LogowanieZarejestruj się
News

Pamiętacie Napstera i mp3? Będzie powtórka. Czas na streaming hi-res z MQA!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MQA tyt

O MQA pisałem już parę razy na naszych łamach. To opracowany przez ludzi z Meridiana sposób kompresji bezstratnej, pozwalającej na zapis materiału o bardzo wysokiej jakości (właściwie nie ma ograniczeń, nawet do 768MHz), o długości słowa > 20 bit, w plikach zbliżonych objętościowo do wspomnianego w tytle mp3. Można będzie zatem liczyć na znaczne ograniczenie potrzebnego pasma na transfer muzyki hi-res. Znaczne. Obecnie, strumieniując z Loopa (Vox player) mogę w ciągu paru dni zużyć całkowicie dostępny limit 3GB. Wystarczy rzut okiem na parametry strumienia pliku DSD (bitrate na poziomie 12Mbps, 24/192 około 9Mbps), by zrozumieć, że bez MQA zabawa w słuchanie muzyki w strumieniu z sieci nie ma najmniejszego sensu. Obecnie, streaming zazwyczaj ograniczony do strumienia 320kpbs (maksymalnie), może koegzystować z planami oferowanymi przez operatorów, gdzie zazwyczaj mamy od 2 do 5GB miesięcznie. To działa, pozwala na korzystanie w miarę bez ograniczeń (zresztą w ramach niektórych abonamentów nie ma zliczania transferu w przypadku streamingu – np. ze Spotify), ale wyższa jakość to skokowy wzrost zapotrzebowania i wątpliwe, by któryś z operatorów zdecydował się na wprowadzenie do oferty strumieniowania z Tidala bez ograniczeń transferowych. Wątpliwe. Na szczęście już niebawem nie będzie to istotne (duży bitrate), bo dzięki MQA będziemy w podobnej sytuacji, co osoby korzystające obecnie z gorszej jakości dźwięku, zapisanego stratnie.

Jak to działa? Otóż MQA opiera się na eliminacji pustych danych, których całkiem sporo w transmisji dźwięku. To te wszystkie elementy, które pomijamy bez strat jakościowych. W odróżnieniu od formatu mp3, gdzie ingerujemy w pierwotny zapis, eliminując także istotne dla brzmienia informacje, tutaj nie ma o tym mowy. Dodatkowo, sygnał poddany takiej kompresji, dzięki odpowiednim algorytmom, jest rozpakowywany, czy odtwarzany (w sensie, przywracany) na urządzeniu kompatybilnym z MQA, bądź takim które dzięki aktualizacji oprogramowania nabędzie taką możliwość. To ostatnie jest arcy ważne, bo nie chodzi tutaj o nowy pomysł, wymagający głębokich zmian w hardware, a o coś programowego, pozwalającego na łatwą adaptację. To taka matroska, tyle że dla audio. Ma to kluczowe znaczenie dla popularyzacji i adaptacji tego rozwiązania i według mnie gwarantuje szybkie wprowadzenie MQA na rynek, szybką akceptację. Nie trzeba będzie wymieniać sprzętu (komputery, handheldy poradzą sobie niejako z marszu, z tym kontenerem, w przypadku odtwarzaczy sieciowych, głośników bezprzewodowych itp. będzie można także dokonać modyfikacji firmware). Osobą odpowiedzialną za opracowanie „Złotego Graala” strumieniowania z sieci jest Bob Stuart. Opracował on nowatorską koncepcję składania komponentów ultradźwiękowych muzyki w pasmo bazowe (wspomniane „pakowanie”) ograniczając tym samym transmisję „pustych” danych. Twórcy MQA określają swoje dziecko mianem „audio origami”. W praktyce oznacza to, że 24bitowy plik MQA o częstotliwości próbkowania 48kHz zawiera dokładnie te same informacje, co oryginalne nagranie próbkowane z częstotliwością 192 kHz! Jest to kompresja bezstratna i w pełni zgodną z obecnymi w chwili obecnej na rynku MQA formatami jak ALAC, FLAC czy WAV. Można, wykorzystując to rozwiązanie, zapakować materiał o częstotliwości próbkowania od 44,1 kHz do 768 kHz, charakteryzujący się długością słowa powyżej 20 bitów (może to być materiał 32 bitowy – nie ma problemu). Co to zatem oznacza? Ano to, że nie tylko obecnie najpopularniejsze downloady hi-res (24/96) będzie można swobodnie strumieniować. Nie będzie także problemu ze strumieniem o najwyższej dla PCM jakości – DXD, a także materiałami DSD (choć tutaj z zastrzeżeniem, że nie jestem pewien, czy nie będzie wymagana konwersja na PCM). To tak jak z aptX w przypadku Bluetootha (też nie hardware, tylko kodek, wymagający jedynie odpowiednio nowoczesnego protokołu), tyle że lepiej, bo za pośrednictwem dzisiejszych urządzeń audio (DLNA/uPnP, AirPlay), a być może także tych, które wykorzystują Bluetooth (w przyszłości, wraz z popularyzacją najnowszych wariantów aptX) będzie możliwe wprowadzenie streamingu hi-res jako obowiązującego standardu. Najlepsze jest to, że materiał będący bazą dla downloadów, czy przygotowania fizycznych nośników z muzyką, jest właśnie materiałem hi-res. Znowu analogia z obrazem, gdzie zapisane na 35mm taśmie fimy, także te sprzed kilkudziesięciu lat, można bez problemu przenieść w świat fullHD, czy ultraHD, bo taki materiał pozwala na zaoferowanie jakości bezkompromisowej. Nie trzeba będzie zatem tworzyć wielu wariantów nagrań, dostosowanych do możliwości technicznych dystrybucji (co innego z płytą CDA, co innego w streamingu, jeszcze inaczej ze sklepu z hi-resami). Koniec z koniecznością generowania/oferowania odbiorcom kilku wersji danego nagrania, wystarczy zapis w kontenerze, zapis w MQA i potem sam użytkownik czy sprzęt (w razie braku możliwości wsparcia) zadecyduje czy grać w dużo lepszym wydaniu, czy w podstawowej jakości 16/44.

Zapytacie kiedy i gdzie? Odpowiedź jest następująca – już niebawem, bo jeszcze w tym roku. Są już pierwsze urządzenia z certyfikatem, ale jak wyżej wspomniałem, nie będzie tu żadnych ograniczeń, wystarczy często nowy firmware, w przypadku komputerów, handheldów odpowiednia aplikacja i już będzie można grać hi-resy ze strumienia. Na pewno MQA pojawi się zaraz po premierze (jesień – pełne, rynkowe wdrożenie) w dwóch miejscach:

- TIDALu

- ROONie

Twórcy serwisu oraz front-endu zapowiedzieli to już wcześniej i jak tylko rzecz ruszy z kopyta, od razu użytkownicy obu wspomnianych produktów będą mogli cieszyć się jakością hi-res przy transferze zbliżonym do tego, który pochłania strumieniowanie w jakości mp3 / 320 kbps. W przypadku ROONa to o tyle istotne, że zaraz będzie dostępna aplikacja na iOSa, jest już beta dla Androida, a to oznacza integrację wszystkiego w ramach wspomnianego front-endu (czy może, precyzyjnie rzecz ujmując, muzycznego serwisu all-in-one). Podsumowując, to świetna wiadomość dla nas wszystkich, bo na brak ograniczeń transferowych nie mamy co liczyć, choć paczki danych powyżej 5GB to pewnie kwestia najbliższych paru miesięcy. Przyda się, przyda w tym sensie, żeby mieć zapas na wszelkie inne usługi, funkcjonalności. Pozostaje czekać na szeroką popularyzację i wreszcie muzyka będzie mogła być słuchana bez kompromisów. Wszędzie.

Dodatkowe inforamcje znajdziecie pod tym adresem: http://www.musicischanging.com

 

O MQA w Monachium (high-end 2015) 

MQA 
….jedna z pierwszych recenzji MQA:
Absolute sound
Read article
 

 

Komentarze Czytelników

  1. Darth Artorius

    A nie sądzi Pan,że streaming „zabiera” nam muzykę ? Podobnie jak ebooki staje się ona już nie nasza, jest tylko usługą. Nie zapłacisz abonamentu, muzyki nie będzie.

  2. Antoni Woźniak

    Jest wiele prawdy w takim stwierdzeniu, ale ja to generalnie traktuję właśnie jako USŁUGĘ. Za to płacę i to dostaję. To zmiana z „mam” na „mam dostęp”. Na szczęście nadal jest i nadal będzie sprzedawać się muzykę w tradycyjny sposób, choć pewnie na dużo mniejszą skalę. Te zmiany w sposobie dystrybuowania dóbr cyfrowych dotyczą obecnie każdej dziedziny. Nie jest to wg. mnie problem, a dodatkowo, rywalizacja między dostawcami może w przyszłości wymusić jakąś formę zaoferowania kolekcji na własność, jakiś model budowania własnych bibliotek na własność, z prawem dziedziczenia tych zbiorów przez zdefiniowane przez właściciela osoby (tu kłania się głośna sprawa Bruce Willisa, który nie mógł podarować bliskiej sobie osobie kolekcji z iTunes).

    Jesteśmy dopiero na etapie budowania zupełnie nowego rynku, jego organizowania. Ja na to patrzę z nadzieją, tzn. to co na własność, nie w abonamencie, będzie musiało wyróżniać się doskonałą jakością, nienaganną realizacją, wartościowymi dodatkami. Każdy kolekcjoner będzie zachwycony. Przy czym na rynku streamingu nie będzie (tylko) bylejakości, byle więcej, a dzięki takim jw. rozwiązaniom jak MQA, ten dostęp zaoferuje to, czego miłośnicy muzyki oczekują: bezkompromisowej jakości.

    Mogę swobodnie wyobrazić sobie, że na festiwalu czy koncercie ulubionych artystów otrzymam nie tylko dostęp do ekskluzywnych treści, ale także pliki do pobrania na własność, lub/i możliwość otrzymania nośnika (opcja dla tradycjonalisty). Takie nowe formy dystrybucji wraz z na nowo zorganizowanymi zasadami być może (bo pewności tu nie mam) będą nie tylko korzystniejsze dla nas (w co mocno wierzę), ale także korzystniejsze dla twórców.

    Co do eBooków, to mam inną opinię nt. temat. Uważam, że dzięki eBookom właśnie czytelnictwo ma szansę przetrwać w dobie kultury obrazkowej. Czy może dosadniej pseudokultury. Ludzie są wygodni i gdy technologia wychodzi na przeciw ich naturze tym lepiej dla… książki właśnie. Poza tym byłem i jestem gorącym zwolennikiem udostępniania księgozbioru, pozostawiając przeczytane pozycje w miejscach publicznych, zachęcając w ten sposób innych do sięgnięcia po lekturę. Książka na półce niekoniecznie jest wartością (nie mam nic przeciwko kolekcjonerstwu i biblioteczce – też mam, gromadząc to, do czego powracam, wiadomo). eBooki mimo pewnych patologii (DRMy, wielki biznes, niekorzystne umowy) to przyszłość i nie ma sensu z tym walczyć, trzeba to wykorzystać. To samo z muzyką (i nie tylko)…

  3. Darth Artorius

    Do ebooków mam tylko jedną pretensję – nie mogę ich sprzedać po przeczytaniu ;) . Niemniej mają zalety. Sam mam Kindle Classic i czytam na nim sporo a staram się korzystać z promocji. Ebooki nie zawalają mi półek, na których leży moja stara biblioteka, spuchnięta do granic możliwości. Jednak ebook po zakupie jest mój. Mam go na dysku, na Kindlu i zostanie mój. Tak jak kupiony plik FLAC. Streaming ? Kiedy padnie internet, kiedy nie zapłacę abonamentu, moja kolekcja zniknie.

    W naszej rzeczywistości problemem jest fakt,że nasze odtwarzacze często nie mają WiFi, 3G. Z telefonu Audiofan korzysta w ostatecznosci. Do internetu mają dostęp Soniaki serii ZX czy F ale nie stare Astelle i Kern

  4. Antoni Woźniak

    Nie, nie zniknie, dane na temat tego co mamy w usłudze będą przechowywane, de facto to właśnie takie usługi dają gwarancję, że playlisty, kolekcje pozostaną z nami „na zawsze”. Oczywiście istnieje ryzyko związane z upadkiem usługodawców, jakimś kataklizmem ;-) ale szczerze… czy jest to coś, co stanowi faktycznie problem? Czy tryb dostępu offline nie załatwia sprawy? Przestajemy płacić, nie możemy korzystać – jasne – wznawiamy płacenie, dostajemy dostęp do tego wszystkiego co mieliśmy (przecież zazwyczaj jest to tylko informacja o zbiorze, a nie sam zbiór, nie generuje to kosztów po stronie usługodawcy).

    Tak, wspominałem o tym nie raz, testując przenośne odtwarzacze audio – to faktycznie problem w przypadku obecnych DAPów, ale proszę zobaczyć w którą stronę to zmierza. Wspomniany A&K – nowe modele, strumieniowanie z lokalnych serwerów, moduły łączności… taki Tidal, taki Roon, takie MQA wymusi niejako zmiany w tym segmencie i nikt już nie będzie oferował DAPów bez dostępu do Internetu. Coś czuję, że przyszłe modele będą nie tylko oferowały 3G/4G, a przynajmniej WiFi (integracja z telefonem w roli modemu dostępowego), ale przede wszystkim będzie to oferta wiązana (w sensie, nie muszę, ale mogę się zdecydować) z serwisami strumieniowymi, opisanym u nas LOOPem czy ROONem. To będzie faktyczne urzeczywistnienie możliwości grania całej biblioteki (nie ważne czy z Tidala, własnego serwera czy np. wprost z komputera twórcy ;-) ), całej muzyki z przenośnego grajka, idea mobilności bez ograniczeń w dostępie. Tak to będzie wg. mnie wyglądać i to już niebawem. Kwestia ilości (czy raczej ciągłego braku) miejsca w pamięci przestanie mieć znaczenie.

    Co się tyczy smartfona, to jest to i pozostanie wygodna alternatywa, cyfrowy transport z podpiętym do telefonu DAC/AMPem. Tańsza, w pewnych sytuacjach wygodniejsza (jedno urządzenie ze sprzętem peryferyjnym, a nie dwa jak w przypadku telefonu i DAPa). Klient będzie miał wybór. Wysokiej klasy DAPy są i tak bardzo kosztowne i tutaj moduł 3G/4G nie będzie stanowił problemu (jego dodanie). Duża cześć z obecnie oferowanych urządzeń tego typu jest już na to gotowa od strony software, napędza je jakaś wersja Androida. Tylko dodać i strumieniować.

Dodaj komentarz