LogowanieZarejestruj się
News

Czy przestarzałe zapisy prawa zahamują postęp w AV?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
serwer wideo

Chodzi rzecz jasna o restrykcyjne zapisy prawa dotyczącego własności intelektualnej, praw autorskich, które kompletnie nie przystają do dzisiejszych czasów. Na HCC pojawił się ciekawy artykuł, który czarno na białym pokazuje jak absurdalne są dzisiejsze zapisy, jak nieżyciowe, jak bardzo utrudniają (niektórym) firmom prowadzenia jak najbardziej legalnego, nie mającego nic wspólnego z czarnym rynkiem, biznesu. Przykładów jest całe mnóstwo, te opisane dotyczą najnowszych technologii… najnowsze muzyczne serwery, pozwalające zripować płyty na twarde dyski, coś co przewraca do góry nogami sposoby dystrybucji oraz korzystania ze zbiorów muzycznych przez użytkownika. Coś co pozwala na komfort, na szybki dostęp do całego archiwum, na wygodę korzystania z coraz prostszej w obsłudze elektroniki… Gdzie zatem leży problem? Problemem jest Advertising Standards Authority [ASA], która to wymaga umieszczenia na pudle, instrukcji, stronie, w wychodku… rozpędziłem się, wymaga umieszczenia informacji o tym, że sprzęt nie może służyć do łamania praw autorskich, że potencjalnie może być źródłem pirackich nagrań. Innymi słowy fakt zrobienia kopii stanowi wg. ASA pierwszy krok do piekła, a już nie daj Boże, zrobimy sobie rip pożyczonego od kolegi krążka… ogień piekielny niezawodnie nas pochłonie. W przypadku muzyki (na szczęście) sporo się zmienia, bo dystrybutorzy sami zrozumieli, że albo będą współegzystować z siecią, albo zginą marnie. W Internecie bez problemu znajdziemy MASĘ muzyki, zupełnie legalnej, często darmowej, którą sobie ściągniemy na dowolne, posiadane przez nas urządzenie/urządzenia i posłuchamy bez obaw, że jakieś RIAA naśle armię prawników, żeby zarobić „parę” dodatkowych groszy. Dzisiaj sami artyści przyznają, że najlepszą formą promocji jest udostępnianie muzyki, co wcale nie oznacza robienia jej za darmo… wydanie albumu jest elementem promocji, coraz rzadziej zarobku. Pieniądze leżą w reklamie, w imprezach / koncertach, ogólnie w mediach – czasy się zmieniły. Kuriozalna wydaje się sytuacja, w której mając te wszystkie elektroniczne gadżety (i mogąc na nich słuchać muzyki) zastanawiamy się, czy jest to aby… legalne.

Konwersja z płyty CDA na MP3 i następnie załadowanie muzyki do pamięci iPoda czy innego odtwarzacza to według przepisów obowiązujących w wielu krajach działanie nielegalne. Okazuje się, że właścicielem (faktycznym) tego co kupiliśmy nie jesteśmy my, tylko wytwórnia. To ona decyduje czy wolno tam to, tamto, owamto. Absurd? Jak najbardziej… zresztą już samo odtwarzanie muzyki w internetowych kanałach dystrybucji (sample kilkudziesięciosekundowe) natrafiło na opór branży, która zaczęła głośno protestować. Oczywiście w imię własnego interesu – najlepiej kup kota w worku, drogo, a jak zechcesz jednego tylko utworu to może (drogo) wydamy jakiś singiel, a może nie… to kupisz (drogo) całą płytę. Tak (nadal) rozumuje wiele osób pracujących w wytwórniach fonograficznych. Zacementowane, betonowe myślenie jest z dzisiejszego punktu widzenia całkowicie archaiczne. Te całe użalanie się, że sprzedaż płyt spada jest żałosne. Zamiast iść z duchem czasu, myśleć o nowych sposobach dystrybucji i promocji niektórzy okopali się na swoich pozycjach i walczą z wszystkimi, którzy nie mają zamiaru akceptować takiego, przestarzałego, będącego w opozycji do postępu, do rozwoju technologii, myślenia.

Znacznie gorzej niż w przypadku muzyki ma się sprawa z filmem, wideo. Tutaj te wszystkie procesy, które obserwujemy w przypadku audio, niebawem także wystąpią i to ze zdwojoną siłą. Popularność sieciowej dystrybucji w dłuższej perspektywie oznacza całkowity zmierzch nośnika fizycznego. Tu nie ma mowy o pewnej nobilitacji, modzie, tego co wiąże się z „audiofilizmem” – klasyczna płyta (audio) może przetrwać jako coś, co tworzy swoją elitarną niszę (nie wdając się w rozważania nad sensownością, snobizmem, czy bezsensem takiego podejścia do konsumpcji muzyki). W przypadku wideo krążek z obrazem to tylko krążek, odtwarzacz nawet high-endowy to tylko odtwarzacz… nie ma tu mowy o żadnej „wideofilii”. Zaraz, za moment będziemy (o ile w ogóle zechcemy, w dobie streamingu i chmur) gromadzić zbiory wideo na lokalnych serwerach, które pozwolą na wygodny dostęp do filmoteki. Nie ma żadnych wątpliwości, że wybór filmów z „karty”, za pomocą ładnego interfejsu, z natychmiastowym odpaleniem wybranej pozycji to coś, czego nie da się od strony funkcjonalnej porównać z szukaniem nośnika na półce. Nawet samo „zbieractwo” płyt z wideo nie ma tej siły, magii jak w przypadku audio. To tylko DVD/BD z filmem, może jeszcze jakieś super wydania się (o)bronią, ale to przecież promil.

W przytoczonym artykule HCC czytamy o fiasku jakie poniosło Sony, chcąc „uszczęśliwić” użytkowników pamiętnym root-kitem. Blamaż agresywnej formy zabezpieczeń spowodował, że dzisiaj nikt nie myśli już o tego rodzaju technologii, która najzwyczajniej w świecie była jawnym pogwałceniem praw konsumentów w wielu dziedzinach, dodatkowo wcale nie zapobiegała temu, przeciwko czemu została stworzona. Inny przykład historyczny to CSS (płyta DVD). Panasonic zamknął inżynierów pracujących nad tym projektem w „katakumbach”, aby po paru latach przekonać się, że te wszystkie pieniądze włożone w superzabezpieczenia, można było wydać w sensowniejszy sposób (pojawienie się DeCSS). Nie można było zmodyfikować milionów sprzedanych odtwarzaczy, bo wymagałoby to zmian na poziomie hardware. Sony (znowu Sony) próbowało wprowadzić ARccOS (Advanced Regional Copy Control Operating Solution), z takim skutkiem, że cześć własnych, firmowych odtwarzaczy nie była w stanie odczytać płyt z …ARccOSem. Prawdziwe „user friendly”, nieprawdaż? Z chwilą pojawienia się Blu-ray ponownie branża miała nadzieję, że najnowszy AACS (Advanced Access Content System) będzie skuteczny, że uda się ograniczyć prawa konsumentów do „włóż i odtwórz”. Jak wiemy, nic bardziej błędnego…

Dzisiaj coraz częściej odtwarzamy na sprzęcie wyposażonym w technologie DLNA/uPnP, coraz częściej przechowujemy wideo na dyskach twardych. Serwery mieszczą setki gigabajtów, a właściwie to (już teraz, albo już niebawem) dziesiątki terabajtów danych, z których większość stanowi materiał wideo. Bo ten wymaga wielkich pojemności, a te są coraz tańsze, przystępniejsze, powszechniejsze. Dlaczego ludzie mają rezygnować z wygody, z możliwości łatwego zarządzania własnymi zbiorami. Dlaczego nie mogą przenieść w prosty całego materiału z fizycznego nośnika na serwer? Absurdalność dzisiejszej sytuacji (mówimy o kimś, kto chce zapłacić za użytkowany materiał) wyraża najlepiej najnowsze urządzenie firmy Kaleidescape: serwer M500 Player. Można na nim umieścić kopie płyt CD/DVD/BD tworząc kompletne, domowe archiwum z dostępem w strefach, odpowiednim interfejsem etc. Problem w tym, że kopii płyty BD nie odpalimy z serwera bezpośrednio, bo… trzeba będzie nośnik fizyczny umieścić we wbudowanym napędzie optycznym. Paranoja. Mniejsza, że obecnie każda nowa generacja odtwarzaczy sieciowych daje możliwość odtwarzania pełnej struktury płyty BD (ISO), że można bez problemu kupić oprogramowanie pozwalające na stworzenie idealnej kopii… ale to przecież jest nielegalne, prawda? A co się stanie, gdy streaming materiałów HD stanie się powszechny? Jeżeli taki streaming sobie, o zgrozo, postanowimy przechwycić / nagrać, tak jak to robimy w przypadku programów telewizyjnych, to co? Wybuchnie? W zanadrzu czają się jeszcze HDCP, flagi i inne „ułatwiacze” życia… tak samo, jak inteligentne kable do kupienia w sklepie z elektroniką, które pozwalają cieszyć się bezproblemowym działaniem sprzętu, bez czarnego ekranu, bez irytujących ograniczeń, które są po prostu niedzisiejsze. Podsumowując… warto przeczytać: prawa autorskie a rozwój technologii AV.

Dodaj komentarz