LogowanieZarejestruj się
News

Mapy Apple dowodem na poważne problemy w najbogatszej firmie na świecie?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
image_full

Do napisania artykułu dotyczącego nowych map natchnęła mnie lektura bardzo interesującego tekstu człowieka z branży, pana Mike`a Dobsona , specjalisty od cyfrowej kartografii (firma TeleMapics). Tytuł wpisu na blogu: „mapy Apple 400 lat za mapami Google” nie pozostawia wątpliwości, co do jakości nowych map Apple. Ekspert szczegółowo omówił największe błędy, wady nowego produktu firmy z Cupertino. Metodycznie, wypunktował to, co de facto przekreśla ten produkt w obecnej formie. Wypowiedź zrobiła na mnie spore wrażenie – nie tylko uwidoczniła liczne błędy, ale także  pośrednio wiele powiedziała o samej firmie Apple, o tym w jaki sposób funkcjonuje najbogatsze na świecie przedsiębiorstwo. Nie są to wnioski budujące, wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że sposób funkcjonowania firmy, obowiązująca polityka, mogą przyczynić się do katastrofy. Najnowsze wpadki są tego najlepszym dowodem. Ważne jest to, że wypowiedział się na temat tego, co zaoferowało Apple w najnowszej wersji systemu iOS6, ktoś, kto nie podchodzi do całej sprawy emocjonalnie, nie krytykuje firmy z Cupertino bo to modne, nie jest złośliwy, po prostu profesjonalnie recenzuje coś, co wywołało w ostatnich dniach ogromne poruszenie.

Oryginalny tekst pojawił się na tym blogu, komentarz wraz z opisem opublikowano w tym miejscu. Polecam także interesujący tekst analizujący wpadkę z mapami w kontekście obecnego funkcjonowania firmy Apple, reperkusji jakie może mieć to wydarzenie.

Po lekturze omawianego tekstu, na myśl przychodzi jeden komentarz: „niezły pasztet”. Apple nie ma dobrego wyjścia. Firma popełniła błędy w każdym aspekcie tworzenia swojego własnego systemu nawigacji, geolokacji, map. To zarówno błędy systemowe, takie jak: brak odpowiednich danych, opieranie się na trzeciorzędnych (siec!) dostarczycielach niezbędnego wsadu, bezrefleksyjne wykorzystanie materiałów od TomToma, przekonanie że jakoś to będzie, że ludzie to im z czasem sami naprawią), jak również metodologiczne. Te metodologiczne błędy to m.in.: oparcie się wyłącznie na algorytmach, przy zerowym wykorzystaniu ludzi w terenie (Google się na tym boleśnie przejechało i stąd Street View oraz ogromne zaangażowanie w zbieranie lokalnych danych, co z biegiem czasu bardzo procentuje); pominięcie ciągłego aktualizowania danych; pominięcie jednolitego systemu telemetrii, brak metodyki wprowadzania danych itp.; naiwna wiara w „przyrost” jakości, który się nie dokona, bo cały pomysł na własne mapy opiera się na błędnych, fałszywych przesłankach.

Zdaniem eksperta Apple powinno po prostu wycofać się z wprowadzania własnego systemu map/nawigacji, przemyśleć rzecz na nowo i spróbować zrobić to zgodnie z zasadami, które obowiązują w tej branży. Innego wyjścia nie ma, bo te mapy nie mają szansy być „dobre”. Żeby były, Apple musiałoby przyznać, że ma problem, a zdaniem eksperta tego podstawowego elementu – przyznania się do błędu, który pozwoliłby wybrnąć z zaistniałej sytuacji nie ma i zapewne nie będzie. Owszem, można zatrudnić wielu zdolnych ludzi (właśnie zaczęli nabór – na marginesie, „trochę” późno ten nabór), ale lepsze, czy normalne mapy wymagają całkowitej zmiany sposobu tworzenia bazy, aktualizacji danych, całego etapu weryfikacji oraz zmiany dostarczycieli danych (co nie będzie ani łatwe, ani szybkie). Wybrani (Yelp i paru innych, pomniejszych) to zdaniem eksperta gotowa recepta na ból głowy. Nie są to firmy, które często aktualizują swoje bazy, ich informacje są niekompletne i w ogóle średnio nadają się do budowy własnego systemu map/nawigacji/geolokacji. Autor podkreśla, że najlepszym wyjściem byłby zakup jednego z dużych dostarczycieli systemów nawigacyjnych z niezbędnym know-how ( jak widać korzystanie z danych TomToma nie przyniesie żadnego efektu, know-how to rzecz konieczna). Pada zresztą konkretna propozycja – to wspomniany TomTom wraz z ich systemem zbierania i aktualizowania danych.

Powiem szczerze – nie spodziewałem się, że firma, która wpisała sobie jako najważniejszą z zasad pedantyczne wręcz przywiązanie do szczegółów, do jakości wypuszczanych na rynek urządzeń, aplikacji, jest zdolna wszystko to zaprzepaścić, wprowadzając tak niedopracowany, wadliwy produkt. Wyszło na to, że jest gorzej niż myślałem. Sprawdzając mapy, iOSa 6, myślałem że problem jest „do częściowego załatania” w ramach bogatej, alternatywnej oferty z AppStore, że z czasem te mapy zaczną przypominać coś normalnego. Zakładałem, że będzie to potężny problem dla developerów korzystających z firmowego API map w swoich produktach, jednak z czasem będzie lepiej. Teraz widzę, że nie ma prostego rozwiązania, że po prostu nie będzie „lepiej”, bo trzeba by wycofać się z tego, co się zrobiło, co właśnie przed momentem wprowadzono na rynek.

Pytanie jak wiele z aplikacji stanie się zupełnie bezużytecznych nie jest akademickim pytaniem, w kontekście tego, co powyżej. To już nie jest „tylko” problem Apple, ale problem całego, stworzonego przez niego ekosystemu, rynku, wielu ludzi, którzy zarabiają na życie tworząc produkty pod iOSa. Mapy Google zawierają dość szczegółowe dane lokalne, dużą ilość informacji (także o usługach). Nie są idealne, daleko im do najlepszych systemów kartograficznych, ale jak wyżej te mapy stanowiły kościec, na którym zbudowany był iOS. Apple zdawało sobie sprawę, że tak właśnie jest, że daje to Google gigantyczną przewagę (bo przez wprowadzanie nowych usług, nowej funkcjonalności w systemie geolokacji Google staje się de facto współtwórcą produktu Apple). To Google zarabiało (główne przychody) na zbudowanym przez siebie systemem reklamowym, ściśle powiązanym z mapami, geolokacją etc. Obok, przy okazji, a zarazem dzięki integracji w iOS. Na marginesie brak tego elementu (własnego odpowiednika), to kolejna rzecz, która powoduje, że starania Apple są skazane na porażkę. Niestety mimo wszystko firma zdecydowała się na bardzo kontrowersyjny ruch. Można zrozumieć powody, którymi kierowało się Apple, jednak trudno pojąć, dlaczego zrobiono to w taki sposób…

Decyzja o wprowadzeniu w takim kształcie swoich map/geolokacji/nawigacji to katastrofalny ruch. Wprowadzenie protezy, bez szans na doprowadzenie całości do poziomu używalności to – przyznacie – kompletny idiotyzm. Problem w tym, że firma Apple przeświadczona o swojej genialności, o swoim wizjonerstwie po prostu tego nie dostrzega. Oni naprawdę wierzą w ten cały „emejzing”, szczerze i bezgranicznie wierzą i to ich zgubi. Niestety, mimo że Steve Jobs był niekwestionowanym geniuszem, to jego styl, jego idea, jego wizja kryje w sobie ogromne niebezpieczeństwo dla firmy. Brak pokory i samokrytyki, brak umiejętności zauważenia błędów, które się popełniło i wyciągnięcia właściwych wniosków. Źle to wróży firmie. Piszę to ze zmartwieniem, bo nie ukrywam, że jabłko imponowało mi potrafiąc wykreować zapotrzebowanie na coś, co okazywało się oczywiste, niezbędne, potrzebne, po prostu użyteczne. Często idąc pod prąd, stworzyć nowy rynek, wręcz całą gałąź gospodarki. Takie było Apple. Dzisiaj niestety nie da się tego powiedzieć, co więcej słowa Tim`a Cook`a o tym, że firma nigdy nie była tak silna, wraz z gigantyczną machiną PR-ową, nie są w stanie przesłonić prostego faktu – nie widać ani innowacyjności, ani (chociażby) respektowania najważniejszych wartości, z których Apple słynęło: obsesyjnego przywiązania do szczegółów, najwyższej jakości, słynnego „po prostu działa”. Gdzieś się to wszystko ulotniło…

Apple od A do Z jest same sobie winne. Nie musiało, jak wspominałem w jednym z newsów, wymieniać tego co działa (umowa z Google obowiązywała do końca 2013 r.), na coś co trudno uznać za produkt z którego w ogóle można korzystać. Wypowiedzi szefostwa niestety nie napawają optymizmem. Widać w nich kompletny brak krytycyzmu pod swoim adresem. To niestety wpisuje się w obowiązującą w Apple politykę – „co złego, to nie my”. Pamiętacie głośną „antenna gate” po premierze iPhone 4. Steve Jobs zorganizował wtedy specjalną konferencję, na której udowadniał, że wszystkie telefony tak działają, że tracą zasięg, że jak się je nieodpowiednio trzyma, czasami zrywają rozmowy, transmisję danych. Cóż, Jobs miał charyzmę, potrafił nawet w takiej sytuacji ewentualną porażkę przekuć może nie w sukces, ale na tyle zmiękczyć krytykę, że z wielkiego problemu robił się nic nieznaczący epizod. Wszyscy, czy prawie wszyscy, to kupili (przy okazji udało się wprowadzić nowy produkt – bumpera, który tylko przez pewien czas był darmowy). Kupili, mimo że problem nie zniknął.

Tim Cook nie ma tego, co miał Jobs, takie zagrania nie są w jego stylu, nie potrafi zareagować na krytykę, wymyślając coś błyskotliwego, niespodziewanego… W sumie, nie byłby to wielki problem, gdyby firma funkcjonowania tak jak to miało miejsce za czasów SJ. Jednak widać, że wiele się zmieniło od tego czasu. Ogólnie, zmiany same w sobie nie są złe, ale trudno sobie wyobrazić sytuację, w której Jobs zgadza się na wypuszczenie niedopracowanego produktu. Po prostu takie coś nie mogłoby mieć miejsca. Wiadomo, że legendarny CEO krzywym okiem patrzył np. na Siri (nadal beta), że twardą ręką rządził firmą. Nie oznacza to, że był nieomylny, że nie zdarzały się potknięcia (jak choćby to, które opisałem powyżej), ale takie coś jak całkowicie niedopracowane mapy nie miałoby szansy trafić do nowego iPhone.

Co zrobi Apple? CEO Google, Eric Schmidt zadał to samo pytanie – co dalej? Firma, jak wspomniałem, nie ma w obecnej sytuacji wielkiego pola manewru. Może udawać, że nic się nie stało, próbując poprawić coś, czego poprawić się nie da. To strategia skazana na porażkę, z czasem będzie coraz gorzej… ludzie zauważą, że nadal mapy są kiepskie, nadal odstają jakościowo od tego co było (Google), dodatkowo pojawią się problemy w aplikacjach korzystających z firmowego API dla map. To wszystko wpłynie negatywnie na wizerunek firmy, na postrzeganie jej produktów, w końcu przełoży się na wyniki rynkowe.

Dobry kierunek to przyznanie się do porażki. I nie chodzi tutaj bynajmniej o konferencję z posypywaniem sobie głów popiołem, a o konkrety – wycofanie tego, co jest wadliwe, dogadanie się z Google. Firma powinna zatrudnić całą armię specjalistów, zdolnych ludzi, którzy stworzą coś na miarę jej ambicji, kupić kogoś, kto dysponuje niezbędnym know-how oraz narzędziami, które usprawnią pracę nad tworzeniem własnego systemu. Do tego, Apple powinno przemyśleć strategię wprowadzenia swojego geolokacyjnego produktu, pomyśleć o integracji z usługami (partnerzy!), nie starać się zrobić wszystkiego same, bo to się zwyczajnie nie uda. Wiara we własne możliwości bywa zgubna, szczególnie, gdy nie jest poparta wiedzą i doświadczeniem. W tym przypadku tak właśnie jest, Apple musi to uwzględnić w swoich rachubach. To zbyt ważny element systemu mobilnego, żeby pozostawić jego udoskonalanie użytkownikom. A tak właśnie  miałoby odbywać się udoskonalanie map – przyznało to samo Apple. Przetwarzanie w chmurze to nie jest patent na wszystko. Siri tego najlepszym dowodem. Mimo ponad roku funkcjonowania głosowego asystenta, nadal jest on niedopracowany, nadal de facto w fazie testowej. Z mapami, jak widać, będzie jeszcze gorzej, bo użytkownicy nie zastąpią dobrego, spójnego systemu, własnych możliwości zbierania danych w terenie, tego przez co musieli (i nadal muszą, bo rzecz trzeba przez cały czas aktualizować) przejść inni. Nie ma drogi na skróty, tu nie ma magii, że „jakoś to będzie”, trzeba po prostu ciężkiej, wręcz tytanicznej pracy, aby własny system był użyteczny, przynajmniej dobry.

Czy Apple dojrzało do tego, by się zmienić? Zmienić w pozytywnym sensie tego słowa, to znaczy zacząć dostrzegać problemy po swojej stronie, wyciągać wnioski z ewidentnych wpadek… cóż, trudno być tutaj optymistą. Ktoś, kto jest najbogatszym przedsiębiorstwem świata, potęgą, z którą wszyscy muszą się liczyć, często traci nawet szczątkowe poczucie samokrytycyzmu, popada w samouwielbienie. Jest wiele przykładów z historii, które potwierdzają to co powyżej napisałem. U Apple, z ich kodem, z budowaniem wizerunku supermarki, gigantycznym PR, jest to szczególnie widoczne, a niebezpieczeństwo nie zauważenia problemów, symptomów narastającego kryzysu wydaje się bardzo duże. CEO Google w ostatniej swojej wypowiedzi poruszył tą kwestię. Mówił głównie w kontekście swojego ekosystemu, braku obiektywizmu mass-mediów, ale jego słowa można także odczytywać, jako przestrogę dla największego konkurenta. „To was może zgubić, popatrzcie co wypuściliście właśnie na rynek”.

Autor: Antoni Woźniak

 Aktualizacja: CEO Apple, Tim Cook, oficjalnie przeprosił klientów za mapy.

Kilka ciekawych przypadków z map ala Apple z setek (nie przesadzam) jakie można znaleźć w sieci. Część z nich jest mocno drastyczna, tzn. kierując się wskazaniami można stracić życie (na serio, nie w przenośni). Dla kogoś, kto zechce np. znaleźć pobliski szpital, taki produkt nie tylko okaże się bezużyteczny, ale jeszcze niebezpieczny, bo w przypadku zaistnienia zagrożenia życia, wskazania mogą wyprowadzić kogoś w pole, czytaj, przyczynić się do tragedii (patrz źródło). Znowu, niestety, nie przesadzam… Brakuje podstawowych danych, mamy całą masę błędów, POI praktycznie nie istnieją. Kuriozalne wskazania, brak precyzji, dokładności oznacza że mapy Apple nie mają sensu z bardzo prostego powodunie można im w żaden sposób zaufać. Poza tym Apple wprowadza ludzi w błąd, nie informując że mają do czynienia z niegotowym produktem w wersji beta, a może nawet alfa. A to już nie przelewki, szczególnie w kontekście możliwych zastosowań systemów nawigacyjnych (jw). 

 

Lotnisko w parku (Dublin)

Pomieszanie z poplątaniem: kiepska jakość zdjęć satelitarnych, brak spójności (topografia w bieli?!), często nic nie widać, bo teren przesłoniły chmury (sic!)

Gdzie się podziała rzeka? Belgrad

Zero informacji nt. powyższego obszaru – jedno z najatrakcyjniejszych miejsc turystycznych (Adriatyk, Chorwacja)

Mosty śródlądowe – żeby nie było, to nie „trzeci świat”, to Ameryka Północna (Nowy Orlean)

Wschodnia część Portland to wg. Apple wielki park, Google precyzuje, że ów park zajmuje 10 krotnie mniej przestrzeni

Robi się niebezpiecznie. Jadąc szybko tą drogą możemy wylądować w wodzie (Finlandia)

Zamiast rynku, park naturalny (Finlandia, Helsinki)

Kolejny park, którego nie ma. Jest natomiast największa stacja kolejowa w mieście (Helsinki)

Ano nic dodać, nic ująć

Postaram się poniżej wprowadzić trochę zrzutów ekranu z terenów Polski oraz zdjęć najbardziej kuriozalnych pomyłek i braków z innych części Europy.

Tych zakładów nie ma już od lat

Lepiej znana pod nazwą Warszawa Centralna :P

Niby Polska, a jednak jakoś tak obco, z angielska… (góra, dół)

Niektóre rzeki kończą się gwałtownie, jak Raba…

Znowu widzą nas po chińsku

Tajemnicze miejsce

Po duński można

POI. Kontra Yelp. Sporo pracy czeka Apple

Literówek cała masa

Dodaj komentarz