Nie wiem tak do końca po co, bo na razie efektów największej inwestycji Apple nie widać (poza, ale to może czysty przypadek, nieźle grającymi Solo 2 – zresztą projekt musiał być zatwierdzony na długo przed wzbogaceniem się niejakiego Dr Dre & co), a dodatkowo pojawiają się problemy na linii: dotychczasowi partnerzy biznesowi vs. b jak A. Ostatni spór o technologie (aktywna redukcja odgłosów tła… Bose vs. Beats), to jedynie przedsmak tego co czeka branżę. Niedawno byliśmy świadkami bezpardonowej walki o markę, reklamę między wspomnianymi powyżej rywalami na arenie NFL (czytaj: kto może, a raczej czego nie może nosić na uszach). To w sumie nie ma za wiele wspólnego z dźwiękiem, z jakością muzyki (w ogóle nie ma), ale już z przyszłością branży jak najbardziej, a przy tym jest ciekawym przykładem na zażartą rywalizację na rynku wartym miliardy dolarów. Właśnie, miliardy, bo mówimy nie tylko o sprzęcie, ale także, coraz częściej, o dystrybucji muzyki, czy ogólnie multimediów. Bose to firma, która od wielu lat żyje w pełnej symbiozie z Apple, jednak teraz obu partnerom przestaje być po drodze, co w sumie nie powinno nikogo dziwić – mówimy o rywalizacji o tego samego klienta, a konkretnie o zawodnika, celebrytę (a fe), kogoś kto zareklamuje nam markę, „sprzeda” produkt. Dzisiaj, jak wspominałem wiele razy, liczy się „nowe audio”, to znaczy liczą się słuchawki, strumieniowanie, Internet oraz takie rzeczy jak moda, znaczek, tzw. „lifestyle”. To jest coś, co daje klucze do rynkowego sukcesu. Inni zadowalają się (i na całe szczęście) niszą, produkując rzeczy niemodne, nierozpoznawalne (dla niewtajemniczonych), w których to liczy się coś innego. Dotyczy to w sumie każdej branży, każdego segmentu w dzisiejszych realiach rynkowych, choć chyba jednak najbardziej, najmocniej branży audio właśnie.
Beats to niewątpliwie fenomen, bo tak beznadziejnie brzmiących (pierwsza generacja produktów) słuchawek, tak fatalnie zestrojonych przetworników ze świecą szukać. No troszkę przesadzam, znaleźli się przecież bardzo szybko naśladowcy, jednak coś co kosztuje jak topowe słuchawki specjalistów z tego segmentu, produkty za ponad 200$, zostało całkowicie zdominowane przez „b”. Przyczynił się do tego sprawny marketing, wspomniani celebryci, sprytne połączenie technologii (jaka by ona nie była) z modą (w tym, branżą odzieżową). To wystarczyło by osiągnąć gigantyczny sukces.
Można zatem zrozumieć powody biznesowe jakie stały za zakupem. Wiadomo, że Apple chce także zmian w swoim systemie dystrybucji muzyki, który dzisiaj nie ma już przyszłości. Beats ma wszystko to, czego teoretycznie potrzeba Apple, tyle tylko że to „wszystko” to za mało, by przekuć rzecz w sukces. Na razie nie widzimy żadnych efektów, pozytywnych efektów tego przejęcia. Być może jabłkowa firma jest obecnie zbyt zaabsorbowana nowymi produktami (core) iPhone 6/6+, iOSem 8 czy MacOS 10.10, by znaleźć jeszcze energię na to, co Tim Cook nazywa najważniejszą rzeczą, fundamentem, czytaj miłością do muzyki. Z tą miłością to można by ostro polemizować, bo dla wielu Apple jest przykładem na to, jak można popsuć rynek, jak z bylejakości zrobić coś pożądanego, popularnego, powszechnego, „najlepszego”. Dzisiaj, na szczęście, nikt nie mówi, że marne 128kbps AAC wystarczy do życia, bo to wierutna bzdura, że kiepskie źródło jest w porządku (po stokroć nie jest), widzi to samo Apple. Jednak patrząc na rynek, reaguje mocno anemicznie, nie zmienia tego ani Remastered for iTunes, ani piękna biała księga o sposobach uzyskania dobrej jakości dźwięku (napisana przez inżynierów zatrudnionych w Apple, pod którą każdy fan dobrej jakości na pewno by się podpisał), ani zapowiadane zmiany (czy może nie zapowiadane, a oczekiwane). Nie ma w tym jakiegoś konkretnego planu, całościowego podejścia, wyznaczania na nowo standardów. To nie jest początek cyfrowej dystrybucji muzyki w Internecie, to moment rewolucyjnej rezygnacji z dotychczasowych form sprzedawania, oferowania muzyki, odejścia od nich na rzecz nowego… Apple nie jest tu kimś, kto podobnie jak w czasach iPoda, iTunes, nadawałby ton zmianom. Wręcz przeciwnie…
Beats mógłby być szansą na zmianę, w tym sensie, że mówimy o kimś kto budował swoją rynkową pozycję właśnie w branży audio, właśnie na kanwie zmian jakie zachodzą obecnie w świecie muzyki, sprzętu. Zamiast tego na razie widzimy okładanie się kijami przez konkurentów, co dla konsumentów jest tak zajmujące, tak ważne jak zeszłoroczny śnieg. Są na szczęście inni, inni którzy oferują dobre rozwiązania, którzy mogą poniekąd zająć miejsce firmy z Cupertino. iTunes przez cały czas notuje spadki sprzedaży i na razie nie ma widoków na zmianę tego stanu rzeczy. Słuchawkowy boom raczej się nie skończy, bo trudno sobie wyobrazić odwrót od handheldów, od zmian jakie zachodzą odnośnie sposobów konsumowania muzyki. Apple będzie bardzo trudno nawiązać rywalizację ze Spotify oraz innymi serwisami muzycznymi, bo nadal myśli w kategoriach swojego tradycyjnego biznesu (sprzedaż plików skompresowanych stratnie po, patrząc na dzisiejsze realia, mocno zawyżonej cenie). Dlatego iTunes Radio okazało się klapą (mało kto tego słucha), dlatego nowy serwis strumieniowy nie musi wcale być skazany na sukces. To nie jest proste pozyskanie wszystkich zarejestrowanych w iTunes, wręcz przeciwnie, to ciężka walka o wielu, którzy iTunes kojarzą coraz częściej historycznie, z czymś co kiedyś się używało, a co obecnie jest zupełnie zbędne (no może poza aktualizacjami oprogramowania, ale to raczej nie zaleta, a spora wada, coś czego Apple powinno się wstydzić po ostatnich wpadkach z iOSem).
Jutro będziemy świadkami konferencji, konferencji na której chyba ostatni raz w tym roku Apple zaprezentuje nowe produkty. Pomijając to co przewidywalne, co z oczywistych względów zostanie jutro zaprezentowane, jest to chyba ostatni dzwonek by zainteresować swoich obecnych oraz potencjalnych klientów nowymi pomysłami z zakresu audio. O Beats (nowe produkty pod szyldem), o nowym (???) iTunes, o nowym otwarciu na jakość (hi-res? bezstratna kompresja?), wreszcie serwisie, który nie będzie zachęcał do kupowania lipnych jakościowo plików z kramiku, a zaoferuje coś więcej niż konkurencja… o tym wszystkim chcielibyśmy wreszcie usłyszeć. Apple nie musi, a nawet nie powinno pokazywać jakiś nowych iPodów (zresztą wyraźnie wycofuje się z tego segmentu), bo to właśnie to „stare” Apple z jego nie przystającą do dzisiejszych czasów wizją oferowania muzyki swoim klientom. Apple powinno iść naprzód, pokazać coś, co będzie stanowiło nową jakość w segmencie muzyki, dostępu do niej oraz sposobów jej konsumowania. Pisałem przed poprzednią konferencją, że czas najwyższy. Wiem, powtarzam się. Audio bez Apple sobie poradzi, bez problemu sobie poradzi, bo dzisiaj prężnie rozwija się nowa dystrybucja (streaming), dla tych co lubią powspominać jest pnący się w górę winyl, pliki kupuje się wyłącznie w jakości hi-res (i za to się jakby chętniej płaci), tysiące nowych produktów (słuchawek, bezprzewodowych systemów audio, konstrukcji otwartych na strumieniowanie, na cyfrowe źródła) zalewa rynek. Nie ma więc obaw. Apple może bezpowrotnie stracić swoje możliwości wpływu na branżę muzyczną, stracić udziały, klientów, rozmienić na drobne to, co wcześniej wypracowało sobie za pomocą iPoda oraz iTunes. Cóż, zobaczymy jutro, czy firmie uda się czymś nas zaskoczyć w tej materii. Jestem mocno sceptyczny, choć mam odrobinę nadziei, że jednak ktoś tam poważnie myśli o tym segmencie rynku, o segmencie, który pozwolił kiedyś, ponad dekadę temu, odrodzić się firmie, narodzić się na nowo.
WPIS BĘDZIE ZAKTUALIZOWANY, O ILE PEWNA FIRMA POKAŻE COŚ CIEKAWEGO NA JUTRZEJSZEJ KONFERENCJI Z ZAKRESU AUDIO (caps zamierzony, te różowe b… wiadomo, muszę dojść do siebie… )
AKTUALIZACJA: SUPERULTRAKOMPAKTOWA RELACJA (OBJĘTOŚCIOWO NICZYM GRUBOŚĆ iPADa AIR 2) PONIŻEJ… TAK, TAK O AUDIO BYŁO MNIEJ NIŻ ZERO
Liczy się nie to co w muszlach, tylko na muszlach… warto to przyswoić i zapamiętać!
O muzyce zero. No może nie do końca takie zero, bo większość nowych sieci handlowych w US, które zadeklarowały wsparcie dla Apple Pay to miejsca w których… kupicie przede wszystkim i nade wszystko nowe Beatsy. Czyli tylko w kontekście $$$..
To by było na tyle, dziękuję
….
…
..
.
PS. …pokazali jakieś nowe tablety, co było do przewidzenia, o mniejszym (iPad Mini 3) powiedzieli dokładnie trzy słowa, wyświetlili jedną planszę, to był chyba najbardziej niedopieszczony produkt w historii keynotów. Nic konkretnego na temat specyfikacji, nowych funkcji… nul. iPad Air 2 prezentuje się więcej niż dobrze, z jednym „ale” – nie potwierdzono czy ma 2GB pamięci. Jeżeli tak, to ma tyle ile trzeba żeby się nie krztusić przy otwartych paru zakładek (wszystkie dotychczasowe modele, wraz z rzekomo superszybkim iPadem Air 1 gen.), jeżeli nie (wygląda na to, że ma te 2GB… bardzo dobra wiadomość!) to jest to kolejny produkt „prawie”. Będzie od dziś dostępny Yosemite (MacOS 10.10), a od poniedziałku iOS 8.1. Ci, którzy liczą, że nowa wersja iOSa wygładzi wszystkie kanty (bugi) w ósemce mogą srodze się zawieść. Największy i główny ficzer to… Apple Pay. Yay! No to dla wszystkich państw oprócz Stanów, ta wersja nie wniesie niczego istotnego (Pay będzie na razie dostępne tylko w Stanach). Fajnie, że ponownie obniżają ceny. Starsze modele będą o kilkadziesiąt dolarów tańsze, co nie jest niczym szczególnym, ale już niższa cena nowych modeli (podobnie jak z iPhone 6, nie będzie 32GB wariantów, a za 64GB zapłacimy tyle ile za 32GB obecnie) na plus. iPad Air 2 za 2099 złotych w wersji 16GB WiFi – czyli nihil novi, w sumie patrząc przez pryzmat usprawnień, to dobra wiadomość, ale pozostaje niedosyt oczym kapkę niżej. Tylko dlaczego, litości, najważniejszym ficzerem jest jeszcze cieńsza obudowa. A to Air (1gen) jakiś gruby? A te 6.1mm to naprawdę taki przełom? Jeszcze jedna generacja, dwie i nie będzie czego zmniejszać (odnośnie grubości urządzenia). Zresztą, chyba, mają trochę do tego sami dystansu, bo TC sam zapytał żartobliwie czy go jeszcze (w ogóle) widać? Poważnym minusem jest uporczywe (bo inaczej nie da się tego nazwać) trzymanie się 1GB RAM w handheldach. Nowe modele będą wyposażone nadal w jeden giga. Kiepsko!
To co naprawdę cieszy, to nowy Mac Mini. Najprzystępniejszy model Makówki, możliwość wskoczenia do świata MacOSa będzie kosztować o całe 100$ mniej. Po mojemu wychodzi na to, że podstawowy za podstawowy wariant zapłacimy 2199 złotych. Za te pieniądze kupimy malutki, zgrabniutki komputer z najnowszym CPU od Intela (niestety najtańszy tylko z 1,4GHz CPU, mocniejsze modele np. Core i5 2,6 za… 2999zł, czyli tutaj jakby istotnie drożej, porównując do poprzedniej wersji), grafiką HD5000, sieciówką 802.11 ac oraz dwoma portami Thunderbolt 2. Fajnie. Ten komputer wraz z pokazanym iMakiem 27″ z Retiną (tak, będzie robił wrażenie, na wstępie… chyba że obok będzie stał model AD2013), z ceną powyżej 10 000 złotych, w wersji podstawowej, czego oczywiście można było się spodziewać, trafią do sprzedaży już dziś. Retinowy iMac to także szybsze CPU (od 3.5GHz Core i5 po 4GHz Core i7), Fusion Drive w standardzie oraz GPU od AMD (Radeon). To ostatnie niekoniecznie ucieszy osoby zajmujące się grafiką, vide wsparcie jakie oferuje AMD dla profesjonalnych aplikacji (dużo słabsze od Nvidii). Zastanawiam się także czy grafika R9 poradzi sobie z prawie 15 milionami pikseli (w 3D)? Nie wydaje mi się. Nowe iPady w sprzedaży za tydzień. Czego poza muzyką nie było, a czego wielu oczekiwało? Oczywiście nowego Apple TV oraz odświeżonego monitora Cinema/Thunderbolt Display (z 4/5k, Thunderboltem 2 oraz USB 3.0). Było natomiast sporo o zegarku – straszne mają ciśnienie na to, co w sumie nie dziwi, biorąc pod uwagę powolne nasycanie rynku handheldami, a to spore zagrożenie dla firmy, której większość przychodów generuje iPhone (z iPadami jest to lwia część dochodów Apple).
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.