Szczerze powiedziawszy nie bardzo rozumiem idee jaka przyświecała twórcom tego pomysłu. Trio najnowszych odbiorników plazmowych Koreańczyków to panele uzbrojone w bardzo wytrzymałą, odporną na zadrapania powłokę oraz dwa piórka, które służą do interakcji, pozwalając użytkownikom na dotykową obsługę… no właśnie nie tyle telewizora, co specjalnie przygotowanych aplikacji. W ogóle, aby skorzystać z PenTouch TV konieczne jest podłączenie do telewizora komputera PC. LG zaleca zastosowanie możliwie szybkiej, wydajnej maszyny z co najmniej dwurdzeniowym CPU (taktowanym na poziomie 2.5GHz) oraz 500GB wolnej przestrzeni na dysku. Takie dotykowe wyświetlacze znamy z telewizji, w studiach często korzysta się z dużych paneli dotykowych, które pozwalają na szybką nawigację oraz wybór dokładnie takich informacji, jakie zażyczy sobie w danym momencie prezenter. To całkiem sensowne rozwiązanie, jednak dom to nie studio, gdzie siedzi się obok ekranu. Rzecz jasna na chwilę można podejść do telewizora, pojeździć stylusem po ekranie wyszukując informacji na temat pogody, sprawdzając wpisy z kalendarza, najnowsze posty na Facebooku, czy też popatrzeć na najnowsze zdjęcia w galerii. Problem w tym, że to wszystko wolimy robić z perspektywy kanapy. To już lepszym rozwiązaniem jest/będzie integracja interfejsu dotykowego z telewizorem za pośrednictwem współpracującego z odbiornikiem TV tabletu. Stanie przed ekranem wydaje się dość karkołomne, mało wygodne i w sumie zupełnie niepraktyczne. W końcu spory HDTV to nie smartfon czy tablet. Dziwaczny pomysł, jeden plus że sprzęt nie jest specjalnie drogi, kosztuje odpowiednio $1099 za ekran 50 calowy oraz $2199 za 60″. W obu przypadkach zadbano o certyfikat THX zarówno dla obrazu 2 jak i 3D. Producent mówi coś o dedykowanym oprogramowaniu, w tym grach, które miałyby wykorzystywać wspomniane piórka.
Jakoś do tej pory mało kto miał okazję pobawić się największym modelem z tegorocznej oferty Panasonica. Dziennikarze ze źródła mieli to szczęście i w dość krótkim, ale treściwym artykule podzielili się wrażeniami płynącymi z testu flagowego telewizora. Japończykom udało się w końcu całkowicie (tak przynajmniej wynika z relacji testującego) wyeliminować najgorszą zmorę aktywnej technologii migawkowej: efekt przenikania obrazów zwany cross-talkiem. W przypadku tytułowego HDTV efekt nie występuje, a obraz 3D jest po prostu świetny. Jest tylko jedno „ale” – to okulary, które trzeba mieć na nosie, które co prawda gwarantują bardzo dobre wrażenia z projekcji, ale nadal są niewygodne, nie nadają się do dłuższego oglądania. W sumie 3D trzeba traktować jako dodatek, uzupełnienie dla znakomitego obrazu (2D) oraz wielu dodatkowych funkcji, wspólnych dla całej tegorocznej rodziny HDTV Panasonica (sieć, PVR, odtwarzanie multimediów). Do jakości tego co widzimy nie można mieć żadnych zastrzeżeń, to znaczący (co potwierdzają inne testy 50″ modelu VT30) postęp w stosunku do bardzo przecież dobrej, zeszłorocznej VT20. Lepsza jest czerń, lepsza jasność (co ma ogromne znacznie w przypadku 3D), obraz jest ostry, kolory z jednej strony naturalne, z drugiej zaś bardzo soczyste, żywe – jednym słowem (prawie że) ideał. Prawie, bo oczywiście pewne problemy nadal występują, np.: ruchomy obraz ma 1080 linii, ale daje się czasami zauważyć niewielkie smużenie, zamiast wbudowanego WiFi musimy bawić się w podłączanie adaptera, sprzęt jest ciężki (65kg) oraz drogi… choć te dwie ostatnie wady można uznać za naturalne cechy wielkiego jak stodoła ekranu. Cóż, zazdrościmy kolegom po fachu i po cichu liczymy, że i nam uda się któryś z tegorocznych modeli niebawem przetestować. W sumie niekoniecznie musi być 3D… szkoda, że topowe G30 nie jest oferowane w 65″. W wypadku telewizorów obowiązuje w końcu zasada: „duże jest piękne”. ;-] Cały artykuł dostępny w linku źródłowych (na górze, w stopce).