LogowanieZarejestruj się
News

Nasza opinia o nowościach pokazanych przez Apple

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ipad-mini-black-1

Apple idzie w ilość? Nie da się zaprzeczyć, że ostatnie parę miesięcy upłynęło pod znakiem wielu premier, sporych zmian w konstrukcji sztandarowych produktów, poza tym chyba po raz pierwszy firma z Cupertino w tak oczywisty sposób odpowiada na ruchy konkurencji (mniejszy iPad). Na razie niby nic się nie zmieniło, nadal keynoty są wielkim show na którym prezentuje się nowe gadżety (przy okazji, jak ostatnio, jakieś komputery). Firma podjęła kilka bardzo ważnych, kontrowersyjnych decyzji. Nowy iOS6 to ostateczne zerwanie z Google, to także element zaplanowanej jeszcze przez Steve Jobsa strategii autonomii, samowystarczalności, pełnej kontroli nad stworzonym ekosystemem. Na razie bodaj tylko na AnandTechu (polecam lekturę) pojawiła się bardzo szczegółowa recenzja własnego układu (podkreślam – własnego) Swift, zamontowanego w nowym iPhone oraz najnowszym iPadzie. To logiczny krok, który daje Apple kontrolę nad własnym hardware. Zarówno iOS6 jak i układ A6 to otwarcie nowego rozdziału w firmie – od teraz można mówić o sprzęcie oraz oprogramowaniu, że jest ono w 100% jabłkowe, bez żadnych naleciałości (w przypadku poprzednich wersji systemu, jak pisałem, mapy Google dawały firmie z Moutain View wielki wpływ na cały ekosystem Apple). Oczywiście tak szybkie tempo musiało odbić się na jakości, musiało kosztować – pamiętamy fatalne mapy, brak spójności (interfejs) w najnowszej odsłonie iOSa. W przypadku iPhone podobnie pojawiły się krytyczne głosy na temat designu, kontroli jakości, materiałów, wad produkcyjnych etc.

Tyle tylko, że dla Apple na razie te uchybienia nie stanowią żadnego większego problemu – sprzedaż rośnie, ludzie kupują na potęgę, firma nie czuje potrzeby zmiany strategii. W mojej opinii może to być potencjalnie bardzo niebezpieczne, doprowadzić do kryzysu, ale na razie sytuacja przedstawia się tak, jak ją opisuje Tim Cook: „Apple nigdy nie było tak mocne”. Nowe urządzenia wpisują się w opisaną powyżej politykę. Pewnym zaskoczeniem było szybkie wprowadzenie nowego iPada. W sumie jednak nie aż tak wielkim – nowe, dopiero co wprowadzone złącze niejako wymusza szybkie zaktualizowanie oferty, poza tym poprzedni model z Retiną cierpiał (o czym, co ciekawe, nie przeczytamy w 95% recenzji) na niedobór mocy. Nie jest dla mnie zatem specjalnym zaskoczeniem wprowadzenie następcy. Mini iPad był nieoficjalnie zapowiadany od dawna, no i – jak oczekiwano – pojawił się. O nowych makówkach nie będziemy specjalnie się rozwodzić, poza tym nie ten adres, powiem tylko tyle, że najnowszy MacBook Pro 13″  jest za drogi, ze zbyt słabą grafiką (Intel HD4000), w opcji standardowej 128GB pamięci masowej to jakiś ponury żart w dzisiejszych czasach (w sprzęcie PRO). Konkretnie, rozkładając na czynniki pierwsze, nowe dotykowe płytki to sprzęt, który zapewne dobrze się sprzeda, choć musi stawić czoła coraz solidniejszej, mocniejszej konkurencji. Jak ocenić dwa nowe tablety, czy nowe iPady zdominują rynek jak poprzednicy, czy goniące konkurencję (małe tablety) Apple nie popełnia błędu, wchodząc do tego segmentu rynku?

Oba urządzenia różni praktycznie wszystko. To dobrze i źle zarazem. Dobrze, bo klient nie kupuje przykładowo (tylko) mniejszego tabletu, on kupuje zupełnie inny, o innych możliwościach tablet. Nowy mini wyposażony jest w ekran 1024×768, co wydaje się nieco niezrozumiałe w kontekście tego, co proponuje konkurencja (wyższe ppi, co jest przecież specjalnością Apple, stand. rozdz. androidowych płytek wynosi 1280×800 pikseli). Jego design jest typowy dla firmy, nawiązuje do iPhone 5, szczególnie ładnie prezentuje się czarna wersja. Zastosowano układ A5X, znany z iPada 2, który bez problemu poradzi sobie z tego typu wyświetlaczem. Tak czy inaczej, zastosowano dwa „trącące myszką” główne elementy, nawiązujące wyraźnie do przeszłości. Co prawda (sprytnie) Apple utrzymało w sprzedaży iPada 2 (a nie pierwszy model z zamontowaną Retiną, jak prognozowano), sugerując niedwuznacznie klientom, że poprzednia generacja procesorów oraz ekranów (o niewielkim ppi) jest jak najbardziej na czasie. Jak napisałem – sprytne – ale dla części konsumentów jednak jest to niezrozumiałe. I nie chodzi tutaj o krytykowanie proporcji, czy niezbyt wysokiej rozdzielczości… w obu przypadkach takie rozwiązania w moim odczuciu świetnie się sprawdzą, ale Apple poniekąd wpada w sidła własnego „emejzigu”. Jeżeli Retina, nowy A6 są absolutnie fantastyczne, wielokrotnie lepsze od poprzedników (co samo Apple nie raz sugerowało i sugeruje) to najnowszy Mini stanowi… krok w tył. Oczywiście, (niby) przez analogię, Maki także sprzedawane są w wariantach bez i z Retiną, ale to jednak zupełnie inny segment, znaczne zróżnicowanie cen, gdzie liczy się wiele innych parametrów.

Jak widać, dwa najważniejsze elementy są „z demobilu”, poza tym problemem w przypadku Mini jest wg. mnie cena. Nie jest to, jak próbowało usilnie na konferencji przedstawić Apple, konkurent Nexusa 7. To inny segment rynku. I nie pomogą zaklęcia marketingowców, bo coś co kosztuje ponad 70% więcej po prostu nie może być porównywane do tańszego urządzenia. Co gorsza dla Apple, mimo usilnych prób (propagandowe porównanie z Nexusem było nad wyraz długie), fakty są takie, że to Nexus 7 góruje nad sprzętem Apple w takich aspektach jak: rozdzielczość ekranu, szybkość (Tegra 3) oraz… mobilność. To, że nowy model da się trzymać jedną ręką (tekst jabłkowych marketingowców) brzmi wręcz zabawnie. To ma być zaleta? Względem czego? Własnego, większego modelu. Klasyczny strzał w stopę. Zastanawiająca jest krytyka proporcji panoramicznych. Trzeba się na coś zdecydować… albo te kinowe 16:9 jest ok (iPhone 5), albo jednak beznadziejne (krytyka Nexusa 7). Moim zdaniem proporcje 4:3 sprawdzają się w takich urządzeniach jak tablety, ale nie można wg. mnie siedzieć okrakiem i krytykować konkurencji samemu promując dokładnie to samo, tyle że nie w tablecie a w nowym smartfonie (w grę wchodzą podobne zastosowania – wystarczy zobaczyć w jaki sposób reklamowany jest iPhone). Przyznacie, że coś tu jest nie tak. Cena Mini iPada jest za wysoka – to jasne dla każdego kto śledzi ten segment rynku, gdzie królują urządzenia o kilkadziesiąt procent tańsze. Sam tablet prezentuje się dobrze (z zastrzeżeniem, że nie ma w nim de facto nic innowacyjnego, wyróżniającego na tle konkurentów), jednak powinien być dużo tańszy. Droższe warianty właściwie poddają w wątpliwość sens zakupu urządzenia, jako drugiego (mniejszego) tabletu. Taki scenariusz jest rozważany przez wielu konsumentów. Apple pozycjonując swój model (wersja z LTE kosztuje ponad 450$!) właściwie przekreśla sens zakupu mniejszego sprzętu, szczególnie w sytuacji gdy na rynku bez trudu można kupić urządzenie z alternatywnym systemem za znacznie mniejsze pieniądze. Magiczna granica 200$ w ogóle w tym wypadku nie wchodzi w grę. Poza tym konkurentem dla malucha jest/będzie własny iPad 2 w atrakcyjnej cenie 399$. To jednak w wielu wypadkach sensowniejszy wybór, jak wspomniałem mniejsza płytka to raczej uzupełnienie, a nie zastępstwo większego modelu. Na marginesie przetestowaliśmy Nexusa 7 (bardzo nam się spodobał) i złego słowa nie możemy powiedzieć o jakości wykonania czy rzekomej „plastikowatości” tego tabletu. Te zarzuty wysuwane przez Apple  wobec Nexusa 7 na konferencji nie tylko są krzywdzące, one są po prostu nieprawdziwe. 

Nowa wersja iPada z Retiną to sprzęt, który jak wspomniałem nie jest wielkim zaskoczeniem (może poza datą wprowadzenia do sprzedaży – widać Apple zdecydowało o prezentacji wszystkich premierowych urządzeń we wrześniu/październiku). Wymiana złącza to fundamentalna zmiana w jabłkowym ekosystemie, dodatkowo najnowszy model zastępuje trzecią generację, która… była wolniejsza od iPada 2, cięższa od iPada 2, wreszcie grubsza od iPada 2. Niektórzy wskazywali na te paradoksy, zauważając, że być może wprowadzenie tabletu z Retiną było przedwczesne. Cóż, wygląda na to, że mieli rację – w moim odczuciu trzecia generacja wyraźnie cierpi na niedobór mocy, jest wyraźnie wolniejsza od poprzednika. Zastosowany chip A5X okazał się „wąskim gardłem”, co w sumie nie dziwi – wyświetlacz o rozdzielczości 2048×1536 pikseli wymaga odpowiednio dużej mocy. W przypadku własnego CPU (Swift) z jeszcze szybszym układem graficznym PowerVR najnowszy model z Retiną w końcu będzie równie szybki co iPad 2, bez żadnych „ale”. To bardzo ważna zmiana. Dziwne, że Apple nie poświęciło więcej miejsca omówieniu technologii  zaszytej w swoim pierwszym, od A do Z, własnym procesorze mobilnym. Układ bazujący na architekturze ARM jest wyraźnie szybszy od wszystkiego, co obecnie dostępne jest na rynku. Dopiero przyszły Cortex A15 Krait będzie wyraźnie wydajniejszy. Na razie jednak, co wyraźnie widać, patrząc na benchmarki, nowe A6 jest najszybsze. Zapewne wersja A6X jest zauważalnie mocniejsza od układu zamontowanego w iPhone 5, gdzie trzeba było iść na duże kompromisy ograniczając zużycie energii. W przypadku nowego iPada zastosowano naprawdę mocarny krzem, wreszcie Retina nie będzie na wyrost, a w sam raz. Jak widać, w przypadku najnowszych tabletów, znacznie lepsze wrażenie zrobiła na mnie prezentacja następcy iPada trzeciej generacji niż omówionego wcześniej Mini. Ten sprzęt powinien właśnie tak się prezentować „na starcie”. Użytkownicy modelu, który właśnie zniknął z oferty mogą poczuć się nieco nabici w butelkę. Nie chodzi nawet o to, że ich całkiem nowe urządzenie znika z rynku, ale o wspomniane powyżej zmiany, które wprowadziło Apple w dużym iPadzie. Bo też, nie ma co ukrywać, to typowa aktualizacja, odświeżenie linii, najnowszego iPada trudno nazwać zupełnie nowym modelem. Poza (jw. bardzo ważną) wymianą SoC, nowym procesorem A6 nic się nie zmieniło. Pardon… Apple przestało wygłupiać się z LTE (którego 3 generacja nie miała – ograniczenie użytkowania praktycznie wyłącznie do Stanów, było przyczyną sporej afery, słusznej krytyki pod adresem firmy z Cupertino) – jest uniwersalny. To druga z nowości. Reszta pozostała bez zmian (wymiary, wygląd, waga etc.) To upgrade, bardzo sensowny upgrade, ale tylko upgrade. Przy okazji trudno się dziwić głosom krytycznym, w których pada zarzut o braku innowacyjności Apple, o braku wizji, tworzeniu zupełnie nowych produktów. Najnowszy duży iPad w pewnym sensie tego właśnie dowodzi. W końcu na nową wersję przyjdzie poczekać aż do jesieni 2013 roku. Taka „polerka” innych wiele by kosztowała, Apple w obecnej sytuacji może sobie na to pozwolić. Zapewne następca będzie po prostu cieńszy (wszystko u Apple chudnie, czego dowodem nowa linia iMaków), lżejszy, stylistycznie nawiązujący do handheldów AD 2013/2014. Zapewne.

Dodaj komentarz