Nieprawdopodobne… a jednak możliwe! Takie małe gówienko, taki małe coś, a nie dość że wybitnie dobrze radzi sobie z konwertowaniem zer i jedynek na sygnał analogowy to jeszcze jest to (tak wiem, naprawdę nie wygląda) zajebisty wzmacniacz słuchawkowy. Na czym polega jego zajebistość? Ano polega na wręcz nieprawdopodobnej (rozmiar, źródło zasilania) dynamice i dużej mocy, na tyle dużej, że ten maluch jest w stanie wysterować trudne ortodynamiki i nie, nie ma tu żadnej przesady. S8 to potraf! Słucham go z iPadem Pro w roli źródła i powiem szczerze, że to mobilne odkrycie sezonu. Miażdży, dosłownie miażdży wiele z przetestowanych na łamach HDO DAPów. Bo jest, a jakby go nie było (gabaryt), bo zapewnia świetną kontrolę (w tej klasie urządzeń, takim scenariuszu słuchania muzyki) nad poziomem (fizyczne +/- i to klasyczne, wciskane) i… jak wyżej, daje naprawdę popis w najważniejszej dziedzinie tj. w SQ. Wow! Wow! Wow! Serio, jestem pod ogromnym wrażeniem możliwości, umiejętności tego malucha! Umiejętność dopasowania (przed połączeniem do źródła) pracy gniazda pod określone słuchawki? Mhm. Co więcej, to działa i to jak!
Raczej nano, nie mini HiFi Decoder & Amplifire. I nic tu poza wielkością ustrojstwa nie jest na wyrost, mimo – właśnie – mikrych gabarytów!
To nie wszystkie plusy dodatnie, które mam do zakomunikowania. Otwieramy pudełeczko, wypada kabel do ładowania względnie do kompa (USB-A), standard, ale wypadają też trzy urocze, dobrej jakości, kabelkoadaptery (krótkie, doskonale dopasowana wg. mnie długość sznurka, tak żeby swobodnie, bezpiecznie dla sprzętu, a jednocześnie bez zbędnego dodawania druta do druta (słuchawkowego)). I jest to komplet na obecne czasy, bo mamy tu kabelek microUSB (takie gniazdo jest w S8) jabcowy Lightning, mamy microUSB @ microUSB (Andek) i wreszcie pod nowoczesną, standaryzowaną pod nowe, elektronikę micro @ USB-C. Tak, tak właśnie powinno to wyglądać w przypadku każdego przenośnego urządzenia pod audio robionego dzisiaj. Każde powinno mieć taki zestaw w komplecie. Bezwzględnie. A jak jest? Wiemy, wiemy – nijak. Zazwyczaj producenci skąpią i oferują dalece niewystarczające wyposażenie kabelkowo-adapterowe, że już o jakości tego co z pudła nie wspominając. Brawo dla producenta za to, co daje w komplecie, brawo. To jeszcze bardziej zachęca do zapoznania się z tym grzdylem, bo – wierzcie mi – ma zastosowanie nie tylko z S8 (jak ktoś jest nerdo-gadżeciarzem i obrósł w tony ustrojstwa).
Grzdyl.
Fizyczne, sensownie działające, mechaniczne, nie żadne tam membrankowe, czy dotykowe, guziory + i – …prawidłowo!
Słucham od dwóch tygodni tego grzdyla i powiem tak – jak szukacie przenośnego (po to go stworzono, naprawdę pod nomadyczne, a nie stacjonarne granie – można, czemu nie, ale potencjał kryje się właśnie w on-the-go) DAC/AMPa to nie Audioquesty popularne wśród melo-audio-filskiej braci, a właśnie ten maluch powinien zwrócić Waszą uwagę. Nie ma dystrybucji w Polsce, nie ma reklam i raczej jednego i drugiego nie będzie, nie mam z tego żadnych dineros (norma – jesteśmy non-profit, pro-publico, bo możemy) także szczerze, bez offowego „ale weź naganiaj”, bez tego, co obiektywizm tępi – HIDIZS to kolejne Chi-Hi*, które ROBI. A, że ostatnio w opór tego u mnie się testuje, to co poradzę, że lepsze, tańsze, lepiej wyposażone, z lepszym wsparciem niż starzy, obrośnięci w tłuszczyk producenci ze Starego i Nowego Świata? Wiecie, Polewy (Toppingi) DX7Pro, D70/90, sprawdzony już i zaraz opisany M500 (S.M.S.L), lecący do nas M300 w nowym wariancie z BT i lepszymi przyłączami (gniazda wymienili)… Tanio, bardzo tanio, świetnie w pomiarach (ASR) i takoż co najmniej dobrze, a bywa że wybitnie dobrze w odsłuchu. No i co? No właśnie, no i co z tym zrobi branża, która jakoś czasami w oderwaniu (cenniki) od rzeczywistości przebywa. Ja rozumiem: marka. Ja rozumiem: szlachetne, drogie opakowania (obudowy). Ja rozumiem: inna wycena roboczogodziny. To wszystko zrozumiałe, ale… na końcu i tak jesteśmy My, konsumenci, których trzeba przekonać do siebie czymś konkretnym, gdy się woła 5-10 razy więcej (no niektórych, bo są też tacy, którzy lubią nie być przekonywani czymkolwiek, wystarczy im bombastyczna opinia).
Małe opakowanie, a w nim, jeszcze mniejsze coś
Tak to powinno wyglądać u konkurencji. Mobilne? Dużo przejściówek, adapterów, a nie że trzeba we własnym zakresie szukać.
Szacunek do nabywcy. Te adapterki, poza tym, są całkiem dorzeczne, znaczy ergonomiczno-funkcjonalnie na plus. I jakościowo też.
Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że to co droższe z – umownie – Północy (dobra, jest jeszcze Australia ) to brak sensu. Nie. Są przecież tacy, którzy potrafią połączyć wysoką jakość z przystępną ceną i wszystko zrobić u siebie (Schiit). Nawet konkurować ceną (sic!) Także nie, że się nie da. Na naszym poletku mamy zdroworozsądkowego Pylona i w ogóle sporo firm, które dostrzegają konkurencję z Azji Środkowej. Tyle, że czasami, gdy patrzę na to, co oferuje utytułowany producent (bazując na gotowcu, robiąc popelinę w zakresie wsparcia produktowego, olewając kwestie oprogramowania i -cóż- zdarza się to „wiodącym” firmom z branży, albo tym o których głośno, bo sporo, bo reklama) to jednak mam powody by zwątpić. Rzetelność – słowo klucz – wielu producentom daleko do tego. Podawanie parametrów zupełnie odbiegających od tego, co w pomiarach to plaga, to wstyd, to coś bardzo, bardzo nie na miejscu. Sprawdźcie, tylko patrząc przez ten pryzmat: dane producenta vs rzeczywistość, a się zdziwicie. I nie tylko ASR jest tu „wyrocznią”, jest tego więcej i warto się zaznajomić (Archimagio, którego odkryłem, kiedy była to niszowo-nerdowo-nieznana witryna choćby).
DSD. Nie bez przyczyny chwalą się 1 bitem na obudowie
Wracając do malucha. Test będzie opublikowany obowiązkowo, bo ten miniaturowy skubaniec po prostu na to zasługuje. W mojej opinii takie coś przekreśla sens zakupu DAPa, no chyba, że ktoś chce ultra drogiego Kałacha – to proszę. Tyle tu dobra. Konkrety w recenzji właściwej, wspomnę tylko na zakończenie, że to DSD „Direct Stream Digital” nanizane na malutkiej obudowie daczka nie jest tu z czapy i nie robi tu za choinkowe „to umiem, tamto umiem i to też potrafię”. Natywnie. To coś umie w DSD i to umie tak, że o rzesz Ty – dlatego koniecznie trzeba pożenić z odpowiednim, mobilnym playterem, który będzie zdolny zagrać 1 bitowe. W świecie jabłkowym jest tego trochę… wiecie: Onkyo HiFi Player, korgowe iAudiogate, w przypadku Andka to wiadomix USB AudioPlayer Pro, a kompy to już w ogóle. Właśnie – kompy. Jako, że tablety Pro i hybrydy (z ARMowym, zajebistym – wreszcie – najnowszym Surface MS) stają się doskonałym wg. mnie, przenośno-mobilnym (to drugie, raczej w kategoriach transportowych) źródłem, to USB-C, które tu jest na wyposażeniu kabelkowym, tym bardziej się bardzo przyda.
Tyci, tyciutki, maluteńki.
Miniaturyzacja na obrazkach w pełnej krasie. Takie małe, a taki (duży) dźwięk z siebie wydobywa i to jeszcze czysty, dynamiczny, bez jakiś „ale”
Mniam, mniam, mniam…
* Chi-Hi robiący zawrotną karierę skrótowiec, którego znacznie nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć.
Nawet apkę opracowali, tak przy okazji, swoją. No szacun. Mało komu się na Północy chce, a nawet jak już, to okazuje się że ściema, znaczy plagiat.
Tu jest inaczej. Może jesteśmy zbyt leniwi, zbyt gnuśni, może skośnoocy są po prostu bardziej pracowici? Coś w tym jest. Tu, powyżej, nie ma ściemy.
O aplikacji ofc też będzie, bo jakby mogło nie być o sofcie u mnie, będzie, będzie we właściwej recenzji…
Komentarze Czytelników
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Cześć. Kiedy recenzja?
W przyszłym tygodniu będzie