Mhm, czuję nosem, errr uchem, że to właśnie taki układ będzie stanowił punkt wyjścia dla przyszłych, zaklętych w kolumnach, autonomicznych systemów głośnikowych. Wyjaśnijmy – dzisiaj, w dobie super skutecznych, energooszczędnych końcówek mocy, bardzo nowoczesnych rozwiązań z zakresu przetwarzania sygnału (DSP oparte na mikroprocesorach o parametrach wydajnościowych wystarczających do… skomplikowanych obliczeń, dźwignięcia tematu konwersji sygnału) z jego dopasowaniem POD KONKRETNE PRZETWORNIKI, mamy gotowca. Autonomiczne, bo samodzielne, samowystarczalne – słowem: samograje, do których dostarczamy sygnał (coraz częściej) bezprzewodowo, względnie jeszcze to żenimy z czymś na drucie (źródło). ELAC Navis ARB-51 to nie jest dokładnie to, co powyżej, choć mówimy tutaj o bardzo, bardzo ambitnej konstrukcji, która realizuje jeden z głównych celów: idealnej synergii amplifikacji z przetwornikiem w ramach zamkniętego, firmowego rozwiązania, które – WAŻNE – niweluje wiele z najpoważniejszych problemów efektorów – kolumn – jakie by one nie były (klasycznych, pasywnych kolumn). Najpoważniejsze ograniczenia, problemy, wyzwania stoją nie przed budowniczym wzmacniacza, nie przed budowniczym źródła, a właśnie kolumny głośnikowej. ARB-51 to jw. ambitny układ wielodrożny, podstawki trójdrożne, każda z własną, dopasowaną amplifikacją. Każdy z przetworników zasila osobna, wbudowana w paczkę amplifikacja. Innymi słowy mamy układ 6 wzmacniaczy z 6 efektorami, z ultrakrótką ścieżka sygnału, z dopasowaniem w ramach jednego, wspólnego, opartego na precyzyjnych wyliczeniach układu, optymalnym kształcie komory, zaprojektowanej pod to obudowy, która mieści SYSTEM NAGŁOŚNIENIOWY.
Chcę tego posłuchać. Koniecznie!
Prawda, że ambitne? No prawda. Czy wcześniej nie można było? Ano można. Były takie wieeeelkie konstrukcje, ale jakoś nie było monitorów i to takich wcale nie przesadnie wielkich, niedużych takich, wręcz małych. Mówię tu o rynku audio (dom), a nie audio (pro). Tam, takie coś jw nie jest aż tak nadzwyczajne, oryginalne, choć też nie do końca (o czym dalej). W świecie klasycznego, domowego HiFi to – jednak – coś nowego i …właśnie… odkrywczego. To wg. mnie dostrzeżenie przez firmy audio wielkiego potencjału i poniekąd przyznanie, że te, tam, „Lo-Fi” (produkty – wiecie – lifestylowe) to progres, ciągły, zauważalny progres i w SQ zaczyna robić się niebezpiecznie blisko, albo wręcz zaczyna się wyścig kto zagra lepiej. Rzecz jasna zagrożona jest strefa budżetowa (klasyczne systemy oparte na amplifikacji z czasami nowoczesnymi dodatkami oraz pasywnych kolumnach za stosunkowo niewielkie pieniądze), ale już tuż, tuż, albo właśnie już teraz atakuje zaawansowany kod, korekcja pomieszczenia, dopasowane akustyczne, a w zanadrzu jest jeszcze tajna broń (wunderwaffe tj. machine learning w służbie audio). No i co począć? Ano trzeba zrobić coś innego, nowego, nowatorskiego, wychodzącego poza schematy. Zachwycamy się Sonos Ampem nie bez powodu…
Trójdrożne paczki, każda z własnym ampem
A jednak, no da się zrobić z nich bezdrutowce (patrz tekst), ale to opcja tutaj, myślę, że dla wielu pomijalna.
Potencjał kryje się w analogowym od A do Z torze sygnału, z możliwością ustawień pracy układu (patrz zdjęcie), z doprowadzonym do liniowych wejść materiałem dźwiękowym
Czymś takim bez wątpienia są Navisy (wcześniej Argo). Wspominałem o nich wcześniej (długa zapowiedź tutaj – ARGO vel Navis). To była dopiero zapowiedź, pierwsze przymiarki ELAC-a, teraz jest już w pełni gotowy, wdrożony do produkcji produkt. No dobrze, to o co konkretnie tu chodzi. Mamy coś, co porusza się (kolumny) wyłącznie w środowisku analogowym. W środku, na gniazdach wejściowych, panelu EQ (korekcja w domenie analogowej), no wszędzie mamy do czynienia z czystym, cyfrą nie zmąconym, analogiem. Mamy XLR, mamy RCA i możemy po prostu kupić coś, co w środku kryje: 3 drożny układ złożony z aluminiowej 13.3cm membrany niskotonowca pożenionej ze 160W (tak, tak, w tych niewielkich paczkach macie taką moc, a to przecież dopiero początek wyliczanki) wzmacniaczem BASH. BASH to oryginalna hybryda łącząca efektywność klasy D (nie, nie, jeszcze raz nie – D nie jest tutaj od Digital – to uproszczenie) z klasą A/B. Idziemy dalej - wyżej mamy połączony w ramach jednego kosza, podwójny efektor, na który składa się membrana ponownie alu o średnicy 10cm (z napędem w postaci kolejnego wzmacniacza BASH, tyle że o mocy 60W) i centralnie umieszczonej kopułki tweetera (prawdopodobnie celuloza) z klasycznym wzmacniaczem 40W. Czujecie? Każdy z tych przetworników dysponuje dopasowanym, synergetycznie pożenionym wzmacniaczem o mocy równej wielu podpinanym na co dzień przez nas wzmakom, które muszą zasilić CAŁĄ pasywną konstrukcję. Mało? To co powiecie o zwrotnicy, która w całym układzie, wraz ze wspomnianą amplifikacją (wzmocnienie za zwrotnicą, tzn. post-crossover amp), gwarantuje 100% liniowość, redukcje zniekształceń (klasyczne: przetwornik – zwrotnica – okablowanie – wzmacniacz / końcówki – pre), wspomniane DOPASOWANIE. Nie ma żadnej konwersji na cyfrę, nie ma żadnego DSP, nie ma żadnej konwersji w paczkach. Czysty sygnał. Liniowy, bo na próżno szukać jakiegoś potencjometru od siły wzmocnienia. Nie ma. Null. Musimy zdać się na zewnętrzne pre (oraz ofc dostarczyć sygnał via źródło).
Skrzynka strumieniująca. Firmowo. Ze wszystkim (strumienie), choć w formie i stylu raczej budżetowym. Robi też poziom (w domenie cyfrowej)
Można też inaczej…. jakaś Freya (Schiit), jakiś Johnson (wszystko to pre), jakieś zacne skrzynki przedwzmacniające i lecimy (mając do wyboru SE albo balans)
Dobra, ktoś powie, ciekawe, ale co dalej? Ano dalej ELAC daje nam swobodę wyboru. Mamy coś, co łączy dwie rzeczy, które zazwyczaj najskrupulatniej, najczęściej dopasowujemy do siebie, zestawiamy, poszukując najlepszego połączenia, najlepszej synergii. Wzmocnienie oraz przetwornik akustyczny. No tak, tak to aktywny zestaw jest, ale jak widać jeszcze bardziej, jeszcze mocniej bezkompromisowy w podejściu. Możemy zatem wybierać i przebierać (pre/DAC/stream), możemy też zdać się na łącznik z cyfrowym światem pod postacią firmowego Discovery Connect DS-C101W-G. Pt pudełeczko, taki tam streamer, źródło i – jak komuś nie przeszkadza, cyfrowe pre. Mhm, kontrola poziomu następuje w domenie cyfrowej, w pudełku, następnie przekonwertowany sygnał trafia via RCA do tytułowych kolumn. To opcja przystępna cenowo, firmowa, wieloformatowo-protokołowa, przy czym raczej budżetowa (DAC, wyjścia niezbalansowane). Kosztuje to, to 400$ (same kolumny to 2000$ para ze standami). Będzie z tego pudełka szło AirPlay, będzie współpraca z Roonem (Ready), będzie śmigało Spotify Connect, będzie także coś na szybko via BT.
No dobrze, to w czym rzecz? Ano w tym, że dostajemy potencjalnego gotowca, system, który ideologicznie może być lepszy od totalnie zwariowanego super high-endu, a przy tym jest z pudełka taki. Nie, nie szukacie, nie, nie dopasowujecie, nie – włączacie i słuchacie. Bez konieczności zawracania sobie głowy okablowaniem (tak, tu też są łączówki, ale jakby liczba zmiennych – dla zwolenników kablowego biznesu – mocno się redukuje w takim przypadku), nie zawracania sobie głowy akcesoriami egzotycznymi (voodoo), przy skoncentrowaniu uwagi na tym, co stanowi kropkę nad i (źródło/pre). Te pozostałe składowe, warto to podkreślić, nie popsują niczego, mogą „jedynie” nie wydobyć tyle, ile z tego układu można. To też coś, co można określić mianem wcale niemałej rewolucji. Koniec z uciążliwym poszukiwaniem, z często pozbawionym sensu gonieniem wyimaginowanego króliczka, jakiejś utopijnej doskonałości, gdy wielu (nie twierdzę, że każdy) odczuwa (finalnie) rozczarowanie, zwyczajnie błądzi i gubi się, zamiast cieszyć muzyką. To dość częsty, wcale nierzadki przypadek utraty przyjemności obcowania z czymś, co przecież ma dostarczać przyjemności, radości.
Zgrabne, małe, kompaktowe, zajmujące niewielką przestrzeń, a grające (no właśnie) jak wielgachne paczki?
I jeszcze, jakby tego było mało, macie układ typu końcówki mocy, każda osobno, napędzająca przetwornik, w środku czysty, liniowy sygnał.
Regulacja na zewnątrz – pre, co jest prawidłowo wg. mnie, bo przecież w tych studyjnych monitorach to takie upierdliwe, takie nieprecyzyjne (właśnie), takie nieżyciowe
Na koniec drobna wolta, zaprzeczenie, ale też – cholera – potwierdzenie tego, o czym tutaj od dawna gadamy. ELAC dając małe strumieniujące pudełko, wiedząc, że niektórzy chcą naprawdę tych kabli nie mieć, no wyrugować je skąd się da, oferuje coś, co (jednak, jednak) strumieniuje do tych paczek zera i jedynki (odbiornik jest, choć w ogóle od strony użytkowej, jakiegoś śladu istnienia, patrząc na paczki tego czegoś nie dostrzeżemy, nie zauważymy). ELAC AirX2. Ich protokół. Znowu po swojemu i oryginalnie. 16/44, żadnego hi-res, żadnego konwertowania, no niczego. Pure Red Book. Jak coś wyżej to – owszem – coś usłyszymy, ale to wyżej… jak ktoś to niedawno skrzętnie policzył, to nie więcej niż 5-8% całości dostępnej muzyki (znaczy hi-res to jakieś właśnie tyle). To taka opcja dla osób, które cenią wygodę i mogą iść na – nazwijmy to – na pewne kompromisy. Tyle, że tutaj wyraźnie kroi się coś bardzo, bardzo, bardzo bezkompromisowego.
Kiedy w Polsce te Navisy? Chętnie sprawdzę z Matrix Audio element X/P (streamer/pre z autorskim oprogramowaniem, który zamiesza w kotle, oj zamiesza …będzie niezadługo u nas).
PS. W najbliższy weekend gramofonowe zabawy z Ampem (analogowe źródła), super mocarna słuchawkowa integra z wyczynowym przetwornikiem (relacja ze słuchania)… jaka… dowiecie się w sobotę & kolejne zapowiedzi
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.