LogowanieZarejestruj się
News

09.09.14 Konferencja Apple naszym okiem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Apple Conf 090914

Zupełnie nowe produkty (i nie mam tu na myśli iPhone), wprowadzenie ważnych, wnoszących istotne nowości, nowe możliwości, nowe usługi oraz usprawnienia, wersji mobilnego oraz komputerowego systemu operacyjnego oraz (niewykluczone) wprowadzenie wielkich zmian w systemie dystrybucji muzyki… tego mniej więcej możemy się spodziewać po dzisiejszej, chyba najważniejszej od czasu przejęcia steru przez Tima Cooka konferencji Apple. Będę relacjonować to wydarzenie, a właściwie to precyzyjniej, na gorąco postaram się o ocenę oraz subiektywny opis tego co pokaże firma z Cupertino podczas dzisiejszego wydarzenia. Najistotniejsze, z punktu widzenia branży audio, pytanie brzmi: Czy Apple zapowie ewolucyjną zmianę (koniec?) obecnego iTunes, narodziny nowego modelu dystrybucji opartego na miesięcznych opłatach, na subskrypcji? A jeżeli tak, to jaki to będzie miało wpływ na oferowane przez firmę urządzenia? Czy w związku z tym znikną iPody? Czy model oparty na płaceniu za piosenkę, album będzie utrzymany tylko i wyłącznie na potrzeby zapowiadanego przez niektórych wejścia Apple na rynek dystrybucji muzyki w bezstratnej jakości? Czy model subskrypcyjny będzie oznaczał progres do bezstratnego strumieniowania, a iTunes store zaoferuje hi-resy? Jak Apple zdyskontuje zakup Beats, w jaki sposób przełoży się to na oferowane przez siebie produkty, usługi (streaming jest tutaj moim zdaniem pewniakiem).

Muzyka rzecz jasna nie będzie głównym bohaterem – tutaj rzecz jasna dominującym produktem będzie iPhone oraz prawdopodobny iWatch. Jednak muzyka może być jednym z głównych motywów, szczególnie jeżeli Apple postanowi wprowadzić gruntowne zmiany w swoim wirtualnym kramiku, jeżeli całości będzie towarzyszyła poważna zmiana iTunes (rozumianego szerzej, a konkretnie jako model dystrybucji, łącznik, kluczowy element ekosystemu). Ten mianownik, wg. mnie, wymaga pilnej modyfikacji, odważnych decyzji. Czy tak się stanie, przekonamy się już niebawem. Nie można zapominać, że zapowiadane na WWDC nowości dotyczą innych dziedzin, takich jak zdrowie, jak płatności mobilne, jak integracja usług w obu systemach, jeszcze ściślejsza współpraca, współdziałanie handheldów z Makówkami, inteligentny dom itp. Liczę jednak na to, że Apple zaskoczy nas, informując o nowościach z zakresu audio i będzie to jeden z ważnych punktów konferencji. W końcu od iPoda to się zaczęło, od iPoda oraz iTunes. Od muzyki. Byłaby to ładna klamra, bo oczekiwania względem Apple są ogromne, a jednocześnie wiele rzeczy w „królestwie” zdążyła się wyraźnie zestarzeć, żeby nie powiedzieć zdewaluować. Sprzedaż „mp-3ek” za kilkanaście dolarów za album to nie jest coś, co dzisiaj ma przyszłość. Brak lepszej jakości muzyki, brak atrakcyjnego serwisu streamingowego, przy jednoczesnym inwestowaniu w ten segment (Beats) to coś, co mocno tu nie pasuje, nie koresponduje. To tylko jeden z elementów, ale istotny, bo powiązany z całym ekosystemem. Pytanie, czy oni zdążą to wszystko pokazać w trakcie dwugodzinnego spotkania? Cóż, w tym prezentowaniu, pokazywaniu są niewątpliwie mistrzami.

Ten wpis będzie aktualizowany… Aktualizacja (po konferencji)

I nie była (muzyka) głównym bohaterem, a wręcz pojawiła się incydentalnie. Na zakończenie… występ U2, nowy album za darmo dla użytkowników iTunes. Dobre marketingowo, ładne nawiązanie do współpracy supergrupy z Apple jaka ciągnie się od prawie dekady. Sam utwór dziadków rocka jakoś trudno nazwać czymś przełomowym, raczej nic nadzwyczajnego, ale mniejsza o to… jeżeli jest to zapowiedź wprowadzenia darmowej muzyki dla klientów iTunes (jakiś model subskrypcji zapewne) to zapowiedziane mocno nie wprost, ale można i tak. To tyle na temat muzyki… choć, być może, pewnym drogowskazem odnośnie zmian w tej dziedzinie będzie wprowadzenie 128GB iPhone. Te dodatkowe gigabajty przydadzą się tym, którzy zechcą zapisać w pamięci urządzenia dźwięk w kompresji bezstratnej, pliki hi-res. Tak czy inaczej, niczego nowego w najbardziej interesującym nas zakresie nie dowiedzieliśmy się. No może poza informacją zza kulis… iPod Classic przechodzi do historii, nie będzie już odtwarzacza z ruchomym kółeczkiem.

Apple wyraźnie postawiło na jeden produkt. Tym produktem jest, czy raczej będzie Watch. Apple Watch. Nie iWatch. To zresztą znamienne, że nowe, całkiem nowe produkty, czy usługi nie mają w nazwie „i”. To, wbrew pozorom, bardzo znacząca, nie tylko symboliczna zmiana nazewnictwa. Wraz z Apple Pay, wirtualnym portfelem, Apple wyraźnie wyznacza kierunek w jakim chce zmierzać, a ten kierunek to mobilne płatności, fitness, zdrowie oraz – rzecz jasna – domykanie, czy zamykanie własnego ekosystemu w ramach urządzeń z logo jabłka. Chcecie Apple Watch’a? Tylko iPhone, który jest tutaj konieczny. Płatności? Własny system, całkowicie niekompatybilny z tym, co egzystuje już na rynku (no może nie do końca, rzecz oparta jest na technologii bliskiej komunikacji NFC, czyli infrastruktura już jest). Szczególnie w przypadku zegarka takie postępowanie można uznać za cokolwiek kontrowersyjne, w końcu to nie tylko gadżet elektroniczny, ale także osobista biżuteria, rzecz z pogranicza mody, odzieży… Zresztą forma tego gadżetu jednoznacznie wskazuje na to, co warte podkreślenia Apple odrobiło lekcję i mamy tutaj do czynienia z zegarkiem, z odpowiednim designem, z klasycznymi materiałami, kopertą, a nawet (ważnym odnośnie obsługi, interfejsu) pokrętłem. Pytanie, czy użytkownikom spodoba się taki mariaż z konieczności. Rzecz jasna to Apple, trudno oczekiwać, by sprzęt natywnie był kompatybilny z innymi systemami, ale to co powiedziano na konferencji jasno wskazuje, że aplikacje przygotowane przez developerów niczego tu nie zmienią. Tylko iPhone zatem. Sprytnie nie ograniczono liczby wspieranych urządzeń do tylko najnowszych, czy tylko pokazanych w zeszłym roku telefonów. Załapał się iPhone 5, co oznacza że liczba potencjalnych użytkowników znacząco rośnie. Samo urządzenie zaprojektowano kompleksowo – jest tutaj i dotyk (łącznie z naciskiem) i magiczne pokrętło, jest także głos (Siri) oraz bateria różnego rodzaju czujników (a więc są i różne gesty, pozwalające na kontrolę zegarka oraz urządzeń peryferyjnych). To plus wspomniane wytyczne projektu – forma zegarka, sensowna wielkość (dwa modele, większy i mniejszy, oba kompaktowe, nie przerośnięte) oraz (dodatkowo) kilka całkiem sensownych pasków, bransolet tworzy przekonywujący produkt, który być może będzie pierwszym smartwachem z prawdziwego zdarzenia. Cena? Od 349$. Jak za zegarek to ujdzie, jak za gadżet (patrz niżej) to drogo, a nawet bardzo drogo. Poza tym otwarta pozostaje kwestia czy niższa cena nie jest tutaj powiązana z rozmiarem, wreszcie jak dużo przyjdzie zapłacić za wersję „ze średniej półki”. Ta średnia, pewnie, oznaczać będzie lepszy pasek, bransoletę oraz właśnie rozmiar. Na marginesie, ciekawe czy mniejszy zegarek nie będzie wymagał częstszego szukania gniazdka (trudno to sobie w sumie wyobrazić, biorąc pod uwagę podany nie wprost czas działania, wynoszący niecałą dobę). Kiedy? Na początku (?) przyszłego roku.

Tyle tylko, że o paru rzeczach nie wspomniano. Po pierwsze i najważniejsze, nie wspomniano o czasie działania. To kluczowy aspekt, bez poznania tego parametru trudno orzec, czy ten produkt ma… rację bytu. Magnetyczne złącze zasilające to „koraliki”, coś co pewnie ma odwrócić uwagę (bo przecież wygląda kusząco, nowocześnie etc) od istoty. Jak długo to pociągnie na baterii. Cook wspomniał coś o tym, że „co wieczór”, a to by oznaczało, że to jednak nie jest zegarek, tylko naręczny gadżet, będący w sumie ciekawostką a nie realną alternatywą dla czasomierza. Pamiętajmy, że to ma być ZAMIAST. Przecież nikt nie będzie się wygłupiał i nosił dwóch zegarków, czy zegarka i „smart zegarka” równocześnie. W takiej sytuacji wiele ciekawych, nawet innowacyjnych funkcji może wręcz być przekleństwem. Wyobraźmy sobie prostą sytuację, prowadzimy rozmowę korzystając z możliwości Watcha, albo nawigujemy korzystając z zegarka a tu nagle wyświetla się przekreślona bateria. Takie coś wcale niekoniecznie pod koniec dnia, a w środku (bo przecież czas pracy nie przekraczający 24h, realnie oznacza niecałą dobę). Może być jeszcze gorzej. Przeładowanie funkcjami, brak energooszczędnego ekranu (dlaczego, litości, zastosowano LCD-ka? Przecież to dodatkowo oznacza, że wyświetlacz będzie mocno nieczytelny pod światło! Było to zresztą widać podczas prezentacji)… tak to wszystko nie wróży.

Apple bardzo zachwalało Apple Pay, widząc już siebie w roli największego beneficjenta elektronicznych płatności na globie. Ok, tylko co się stanie z naszymi wirtualnymi kartami, gdy padnie nam telefon, albo watch, albo jedno i drugie. Niemożliwe? Oczywiście że możliwe, wręcz oczywiste, bo wystarczy się zapomnieć, czy po prostu mieć pecha i wyczerpać baterię przed podłączeniem gadżetu do gniazdka. Tradycyjny portfel przeżytkiem? No właśnie nie za bardzo, bo tutaj musiałaby iść w parze rewolucja w zakresie zasilania (albo ładowania, bezprzewodowego, bez konieczności podłączania sprzętu do ładowarki, do ściany). Dopóki takie coś nie stanie się standardem, pozbycie się fizycznych kart, prezentowane przez Cooka & ska będzie tylko ładną wizją, a nie realną alternatywą… dodatkowo, pokazany na obrazku terminal, nie jest typowym terminalem, a kompatybilnym. Co to oznacza, nie trzeba nikomu tłumaczyć. Możliwość wprowadzenia Apple Pay w innych lokalizacjach (poza USA) uważam za mało realną, a nawet jeżeli udałoby się takie coś wprowadzić, to będzie to wymagało bardzo długiego czasu. Poza tym system muszą wprowadzić także banki, wymaga to wprowadzenia, wdrożenia poza obecnie funkcjonującymi rozwiązaniami. Szczerze? Nie bardzo chce mi się wierzyć, że Apple uda się przekonać instytucje finansowe do zainwestowania w coś, co jest zamknięte w obrębie swojego ekosystemu, nigdy nie będzie uniwersalnym rozwiązaniem, bo będzie przypisane tylko i wyłącznie do handheldów z logo jabłka. Sama idea wydaje się słuszna, karta nie jest rozwiązaniem bezpiecznym, płatności zbliżeniowe pokazują w którym kierunku powinno to iść. Tyle tylko, że tutaj zamiast tworzyć coś zgodnego, albo chociaż otwartego, proponuje się rozwiązanie całkowicie zamknięte. Aha, i jeszcze jedno, Apple będzie tutaj pośrednikiem, a to oznacza dodatkową opłatę na rzecz tego pośrednika. Od każdej transakcji…

No dobrze, a gdzie się podział iPhone? Ano pierwsza godzina wypełniona była prezentacją nowego, czy raczej dwóch nowych modeli. Pokazano dokładnie to, czego się wszyscy spodziewali, o czym od dawna trąbił Internet. Dwa duże iPhone. Teraz duże jest ok, a 4.7 czy nawet 5.5 cala to optymalne rozmiary. Patrząc na rynkowe tendencje trudno z tym polemizować, patrząc na dotychczasową filozofię firmy to radykalne zerwanie z dotychczasową polityką. Małe już nie jest piękne, a wielki telefon, patelnia (5.5″ model z całą pewnością jest patelnią) to coś, co wyznacza dzisiaj standardy w tym segmencie rynku. Moim zdaniem ta część konferencji, bardzo sprawnie zrealizowana (czego nie da się powiedzieć o technologicznym zapleczu, streaming wywalił się jeszcze przed rozpoczęciem, a potem było jeszcze gorzej, tzn. strumień z losowo wybranego miejsca, chiński bodaj dubbing i tym podobne kwiatki), jakoś nikogo nie wbiła w fotel, nie było też gromkich oklasków, głosów zachwytu etc. Większy iPhone ma wiele z iPada (o którym, notabene, nic nie wspomniano, ani jednego słowa), podobnie prezentuje treści, wyświetla aplikacje. To taki mini, mini iPad w sumie. Z funkcją dzwonienia. Kto co lubi. Oczywiście tylko z iPhonem 6 i 6 Plus (mało finezyjna nazwa) będzie można skorzystać z Apple Pay (wymagane NFC). W sumie mała strata, bo po pierwsze rzecz jest dyskusyjna (bateria), po drugie obecnie (i pewnie na długo) ograniczona wyłącznie do Stanów. Do sklepów (19 września w Stanach, o reszcie wspomniano enigmatycznie – 119 państw do końca br). Do sklepów trafią wersje 16, 64 oraz 128GB (tak, nie będzie 32GB, dlaczego nie wycofano wariantu 16GB? No właśnie…), poza nowymi procesorem, koprocesorem (z ósemką w nazwie), będzie rzecz jasna nowy system, 1GB pamięci, z nowości – barometr, poprawiona kamera (w Plusie nawet z optyczną stabilizacją, szybsze AF), pojemniejsze baterie (szczególnie w większym modelu odczujemy różnicę) oraz szybszą oraz lepiej łapiącą fiksa sieć LTE (20 zakresowy moduł), a także WiFi 802.11ac. Ceny zbliżone do tych, które widzieliśmy w przypadku poprzedników (choć Plus będzie o ok. 100$ droższy). Podsumowując, bez rewelacji, ot nawiązanie do rynkowych trendów, jak wyżej, premierę telefonu (-ów) wyraźnie przyćmił zegarek. Ciekawe, czy to próba ograniczenia udziału iPhone w generowanych zyskach… jakby nie patrzeć to ponad 50%, a to nie jest najzdrowsza sytuacja dla jakiejkolwiek firmy. Cóż, zobaczymy…

Podsumowując, Apple musiało pokazać COŚ, aby zadowolić inwestorów, media, sprostać ogromnemu oczekiwaniu na coś przełomowego, nowego. Czy sprostało temu oczekiwaniu? Nie wiem, patrząc na to wszystko, na chłodno, premiera Watch’a dopiero za parę miesięcy, a to szmat czasu, w branży IT taki czas to często kolejna generacja, nowe produkty, nowe pomysły. Apple musiało, pytanie czy Apple zdoła utrzymać zainteresowanie produktami, których jeszcze długo nikt na oczy nie zobaczy, względnie skorzysta z nich garstka konsumentów (Apple Pay)? To nie jest sytuacja tożsama z półroczną przerwą między zaprezentowaniem, a wprowadzeniem do sklepów Maka Pro. To jednak elitarny, nie masowy produkt, który i tak był wyczekiwany od bardzo długiego czasu przez zainteresowanych. Tutaj jest zupełnie inaczej, to znaczy mówimy o czymś dla mas, mówimy o czymś co ma dużą konkurencję (smartwatch’e oraz opaski), co musi zderzyć się z urządzeniami, które zapewne będą działały znacznie dłużej, będą atrakcyjniejsze oraz nowocześniejsze. Czy samo jabłko na kopercie wystarczy? Można mieć do do tego pewne wątpliwości. Nie zapominajmy, że firmie nie uda się wprowadzić zegarka przed świętami, że iPhone 6/6+ będą już na rynku od prawie pół roku (Apple Pay -> to też wskazówka, jak samo Apple ocenia możliwości wdrożenia tych płatności w czasie) to wszystko może mieć wpływ na przyjęcie rynkowe tego gadżetu (bo jakoś na zegarek jednak mi ten Apple Watch nie wygląda)…

PS. Uszczęśliwianie na siłę nigdy nie wyszło nikomu na zdrowie. Apple oferując nowy album U2 WSZYSTKIM klientom iTunes, sprowadziło na siebie gromy użytkowników. Co prawda po miesiącu rzecz zniknie z list, ale niesmak pozostanie. A przecież można było to inaczej załatwić, wprowadzając monit o dostępności darmowego albumu… no ale wtedy, nie było by tak spektakularnie, spektakularnie marketingowo…

Dodaj komentarz