Kolejny głośnik bezprzewodowy, który debiutuje na rynku. To obecnie bardzo dynamicznie rozwijający się segment rynku. Parę newsów niżej opisałem nowy produkt Harmana Kardona. Co prawda była to stacja muzyczna (urządzenie, które może pracować autonomicznie) to jednak należy do podobnej kategorii co opisywany SoundLink. Sprzęt Bose w odróżnieniu od wcześniej zaprezentowanego urządzenia nie potrzebuje okablowania do pracy, korzysta z połączenia bezprzewodowego (dodatkowo przewidziano możliwość pracy na zasilaniu bateryjnym). Firma zdecydowała się na uniwersalne rozwiązanie (sporo bezprzewodowców wykorzystuje technologię AirPlay, co oznacza że mogą być używane w przypadku połączenia bezprzewodowego wyłącznie z handheldami Apple). W środku obudowy zamontowano moduł Bluetooth. Dzięki temu każdy smartfon, tablet będzie mógł streamować muzykę do tytułowego głośnika. Wystarczy nacisnąć jeden przycisk na obudowie, aby odtwarzać muzykę z dowolnego miejsca w domu. Głośnik ma cztery niskoprofilowe przetworniki neodymowe (wysokie i średnie częstotliwości), z nowymi podwójnymi pasywnymi radiatorami, które zostały zaprojektowane w opatentowanej formie wafla, co pozwala na uzyskanie głębokich, niskich tonów. Przez umieszczenie radiatorów w sposób przeciwstawny wyeliminowano wibracje, zapewniając zamianę energii na moc akustyczną. Zestaw głośnikowy jest dopełniony nowoczesną elektroniką, w tym technologią Bose cyfrowego przetwarzania sygnału, aby odtworzyć charakterystykę instrumentów i ich szczegóły na każdym poziomie głośności. Cena modelu podstawowego wynosi 1199 złotych.
Nowy model MS150 kosztuje 600 dolarów – trzeba przyznać że to dość wysoka cena, porównywalna z tą, jaką trzeba zapłacić za nowego Zeepelina. Mniej więcej tyle kosztują mikro zestawy stereo (np. podstawowy model Pianocrafta). Za drogo? Chyba jednak nie… Harman stworzył stację wyposażoną we wszystko czego oczekujemy od mikro zestawu HiFi, dodatkowo nadając swojemu nowemu produktowi ciekawą formę, przypominającą jako żywo mniejszego Zeppelina (Mini) firmy Bowers&Wilkins. Jakie możliwości oferuje MS150? Mamy tutaj czytnik płyt, tuner FM/AM, dock dla iPoda/iPhone, kilka złącz pozwalających na podłączenie dodatkowego sprzętu audio, gniazdo słuchawkowe, wyjście dla opcjonalnego subwoofera. Na górnej ściance zamontowano czytelny, duży wyświetlacz alfanumeryczny LCD. Moc stacji wynosi 30W. Aby obsłużyć wszystkie funkcje nie trzeba będzie dźwigać się z fotela – producent oferuje w komplecie pilota zdalnego sterowania. Czego nam brakuje? Chyba tylko gniazdka LAN (względnie obsługi Air Play), choć zadokowany iPod (touch) będzie mógł streamować muzykę z iTunes, NASa oraz Internetu.
O tym produkcie kiedyś już wspominaliśmy. Teraz radyjko internetowe KRadio trafi na nasz rodzimy rynek. To produkt, który wpisuje się w obowiązujące dzisiaj trendy. Niewielkie, zintegrowane urządzenie, zdolne do współpracy z grajkami i telefonami Apple, pozwalające na dostęp do tysięcy rozgłośni internetowych. Poza tym można skorzystać z tradycyjnego tunera FM/AM oraz za pomocą wejścia liniowego podłączyć zewnętrzne źródło. Jak podaje dystrybutor, dzisiaj blisko 2/3 słuchaczy radiowych w Polsce, co najmniej raz w tygodniu, korzysta z radia internetowego. Takie dane przyniosła druga edycja badań słuchalności na zlecenie Komitetu Badań Radiowych. Oznacza to, że w ciągu mniej niż 10-lat, kiedy pojawiły się masowe łącza szerokopasmowe w Polsce miała miejsce cicha rewolucja cyfrowa. Najpopularniejszym nośnikiem internetowego radia pozostaje komputer. Daleko mu do praktyczności, wyglądu i jakości prawdziwego radia klasy hi-fi, które bez problemu zmieści się na każdym biurku, w kuchni, garażu czy pracowni. Omawiane urządzenie wychodzi naprzeciw potrzebom, pozwalając na znacznie wygodniejszy, cechujący się wyższą jakością brzmienia sposób konsumpcji muzyki z internetowych rozgłośni.
Ależ to subtelne, ale też jakie niemieckie… gąsienicowe podwozie i ogromna bateria (ognia!) głośników o łącznej mocy 4000W. Bogu dziękować, że jesteśmy w tym samym sojuszu militarnym. Soundpanzer nie wygląda dokładnie jak replika Pantery czy Tygrysa, ale i tak nam się podoba. Bojowy pojazd soniczny zbudował niejaki Nik Nowak, absolwent berlińskiej UDK. W projekcie wykorzystano podwozie japońskiego mini-spychacza gąsienicowego z hydraulicznym wysięgnikiem, który pozwala na regulację kąta nachylenia przetwornikowego arsenału. Wspomniana bateria składa się z sześciu 12-calowych przetworników średniotonowych, trzech 18-calowych wooferów oraz czterech tweeterów. W sam raz na jakąś (ekhmm) Love Parade. Cóż można dodać… a pewnie, że można: Achtung! Panzer! Soundpanzer! Zainteresowani wynalazkiem, mogą skorzystać z linku: niknowak.de, poniżej zdjęcia oraz materiał wideo…
Dodajmy – darmowej aplikacji. Dodatkowo zrobionej nie przez jakiegoś amatora gry na tym pięknym instrumencie, tylko opracowanej przez profesjonalistów od Steinwaya. Wystarczy wejść na AppStore i pobrać darmową aplikację Etude 2.0 aby rozpocząć naukę gry na fortepianie. Aplikacja nie tylko wygląda bardzo ładnie, nie tylko jest dopracowana, funkcjonalna, ale faktycznie wspomaga proces uczenia i choć nie zastąpi prawdziwego instrumentu, bo ma być w zamyśle twórców pomocą dydaktyczną podczas gry na fortepianie, (chyba nikt nie ma wątpliwości, że iPad to jednak nie jest Steinway ;-] ) to ktoś, kto chce poznać podstawy będzie wniebowzięty. Zresztą chyba nie tylko amator znajdzie tutaj coś dla siebie. Zasada działania jest niezwykle prosta: program na bieżąco pokazuje, które klawisze i w jakiej kolejności należy przycisnąć, a zadania dla lewej i prawej ręki są oznaczone różnymi kolorami. W efektywny sposób uczymy się operować dłońmi, do ćwiczeń wybierając dowolny fragment utworu. Do tego można dobrać według własnych potrzeb tempo i zaprogramować podświetlanie klawiszy np. tylko dla lewej lub tylko dla prawej ręki. Dla leni patentowanych, którzy nie chcą czytać nut (względnie dla tych którzy tego po prostu nie potrafią) jest tryb „Piano Roll”. Naprawdę prościej się nie da. No to teraz czekam na moje skrzypce… tylko jak ja tego iPadowego Stradivariusa ułożę, chwycę? ;-] Pewnie ktoś wymyśli jakiś sprytny patent… Warto nadmienić, że bazę utworów można poszerzyć o dodatkowe pozycje. Etude ułatwia robienie zakupów, dzięki dostępowi do nowych nut w ramach aplikacji. I kto tu mówi(ł), że te tablety to o kant d…. rozbić, że to kompletnie bezużyteczny, krotochwilo-modny produkt, który zaraz się wszystkim znudzi? Można pobrać z linku źródłowego. Smacznego.
Słuchawki dla osób aktywnych fizycznie. To najnowsza propozycja Philipsa oraz firmy O`Neill, sprzęt który dzięki wytrzymałej konstrukcji zniesie trudy biegów przełajowych, joggingu oraz jazdy ekstremalnej na wrotkach, rowerze czy deskorolce. Najważniejszym kryterium była wytrzymałość, poza tym słuchawki musiały sprostać oczekiwaniom dotyczącym komfortu oraz ergonomii. To się chyba udało, bo z pierwszych recenzji wynika, że to bardzo udane połączenie, te słuchawki nie tylko fajnie wyglądają, dobrze „leżą”, są nad wyraz wytrzymałe, to jeszcze dodatkowo całkiem nieźle brzmią. Słuchawki „The Bend” i „The Stretch Scratch” zostały tak zaprojektowane, aby przetrwały nawet w najcięższych warunkach. ”The Bend” to niezwykle wytrzymała konstrukcja, która sprosta wymaganiom sportowców uprawiających najtrudniejsze dyscypliny. Pałąk słuchawek, wykonany z tego samego materiału co najbardziej wytrzymałe gogle narciarskie, ściśle przylega do głowy. Jeśli słuchawki zostaną mocno ściśnięte lub upadną z dużej wysokości, dzięki mechanizmowi bezpiecznego mocowania, nauszniki nie połamią się pod wpływem nacisku, tylko odczepią się od pałąka. Słuchawki „The Stretch Scratch” to najnowszy produkt z gamy The Stretch. Zapewniają dynamiczną jakość dźwięku, a pałąk TR55LX wygina się w każdym możliwym kierunku. Przewód słuchawek jest wykonany z materiału, który nie ulega naciskom ani się nie wykręca. Zastosowano w nich również zupełnie nową estetykę: nauszniki w kolorze okrycia wierzchniego zaprojektowano tak, aby z czasem się wycierały, podobnie jak spód bardzo zjeżdżonej deski. To najlepszy sposób, abyś na zawsze zapamiętał swoje obicia i zadrapania.
Pozostajemy w marantzowych klimatach, tym razem nie chodzi jednak o kino domowe, a o najnowszą, limitowaną serię komponentów stereo Japończyków. Marantz ma swój, charakterystyczny styl, podobnie jak amerykański Harman Kardon, jest wierny stylistyce, formie, wygląd jego urządzeń trudno pomylić z konkurencją. Nie tylko firmowy design wyróżnia produkty Marantza na rynku. Producent ma swój patent na brzmienie, które można określić mianem bezpiecznego, dość neutralnego, pozwalającego budować własny system zarówno w oparciu o elektronikę z firmowego katalogu, jak i (bez problemu) łączyć z urządzeniami innych firm. Wielkim plusem jest to, że firma dba zarówno o klienta mogącego przeznaczyć na zakupy stosunkowo niewielką kwotę, jak i takiego, który chce kupić coś ambitnego, high-endowego. Tutaj nie płacimy za audiofilskie powietrze, nie stosujemy mnożnika x50 za „hajendową manufakturę audio”, nabywca otrzymuje najnowocześniejsze rozwiązania, najlepsze technologie, „state of art” za rozsądne pieniądze. Na szczęście Marantza, który zawsze miał ambicję wprowadzania na rynek znakomitych systemów stereo, ominął trend kasowania dziesiątek i setek tysięcy dolarów za urządzenia, które po prostu nie są tyle warte (ale rzecz jasna znajdują się ludzie, którym poprawia się samopoczucie, po zakupie zestawu za pół miliona… dlatego takie produkty mają rację bytu). Omawiana seria 15 to klasyka, to jedna z najpopularniejszych serii zestawów dzielonych, w tym przypadku obejmująca wzmacniacz zintegrowany oraz odtwarzacz CDA/SACD.
Kolejny przetwornik cyfrowo-analogowy z interfejsem USB pracującym w trybie asynchronicznym, tym razem ze słonecznej Italii. Taki tryb pozwala uniknąć największego problemu w przypadku transmisji muzyki za pomocą USB – pełnego zakłóceń, jittera, pasma, które w przypadku PC jest nośnikiem informacji z wielu działających na magistrali urządzeń, dodatkowo taktowanego zegarem całkowicie nieprzystającym do tego co spotykamy w sprzęcie audio. Te wszystkie problemy można zredukować za pomocą asynchronicznego odbiornika USB, takiego właśnie jaki zastosowano w omawianym urządzeniu. Goldenote DAC-7 jest asynchronicznym przetwornikem USB potrafiącym odtworzyć muzykę zapisaną w plikach wysokiej rozdzielczości poprzez port USB dzięki szybkości 480Mb/s. Goldnote DAC-7 dekoduje praktycznie każdy materiał muzyczny zapisany w formacie do 24-bitów i 192kHz z dowolnego komputera lub innego źródła, co ważne dzięki elastyczności połączeń możliwe jest podłączenie wielu źródeł audio (poza USB jest jeszcze optyk oraz dwa koncentryczne złącza cyfrowe – wszystkie oferują takie same parametry działania dla sygnałów audio tj. 24/192). Podobnie jak pozostałe komponenty serii Micro Goldenote DAC-7 umożliwia podłączenie zewnętrznego, opcjonalnego zasilacza PSU-7, podnoszącego o kolejną klasę jakość oferowanego przez przetwornik dźwięku. Poniżej możecie zapoznać się ze specyfikacją omawianego DACa. Dodam tylko, że urządzenie jest już dostępne w sprzedaży, a jego cena wynosi 2380 złotych.