LogowanieZarejestruj się
News

Schiit Mjolnir 2 – kropka nad i. Nasza recenzja…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Mjolnir 2_1

Mjolnir 2 to coś zupełnie innego od poprzednika. To tak inne od strony funkcjonalnej oraz brzmieniowej urządzenie, że ta dwójka w nazwie może wprowadzać w błąd. Bo tu nie o modyfikacje, o kontynuacje chodzi, a w praktyce o zupełnie nowy sprzęt. Mjolnir 2 nie jest tylko, czy w ogóle, nie jest wzmacniaczem słuchawkowym głównie, a czymś znacznie, znacznie bardziej uniwersalnym, użytecznym. To przedwzmacniacz. I to nie byle jaki przedwzmacniacz, bo choć nie podepniemy pod niego wszystkich klamotów (w sumie, po co nam ich aż tyle? ;-) ), to jest on przygotowany do tego, by pełnić najważniejszą funkcję w systemie, być łącznikiem między źródłem a końcówką mocy. To fundament. Według mnie na tyle udany fundament, że można w oparciu o ten przedwzmacniacz/wzmacniacz słuchawkowy zbudować cały, główny system i tego już nie ruszać, tzn. nie ruszać tego elementu, bo zwyczajnie nie będzie takiej potrzeby. To cholernie dobre pre, tak dobre, że właśnie ta funkcjonalność staje się równie ważna (co najmniej) co napędzanie słuchawek. Mjolnir z wyspecjalizowanego komponentu (wspominałem w zapowiedzi – miałem okazję zapoznać się, słuchać poprzednika) przeistacza się w drugiej generacji w niezbędny element całego toru. Nie jest to, co muszę podkreślić, produkt pozbawiony wad. Parę rzeczy można by poprawić, o czym przeczytacie poniżej, ale patrząc przez pryzmat ceny oraz unikalnej funkcjonalności… te wady niczego w ostatecznej ocenie nie zmieniają, bo da się z nimi żyć, a bez Mjolnira dwa naprawdę trudno (przeżyć) ;-) I to jest coś, co najlepiej charakteryzuje sytuację w jakiej pozostał osierocony recenzent po odesłaniu tytułowej skrzynki.

Oczywiście sprawdziłem Mjolnira 2 zarówno jako napęd dla słuchawek (symetryczny tor z LCD3 oraz niesymetryczny z HD650, K701 oraz HE400) jak i (wiele dni właściwie… głównie) w roli przedwzmacniacza, podpinając skrzynkę do końcówki mocy NADa (źródło -> Mjolnir połączenie zbalansowane, końcówka niezbalansowana). Podpiąłem także do drugiego kompletu wejść, liniowo DAC/amp mobilny HA-2 Oppo, sprawdzając co wniesie do brzmienia taka konfiguracja także ze słuchawkami mobilnymi w torze (IEMy oraz wokółuszne Momentum pierwszej generacji). Innymi słowy, sprawdziłem kompleksowo możliwości tego klamota. Udało się (nawet), niestety tylko na chwilę (godzin dwie i pół… dwie doby w sumie, po parę godzin) sprawdzić jak gra wsad LISST (Linear Integral Solid-State Tubes). Bez tego, test byłby cokolwiek niekompletny, żałuję tylko, że tak pobieżnie, bo krótko słuchałem tranzystorowej konfiguracji. Tak czy inaczej, to właśnie możliwość modyfikacji tego urządzenia za pomocą wymienionego powyżej modułu, transformacji z hybrydy lampowej na czysty tranzystor, jest czymś, czego nigdzie indziej nie znajdziecie. To, wraz ze wspomnianym pre, pozwala na bardzo szerokie możliwości dopasowania brzmienia Mjolnira 2 do własnych potrzeb, upodobań. Tym razem nie chodzi tylko o wymianę baniek, ale całkowite, a przynajmniej daleko idące zmiany w brzmieniu, gdy w miejsce lampek wylądują moduły LISST. Rzecz jasna wszystko to nie miałoby większego znaczenia, nie miałoby sensu, gdyby ten sprzęt nie oferował tego, co każdy dobrej klasy przedwzmacniacz MUSI oferować na wstępie: CZARNEGO TŁA. Sprawdziłem to bardzo dokładnie, podłączając w różny sposób swoje przetworniki, korzystając z różnych, także bardzo czułych słuchawek. Końcówka wraz z testowanymi Sapphire 23 Pylona jest także wyczulona na najmniejsze nawet zmiany w systemie, ze starym przedwzmacniaczem 1020 słychać na wysokich poziomach delikatny szum (cóż, to że ten antyczny sprzęt tak dobrze gra, a jego przedwzmacniacz gramofonowy jest wg. mnie najlepszym elementem tej konstrukcji, to i tak mistrzostwo świata – klasowy vintage!), w przypadku Mjolnira 2 nic, zero, null. Optymalne warunki, aby w ogóle zacząć grać. Miałem wątpliwości, czy sama konstrukcja, te możliwe modyfikacje, nie wpłyną na ten parametr, czy nie będzie to klasyczne „coś za coś”.

Nie w tym wypadku. Zaostrzyłem apetyt? Mam nadzieję. Zapraszam zatem do dalszej części recenzji, opisującej tytułowego bohatera…

Konstrukcja

Zacznę od cech wspólnych z poprzednikiem, które według mnie sprowadzają się głównie do zastosowania: to sprzęt posiadający wysokonapięciowe wejścia JFET i wyjścia MOSFET, zastosowanie technologii Circlotronu, czyli trybu beztransformatorowego (OTL). Tak, to pojawiło się pierwszy raz w pierwszej generacji Mjolnira, jednak nowa implementacja tego rozwiązania całkowicie zmienia możliwości urządzenia, wprowadza je na zupełnie inny poziom. Mamy więc, podobnie jak u poprzednika, dla 4V symetrycznie 8W RMS na kanał przy 32Ω, zaś przy 600Ω mamy jeszcze (aż) 425mW RMS na kanał. To świetne wyniki, spotykane w najmocniejszych amplifikacjach oferowanych przez rynek (seria Master od Audio-gd np.). Możemy zatem wysterować absolutnie wszystko co można założyć na uszy i zwyczajnie nie ma możliwości, by jakiekolwiek z obecnych, jak i przyszłych konstrukcji słuchawkowych mogły cierpieć na jakikolwiek niedosyt w zakresie mocy oferowanej przez ten wzmacniacz. Zasilanie to już nie 90V a 200V (już wiadomo, dlaczego ten grzmot tak się niebywale grzeje), całość została dopasowana do podwójnej roli, jaką ma ten sprzęt pełnić w systemie: roli wzmacniacz słuchawkowego oraz przedwzmacniacza dla reszty toru.

A to dopiero początek! Z tyłu znajdziemy hebelek, pozwalający na przełączanie gain 8 (18dB) oraz 1 (0dB). W praktyce, można podłączyć do wzmacniacza dokanałówki (!), z bardzo czułymi wokółusznymi Momentum nie było najmniejszych problemów, podobnie jak z IEMami Momentum oraz armaturami UM30Pro Westone. To jest, Panie Panowie, jedyny znany mi przypadek, tak uniwersalnego wzmacniacza, który dostarcza każdej, wpiętej weń słuchawce, dokładnie tego, czego ta słuchawka potrzebuje. Mistrzostwo świata! Jest czarne tło, jak wspomniałem, jest także pełen zakres regulacji, nie ograniczony przez jakieś problematyczne do wysterowania (bo z szerokiego zakresu brane) słuchawki. Tu nie ma takiego problemu! Dodanie niesymetrycznej ścieżki sygnału, wprowadzenie do Mjolnira 2 niezbalansowanych gniazd na wejściu oraz wyjściu (słuchawki!) to oczywisty krok w stronę uniwersalności i wygody użytkownika. Mjolnir pierwszej generacji był XLR only. Wynikało to z przyjętej koncepcji, wiadomo, ale było sporym ograniczeniem dla użytkownika. Tym razem nie tracimy zalet patentu Schiita na symetryczny tor, a jednocześnie możemy cieszyć się z możliwości podłączenia dk M2 czegokolwiek.

Przy czym nie ma najmniejszego problemu z użytkowaniem tytułowego sprzętu z wpiętymi równocześnie, symetrycznie jak i niesymetrycznie źródłami i słuchania ich na zbalansowanych słuchawkach, albo niezbalansowanej końcówce mocy (jak to u mnie głównie wyglądało). Wreszcie to, co daje najwięcej frajdy – manewry z lampkami, kształtujące brzmienie oraz całkowicie inny od strony brzmieniowej sprzęt, jakim staje się Mjolnir 2 wyposażony w LISST (moduły MOSFET wpinane w gniazda od lamp). To, ponownie, poza uniwersalnością napędu dla słuchawek, unikalna rzecz, bo mamy DWA URZĄDZENIA w cenie jednego. Nic, a nic nie przesadzam! Zmiany są wg. mnie na tyle duże, przy opcji tranzystorowej, że faktycznie możemy w tym wypadku przyjąć, że jest Mjolnir 2 hybryda lampowa i jest Mjolnir 2 czysty tranzystor i to wszystko w jednym pudełku. To bardzo, bardzo dobra wiadomość dla każdego, kto chce mieć wybór i dowolnie kształtować brzmienie swojego systemu, trochę eksperymentować, ale przede wszystkim mieć to wszystko w ramach jednego urządzenia, bez tworzenia dwóch, osobnych torów audio. Z Mjolnirem 2, można mieć to wszystko, bo nic nie stoi na przeszkodzie, by do tego klamota w roli przedwzmacniacz nie wpiąć dwóch końcówek (symetrycznie i niesymetrycznie) – jednej lampowej, a drugiej tranzystorowej. Jak ktoś nie potrafi się zdecydować ;-) , a serio, chce mieć system oparty na dwóch światach, to może to mieć z Mjolnirem 2 bez komplikowania sobie życia. Genialna sprawa! Patrząc na Mjolnira 1, widzimy, jak inne są to urządzenia (poprzednik wyłącznie tranzystorowy).

W komplecie producent dostarcza parę 6BZ7, nic nie stoi jednak na przeszkodzie by te lampki wymienić na coś innego. NOSY, coś z bieżącej produkcji, do wyboru, do koloru, można się bawić, modyfikując brzmienie nie tylko słuchawek ale całego systemu. Super. Natomiast moduły LISST zamawiamy od dystrybutora, mam zapewnienie że będą na stałe dostępne w ofercie. Pewnym problemem jest kwestia wygrzania sprzętu. Właściwie to ten problem jest wielowymiarowy, bo raz że mamy tutaj bańki, a trzymanie ich 24/7 jest niepraktycznie, skraca żywotność – wiadomo, a dwa – bez 120 godzin na liczniku (plus minus) ten sprzęt nie zagra tak, jak potrafi. Tu trzeba bezwzględnie nowego M2 wygrzać. U mnie przez pierwsze dwa dni sprzęt był włączony, gdybym miał LISST w komplecie, trzymałbym go dłużej, no ale jw. nie miałem. Jest jeszcze trzeci problem, który dotyczy bardzo wysokiej temperatury jaką wydziela ten klamot. To nie jest ciepłe, to jest bardzo gorące urządzenie. Absolutnie nie warto i nie należy umieszczać Mjolnira 2 w zamkniętej, niewentylowanej czy słabo wentylowanej szafce. Nie wolno tego robić, bo w tym przypadku wentylacja musi być bez zarzutu. Najlepiej stabilna powierzchnia z otwartą wokół przestrzenią, nieograniczoną innym sprzętem (bo też się będzie mocno nagrzewał, stojąc w bezpośrednim sąsiedztwie). To taki solista i niestety trzeba brać poprawkę na to, ustawiając M2, przygotowując mu miejsce. Sama skrzynka też konkretnie sporo miejsca zajmuje i jest ciężka – jak wspomniałem, stabilna, najlepiej drewniana podstawa i dużo przestrzeni dla swobodnego przepływu powietrza.

Specyfikacja:
Odp. częst.: 20Hz-20Khz, -0.1db, 2Hz-400KHz, -3dB
Maks. moc: 32 ohms: 8W, 50 ohm: 5W, 300 ohm: 850mW, 600 ohm: 425mW
THD: <0.005%, 20Hz-20KHz, a@ 1V RMS
IMD: <0.006%, CCIF, @ 1V RMS
SNR: >104db, (1V RMS, niski gain)
Crosstalk: >-75dB, 20 Hz-20KHz
Impedancja: 1 ohm (high gain), 0.3 ohm (low gain)
Gain: 8 (18dB) lub 1 (0db), na przednim panelu przełączamy
Potencjometr RK27 Alps
Wejścia: zbl. para XLR, para RCAs, przełącznik na froncie
Wyjścia: jedno 4 pinowe, żeńskie XLR, jedno ¼” TRS oraz dwa 3-pinowe, męskie XLR preamp, jedna para RCA
Konsumpcja energii: 45W
Wymiary: 406 x 222 x 57mm
Waga: 5.9kg

 

Brzmienie

Tu są prawdziwe emocje. Niebywały wręcz, ultraniski poziom zakłóceń, brak szumu (czy raczej jego redukcja poniżej słyszalnego poziomu) wraz z lampowym czarem tworzą wspaniały spektakl, który – co warte podkreślenia – jest równie wspaniały na słuchawkach, jak i podpiętej pod Mjolnira 2 końcówce mocy. To brzmienie pełne, swobodne, nieograniczone, muzykalne, na wskroś analogowe. Nie lubię tego sformułowania, często nadużywanego, o analogowości brzmienia, ale tutaj pasuje to jak ulał. Dzwięk jest plastyczny, bez ograniczeń, pełen powietrza, życia, płynie do naszych uszu wywołując silne wzruszenia, szczególnie gdy źródło jest zacne, gdy materiał jest naj. Słuchałem głównie, choć nie jedynie, nagrań DSD i powiem szczerze, że dopiero na tym sprzęcie w pełni mogłem docenić pewne cechy tego formatu, które stoją w opozycji do czegoś, co nazywamy „cyfrowym dźwiękiem”. To było to! Jeżeli preferujesz fizyczny nośnik analogowy (wszystko jedno czy czarną płytę, czy taśmę) to tutaj poczujesz to samo, to znaczy poczujesz że to jest Twój dźwięk, Twoje granie. Lekkość, swoboda oraz właściwie niczym nieograniczony potencjał tego brzmienia prowadzą do prostej konkluzji – tak, to jest to, czego mi potrzeba, czego mi brakowało w systemie. Mam parę urządzeń ze świata zer i jedynek, które tworzą ułudę takiego obcowania z muzyką, potrafią dostarczyć ogromną dawkę przyjemności, jednak to właśnie Mjolnir 2 był, tytułową, kropką nad i. Przestrzeń jest tu bardziej rozbudowana niż u poprzednika, bo nie tylko na boki ale także w głąb gra ten klamot, daje to wrażenie trójwymiarowości, holografii, a do tego mamy świetne separowanie źródeł, nic się tu nie zlewa, wokalizy są zniewalające, nie jest to już tylko bardzo dobre reprodukowanie, to – często – spektakl. A przecież, wg. mnie, o to w tej zabawie chodzi. O spektakl, o emocje, o oderwanie od rzeczywistości. M2 to oferuje. Całość pasma jest koherentna, nie ma miejsca na jakieś niedostatki, niczego nie brakuje. Dochodzi do tego umiejętność pokazywania mikrodetali, faktury dźwięku, ja tu nie muszę niczego sobie wyobrażać, bo instrument ma pudło (jak ma), ma swój język, którym się z nami komunikuje. Niewiele jest urządzeń, potrafiących to wszystko pokazać. Jak mamy coś niedoskonałego, jakąś skazę, jakieś chrobotanie to je mamy, a nie gładkie, nieprawdziwe, wyprane z konkretów granie. To tutaj jest i – wierzcie mi – buduje autentyczność, ale nie kosztem przyjemności. Tej nic nam nie jest w stanie odebrać. Czyli mamy ciastko i jednocześnie je zjedliśmy. No proszę, da się!

Bas jest pełny, obfity, ale też trzymany w pełni w ryzach, średnica to klasa sama dla siebie, a wysokie? Oj, trudno mi sobie przypomnieć tak dobre soprany, nie przypominam sobie. Ten przedwzmacniacz / wzmacniacz pokaże Wam o co chodzi w muzyce symfonicznej, pokaże to tak, że czapki z głów! Instrumenty mają tu swoją wagę, teksturę, barwę, brzmią nie tyle – jak na żywo – co brzmią naprawdę. To wielkie przeżycie, móc słyszeć coś, co wywołuje tak silne wzruszenia, emocje. Tu każdy dźwięk ma swoje znaczenie, jest obecny, a przy tym całym bogactwie, całość tworzy spójny, wyrafinowany przekaz. Na LCD-3 słuchało się wybornie, na HD-650, K701 czy HE-400 również, choć niesymetryczne połączenie oznaczało że to pierwsze było bogatsze (większa paleta tekstur), jeszcze bardziej przestrzenne (wspomniana holografia), co ciekawe na IEMach, szczególnie Westone’ach, te cechy symetrycznego połączenia dało się chyba najlepiej uchwycić mimo niesymetrycznego podłączenia słuchawek. Także to było klarowne, ale w niczym niezbalansowanemu torowi nie ujmujące, bo podłączone do M2 słuchawki zagrały, wg. mnie, na 100% swoich możliwości. I najlepsze, że wszystkie one zagrały. To wspomniana uniwersalność, niebywała wręcz, bo te trzy nauszniki, podłączone w niesymetryczny sposób do wzmacniacza, rzadko kiedy grają dobrze na jednym wzmacniaczu. Inaczej, rzadko kiedy grają tak dobrze, bo dobrze grają np. na M1HPA (Musical Fidelity). Jednak dopiero podpięcie ich wszystkich do jednego ampa, takiego jak Mjolnir 2, pozwoliło K701 pokazać jakimi wybitnymi słuchawkami są, pokazać jak bardzo należy się HD-650kom tytuł najlepszych słuchawek (koszt-efekt) jakie pojawiły się na rynku i jak HE-400 potrafią czarować, gdy mają odpowiedniego partnera. Ja te słuchawki, te właśnie, HiFiMANa, bardzo sobie cenię i uważam, że ten model jest jednym z najciekawszych, poza flagowcami, w ofercie.

LISST zmienia brzmienie bardzo mocno, radykalnie wręcz. Jest inne, odfiltrowane od ciepła i wspomnianej analogowości, mniej muzykalne, ale też w przynajmniej paru gatunkach muzycznych dokładnie takie, jakie być powinno. Powiem nawet, że lepsze. Ciężkie granie, bardzo dynamiczne, „brudne”, elektronika (taka z gatunku komputery tylko i syntetyzatory). Brzmienie jest bardziej „sfokusowane”, ale też odfiltrowane (szczególnie średnica). Podkreśla, skupia, „soczewkuje”. Czyli bywa intensywniej, precyzyjniej. Jak jest death metal to ja chcę LISSTa, jak idą szybkie riffy, jak w ogóle ściana dźwięku wali w bębenki, to ja chcę LISSTa. Czytałem w czym rzecz i dopasowałem repertuar, sprawdzając jeszcze tylko przez chwilę, czy z innym „niedopasowanym” zmiany są duże – są. I tak Nine inch Neils to taki przykład repertuaru, który może sporo zyskać, kolejny przykład to starsze płyty Einsturzende Neubauten. Wow. Tyle ciekawych instrumentów na złomowisku się wala. Tak, tutaj to twardsze, stąpające twardo po ziemi brzmienie daje nam określone korzyści, ułatwia komunikację z tego typu muzyką, tworzy właściwe zaplecze, by nam to zagrało jak należy. Wyraźnie zyskaliśmy przy Nin, czy EN wymieniając lampki na moduły LISST. Także, jak chcecie mieć uniwersalny system do wszystkiego, który zagra Wam wszystko i ze wszystkim to już wiecie co może być właściwym wyborem, docelowym wyborem. Mjolnir 2 wraz z dodatkami pozwoli na stworzenie toru, który będzie jak mało który, zdolny do tego, co powyżej. To prawdziwa rzadkość, przyznacie?

 

Wnioski

Będzie krótko – to coś, co można uznać za finalne rozwiązanie w systemie. Spoiwo, fundament, najważniejszy element toru (poza „efektorami” tj. słuchawki czy kolumny, bo to one oczywiście zawsze będą arcyważne i będą miały główny wpływ na to co finalnie usłyszymy). Unikalna na skalę całej branży możliwość modyfikowania brzmienia, a przy tym uniwersalność tego produktu (nie wiem, czy jest jakiś klamot, który ewidentnie z tym Mjolnirem nie zagra – chyba nie ma takiego, bo albo LISST, albo różne lampy i dopasujemy sobie to tak, jak chcemy, dokładnie tak) to coś, czego nie spotyka się na co dzień. Właściwie to prawie w ogóle się takiej sytuacji nie spotyka (są nowe rozwiązania z rozbudowanymi DSP, z korekcjami, z dopasowaniem do akustyki każdeego pomieszczenia czy wręcz dopasowaniem pod każde, konkretne urządzenie audio – są już takie, tyle że kosztują krocie). Tu mamy wszystko wg. mnie i mamy na poziomie ewidentnie bardzo wysokim. Minusy? Jest duży, grzeje się cholernie, utrudnia sensowne umieszczenie, a montaż lamp / modułów jest mocno utrudniony. To prawda. Tyle, że te wszystkie minusy giną w konfrontacji z plusami. Tak to wygląda. Stockowe lampki nie grają wcale bardzo lampowo, tzn. ciepło, ale też z częstymi niedostatkami dynamiki czy rozdzielczości. Nie, właśnie że nie, one są wg. mnie bardzo dobrym wyborem, bo łączą cechy dobrego tranzystora ze światem baniek i robią to wzorowo. Szybkość, neutralność, przejrzystość tego brzmienia jest znakomita. To oczywiście zasługa wspomnianej na wstępie, niebywałej wręcz odporności na szumy i zakłócenia, co finalnie przynosi efekt pod postacią całkowicie czarnego tła. To cecha dobrego wzmacniacza, a nade wszystko dobrego przedwzmacniacza i tą cechę Mjolnir 2 ma w standardzie. Nasz znaczek „dead end” (dla osób biorących udział w konkursie – odpowiedzi bez wymienienia tego produktu będą uważana ze dobre, poprawne). 

 

Dla Schiit Mjolnir 2 

Wzmacniacz słuchawkowy/przedwzmacniacz Schiit Mjolnir 2 (ok. 5000 złotych – niestety, nie znamy jeszcze konkretnie oficjalnej ceny na polskim rynku)

Plusy
- uniwersalność na referencyjnym poziomie

- modyfikowalość brzmienia na niespotykanym poziomie
- znakomite, emocjonujące brzmienie (patrz tekst)
- ergonomia

- dwa światy: lampa – tranzystor oraz tor symetryczny – niesymetryczny w jednym produkcie
- dobre wykonanie, solidna konstrukcja

Minusy
- grzeje się jak jasna cholera
- wymaga długiego wygrzania
- utrudniony montaż baniek / modułów LISST 
- trzeba rezerwować dużo przestrzeni pod tego klamota

Pragnę podziękować firmie Audiomagic za udostępnienie sprzętu do testu.

Autor: Antoni Woźniak

Dodaj komentarz