Chodzi rzecz jasna o Windowsa Phone 7 oraz niedawną, jeszcze gorącą informację o zakupieniu za 12 miliardów dolarów Motorola Mobile przez Google. Zdaniem Finów, czy może raczej CEO Nokii, transakcja twórcy Androida stawia innych producentów androidowych handheldów w nieciekawym położeniu. Ta wypowiedź jest odpowiedzią na falę krytyki jaka pojawiła się zaraz po decyzji o postawieniu wszystkiego (dosłownie, vide zakończenie wsparcia Symbiana i faktyczne uśmiercenie MeeGo) na Windowsa Phone 7. Fiński producent uważa, że w przyszłości firmy produkujące androidowy sprzęt będą musiały pogodzić się z rosnącą dominacją duetu Google-Motorola, który jako pierwszy będzie wypuszczał na rynek sprzęt z najnowszymi wersjami oprogramowania, dodatkowo zapewniając najlepsze (lepsze) wsparcie, siłą rzeczy konkurując (ostro) z pozostałymi korporacjami, takimi jak HTC, LG, Samsung, Sony Ericsson etc. Co ciekawe po raz kolejny Nokia podkreśla znaczenie swojego specjalnego statusu, specjalnego partnerstwa z Microsoftem. Wygląda na to, że niedawny zapowiedziany zakup Google firma widzi w kontekście swojego podwórka i uważa (pytanie czy słusznie), że zasady ścisłej współpracy, opracowywania nowych produktów, działań na rzecz całego ekosystemu będą w obu przypadkach podobne, jeżeli nie identyczne. Rodzi się zatem pytanie, a właściwie dwa pytania… to, że Motorola stanie się częścią Google, po finalizacji transakcji jest oczywiste, jednak w przypadku Nokii mowa była o tym, że obie firmy (MS i Finowie) działają w pełni autonomicznie, że chodzi jedynie o dość ścisłą współpracę, a nie de facto przejęcie. Czy faktycznie do dzisiaj krytykowany deal między MS a Nokią nie ma drugiego dna? Poza tym można by zapytać jak ma wyglądać przyszłość WP7, który podobnie jak Android, przynajmniej na razie, nie jest na wyłączność, korzystają z niego liczni producenci oferujący swoje produkty wyposażone w najnowszy system mobilny z Redmond? Jak widać, zdaniem Nokii, firmy które zaangażowały się w rozwój platformy mogą mieć spore problemy, nie mogąc w praktyce konkurować na równych zasadach z twórcą oprogramowania wypuszczającym na rynek swój sprzęt. Jest w tym stanowisku Nokii sporo sprzeczności…
Motorola Mobile znalazła się na celowniku Google. Firma chce wyłożyć ponad 12 miliardów dolarów za mobilny dział produkcji Motoroli, co oznacza że twórca Androida jest skłonny zapłacić o 60% więcej za akcje, patrząc na ich wartość sprzed ogłoszenia decyzji o zakupie. Oczywiście transakcja musi zyskać aprobatę rynkowych regulatorów, ocenia się że dojdzie do skutku przed końcem bieżącego roku. Co to oznacza w praktyce dla klientów, dla branży? Warto zauważyć, że zaraz po podaniu informacji Google wystosowało oświadczenie, w którym zapewnia wszystkich partnerów o wsparciu oraz otwartości androidowej platformy – to tak na wszelki wypadek, gdyby HTC, Samsung, LG i paru innych wielkich producentów poczuło się zagrożonych syntezą androidowego software oraz hardware. Decyzja niewątpliwie pomoże szybciej wprowadzać na rynek gotowe, dopracowane rozwiązania, sprzęt który będzie mógł realnie konkurować z produktami Apple. Do tej pory, zazwyczaj, Google goniło firmę z Cupertino, szczególnie było i jest to widoczne w przypadku tabletów. Własny, rozbudowany dział hardware to coś, czego Google do tej pory nie miało, a przecież – jak pamiętamy – próbowało raczej z mizernym skutkiem wprowadzić na rynek własne telefony (pod marką Nexus, produkowane przez partnerów: HTC oraz Samsunga). Wydatek 12 miliardów to spora inwestycja, jednak w przypadku Motoroli nie chodzi tylko o wykwalifikowaną kadrę, gotowe czy opracowywane projekty …chodzi także o pokaźną liczbę patentów. Google w ten sposób chce „zabezpieczyć przyszłość Androida”, stając się nie tylko dostarczycielem software, ale także wiodących rozwiązań sprzętowych. Być może wreszcie uda się pokazać (przed Apple?) doskonalszy od iPada tablet, nowego Xooma, poza tym firmie z Cupertino trudniej będzie walczyć na pozwy z każdym (blokada sprzedaży najnowszych tabletów Samsunga oraz tabletu Motoroli w UE), kto zdaniem Jobsa narusza własność intelektualną jabłkowej korporacji. To znaczące wsparcie dla całej platformy, niebawem przekonamy się na ile ta transakcja wpłynie na branżę, to znaczy czy uda się przekuć zakup w sukces rynkowy.
Albo zrobicie bardziej energooszczędne CPU, albo zrezygnujemy z waszych procesorów. I nie chodzi tutaj o parę watów. Apple postawiło sprawę jasno: obecny poziom 40-30W jest dla firmy nie do zaakceptowania. Intel zaraz potem zapowiedział prace nad nowymi procesorami o poborze rzędu 15W (bez znaczącej utraty wydajności – co warto podkreślić). Żądanie zostało wystosowane, jak podaje Wall Street Journal, na wiosnę br (przed majem). Jakoś tak dziwnie informacja o ultimatum zbiega się z niedawną decyzją Intela, wyraźnie wymierzoną w Apple, a dotyczącą specjalnego funduszu dla producentów notebooków, którzy mają wypuścić na rynek szybkie, ultramobilne laptopy za 999$, czyli dokładnie w cenie najtańszego MacBooka Air. To właśnie w ten produkt wymierzone jest ostrze Intela, warte – bagatela – 300 milionów dolarów. Jak widać Apple nie pozostało dłużne, choć w tym wypadku decyzja o rezygnacji i tak (prawdopodobnie) zapadła już wcześniej. Od paru miesięcy mówi się o zastąpieniu chipów Intela (w modelu Air), układami z konkurencyjną architekturą ARM (być może będzie to chip A6, zaprojektowany przez Apple). Współgra to z planami firmy z Cupertino, która chce dokonać swoistej syntezy PC z handheldami, wprowadzając na rynek wspólny system operacyjny. Dodatkowo silna jest pokusa, aby własne urządzenia zbudowane były w oparciu o własny krzem, co pozwoli uniezależnić się od dostawców. Biorąc pod uwagę ostatnie wyniki finansowe i kapitalizację Apple wdrożenie tych planów nie powinno nastręczać większych problemów. Inną kwestią jest brak zgodności MacOSa z ARM – albo Apple pójdzie w ślady Microsoftu, albo… nowy, uniwersalny system będzie nieco zmodyfikowanym iOSem. Wybór AMD jako dostarczyciela układów byłby mało prawdopodobny, choć nie można takiego takiego wariantu w 100% wykluczyć.
Wspominałem o planach wypuszczenia 55 calowego modelu telewizora, Samsung także przygotowuje premierę wielkich ekranów w tej technologii, Sony chce radykalnie obniżyć cenę swoich profesjonalnych oledowych monitorów – z ponad 20 tysięcy $ do kilku… wygląda na to, że coś się w końcu zaczyna dziać na polu wprowadzania nowej technologii obrazu na rynek. Oczywiście należy być bardzo ostrożnym w przewidywaniach co do możliwości spopularyzowania TV OLED w najbliższym czasie. Analitycy są zgodni co do tego, że nie ma szans na rozpowszechnienie się odbiorników z panelami organicznymi przed 2014 rokiem. Biorąc pod uwagę astronomiczne ceny, dopiero po 2015 roku OLED stanie się realną alternatywą na rynku, a jeszcze (zapewne) do końca bieżącej dekady w sklepach dominować będą telewizory oparte na tech. ciekłokrystalicznej i plazmowej. Tak czy inaczej cieszą bardzo ambitne plany Koreańczyków w tym względzie. Nie da się ukryć, że to właśnie LG oraz Samsung są motorami postępu w tej dziedzinie – nikt inny, może oprócz Sony, nie rozwija możliwości produkcyjnych oraz nie projektuje na taką skalę nowych OLEDów co wspomniane korporacje. Patrząc na ilość gotówki, jaką chce przeznaczyć LG na rozwój tej technologii, widać że firma nie widzi alternatywy dla tego typu ekranów w przyszłości. 2.8 miliarda to gigantyczne pieniądze, potrzebne między innymi do tego, by opanować, wdrożyć i udoskonalać produkcję coraz większych paneli (generacja 8.5, rozmiar substratów 220×250 cm). LG chce uzyskać możliwość wytwarzania 30 000 paneli na miesiąc, w różnych rozmiarach, w tym właśnie zapowiedzianego 40 calowego OLED TV. Cóż, 55″ wersja będzie kosztowała krocie, obecnie 31 calowy model sprzedawany wyłączenie na rodzimym rynku kosztuje w przeliczeniu 9100 dolarów.
Do tej pory oprócz nazwie układów Snapdragon towarzyszyły dość długie ciągi liter i cyfr. Postanowiono zrobić z tym (poniekąd) porządek. Nowe oznaczenia SoCów oraz podział na określone grupy urządzeń w zależności od funkcjonalności i wydajności wydaje się krokiem jak najbardziej uzasadnionym, ułatwiającym klientowi rozeznanie. W sumie na rynku będą od teraz trzy serie: S1, S2 oraz S3. Najpotężniejsza będzie ta ostatnia, pozwalająca na odtwarzanie oraz rejestrowanie obrazu fullHD, na obsługę zaawansowanych gier wideo 3D (o jakości „dzisiejszych” konsol), wsparcie dla wideo 3D etc. S3 ma być przede wszystkim oferowany producentom tabletów. Niżej w hierarchii plasuje się S2 – to układ dla topowych smartfonów, z obsługą wideo 720p, zaawansowanymi grami 3D, streamingiem wideo z sieci w HD. Wreszcie najsłabsza seria S1 to SoC dedykowane prostszym telefonom, pozwalające na współdzielenie audio i wideo, na odtwarzanie multimediów z sieci (SD), casualowe granie wreszcie, cytuję „full stereo”. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że ktoś nie wpadnie na pomysł nazwania nowych SoC: S1 8534, S2 8325 czy S3 8772… cały racjonalizatorski trud pójdzie wtedy na marne.
No taka sieć WLAN to jest coś! Chińczycy w zeszłym roku pokazali swoje rozwiązanie oparte na oświetleniu (smart LED lighting) osiągające zaledwie kilkadziesiąt Mbit/s. Wykorzystano wtedy niebieskie diody LED, jednak w Europie udało się opracować znacznie bardziej zaawansowane rozwiązanie, które pozostawia w tyle standard 802.11 n, może nawet konkurować z łączami opartymi na kablu. Pamiętamy prehistoryczne czasy, gdy optyczna sieć bezprzewodowa oparta na podczerwieni osiągała oszałamiające 2Mbps? Niemcom udało się na początku roku zaprezentować prototypowe żarówki pozwalające na uzyskanie transferu 500Mbps, a najnowsza odsłona tej technologii to 800Mbps! Instytut Heinricha Hertza wykorzystał kombinację diod w kolorze białym, zielonym, niebieskim oraz czerwonym, co zaowocowało powyższym rekordem. Na razie takie rozwiązanie (niestety) nie zastąpi nam w domu skrętki czy WiFi, ale w przyszłości… kto wie? Obecnie przewiduje się zastosowanie takiego, inteligentnego oświetlenia w miejscach publicznych, szczególnie w takich, w których zastosowanie technologii bezprzewodowej opartej na falach radiowych byłoby niewskazane. Przykładem takich lokalizacji są szpitale. Nam pozostaje czekać na żarówki, które pozwolą na streaming wideo HD (w przypadku takiego transferu możemy być o to spokojni, da się przesłać parę strumieni najwyższej jakości obrazu i jeszcze zostanie wolne pasmo). Zresztą za parę lat będziemy już mówić o UHDTV (4k)… będzie jak znalazł.
Jako że moment oficjalnego uruchomienia jabłkowej chmury zbliża się coraz bardziej, Apple udostępniło właśnie iCloud w wersji beta. Na iCloud.com pojawiła się możliwość zalogowania do własnego ID, co jest wstępem do zaznajomienia się z możliwościami przetwarzania w chmurze ala Apple. Ktoś, kto testuje sobie właśnie iOS 5 beta, albo korzysta z najnowszego Liona (10.7.2) może już synchronizować oraz zapisywać w chmurze pocztę, kontakty oraz zapisy w kalendarzu, wszystko za pośrednictwem przeglądarki. Całość przypomina nieco MobileMe z którego niewątpliwie czerpano wzorce, jednak już teraz widać nowe elementy… do premiery zostało jakby nie patrzeć zaledwie 6-7 tygodni. Portal Electronista uzyskał potwierdzenie ze strony Apple na temat cen za dodatkową przestrzeń na dane w chmurze. I tak jak ktoś stwierdzi, że 5GB to dla niego stanowczo za mało (przypominam, chodzi o miejsce na korespondencję, dane z listy kontaktów, kalendarza, zakładki z przeglądarki/ulubione adresy oraz być może także notatki) będzie mógł wykupić za 20 dolarów dodatkowe 10GB pamięci (abonament roczny), dodatkowe 20GB to wydatek równy $40 zaś 50GB będzie wymagało uiszczenia opłaty wynoszącej $100. 50GB na to co powyżej? Ludzie… no chyba, że ktoś to będzie wykorzystywał w firmie, ale to akurat mało prawdopodobne, bo mało kto zdecyduje się na umieszczenie wrażliwych informacji na obcym serwerze.
Takie wieści płyną od producentów ekranów (AUO) z Tajwanu. Jak pamiętamy LG ma ambitne plany związane z rozwojem technologii OLED. Firma chce w 2012 roku wprowadzić… pokazać (?) wielki 55 calowy wyświetlacz OLED, który z całą pewnością będzie oszałamiającym przykładem doskonałości, jednak jego cena będzie zapewne gigantyczna. Poza tym, jak mówią wytwórcy paneli TFT-LCD, dopiero w 2014 roku będzie możliwa komercjalizacja, sprzedaż pierwszych TV OLED z możliwością wypracowania zysku. Obecnie nawet astronomiczna cena nie gwarantuje (przy niewielkiej skali produkcji, wysokich kosztach uzyskania sprawnego wielkoformatowego panelu OLED) rentowności, a wręcz przeciwnie – do takiej produkcji trzeba by dokładać. Koreańczycy znowu pochwalą się czymś, co jeszcze długo nie pojawi się na sklepowych półkach? Cóż, zobaczymy, jednak szansa na zakup 55 calowego telewizora już w przyszłym roku jest… niewielka.
Łatwe wyświetlanie zdjęć i filmów prosto z aparatu, tabletu czy telefonu komórkowego na ekranie telewizora, przesyłanie ich do komputera czy też bezpośredni wydruk – to wszystko jest możliwe bez kabli, dzięki AllShare, obecnemu w urządzeniach firmy Samsung. Jak skonfigurować wygodną bezprzewodową sieć w domu z wykorzystaniem tej funkcji będą mogli przekonać się odwiedzający specjalną ekspozycję, która od 26 lipca br. będzie dostępna w salonie Vobis w CH Złote Tarasy w Warszawie. Wijące się przewody zbierające kurz, inny kabelek do każdego złącza i czasochłonne przegrywanie danych między urządzeniami – tak nie musi wyglądać współpraca między sprzętami elektronicznymi, niezależnie od tego czy należą do fana technologii, czy też do osoby dopiero zaczynającej przygodę z nowoczesnymi rozwiązaniami.
Od wielu lat obie firmy korzystają z matryc LCD, które na mocy zawiązanej spółki joint venture montowane są w kolejnych generacjach Bravii oraz HDTV Samsunga. To się jednak może niebawem skończyć, bo jak donoszą nieoficjalnie dobrze zorientowane w kwestiach biznesowych źródła, firmy planują zakończenie współpracy. Co ciekawe obie firmy pracują nad projektem (S-LCD), który miałby być wspólnym przedsięwzięciem, jednak ta współpraca także miałaby zakończyć się przed terminem. W przypadku Sony i Samsunga wspólne działania przede wszystkim opierają się na produkcji milionów matryc dla setek produktów obu firm, stąd taki rozbrat miałby niemałe konsekwencje dla obu firm. Rzecznik Sony zdążył już zdementować doniesienia południowokoreańskich mediów, jednak druga strona – Samsung – nie zajął w tej sprawie żadnego stanowiska. Od jakiegoś czasu mówi się o problemach we współpracy obu gigantów. Sony obecnie przeżywa trudny moment, jest na minusie, dodatkowym problemem są koszta poniesione w związku z głośną aferą związana ze złamaniem zabezpieczeń PSN oraz skutkami kataklizmu jaki nawiedził w tym roku Japonię (co miało wypływ na produkcję).