Niczym drzazga w d… Strona pewnego inżyniera, osoby która hobbystycznie mierzy, opisuje, krytykuje to co w audio niby ustalone, to co modne, to co najgłośniejsze, najbardziej nośne i rozreklamowane. Zapewne wielu speców od marketingu, od PR miałoby spory problem, gdyby wnioski jakie pojawiają się na ww. witrynie pojawiły się w „głównym” obiegu. Na szczęście (a nasze nieszczęście?) dla speców to niszowy site, na tyle niszowy że zapewne wielu z Was, drodzy Czytelnicy, nigdy o nim nie słyszało. Ja śledzę publikacje Achimagio’s Musigns od dawna i cóż – wniosek z lektury kolejnych publikacji nie jest dla branży przyjemny… wręcz przeciwnie… jest przytłaczająco miało przyjemny. To, co uważamy za pewne, przestaje takim być, po lekturze i nie chodzi tutaj o ślepą wiarę w pomiary, cyferki, wyrzucenie subiektywnych ocen do kosza. Nie. Chodzi o coś innego – chodzi o poparte doświadczeniem jasne, nie pozostawiające niedomówień, konkluzje. Coś jest, albo czegoś nie ma. W przypadku Achimagio każdy humbug, każda ściema zostaje bezlitośnie obnażona. Po prostu.
To miejsce, które każe nam, poszukiwaczom dobrego jakościowo brzmienia, przemyśleć parę rzeczy na nowo. Cały cykl artykułów o MQA (bardzo krytycznych w wymowie – będzie o tym osobny wpis) pokazuje w czym rzecz – dzisiaj zatraca się w wyścigu o kasę pierwotny sens całej zabawy, a że w przypadku komputerowego audio (cyfrowego zapisu muzyki, opublikowanego w sieci i odtworzonego w warunkach domowych – precyzyjnie rzecz ujmując) można wmówić prawie wszystko… to się w najlepsze wmawia. Nie ma (bo i być nie może) najlepszego, czy jedynego gwarantującego najlepszy efekt sposobu zapisu, rejestracji i nigdy nie będzie. Właściwie każda technika może w rękach dobrego rzemieślnika (mastering – dźwiękowcy) dać dobry, bardzo dobry efekt. Co więcej, w świecie streamingu, grania z pliku kwestia transportu opartego w 100% na sprzęcie komputerowym, bo każdy streamer to komputer, oparty na TYPOWYCH komponentach tj, układy Intela, procesory ARM, chipsety / płyty stosowane powszechnie w IT (choćby nie wiem jak był drogi, audiofilski i prze-zachwycający) jest… najmniejszym problemem, najmniej istotnym problemem w kontekście jakości brzmienia. Jeżeli byłoby inaczej, tzn. to właśnie ten element był krytyczny, to jak wytłumaczyć idealne wyniki pomiarów takiego Chromecasta (Audio) za 35$? Jak uzasadnić, że coś (realizującego dokładnie te same zadanie – przesłanie z źródła cyfrowo zapisanej muzyki i przesłanie tego dalej w domenie cyfrowej do reszty toru) za 3500$ (i więcej) właśnie …robi to lepiej, podczas gdy lepiej tego nie robi, bo NIE MOŻE? Co więcej (i gorzej dla high-endów) ten pizdryk radzi sobie równie dobrze, jako odtwarzacz, przesyłając dźwięk analogowo, już po konwersji w – podkreślam – akcesorium za 35 dolarów. Zresztą popatrzcie sami na ten wpis (pomiary toslinka tutaj) i wyciągnijcie wnioski. Ja korzystam z paru Chromecastów, intensywnie użytkuje i wnioski już wyciągnąłem. To się sprawdza, zwyczajnie, bez żadnego „ale” się sprawdza. Brawo Google.
Zero-jedynkowy świat to dla wielu świat niemal magiczny, trudny do rozeznania, bo (na pierwszy rzut oka) niezwykle skomplikowany, pełen technologicznego żargonu (w wydaniu marketspecjalistów coraz częściej – niestety – bełkotu). I na tym się żeruje, na tym bazuje, wciskając rozwiązania, które nie dają w praktyce żadnego progresu, żadnego magicznego „lepiej niż pierwotnie zarejestrowane”, żadnego tego typu bajerowania (właśnie!) jak to spece z lubością starają się nam wmówić. Patrząc na pomiary, a także własne oraz przedstawione na ww. stronie wnioski, można napisać tak (twarde fakty, pomijam subiektywne – gra bardzo dobrze, bo…)”…
Chromecast Audio:
- pozwala uzyskać rozdzielczość na poziomie 17.5 bitów (wyjście analogowe, cyfrowo nawet 18.5), co jest wynikiem bardzo dobrym, lepszym od wielu cyfrowych źródeł za ciężkie pieniądze dostępnych na rynku, podobnym do wielu za dziesięciokrotność sumy, którą przyjdzie za niego zapłacić. Innymi słowy jest to transport, który po upgrade software faktycznie obsługuje materiał 24 bitowy (a nie tylko udaje, że to robi!),
- ma pomijalny jitter (przypominam, mówimy tutaj o streamingu via WiFi), który pojawia się dopiero wtedy, gdy gramy 24 bity (@ SPDIF). W przypadku materiału 16/44 to rozwiązanie jest JITTER FREE, w przypadku 24 bitów pomiary wypadają gorzej, ale jitter i tak nie ma wpływu na degradację dźwięku w słyszalnym przez człowieka zakresie,
- jest bitperfect* Warto to podkreślić, bo wiele drogich transportów NIE JEST bitperfect (na marginesie, wszystko co gra Wam wspomniane MQA z założenia nie jest bitperfect, bo MQA nie jest bitperfect),
- dysponuje świetnie zbalansowanymi kanałami (analog) – żadnych odstępstw, żadnego mniej lub bardziej. Idealne 2Vrms!
- pozwala, biorąc pod uwagę potencjał (35$!), na podpięcie bezpośrednie do reszty toru analogowo, byle nie były to wysoceefektywne słuchawki. Zwyczajnie, podepnijcie to pod swoje stereo,
- ma wyjście cyfrowe (Toslink), które wypada bardzo dobrze i w testach porównawczych z bardzo dobrym przetwornikiem C/A TEAC UD-501 nie ma różnic w porównaniu z graniem via USB (PC) na wspomnianym DACu (16/44). To o czymś świadczy, nieprawdaż? Jako transport cyfrowy jest dobrze, ale równie dobrze zdać się na wbudowany, jak się okazuje świetny AKM4430, budżetowy, a jak widać doskonale wykonujący swoją robotę,
- wyposażono w efektywny system buforowania, zapewniający odtwarzanie bez przerw dźwięku nawet przy dość kiepskim sygnale (opisane w artykule Achimagio 40%). Wiele nowoczesnych streamerów ma cholernie duże problemy w nawiązywaniu połączenia (a co tu mówić o bezproblemowym przesyle, graniu bez zakłóceń) i „wymięka” podczas prezentacji w sklepach (duże zakłócenia, liczne urządzenia podpięte na niewielkiej przestrzeni)
- nie ma problemu z materiałem 24/88, co niestety przytrafia się wielu urządzeniom audio,
- to najtańsze tego typu rozwiązanie na rynku (tańszego, w zakresie funkcjonalnym, nie ma), które zostało zaprojektowane jak trzeba. Jak widać nie trzeba laboratorium NASA, kosmicznych technologii, rzadkich materiałów z asteroidy, by coś niezwykle taniego wypadało w pomiarach blisko (albo dokładnie) wartości referencyjnych. To jest – jak podkreśla autor bloga – bardzo proste. Jitter, bitperfect, balans, rozdzielczość to konkrety, albo coś potrafi, albo nie potrafi (jest źle zaprojektowane, albo nie do końca dobrze) osiągnąć właściwych wyników. Tylko tyle i aż tyle! Dotyczy to także DACa za 5000$, streamera za 20 000 tysięcy i innych, audiokomputerowych wynalazków,
- wypada jako źródło równie przekonywająco jak wspomniany TEAC UD-501 (to subiektywny osąd autora pomiarów). Mój? Patrz wyżej (strefy oparte na Chromecast A.)
Cóż mogę dodać? Może to, że oczywiście można inaczej i więcej, bo można chcieć obsługi DSD chociażby (tak, uważam że 1 bitowy materiał ma swoje specjalne cechy, które kojarzą się z graniem z analogowych źródeł, chodzi tu o subiektywny odbiór tak zapisanej muzyki, nie chodzi o żadne oceny lepiej/gorzej), można chcieć integracji z Roonem (niestety na razie nie ma możliwości wykorzystania Chromecasta w tym front-endzie, choć przymiarki trwają i mam nadzieję, że takowa integracja w wersji 1.3 oprogramowania się pojawi), można też mieć ochotę na dużego klamota po prostu, na połączenie wielu funkcjonalności (vide świetny skądinąd ADL Stratos) itd. itp. Nie zmienia to jednak ogólnej wymowy tego, co powyżej… nie ma i nie będzie czegoś takiego, jak Złoty Graal cyfrowego audio (za góry złota rzecz jasna), który pozostawia wszystko inne daleko w tyle. Czegoś takiego w przyrodzie nie ma i nie będzie (bo też jest jasny cel w przypadku transportu cyfrowego – da się to zmierzyć, da się stwierdzić, da się osiągnąć lub nie). Sprzęt za dziesiątki tysięcy złotych może nie spełniać formalnych wymogów, być zwyczajnie źle skonstruowany, mieć braki w obsłudze cyfrowego dźwięku (podstawowe) i choć nie wyklucza to automatycznie dobrego brzmienia, to nie może on brzmieć lepiej od tego, co zaprojektowano… lepiej. Nawet jeżeli to lepiej zaprojektowane kosztuje 35$. Tak podpowiada logika i trudno by było inaczej. Nie można udowadniać czegoś, czego nie ma. Nawet jeżeli dysponuje się najlepszym słuchem we wszechświecie nie można. Nie można, ale często gęsto to się właśnie robi.
Pod rozwagę.
PS. Do napisania tego wpisu długo dojrzewałem, musiałem sobie to wszystko poukładać. Poukładałem i cóż, tak to widzę. Wiem, że w ten sposób narażę się złotouchym piewcom czegoś, co wg. nich gra lub nie gra. Mniejsza o twarde realia, prawda? Kiedy to ucho w bezwzględny sposób „mierzy” i „dowodzi”. Dobrym określeniem na te do(wy)wody jest „zdaje się”, najlepszym według mnie, ale to automatycznie wyklucza dalszą dyskusję, bo przecież złotouchy powie „jest” i basta. Muszę szybko uporządkować listę kontaktową, coś czuję
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.