Pamiętacie nasz artykuł o KEFach LS50 Wireless? System zaklęty w paczkach, ale jednak drut, a nawet w sumie parę drutów, bo kolumny skrętką, a i kable jeszcze sieciowe do gniazdek w ścianie musowo. Wiadomo. No to teraz patrzajcie (tak, lubimy Strażników): stereo oparte na dwóch monitorach komunikujących się między sobą bezprzewodowo, wyposażone w BATERIE (jakieś 50 godzin grania) oraz moduł – rzecz jasna – bezdrutowy. Ten moduł to w ogóle ciekawa sprawa, bo Aurender postanowił rzecz maksymalnie uprościć, a jednocześnie dać użytkownikowi coś, co będzie w pełni uniwersalne. Ten moduł ma USB. Tylko. I tak, podpinamy sobie dowolne źródło, niczego ofc nie konfigurujemy (bo nie trzeba) i z poziomu ekranu komputera, handhelda (wszystko to można też zdalnie, jak ktoś chce, wystarczy odpowiedni soft) odtwarzamy. Dowolne oprogramowanie, dowolny system operacyjny, zaraz po wpięciu. Wszystko. No to jest taki poziom prostoty, który – powiem szczerze – bardzo mi się podoba. Nie trzeba kompletnie się znać, nie trzeba wprowadzać żadnych ustawień (kolumny i moduł komunikują się między sobą w ramach swojej sieci mesh …zero konfigurowania czegokolwiek: włączamy ON i gra). To najprostszy sposób na muzykę z pliku. To raz. A dwa, to faktyczna realizacja idei system zaklęty w głośnikach, w odróżnieniu od wspomnianych KEFów totalnie bezkonfiguracyjny i totalnie bezdrutowy. Wow!
Kojarzycie te nieprawdziwe wizualizacje, z kolumnami bez kabli, bez elektroniki, żeby to ładnie wyglądało, nie ingerowało w projekt wnętrza?
Jasne że kojarzycie. No to tutaj nie ma żadnej ściemy. Tak to właśnie wygląda. Dwie paczki bez druta, bez elektroniki.
Cały system. Tak jak go widać na obrazkach. Dokładnie tak.
Muszę te paczki zdobyć do testów, mam nadzieję że trafią do dystrybucji w .pl. Bardzo na to liczę. No dobrze, wiemy już, że to faktyczna realizacja pomysłu na świat bez kabla, ale – słusznie – zapytacie zaraz: „co z resztą, co tam gra i czy warto kruszyć kopie?”). Aurender zrobił to dobrze. Konstrukcję oparł na duńskich przetwornikach (duet tweeter Scan Speak & średnio-nisko SEAS), obudowy wykonano z alu, zadbano o dobre ekranowanie oraz odprowadzanie ciepła (moduł zasilania oparty na bateriach, cała elektronika, z ampami, wszystko w kompaktowych, bo to niewielkie monitory, obudowach ukryto), na co wskazują ożebrowane boki paczek. Jak wspomniałem, niczego nie musimy w nich ustawiać, niczego, wystarczy do modułu „źródłowego” podpiąć komputerowy transport dowolnego typu. Sam moduł, zresztą, też bardzo ciekawy. Aurender idzie pod prąd, żadne tam magie cyferek, częstotliwości na poziomie 1kHz, 32 bity, DSD czy DXD i co tam jeszcze. Nie. Zrobili przetwornik, który wypuszcza stare, dobre, bitperfectowe 16/44. Podkreślam jest bitperfect, bez kompresji, czysty, nienaruszony strumień. Z modułu do obu skrzynek. Bez druta. Właśnie tak.
Bateria, która zmienia prawie wszystko (prawie, bo moduł USB bez druta też jest oryginalny)
No właśnie. Prościej i bardziej uniwersalnie NIE DA SIĘ. Transmiter w formie dongla i już.
Autokonfiguracja w ramach własnej sieci mesh. Super!
Patent na granie z wysokiej klasy streamera (może też być serwer audio i to wg. mnie idealne rozwiązanie dla tych paczek… ROCK (Roon) i już)
W miejscu gdzie sobie słuchamy tylko interfejs, taki jak na obrazku, duży dotykowy ekran i wybieramy z naszej szafy grającej to, na co mamy ochotę – brak barier w obsłudze, w sposobach komunikacji, takie klasyczne stereo z CD tylko komputerowe, z pliku, ale podobnie proste w obsłudze
Cena tego wielce oryginalnego produktu to 3000 dolarów. Tanio nie jest, ale wg. mnie to może być naprawdę COŚ, rzeczy która całkowicie zmienia postrzeganie systemu audio, toru audio. Oczywiście trzeba tego posłuchać, trzeba sprawdzić jak dobrze udało się zrealizować zamysł całkowitego wyrugowania drutów. Nie chcę niczego wieścić, bawić się we wróżkę, ale… świat zmierza w tym kierunku, widzimy to bardzo wyraźnie w przypadku słuchawek, ale także „dużego stereo” – integruje się i rezygnuje. Z kabli rezygnuje. W przypadku Aurendera dochodzi jeszcze fenomenalna prostota. To dla kogoś, kto alergicznie reaguje na komplikacje komputerowego audio. Owszem, źródłem będzie tutaj coś komputerowego – fakt – ale sam system to rzecz z gatunku plug&play, przy czym tutaj praktycznie nie ma tego plug. Tu jest tylko play (no, jak wspomniałem, ON). To moim skromnym zdaniem jest najistotniejsza od strony użytkowej sprawa – nic nie trzeba. Więcej, moduł, jak opisał Krzyś Connaker z CA, może sobie być gdziekolwiek (to ma formę dongla, ludzie, to mały pendrive do którego podpinamy jeden kabel USB coś tam, w zależności od komputerowego źródła). Właśnie, parę stropów, wiele ścian… nie ma problemu, bo pracuje tam na tyle wydajny moduł bezprzewodowej transmisji, jak wspomniałem oparty na własnej sieci mesh, że może to sobie grać w innych pomieszczeniach bez najmniejszych opóźnień, bez dropów, no całkowicie bezproblemowo. Wow!
Brakuje (subiektywnie) białego
Realizacja w praktyce idei bezprzewodowego świata, z wyautowaniem zasilania, całej (zbędnej) elektroniki, z źródłem, które możemy trzymać w dłoni, z źródłem, które jest kieszonkowym komputerkiem strumieniującym wszystko jak leci. Tak – to jest właśnie – TO. Bardziej niż KEF, w bezkompromisowej (druty OUT) formie. Do mnie to przemawia, przemawia jak cholera, bo marzyła mi się taka właśnie prostota, taki właśnie tor, taki system: dwie paczki, na ładnych standach (a cholera, niech będą akrylowe przezroczyste dla podkreślenia efektu, no niech będą takie! ) i już. Coś czuję, że brzmieniowo nie będzie powodu do narzekań, że dzięki takiemu systemowi zapomnimy o tych wszystkich cyferkach, protokołach, wtyczkach, połączeniach… będzie tylko muzyka. Muzyka z pliku. Tyle, że to ona będzie w centrum, czyli dokładnie będzie tak, jak być powinno. Zawsze.
Do mnie to przemawia.
Jak widać, można zaaplikować akumulatory o różnej wydajności…
Montujemy i zapominamy o drutach. Jakichkolwiek drutach.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.