnętrzny rynek wszelakich dóbr konsumpcyjnych. My – tak naprawdę – poznajemy wierzchołek, to tylko wycinek oferty i całkiem niewykluczone, że wiele interesujących rzeczy nam umyka i nie ma na to jw rady (są firmy, które specjalizują się w produkcji wyłącznie na rynek wewnętrzny, względnie bliska zagranica i nie są zainteresowane globalną dystrybucją, bo nie są w stanie sprostać zamówieniom – serio).
Dobra, dość o tym, może kiedyś napiszę osobny artykuł na ten temat. Bohaterem dzisiejszego wpisu jest bezwstydnie wysoko-haj-endowe combo składające się z dwóch, systemowych, klocków: przetwornika na dwóch 9038Pro D1 (gęsto opisany) oraz nowości (recenzji co kot napłakał) P1 – amplifajera pod słuchawki. Ciężkie, grube alu, charakterystycznie przedzielona sekcja zasilania (od wrażliwej elektroniki), minimalizm daleko posunięty (mini disleje pokazujące właściwie tylko podstawowe sprawy) i najszlachetniejsze elementy (płytki, kondki, gniazda etc) jakie można obecnie umieścić w obudowie klamota. Tak, widać, czuć że to jest top. Trochę mniej widać i czuć gdy weźmiemy znowu minimalistyczne w formie piloty – te są identyczne i przydałoby się jakieś rozróżnienie (a nie naklejka z tyłu informująca do czego to), ale też alu, też „premium” itd. Także ktoś, kto zainwestuje około dychy w całość (jeszcze z dobrym okablowaniem się zmieścimy) może liczyć na system, który nie ma – patrząc na to co wyciągnęło się z pudełka – czego się wstydzić w konfrontacji organoleptycznej z dowolnym słuchawkowo-przetwornikowym high-endem z Europy, USA-Kanady, Australii czy Japonii. I choć można się czepiać (no czepiam się) sterowania i ogólnie ergonomii obsługi (pokrętła wtopione w bryłę obudowy to taki zabieg dizajnerski, ok rozumiem, ale gorzej to się obsługuje niż za pośrednictwem klasycznej gały) to wrażenie jest takie – no, panie, panowie bardziej się już nie da, klamoty jakieś 80-100% droższe od „masówki” (ze świetnymi parametrami masówki), wyróżniające się na dzień dobry swoją arystokratyczną formą, choć jw w sposób elegancki, dyskretny, a nie ostentacyjny. To akurat lubię i zawsze chwalę. Wodotryski i udziwnienia nie mój adres.
Dobrze, a dalej, jak jest dalej, jak to gra, a nie że tylko wygląda? No popatrzmy…
Co z pudełka… jeszcze parę słów nt.
Już na wstępie mogliście przeczytać krytyczną ocenę tego, co z pudełka wypadło, nie będę robił wierszówki (to hobby, nie praca), która niczego nie wnosi, ale dla zainteresowanych garść informacji o specyfikacji i ogólnie z czym do ludzi byłaby wskazana. Także proszę bardzo, jest, nawet w ładnej formie, od dystrybutora, poddane starannej anty-bulszitowej selekcji (strasznie mnie wkurzają te bombastyczne, nic nie wnoszące opisy, Was nie? No właśnie), znaczy głównie mięcho. eby nie było, że tylko ganię, pochwalę – materiał wyselekcjonowany na rycinach treściwy, mocno szczególarski, no sensownie wszystko zebrane do kupy z uwypukleniem cech wyróżniających opisywane konstrukcje, także lecimy z koksem:
Nie jest, mam w testach coś, co robi via USB (tu też jest tylko USB, nie ma HDMI/I2S) DSD1024/PCM1536!) …będzie o tym wpis w TEN weekend
Tylko szkoda, że jak napisałem, taki sam dla D1 i P1, przy czym każdy steruje mimo identyczności „swoją” skrzynką i to od strony obsługi bez sensu trochę
Mięcho! Sekcja zasilania jest prima sort, a zasilanie – wiadomo – to fundament, jak skopane i jeszcze interferujące z elektroniką to pozamiatane. Tu jest wybitnie dobrze to zrealizowane.
Byłoby miło, gdyby opis trochę bardziej szedł w kierunku nietypowości zastosowania aż dwóch układów C/A o takich parametrach. Można było postarać się wytłumaczyć po co taki zabieg.
Postaram się odpowiedzieć na to pytanie w opisie brzmienia tytułowego combo.
To dobry poziom, ale nie bezwzględnie high-endowy, komponentów. Widać, że w czymś trzeba było dokonać racjonalizacji kosztowej.
Siak czy tak, w dużo droższych z zachodu klamotach, często znajdziecie części porównywalnej, albo gorszej jakości.
BTW Dobrze, że producent ładnie nam wszystko prezentuje, a nie glutem, mazią robi w trąbę… wielu tak ma.
Dane techniczne
Typ: przetwornik DAC
Wejścia: USB / optyczne / koaksjalne / EBU
Wyjścia: RCA / XLR
Zakres dynamiki: 131 dB
SNR: 122 dB
THD+N: 0,0002 %
Transmisja USB: asynchroniczna
Wspierane OS: Windows 7 / 8 / 8.1 / 10, MacOS 10.6 lub nowszy, Linux
Obsługa OTG: tak
Częstotliwość próbkowania USB: 16 bit / 24 bit / 32 bit / 1 bit
USB – DSD: 2.8224 / 5.6448 / 11.2896 / 22.5792 kHz
USB – PCM: 44.1 / 48 / 88.2 / 96 / 176.4 / 192 / 352.8 / 384 / 705.6 / 768 kHz
Częstotliwość próbkowania wyjścia koaksjalnego: 44.1 / 48 / 88.2 / 96 / 176.4 / 192 kHz
Poziom wyjściowy XLR: 4,6 Vrms
Poziom wyjściowy RCA: 2,2 Vrms
Pobór mocy: 10 W
Pobór mocy w trybie czuwania: 1,8 W
Masa: 5 kg
Wymiary: 265 x 215 x 50 (mm)
No ładnie, ładnie, ten D1 nie wypad sroce spod ogona, może ktoś utyskiwać, że „wincyj” I/O by się przydało, ale szczerze – obecnie – albo się gra z kompa, albo ze streamera, podpina wszystko via optyk (TV i wszelkie źródła weń wpięte) lub HDMI ARC – tu dygresja, w nowych audio klamotach ten interfejs naprawdę nie powinien nikogo dziwić, to oczywista oczywistość i ułatwienie, nie audiofilskie może, ale życiowe, pod salonowe okoliczności oferowane i dobrze. Sprzęt prezentuje się okazale, a jednocześnie – jak wspomniałem – minimalistycznie, znaczy elegancko, ale nie fajerwerkowo i według piszącego te słowa to zdecydowanie na plus. Ale de gustibus oczywiście i jak ktoś lubi niewiadomo co, chorą obsługę i na siłę udziwnienia to Chord zaprasza Dobrze, dość złośliwości, czas na drugiego klamota, tu niestety poskąpiono takich ładnych, opisujących rzecz, rycin, także mniej obrazków będzie i tylko suche fakty:
Do czego się przyczepię tym razem? Oczywista sprawa – brak wyjść. Znaczy dead end, nie podepniemy przelotowo ampa, szkoda.
Szkoda tym większa, że z wyjściem mógłby być nie wyspecjalizowany a uniwersalny, znaczy robić za pre dla końcówki, aktywnych kolumn.
U mnie właśnie wyszło to ograniczenie z całą mocą, bo poniżej (patrz obrazki) stała sobie końcówka Audiolaba i nie było jak
Specyfikacja P1:
Ale który jest który? Odpowiedzi szukamy z tyłu na naklejce. Yyy… nie, to powinno wyglądać inaczej.
Parametry takie, że żadne słuchawki nie straszne, że wszystko co wpięte napędzone będzie, że przy takim stosunku sygnału do szumu jakim się producent chwali i praktycznie pomijalnymi zniekształceniami ten head amp powinien być w pełni transparenty na sygnału, tylko go wzmacniać, nic nie ujmując (i dodając), no prawdziwy „drut ze wzmocnieniem” bez kolców, znaczy bez psucia tego, co ze źródła wyjdzie. Yhy, no to się zobaczy. Poza tym forma jak wyżej bardzo pięknie szlachetnie zminimalizowana i elegancka jak w D1, całościowo oba tworzące tandem bezapelacyjnie pociągający i przyciągający, czytaj zachęcający do długich sesji i tą swoją hajedowością generujący w użytkowniku bardzo przyjemne emocje, jakieś takie endorfinki czy coś.Nie odkryję tutaj Ameryki, pisząc, że dzielone często gęsto oznacza więcej dobra (a nie mniej). Jest co prawda szkoła, która twierdzi, że nie, że można integralnie i całościowo i w sumie jesteśmy dzisiaj świadkami miniaturyzacji i integracji na tyle daleko posuniętej, że jest coś na rzeczy (generowanie 400W z pudełka od dziecięcych bucików raczej robi wrażenie, nie?), ale pozostawmy te dywagacje i pozostańmy przy konserwatywnym, audiofilsko-doktrynalnym, uświęconym co dwie (i więcej) skrzynek to nie jedna (nie gra). Tu jest bezkompromisowy set słuchawkowy, właśnie tak – bo nie pre, tylko minimalistyczna integra pod słuchawki (jako nausznikowy szajbus korzystam z końcówki lampowej pod …słuchawki z podpiętym wprost do odczepów HE-Adapterem) z DACzkiem, który w odróżnieniu od konkurencji nie ma wszystkiego (LANy, BT, pre-enkodery, wejściowe sekcje analogowe i co tam jeszcze), tylko jest po prostu przetwornikiem C/A. Takim z najmocarniejszym (bo nikt pod stereo bardziej obecnie już nie mnoży kostek – to nie czasy czterech czy ośmiu osobnych kości vide stare Audio-GD… ach ta miniaturyzacja, ta integracja dzisiaj) setupem krzemu w najwyższej możliwej konfiguracji. Co dało to połączenie? No popatrzmy:
Jak ktoś ma jacka niech nie płacze, też będzie czarowanko na LCD-kach.
Zagrało, czyli to co najważniejsze.
Zacznę od tego, co ustawi cały opis w określonym kontekście – to system. Tak, sam DAC jest bardzo dobry, ale taki zestaw daje pojęcie o tym, co można, jak można na słuchawkach dzisiaj słuchać. I tak to postanowiłem przetestować i tak potraktować. Nie kolumny - choć DAC był przez chwilę podłączony do systemów w salonie i …nie wyróżniał się na tle tego, co akurat grało tj. tzw. streaming DACa NADa (658), czy przetestowanej nowości Toppinga (D90). Być może ograniczeniem był rzeczony NAD (jako pre), choć pod całkowicie analogowym, bez nowinek być może degradujących, przedwzmacniaczem (1020) tudzież małą integrą (315) jakoś nie rzucił na kolana, nie odczułem znaczącej różnicy jakościowej w porównaniu z innymi, zbliżonymi cenowo, albo konkretnie tańszymi klockami. W przypadku tandemu jednak – no było inaczej. Co ciekawe D1 z moim M1HPA, z fantastycznym lampiszonem Woo (jako pre) też nie uwiódł, było dobrze, poprawnie, ale jakoś tak bez przyspawania do fotela. Mhm, D1 okazał się wrażliwcem na to, do czego się go wepnie. Nie wykluczam, że w przypadku kolumn moje możliwości były zbyt skromne, zbyt mało wysublimowane by pokazać możliwości tego przetwornika. W końcu to (z czym) na poziomie co najwyżej średnio-półkowego HiFi (upraszczam – dzisiaj te wszystkie klasyfikacje i tak są moim zdaniem o kant dupy). Siak czy tak, jak D1 nie chciał pokazać możliwości pod moimi słuchawko-ampami (w przypadku opisanego powyżej końcówkow0-lampowego setupu z M1 jako pre było wręcz karykaturalnie) to z P1…
Niech Was nie zmyli ten głupi wyraz twarzy, podoba się i to bardzo się podoba co tam leci (nie podobało się z transportu płytowego, w tekście macie dlaczego)
Captain Obvious. Dostałeś systemowy zestaw, skrzynki specjalnie przygotowane, by tworzyć dream team to co się dziwisz, że najlepiej i – nawet – w ogóle dopiero to? No niby tak, ale w tym wypadku jednak różnica i dopasowanie a nawet – powiedziałbym – konieczność takiego połączenia nieco mnie zaskoczyły. Szczególnie przez wzgląd na wybadanie jak to jest z innym i lekko zaskakujące wnioski. Nie to, że P1 z przetwornikami nie zachwycał – no zachwycał, zachwycał, ale D1 właśnie z „rodzeństwem” tworzył to, co według mnie warte było wysupłania prawie dychy i – myślę, że w kategoriach bezwględnych – nie szukania już niczego pod słuchawy, bo owszem, inaczej jak najbardziej, ale bezwględnie lepiej – trudno sobie byłoby takie coś wyobrazić. Także skoncentrowałem się na systemowym słuchaniu i takie mi się po paru tygodniach katowania nasunęły wnioski:
- jestem zdecydowanie zwolennikiem konwertowania PCM do DSD w maksymalnej, osiągalnej, jakości (parametrach), szczególnie w przypadku klamotów z wyższej półki. Jakość dźwięku robionego – przykro mi – wiem, że to zostanie uznane za herezje, ale cóż począć – widać, jestem heretykiem… jakość dźwięku via hardcorowe DSP jest na poziomie nieosiągalnym soute. Składa się na to uszlachetnianie sygnału jak i „kalibrowanie efektora” albo pod warunki (pokój, kolumny = wiadomix), albo samego zestawu przetworników na łepetynie (słuchawki zagrają w pełni dopiero po właściwym ustawieniu, względnie zagrają świetnie bez – bo producent naprawdę odrobił pracę domową – a my to możemy jeszcze, bo da się, jeszcze możemy poprawić… znaczy inni mogą, którzy to profesjonalnie aplikują). Także ustawienia Audeze przygotowane pod Roonem, także konwersja z załączonym native (bo wychodzimy poza DoP256 – który niczym się od native 256 nie różni, niczym, tylko że ten parametr powyżej to w przypadku DoP koniec zabawy, a można jeszcze bardziej – będzie o tym, przy okazji wyczynowca od Denafrips, wpis), odpowiednio dobranymi filtrami i (bardzo ważne) odpowiednio mocnym (żeby nie powiedzieć mocarnym) CPU. Nie da się zejść poniżej 4GHz Core i7 (a lepiej mieć zapas).
- słuchając bez „ufajniaczy” oczywiście słyszymy różnice, czujemy niedostatki i na pewno (wg. mnie) jest to łatwiejsze i pewnie dokładniejsze, czy wręcz sensowniejsze, w przypadku testowania, porównywania, opisywania. Także tak, słucham bez DSP, ale zawsze WRACAM do DSP, bo gra mi lepiej, albo DUŻO lepiej. Nienawidzę MQA, które ogranicza możliwości (nie ma mowy o DSP w przypadku tego wynalazku, znaczy pod Roonem sytuacja wygląda nieco inaczej, bo to ludzie, którzy trochę jakby stoją za MQA, no nie bezpośrednio, ale jednak – team Meridian się kłania), wszystko wg. mnie uśrednia, ujednolica odnośnie sygnału, de facto oferując przetworzony na modłę (swoją modłę) dźwięk, który kupujemy, albo nie i koniec tematu. Surowy (ekhmm – gówno prawda, bo to ze studia wyjdzie, to na pewno nie jest surowy, tylko robiony ofc) sygnał, znaczy taki oryginalny to – wiem – znowu się narażę – często półprodukt, czy inaczej, to coś co nie jest świętością samą w sobie, bo wszystkie zmienne (my, miejsce, określony tor – pierdyliard rzeczy) mają wpływ na efekt końcowy i sorry, ale te wszystkie korektory, regulacje nie są od czapy i nigdy od czapy nie były, tylko – kompletnie od czapy – stały się haram, stały się niekoszerne, wyrzucone przez „purystów” (wariatów) za burtę. Nie ma i nigdy nie będzie prawdy. Będzie tylko tu i teraz, chwila, ulotna, często bardzo mocno zaaranżowana chwila. Kto tego nie pojmuje, nie rozumie, łudzi się.
- synergia bywa wszystkim (i nie ma sensu się rozwodzić „but why”, bo wałkowane to było wiele razy, ale – co ciekawe – często opisując cokolwiek recenzenci w ogóle pomijają ten aspekt i niby jak to ma być miarodajne, hę?)
- im więcej słuchasz, im więcej czytasz, im więcej się dowiesz, tym mniej wiesz. Znaczy to tyle, że człowiek z głową pełną doświadczeń wcale nie musi mieć racji w aspekcie tak efemerycznym jak SQ – kompletny laik może wysnuć wnioski sensowniejsze, specjalnie nie piszę prawdziwsze, bo jak wyżej prawda to ułuda. Słuchający (z nie trafionym aparatem – mój na pewno jest już stępiony, nie mam co do tego wątpliwości) na świeżo, bez bagażu, mogą mieć większą frajdę niż stare wygi, dinozaury, które będą rozdrabniać się i gubić w swoich coraz to bardziej pogmatwanych, odrealnionych wrażeniach / opisach.
Powiedziałbym, że te pokrętło to tak średnio
Dlaczego o tym, a nie – wprost – o dźwięku? Żeby pokazać kontekst i być, a przynajmniej starać się być uczciwym. Tytułowy tandem z całym niezbędnym softwareowym wsparciem (przepraszam, no wiem, przepraszam raz jeszcze), znaczy ze wsparciem niezbędnego dla optimum kodu, pokazał co potrafi na szczęście przypadkowo udany (a nie przypadkowo zwalony) egzemplarz LCD-3, pokazał co można na tych słuchawkach uzyskać. To było określone granie, na pewno miałbym inaczej z innymi nausznicami (HiFiMANy tak bardzo mi się nie podobały, ale to kwestia preferencji osobistych, a nie bezwzględna ocena!), ale takie, które trafiało prosto w moje serduszko. I pewnie bym się tutaj zachwycał bez końca, jak mi to dobrze grało, gdyby nie (też z Audeze) nowy set jaki się właśnie słucha, który jest jeszcze (bezwzględnie) lepszy. Zostawię to jednak, bo do niczego takie porównania nie prowadzą, poza wprowadzaniem chaosu i czytelniczego zagubienia. Ujmę to tak – ten setup z Audeze zrobił słuchawki nie tylko mocne w tym, w czym tróji mocne są, ale także w zakresie tego, na co zazwyczaj, mając je na łbie, aż tak nie zwraca się uwagi. Także nie średnica pyszna, nie dół przebogaty, nie wybitna przestrzenność, a detal, zdefiniowanie ataku na nowo (nie wiedziałem, że LCD-3 potrafią grać „natychmiast”, raczej odwrotnie) były tym, co tutaj odkrywane było na nowo. I znowu, powracając do tego „nie podobały” – HiFiMANy to właśnie te, odkrywane na „kapciuchach” (LCD) rzeczy, możliwe że w przypadku tych efektorów za bardzo charakterystyka elektroniki poszła w tę stronę, może dlatego było to na dłuższą metę męczące? Niewykluczone. Także na pewno nie było to uniwersalne granie, a właśnie różnicujące i promujące określone efektory, a nie jest dobrze i właściwie wszędzie jest i następny proszę. Bywają takie produkty i zazwyczaj przy zdarzeniu z czymś niebanalnym, czy po prostu trafieniu na synergetyczne „w punkt” dostrzegamy jako bardzo, bardziej może zagrać. Nie często, choć przy tym zalewie nowości, coraz częściej (i fajno) takie coś.
Pięknie jest, tylko jeszcze profilu pod LCD brakuje (tu nie załączony w ścieżce sygnału)
Także nie chcę Czytelnika mamić opisem właściwie niczego nie wnoszącym do sprawy – tu jest konkretny setup i konkretny efektor, które się zgrały i zagrały. Trójki, Roon full DSP i te dwa klamoty. Było to coś, co spokojnie uznałbym za docelowe, ale ni cholery nie mogę, bo jednak (i tak to sobie tłumaczę) połączenie równie wyczynowego źródła (DAC) z lampiszonową integrą słuchawkową na tych samych LCD-kach wywołało u mnie palpitację, powoduje zarywanie nocy na słuchanie i ogólnie jest mocno niezdrowe, bo tylko myślę o tym kiedy sobie znowu podepnę i posłucham. No, ale, jednak budżet musiałby być nieco wyższy, także jak mniej w kieszeni to chociaż progres SQ a nie że sztuka dla sztuki. Aha, rozczarowało mnie granie via SPDIF na tym setupie, przy czym totalnie z świetnym przecież, ale jednak tutaj kompletnie nietrafionym, transportem NuPrime (CDT-10). Niestety brak HDMI (I2S) uniemożliwił zabawę jak z D90 (tam też SPDIF wypadło poniżej, także może transport… tylko co tu popsuto? Bez sensu) i tym cedekiem, na AES/EBU jakoś też bez rewelacji, ale też współosiowo cyfrowo z niepozornym Sonos Portem bardzo ładnie. I bądź tu mądry. Ten Sonos po prostu odrobił pracę, a NuPrime coś nie bardzo? Znowuż po konwersji via DSP na samym transporcie płytowym (sic!) za pośrednictwem I2S grało zachwycająco, naprawdę petardziaście, tyle że nie na D1&P1, bo jw. Ehhh. Jak widać czasami nic nie widać. Po prostu trzeba przyjąć, że tak NAM gra i uznać, że zawsze, w każdych okolicznościach, może kryć się pułapka, że można się zwyczajnie rozczarować.
SMSL podobnie jak inni chińscy wytwórcy robi wiele by nie dać o sobie zapomnieć. Line-up to właściwie comiesięczne premiery, przy czym opisywany tandem nadal dzierży palmę pierwszeństwa na szczycie oferty. Postęp jest jednak nieunikniony przy takim tempie wydawniczym i wiele nowych możliwości, a nawet – właśnie – lepszych parametrów (co może, nie musi, ale może przekładać się na lepsze SQ) w nowościach może stanowić dla tytułowego tandemu pewne wyzwanie. Zgoda. Tak jest i nie ma co ukrywać, że jest inaczej, ale pocieszające w tym wszystkim jest to, że opisany powyżej setup z kiedyś flagowymi Audeze może być bezpieczną przystanią dla nabywcy, który nie będzie zmuszony szukać, testować, przewalać klamotów, tylko podepnie i sobie z wielką przyjemnością posłucha i słuchać już tylko będzie.*
Sumując
Jak D1 i słuchawki przede wszystkim to koniecznie P1. To tandem oczywisty i wręcz coś, co jest skazane na siebie, bo jak wspomniałem, w innych okolicznościach byśmy szli na jakieś kompromisy, czegoś byśmy (oczywiście to tylko pod kątem tych paru przetestowanych rzeczy – bierzcie na to poprawkę) sobie ubywali. To combo będzie na tyle kompetentne (po dopasowaniu efektora), że docelowe – nie mam co do tego wątpliwości, z zastrzeżeniem, że nigdy nie mów nigdy Takie combo świetnie się sprawdzi przede wszystkim w systemie grającym z komputera (względnie wyposażonego w USB streamera – ale USB jest tutaj No 1). Sprawdzi się doskonale w rozbudowanym systemie pod słuchawki, obejmującym inne źródła analogowe i cyfrowe (P1). I to będzie właściwie tyle, jeżeli chodzi o coś na uszach. W przypadku kolumn D1 jest wart rozważenia po dokładnym, skrupulatnym przetestowaniu w określonym, warunkującym efekt, setupie… nie kierowałbym się na wstępie jego wyczynowymi parametrami, obiecując sobie synergię i zgranie oraz efekt zgodny z (wysokimi) oczekiwaniami. Ten DAC na pewno mógłby stać się częścią wyczynowego toru, takiego high-endowego na zdroworozsądkowym poziomie, gdyby producent zaoferował adekwatną integrę (pod kolumny), albo chociaż adekwatny przedwzmacniacz (coś jak P1 tylko no właśnie nie pod nauszniki tylko, czy w ogóle nie pod). I najlepiej z dużą, ciężką, alpsową gałą, no niech będzie enkoderem, gdyby to miał być produkt łączący jakieś cyfrowo-sieciowe wynalazki. Choć osobiście wolałbym po prostu czysty analog, dopasowany klocek systemowy i już. Może VMV znaczy SMSL takie coś wypuści? Może?
To jak z tymi dwiema kośćmi, przecież obiecałem wcześniej coś napisać. Dobrze – odpowiem – na razie jest to dla mnie bardziej przerost firmy nad treścią, nie za bardzo rozumiem w czym taki układ miałby być zdecydowanie lepszy (nasze możliwości percepcyjne, nasz aparat słuchu) od pojedynczego scalaka. Cóż, nie wykluczam, że jako amator, nie inżynier, po prostu tego nie ogarniam i stoją za tym wyborem jakieś określone, realne benefity. Być może. Ja tego nie (u)słyszałem.
* pod warunkiem, że nie… dobra, stop, tak można w nieskończoność.
Zestaw za mniej niż dychę: DAC D1 (5699) i słuchawkowy amp P1 (3999)
Plusy:
- synergia i przy dobraniu odpowiedniego efektora nie szukamy dalej
- mechanicznie, formą, wykonaniem to hajend bez „”
- szlachetny minimalizm, „złote a skromne” znaczy się dyskretna elegancja w wysmakowanej odsłonie
- zdecydowanie taniej niż w przypadku tzw. zachodu te high-endy, zdecydowanie
Minusy:
- sterowanie i ergonomia kontrolowania pracy (piloty takie same, o pomyłkę łatwo, nieprecyzyjne pokrętło wpuszczone w obudowę w P1, miniaturowy przycisk w D1)
- SPDIF ze znakiem zapytania odnośnie SQ
- brak wyjść w P1
- małe, nieczytelne displeje (choć rozumiem, podobnie jak z nietypowymi pokrętłami, że to wybór dizajnerski i ładne ale cóż – niepraktyczne)
Autor: Antoni Woźniak
Serdeczne podziękowania dystrybutorowi za wypożyczenie i cierpliwość
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.