LogowanieZarejestruj się
News

Muzyczne serwisy społecznościowe – nowy model konsumowania muzyki cz.1

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
streaming-music-services-2010

Nie wiem jak Wy, ale ja łapię się coraz częściej na tym, że zamiast odpalać swój klasyczny system stereo, włączam aplikację inteligentnego radia (i nie tylko), łączę się bezprzewodowo z głośnikiem wyposażonym w AirPlay i …słucham, czy raczej bawię się w słuchanie muzyki. Możliwość wyboru spośród 15 milionów kawałków to coś, czego nie zapewni żadna, nawet najbardziej rozbudowana kolekcja, zgromadzona na TB dyskach sieciowych. Co więcej, dynamiczna kolekcja (tak właśnie nazywam dostęp do serwisu strumieniowego z dużą biblioteką muzyki) daje coś, czego nie odnajdziemy na półce z płytami, względnie dysku z plikami… wybór, możliwość poszukiwania, odnajdywania albumów, artystów, stylów, o których być może nie mieliśmy zielonego pojęcia, a które okazały się tym, co idealnie trafia w nasz gust. To ogromna zaleta takiego sposobu konsumowania muzyki, a przecież w zanadrzu kryje się jeszcze jedna opcja, którą znamy (kto nie pożyczał w dawnych czasach albumów od przyjaciela, względnie nie rozprawiał w czasach MP3 nad nowościami jakie pojawiły się w Internecie? …Chyba każdy to robił). Chodzi o współdzielenie, możliwość śledzenia muzycznych upodobań naszych znajomych, podsyłania im co ciekawszych utworów, wykonawców w najprostszy, najszybszy możliwy sposób. Wystarczy wybrać odpowiednią opcję, dotknąć wirtualnego przycisku i już. To społecznościowy wymiar tytułowych serwisów. Niejako przy okazji, tracimy możliwość bezpośredniego kontaktu (zawsze można dodać komentarz, spotkać się na fb – dodadzą co poniektórzy), to jednak znak czasów – dzisiaj Internet staje się miejscem towarzyskich spotkań, wymiany poglądów…

Nasz najnowszy artykuł poświęcony jest nowemu, nie boję się użyć w moim odczuciu adekwatnej nazwy, fenomenowi, jakim są muzyczne serwisy społecznościowe. To coś, co moim zdaniem całkowicie przeobrazi rynek muzyczny w najbliższych latach, będzie mieć wpływ na całą branżę – na artystów, wytwórnie, dystrybutorów oraz producentów sprzętu audio. Zresztą to się już dzieje, wystarczy popatrzeć na zmiany, jakie następują na rynku, na to jakie urządzenia trafiają do sklepów, na ogromny, niepohamowany wręcz wzrost popularności Lo-Fi (którego nie należy utożsamiać automatycznie z niską jakością, choć na pewno jest to opozycja w stosunku do HiFi… które z definicji ma na celu jak najdokładniejszą, najwierniejszą reprodukcję dźwięku, bez kompromisów). To właśnie mobilne, przenośne granie, te setki, tysiące słuchawek, docków, głośników, stacji muzycznych oraz technologie bezprzewodowego przesyłania dźwięku to dzisiaj siła napędowa całej branży. To się sprzedaje, to napędza popyt, to… idealnie dopasowane jest do zmian, które zachodzą w dystrybucji muzyki, do rosnącej popularności serwisów muzycznych. Tak to właśnie wygląda, to jest dzisiaj głównym wyznacznikiem dla całego muzycznego biznesu. Rzecz jasna nie oznacza to całkowitego upadku dotychczasowych form konsumowania muzyki. Odtwarzacze strumieniowe, usieciowione komponenty tradycyjnego HiFi, uzupełniają, wpisują się w te trendy, jednak – w mojej opinii – nie stanowią głównego nurtu, są niejako „przy okazji” (-stety czy niestety). Niniejszy artykuł jest tekstem poświęconym fascynującym przeobrażeniom branży audio, tekstem stanowiącym wstęp do omówienia fenomenu muzycznych serwisów społecznościowych. Założyłem sobie, że w kolejnych odsłonach będę opisywał to, co jest oficjalnie dostępne w Polsce, nie będzie zatem bezcelowej wyliczanki tego co dostępne w Stanach (które są wiodącym rynkiem, co nie dziwi, gdzie oprócz Deezera działa wszystko, co do tej pory wymyślono w zakresie serwisów). Przeczytacie zatem niebawem o Last.fm, o usłudze iTunes Match o polskich serwisach muzycznych, o Deezerze. Mam nadzieję, że niebawem tę listę będzie można rozszerzyć o kolejne serwisy…

Patrząc na rozwój branży, na to co dzisiaj jest najpopularniejsze, najmodniejsze, widać wyraźnie że przemysł muzyczny dojrzał do rewolucji jaką było rozprzestrzenienie się muzyki w Internecie. Trochę to trwało, najpierw była negacja, walka z piractwem, malejąca sprzedaż, „obrona Częstochowy”, w końcu jednak wytwórnie uznały, że dalszy sprzeciw, brak zamian w sposobie dystrybucji muzyki jest bezcelowy. W końcu. I tak od mniej więcej dwóch lat obserwujemy fenomen serwisów muzycznych, które stały się alternatywą dla tradycyjnej dystrybucji, dla fizycznego nośnika (którego dni są policzone), a nawet poniekąd dla plików dostępnych w sieci. Nikt do tej pory nie przeprowadził stosownych badań, ale moim zdaniem popularyzacja takich usług jak Pandora, Spotify, Deezer czy MOG doprowadziła do znaczącego ograniczenia pobierania plików audio z sieci. Mam tu na myśli głównie muzykę pobieraną za darmo, za pośrednictwem P2P, ale też (ciekawe jak bardzo) ze sieciowych sklepów muzycznych. Zresztą odnośnie tych ostatnich nie byłoby to dziwne, zaskakujące – większość z nich, tych najpopularniejszych (mam na myśli markety Apple oraz Amazona) oferuje muzykę w jakości porównywalnej do wspomnianych powyżej serwisów. Co więcej, obostrzenia w dysponowaniu zakupioną muzyką (głośna sprawa Bruce`a Willisa), powodują, że kupowanie mp3 przestaje mieć jakikolwiek sens. Nie dziwi zatem zainteresowanie Apple wprowadzeniem własnego serwisu, inteligentnego radia. To przyszłość dystrybucji, szczególnie w kontekście stratnej kompresji, która – nie oszukujmy się – będzie dla większości konsumentów całkowicie wystarczająca. Sprzedawanie muzyki w tradycyjny sposób (oferowanie poszczególnych utworów, albumów za opłatą) będzie miało sens tylko wtedy, gdy będzie to dźwięk w znacznie lepszej jakości, nieskompresowany, najlepiej hi-res (24 bity, częstotliwość próbkowania > 48kHz). Tak, wtedy ktoś, kto zwraca uwagę na takie szczegóły, chętnie kupi sobie ulubiony album, zachęcony wizją słuchania materiału o jakości zbliżonej, czy tożsamej ze studyjną.

W Polsce hamulcowym są znane i „lubiane” organizacje typu ZAIKS, Stoart, SAWP, ZPAV i ZAPA, które jako regulatorzy rynku decydują o tym czy ktoś może, czy nie może oferować usługi w zakresie dystrybucji muzyki w Polsce. Oczywiście zdaje sobie sprawę z konieczności funkcjonowania jakiejś instytucji nadzorującej, ale w naszym polskim wydaniu mamy koszmarnie długie negocjowanie warunków umowy, nie zawsze adekwatne żądania (absurdalne obostrzenia dotyczące odtwarzania muzyki w warzywniaku, u fryzjera etc.), bzdurne przepisy i można by jeszcze długo wymieniać. Ktoś, komu powinno zależeć na jak najszerszej dostępności różnych opcji, nowych możliwości wyboru dla konsumenta stanowi w Polsce przeszkodę w rozwoju rynku. To, że mimo obiektywnych problemów (jw.), w kraju działają pierwsze serwisy (mam tu na myśli dużych dostarczycieli treści, w rodzaju Apple czy Deezera) należy uznać za może nie cud, ale coś co „rodziło się w bólach”.

 

Dzisiaj nowe usługi, technologie znacznie szybciej docierają do konsumenta, bez względu na to gdzie żyje (tzn. to co napisałem ograniczone jest do państw z rozwiniętą gospodarką wolnorynkową, tam gdzie jest odpowiednia infrastruktura). Dla nas w Polsce oznacza to tyle, że wcześniej czy później będziemy mieli dostęp do tego wszystkiego co oferuje rynek. Dlaczego jestem takim niepoprawnym optymistą? Nakładają się na to dwie sprawy: po pierwsze, kilkanaście milionów potencjalnych konsumentów w trudnych (dla branży) czasach, to coś czego nie można pominąć w rachubach. Mówimy o płatnych usługach, o pay-per-hear (wzorem znanego od lat pay-per-view), a to konkretny pieniądz o który warto powalczyć. Po drugie nasz rynek jest bardzo interesujący patrząc pod kątem rozwoju infrastruktury oraz całego segmentu handheldów. Polacy bardzo chętnie kupują elektronikę (w branży panuje przekonanie, że nie mniej chętnie niż najwięksi gadżeciarze: Amerykanie, Koreańczycy czy Anglicy), wręcz entuzjastycznie reagują na nowinki ze świata „mobile”, dobrze rozwinięta infrastruktura (która podlega ciągłej rozbudowie), wielu operatorów (konkurencja) – to wszystko składa się na obraz atrakcyjnego pola ekspansji, zapewne wiele firm doskonale zdaje sobie sprawę z tego potencjału.

Elementem, który stanowi wspólny mianownik wszystkich dostępnych, czy niedostępnych w Polsce usług, serwisów są niskie ceny. Kształtują się one na poziomie najtańszych (najpopularniejszych) abonamentów na telewizję, Internet, bądź telefon. W przypadku usługi iTunes Match koszt rocznego abonamentu wynosi zaledwie 24.99 euro. To mniej więcej 8~9 złotych miesięcznie. W przypadku Deezera płacimy od niecałych 20 do maksymalnie 30 złotych za dostęp. Polskie serwisy oferują podobne warunki cenowe. Innymi słowy nie ma tutaj mowy o barierze zbyt wysokich kosztów usługi, choć dla wielu potencjalnych konsumentów sam fakt płacenia za coś, co „mogę sobie za darmo pobrać” może stanowić skuteczną barierę dla rozwoju, popularyzacji takich serwisów. W tym wypadku mówimy o zmianie mentalności. Na pewno nie dokona się ona natychmiast, na pewno nie będzie to oznaczało końca pobierania mp3 z sieci, ale… wiele osób wybierze w pełni legalną metodę konsumowania muzyki. Za cenę jednego albumu będą mogli konsumować do woli, a biorąc pod uwagę bogactwo wirtualnych kolekcji oraz bezsprzeczną wygodę użytkowania moim zdaniem takie serwisy będą niezwykle popularne (już są, ale jeszcze nie u nas). Gigantyczna biblioteka, uporządkowana kolekcja, dostęp do nowości, ekskluzywne materiały oraz opisane powyżej cechy społecznościowe raczej nikogo, kto słucha, nie pozostawią obojętnym wobec usług streamingowych.

 

 

Zapytacie: A jak z jakością? Każdy z nas miał zapewne styczność z radiem internetowym, które od dawna towarzyszy nam – kiedyś na komputerze – dzisiaj równie dobrze w smartfonie, tablecie czy zestawie stereo. Wiemy, że różnie z tym bywa, jednakowoż dostępne są rozgłośnie oferujące naprawdę przyzwoite brzmienie, szczególnie mam tu na myśli radia utworzone przez wytwórnie, dysponujące wyjściowo materiałem najwyższej jakości (podręcznikowy przykład: rozgłośnie Linn`a). Oczywiście nie ma cudów – mamy do czynienia z kompresją stratną, kodekiem MP3, AAC,  WMA o maksymalnym bitrate 320kbps, z przesyłem VBR… to prawda i trzeba otwarcie o tym mówić, to często nie jest bezpieczny poziom dobrze nagranego kompaktu. No właśnie, dobrze nagranego. Na dobrą jakość składa się wiele czynników, nie tylko wymienione powyżej parametry (bo może skompresowany stratnie plik zabrzmieć jw. przyzwoicie), ale to co stanowiło materiał wyjściowy. A tutaj, jak pamiętamy (patrz akcja: ratujmy muzykę) nie dzieje się dobrze, wręcz można pokusić się o taką opinię, spostrzeżenie – wiele muzyki wydawanej dzisiaj (ale także tej wydanej kiedyś, żeby zachować proporcje) jest zmasakrowana w studiu: kompresja, podbita głośność, dźwięk pozbawiony wypełnienia, płaski… muzyczny fast-food.

 

Jak na tym tle wypadają serwisy? Można powiedzieć, że nie najgorzej, pamiętając o wymienionych w poprzednim akapicie uwarunkowaniach. Nie ma cudów, „ze złej mąki nie będzie dobrego chleba”, jednak to co zostało przygotowane na odpowiednim poziomie nie porani nam uszu, nie spowoduje że będziemy mieli ochotę wcisnąć stop, względnie rzucić handheldem o ziemię. Muzyka skompresowana stratnie, zapisana w kodeku AAC 256kbps lub MP3 320kbps (stosuje się też inne rozwiązania, takie jak np. Ogg Vobis, jednak nie są one tak popularne jak wcześniej wymienione), pozwala na bezstresowe słuchanie na przenośnym sprzęcie, pozwala na konsumowanie dźwięków w domu ze stacji, mini wieży, bezprzewodowego głośnika. To jest właściwy adres, to właśnie na takim sprzęcie, w takich okolicznościach (gra w tle, gra jak się przemieszczamy, gra jak pracujemy etc) serwisy muzyczne z ich jakością sprawdzają się wyśmienicie. Nikt tutaj nie mówi o odsłuchu na kolumnach za kilka, kilkanaście tysięcy złotych, za pośrednictwem systemu wartego równowartość auta średniej klasy. Jak już ktoś nabywa takie precjoza, to niejako jest zobligowany do „nakarmienia” sprzętu materiałem o bezkompromisowej jakości. Takie mp3 nie będzie brzmiało z głośników za pięciocyfrową sumę dużo lepiej od zestawu budżetowego HiFi, czy stacji muzycznej za ułamek kwoty, jaką trzeba zapłacić za high-endowe klocki. To prosty, oczywisty podział, granica, której nie warto przekraczać. Nie warto, bo to nie ma po prostu żadnego sensu. Zresztą działa to w obie strony – z jabłuszkowych pchełek nawet przy odtwarzaniu referencji w stylu materiału norweskiej wytwórni 2L (Blu-ray, hi-res) nie doznamy objawienia, muzycznej nirwany, uczty dla ucha. Nie ma na to szans.

Przestrzegam, korzystanie z usług serwisów streamingowych działa jak narkotyk. To wciąga po, nomen omen, same uszy. Wspomniałem o tym na wstępie, warto jednak pamiętać że mimo oczywistej zmiany sposobu konsumpcji muzyki, nadal finalnie po prostu słuchamy muzyki. Że inaczej, że jakoś tak przy okazji – cóż, takie czasy. Jak ktoś ma komfort, to znaczy dysponuje nadmiarem najbardziej deficytowej rzeczy, dysponuje czasem – nie ma problemu, może sobie pozwolić na obsługę gramofonu (ekstremalne porównanie), położyć na tacce płytę lub odpalić listę FLACzków z domowego serwera. Dla tych nielicznych szczęśliwców serwis, inteligentne radio może być niezbyt atrakcyjną (purystyczne podejście do jakości brzmienia) alternatywą, czymś niewartym uwagi. Cała reszta, jeżeli lubi słuchać muzyki, a jednocześnie brakuje na to najzwyczajniej w świecie, czasu, od teraz nie musi martwić się zapisywaniem kawałków na karcie pamięci czy wewnątrz urządzenia. Wielkim plusem jest także wzmiankowana możliwość poszerzenia muzycznych horyzontów, znalezienia muzyki, która trafia w nasz gust, o której nic nie wiedzieliśmy. Systemy inteligentnych podpowiedzi (Deezer, Genius u Apple) pozwalają na znalezienie wielu ciekawych utworów, wykonawców. Jak ktoś tęskni za radiem (ale takim, które nie puszcza sieczki poprzeplatanej reklamami podpasek) może uruchomić inteligentne radio, które robi w sumie dokładnie to samo, to znaczy serwuje nam muzykę dopasowaną do naszego gustu. Słuchamy na handheldzie, komputerze, w aucie, pociągu, na spacerze, na domowym stereo, bezprzewodowym głośniku. Muzyka towarzyszy nam przez cały czas. Mamy do niej dostęp wszędzie, w każdej lokalizacji, o każdej porze dnia i nocy.

Napisałem o dostępie wszędzie, co jak najbardziej odpowiada prawdzie, z jednym zastrzeżeniem: ta wolność, swoboda kosztuje. Być może za jakiś czas nie będzie problemu (Super WiFi), być może paczki danych oferowane w abonamentach będą duże i będą za grosze, być może… teraz jest nieco inaczej, co nie oznacza że jest źle, ale jeszcze nie optymalnie, nie tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Można zatem wykupić pakiet, w ramach abonamentu zazwyczaj otrzymujemy jakąś paczkę do wykorzystania, jednak to zawsze dodatkowy koszt. Oczywiście tablet, a już tym bardziej smartfon, bez dostępu do sieci jest moim zdaniem kompletnie bezsensownym, bezużytecznym gadżetem. Nie dziwię się opinii wygłoszonej na ostatniej konferencji Apple przez Tima Cooka, który zastanawiał się do czego służą tablety innych firm, komentując ponad 90% udział w sieciowym ruchu generowany przez iPada. To faktycznie zastanawiające (tablet Apple ma w zależności od źródła od 62 do 68% udziałów na rynku). Na szczęście ceny kolejnych GB spadają, można za stosunkowo niewielką kwotę dysponować bezpiecznym zapasem.

 

Pytanie brzmi – co to jest ten bezpieczny zapas? Korzystając z Deezera oraz iTunes Match (tu na razie trzeba pobierać utwór na handhelda, co ma swoje plusy i minusy) mogę powiedzieć, że 1.5GB stanowi minimum (jakiś czas temu pisałem o 1GB – myliłem się). Taka paczka danych wystarcza do codziennego korzystania z serwisu w drodze do pracy i z pracy, nieregularnego użycia w dni wolne, względnie podczas wycieczki do lasu, sklepu etc. Obecnie można za bardzo niewielką sumę (ceny od 19zł) korzystać z 2GB limitu, co powinno zadowolić większość osób słuchających oraz surfujących za pomocą posiadanego handhelda. Nie przekraczam limitu, ale też zdaję sobie sprawę, że pełna swoboda to limit powiększony o co najmniej 1GB. Jeden z operatorów oferował przez trzy miesiące promocyjnie, darmowe 2GB. Wraz z posiadanym w ramach abonamentu limitem (pierwotnie dysponowałem 1GB), mogłem zupełnie swobodnie korzystać z dobrodziejstw streamingu audio. Jeżeli miałbym pokusić się o określenie optymalnej paczki danych, to powiedziałbym, że było to właśnie 3GB, pozwalające na dość intensywne korzystanie z Internetu mobilnego, komunikacji (poczta) oraz z serwisów muzycznych.

Zasięg to jedno z ograniczeń, które trzeba uwzględnić, szczególnie przy przemieszczaniu się na dalekie odległości, w miejscach, w których nie uświadczymy dobrego zasięgu (3G). Pomaga nieco buforowanie, ale cudów nie ma – w przypadku EDGE, dwóch beleczek, w końcu usłyszymy ciszę. Cóż, tego ograniczenia nie przekroczymy. Rozwój infrastruktury na szczęście postępuje dość szybko, można zatem liczyć że w końcu problem zniknie. W warunkach miejskich, względnie tam gdzie można liczyć na dobrą jakość sygnału 3G problem z brakiem dostępu, jakimiś przerwami nie występuje. W tunelach, windach możemy natrafić na problem, choć z doświadczenia: jeżeli nie spędzamy w takim miejscu więcej niż minutę, dwóch możemy liczyć na wspomniany wcześniej bufor.

 

Warto wspomnieć o jeszcze jednej, wcale nie błahej rzeczy, że pamięć naszego handhelda najczęściej w znacznym stopniu zajmowana jest przez muzykę. Serwis streamingowy jest receptą na brak miejsca. Rzecz jasna, ktoś kto gromadzi kawałki w bezstratnych formatach będzie krzywym okiem patrzył na steamingowane mp3, ale dla wielu osób możliwość korzystania z biblioteki „na wynos”, z chmurki będzie dodatkowym argumentem – mam tu szczególnie na myśli użytkowników urządzeń Apple, bo w takim przypadku, jak wiadomo, dodatkowe zwiększenie pamięci (konieczność kupna  modelu z większą jej ilością) generuje spore koszty. Inni są w dużo lepszej sytuacji (karty SD), jednak na rynku daje się zauważyć tendencja pozbywania się slotu dla kart pamięci w handheldach.

Zaciekawieni? Warto spróbować, serwisy muzyczne zmienią nasze przyzwyczajenia, to w jaki sposób słuchamy. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. To przyszłość branży, kierunek który zapoczątkowało pojawienie się iTunes, cyfrowej muzyki, utworów zapisanych w plikach krążących po sieci, zarchiwizowanych na dyskach. Zmiany dla branży są ogromne, to całkowite przeobrażenie rynku – zamiast nośnika, abonament, zamiast fizycznej kolekcji, wirtualna chmura, zamiast 30$ za album, dostęp do milionów utworów za połowę tej sumy. Ten ostatni element jest niewątpliwie najbardziej bolesny dla wielkich wytwórni, ale same sobie zgotowały ten los. Idiotyczne decyzje podejmowane przez branżę w minionej dekadzie (z DRM Sony na czele), brak zrozumienia dla zmian jakie zaczęły zachodzić na rynku (wspomniane iTunes) doprowadziły cały przemysł do miejsca, z którego nie ma odwrotu. Albo za niewielką opłatą udostępniamy zbiory, muzykę bez ograniczeń (no powiedzmy, te nadal występują), albo… znikamy z rynku. Zresztą wystarczy popatrzeć na spektakularne upadki wielkich wytwórni, nerwowe ruchy, na fuzje, zmianę polityki, która się właśnie dokonuje. Widać zagubienie, widać pogłębiający się kryzys związany z gwałtownym spadkiem sprzedaży tradycyjnych nośników. Rodzi się nowy porządek, jesteśmy świadkami tych przeobrażeń. W następnym odcinku, przedstawię dostępne w kraju serwisy, z omówieniem funkcjonalności, plusów i minusów poszczególnych usług streamingowych audio. Mam cichą nadzieję, że uda się „załapać” serwisowi Spotify, który jest zainteresowany wejściem na rynek wschodnio-europejski. U nas trzeba przejść drogę przez mękę, gdy to się w końcu dokona, uda się przezwyciężyć „opór materii” dostęp do rynku stoi otworem. Myślę, że powinniśmy życzyć sobie, aby jak najszybciej polski konsument miał jak największy wybór :)

 Autor: Antoni Woźniak

Dodaj komentarz