LogowanieZarejestruj się
News

Audio Show 2011 – nasza relacja z imprezy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AS2011

Audio Show 2011, największa impreza branżowa poświęcona przede wszystkim urządzeniom odtwarzającym muzykę, samej muzyce oraz (na marginesie) wideo odbyła się w dniach 12 i 13 listopada. Tradycyjnie wystawę ulokowano w trzech warszawskich hotelach, a zwiedzać pokoje oraz sale pełne sprzętu audio można było od 10.00 do 20.00 pierwszego dnia i od 10.00 do 18.00 drugiego dnia imprezy. Na gości czekało sporo atrakcji, o których można przeczytać na stronie organizatora. Jakby nie patrzeć to już i aż piętnaste z kolei Audio Show. Innymi słowy mamy jubileusz i trzeba przyznać, że z niewielkiej wystawy Audio Show przeistoczyło się w trzecią w Europie imprezę poświęconą reprodukcji dźwięku. Jak zwykle nie zabrakło systemów kosztujących fortunę, ale też można było podziwiać wiele urządzeń na każdą kieszeń. Liczne premiery sprzętu grającego muzykę z pliku to wyraźnie zauważalny trend. Dokonuje się rewolucja w dystrybucji oraz sposobie konsumpcji muzyki. Już w zeszłym roku w każdej sali stał komputer podłączony do DACa, lub za pomocą skrętki lub WiFi do systemu audio, będący często głównym źródłem dźwięku. Na tegorocznej imprezie było podobnie, z tym że czasami miejsce komputera zajmował najnowszy odtwarzacz strumieniowy, wielofunkcyjne urządzenie pozwalające autonomicznie odtwarzać audio z różnych formatów w możliwie najlepszej jakości.

Redakcja HD-Opinie wróciła z AS 2011, zatem czas na relację, na to co naszym zdaniem był najciekawsze oraz na parę słów dotyczących ogólnych wrażeń po wizytacji imprezy. Na wstępie warto podkreślić, że na tego typu imprezach trudno o idealne warunki odsłuchu i nawet nie chodzi tu o lepszą/gorszą adaptację pomieszczenia, czy jego ograniczenia związane z wielkością, a raczej to, że w ogólnym ścisku, co chwila otwieranych i zamykanych drzwiach, prowadzonych rozmowach ciężko skupić się na odtwarzanej przez sprzęt muzyce. To jedna strona medalu, o której jednakowoż warto pamiętać, gdy czyta się opisy tego co wystawiano (jak coś grało kiepsko, czy fatalnie wcale nie musi oznaczać, że kolumna, wzmacniacz czy źródło jest do bani – zazwyczaj to wspomniane powyżej czynniki determinują to co usłyszymy). To może to wszystko bez sensu? Otóż nie, bo druga strona to możliwość (unikalna) zapoznania się, choćby przez chwilę z wieloma urządzeniami, która zdarza się tylko podczas tego typu imprezy. Nigdzie indziej, nawet w najlepszym sklepie audio nie będziemy mieli sposobności zobaczenia tudzież posłuchania tylu różnych urządzeń, a niektóre z wystawianych systemów to rzeczy których na próżno szukać „na sklepowych półkach”. Dodajmy do tego minę nawet najbardziej usłużnego sprzedawcy, który usłyszy prośbę o możliwość zapoznania się z całym przekrojem oferowanych w sklepie urządzeń… no właśnie. Dzięki AS można po pierwsze pozachwycać się tymi wszystkimi, znanymi zazwyczaj z opisów, testów, konstrukcjami oraz (ale jw różnie z tym bywa) posłuchać sprzętu którego zapewne nigdy byśmy nie usłyszeli. W tym roku nie było praktycznie obecne wideo, to znaczy, przepraszam było, ale jako tło dla kolumn kina domowego (Roth), jako tło dla urządzeń specjalistycznych, diagnostycznych oraz okablowania (Gefen), tym razem zabrakło projekcji (pokazów, bo parę urządzeń na wystawie się pojawiło). Rozmowy, pytania koncentrowały się wokół muzyki z pliku, właściwie można powiedzieć, że to właśnie sprzęt odtwarzający dźwięk z komputera, sieci internetowej oraz pojawiających się jak grzyby po deszczu różnego rodzaju odtwarzaczy strumieniowych (serwerów) oraz DACów stanowił główny motyw imprezy. Oczywiście nie zabrakło high-endowych systemów, znakomitych kolumn, poza tym można było posłuchać muzyki na żywo oraz wysłuchać kilku ciekawych prezentacji. Popatrzmy zatem na to co pokazano w tym roku w Warszawie…

Jak już wspomniałem, jak zwykle było pełno zwiedzających, co rzecz jasna cieszy, bo widać że muzyka nie jest ludziom obojętna, nie jest także obojętne czego i na czym słuchają. Oczywiście nie mogło zabraknąć systemów za kilkaset tysięcy złotych, ale też nawet firmy kojarzone do tej pory z high-endem wprowadzają do oferty urządzenia, których byśmy się po nich nie spodziewali. Przykładem niemieckie T&A z rozbudowanym źródłem kina domowego (Blu-ray) oraz licznymi stacjami dokującymi, głośnikami dla iPoda. Niewykluczone, że branża nie ma innego wyjścia, bo jak wiemy sprzedaż płyt CD spada na łeb, na szyję, wielkie wytwórnie fonograficznie jęczą okrutnie, a nawet odgrażają się że CDA czeka niebawem pogrzeb. Dzisiaj wyraźnie na fali jest muzyka z pliku, w tym roku streamerów sieciowych było całe zatrzęsienie, do tego DAC na DACu, cyfrowe wzmacniacze, iPady jako kontrolery, komputery w roli źródła. Tych ostatnich jakby mniej, co nie oznacza że PC audio traci na popularności. Na wyścigi producenci starają się znaleźć najlepszy sposób eliminacji jittera, wszędzie pełno asynchronicznego USB, choć trafia się także nieco odmienne podejście do grania z peceta, prezentowane choćby przez Hegla (o którym w następnym akapicie). Widać, że na razie nie ma jasności jak to nazywać (nadal nie jest ustalona nazewnictwo dla poszczególnych przedstawicieli sprzętu grającego z USB/sieci/dysku), które sposoby transmisji są lepsze, w jaki sposób wyeliminować główne wady cyfrowego transferu oraz przede wszystkim czego będziemy słuchać. Co producent to inne podejście. To akurat normalne, gorzej że nie wiadomo co zwycięży na rynku, gdy wytwórnie definitywnie zrezygnują z kompaktu. Czy będzie to „standard” komputerowy, będący pokłosiem ograniczeń jakie wnosi oprogramowanie (Windows), czytaj czy będzie to 24bit/96KHz? A może, jak widzą to niektórzy, zwycięży format 24/192 lub nawet docelowo jakość studyjnego mastera (32bit/384KHz). Tak naprawdę te wszystkie pytania i wątpliwości są szczególnie dzisiaj, gdy kwestia nowego modelu dystrybucji oraz odejścia od fizycznego nośnika wydaje się przesądzona, kluczowymi kwestiami które wymagają jakiegoś uporządkowania, podjęcia decyzji. Do tematu powrócę jeszcze, przy okazji omawiania tego co pokazał Linn, a właściwie o czym mówił jego przedstawiciel. Spotkanie na temat zalet grania z pliku zgromadziło liczne audytorium, widać że ludzie chcą się dowiedzieć co, gdzie i jak. I trudno się dziwić, przecież rewolucja dokonuje się na naszych oczach…

Malutkie pudełeczko wielkości opakowania po landrynkach, Hegel HD2 (http://www.hegelpolska.pl/) wymaga jedynie komputera, jest uPnP (bierze prąd z PC) i gra… no właśnie, system odtwarzający oparty na tym źródle wbijał w fotel (mimo że na AS generalnie nie ma warunków do komfortowego odsłuchu, wiadomo ścisk, nierzadko malutkie salki …cóż, tak to jest na targach, każdych popularnych targach). Ludzie cmokali, i pewnie niektórzy nie uwierzyliby że za dźwiękiem kryje się to małe, niepozorne pudełeczko. Zebrałem sporo informacji na temat najbliższych nowości. Będzie sporo nowości, w tym takie, na które niewątpliwie warto czekać. Niebawem na rynek trafi nowy model DACa HD11, następca modelu HD10. Będzie to zupełnie nowe urządzenie, z całkowicie nowym torem audio, nowymi rozwiązaniami. Rozmawiałem z przedstawicielem Hegla, między innymi o odmiennej drodze jaką obrał norweski producent, korzystając w swoich DACach z adaptywnego przesyłu sygnału z USB. Patrząc na konkurencję, zdaje się że niemal wszyscy postawili na asynchroniczny tryb pracy, eliminując w ten sposób problemy z niedoskonałością źródła (komputer), przesyłu (kabel) oraz wybierając taką właśnie drogę redukcji niezgodności czasowej (jittera). Hegel zupełnie odmiennie postanowił spojrzeć na problematykę przesyłu zer i jedynek z PC. Okazuje się, że można inaczej, a odpowiedzią na problemy jest buforowanie danych. Oczywiście można to zrobić dobrze, albo beznadziejnie. Hegel zrobił to nie tyle dobrze, co bardzo dobrze, wystarczy posłuchać tych przetworników. Na pewno nie są one w żadnym aspekcie brzmienia gorsze od asynchronicznych modeli, a wręcz wyróżniają się dynamiką, precyzją oraz klarownością dźwięku. Zresztą wystarczyło posłuchać komentarzy słuchających norweskich pudełeczek. Dodatkowa zaleta to zdalne sterowanie, którego zazwyczaj bardzo brakuje w przypadku przetworników (w końcu to selektor źródeł cyfrowych, niejednokrotnie mówimy o rozbudowanym pre-ampie cyfrowym). Dodajmy do tego bardzo dobrą elektronikę (wzmacniacze zintegrowane, końcówki oraz odtwarzacze CD). Cóż, wszystkie drogi mają prowadzić do jednego celu – jak najlepszej reprodukcji dźwięku. W przypadku DACów Hegla warto zwrócić uwagę na kabelek USB, w odróżnieniu od przetworników asynchronicznych dobrze o to zadbać. Zgodziliśmy się, że nie trzeba wydać fortuny, wystarczy jeden z podstawowych modeli np. Wireworlda (Ultraviolet) z odseparowanym torem zasilania oraz przesyłu danych. Fajnie, że urządzenia tej firmy trafiły w końcu na nasz rynek. Nie jest to droga elektronika, a relacja efekt-nakłady jest moim zdaniem znakomita. Przecież taki HD2 kosztuje raptem półtora tysiąca. Bardziej zaawansowane konstrukcje nadal są względnie tanie, a że można je konfrontować (odnośnie jakości brzmienia) z przetwornikami za kilkanaście i więcej tysięcy złotych… tym gorzej dla droższych DACów.

Z najciekawszych rzeczy, które na razie (jeszcze parę sal trzeba obejść) zobaczyłem tudzież posłuchałem zalicza się z całą pewnością bezkompromisowe all-in-one D-Premier firmy Devialet (dystrybucja UPPERAUDIO). W świecie audio to urządzenie można uznać za absolutną rewolucję. Audio to kable? Nie ma kabli (no są do głośników… i tyle). Audio to systemy dzielone? Jest jedna, jedyna skrzynka. Audio high-endowe to obowiązkowo, masywne końcówki mocy? Nie ma żadnych końcówek, jest zintegrowany wzmacniacz …analogowo-cyfrowy, coś co opatentowali producenci z Francji i zazdrośnie strzegą. Opatentowana technologia nazywa się hybrydowe ADH (2x240W, wysteruje nawet kolumny o 2 impedancji 2Ω)  i… nie ma nic wspólnego z popularną „chorobą” połowy szkolnej dziatwy. To źródło, pre-amp, wzmacniacz, streamer, przetwornik oraz przedwzmacniacz dla kina domowego (wejście i wyjście HDMI), najkrótsza ścieżka od źródła do wzmocnienia… cóż, tego jeszcze nie grali. To sprzęt który jest kwintesencją tego co się obecnie dzieje w branży. Płyta CD umiera, pliki stają się głównym nośnikiem dźwięku, a wysoce zintegrowane systemy pozwalają na redukcję drogi jaką musi przebyć sygnał, co pozwala między innymi na redukcję interferencji, niezgodności czasowej (jittera) oraz niedoskonałości wszelkich połączeń kablowych, które mogą wprowadzać dodatkowe zakłócenia. Srebrna obudowa skrywa zaawansowaną technologię cyfrową, po aktualizacji sprzęt wyposażony jest w kluczowy element: streamer WiFi pozwalający na połączenie z komputerem lub dyskiem sieciowym NAS oraz odtwarzanie dźwięku o jakości 24bit/192KHz. Elegancka, aluminiowa obudowa nie przypomina w najmniejszym stopniu tradycyjnego stereo – to coś mocno wyróżniającego się, zresztą sam sposób montażu sugeruje całkowite zerwanie tradycją. Nie tylko technologia, ale nawet forma to rewolucja. Czy ktoś umieściłby zintegrowany system stereo na ścianie wieszając go niczym jakąś plazmę? Cztery śrubki i już nie musimy dbać o stoliki, podkładki i Bóg wie co jeszcze. Malutki, piękny, choć niezbyt czytelny wyświetlacz prezentuje poziom wzmocnienia oraz tryb pracy. W zależności od tego jak sobie ustawimy D-Premiera wyświetlacz zmieni swoje położenie. To wszystko jest inne, nowe, całkowicie wbrew temu co się utarło w HiFi, co stanowiło od lat standard.   Cena wygody oraz bezkompromisowego podejścia do audio i wideo (tak właśnie) jest niska, biorąc pod uwagę koszty całego, tradycyjnego zestawu high-end. Wszystko w jednym kosztuje 49 tysięcy złotych. Wszelkie aktualizacje oprogramowania za darmo, w ciągu najbliższych paru lat to właśnie software ma być intensywnie rozwijany, a potem nowa płyta główna, którą będzie można zrobić upgrade Devialeta. Panowie na prezentacji mówili o 1500€. To plus dobrej klasy głośniki i niczego więcej nam już do szczęścia nie potrzeba. Aha, dla tradycjonalistów jest możliwość grania z gramofonu – jest wkładka MC/MM (z ogromną pamięcią, co pozwala na podpięcie dowolnego modelu).

Tak wygląda sterownik do Devialeta – prościej się nie da, a jak komuś mało iPad, iPod w dłoń

Nie samym audio człowiek żyje, jest i kino (nasze głośniki stereo w razie czego będą robić za fronty)

Co ciekawe zdecydowano się wyłącznie na WiFi, z tyłu nie znajdziemy gniazdka LAN

Poza tym polskie głośniki Pearl sprzedawane niemal za bezcen. Pojawiły się w sieci pierwsze, dość entuzjastyczne recenzje, ale warto było przekonać się na własne uszy czy można kupić komplet kolumn za mniej niż 1000zł. Okazuje się, że można. I jest to dźwięk wciągający, z klasą, który wcale nie wydaje się „tani”. Te kolumny mogłyby swobodnie kosztować wielokrotność powyższej sumy. Owszem widać, że materiały wykorzystane do budowy to budżet, ale co z tego, skoro liczy się tylko dźwięk, a ten jest znakomity. Nie myślałem że tak długo będę siedział w pomieszczeniu z kto wie czy nie najtańszymi kolumnami jakie można było spotkać na wystawie (była Koda oraz Taga, więc tanio było, ale nasze głośniki grały, jak napisałem, z manierą dużo droższych zestawów). Premierowo na AS2011 pojawiły się nowe, wycenione na 2400 złotych, większe kolumny (uwaga) 3-drożne nazwane Sapphire.

Polskie Pylon Audio Pearl oraz Sapphire – to nie tylko kosztuje grosze, ale naprawdę dobrze brzmi. Brawo

Dystrybutor Xindak-a firma POLPAK POLAND, zapowiedział pojawienie się pierwszego streamera Chińczyków, który ma szansę namieszać, szczególnie jeżeli uda się firmie powtórzyć sukces jaki towarzyszył wprowadzeniu DACów. Parę z tych urządzeń uznano za znakomite źródła, Xindak zebrał zasłużone laury. Urządzenie ma być wyraźnie tańsze od konstrukcji prezentowanych przez europejskich producentów (Linn, Naim) – innymi słowy jego cena będzie na pewno wynosiła mniej niż 10 000 złotych. Jako że Chińczycy mają w katalogu praktycznie wszystko: końcówki, odtwarzacze CD, wzmacniacze, tranzystory i lampy etc etc. będzie to warte odnotowania uzupełnienie oferty. Przetworniki, które bardzo Xindakowi wychodzą dają nadzieję na dobrego strumieniowca. Czekamy z niecierpliwością.

Warto wspomnieć o chyba jedynym DACu (iStreamer firmy HRT, dystrybucja Streaming Solutions) specjalnie stworzonym na potrzeby iPoda, iPhone czy iPada. Ot, do małej skrzyneczki podłączamy wspomniane handheldy za pomocą kabla USB dostarczanego w zestawie z produktem Apple. Tak właśnie, łączymy DACa za pomocą 30 pinowego portu. Gramy co prawda pliki o rozdzielczości maksymalnie 16 bit/44KHz, co jest ograniczeniem wynikającym z polityki firmy z Cupertino (iTunes to stratny AAC, a ALAC dopiero ostatnio, po udostępnieniu kodu dla wszystkich chętnych, ma szansę na większą popularyzację). Tak czy inaczej takiego DACa nikt wcześniej nie zaproponował (jako że sieć lipna, bo z telefonu, ograniczę się na razie do paru zdjęć, choć ciekawych eksponatów nie brakowało i spróbuję jak najszybciej podzielić się z Wami tym wszystkim, co było warte oka oraz ucha). Innym, ciekawym przedstawicielem mini przetworników (uPnP, nie ma konieczności podpinania dodatkowego zasilania) był model dedykowany wymagającym miłośnikom grania z USB – model wyposażony w zbalansowane wyjścia miniXLR. Wpinamy z jednej strony PC, a z drugiej do zbalansowanego wejścia zintegrowanego wzmacniacza lub końcówki mocy omawianego MusicStreamera Pro. Prościej się nie da. Wszystko to z maksymalną jakością 24bit/96KHz.

Dedykowany urządzeniom Apple przetwornik HRT iStreamer

DAC zbalansowany

T+A „wchodzi” w kino domowe oraz handheldy (stacje dokujące, stacje muzyczne etc.)

T+A+kino+dok

Słuchawki HiFiMan`a

Firma Rafko z dumą prezentowała produkty HiFiMan`a. Od niedawna to, czym zachwycają się Amerykanie (wystarczy rzut oka na entuzjastyczne recenzje oraz fora), słuchawki planarne oraz wzmacniacze są dostępne oficjalnie w Polsce. Jak ktoś ma awersję do słuchawek (w 99% dynamicznych) niech posłucha. Może się przekona, co jest o tyle prawdopodobne, że są to nauszniki grające inaczej (wyraźnie) od tradycyjnych konstrukcji. Nie mamy wrażenia zamknięcia dźwięku między uszami, dynamika jest znakomita, bardzo dobre są wrażenia przestrzenne, a do tego piękna barwa, harmonia poszczególnych zakresów – przypomina to do pewnego stopnia odsłuch kolumn, a nie czegoś co uciska uszy. Najwyższy model HE-6 był non stop oblegany przez chętnych do odsłuchu. Nie jest to rzecz łatwa do wysterowania (stąd dedykowane wzmacniacze słuchawkowe). Ciekawa alternatywa dla droższych, tradycyjnych modeli słuchawek. Pytałem o to jak dystrybutor widzi szanse HiFiMan`a w naszym kraju. Firma chce intensywnie promować te produkty, stawia m.in na promocję w internecie, przedstawiciel mówił o bardzo dobrym przyjęciu słuchawek, dobrych opiniach na ich temat jakie wyrażali koledzy po fachu, testujący poszczególne modele. Patrząc od strony praktycznej, często miłośnicy dobrego brzmienia nie mają możliwości lokalowych lub/i na przeszkodzie stoi stanowisko innych domowników – jednym słowem – nie mogą sobie pozwolić na „zagracanie” przestrzeni kolumnami. Te, jak wiadomo, wymagają miejsca, kable to spore wyzwanie, kłopot… alternatywą mogą być słuchawki. Warto pamiętać, że naprawdę dobre mogą potencjalnie zaoferować jakość dostępną dla wielokrotnie droższych zestawów głośnikowych. Czasami inaczej się nie da (pewien znajomy był zmuszony do pozbycia się ukochanego systemu, w zamian zainwestował w nauszniki i chyba nie żałuje).

Wzmacniacz do słychawek HiFiMan`a oraz mobilne źródło, które zagra FLACzki w 24bitach

Jak już wspomniałem, stumienowanie było wszechobecne, właściwie kompakt był grany wtedy gdy… ktoś ze zwiedzających chciał odtworzyć swój materiał. Warto jednak dodać, że wszelkie sugestie i prośby o zmianę repertuaru można było często realizować za pomocą iPada, względnie klawiatury komputera wybierając materiał zgromadzony na dyskach. I zapewne łatwiej było wyszukać jakiś konkretny utwór czy wykonawcę właśnie w ten sposób. Pokazuje to dobitnie przewagę muzyki granej z pliku nad tradycyjnymi sposobami odtwarzania dźwięku. Gramofony mają się dobrze, choć zazwyczaj nie grały, czasami talerze obracały się jednak dźwięk i tak „leciał z komputera”. Tak czy inaczej renesans czarnej płyty cieszy, bo w odróżnieniu od kompaktu, sposób obsługi, cała filozofia korzystania z tego źródła jest całkowicie odmienna od tego, co serwuje nam współczesność. I dobrze, bo to powrót do odtwarzania JEDNEGO albumu, żadnego tam szuflowania, zasadniczo to inny sposób konsumowania muzyki. Dzisiaj gramy społecznościowo, wyszukując informacje o danym gatunku, o wykonawcy, o zainteresowaniach muzycznych naszych znajomych, streamując z Internetu setki utworów, tworząc kompilacje, składanki, wręcz nowe, oryginalne muzyczne pasaże. Winyl to powrót do prostoty, do klasycznego odsłuchu, do czasów w których o artyście świadczył jego dorobek wydawniczy w postaci kolejnych, wydawanych albumów. Wiele wskazuje na to, że to już moi drodzy przeszłość. Kompakt też pewnie w końcu trafi do niszy. Cóż, taka jest cena postępu. Nie ma się co boczyć, tylko przyjąć to co przynosi przyszłość.

Wszechobecne pliki, tutaj strumieniowanie w wydaniu Cambridge Audio

No właśnie brakowało nieco co najmniej paru ciekawych, nowych urządzeń pozwalających na odtwarzanie plików komputerowych bez pośrednictwa komputera. Nie widziałem nowego NADa 446 (a jednak był, tylko się w oczy nie rzucał na zapchanym stoliku), nie było także taniutkiego Denona 720, strumieniowców Marantza, Yamahy… szkoda że nie pojawiła się elektronika Musical Fidelity – najnowszy M1 Clic, to sprzęt który wyrasta na groźnego konkurenta dla paru urządzeń tego typu z zakresu 5000-8000 złotych. Pojawił się natomiast model Sonata NP30, firmy Cambridge Audio oraz oczekiwana nowa wersja DACa CA: Dacmagic Plus. Dystrybutor – Audio Center Poland – zresztą nie tylko pokazał elektronikę, ale dodatkowo starał się wyjaśnić zarówno na diagramach, jak i za pomocą paru swoich przedstawicieli, jakie są zalety takiego, cyfrowego systemu. Warto o tym mówić, bo ludzie mają prawo nie znać się na komputerach (znajomość środowiska Office oraz umiejętność korzystania z przeglądarki to trochę za mało, choć obsługa zazwyczaj jest prosta, nieco tylko bardziej skomplikowana od kompaktu). Na szczęście prawie każdy ma dzisiaj, albo zaraz będzie miał smartfona, a ten łatwy w obsłudze sprzęt pozwoli na sterowanie nowym strumieniowym audio. To jedna z możliwych dróg popularyzacji. Są tacy, którzy wręcz podkreślają, że do tego wszystkiego nie trzeba komputera. Fakt, wystarczy pendrive albo stumieniowanie radia internetowego, czyli nowy tuner XXI wieku o możliwościach znacznie wykraczających poza tradycyjne pojmowanie słowa: radio czy tuner. Właściwie nie jest ważne czy muzyka płynie z dysku (lokalny serwer, komputer), sieci (zdalny serwer), czy innego miejsca (np. iPod) – za pomocą dotykowego ekranu mamy dostęp do pełnej informacji oraz możliwość sterowania sprzętem bez konieczności posiadania wiedzy tajemnej.

Bardzo mocno promował się Olive ze swoimi wielofunkcyjnymi (znowu, „wszystko w jednym wydaje się celem”, ostateczną formą dla tego typu urządzeń) serwerami muzycznymi. W tym wypadku muzykę magazynujemy w pudełku co gra, choć oczywiście także przesyłamy ją z dodatkowych dysków, z Internetu, z komputera… Generalnie producentowi przyświeca następująca myśl: wyciągasz to z pudła i niczego więcej, poza kolumnami już nie potrzebujesz (no jakoś trzeba jeszcze pobrać lub zgrać muzykę, żeby zapełnić zamontowany w środku dysk). Bardzo miło rozmawiało się z gospodarzem stoiska, który wyjaśnił na czym polega filozofia firmy, dlaczego zdecydowano się na zintegrowanie wszystkich elementów w jednej skrzynce. Z jednym wszakże zastrzeżeniem – na razie nie dołączono wyjścia cyfrowego – jak dowiedzieliśmy się próbowano, ale inżynierowie stwierdzili że nie da się tego dobrze zrobić. Ot, taka ciekawostka, innymi słowy zewnętrznego DACa nie podłączymy. Jest Olive, są głośniki, jest muzyka. Tak to mniej więcej wygląda. Plus oczywiście iPad z pobranym, darmowym oprogramowaniem do sterowania muzycznym serwerem.

Rozmawialiśmy także o super DACu Antelope Audio Zodiac Gold z zasilaniem Voltikus, który stanowił niejako alternatywę dla stojących nieopodal serwerów. I tutaj znowu niespodzianka: usłyszeliśmy że nic nie jest przesądzone, a już na pewno to, że standardem będzie 24bit/96KHz… wręcz przeciwnie, przyszłościowo na rynku mają pojawić się nagrania o jakości studyjnej (częstotliwość próbkowania 386KHz, 32 bity) czyli coś, co zostanie odtworzone na razie przez stosunkowo nieliczną grupę urządzeń, pozwalających na granie takiego dźwięku. Wśród nich jest wspomniany powyżej Zodiac. Urządzenie można swobodnie zakwalifikować do high-endu, jest dość drogie, wymaga dodatkowo źródła (choć  w przypadku najlepszej jakości wybór jest jeden – USB, a to oznacza że potrzeba nam peceta z odpowiednim oprogramowaniem). Cóż, na razie w sprzedaży nie ma ani jednego nagrania w takiej rozdzielczości, więc trudno wyrokować kiedy i czy w ogóle taka muzyka trafi na rynek. Być może niektórzy będą zainteresowani wydawaniem takiej muzyki o bezkompromisowej jakości, będącej dokładnie tym co zarejestrowano w studiu. Prawdopodobnie koszt byłby jednak większy niż w przypadku 24 bitów… z jednej strony chodziłoby o kwestie marketingowe, z drugiej płacilibyśmy po prostu za jeszcze lepszą (w porównaniu do 24bit) jakość. Zobaczymy na ile realne okażą się przewidywania co do wprowadzenia takich nagrań na rynek. Poza tym na stoisku Studio VanderBrug prezentowano niespotykane dotąd na naszym rynku, najnowsze konstrukcje rodem z Korei (która wyrasta na jednego z liczących się producentów przetworników cyfrowo-analogowych, odtwarzaczy strumieniowych wystarczy sprawdzić ile konstrukcji azjatyckiego tygrysa atakuje ostatnio globalny rynek… odpowiedź brzmi: sporo). Na jednym ze stolików można było zobaczyć Aurendera A10, czyli unikalne połączenie dwóch typów pamięci masowych (SSD + HDD) z pełną integracją z tabletem (ponownie iPad) w roli sterownika oraz produkty firmy Qusonix, z cyfrową technologią Wadii – dwa strumieniowce, modele Q205 i Q210.

Czymś co zwracało uwagę, szczególnie kogoś kto szukał oryginalnych konstrukcji głośnikowych, innych niż wszystko co do tej pory proponowano, były zestawy Eclipse. To jednoprzetwornikowe kolumny (?) rodem z filmu s-f. Właściwie mówimy tutaj o kroplowej, aerodynamicznej obudowie z jednym głośnikiem bez zwrotnicy osadzonej na dość skomplikowanym, gustownym stojaku. Grało to w towarzystwie potężnego subwoofera. Niewątpliwie produkt, który będzie wysoko na liście instalatorów, projektantów, designerów wnętrz, ale też jak głoszą materiały to „nowe możliwości, szybkość precyzji i precyzja poza poza zasięgiem tradycyjnych konstrukcji”… a więc coś dla miłośnika dobrego jakościowo dźwięku. Testy wyglądają dość obiecująco. Na stanowisku AVIQ były także prezentowane kolumny Morduant Short, które w końcu trafią do Polski. Te głośniki o brytyjskim rodowodzie zbierają nieodmiennie bardzo pochlebne recenzje, a jako właściciel budżetowego modelu M-S 901 mogę tylko się cieszyć, że dostępność tych kolumn będzie opierała się nie tylko na prywatnej inicjatywie (import, aukcje), ale także na oficjalnej dystrybucji.

Linn, jak już wspomniałem, przygotował wykłady poświęcone muzyce z pliku. Sama prezentacja dotyczyła dość dobrze znanej przez zainteresowanych historii głośnej swego czasu rezygnacji Linna z konstruowania kolejnego odtwarzacza CD, który to projekt rodził tyle problemów, że  zdecydowano się na całkowitą zmianę podejścia do problemu odtwarzania cyfrowego dźwięku (jak podkreślił prowadzący, w przypadku kompaktu mówienie o cyfrowym źródle wydaje się sporym nadużyciem) stawiając na strumieniowanie dźwięku za pośrednictwem sieci komputerowej. Dzisiaj w ofercie jest sześć modeli odtwarzaczy strumieniowych (z i bez wzmocnienia, z sekcjami przedwzmacniacza etc) oraz nieśmiertelne gramofony. Te zawsze się obronią, bo jak już wspomniałem, to odmienny sposób konsumowania muzyki, inna obsługa, ale też – co warto podkreślić – walory brzmieniowe niedostępne dla nawet najbardziej wyrafinowanych źródeł cyfrowych. Owszem, są takie urządzenia które zbliżają się do analogowego wzorca, ale …no właśnie „zbliżają się”. Choć jest już patent na syntezę: laserowy gramofon ELP, gdzie zamiast igły mamy wiązkę lasera. Powracając do wykładu, bardzo dobrze że ludziom tłumaczy się na czym polega odtwarzanie muzyki z plików, jakie niesie korzyści (te z punktu widzenia ergonomii, wygody są nie do podważenia). Do tego ominięcie zawodnego transportu, konwersji, redukujemy problem jittera… cóż, trudno z tym polemizować, takie są fakty. Była także mowa o (kluczowej) kwestii źródeł, dostępu do muzyki zapisanej w pikach. Oczywiście chyba każdy słyszał, albo nawet korzysta (ale pewnie się nie przyznaje ;) ) z głównego, sieciowego marketu, który zapoczątkował zmiany w dystrybucji i jest niejako symbolem zachodzących zmian – chodzi rzecz jasna o iTunes. No tak, ale w tym wypadku mamy do czynienia z jakością zbliżoną (trochę lepszą)  do mp3. Stąd liczne pytania padające z sali dotyczące dostępu do plików, tych lepszych, w wysokiej rozdzielczości. Nie jest tak różowo, jak mówił przedstawiciel dystrybutora Linn`a, że problemu nie ma, że przecież wystarczy się zalogować do któregoś sklepu w Internecie. Po pierwsze liczba takich sklepów jest mocno ograniczona. Co więcej pliki wysokiej rozdzielczości nie stanowią wcale przeważającej części katalogu, często nadal muzyka oferowana jest w jakości 16/44, co nie oznacza że nie jest lepiej niż z CD (bo jest, patrz wyżej, omijamy różne źródła problemów), ale to jednak nie jest ta wyraźnie lepsza jakość, coś co nie jest z przyczyn technologicznych dostępne dla kompaktu (bez jego niszowych mutacji). HDTracks, Naim, Linn, Chesky i paru innych już od jakiegoś czasu pozwala na zakupy, ale to nadal mało. Wystarczy popatrzeć na to ile muzyki w formacie 24 bit jest obecnie dostępne, a następnie przejść się do nawet niezbyt dużego sklepu muzycznego czy jeszcze lepiej sprawdzić ofertę któregoś z internetowych marketów w dziale CDA. Usłyszeliśmy, że wielkie wytwórnie (bez nich to się nie uda) są już przygotowane, chcą jak najszybciej rozpocząć dystrybucję nagrań ze swoich ogromnych katalogów w Internecie. Świetnie, pisaliśmy (o tym też zresztą wspomniano) że nieoficjalnie wielcy (EMI, Sony…) zrezygnują w ogóle z CDA już w przyszłym roku. Innymi słowy, już za moment będzie w czym wybierać, tylko że nie wiadomo na razie w jakiej jakości będą dostępne nagrania. Jak powiedziano, wiele zależy od nas, konsumentów: czy będziemy zainteresowani lepszą jakością. Jak już wielokrotnie wspominałem, nie ma żadnych przeciwwskazań natury technicznej, technologicznej – sprzęt już jest, Internet to dzisiaj coś bez czego świat nie byłby w stanie funkcjonować. To ważne pytanie, kluczowa kwestia, bo choć pliki 16/44 (których jest znacznie więcej niż 24 bitowych nagrań) są całkiem w porządku, to oczywiste że chcielibyśmy lepszej jakości, docelowo nawet takiej „jak ze studia”. Fajnie że Linn udostępnia swoje nagrania także za pośrednictwem radia internetowego. To alternatywny sposób słuchania, taki renesans radia w internetowym, cyfrowym wydaniu. Jak pokazuje przykład producenta ze Szkocji, jakość takiej transmisji może być niezła, nie mówię że bardzo dobra, bo zdajemy sobie sprawę z ograniczeń (strumieniowanie dźwięku o jakości 24bit/96 wymagałoby transferu znacznej ilości danych, stąd stosuje się powszechnie kompresję). Tyle tylko, że dzisiaj całkiem na serio mówi się o przesyle wysokiej rozdzielczości wideo w sieci (IPTV, VOD) więc dlaczego nie dźwięk?! Szczególnie, że paczka danych będzie w tym wypadku dużo mniejsza niż w przypadku obrazu o rozdzielczości HD. Po wykładzie przyszedł czas na muzykę, także tą w wysokiej rozdzielczości. Rzecz jasna, aby przekonać się o zaletach omówionej na spotkaniu technologii, warto zrobić to w domowym zaciszu – nie chodzi tutaj o to, że zmiany są subtelne (takie też są), bo poprawa jest wyraźna, ale też warunki muszą być odpowiednie, aby móc się o tym wszystkim dowiedzieć bez patrzenia na marketingowe slogany. W końcu, jako że jest to nowość, radykalna zmiana zarówno odnośnie sprzętu jak i nośnika, każdy chce wykroić jakiś kawałek tortu dla siebie. To zrozumiałe, ale też każdy z nas powinien przy okazji o tym pamiętać. Podsumowując, Linn wykonał dobrą robotę, inni powinni brać przykład i starać się w każdy możliwy sposób (publiczne prezentacje, indywidualne pokazy, ale także przy wykorzystaniu Internetu, choćby audioblogi z takimi, jak omawiany, wykładami).

Po wykładzie słuchało się tego [Linn]

Aktywne monitory APS


Na wystawie pojawiły się także, nawet licznie, aktywne kolumny głośnikowe. To mnie osobiście cieszy, bo uważam że jest to bardzo niedoceniany, a kto wie czy nie najbardziej przyszłościowy sposób na reprodukcję dźwięku, omijający parę elementów, które przestają być potrzebne. Tak jak plikowa rewolucja eliminuje konieczność posiadania napędu CD oraz (w zintegrowanej formie) przedwzmacniacza, wzmacniacza tak kolumna aktywna pozwala na oszczędność pieniędzy oraz miejsca, a także wzmocnienie zaraz przed przetwornikiem. Pojawiło się parę ciekawych konstrukcji, które kojarzą się (jeszcze?) ze studiami nagraniowymi, jak choćby kolumny A.D.A.M. czy niezwykle ciekawe, podłogówki Audium Comp 5 Activ z głośnikiem szerokopasmowym.

tanio nie jest, ale zaoszczędzimy na wzmacniaczu

Wilson Audio Maxx 3

oraz towarzysząca kolumnom elektronika Audio Research

Elektronika Reimyo

oraz kolumny Bravo-Consequence, które z nią zagrały

Głośniki T+A CWT 2000

System Accuphase

Szwajcaria & Kanada

Soulution

Hanseny

Focale Utopia (Trimex)

Wielkie monitory Harbeth 40

Cyberblaty B.M.C Audio

MBL

No dobrze, pisaliśmy o wszystkim tylko nie o czystym high-endzie. Na zakończenie naszej relacji, będzie także i o tym, pewnie najbardziej atrakcyjnym dla wielu odwiedzających aspekcie imprezy. Było tego, jak zwykle sporo, parę rzeczy przykuło na dłużej uwagę. Na wstępie takie spostrzeżenie natury ogólnej: czasami nie wystarczy stawić sprzętu i „zagrać”. Zdarzyły się pokazy w których płyta musiała być mocno zmacerowana, odtwarzaniu muzyki towarzyszyły fatalne, burzące cały nastrój, przerwy, przeskoki. Bywało i tak, że w sali zamiast kilkunastu osób, które się standardowo w niej mają szansę jako tako pomieścić, było ich x razy więcej. Ale to już urok wszelkich, budzących zainteresowanie, imprez. Czasami w ogólnym zgiełku ciężko było sobie odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: jak to gra (dodatkowo w głowie gdzieś tam przewijała się informacja ile to kosztuje)? Na mnie największe wrażenie zrobiły Wilsony. Dwa zestawy oparte na elektronice Audio Research oraz topowych przetwornikach, w tym niesamowitym LaFontaine (znowu centrum cyfrowej muzyki, czyli produkt „wszystko w jednym”). W jednej z sal (tej mniejszej) za źródło robił Mac Mini jako serwer z dodatkiem przetwornika DAC8 wspomnianego AR oraz Meitner Design MA-1. To był taki mocny akcent na zakończenie, gdy zamiast często spotykanego plumkania, zaproponowaliśmy prezentującemu sprzęt przedstawicielowi dystrybutora, firmy Audiofast, coś mocniejszego. I na koniec daliśmy czadu… z głośników popłynęła Metallica, a zgromadzonych w salce wgniotło w fotel. Innym przedstawicielem amerykańskiego high-endu były Avalony. Pozostając jeszcze w klimatach rodem z Dzikiego Zachodu, jedna z sal była wypełniona elektroniką McIntosha (głównie stało to, nie grało, ale świeciło – czyli wielbiciel marki mógł być w sumie kontent). Znakomicie zagrała elektronika Reimyo z głośnikami Bravo-Consequence, które opracował przez właściciela marki Reimyo. Nie zawiodły (raczej nie ma na to szans) Hanseny zestawione z szwajcarską elektroniką Soulution. Ciekawą konstrukcję głośnikową zaprezentowało T+A (Solitare CWT 2000), były także rocznicowe Harbethy (40), choć tych kolumn akurat sobie nie posłuchałem (a chciałem). Do tego MBL-e, Focale Utopia i można by jeszcze trochę wymieniać. Z elektroniki można było po raz pierwszy zobaczyć w Polsce urządzenia Dana D’Agostino. Klasyczne cyberblaty na pewno znajdą swoich zagorzałych zwolenników. Stylistyka bardzo oryginalna, do tego dźwięk na najwyższym poziomie. Z kronikarskiego obowiązku dodam na zakończenie o debiucie japońskiego high-endu pod postacią marki TAD. To właśnie te, wspomniane na wstępie, astronomiczne kwoty – system kosztujący 700 000 złotych składający się z odtwarzacza SACD TAD-D600, wzmacniacza mocy TAD-M2500, przedwzmacniacza TAD-C2000 oraz kolumn TAD-R1. Dla każdego coś miłego.

Elektrostaty w akcji

Avalon Time: kolejny przedstawiciel amerykańskiego high-endu

Tak świeci sprzęt jednej jedynej marki: końcówka McIntosha

oraz źródło

Elektronika, która zagrała z mniejszymi Wilsonami

i Metallica dała czadu…

Podsumowując, było (jak zwykle) co oglądać, było także (ponownie: jak zwykle) można wymienić się opiniami, porozmawiać. Z posłuchaniem, jak wspomniałem, różnie: czasami udało się choć na chwilę odsapnąć przy kojących (lub nie, patrz Metallica) dźwiękach muzyki, ale zazwyczaj trudno było cokolwiek sensownego powiedzieć o tym jak to gra. Widać, że płyta kompaktowa niebawem przejdzie do historii. To znaczy nie zniknie, ale zostanie zmarginalizowana, stanie się zapewne niszowym nośnikiem, a cała dystrybucja przeniesie się do Internetu. Odtwarzanie z pliku, czy to za pomocą komputera (i DACa) lub zintegrowanego (wszystko w jednym) urządzenia zwanego różnie, a to występującego jako muzyczny serwer (z lokalną pamięcią), nazywanego odtwarzaczem strumieniowym czy jeszcze inaczej, to coś co już jest standardem. Wystarczy policzyć na ilu stanowiskach grało się „z komputera”. Do tego dodajmy sterowanie coraz częściej za pomocą dotykowej płytki – tabletu, mobilnej elektroniki, która pewnie niebawem zastąpi tradycyjne piloty sterowania (które należą do poprzedniej ery). Małe ekrany montowane w odtwarzaczach, będą raczej pełnić rolę pomocniczą, albo wręcz będą ozdobnikiem, jak w przypadku wspomnianej wcześniej konstrukcji na stoisku Studia VanderBrug, gdzie dwa okienka ze wskaźnikami wychyłowymi okazały się kolorowymi wyświetlaczami, prezentującymi nie tylko dane na temat odtwarzanego utworu, ale także symulującymi działanie klasycznych, analogowych przyrządów. To zresztą wcale nierzadko spotykane zjawisko w HiFi – nawiązywanie do przeszłości w ultranowoczesnej formie urządzenia cyfrowego, którego możliwości wykraczają poza to, co do tej pory potrafiła elektronika nagromadzona na stoliku obok kolumn. Dzisiaj dąży się do jak najkrótszego toru, do eliminacji poszczególnych elementów, które stają się zbędne. To straszne, ale te wszystkie doki, stacje muzyczne, Zeppeliny czy przykładowo prezentowany przez Trimeksa na Audio Show najnowszy NAD VISO ONE to taka forpoczta, kierunek zmian w jakim ewoluuje całe audio. Tak to właśnie wygląda. Jak ktoś chce inaczej, to niebawem będzie musiał udać się do komisu. No może trochę przesadziłem, bo moda na retro wiecznie żywa, ale świat się zmienia. Świat audio się zmienia…

Autor: Antoni Woźniak

Mikrosystem w stylu Pro-Jecta, wszystko do jednego pudła (dystrybucja Voice Sp. z o.o.)

Na szczęście o gramofonie nie zapomnieli

Niemal wszędzie stał jakiś iMac, MacBook czy inny laptop – w tym przypadku jako syntezator – wirtualne organy

Przetworniki NuForce (to małe, niepozorne obok wszędobylskiego PC)

Teddy Prado z zasilaniem [przydałby się taki upgrade do testowanego w redakcji rDACa]

Tegoroczna nagroda EISA w kategorii stereo: Primare CD32/i32 (Voice)

Jakaś projekcja się jednak pojawiła

Współczesne boomboksy, tyle że dzisiaj właśnie w tym kierunku podąża cała branża [sieć oraz Apple]

Coś nie chce grać, coś źle wpiąłeś chyba ;]

Dodaj komentarz